Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]24.11.16 11:32

Korytarz

Opis pomieszczenia.


Ostatnio zmieniony przez John Carter dnia 12.12.16 21:08, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]25.11.16 5:49
John był raczej zaradnym mężczyzną. Nigdy od pracy nie stroniła jaka by ona ciężka nie była. Brał wszystko co dawali byleby w miarę dobrze płacili. Tak więc skończyło się na tym, że jest dość wszechstronnym człowiekiem. Umie reperować, gotować, sprzątać, wykonywał prace siłowe, zna się trochę na sporcie, ewentualnie jak trzeba to może komuś przywalić. Musiał potrafić to wszystko, bo szczerze wątpił aby w innym wypadku poradził sobie sam. I choć umiał zadbać o siebie to miał jednak problemy z zadbaniem o innych. Oczywiście pieniądze potrafił zarobić, z opieką nad kimś też nie maił problemów, tak samo z okazywaniem uczuć, ale miał niestety taką tendencję, iż tym bardziej się w coś angażował, poświęcał się temu, otaczał troską, to tym bardziej to później spieprzył.
Ziewnął głośno kładąc na blacie deskę do krojenia, a obok niej rozsypując kilka warzyw. Na kacu zdecydowanie za dużo myślał...
Ogółem to lubił gotować i teoretycznie mógł równie dobrze założyć sobie jakąś knajpkę, czy coś w tym stylu. Ale skoro jego pub pchał mu się wręcz w dłonie, a on na alkoholu znał się jak mało kto, to czemu by nie? Zresztą i tak każdy stały bywalec "Zajączka" wiedział dobrze, że jeśli tylko napomni słówko Johnny wielką chęcią mu coś upichci.
Jego wytwałę krojenie warzyw przerwało jednak pukanie do drzwi. Odłożył nóż i pochwycił ścierkę odwracając się w stronę, z której dobiegał hałas.
-Kogo tam znowu?-westchnął wycierając ścierką dłonie i rzucając ją później na blat.-Idę, idę! -krzyknął wychodząc z kuchni na korytarz. Pochwycił klamkę i otworzył drzwi marszcząc lekko czoło na widok Charlotte-Lisica? Bonnie dziś u mnie nie ma.-Wyjaśnij, bo raczej dziewczyna nigdy nie przychodziła z wizytą do jego mieszkania z innego powodu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]25.11.16 15:51
Lottie błąkała się po Londynie. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Czuła się... źle? Nie płakała, ona prawie nigdy nie płacze, a jednak zionęła rezygnacją i niechęcią do świata na jakiś kilometr, może z małym naddatkiem nawet. Wzięła swoje rzeczy i wyszła z Graciarni Duncana. Sama nie wiedziała, czemu. Nie zastanawiała się wiele, nie myślała za dużo. Pewnie tam wróci, póki co czuła się zbyt beznadziejnie, żeby długo siedzieć na głowie jednej osobie. Nawet płacąc za pokój czuła się z tym dziwnie.
Nie było wielu miejsc w jakie mogłaby się udać. Był Ben, może tam pójdzie potem. Nie była pewna, czy chce w tej chwili siedzieć na Nokturnie i narażać się na kontakt z rodzinką. Nie miała ochoty na bardziej realne problemy, poszła więc do ostatniej opcji, czyli wuja swojej przyjaciółki. Odetchnęła i zapukała do drzwi. Zareagował dokładnie tak, jak się spodziewała.
- Wiem, że nie ma. Mogę tu trochę posiedzieć?
Spytała wprost i skrzywiła się lekko. Była mistrzynią w rozpoznawaniu oznak kaca i jeśli istniał na świecie ktoś, kto bardziej od niej gardził nawalonymi ludźmi to bił chyba w tej dziedzinie rekord ginesa. Nic jednak - jeszcze - nie powiedziała na ten temat, cieszyła się jedynie, że nie postanowiła tu wpaść w nocy, lub wczorajszego wieczoru.
Wyminęła go za to i weszła do środka. Może jej nie pozwolić zimować tu kilka dni, ale na chwilę niechże jej da wejść, bo jej zimno, mokro (cholerny deszcz!) i w ogóle nie tak.
Zdjęła ten swój stary, przemoczony płaszcz i szal - nowy i piękny, nadal go nosiła mimo, że był zdecydowanie zimowy - i pasujące do płaszcza buty. Idąc do kuchni zostawiała mokre ślady stóp, bo i buty jej przemokły. Choć strój nie odróżniał się w żaden sposób od jej codziennej normy, coś sprawiało, że prezentowała się jakby bardziej ponuro i żałośnie, niż zwykle. Za wyjątkiem ostatniego miesiąca, około trzydziestu dni, na które odżyła jakby jakiś radosny duch ją opętał. Widocznie egzorcyzm został już dokonany.
- Trzeba mieć kaca, żeby dostać obiad? - przechyliła lekko głowę widząc, że trochę się tu dzieje i nawet zaczyna to nieźle pachnieć i wyglądać.


One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
Charlotte Moore
Charlotte Moore
Zawód : Pracownica sklepu ze zwierzętami
Wiek : 16
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Altruiści i idioci umierają młodo.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Korytarz Tumblr_mkp6pdRTLW1qbxi45o8_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3142-charlotte-moore-budowa https://www.morsmordre.net/t3147-poe#51864 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f287-smiertelny-nokturn-13-12 https://www.morsmordre.net/t3187-charlotte-moore#53052
Re: Korytarz [odnośnik]03.12.16 17:08
Słysząc małego rudzielca przepuścił ją w drzwiach gładząc się z zamyślenie dłonią po karku.-Pewnie, że tak. Rozbierz się-Wskazał jej przelotnie wieszak, na którym mogła powiesić swoje przemoczone ubrania i nie zwracając na swojego gościa uwagi udał się w kierunku kuchni lawirując między porozrzucanymi po podłodze ubraniami. Nie miał jakoś ostatnio głowy do sprzątania. Czuł się zupełnie tak jakby jakiś ogr zjadł go, a później... nieważne. I tu nawet nie chodziło o kaca. Był już przyzwyczajony do wszelkiego rodzaju alkoholu, więc również i do jego skutków. Nie zawsze co prawda, ale dobre chociaż tyle! Wydawało mu się jakby w końcu dopadł go ten mistyczny, przeklęty kryzys wieku średniego. I choć on sam powinien mieć go już dawno za sobą, to najwidoczniej i w tym musiał być opóźniony.
-Nie, ale trzeba być za to dla mnie miłym i nie zadawać głupich pytań.-Odpowiedział uszczypliwie wracając do krojenia warzyw, które zaraz później wrzucił na patelnie.-Więc co cię sprowadza w moje skromne progi złośnico? Oczywiście prócz żarcia.-Zapytał wciąż nie odwracając wzroku od przygotowywanego przez siebie jedzenia. Nie chciał jej peszyć. Od razu gdy tylko ją zobaczył wiedział, że coś jest nie tak. Ten dzieciak przeważnie był dość ponurym okazem, ale dziś przewyższyła ona nawet samą siebie. Charlotte nie była w żadnym miejscu podobna do swoich rówieśników. nawet gdyby porównać ją do Bonnie, to zupełnie tak samo jak porównywanie lodu z ogniem. Nie znaczyło to jednak, że było to czymś złym. Wręcz przeciwnie! Dziewczyna była bardzo dojrzała i miała w tej swojej małej makówce coś więcej niż galaretę. Z drugiej jednak strony powinna mieć ona w głowie galaretę. Zdecydowanie za szybko dorosła...

|zt--> Kuchnia
Gość
Anonymous
Gość
Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach