Wydarzenia


Ekipa forum
[budowa] Rhiannon Flint
AutorWiadomość
[budowa] Rhiannon Flint [odnośnik]18.11.17 17:48

Hesper Rhiannon Flint

Data urodzenia: 11 IV 1931 roku
Nazwisko matki: Ollivander
Miejsce zamieszkania: Charnwood
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogata
Zawód: dama, hodowca i treser sów pocztowych
Wzrost: 1,70 m
Waga: 65 kg
Kolor włosów: kasztanowe
Kolor oczu: wypłowiały błękit
Znaki szczególne: wysoki wzrost; powściągliwość, szczególnie względem obcych osób; badające spojrzenie, przywodzące coś z dzikiego zwierzęcia; wrodzona płynność ruchów i pozorna delikatność; nienaganne maniery


Kiedy przyszłam na świat, ojciec wciąż wyczekiwał męskiego potomka. Byłam nieszczęśliwym zrządzeniem losu. Córką, trzecią już z kolei i na dodatek, jak się zdawało, nie ostatnią. Nie mogłam okazać się niczym innym niż kolejnym zawodem. Na domiar tego, przez moje pierwsze lata, byłam nadzwyczaj chorowitym i słabym dzieckiem. Jednak nawet tak krucha istota, otoczona opieką skrzatów i licznych służących, ostatecznie musiała nabrać sił. Aż w końcu, byłam w stanie sprostać moim obowiązkom. Gdzieś pomiędzy lekcjami walca, a pierwszym polowaniem, które miałam przywilej oglądać, na świat w końcu przyszedł upragniony mój brat. A zmiana, która zaszła w moim ojcu, pozwoliła mi ostatecznie zrozumieć jak wiele znaczył dla niego syn. I jak niewielkie znaczenie miała moja osoba, w jego oczach.
Dotąd odgradzał się, od reszty domowników grubymi dębowymi drzwiami jego gabinetu. Pozornie pochłonięty papierami piętrzącymi się na biurku. By potem znikać na samotne wyprawy wgłąb lasów, które odgradzały nas od reszty, obcego nam świata. Teraz, nagle zagościł w życiu rodzinnym. Wraz z resztą domowników zasiadał do stołu. Przygadał się pierwszym krokom syna, by wkrótce potem wsadzić go na grzbiet wierzchowca, a potem zabierać go na polowania. Jednak obecność córek, wciąż znosił milczeniem. A choć doznawałam czułości ze strony matki, to właśnie na uwadze tego poważnego i nieprzeniknionego człowieka, od zawsze zależało mi najbardziej. Szybko jednak odkryłam, że piętno, z którym się urodziłam, moja płeć, na zawsze mi ją odebrały.


Uparcie i wbrew okolicznością, z biegiem lat coraz bardziej upodabniałam się do ojca. Choć i tego nigdy nie miał zauważyć.
Dzikie krajobrazy z każdej strony wdzierające się do naszej posiadłości, od początku wabiły mnie i moje rodzeństwo. To co prezentowało się za oknem bardziej przywodziło mi na myśl dom niż pokoje wypełnione ciężkimi drewnianymi meblami i pięknymi przedmiotami. W nich czekały na mnie jedynie kolejne lekcje i obowiązki. Choć starałam się je wszystkie wypełnić jak najlepiej potrafiłam, nigdy nie pozostawałam w zamknięciu na długo. Wszyscy, jeszcze zanim zaczerpnęliśmy po praz pierwszy powietrza, byliśmy złączeni z tymi ziemiami. Każdy z nas słyszał głos, który kazał nam zagłębiać się coraz głębiej w lasach Rutlandu. Przywiązanie to potęgowało jeszcze towarzystwo centaurów. Tak jak nasi przodkowie, dostąpiliśmy przywileju, by kroczyć u ich boku. Od najmłodszych lat budzili we mnie podziw i niemal nabożny szacunek. W tamtych dniach śniłam o zamianie moich ludzkich stóp, na ich kopyta. O zasypianiu pod gołym niebem, pełnym gwiazd, których język byłby niemal moim własnym. Z roku na rok odczuwałam coraz większą więź z tymi istotami. Wydawali mi się zdecydowanie bliżsi niż ludzie. I choć moje kończyny pozostawały takie same jak wcześniej, to coraz bardziej upodabniałam się do istot zamieszkujących lasy. Ucząc się cierpliwości. Coraz ostrożniej dobierałam ścieżki, którymi kroczyłam. I starałam się równą uwagę poświęcać doborowi moich słów. Na pierwszy plan moich wartości wysunęły się bliskość z naturą i dbałość o honor rodu. Coraz baczniej zważałam na czystość krwi i tym samym czuwałam coraz większą niechęć względem poglądów wyznawanych przez rodzinę od strony matki. Choć wciąż, zgodnie z jej życzeniem rozwijałam swoje zdolności artystyczne, jednocześnie coraz bardziej się od niej odsuwałam.


Może gdybym brała sobie do serca nauki rodzicielki, z mniejszym trudem przyszłoby mi zaklimatyzowanie się w szkole, do której trafiłam szybciej niżbym pragnęła. Grube mury zamku, odgradzające mnie od tego co skrywało się poza nimi. Jedynym towarzyszem wyniesionym z domu, była mi moja wiekiem podeszła już sowa. Tłumniej niż mogłabym oczekiwać, otoczyły mnie dzieci o całkiem odmiennym pochodzeniu. Pierwszy rok niósł ze sobą tęsknotę za rodzinnymi stronami i doskwierające mi poczucie obcości. Starałam się trzymać jak najdalej od tego co było mi nieznane i sprzeczne z moimi konserwatywnymi poglądami. Miałam dość szczęścia, by dostać się do Slytherinu. Siedząc przy stole z czarodziejami równymi sobie, mogłam na chwilę odetchnąć z ulgą. W ten sposób otoczyłam się głównie dziećmi, które miałam przyjemność poznać już wcześniej goszcząc na innych dworach. I choć jako wyjątkowo ciche i powściągliwe dziecko raczej zniechęcałam innych do zawierania ze mną głębszych przyjaźni, powoli zaczynałam czuć, że mam oparcie w przedstawicielach mojego domu. A nierealne pragnienie zadowolenia ojca, które miało mi towarzyszyć po dziś dzień, skłaniało mnie do spędzania czasu raczej nad książkami, niż w towarzystwie rówieśników. Dość szybko odkryłam, że w opanowanie niektórych przedmiotów, musiałam wkładać więcej pracy niż inni. Jednak dzięki wiedzy czerpanej od najmłodszych lat, od mieszkańców lasów Charnwood, wykazywałam ponad przeciętne zdolności na zajęciach z zielarstwa, astronomii i ONMS. To wystarczyło, bym pod koniec nauki otrzymała upragnione zaproszenie do Klubu Ślimaka. Zaraz potem posłałam sowę z listem informującym rodziców o moim osiągnięciu. Odpowiedź jak zwykle otrzymałam jedynie od matki.
W wieku piętnastu lat, moje ciało w końcu zaczęło nabierać kobiecych kształtów, co w znaczący sposób wpłynęło na zmianę w moim życiu towarzyskim. Niespodziewanie inni uczniowie zaczęli interesować się mną nie tylko ze względu na moje pochodzenie. I choć wciąż w pewien sposób odgradzałam się od szkolnego otoczenia, to coraz częściej pojawiali się czarodzieje, chcący pokonać tworzony przeze mnie dystans. Niewielu z nich okazywało się godnych mojej uwagi, głównie ze względu na swoje pochodzenie. Jednak i ja w końcu pozwoliłam sobie na dopuszczenie kogoś do siebie. Być może, gdyby nie nasze pokrewieństwo, nigdy nie zdecydowałabym się na ulokowanie w Lupusie zaufania, a tym bardziej nie uczucia. Jednak wtedy wydawał mi się dość szlachetny i zdeterminowany, by zasłużyć sobie na moją uwagę. Pozwoliłam sobie na zaślepienie. Aż w końcu posunęłam się dalej niż mogłabym kiedykolwiek przypuszczać. Dopuszczając się błędu, który położył piętno na mojej przyszłości. Nie jestem w stanie w żaden sposób usprawiedliwić tego co zrobiłam. Tak jak dzisiaj nie mogę w żaden sposób wytłumaczyć sobie dlaczego, ten jeden jedyny raz nie potrafiłam zapanować nad swoim ciałem.
Jeden pocałunek położył kres wszelkim rojonym przeze mnie nadzieją. Po raz kolejny zaznałam odrzucenia ze strony mężczyzny, na którego uwagę i względy liczyłam.


Kończąc szkołę, doskonale wiedziałam jaki powinien być następny podjęty przeze mnie krok. Zamążpójście. I choć na prawdę starałam się wypełnić mojej powinności, szukanie kandydata do mojej ręki odkładałam z miesiąca na miesiąc. Jedynie na salonach, na których gościłam wraz z Lupusem, zdobywałam się na okazywanie uwagi płci przeciwnej. W końcu jednak przestałam spotykać mojego kuzyna i pozwoliłam sobie na zaprzestanie wszelkich wysiłków. Wspomnienie niedoszłych zaręczyn pozostawało równie żywe. Bałam się ponieść kolejną porażkę. Lub może moje uczucie, było silniejsze niż potrafiłabym kiedykolwiek przyznać. Zrozumiałam, że sama nigdy nie zdecyduję się na rozpoczęcie następnej równie zażyłej relacji. Postanowiłam poczekać, aż nestor mojego rodu, sam podejmie się zadania znalezienia dla mnie odpowiedniego kandydata. Do tego czasu musiałam sobie znaleźć jakieś zajęcie. Dawne rozrywki przestały mi już wystarczać. Długie samotne spacery, którym się oddawałam coraz częściej prowadziły mnie do niechcianych dywagacji nad moją przeszłością i tym co miało dopiero dla mnie nadejść.
Aż w końcu podczas jednej z przechadzek po terenach okalających naszą posiadłość, natrafiłam na starą szklarnię, o której niedługo potem miałam przypomnieć sobie szukając następcy dla ptaka towarzyszącego mi od czasu mojego dzieciństwa. I tak do domu wróciłam nie z jednym zwierzęciem, a z dwoma. Tamten budynek dość szybko przemienił się w ptaszarnię. I w końcu wykluły się w nim pierwsze sowy. Przez pierwsze lata wszystkiego musieli doglądać specjaliści. Jednak z biegiem czasu, zaczerpnęłam od nich dość wiedzy, by w końcu być w stanie podołać temu zajęciu samodzielnie. Niespodziewanie coś, co miało stanowić jedynie odskocznie dla moich myśli, pochłonęło mnie bardziej niżby wypadało, z uwagi na mój stan.


Na szczęście w końcu z pomocą wyszła mi również rodzina, doszukując się odpowiedniego kandydata spośród (???). I choć z początku podchodziłam do jego towarzystwa nieufnie, byłam wdzięczna losowi. Był bowiem moim ratunkiem od staropanieństwa i szansą na spełnienie w roli, do której przygotowywano mnie od kołyski.




Patronus: w Charnwood wciąż żywa jest historia o mojej prababce, którą zdradziło własne serce, popychając do sprzeniewierzenia się zdrowemu rozsądkowi. O Blodeuwedd, którą z uwagi na miłość do myśliwego, przemieniono w sowę. O Blodeuwedd, wciąż sprawującej pieczę nad swoimi potomkami.

Od lat ludzie utożsamiali sowy z mądrością, jednak ptak, całkiem nieporuszonym moją obecnością, skrywał w sobie coś więcej. Czułam na sobie spojrzenie jego przenikliwych oczu, które z uwagą, lecz całkowicie pozbawione strachu, śledziły każdy ruch mojego ciała. Otaczały nas jedynie drzewa. A naszym jedynym towarzyszem wydawała się pozostawać nabożna cisza. Nie potrzebowałam nawet odszukiwać złotych płatków żarnowca wystających spomiędzy jej piór, by wiedzieć, że to Ona. Było to nasze jedyne spotkanie, jednak zapisało się w mojej pamięci na tyle żywo, by przywołać je po dziewięciu latach, podczas ostatniego roku nauki w Hogwarcie. I które, chciwie skrywane w tajemnicy, służy mi po dziś dzień.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 9 Brak
Zaklęcia i uroki: 12 +4 (różdżka)
Czarna magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 0 brak
Transmutacja: 1 +1 (różdżka)
Eliksiry: 0 brak
Sprawność: 8 +1 (waga)
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
francuskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia magiiI2
ONMSIII25
RetorykaI2
KłamstwoI2
Ukrywanie sięI2
SpostrzegawczośćII10
ZielarstwoI2
AstronomiaI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Szlachecka etykietaI0
Silna wolaII5
EkonomiaI5
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I½
Muzyka (wiedza) I½
Muzyka (fortepian) I½
Malarstwo (wiedza) I½
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec balowyII7
JeździectwoI1
PływanieI1
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak-0
Reszta: 1

Wyposażenie

Różdżka

Gość
Anonymous
Gość
[budowa] Rhiannon Flint
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach