Wydarzenia


Ekipa forum
hazel yaxley
AutorWiadomość
hazel yaxley [odnośnik]16.10.16 23:35

Hazel Berenice Yaxley

Data urodzenia: 11 grudnia 1929 roku
Nazwisko matki: Prewett
Miejsce zamieszkania: dużo podróżuje, ale formalnie rezyduje w Fenland
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: wysoki
Zawód: łamacz klątw, oficjalnie dla banku Gringotta
Wzrost: 163cm
Waga: 52kg
Kolor włosów: ciemny blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: pieprzyk z lewej strony nad górną wargą; cienka blizna na dłoni, między kciukiem a palcem wskazującym; męskie, długie sznurowane buty.


Gdyby Leofric Yaxley nie był stanowczym i dumnym mężczyzną, za jakiego wszyscy wokół go mieli, inni czarodzieje szybko rozpuścili by w towarzystwie plotkę, że żona doprawiła mu rogi. Dlaczego? Tylko i wyłącznie dlatego, że córka małżeństwa, a zarazem ich pierwsze dziecko, nie wykazywało charakteru odziedziczonego po żadnym z rodów. Już od małego można było zauważyć, że Hazel nie będzie ani typową Yaxleyówną, chodzącą z wysoko uniesioną głową, ani też typową Prewettówną, o ogromnej wrażliwości i dobrym sercu. O nie; mała blondyneczka, o ile iście anielskim wyglądem okrągłej buźki potrafiła zjednać sobie ludzi, to szybko wychodził z niej diabeł. A cholera była z niej taka, że ani ojciec, ani którykolwiek z wujów, nie był w stanie niczego u niej wyperswadować. Hazel cierpliwie odbywała kary, odmawiała przyrzekania, że się poprawi, a po odpracowaniu swojej winy, radośnie odbiegała i albo wymyślała jakąś nową psotę, albo powtarzała swój stary numer. I tak w kółko. Zupełnie, jakby lata mieszania się Prewettów z Weasleyami miały w tym przypadku coś do powiedzenia. Ale przecież po co czarodziejom znajomość genetyki!



Im większa rosła, tym większy dziwoląg (na miarę rodziny, oczywiście), z niej wychodził. Fakt, dała się namówić do szermierki, z końmi miała przyjazne stosunki już od berbecia, ale nikt nie był w stanie jej namówić, żeby wzięła udział w polowaniu na trolle, kiedy już była do tego wiekowo wystarczająco duża, oczywiście. I to nie tak, że nie doceniała rodzinnej działalności, ale ona nie miała zamiaru przykładać ręki do zniewalania stworzeń, które tak bardzo podobne były do ludzi. Być może tutaj, w tej odrobinie litości, objawiał się w niej pierwiastek Prewettów otrzymany w prezencie od matki.



Ale, powróćmy do historii. Przez wcale-niepodobne-do-Yaxleyów usposobienie Hazel, które wcale nie miało ochoty zmieniać się z upływem lat, wszystkie obowiązki i przywileje spadały na jej młodszego brata. Było to jej całkiem na rękę, bo chociaż nigdy nic nie miała przeciwko rodzinnym spotkaniom (naprawdę kochała męczyć swoim towarzystwem kuzynostwo), tak polowania i inne zabawy, którymi zabawiał się jej ród, niekoniecznie jej pasowały. Nieformalnie najstarszym z trójki dzieciaków był Cyneric, stanowiący przeciwieństwo swojej temperamentnej siostry i każdy, kto miał z Yaxleyami cokolwiek do czynienia, miał tego świadomość.



Dlatego kiedy Hazel otrzymała list do Hogwartu, wszyscy odetchnęli z ulgą. Tak, ona szczególnie, bo wreszcie mogła się uwolnić od tych starych, zgrzybiałych nudziarzy, którzy nie potrafili jej zająć inaczej, niż łamigłówkami. Jasne, kochała rozwiązywać zagadki, to nie była żadna tajemnica; od zawsze była dociekliwa i już w wieku tych niespełna jedenastu lat była na tyle spostrzegawcza, że niektórzy doszukiwali się u niej daru jasnowidzenia, który tak naprawdę był umiejętnością dedukcji, ale ile można odpowiadać, że to, co nie je, nie pije, a chodzi i bije, to zegar? No właśnie.



Tak czy inaczej, obydwie strony cieszyły się niezmiernie, kiedy Hazel z którymś z kuzynostwa udała się w celu zakupienia rzeczy potrzebnych do edukacji; wyprawa oczywiście rozpoczęła się tym, że jedenastoletnia dziewczynka z premedytacją wmieszała się w tłum, żeby móc do woli oglądać wszystkie cudne bibeloty, nie martwiąc się o "ogon". Wszystkie pieniądze, które dostała od matki, wydała na pierdoły, więc wizyta na ulicy Pokątnej musiała być powtórzona, tym bardziej bez obecności przyszłej uczennicy, bo przecież jej się "nie należało".



Ponoć rozpoczęcie edukacji dobrze na nią wpłynęło, bo członkowie rodziny mawiali, że Hazel się uspokoiła. Poza tym, przy pierwszym powrocie do domu, byłaby w stanie przysiąc, że ojciec prawie nie wyskoczył w radości z fotela (tak naprawdę zmanifestowało się to tylko uniesieniem brwi), kiedy zaczął dopatrywać się w córce dumy, którą przecież każdy Yaxley musiał odziedziczyć. Tłumaczył to sobie pochodzeniem, bo może i ono też coś miało do powiedzenia, ale najprawdopodobniej przy kształtowaniu charakteru jedenastolatki, największy udział miała przynależność do Slytherinu. Przecież była Yaxleyem, no nie? Co z tego, że trochę dziwnym, takim powykrzywianym, ale Tiara Przydziału stwierdziła, że jeszcze ją naprostuje. I faktycznie, z biegiem lat zaczęło się coś zmieniać, co członkowie jej rodziny mieli okazję obserwować podczas powrotów do domu na wakacje albo święta.



Podczas jednej z takich przerw, miała miejsce tragedia, która rozpoczęła ciąg nieszczęść w gałęzi drzewa genealogicznego Yaxleyów, do którego z urodzenia przynależała Hazel. Podczas polowania na dzikie trolle coś poszło nie tak, bo przecież jak to możliwe, żeby doświadczeni łowcy, treserzy, hodowcy, dali się zaskoczyć kreaturom, którym brakowało piątej klepki? Możliwe, że nie spodziewali się, że trolle zaatakują, że obrócą się przeciwko nim, bo w wyniku agresji stworzeń, ojciec zmarł na miejscu, mając łeb roztrzaskany o kamienie, a wuj został poważnie okaleczony. A przecież to nie tak, że nie byli na taką ewentualność przygotowani. Cud, że Cyneric (raptem trzynastoletni!) wyszedł z tego cało, chociaż Hazel długo nie była w stanie wydedukować, jak to było możliwe.



Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Matka gasła z każdym dniem, a Hazel przecież zawsze była tym niezależnym od rodziców, butnym dzieckiem, jak miała zauważyć, że coś jest nie tak? A kiedy już zauważyła, to jak miała pomóc, skoro nawet Cyneric, który był najbliżej matki, nie dawał rady? I szukała sposobu, próbowała poruszyć jakoś ten drażliwy temat, kiedy była w domu, ale nie była do tego właściwą osobą. Bywały dni, kiedy do kobiety, nie docierało zupełnie nic, a czasami zachowywała się tak, jak gdyby nic się nie stało. Im więcej czasu od tragedii minęło, tym bardziej przeważał ten pierwszy stan. Ostatnią reakcją w łańcuchu nieszczęśliwych zdarzeń było utopienie się wdowy po Leofricu na mokradłach. I Hazel chciała, naprawdę chciała coś czuć, kiedy obserwowała, jak sine ciało jej rodzicielki wyplątywano z szuwarów, ale czuła tylko pogardę, bo co to za rodzic, który z własnej woli zostawia swoje dzieci?



Każde z nich zareagowało podobnie – w ciszy znosili swoje cierpienie (albo inne uczucia, które śmierć matki powołała do życia); pomimo faktu, że zaopiekowało się nimi wujostwo, to wizyty Hazel w Fenland straciły na częstotliwości, a wpłynąć na nie mogła tylko dwójka jej rodzeństwa. Słyszała, jak ludzie mówili o niej, że wtedy się wreszcie stała damą, że śmierć rodziców obudziła w niej krew Yaxleya; kiedykolwiek słyszała coś w tym rodzaju, oczywiście nie omieszkała wtrącić czegoś ironicznego, chociaż częściej złośliwego. Damą się nie czuła, ale możliwe, że pasmo nieszczęśliwych zdarzeń obudziło w niej chociaż część ponuractwa, tak charakterystycznego dla jej przodków. Ludzie się przecież zmieniają, a dzieciaki szczególnie. Może trójka osieroconych dzieci Leofrica musiała szybciej nauczyć się samodzielności, ale nie każdy z nich w tym samym momencie, kiedy ciało ich matki było układane w trumnie, osiągnęło dorosłość.



Tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy wraz z rodzeństwem została bez rodziców, przyłożyła się do nauki. Ledwo wyrobiła się, żeby z zadowalającym (dla siebie, oczywiście) wynikiem zdać SUMy, ale z Owutemami nie miała już takiego problemu, dając sobie więcej czasu. Właśnie pod koniec swojej edukacji rozszczelniły się jej relacje z innymi uczniami, co wszyscy uważali za dziwne, bo nagle zaczęła preferować własne towarzystwo. Powód był jeden – Hazel zdawała sobie sprawę z opinii, jaka krążyła o niej w rodzinie i nie chciała być od Yaxleyów zależna, po zakończeniu swojej edukacji w Hogwarcie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że pomimo zmian, jakie w niej zaszły na przestrzeni czasu, wszyscy wciąż będą widzieli w niej to samo, dziwne dziecko. Uzyskanie wysokich wyników równało się wyborem szanowanego zawodu, co z kolei prowadziło do możliwości odizolowania się od ludzi, na ktorych jej nie zależało.



Zadecydowała, że zostanie łamaczem klątw, bo to jedyne, co nie wydawało się jej nudne. A przecież wszyscy wokoło w Hogwarcie gadali o swoich przyszłych zawodach; o tym, że będą ministrami, aurorami, treserami albo hodowcami. Ona, usłyszawszy wzmiankę od któregoś z rówieśników na temat tajemnic, zagadek i klątw, za których rozwiązywanie Bank Gringotta płaci spore sumy, na nowo poczuła pociąg do łamigłówek. Wcześniej naprawdę była przekonana, że żeby osiągnąć niezależność finansową od rodzinnej fortuny, musiałaby podjąć jakąś obrzydliwie nudną robotę w ministerstwie. Ale uzyskanie zatrudnienia w wymarzonym miejscu wcale nie było takie proste; Hazel musiała cztery razy wracać do pracodawcy, żeby przekonać gobliny, że nadaje się do tej roboty. Ostatnim razem, kiedy w końcu, z rezygnacją, przyjęli ją i przydzielili do doświadczonego łamacza klątw, od którego miała się uczyć, powiedziała im, że nie będą żałować.



I nie pożałowali, bo Hazel jest cholernie dobra w tym, co robi. W dodatku do tego stopnia kocha swoją robotę, że wiecznie jest w drodze, nie zatrzymując się chociaż na chwilę i nie narzekając, że przemieszcza się z miejsca na miejsce. Co prawda uniemożliwiło jej to "wyfrunięcie" z rodzinnego gniazdka, bo kiedy ma czas na trochę odpoczynku, to niezmiennie wraca do ponurego Fenland. Wujostwo, które zupełnie niepoprawnie twierdzi, że dzięki nim to wszystko osiągnęła, w pewnym momencie stwierdziło, że trzeba ją uziemić. Że nagle trzeba ratować jej wizerunek, który za dzieciaka sobie zszargała,  bo w końcu ma już aż(!) dwadzieścia sześć lat, że trzeba szukać męża. I Hazel w prezencie (ale takim bez okazji) dostała narzeczonego, bez możliwości zwrotu. Bo przecież szlachetna krew nie ma możliwości wyboru, z kim chce spędzić resztę życia.



Patronus: Najszczęśliwsze wspomnienie Hazel, to jej pierwsza rozwiązana zagadka. Miała wtedy pięć, może sześć lat, a któreś z kuzynostwa zadawało jej ponoć niemożliwe do rozwiązania zagadki, żeby się od nich odczepiła. A dlaczego kruk? Bo przecież wiadomo, że kruki to najinteligentniejsze z ptaków; nie na darmo się je tak tytułuje, w końcu mają umiejętność posługiwania się prymitywnymi narzędziami.  


         
Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 5 +3 (różdżka)
Zaklęcia i uroki: 3 +2 (różdżka)
Czarna magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 4 Brak
Eliksiry: 1 Brak
Sprawność: 3 Brak
BiegłośćWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
SpostrzegawczośćIV31
RunyIII16
JeździectwoIII16
KoncentracjaII6
Reszta: 6

Wyposażenie

Różdżka, jastrząb, teleportacja, łamanie klątw, 6 punktów statystyk



Ostatnio zmieniony przez kurde blaszka dnia 18.10.16 0:02, w całości zmieniany 3 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: hazel yaxley [odnośnik]17.10.16 23:50
myślę, że gotowe hazel yaxley 2892830877
Gość
Anonymous
Gość
hazel yaxley
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach