Wydarzenia


Ekipa forum
Balkon
AutorWiadomość
Balkon [odnośnik]15.08.16 15:16
First topic message reminder :

Balkon

Tu będzie opis.


Ostatnio zmieniony przez Franz Westling dnia 07.12.16 1:31, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość

Re: Balkon [odnośnik]18.08.16 22:23
Wewnątrz rosło w nim szczenięce zadowolenie, poczucie zwycięstwa, że znalazła się osoba na tyle naiwna, żeby uwierzyć w jego sztuczki i przekomarzanie. Oczywiście, że to nie ona. Nikt również nie próbował się włamać do mieszkania, po prostu jakiś dzieciak, w przypływie nagłej kreatywności, uznał, że zabawne będzie obrzucić czymś ciężkim i mokrym (kamieniem obtoczonym w śniegu) przypadkowe okno.
Czy Amelia zawsze była taka zachmurzona? Zła nie tylko na fałszywe oskarżenia, nawet jeśli rzucone dla żartu. Po trzykroć winny pokręcił głową. Musiał odłożyć szybę w bezpieczne miejsce i zająć się resztkami dostrzeżonego przed sekundą szkła w uszczuplonych o tak ważny element drzwiach.
- Ciekawe hobby, doprawdy. – mruknął kręcąc się w miejscu. Spojrzał w bok, sąsiadka zniknęła. Dostrzegł jej kształt, kiedy coś ruszyło się przy postawionych na balkonie ziołach. – A to mi się trafiła sąsiadka…
Drzwi miały swoje żłobienia. Wystarczyło te, nazwijmy to, szyny oczyścić i w miejsce kiedyś starej szyby wstawić nową. Ułożył szkło tak żeby pasowało. Nie miał z tym większych problemów. Zakupił nawet kit dla uszczelnienia swojego dzieła i naprawy paru innych elementów tego wiekowego zabytku.
Wstał z kucek i przybliżył się do barierki. Zwiesił ręce poza nią. Spojrzał w bok, na przestrzeń poniżej. - Czary mary, hokus pokus, drzwi mi rozbił jakiś łobuz?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]19.08.16 20:24
Bennett mimowolnie uśmiechnęła się, słysząc rymowankę sąsiada. Patrzyła na niego rozbawiona, nic jednak nie odpowiedziała na tą dość udaną rymowankę. Musiała jednak przyznać, że trafił jej się dość utalentowany sąsiad.
Wróciła do wcześniejszej pozycji, opierając łokcie o barierki. Z ciepłego kubka unosiła się wolno para, która wędrując w przestrzeń, już niedługo miała się z nią zlać w jedno. Powietrze było zimne, przed niską temperaturę Amelię chronił jednak gruby sweter - niezawodny przy niskich temperaturach. W razie przymusowej wyprowadzki pod most, dziewczyna nie musiała się martwić o to, że zamarznie. Zresztą sama wizja o byciu bezdomnym jak na razie była nierealna - póki co dziewczynie starczało na wszystkie rachunki i przy tym też swoje potrzeby. Może nie spała na pieniądzach, ale nigdy do tego nie dążyła. Nie potrzebowała takich przyjemności.
- Zna się pan na tym? - spytała po chwili, wymownie patrząc na wybitą szybę. - Wydaje się pan wiedzieć co robi.
W dzieciństwie Amelia wiele rzeczy musiała robić sama. Ojciec jej pracował tak długo, że po ciężkim dniu dziewczynka nie potrafiła prosić go o coś więcej, niźli bajka na dobranoc. W przypadku matki ta nie wiedziała aż tak wiele, a i nie garnęła się do pomagania córce, tłumacząc się brakiem czasu, zmęczeniem lub stwierdzeniem, że mała Bennett jest już duża i powinna sama umieć zrobić wiele rzeczy. I chociaż wówczas gdy prosiła, nie potrafiła wiele, to szybko przestała przychodzić z podobnymi sprawami, poszerzając swoją wiedzę o nowe informacje. Własne doświadczenie, niekończące się próby oraz rady starszych osób okazały się być wystarczające do własnoręcznego uporania się z problemami. To jednak okazało się być jednym z problemów w późniejszych latach - Amelia była zbyt dojrzała dla rówieśników, toteż nie umiała się z nimi porozumiewać. Ze skrywanym pobłażaniem patrzyła na to jak męczą się z najprostszymi zadaniami, gdy sama przymierzała się do opasłych tomisk z braku rozrywki.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]20.08.16 0:47
- Mam nadzieję, że się znam. - uniósł brwi. - Zresztą… - westchnął dziwnie, jakby delikatnie czymś rozbawiony. - Mimo wszystko wymiana szyby nie jest aż tak ciężką sztuką. – odparł prostując jedną z rąk. Spojrzał na sąsiadkę, a z tej perspektywy byli przecież naprzeciwko siebie. Dawno z nią nie rozmawiał, jeśli nadarzyła się okazja, trwała ona zaledwie na długość gwizdu czajnika, upadku popiołu na zimną ziemię, szybkiego kiwnięcia głową. Zwykli ludzie się mijają, życie się nie zazębia, choć mechanizm czasem dopasowuje rytm dnia, jedno do drugiego. Tego popołudnia, czy to przypadkiem - zrządzeniem losu uprzejmych życia zębatek – mieli okazję zamienić ze sobą już o te parę słów więcej.
Spojrzał więc na Amelię szukając tego niepokoju, który jeszcze chwilę temu przecinał jej niezadowoloną twarz. Była powściągliwa, uważna i  nieprzekonana, ale miała w sobie coś jeszcze. Ciekawość. O ile Francis dobrze się w niej rozczytał.
- Nie dostała pani prezentu od lokalnych łobuzów, jak ja? – zapytał odwracając się do swojej roboty. Zastanawiał się nad tym o czym powiedział mu niedawno Carter. Głupota, być może. Z drugiej strony, każda bujda ma jakieś swoje korzenie. Bliższe lub dalsze prawdy. Nie miał ochoty w tej chwili zaprzątać sobie tym głowy.
W żłobienia po roztrzaskanym szkle weszła nowiutka szyba. Czysta, dopiero co od szklarza, bez żadnej skazy. Na tle pozostałych, brudnych szkiełek, prezentowała się nie tyle elegancko, co zawstydzająco, dla każdego kto patrzył na drzwi. Aż ochota brała, sięgnąć po różdżkę i trzask-prask!, rozprawić się z problemem.
- Za filiżanką herbaty, mógłbym podreperować i balkon sąsiadki. - uśmiechnął się zerkając na Amelię przez ramię. Opatulona w sweter była zupełnym przeciwieństwem jego, który naciągnął na siebie zaledwie koszulę roboczą, nie myśląc w ogóle o jakimś swetrze, nie daj Bóg, kurtce.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]20.08.16 15:11
Amelia obserwowała go, chociaż starała się nie okazywać zbytniego zainteresowania jego osobą. Nie chciała, by w zły sposób odczytał jej zaciekawienie i zbyt długie spojrzenia - wielu mężczyzn z pewnością od razu przyjęłoby to jako zachętę do wzięcia więcej, niźli w rzeczywistości mogą. Nie, ona nie szukała zabawy i okazji do pójścia w ślady rodziców, zbyt wiele lat z nimi spędziła by wystarczająco ustrzec się przed podobnymi rzeczami. Poza tym tkwił w niej naturalny dystans i chociaż nie raz go przeklinała, to nie łatwo było go uciszyć. Potrzebowała więcej czasu, o czym niejedna osoba się już dowiedziała. Z drugiej strony jednak jej ojciec zawsze powtarzał, że dzięki temu jego mała księżniczka będzie się otaczać jedynie ludźmi wartymi jej uwagi, czasu i miłości.
- Na całe szczęście nie doświadczyłam tej nieprzyjemności - odpowiedziała, w duchu dziękując dzieciom za litość do niej samej. Sama wizja zniszczonego okna, które podczas rozbicia zniszczyłoby przy okazji wiele innych rzeczy (w tym też jej mały ogródek), przyprawiała ją o nieprzyjemne dreszcze. Na dodatek kolejnym problemem byłaby kwestia naprawy. I chociaż słysząc słowa sąsiada nie wątpiła w jego chęci, to nagle przepłynęła przez nią fala dość dziwnego uczucia. Spojrzała na niego, zastanawiając się nad jego słowami, by w myślach wrócić do własnego mieszkania. Prawie nikogo do niego nie przyjmowała, toteż nie była przygotowana na gości. Jej matka zawsze kazała dokładnie sprzątać każdy kąt domu, kiedy ktokolwiek miał ich odwiedzić, następnie wciągała na małą blondynkę niewygodne sukienki, które ta miała ochotę podrzeć lub udusić się nimi, dając tym samym nauczkę matce. Później jednak przestała być pewna czy rzeczywiście byłaby to kara... O wiele gorszym byłoby nabałaganienie, gdyż u rodzicielki musiał panować porządek - przeciwieństwo mieszkania Amelii, w którym nie było brudu, jednak same rzeczy ustawione były w artystycznym nieładzie. Sam główny pokój był urządzony w dość chaotyczny sposób w którym tylko ona potrafiła się odnaleźć. Wprowadzając obcą osobę narażała swoją prywatność.
- Nie jestem pewna czy mój balkon potrzebuje naprawy - jak na razie świetnie się dogadujemy. - odpowiedziała w końcu, z delikatnym choć niemrawym uśmiechem. Patrzyła jeszcze chwilę na mężczyznę, by nagle wyprostować się i zniknąć w mieszkaniu, zostawiając jednak swój kubek na parapecie. Wróciła po kilku minutach z białym kubkiem w ręce, z którego powoli unosiła się para. Podeszła do barierki, jedną ręką trzymając się jej, by drugą w której trzymała naczynie, wyciągnąć w stronę mężczyzny z delikatnym uśmiechem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]20.08.16 15:38
- W porządku. – powiedział przenosząc jedną z rąk na tył głowy. Francis był raczej uprzejmy z natury. Przede wszystkim wobec ludzi, którzy nie zaszli mu za skórę. Może oceniał własną miarą, jak każdy, dobierał ją do sytuacji. Była na tyle elastyczna, na ile się tego oczekiwało. Miał więc w sobie, a przynajmniej tak uważał jego ojciec, naturalny instynkt, z którym człowiek się rodzi, ale również nabywa i ubogaca. Babcia często kręciła głową powtarzając, że wrodził się w ten sposób do Williama. Ta sama charyzma, ten sam błysk w oku. Dobry chłopak. Tylko szczęścia nie ma.
Amelia zniknęła bez słowa. On również, odprowadzając ją chwilę wzrokiem, wrócił do swojej pracy. Na krześle obok barierek, czego sąsiadka zauważyć wcześniej nie mogła, leżało kilka pojemniczków. W metalowej puszce, prawie tak lśniącej jak w reklamach kolorowych, amerykańskich konserw, Westling  rozrabiał kit. Usiadł na zimnej podłodze, rozłożył nogi i z tej wysokości, nabierając miksturę małą szpachelką, uzupełniał braki, przez które wdałoby się do mieszkania zimne powietrze. Ilu w Londynie koneserów kitu? Zachodząc w głowę, czy nie przejął mieszkania po rodzinie z dzieckiem, poprawiał resztę ubytków.
Podnosił się właśnie chcąc po sobie posprzątać, kiedy zauważył sąsiadkę. Popatrzył na własne umorusane ręce, ale mimo to podszedł do barierki i z krótkim, uśmiechniętym kiwnięciem, podziękował za napój.
- Mm. Z czym to jest? – Oczy mu się rozszerzyły. – Dobr… - wziął jeszcze jednego, szybkiego łyka. Tym razem odrobinę za szybkiego, zakrztusił się bowiem, kichnął, a herbata weszła mu do nosa. Kubek powędrował z ręki do ręki, żeby spocząć ostatecznie na parapecie. Francis, zgięty wpół, zaczął się krztusić. Nie trwało to długo, ale kiedy się wyprostował, był zmachany jak po maratonie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]20.08.16 17:14
W głębi duszy była zadowolona z kompromisu, który udało jej się w ostatniej chwili wymyślić. Jak na razie wolała nie wprowadzać do domu osoby, których zbyt dobrze nie znała, lecz nie chciała też zachowywać się zbyt nieuprzejmie. Sama nie przejmowała się innymi osobami, starającymi się na każdym kroku znaleźć powód do zwady, gdy jednak ktoś był miły w stosunku do niej, starała się tym odpłacić. W końcu pan Bennett nie byłby zadowolony, gdyby jego córka zaczęła zachowywać się jak rozpieszczona szlachcianka, a zamykając się na innych z pewnością sprawiałaby takie wrażenie. Niektórzy zwykli wypominać jej, że zbyt często patrzy na swojego ojca, jednak ona nie umiała inaczej. Prawie wszystko robiła dla niego od zawsze, nauczyła się tego tak bardzo iż nawet po jego śmierci nie wyperswadowała tego sobie z głowy.
Obserwowała jego reakcję z wciąż tkwiącym na jej twarzy delikatnym uśmiechem. Ten jednak szybko został zastąpiony przez wyraźny niepokój, kiedy mężczyzna zaczął się krztusić. Ponownie wspięła się na palce, obserwując go. Jeszcze chwila i Amelia byłaby gotowa w jakiś sposób dostać się do niego i pomóc, gdy ten jednak wyprostował się, odetchnęła z wyraźną ulgą. Spojrzała na niego, lekko mrużąc oczy, powoli kręcąc głową.
- Następnym razem nie dam panu herbaty, skoro ma pan zamiar się przez nią udusić - odpowiedziała niby to poważnie, jednak w duchu czuła się w jakiś sposób rozbawiona sytuacją. Albo po prostu czuła się miło, że napój posmakował? - Właśnie pije pan herbatę z czekoladą i chili, a pragnę dodać że umiem robić więcej podobnych tej.
Po tych słowach cofnęła się, by sięgnąć po swój własny kubek. Zostało jej już niewiele napoju, a i był on tylko letni. Jednak (chociaż było to dość dziwne) Amelia lubiła trzymać naczynie nawet, kiedy było już praktycznie puste. Nie do końca wiedziała dlaczego, ale nie wszystko miało swoją ciekawą genezę. Wróciła do poprzedniej pozycji, stojąc naprzeciwko sąsiada.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]11.10.16 0:57
Na wszystkie ludzkie i nieludzkie świętości i bluźnierstwa. Zajął się kaszlem tak, że mogłaby już dzwonić po panów w czarnych garniturach albo białych kaftanach, ażeby za kilka dni wspomnieć tylko, że nawet na katafalku nie leży, jak pies gdzieś za miastem pochowany.
Zanim się z pętów kaszlu oswobodził, przybrał na usta niesamowicie głupkowaty uśmiech. Taki na jaki go było stać w tej pożałowania godnej sytuacji. Bez słowa przekroczył próg dzielący balkon na powierzchnię domową, niedbałym machnięciem ręki znak dając, że zaraz wróci. Przez smugi w oknach widać było jak kształt Franza kluczy chwilę po pomieszczeniu. Wyostrza się w górę z uniesionymi rękami ściągając prędko podkoszulek i kurczy się znów do podłogi, chcąc podnieść coś, podnosi i naciąga na siebie.
Wrócił na balkon w niewyprasowanej, białej koszuli, która nie nadawała się do noszenia przez porządnego człowieka. Pomięta, choć czysta. Czyniła policjanta człowiekiem dopiero co wybudzonym z pijackiego snu.
- Umarłbym. Przez najlepszą na Fleet Street herbatę. – pokręcił głową z przesadą. Twarz pewnie opłukał, wytarł, choć skronie miał jeszcze zroszone. Patrząc się prosto w oczy sąsiadki, usiłował poprawić koszulę wkładając ją do spodni. – I umrę jeśli o jeszcze jeden kubek nie poproszę. – dodał zbliżając się do barierki. Poprawił lewą żabkę, przełożył pasek szelki w bok i na ramię.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]13.10.16 16:13
Przechyliła głowę delikatnie w bok, analizując w głowie jego prośbę. Mimowolnie uśmiechnęła się, chociaż niezbyt szeroko.
- Obawiam się, że kolejny kubek może się okazać tym ostatnim - odpowiedziała, wciąż w głowie mając niedawne pląsy sąsiada.
Nagle wpadła na pewien pomysł, który szybko jednak odrzuciła, jednocześnie karcąc się za niego. Z pewnością byłoby milej napić się herbaty w ciepłym pomieszczeniu aniżeli na chłodnym, piekącym w policzki powietrzu. Ona jednak nie zwykła nieznajomych spraszać do swojego domu - przestrzeni, która w bardzo dokładny sposób ją opisywała. Wpuszczenie do wnętrza kogoś obcego z własnej woli równałoby się z całkowitym zaufaniem względem tegoż gościa i ukazaniem mu się w całości. Bez jakichkolwiek możliwości ukrycia chociaż maleńkiej cząstki siebie. Zresztą i tak wiele o niej można było dowiedzieć się po obrazach które tworzyła, naturalnie gdy w całości kreowane były w jej wyobraźni. Tacy już byli artyści - tworzona przez nich sztuka była jak ich autoportret.
- Zrobię panu herbatę, jeśli coś pan dla mnie zrobi - powiedziała nagle. - Pan kupi jeden z moich obrazów, a ja w gratisie dam panu herbatę.
Jej uśmiech nieco się rozszerzył, a jej spojrzenie mogło wydawać się nieco wyzywające. Nie nastawiała się na to, iż ten zdecyduje się uczynić coś takiego, jednak ciekawa była choćby samej reakcji mężczyzny na jej propozycję.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]13.10.16 20:25
Nie zdołał jeszcze utkać sobie wyobrażenia o Amelii, przyłatać do jej spokojnego, powściągliwego oblicza żadnej łatki. Była więc jego zastanowieniem. Sąsiadką, o której pamiętał, spotykał z rzadka, na którą winien mieć baczenie. Również teraz, kiedy słońce późnej zimy przygrzewało po jednym policzku dla każdego z nich, odwróconych do siebie. Uśmiechnął się. W ten swój wyuczony sposób, na amen skuteczne i wskroś prawdopodobne remedium.
Wygładził materiał zmierzwionej niedbalstwem koszuli. Wsunął dwa palce pod elastyczny pasek, odciągnął je na centymetr i strzelił bez bólu. Mała spryciula. Zaradna spryciula.
- Musiałbym najpierw obejrzeć eksponaty. - rzekł poważnie, z przekonaniem. Po chwili jednak uniósł brwi, jakby w oczekiwaniu na odpowiedź. - Jeśli ma pani jakieś wolne terminy. - dodał, jakby odrobinę zmieszany.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]13.10.16 20:53
Trudno było określić czy spodziewała się takiej reakcji z jego strony. Była nawet przygotowana na odmowę, z powodu której absolutnie nie zamierzała się obrażać na sąsiada. Nie każdy przecież lubił sztukę, nie każdego też było na nią stać. Jego odpowiedź więc naturalnie była dla niej zaskoczeniem, który można było u niej prawdopodobnie dostrzec gdyby tylko ktoś uważnie się jej przyjrzał; prawa brew delikatnie uniosła się ku górze. Postanowiła wciąż to ciągnąć, a może los pozwoli jej nie tylko znaleźć dobrego znajomego w sąsiedzie, ale i zarobić.
- Myślę, że terminem nie będzie problemów - na chwilę urwała, zastanawiając się nad własnymi terminami.- Pasuje panu w ten piątek? To będzie 3 marca jak mniemam.
W jej przypadku ustalanie terminów na tego typu spotkania nie było problemem - racja, pracowała dużo, co jakiś czas musiała chodzić do lekarza, a musiała poświęcać się innym obowiązkom, jednak to ona w większości gospodarowała swoim czasem. W tym przypadku cieszyła się ze swojego zajęcia, bo tak naprawdę nikt z góry nie narzucał jej malutkiej przestrzeni czasowej. Rzadko zdarzało się by ktoś zamawiał u niej cokolwiek z jednoczesnym dość krótkim terminem do wykonania, a i czasami odmawiała takowym widząc iż zamawiający nie jest wiarygodny czy też nie jest do końca w stanie. Jeszcze nigdy nie przydarzyło się jej zawieść kogokolwiek i nie chciała tego zmieniać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]13.10.16 21:04
Opanowywał zręcznie senność, która od rana tłukła się w cienkie ścianki jego człowieczej świadomości. Było na tyle wcześnie, że mógł sobie na nią przecież pozwolić. W czym więc problem, zapytałby zwykły przechodzień. Ze zmierzwionymi włosami, uśmiechniętym, choć zmęczonym wzrokiem Franz starał się przezwyciężać słabości, własną fizjologię pokonywać drobnymi szczegółami.  Przeczesywał senność jak teraz włosy, które z uporem wracały na swoje niepokorne miejsce.
- Trzeciego marca... - zastanowił się przechodząc w sam róg balkonu. Spoglądał ukradkiem na balkon sąsiadki racząc łapczywymi mrugnięciami również ją samą. Przyłożył palec najpierw do brody, potem do ust. Mówić jej?
- Nie ma mnie w Londynie tego dnia, wracam dopiero dziesiątego. - powiedział zgodnie z prawdą. Odsunął rękę od brody i ułożył ją na drewnianej balustradzie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]13.10.16 21:46
Po raz kolejny przewróciła nieistniejące kartki kalendarza w jej głowie, odnajdując wypowiedzianą przez niego datę. Kiwnęła przy tym głową, ostrożnie dobierając datę.
- To może znajdziesz czas trzynastego? - spytała ponownie. Słowa wypowiadała powoli, a też w jej głowie brakowało przekonania. Zaczynało do niej dochodzić, że tym samym zaprasza go do swojego domu, a zatem zaczyna podświadomie ufać mężczyźnie. Z drugiej strony jednak nie mogła się sobie dziwić - wciąż pełna barier względem innych podświadomie potrzebowała jakiejkolwiek znajomości. A przecież kto jak kto, ale sąsiad powinien być twoim znajomym. A fakt iż balkony były w tak śmiesznym ułożeniu sprawiał, że tamten nawet mimowolnie nie raz mógł dostrzec co dzieje się w jej domu. On był bezpiecznym wyborem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]14.10.16 0:55
Właściwie śmieszyła go ta sytuacja, choć zachowywał umiar i nie zdradzał się niczym poza, tym razem, zimną obojętnością uważana przez wszystkich innych za zdrowe zainteresowanie. Przechylił zaledwie głowę jakby starając się wyczytać coś między przerzucanymi przez szczupłe palce kartkami. Wertował wzrokiem kawałek po kawałku zapatrzone w notatnik bystre oczy, rzęsy całkowicie przykryły kolor. Jeden z kosmyków jasnych włosów wyrwał się nieposłusznie z nieskrzętnej konstrukcji ufryzurowania.
- Trzynastego więc. - kiwnął głową. Powinien zapytać o godzinę spotkania, miejsce, nie wiedząc czy mieszkanie służy jako element wystawowy. Milczał jednak. Nie miał przy sobie ani kajetu z datownikiem, ani też nie zastanawiał się nad decyzją długo. Mieszkali od siebie na wyciągnięcie ręki. Dosłownie. Gdyby się mocno przechylił, mógłby łypnąć w blade kartki kalendarza, smagnąć z równym przekonaniem co wiatr jej rozwichrzone już włosy. Nie zrobił jednak niczego prócz paru gestów w stronę pozostawionych na ziemi narzędzi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon [odnośnik]16.10.16 21:07
Data wybrana, a zatem prawdopodobnie już niedługo miał runąć jeden z murów, który oddzielał ją od niego. Murów, który stawiała pomiędzy sobą a każdym. Zostało jednak wciąż dużo czasu, a zatem mogła coś zrobić by chociaż trochę ogarnąć tę część mieszkania, do której miała go wprowadzić. Zakryć to, co da się zakryć i schować te rzeczy, które nie chciała pokazywać. W tym także i wszystko to co służyło wyprawianiu eliksirów.
- W takim razie do zobaczenia - powiedziała, tym samym kończąc dzisiejszą rozmowę. Nagle poczuła odprężenie jakby po długim odpoczynku. Nabrała ochoty na stworzenie nowego dzieła i nie mogła ignorować podobnych symptomów. - Mam nadzieję, że do tego czasu sąsiad nie ulegnie żadnemu wypadkowi.
Po tych słowach wzięła swój kubek i tek, który wcześniej dała sąsiadowi i udała się do mieszkania, by zniknąć pośród własnych czterech ścian. Wcześniej zasłoniła okna delikatnymi, wpół przeźroczystymi firankami. Może nie zapewniały pełnej strefy komfortu, jednak pozwalały osobom z zewnątrz nie dostrzegać wyraźnie tego, co działo się w mieszkaniu. Jakby patrzyli na rozmazany obraz...

|zt
Gość
Anonymous
Gość

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Balkon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach