Wydarzenia


Ekipa forum
Goście przychodzą, goście wychodzą
AutorWiadomość
Goście przychodzą, goście wychodzą [odnośnik]20.03.17 19:25
First topic message reminder :

Korytarz

Tak naprawdę to jednak najwięcej gości czeka w korytarzu - z tych lub innych pobudek. Jak Pomona cię nie lubi, to właśnie tutaj cię przetrzymuje. Bardzo nieładnie z jej strony, ale ostatecznie mieszkanie należy do niej. Korytarz jest niewielki, ale przytulny. mieści aż komodę na bibeloty, lustro do ostatnich poprawek zrobienia się na absolutne bóstwo oraz niewielkie krzesełko dla wyjątkowo długo oczekujących intruzów. Za przyległą firanką nie zmieszczą się dwaj mężczyźni, nawet nastolatkowie. Góra jeden.
Na pomieszczenie nałożone jest zaklęcie Duna.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout

Re: Goście przychodzą, goście wychodzą [odnośnik]23.07.19 20:24
Zapomniałam już czym smakuje prawdziwa rozpacz. Przygnębienie jakie odczuwałam nie tak dawno po naszej kłótni nie mogło równać się z ostatecznością jaką była śmierć bliskiej osoby. Rozstania były odwracalne, a jeśli nie, to przynajmniej świadomość, że ta druga osoba żyje i ma się całkiem dobrze jest wystarczająco pokrzepiająca - w przeciwieństwie do nieodwołalnego stanu śmierci pochłaniającej wszystko, co jest nam drogie i kochane. Siostra zginęła na tyle dawno, że nie pamiętam już bólu jaki czułam w dniu jej pogrzebu. Czasem, gdy o tym myślę, ogarnia mnie smutek; czy tyle wystarczy dla uczczenia pamięci kochanej Sproutki? Prawdopodobnie nie, ale nie ma powodu, żeby na siłę umartwiać się utratą. Każda żałoba kiedyś się zaczyna i kiedyś kończy, raz szybciej, raz wolniej. Później zostaje pustka lub delikatna mgiełka smutku osiadająca we wspomnieniach jak kurz dawnych historii. To nie osobista tragedia zmieniła moje postrzeganie świata, w tym ludzi. Jeszcze nawet nie wiem jak bliska będę urzeczywistnianiu tej myśli. Na razie nie widzę nic dziwnego ani nietypowego w zastanej teraźniejszości, płynę zatem z chwilą, zanurzając się w niej całkowicie. Nie zastanawiam się czy jestem gotowa na następujące zmiany, czy wybrałam dobry moment na zaprzedanie duszy figlarnemu diabełkowi siedzącemu na ramieniu - nie rozumiem też dlaczego wszystko przestaje mieć znaczenie. Każda wykrystalizowana myśl, a już na pewno ta zepchnięta w czeluści zapomnienia, okazuje się być intruzem; nie słucham ich. Nie słucham głosu rozsądku, sztywnego kręgosłupa moralnego. W imię czego? Sądzę, że miłość daje nam prawo do zatracania się w obecności tej drugiej osoby. Do delektowania się jej bliskością; w końcu z jakiegoś powodu zapiera ona dech w piersiach. Siła tego uczucia nadyma się jak balon, rosnąc i puchnąc aż nadchodzi ten oczekiwany moment, w którym gotowa jestem stwierdzić - nie, nie potrzebuję powietrza, nie potrzebuję oddychać. Tylko nie odchodź ani o krok dalej, zostań tu ze mną, zatracaj wszystkie zmysły w moim towarzystwie, spleć dłonie z moimi i wsłuchuj się w przyspieszone bicie serc. W mimowolne próby łapania powietrza, ciężkie jak obowiązki spoczywające na naszych barkach każdego dnia, ale jakimś niewyjaśnionym trafem są one od nas oddalone tak bardzo jak się da. Nie znajdują miejsca w naszych myślach, całkowicie wyłączonych z trwającej walki. O spełnienie pragnień niemogących nigdy zostać zaspokojonymi. Czy warto wycofywać się z bitwy z wiedzą o nieuchronnej przegranej? Czy meta jest ważniejsza od przebytej do niej drogi?
Wciąż nie mogę uwierzyć. W to, że to właśnie ja. Że to mi właśnie uwierzył, że to do mnie skierowały go zmęczone dramatem nogi. Przecież wiedział, że oprócz kosza dobroci mogę mu dać całą masę zła. Tajemnicy nie do opowiedzenia, poglądów czasem tak bolesnych, że aż rozdzierających wrażliwe serce. A jednak wciąż znajdował do mnie drogę - w szkole, w aptece, w mieszkaniu. Dlaczego to sobie robił? Czy strach przed samotnością stał się nie do zniesienia? Nie, to niemożliwe. Żył w tym stanie już tyle lat, co się zmieniło? To musi być ten jeden nieodwołalny punkt w życiu, który odmienia dosłownie wszystko. Pozwala przejrzeć na oczy, bo zdejmuje z nich ciemne klapki; mimo to wciąż nie wiem jakim cudem znalazłam się w tej plątaninie… przypadków? Czy to w ogóle możliwe, że jesteśmy tu teraz, w swoich objęciach, stworzeni z przypadku, zapędzeni w kozi róg przez psotną opatrzność? Wiele wątpliwości blokuje się w mojej głowie i każdą z nich odsuwam z głównego planu - zupełnie tak jak myśli chaotycznie dopominające się uwagi. Nie. Postanawiam zgubić się w intensywności doznań, w następujących powoli zmianach. Ustępuję wewnętrznym demonom, o których wcześniej nie wiedziałam, że gdzieś tam we mnie siedzą. Bo przecież gdybym została ulepiona z niewinności i prawości, czy znajdowalibyśmy się w tym punkcie historii? Zawstydzeni, oszołomieni, nienasyceni samymi sobą? Nie, Jayden na pewno znalazłby drogę do wyjścia, pochłonęłaby go chłodna noc, a mnie może odrobinę zbyt pijacki sen. Wszystko wróciłoby do normy. Teraz, w tym konkretnym momencie, nie umiem jej już nawet zdefiniować. Po prostu każdy gest, każde słowo i każde działanie wydaje się właściwie. Właściwe, chociaż inne niż dotychczas. Czy to w ogóle ma sens? Czy dla jednego problemu może istnieć wiele równorzędnych rozwiązań? Tak, wierzę, że tak.
Cokolwiek wstrząsnęło mężczyzną do tego stopnia, że odskoczył zwinnie niczym sarenka do tego kominka, na pewno także da się rozwiązać. To nie tylko kwestia wiary, ale też przeświadczenia, że potrafimy pokonać każdą przeszkodę. Wspólnie. Nie byłby to pierwszy i zapewne nie ostatni raz, gdy łączymy siły w celu pokonania trudności. Na początku zawsze jest ciężko, lęki przysłaniają zdrowy rozsądek sprawiając, że strach ma naprawdę wielkie oczy. I potwornie ostre zębiska, które szczerzy złowieszczo. Ciężko jest pamiętać, że tylko ułuda i nie należy dać się jej skonsumować. Dobrze jest mieć wtedy drugą osobę - taką, która sprowadzi na ziemię. Miłym słowem lub delikatnością dotyku.
Uśmiecham się. Zmartwienie tańczy na granicy widzialności, ale uśmiecham się, wbrew wszystkiemu. Nie dając lękowi przejąć nad nami kontroli. - Chcę - mówię wprost, bez owijania w bawełnę. Gdybym nie chciała, już dawno odsunęłabym się na bezpieczną odległość albo wyznała prawdę. W końcu to ty, Jay, nie muszę się ciebie bać ani niczego przed tobą ukrywać, bo wiem, że zrozumiesz. Och, pewnie byłoby łatwiej ci wszystko przedstawić, gdybyś tylko pamiętał. Jak próbowaliśmy ratować naszych uczniów. Ale wtedy wiedziałbyś też jak wielką porażkę poniosłam i pewnie nie chciałbyś mnie już więcej widzieć. Wolna ręka pieszczotliwie wędruje do prawego policzka i muska go wnętrzem dłoni tak, jakbym tym gestem chciała przekazać wszystko. Każde niewypowiedziane słowo. - Dlaczego co ty? - pytam konkretnie, lekko przekrzywiając głowę. - Dlaczego jesteś wspaniały, wyjątkowy, dobry, mądry, czuły i cała masa innych określeń, na które nie mamy całej nocy? - dopowiadam zaraz, nie kryjąc w głosie rozbawionej, prowokacyjnej nuty. - Nie mam pojęcia. Może to urok Vane’ów? Wiesz, tak zachwalałeś swoich kuzynów… - mruczę w podobnym tonie, chcąc jakoś rozluźnić napiętą atmosferę paniki. Wprowadzić odrobinę swobody, jaką powinniśmy czuć będąc w swoim towarzystwie, bo to przecież wciąż my. To cały czas jesteśmy my, nikt inny.
Niestety także Jayden ma swoje asy w rękawie, bo dotyk jego ust i ciepły oddech na szyi ponownie wprowadzają mnie w stan otumanienia. Przyjemny dreszcz biegnie wzdłuż kręgosłupa powodując przyspieszone bicie serca, suchość w gardle oraz wzbudzenie chwilowo uśpionych pragnień. Teraz, już, natychmiast. Zamiast słów formujących się w odpowiedź znów sięgam po jego usta swoimi, topiąc się w przyjemności tego uczucia. Oplatam ręce wokół męskiej szyi, zaś intensywność postępujących doznań spycha mnie na sam skraj świadomości. Właściwie to nawet podświadomości, bo nie orientuję się kiedy zostawiamy za sobą pusty salon, podążając do teraz już nie tak pustej sypialni. Jestem już całkowicie odseparowana od zdrowego rozsądku.

zt. x2



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Goście przychodzą, goście wychodzą
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach