Wydarzenia


Ekipa forum
Hol i korytarze dworku
AutorWiadomość
Hol i korytarze dworku [odnośnik]27.12.17 14:05

Hol i korytarze dworku

Hol jest przestronnym pomieszczeniem z rzeźbionymi schodami, poręczami i błyszczącą posadzką. Podobnie jak w innych pomieszczeniach, elementy wyposażenia są zdobione rodowymi motywami. Hol i korytarze wyglądają niczym skrzyżowanie dworu z galerią sztuki. Na ścianach, podobnie jak w salonie, znajdują się bardzo liczne obrazy. Od holu rozchodzą się korytarze prowadzące w inne części dworku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hol i korytarze dworku Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]24.01.19 1:44
| 01.10

Dzisiejszego dnia Cressida nie opuszczała dworku, nie licząc długiego spaceru po ogrodach. Kilka dni temu była w Londynie, a zbyt częste podróżowanie w obecnych czasach stresowało ją, skoro już nie można było tak po prostu się teleportować. W dobie anomalii wiele rzeczy mogło pójść nie tak i należało zachować daleko posuniętą ostrożność. I choć anomalie zdarzały się wszędzie, zwłaszcza przy używaniu magii, w dworze czuła się bezpieczniej niż w Londynie. Z używania magii również zrezygnowała, sięgając po różdżkę tylko wtedy, gdy było to niezbędne.
Poranek spędziła w bibliotece Fawleyów, szukając czegokolwiek na temat transmutacji i animagii. Od pewnego czasu pragnęła opanować tę trudną sztukę, więc przygotowywała się, starając się zgłębić tę dziedzinę. Możliwość przemiany w zwierzę zafascynowała ją już kiedyś przez wzgląd na zwierzęcoustość i więź, jaką miała z ptakami, ale zdawała sobie też sprawę, że w obecnych czasach ta zdolność może przydać jej się do czegoś więcej niż tylko podążania za skrzydlatymi przyjaciółmi, że już nie chodziło tylko o fascynację i chęć przekonania się, jak to jest nie tylko rozmawiać z ptakami, ale też być ptakiem. Oczywiście miała nadzieję że nic takiego nie będzie konieczne, że nie będzie musiała tego użyć, żeby uciec od niebezpieczeństwa, ale wydarzenia ostatnich miesięcy budziły w jej malutkim, wrażliwym serduszku lęk i niepewność. Na anomaliach i problemach z transportem się nie kończyło, nawet świat szlachecki nie był wolny od niepokojów i przemian, które dzieliły rody i drążyły między nimi pogłębiającą się przepaść. Cressida, choć przez całe życie pozostawała niezainteresowana sprawami politycznymi i nie przykładała większej wagi do rodowych niechęci, z niepokojem myślała o zbliżającym się szczycie w Stonehenge, choć miała nadzieję, że wszystko będzie dążyło do naprawy sytuacji. Och, jak bardzo była naiwna!
Żeby nie myśleć o smutkach, po odłożeniu książek i zajrzeniu na chwilę do dzieci, by sprawdzić czy smacznie śpią, postanowiła wyjść na dłużej na świeże powietrze, samotnie, by zrelaksować się i pozbierać myśli. Przeszła przez ogrody, które skrzaty starały się doprowadzić do ładu po anomalnej pogodzie ostatnich miesięcy i dotarła dalej, aż do najbliższego dworowi jeziora, nad którym ucięła sobie pogawędkę z łabędziami. Żyjące tu ptaki rozpoznawały Cressidę i ufnie podpłynęły bliżej brzegu, gdy tylko dostrzegły jej sylwetkę.
Pobyt na świeżym powietrzu i kontakt z ptactwem pozwoliły jej się odprężyć i odsunąć na bok myśli o zbliżającym się wydarzeniu. Jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałaby, że w niedalekiej przyszłości będą ją martwić podobne sprawy, ale była matką, ponadto nigdy przedtem za jej życia sytuacja między rodami szlachetnej krwi nie wyglądała w podobny sposób ani nie była zauważalnie napięta. Nawet oderwane od rzeczywistości, żyjące pod kloszem damy mogły wychwycić pewne zmiany.
Gdy zaczęło jej się robić zimno i prawdopodobnie zbierało się na deszcz, skierowała się z powrotem w stronę dworu. Zamierzała udać się do pracowni, by trochę pomalować; po wrześniowym wernisażu złożono u niej kilka zamówień, które musiała wykonać. Znała już dwór rodziny męża na tyle, by wiedzieć, że przechodząc w pobliżu sali balowej mogła odrobinę skrócić sobie drogę. Nie spodziewała się jednak, czyją wychodzącą stamtąd sylwetkę może zauważyć... Zatrzymała się i zamrugała szybko oczami. Czy to możliwe?


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]11.02.19 0:06
Klaskała, wyznaczając rytm; zaczarowany fortepian wygrywał melodię, ale dziecięce ucho nie zawsze je wychwytywało, nawet najbardziej utalentowane - Fawleyowie mieli naturalny talent do sztuki i z łatwością odnajdywali się na parkiecie, ale nawet największy geniusz potykał się niekiedy o własne nogi, kiedy miał sześć lat. Na jej twarzy jaśniał radosny uśmiech, kiedy rodzeństwo dokładało wszelkich starań, by ponieść się muzyce - angielski walc był jedynym z najpiękniejszych, najszlachetniejszych tańców, nie był też trudny do opanowania na podstawowym poziomie i dzieci były w stanie sobie z nim poradzić. W każdym razie - w większości prędzej czy później dawały sobie radę. Mała Aideen i jej brat Calahan zdawali się czerpać z tańca radość, a to dawało jej najwięcej szczęścia: nie lubiła, kiedy jej lekcje przypominały nudną naukę historii magii, taniec był jej pasją, którą chciała dzielić się z innymi: wraz z całą mocą, która sama z niego czerpała.
- Nie na palcach, Aideen! Przenieś ciężar ciała na pięty, o taak... - Ton jej głosu nie był karcący, wolała motywować, niż upominać; byłoby wielką krzywdą dla tych dzieci, gdyby w przyszłości kojarzyły tę piękną rozrywkę z przykrym obowiązkiem. - Na dwa się unosimy, na trzy opadamy, raz, dwa... - Okręciła się w koło z niewidzialnym partnerem, dając dzieciom przykład; poruszała się z gracją i zwinnie, lekko, czyniła to jedynak instynktownie, uwagę skupiając na dzieciach: dziewczynka miała zadatki na pięknego łabędzia, wydawała się mieć niezwykłą świadomość ciała i ruchu. Chłopiec - wykazywał się harmonią i słyszał muzykę lepiej od niej. Wyczucie słabych stron dzieci było kluczem do szlifowania ich techniki, z uwagą wypatrywała potknięć i niedociągnięć, które wymagały naprostowania. Na moment jednak zamknęła oczy i popłynęła dalej, dryfując po melodii i wirując po deskach przepięknej sali balowej; potrafiła sobie wyobrazić te wszystkie przepiękne przyjęcia, które odbywały się w tym miejscu, przystojnych, dystyngowanych angielskich dżentelmenów z perfekcyjnym brytyjskim akcentem i równie piękne damy, odziane w zdobione kryształami kreacje. Niemal je czuła - namacalnie - duchy przeszłości, kiedy obracała się w miejscu, jej skromna błękitna sukienka uniosła się w lekko w górę, wirując wraz z nią - w wyobraźni była jedną z dam, która została gwiazdą tego pięknego wieczoru, zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych - dlatego ostatni obrót zwieńczyła ukłonem w kierunku swojej widowni: dwójki dzieci, które na moment przerwały swój pierwszy taniec. Wciąż się uśmiechała, kiedy spod eleganckiego koku - nie ośmieliłaby się obrazić gospodarzy dworu bardziej śmiałą fryzurą - wymknęły się pojedyncze kosmyki włosów, przysłaniając jej twarz - kiedy jednak uniosła głowę, dostrzegła kogoś oprócz dwójki dzieci. Ponad ich głowami spojrzała wgłąb dwuskrzydłowych drzwi na obszerny korytarz, po którym sunęła znajoma sylwetka. Nie mogła się pomylić, włosy naznaczone ogniem, twarz słońcem, a szmaragdowe oczy nieobecnym rozmarzeniem. Kiedy otrzymała wspaniałe wieści o zatrudnieniu ją w Ambleside nie pamiętała o Cressidzie, wciąż pamiętała ją pod innym nazwiskiem - to brzmiało przy jej imieniu dziwnie, obco, inaczej. A jednak, przecież tu mieszkała: lady Fawley we własnej osobie.
- Cressido! - powitała ją, pomijając próg sali, przez ramię oglądając się na dzieci, dając im znak, by nie przerywały ćwiczeń. - Daruj, wolno mi się tak do ciebie zwracać w tym miejscu? Jestem tu pierwszy dzień, ledwie potrafię się odnaleźć, ale wygląda na to, że tobie przyszło to o wiele łatwiej. Zostałaś władczynią Krainy Jezior, czy to nie wspaniałe? - Uścisnęłaby ją na powitanie, lecz powstrzymała ten gest w ostatniej chwili - oczekując wpierw jej reakcji, była panią na tym zamku - a ona tu służyła i nie zamierzała wychylać się ze swojej roli. Zależało jej, by zachować tę pracę.


All the shine of a thousand spotlights, all the stars we steal from the nightsky; towers of gold are still too little, these hands could hold the world but it'll

never be enough

for me

Babette Delacour
Babette Delacour
Zawód : Tancerka
Wiek : 19
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Topią się dla niej, to poprawia wodę
Szybko
Jak rąbek
Zadartej spódnicy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
 fire walk with me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7000-babette-delacour#184024 https://www.morsmordre.net/t7007-mirsalah#184166 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f250-kornwalia-polwysep-an-lysardh-lighthouse-road-3 https://www.morsmordre.net/t7009-skrytka-bankowa-nr-1587#184226 https://www.morsmordre.net/t7076-babette-delacour#186874
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]11.02.19 13:07
Cressida niegdyś też otrzymywała lekcje tańca i innych niezbędnych damie umiejętności, choć u Flintów nie kładziono aż tak dużego nacisku na taniec i sztukę jak miało to miejsce u Fawleyów. Ojciec chciał, by jego dzieci skupiały się bardziej na tajnikach zielarstwa i jeździe konnej, dlatego z nią Cressie radziła sobie sprawniej niż z tańcem. Już co prawda nie deptała stóp partnera ani nie potykała się o rąbek sukienki, ale daleko jej było do innych dam wirujących wdzięcznie na sabatowych parkietach. Gdyby nie William Fawley, na swoim debiucie pewnie podpierałaby ścianę, bo kto inny poprosiłby do tańca właśnie ją, nieśmiałą, zahukaną Flintównę? On był od niej dużo lepszym tancerzem i lepiej radził sobie z brylowaniem na salonach, podczas gdy Cressida pozostawała nieśmiałym dziecięciem lasu, przepełnionym kompleksami wobec starszego rodzeństwa oraz lepiej radzących sobie rówieśniczek. Mąż jednak uczył ją nabierania większej śmiałości i próbował wyplenić z jej głowy kompleksy.
Idąc przez korytarz uśmiechnęła się pod nosem, słysząc głosy dochodzące z sali balowej, świadczące o tym, że dzieci któregoś z krewnych jej męża odbierały właśnie lekcję. Za kilka lat jej dzieci także będą uczyć się tego wszystkiego – tańców i szeroko pojętej sztuki. Ich ojciec na pewno nie będzie uważał, że sztuka to brednie. Zatrudnią najlepszych nauczycieli, a wielu rzeczy Cressida będzie ich uczyć sama. Pragnęła być matką, która uczestniczy w życiu swoich dzieci i ich odpowiednim szlacheckim wychowaniu.
Nie wiedziała jeszcze, że osobą, która udzielała dzieciom jakiegoś Fawleya lekcji była jej dawna szkolna koleżanka. Nie spodziewała się tego spotkania, bo osoba Babette nieodłącznie kojarzyła jej się z Francją i murami Beauxbatons. Nie z deszczową Anglią i tutejszymi szlacheckimi dworami, choć ze swoją urodą półwili pięknie pasowałaby do świata salonów.
Poznały się w szkole, gdy Babette była na pierwszym roku, a Cressida na drugim. Miało to miejsce w sowiarni, gdzie Cressie została przyłapana przez młodszą koleżankę na rozmowie ze swoją sową, która narzekała wówczas na zmęczenie lataniem na tak długie dystanse. Jako że obie miały pewien „defekt” w postaci dodatkowych zdolności, znalazły wspólny język i polubiły się. Może nie zostały najbliższymi przyjaciółkami, bo Cressie trzymała się przede wszystkim brytyjskiej szlachty, ale wspominała ją ciepło i z sympatią.
Cressida wciąż wyglądała młodziutko i uroczo, choć jej rysy nieznacznie wydoroślały, a w sukni w barwach rodu męża wyglądała dostojnie mimo piegów wciąż licznie pokrywających blade policzki i nosek. Na palcu lśniła obrączka mówiąca wyraźnie, że dziewczątko jest już mężatką. Oddano ją Williamowi trzy miesiące przed jej dziewiętnastymi urodzinami w ramach aranżowanego małżeństwa.
Widząc wychodzącą z sali balowej dawną szkolną znajomą uśmiechnęła się i powitała ją.
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko – rzekła; nie wymagała od szkolnych koleżanek będących w bliskim jej wieku trzymania się ściśle tytulatury, mimo zamążpójścia nadal pozostawała tą samą Cressidą co dawniej, tylko z innym nazwiskiem. – Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam. Przyjechałaś do Anglii? Znasz kogoś z Fawleyów? – zapytała, choć zajrzawszy do sali balowej dostrzegła dwójkę dzieci jednego z kuzynów męża i domyśliła się, że to właśnie posiadająca taneczne talenty panna Delacour uczyła je podstaw tańca. Niewątpliwie jednak wybrała sobie bardzo niespokojne czasy na podbój brytyjskiego świata. Cressida, gdyby mogła, chętnie obrałaby odwrotny kierunek i z mężem i dziećmi ewakuowałaby się do jego krewnych we Francji, by uciec od niebezpieczeństw anomalii. – Mieszkam tu już ponad rok, choć przyznaję, że na początku też trudno było przywyknąć, że to nie Charnwood, a zupełnie nowe miejsce, choć to naturalna kolej rzeczy w życiu kobiety, zamieszkanie u boku męża. Ale na pewno wspominałam w którymś liście, że wyszłam za mąż za jednego z lordów Fawley – dodała; chociaż po skończeniu szkoły widywały się tak rzadko, Cressie czasem pisała listy. W czasach szkolnych słała mnóstwo listów do krewnych pozostających w Anglii, ale po szkole niekiedy korespondowała z dawnymi znajomymi z czasów Beauxbatons. W pewnym momencie zamiast nazwiska Flint obok jej imienia zaczęło pojawiać się nowe miano: Fawley. Sama nadal nie do końca do tego przywykła, bo w duchu wiele było w niej z Flintówny. Ciężko było stać się tak szybko kimś innym, więc uczyła się, jak łączyć w sobie Flinta i Fawleya. – Na twój widok aż zatęskniłam za beztroskimi latami Beauxbatons. – Czy Babette pamiętała jeszcze dawne szkolne rozmowy o sztuce, o swoich rodzinnych domach oraz o tym, co szepczą ptaki? Panna Delacour była jedną z nielicznych osób w szkole, które wiedziały o darze Cressidy.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]13.02.19 11:52
Uśmiechnęła się - szeroko - rada, że oto spotkała przyjazną duszę; w Anglii wciąż czuła się nieco samotna, usiłując odnaleźć się w obcym, burym i ponurym miejscu. Nie znała dobrze tego świata, wciąż miała niekiedy trudności, by porozumieć się z rodowitymi Anglikami i z radością napotykała wszystkich tych, których pamiętała jeszcze z okresu swojej nauki. Nie było to wcale tak daleko, a czarodziejski świat nie był duży, zdarzało im się na siebie trafiać.
- Ani ja ciebie - przyznała, w jej błękitnych oczach jaśniały iskry radości. - Daruj mi, pisałaś o ślubie, ale czym innym są litery kreślone na papierze, a czym innym twoja twarz wypowiadająca te słowa. Ciężko było mi się wyzbyć z pamięci twojej sylwetki takiej, jaką ją pamiętałam. To wspaniałe, że tu mieszkasz - będziemy się znów widywały. - Odruchowo uścisnęła ciepło jej prawy nadgarstek na powitanie; nie wiedziała, na ile mogła sobie pozwolić, ale nie potrafiła pohamować drobnego gestu. - Mój ojciec dostał przydział do Anglii - wyjaśniła, reflektując się dopiero teraz, że pominęła najistotniejsze pytanie. Sądziła, że Cressida pamiętała, kim był - ambasadorem działającym na rzecz Francji, nie mieszkali nigdy zbyt długo w jednym miejscu; o posadę w Anglii starał się już kiedyś, to była dobra wiadomość, nawet jeśli podjęta w zbyt trudnych czasach. A dla niej - naturalnym było, że podążyła za rodziną, przy tylu obowiązkach ojciec potrzebował czerpać z córki radość. - Przenieśliśmy się tu wszyscy jakiś czas temu. Przepraszam, że się nie odezwałam, to wszystko było tak wyczerpujące - przeprowadzka, przyzwyczajenie się do nowego miejsca... aż trudno mi uwierzyć, że to już za mną. - Urwała na moment, licząc piegi na jej nosie - nic się nie zmieniła.
- Nie, oczywiście! Nie znam nikogo z twojej rodziny osobiście, poza tobą. - Nie zwalniając uścisku pociągnęła ją do wnętrza sali, przyklaskując dzieciom jeszcze raz; obserwowała ich wiry z tą samą pasją, z jaką podczas szkolnych zajęć obserwowała ćwiczące koleżanki. - Spróbujcie wejść w wir szybciej, ale uważajcie, by nie zakręciło wam się w głowie - zwróciła się ciepło do dzieci, lekko nachylając się w ich stronę, by zrównać różnicę wzrostu, uważnie obserwując stawiane przez nie kroki, szło im coraz lepiej, choć dziecięcy brak koordynacji własnego ciała niczego im nie ułatwiał. Naprawdę lubiła dzieci - miała do nich dużo cierpliwości. - Bądź delikatny, Calahan, dżentelmen musi prowadzić damę jak łabędzia - nie na siłę, płyń razem z nią. - Wciąż klaszcząc, odwróciła ku Cressidzie z powrotem.
- Ojciec przysłał mnie do Ambleside na służbę - wyznała wciąż z entuzjazmem. Pojawiała się w kilku domach arystokratów, ten był jednym z tych, które lubiła najbardziej - nie brakowało mu rodzinnego ciepła ani poszanowania dla sztuki, której wspólnie z dziećmi składała dzisiaj hołd. - Nauczę waszego dzielnego młodego lorda i piękną młodą lady tańca. Jak się mają twoje szkraby, Cressido? Ufam, że kiedy tylko staną na nogi, pojawią się tu razem z nami. - Wiek nie miał znaczenia, radość z tańca można było czerpać zawsze, dwa czy sto lat, przyjemności nie można było odmawiać nikomu.
- Och - Uśmiech na moment zbladł, by zaraz znów rozjaśnić jej twarz. Zmartwiło ją, jak Cressida o tym mówiła - przyzwyczajeniu, od którego wolała uciec myślami w przeszłość. Nie chciała jednak wnikać w to mocniej, nie przy dzieciach, które mogłyby powtórzyć jej słowa dalej. - Więc musimy sprowadzić beztroskie lata tutaj - wtrąciła niemal natychmiast, nie dając ciszy zalęgnąć się zbyt długo. - Chodź, zatańcz z nami! - Pociągnęła ją raz jeszcze, mocniej wgłąb sali.


All the shine of a thousand spotlights, all the stars we steal from the nightsky; towers of gold are still too little, these hands could hold the world but it'll

never be enough

for me

Babette Delacour
Babette Delacour
Zawód : Tancerka
Wiek : 19
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Topią się dla niej, to poprawia wodę
Szybko
Jak rąbek
Zadartej spódnicy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
 fire walk with me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7000-babette-delacour#184024 https://www.morsmordre.net/t7007-mirsalah#184166 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f250-kornwalia-polwysep-an-lysardh-lighthouse-road-3 https://www.morsmordre.net/t7009-skrytka-bankowa-nr-1587#184226 https://www.morsmordre.net/t7076-babette-delacour#186874
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]13.02.19 14:48
Cressida rozumiała, jakie to uczucie, bo sama czuła się podobnie, kiedy miała dziesięć lat i trafiła do Beauxbatons. W innym kraju czuła się bardzo wyobcowana, tym bardziej, że początek życia spędziła w niemal całkowitej izolacji od zewnętrznego świata, mając styczność jedynie z rodziną oraz innymi rodami szlacheckimi. Do Francji trafiła mając u swego boku tylko starszą siostrę i długo wstydziła się mówić po francusku, bo była pewna, że rodzimi Francuzi wyśmiewają się z jej mowy. Na początku nauki często wymykała się do zamkowych ogrodów, by rozmawiać z ptakami, które na szczęście bez względu na kraj używały tej samej ptasiej mowy, a także z obrazami – ale nawet płótna początkowo z niej drwiły, wzmagając kompleksy i zagubienie dziewczątka. Dopiero później zaczęła szukać kontaktu z innymi uczącymi się tam członkami brytyjskich rodów, trzymając się w ich cieniu, choć poznała też kilka osób z francuskich rodzin, między innymi Babette, która miała czystą krew i była córką kogoś szanowanego, więc Cressie nie musiała się bać, że ojciec zabroni im znajomości.
Naprawdę się cieszyła, mogąc ją znowu zobaczyć i to w Anglii. Uśmiechnęła się promiennie, bo brakowało jej pewnej odmiany po codziennym oglądaniu wciąż tych samych twarzy, a odkąd zaczęły się anomalie rzadziej opuszczała posiadłość.
- Jestem wciąż tą samą Cressidą co w szkole, tylko z nowym nazwiskiem... i nowymi obowiązkami nieodłącznie związanymi z żywotem żony i matki – powiedziała; nie była już beztroskim dziewczęciem, na dłoni czuła ciężar obrączki ślubnej przypominającej o obowiązkach wobec męża, a w delikatnym serduszku miłość do dzieci i zmartwienie o nie oraz troskę o ich dobro. Obowiązki te spadły na jej wątłe barki dość szybko, bo zaręczono ją już parę miesięcy po skończeniu szkoły, a jedenaście miesięcy po powrocie z niej wyszła za mąż, nie mając wtedy nawet pełnych dziewiętnastu lat. – Czy i w twoim życiu pojawił się już ktoś wyjątkowy? – zapytała jeszcze, choć przeczuwała, że Babette nie czekało aranżowane małżeństwo, nieszlachetne rodziny rzadko je praktykowały. Miała też pewnie więcej czasu na zamążpójście; Cressie musiała wziąć ślub wtedy, kiedy zdecydowała o tym rodzina, gdy ojciec zgodził się oddać Williamowi jej rękę, bo to głównie inicjatywą Fawleyów było ubieganie się o młodą, artystycznie uzdolnioną Flintównę.
- Och, rozumiem – przytaknęła na wzmiankę o ojcu. Pamiętała kim był i zdawała sobie sprawę, że ludzie o takim zajęciu, a także ich rodziny nie spędzali całego życia w jednym miejscu, tak jak brytyjska szlachta przywiązana do swoich posiadłości. Babette nie mogła więc myśleć o stałym rodzinnym domu, za to zwiedziła już kilka krajów. – Mam nadzieję, że uda ci się tu odnaleźć, choć wiem, że Anglia różni się od Francji, no i te wszystkie... anomalie... – westchnęła; Babette pewnie też już miała okazję je odczuć. Kto nie miał? Tak czy inaczej przeprowadzka i całkowita zmiana życia musiały być wyczerpujące; Cressida przeżywała to, kiedy przeniosła się z Charnwood do Ambleside i uczyła się bycia żoną swego męża oraz członkiem jego rodziny. – Więc teraz uczysz szlacheckie dzieci tańca? – zapytała, wchodząc za nią do sali. Pamiętała że Babette już w szkole była bardzo uzdolniona w tej materii, zresztą widać było już na pierwszy rzut oka, że dobrze radziła sobie i z nauczaniem innych i miała dobry kontakt z dziećmi.
- Pamiętam, jak kiedyś też się tego uczyłam, ale moja guwernantka nie była tak miła i urocza jak ty – rzekła, wspominając swoją nauczycielkę z lat dziecięcych, panią Pinkstone, czarownicę w średnim wieku która zawodowo trudniła się kształceniem szlacheckich latorośli w tańcu i podstawowych dziedzinach wiedzy powszechnej i artystycznej. Rodowych aktywności uczyli ich głównie rodzice, ale od bardziej ogólnych umiejętności byli guwernanci. – Calahan i Aideen pod twoim okiem z pewnością odbiorą wspaniałe przygotowanie do tańca – zapewniła, patrząc z uśmiechem, jak Babette udziela młodym Fawleyom wskazówek. – Szkoda, że moje bliźnięta jeszcze nawet nie potrafią chodzić, ale jeśli za kilka lat nadal będziesz mieszkać w Anglii, zaproszę cię, byś i im udzieliła kilku lekcji. Może okaże się, że odziedziczyły talent do tańca po swoim ojcu, nie po mnie. – Ale zdała sobie sprawę, że w tych czasach mówienie o przyszłości było niepewne, nie wiadomo kiedy skończą się anomalie, no i czasy były niespokojne. Cressie liczyła się z tym, że jeśli anomalie wkrótce się nie skończą, będzie zmuszona wysłać dzieci do krewnych Williama we Francji. Nie wiadomo też, jak wpłyną na nich wszystkich polityczne zawirowania w rodowych relacjach, ale o tym też nie chciała myśleć. – Może sama cię o kilka poproszę, by jeszcze lepiej prezentować się u boku Williama na salonach? – zaśmiała się cicho, jednocześnie leciutko się rumieniąc pod piegami; od dłuższego czasu miała wrażenie, że czuje do małżonka coś więcej niż tylko poczucie obowiązku czy nawet przyjaźń. – Wszyscy staramy się dbać, by dzieciom nic nie brakowało, ale czasy... nie są dla nich lekkie. – Dlatego Cressida tak często się martwiła. Jej maleństwa wybrały sobie na początki życia bardzo trudny czas, ale były silne, w końcu płynęła w nich połowa krwi Flintów, nawet jeśli Cressida była wyjątkowo wydelikaconym egzemplarzem Flintówny.
Pozwoliła się jednak pociągnąć dalej w głąb sali, wciąż myśląc z nostalgią o czasach szkoły, może dlatego, że wtedy nie musiała czuć tego ciężaru odpowiedzialności ani bać się o dzieci, siebie i innych bliskich, bo wtedy wszystko było dobrze, nie było żadnych anomalii ani politycznych zmian odczuwalnych nawet przez kobiety. No i kiedy już się do Beauxbatons przyzwyczaiła, naprawdę jej się tam spodobało.
Jeśli chodzi o teraźniejszość, to właśnie anomalie, unoszący się w powietrzu niepokój i polityka rzucały cień na jej życie, które bez tego wszystkiego zapewne byłoby pełne sielanki i bliskie ideałowi.
- Z przyjemnością – powiedziała więc, chcąc skupić się na przyjemności i beztrosce tańca. Pozwoliła więc, by Babette porwała ją na parkiet; nie było to coś szczególnie dziwnego, bo w młodszym wieku często tak tańczyła dla zabawy z siostrą i kuzynkami. – W ogóle czy dobrze pamiętam, że w szkole interesowałaś się także transmutacją? – przypomniała sobie o innej pasji dawnej koleżanki; jako że uczyła się animagii, wznowiła swą naukę po zakończeniu ciąży, potrzebowała wskazówek od kogoś bieglejszego od niej w dziedzinie transmutacji.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]16.02.19 22:26
Zapewnienie przyjęła ze szczerym uśmiechem; troszkę żałowała przedwcześnie odebranej Cressidzie wolności, wyczuwając - być może - gdzieś między wierszami tęsknotę do lat szkolnych, dziecięcych, choć z drugiej strony dla nieśmiałej Cressidy polityczny mariaż mógł być jedyną opcją na udane i szczęśliwe życie - o ile tylko odnajdzie więź ze swoim wybranym. Była dziedziczką wielkiego rodu i z godnością niosła zobowiązania z tym związane - Babette nigdy nie próbowała oceniać świata który nie należał do niej, ale wiele by dała za to, by móc powiedzieć, że widziała Cressidę naprawdę szczęśliwą.
- Jak odnajdujesz się w tej roli? - zapytała ją z przejęciem, za spojrzeniem Cressidy uciekając spojrzeniem ku obrączce. - Masz przy sobie pierścionek zaręczynowy? - Kiedy otrzymała list, że Cressida wyszła za mąż, wyobrażała go sobie wiele razy; ozdobiony delikatnym topazem, w otoczeniu kutych w złocie łabędzich skrzydeł, otoczony przez kwiaty charakterystyczne dla tutejszego krajobrazu lub rwane w pędzie kelpie. Kelpie chyba nawet byłyby ładniejsze, bardziej poetyckie - być może wreszcie ujrzy go na własne oczy.
- Och - westchnęła, nieco zaskoczona, na ukierunkowane do niej pytanie; początkowo zmieszała się dość wyraźnie, zostawiła przecież we Francji kogoś bardzo dla niej ważnego, a wyjazd złamał jej serce na pół. Starała się jednak iść do przodu - nie miała innego wyjścia - nigdy też nie wyrzuci jego sylwetki ze swojej pamięci. - Nie poznałam jeszcze wielu czarodziejów w Anglii - przyznała zgodnie z prawdą, w pewien sposób wymigując się od bezpośredniej odpowiedzi. Francję zmuszona została zostawić za plecami, nie miała znaczenia. Nie wróci tam zbyt prędko. - Ale chyba chcę najpierw sprawdzić, jak życie smakuje, kiedy jestem panną - dodała z rozbawieniem, nie zamierzała jeszcze brać ślubu, zakładanie rodziny i rodzinne obowiązki uwiązałyby ją daleko od sceny, a jej gwiazda jeszcze nawet nie zdążyła zabłysnąć. Zapewne gdyby uprosiła ojca, zorganizowałby jej swaty, ale ani tego nie potrzebowała - nie była głupia, by nie dostrzegać, jak jej inna od ludzkiej uroda przyciąga męskie oko - ani nie chciała, marząc raczej o scenie niż o niemowlęciu. Morgano, była jeszcze nastolatką, a artystyczny półświatek rządził się własnymi prawami. - O co z tym właściwie chodzi, Cressie? No wiesz - z anomaliami - ledwie stanęliśmy na lądzie, chciałam zmienić upięcie włosów, a przez przypadek podpaliłam sobie kołnierz! Szczęśliwie, niewielkim płomieniem, ale ugasiłam go jednym ruchem, ale... - odruchowo ściszyła głos do szeptu - czy wszystko robicie teraz, no wiesz, jak mugole? Bez różdżek, bez magii... przecież to potwornie niebezpieczne! - Bała się o swoje występy. Często używała magii na scenie, bawiąc się dekoracjami, kostiumem, scenografią, podłożem, zapachami w sali; bez tego jej spektakle staną się całkowicie mdłe, niepełne.
- Można tak powiedzieć - przytaknęła, spozierając na tańczącą dwójkę, na moment puszczając dłoń Cressidy, by podejść do dziewczynki, na ramionach której położyła dłonie, prostując jej postawę i zwalniając tempo, które w nerwach obrała. - Spokojnie - poprosiła, spokojnie, cichszym, kojącym i melodyjnym głosem; miała szczęście pracować z dziećmi, które chłonęły wiedzę jak gąbka. - Raz, dwa, trzy... - zaczęła odliczanie, poruszając się wraz z nią, puszczając ją do obrotu - lekkim krokiem powracając ku przyjaciółce. - Daje lekcje - nie tylko młodym arystokratom, ale to dopowiedzenie wydało się zbędne. - Ale przede wszystkim tańczę, Cressido, mam nadzieję, że kiedyś zobaczę cię na swoim wystąpieniu - musisz usiąść w pierwszym rzędzie, bym mogła cię dobrze widzieć! - Jej występy były okazjonalne, teatry jeszcze z pewną nieufnością podchodziły do nowoczesnej nowomody, ale Babette wierzyła, że jest w stanie podbić serca nie tylko dyrektorów teatrów, ale i całej wpływowej śmietanki towarzyskiej Londynu, która dyktuje repertuar tych teatrów. A pewnego dnia - wyjedzie na wielkie tournee po Europie. Po świecie!
Zaśmiała się bezgłośnie na jej wspomnienie, nie kryjąc zainteresowania:
- Kim była? - Po czym kiwnęła lekko głową, odbierając komplement z satysfakcją. Cressida była panią tego dworu, jej wsparcie umacniało jej pozycję tutaj, a jej zadowolenie - było dobrą oceną jej pracy. Wiele dla niej znaczyło. - Nietrudno jest uczyć tak utalentowane dzieci - zapewniła, umyślnie podnosząc głos na tyle, by dwójka rodzeństwa mogła ją usłyszeć. Nauczyciele często nie doceniali roli pochwał, a przecież nic tak jak pochwała nie dawało radości, zwieńczeniem nauki, podczas gdy zwieńczeniem nauki powinna być właśnie radość. - Nie mów tak, jestem pewna, że i ty potrafisz płynąć po parkiecie jak łabędź - wtrąciła jej w słowo - Daj mi je na godzinę, a nauczą się tańczyć wcześniej, niż chodzić - dodała ze śmiechem, nie sądziła, by było to możliwe, ale niemowlęta też potrafiły być muzykalne - a ruch można było wyrażać nie tylko krokiem w myśl odpowiedniego taktu. Chodziło o zrozumienie i przesłanie, o szczerość, a ta była przecież właściwa dzieciom. Nawet - a może zwłaszcza - tym, które jeszcze nic nie rozumiały. - Macie kłopoty? - upewniła się, odnosząc się do wspomnienia o trudnych czasach, jeszcze nie bardzo rozumiała angielską przestrzeń, ale sądziła, że ktoś kto mieszkał w tak pięknym pałacu, nie przejmował się wieloma codziennymi rozterkami.
Dygnęła zgrabnie.
- Wystarczy, że powiesz! - zapewniła bez zawahania, splatając własną dłoń z jej; Cressida wydawała jej się dziwnie spięta. Lewą wysunęła różdżkę, kierując ją na parkiet i wyszeptała cicho niegroźną inkantację: - Causa color - zamieniając drewniany parkiet w lodową taflę, podobną tej, jaka tworzyła się nieopodal błoni w wysokogórskim Beuxbatons. Zaklęcie nie było szkodliwe, posadzka wróci do siebie za kilka chwil - o ile ktoś wcześniej nie ściągnie zaklęcia. - Lady, lordzie - zwróciła się do dzieci - Teraz spróbujemy wspólne, naśladujcie nas, kroki już znacie - Nie bacząc na sprzeciw, porwała Cressidę w wirujący walc, raz za czas śmiejąc się w głos, przejmując w tym tańcu rolę mężczyzny - prowadzącego. - Oczywiście, że uwielbiam transmutację! Pracuję z nią, skąd to pytanie? - odparła w końcu, spoglądając w wysokie lustra - uważnym spojrzeniem badając sylwetki nie tylko dzieci, ale i samej Cressidy, szukając u niej niedoskonałości, o których wspominała. - Ramię wyżej, Calahan, broda do góry, jesteś panem tego parkietu - zwróciła się jednak wpierw do chłopca, który chyba nieco rozproszył się obecnością drugiej pary i nogi zaczęły mu się nieco plątać, gdzieś zaczął gubić muzykę, chłonąc więcej bodźców, niż potrzebował.


All the shine of a thousand spotlights, all the stars we steal from the nightsky; towers of gold are still too little, these hands could hold the world but it'll

never be enough

for me

Babette Delacour
Babette Delacour
Zawód : Tancerka
Wiek : 19
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Topią się dla niej, to poprawia wodę
Szybko
Jak rąbek
Zadartej spódnicy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
 fire walk with me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7000-babette-delacour#184024 https://www.morsmordre.net/t7007-mirsalah#184166 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f250-kornwalia-polwysep-an-lysardh-lighthouse-road-3 https://www.morsmordre.net/t7009-skrytka-bankowa-nr-1587#184226 https://www.morsmordre.net/t7076-babette-delacour#186874
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]16.02.19 22:26
The member 'Babette Delacour' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Hol i korytarze dworku HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hol i korytarze dworku Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]17.02.19 13:26
U szlachcianek tak to już było – najbardziej atrakcyjne z punktu widzenia politycznych mariaży były młódki. Cressida obawiała się co prawda, że jej nikt nie zechce i zostanie starą panną, ale propozycja dotycząca chęci ożenku z nią nadeszła bardzo szybko po ukończeniu przez nią szkoły. William Fawley chciał pojąć ją za żonę, a wiedziała, że kolejna propozycja, i to od kogoś tak miłego i czarującego, może nie paść. Jej wolność trwała więc tylko jedenaście miesięcy, z czego ponad połowę i tak spędziła będąc zaręczoną, przyobiecaną jednemu konkretnemu mężczyźnie. Gdyby jednak żyła w świecie, gdzie każdy musi sam zadbać o znalezienie drugiej połówki, zapewne długo byłaby sama, bo była dziewczątkiem nieśmiałym i niepewnym siebie, przekonanym, że inicjatywa w takich sprawach musi wyjść ze strony mężczyzny. W świecie aranżowanych małżeństw niemal każda panna wychodziła jednak za mąż, nie zawsze szczęśliwie, ale Cressie zdecydowanie nie mogła narzekać, bo pewnie niewielu mężczyzn traktowałoby ją równie dobrze i troskliwie, jak William. Niewielu liczyłoby się z jej zdaniem i dbało o to, by czuła się w nowym miejscu dobrze.
W momencie swego ślubu była jednak jeszcze praktycznie dzieckiem, które musiało szybko dorosnąć i nauczyć się, jak być żoną, mimo że do tej roli przygotowywano ją całe życie – szlacheckie kobiety miały w pierwszej kolejności być żonami i matkami.
- Dobrze. Do tego przygotowało mnie życie, poza tym... naprawdę chciałam być mamą – szepnęła. Cressie nie czuła się źle w swojej roli, nigdy nie czuła sie z nią skonfliktowana, chciała zostać żoną i matką nie tylko dlatego, że musiała, że taka była jej rola. Pragnęła mieć więcej dzieci, ale niestety czasy nie sprzyjały sprowadzaniu ich na świat. – Mam – dodała, unosząc lekko dłoń, ukazując pierścionek, który splótł jej losy z Williamem. Srebrny, z kamieniem księżycowym i szafirami.
Nie wiedziała, czy w życiu Babette ktoś był, ale przyjęła do wiadomości jej wyjaśnienia, choć mogła odnieść ulotne wrażenie, że koleżanka zmieszała się nieco. Cressie nie była jednak wścibska, więc nie zamierzała nachalnie dopytywać, wiedząc, że jeśli panna Delacour będzie chciała powiedzieć coś więcej, to powie.
- Rozumiem – przytaknęła. – Masz jeszcze trochę czasu. Z twoją urodą na pewno nie będziesz narzekać na brak adoratorów i staropanieństwo ci nie zagrozi. – Babette była piękną półwilą. Nie piegowatym rudzielcem, a eteryczną blondynką, za jaką mężczyźni tęsknie wodzili wzrokiem, choć Cressida nie chciałaby być na jej miejscu. Nie zazdrościła takiego zainteresowania, bo wolała go nie przyciągać, odpowiadało jej znajdowanie się w cieniu ładniejszych dziewcząt i bycie szarą myszką, i już w Beauxbatons chętnie korzystała z cienia rzucanego przez piękniejsze i bardziej śmiałe panny. Rozumiała też, że chciała nacieszyć się młodością, zanim spadną na nią obowiązki. Życie Cressidy sprowadzało się przede wszystkim do bycia żoną, matką i damą, choć mogła realizować swe zainteresowania jako malarka, jednak była to pasja, którą mogła wykonywać w domowym zaciszu, dlatego w żaden sposób nie kolidowała z jej obowiązkami, a była wręcz bardzo dobrze widziana przez Fawleyów.
- Anomalie są... złe, bardzo złe – szepnęła z przestrachem, słysząc pytanie. Ale Francuzka, która dopiero niedawno przyjechała do Anglii, mogła nie być w pełni świadoma sytuacji, nie było jej tu, kiedy magia wybuchła, wywracając Anglię do góry nogami. – Zaczęło się pierwszego maja. Wszystko stanęło na głowie i okazało się inne niż dotychczas. Magia, pogoda... W czerwcu spadł śnieg, nasze ogrody znacznie ucierpiały. Użycie magii jest ryzykowne, bo coś... ta moc, wypacza nasze czary, i nikt nie wie, skąd to się wzięło – mówiła w dużym skrócie, ale Babette wyraźnie mogła dostrzec w spojrzeniu dziewczątka lęk. – Na szczęście skrzaty nadal mogą czarować, ich magia jest inna od naszej. Zajmują się posiadłością i ogrodami. Ja... prawie nie korzystam z różdżki, odkąd w maju złamałam sobie rękę, próbując tylko rozłożyć magią sztalugę. – Cressida nie miała pojęcia, jak teraz funkcjonują zwykli czarodzieje, nie mający do dyspozycji skrzatów, które zajmowały się domem, gotowaniem i innymi sprawami. Konieczność robienia podobnych rzeczy własnoręcznie wydawała jej się przerażająca, a nieszlachetni czarodzieje pewnie musieli tak robić, funkcjonować jak mugole, bo użycie różdżki wiązało się z ryzykiem. Cressidę bardziej jednak od ograniczeń w korzystaniu z różdżki martwiło dobro dzieci, bo najmłodsi byli wrażliwi na anomalie, i z tego powodu jej maleństwa często musiały być usypiane eliksirem.
- To cudownie – przytaknęła, patrząc, jak Babette w przerwie między kolejnymi wymianami zdań z nią radzi sobie z dziećmi i pokazuje im kolejne kroki. – Widzę, że dobrze ci idzie – zapewniła ją, i w razie pytań ze strony rodziny dzieci była gotowa potwierdzić, że panna Delacour zajęła się nimi bardzo profesjonalnie. – I z przyjemnością zobaczę twój występ. Mam nadzieję, że mogę liczyć na zaproszenie? Gdzie prezentujesz swoje pokazy? – Pewnie było kwestią czasu, aż zjawiskowa piękność z Francji zostanie wypatrzona w tutejszym środowisku artystycznym, a jej występy zaczną przyciągać coraz więcej zainteresowanych.
- Moja guwernantka? Kobietą w średnim wieku, której zależało na tym, by wychować młode pokolenie Flintów na przykładnych lordów i lady. Była dość zasadnicza – wyjaśniła. – Zawsze zasypywała pochwałami moją siostrę, dając mi do zrozumienia, że radzę sobie gorzej. – To miało wpływ na jej dziecięce kompleksy, ale nie aż taki, jak postawa ojca, który również faworyzował jej starsze rodzeństwo. Ale postawa ojca bolała bardziej niż miało to miejsce w przypadku obcej, niespokrewnionej nauczycielki. Cressie zawsze pragnęła spełnić oczekiwania konserwatywnego, surowego rodzica, ale nie potrafiła doścignąć brata i siostry, zawsze czując się tym gorszym dzieckiem, tym którego Leander pewnie z ulgą się pozbył, przynajmniej w jej mniemaniu. W czasach szkolnych Cressie na pewno wspominała Babette o swojej dawnej rywalizacji z siostrą o względy ojca, rywalizacji w której zawsze przegrywała. – W tańcu w istocie radzę sobie gorzej niż większość lady. Podczas tańca z Williamem na debiucie musiałam się bardzo pilnować, by nie podeptać mu stóp ani nie potknąć się o brzeg sukni – zaśmiała się cicho. Spodobało jej się to, jak Babette traktuje dwójkę uczonych przez nią dzieci, że je chwali, nie stawiając jednego ponad drugim, tak jak ojciec i guwernantka stawiali siostrę Cressidy ponad nią. Cressie zauważała takie rzeczy i obiecywała sobie, że nie dopuści do tego, by któreś z jej dzieci musiało czuć się gorsze od reszty. – Mają siedem miesięcy, ale kiedy już dorosną do nauki tańca, będę pamiętać – dodała.
Kiedyś ten czas miał nadejść. Cressida pragnęła wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze i życie jej dzieci będzie równie piękne, jak jej własne.
- Kto ich nie ma w czasach anomalii? – westchnęła, ale tak naprawdę nie chodziło tylko o anomalie, ale też o zawirowania w rodowej polityce, ale nie chciała poruszać tego tematu, zwłaszcza w pogawędce ze szkolną znajomą, która nawet nie należała do tego środowiska. Zdecydowanie wolała tego typu sprawy odłożyć na bok i skupić się na przyjemniejszych sprawach, musiały w końcu nadrobić rozłąkę, bo nie widziały się tak dawno. Niemniej jednak w tych czasach i do pałaców docierały niepokoje, bo anomalie dotykały każdego bez względu na krew. A na wyżynach społecznych dodatkowo dochodziły te wszystkie zawiłe polityczne kwestie, których większości Cressie trudno było nawet zrozumieć.
Patrzyła z niepokojem, jak Babette czaruje, ale na szczęście nie stało się nic złego, więc mogła odetchnąć z ulgą. Pozwoliła się porwać do tańca, płynąc przez parkiet poprawnie, choć z pewnością nie tak umiejętnie jak panna Delacour, która tańczyła zawodowo.
- Upewniałam się, czy nadal się nią interesujesz, bo... jakiś czas temu odkryłam, że interesuje mnie ta dziedzina, i chciałabym poszerzyć swoją wiedzę i umiejętności – powiedziała odnośnie transmutacji. – Pamiętam, że w szkole radziłaś sobie z nią naprawdę dobrze. Staram się dokształcać, choć od czasu nastania anomalii robię to głównie teoretycznie, staram się w wolnych chwilach czytać to, co oferuje w tej materii biblioteka Fawleyów. – Szczególnie wiele czytała na temat animagii, którą pragnęła opanować, którą próbowała zgłębiać od miesięcy, z przerwą na czas ciąży, kiedy to ograniczyła się tylko do teorii. – Może... chciałabyś mi odrobinę pomóc, skoro pewnie będziesz się tu jeszcze pojawiać? Każda pomoc od kogoś, kto ma większą wiedzę, może mi się bardzo przydać.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]24.02.19 17:15
Cressida była młodziutka i tak jak, jak Babette, do staropanieństwa brakowało jeszcze paru lat, troski drogiej szkolnej przyjaciółki były jej zresztą obce, geny babki sprawiały, że miała problemy raczej z natarczywością absztyfikantów, niż ich brakiem, nie zmieniało to faktu, że nie była nimi na ten moment zainteresowana. Obowiązki żony i pani domu obligowałyby ją zapewne do porzucenia marzeń o sławie, a te były jej droższe niż wizja rodzinnego domu - przynajmniej na ten moment, była jeszcze podlotkiem, ledwie dzieckiem wprowadzanym w dorosły świat i próbującym odnaleźć się w nim z trudem, nie zatracając w tym wszystkim swojego ja. Być może dlatego nie do końca rozumiała koncentrację Cressidy na tym aspekcie życia - ale przypuszczała, że jako młoda matka, już spełniona kobieta, nie dziewczę, Cressida żyła głównie życiem swoich maleństw, poświęcając się w pełni rodzinie. Babette kochała dzieci - ale nie znaczyło to, że planowała ciążę w najbliższym czasie. Uśmiechnęła się zatem - radośnie - z pewnym zawstydzeniem, jakie młodej damie musiało towarzyszyć podczas rozmowy o macierzyństwie, ale jednocześnie radością z jej szczęścia: wyglądało na to, że podobało jej się życie, które sobie ułożyła.
- Jest taki piękny - zachwyciła się, unosząc lekko dłoń Cressidy, na której mienił się pierścień - mijał się z jej wyobrażeniami, szafir był znacznie szlachetniejszy i wartościowszy od topazu, ale też doroślejszy i dojrzalszy, a ona w swojej przyjaciółce wciąż widziała dziecko - postrzegając wszystko wokół nieco jak abstrakcję. - Musisz mi wszystko opowiedzieć z większymi detalami! Jak do tego doszło? Jak się oświadczył? Jak wyglądał? Co czułaś? Co powiedziałaś? Gdzie byliście? - Miłość była piękna, mawiano, że nie istniała magia potężniejsza od niej - dla Babette wciąż obca, tym bardziej frapująca. Na pocieszające słowa Cressidy wpierw uśmiechnęła się serdecznie, potem zaśmiała w głos, przytulając ją czułym objęciem wokół ramion. - Jesteś taka kochana - Wspomnienie o tym, że staropanieństwo jej nie groziło, nieco ją rozbawiło, bo nigdy nie myślała o swojej przyszłości w podobnych kategoriach, ale z natury przypisywała ludziom dobre zamiary. Wzięła te słowa za przebłysk szczerości, tak obcy i nieznany w świecie, którego sama Cressida była przecież częścią. Zawsze była wyjątkowa. Pokręciła lekko głową, kiedy lady Fawley zaczęła swoją opowieść o anomaliach. To wszystko brzmiało tak potwornie.
- Złamałaś rękę? - powtórzyła za nią z zaskoczeniem, zapewne gdyby wcześniej dotarły do niej jej słowa, nie sięgnęłaby po magię, by zaczarować parkiet: ale jeśli dwójka dzieci miała popamiętać tę lekcję jako przyjemną, musiała wprowadzić im nieco urozmaicenia. Nie potrafiła zresztą wyobrazić sobie swoich występów pozbawionych magii: jak to wszystko miało teraz wyglądać? Czy jej moce - geny babki - również narażone były na te zawirowania? Z pewną dozą niechęci musiała przyznać, że najpewniej bliższe były mocom skrzata niż czarodzieja - dlatego nie poruszyła tego tematu na głos na szlacheckim dworze. - Nie myślmy o tym teraz - dodała w przestrachu, spoglądając na dwójkę dzieci, nie powinny o tym rozmawiać przy nich: były za młode, by ściągać im na barki ciężar tej potwornej sytuacji. Z pewnością znajdą dyskretniejszą chwilę, by dokończyć tę rozmowę.
- Tu i tam - odparła z uśmiechem, nie miała stałego angażu w żadnym teatrze, starała się o zlecenia, kiedy repertuar zionął pustką. Wiedziała, że musiała sobie najpierw wywalczyć zainteresowanie w deszczowej Anglii - i wiedziała też, że nie będzie to łatwe. Jej taniec był raczej niekonwencjonalny. - Mam umówioną rozmowę w Le Fantasmagorie, ale czas pokaże, co z tego wyniknie. Przed kolejnym wystąpieniem prześlę ci list - i będę wypatrywać cię na widowni. - Obecność i przychylność lady Fawley mogła jej zresztą bardzo pomóc w karierze - ale nie zamierzała wykorzystywać w tym celu szkolnej przyjaciółki.
- Ależ to okrutne! - dodała z oburzeniem, słysząc krótki opis guwernantki Cressidy, spoglądając na dwójkę dzieci tańczących walca, raz, dwa, trzy, pomogła przyklaskiwaniem dłoni, kontrolnie zerkając też na wciąż wygrywającą melodię harfę. Przez moment zastanawiała się, czy sama taka nie jest - czy mimowolnie nie faworyzuje bardziej jednego z dzieci, zdecydowanie bardziej lubiła dziewczynkę, ale to dlatego, że miała niezrównany urok. Czy była przez to surowsza dla chłopca? Obiecała sobie przyjrzeć się swojemu zachowaniu i spojrzeć na nie krytyczniej przez kilka najbliższych tygodni. - Na pewno nie miała racji - mówiła dalej z zastanowieniem - niektóre dzieci są po prostu bardziej pewne siebie od innych - To o to chodziło: dziewczynka wiedziała, że parkiet był jej sceną, a chłopiec trochę krył się w jej cieniu. Był trochę niepewny, ale to właśnie tę pewność usiłowała z niego wydobyć - była niezbędna podczas tańca. - Czasem sprawiają przez to wrażenie bardziej kompetentnych - Czy nie zdarzało jej się otrzymywać lepszych ocen od mniej urodziwych koleżanek tylko dlatego, że ładniej wyglądała ze swoją niewiedzą? To było okrutne - ze strony nauczycieli, ale i jej, kiedy się temu nie sprzeciwiła. W słowach Cressidy, w których jeszcze za czasów szkolnych opisywała swoje dzieciństwo, znajdowała pewną analogię. Ciekawa była, jaka była jej siostra: chciałaby ją kiedyś poznać.
- Tobie też jej brakuje - przeszła płynnie w temat tańca - zamiast patrzeć pod nogi na palce partnera, daj się porwać chwili - i poczuj w sercu muzykę. Chodzi o to, by pozwolić się porwać emocjom, poczuć elegancję, płynność i szlachetny takt walca. Kiedy uczyłam się kroków jako dziecko, wyobrażałam sobie, że jestem królową zimy i tańczę z królem lata, by w zamian nie odbierał mi na wiosnę mojego królestwa. Zamknij oczy - i spróbuj to poczuć - Ostatnie słowa kierowała już nie tylko do przyjaciółki, ale i dziewczynki, dobrze wiedząc, że ta słyszała każde wypowiadane przez nie słowa - podsłuchiwała, co jakiś czas spoglądając na dorosłe kobiety. Chłopiec też to słyszał. - Król lata i królowa zimy mogą spotkać się tylko podczas tego tańca - mówiła dalej, patrząc już na dzieci, chcąc wprowadzić w temat także chłopca - dlatego chcą się zaprezentować jak najlepiej - latem królowa roztapia się i wraca do jezior - zwykle myślała o morzu, ale rozmawiała z małym lordem Cumberland - a zimą król przeobraża się w lodową statuę. Ten taniec to porozumienie, próba zdobycia względów, ale i taktowna wymiana uprzejmości - Walc nie był tańcem zmysłowym, ale miał w sobie - jak każdy inny - iskrę bardzo subtelnej kokieterii. Przede wszystkim - był też patetyczny, podniosły i oficjalny. - Siedem miesięcy to już dość, by wyjść z kokona w kołysce! - wtrąciła, ze śmiechem, żartem, dobrze wiedząc, że roztaczana przez nią wizja nauki tańca niemowlęcia nie była realna. - Dalej - poprowadziła ją wgłąb sali, w wirze obrotów i perfekcyjnych kroków angielskiego walca - przekonaj mnie, by powstrzymać lato - stawiała wyzwanie tak przed dziewczynką, jak przed Cressidą, stawiając chłopca w roli silniejszego - miał być kokietowany, ale wciąż on prowadził - bo do tańca zawsze trzeba było dwojga. Jej stopy zgrabnie stawiały kolejne kroki, zza ramienia przyjaciółki przyglądała się swoim młodszym uczniom. - Broda wyżej, król i królowa muszą patrzeć sobie w oczy! - Była niemal pewna, że dostrzegła na ich dziecięcych buziach rozbawienie, ale to zadziałało - zwrócili się twarzami do siebie. Nie przerywając już tańca, wsłuchała się spokojnie w słowa Cressidy.
- Jeszcze kilka takich próśb i zostanę główną guwernantką Ambleside. Prosisz mnie o lekcje, lady Fawley? Z radością udzielę ich także w tej materii, ale trzeba ci wiedzieć, że wiem niewiele ponad podstawy. Mogę nie być zdolna skorygować wszystkich błędów - jesteś jednak pewna, że nie chcesz z tym zaczekać, aż anomalie ucichną? - Widziała błysk obawy w jej oku, kiedy sięgnęła po różdżkę, z samej teorii niewiele się nauczą. - Zastanawia mnie też - skąd to zainteresowanie, Cressie? - porwała ją w obrót, na ustach drgał radosny uśmiech.


All the shine of a thousand spotlights, all the stars we steal from the nightsky; towers of gold are still too little, these hands could hold the world but it'll

never be enough

for me

Babette Delacour
Babette Delacour
Zawód : Tancerka
Wiek : 19
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Topią się dla niej, to poprawia wodę
Szybko
Jak rąbek
Zadartej spódnicy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
 fire walk with me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7000-babette-delacour#184024 https://www.morsmordre.net/t7007-mirsalah#184166 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f250-kornwalia-polwysep-an-lysardh-lighthouse-road-3 https://www.morsmordre.net/t7009-skrytka-bankowa-nr-1587#184226 https://www.morsmordre.net/t7076-babette-delacour#186874
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]25.02.19 22:33
Cressida nigdy nie cieszyła się wielką uwagą płci przeciwnej, ale odpowiadało jej to. Gdyby była półwilą, to przy jej charakterze byłaby bardzo nieszczęśliwa z takim zainteresowaniem, jakim bez wątpienia obdarzano Babette. Ale zamążpójście rzeczywiście prawdopodobnie utrudniłoby jej znajomej karierę, bo nawet jeśli miałaby tolerancyjnego męża, i tak pewnie oczekiwano by od niej, że przedłoży obowiązki ponad śmiałe marzenia. Społeczeństwo często bywało bardziej surowe wobec kobiety niż sami mężowie. Może gdyby Cressidę wychowano inaczej też myślałaby podobnie – ale ją wychowano na przyszłą żonę i wpojono jej, że to właśnie jest to, czego powinna najbardziej pragnąć, i że dopiero po ślubie szlachcianka staje się prawdziwą, pełnowartościową kobietą. Dlatego była szczęśliwa, wychodząc za mąż i rodząc dzieci, i choć nie zapominała o swoich malarskich pasjach, koncentrowała się przede wszystkim na byciu żoną i matką, zwłaszcza teraz, kiedy jej dzieci wciąż były tak małe. Nigdy nie postrzegała małżeństwa i macierzyństwa jako czegoś, co odbiera jej wolność, nie czuła się zniewolona – może dlatego, że jako szlachcianka nigdy nie była w pełni wolna i dorastała nie znając świata poza złotą klatką. Babette z pewnością miała tej wolności więcej, dlatego tym dotkliwsze byłoby dla niej wczesne zamążpójście. Nie obowiązywały jej te same zasady, co Cressidę, a nad jej głową nie ciążyła rodowa presja ani wola nestora. Nikt nie skaże jej na potępienie, jeśli przed ślubem wykorzysta swą młodość do tego, by podbijać brytyjskie taneczne sceny swoim talentem.
- Cieszę się – szepnęła, także patrząc na pierścionek, który zdobił jej dłoń i którego nie postrzegała jako ciężar, tak jak na samym początku, kiedy zwyczajnie się bała, że nie sprosta nowej roli. Teraz nosiła go z dumą, bo i była dumna z bycia żoną i matką, nawet jeśli niektóre postępowe kobiety uważały to za brak ambicji. – Oświadczył mi się podczas wspólnego rodzinnego obiadu, przybył do Charnwood wraz ze swoimi rodzicami. Nasz związek został zaaranżowany, ale to Fawleyowie prosili mego pana ojca o moją rękę, więc podarowanie pierścionka było już tylko formalnością – wyjaśniła cicho, tak, żeby nie słyszały tego dzieci. Przysunęła się wtedy bliżej do Babette, szepcząc do niej tak, jak kiedyś w Beauxbatons, kiedy plotkowały w ustronnych zakamarkach korytarzy. – Był... no cóż, bardzo przystojny. Onieśmielał mnie i sprawiał, że co chwila oblewałam się rumieńcem, wciąż zaskoczona tym, że taki mężczyzna chciał pojąć za żonę właśnie mnie. Poznaliśmy się już wcześniej, w wakacje rok przed ukończeniem przeze mnie szkoły... A po szkole znowu się pojawił i poprosił mnie do tańca na moim debiutanckim sabacie. Trzy miesiące później byliśmy już zaręczeni. – Opowiadając o tym szeptem również się rumieniła, przypominając sobie tamten dzień, jej pierwszy w życiu sabat, podczas którego była pewna, że nikt nie poprosi jej do tańca, ale podszedł do niej William i zaprosił ją na parkiet, przetańczyli kilka tańców, i nie obeszło się bez rozmów o sztuce, którą kochali oboje. Podczas narzeczeństwa udało im się zaprzyjaźnić, więc kiedy nadszedł ślub, Cressie powiedziała „tak” z przekonaniem i bez niechęci. Na pytania również odpowiadała z chęcią, bo nie miały okazji nigdy tego omówić dokładniej, jako że to było już po szkole, a w listach nie wgłębiała się w większe szczegóły. Musiała jednak uważać na dzieci, bo choć nie mówiła nic drażliwego, a wręcz wypowiadała się o mężu w samych superlatywach, najmłodsi często byli gadatliwi. Poza tym, mieli jeszcze czas, by zrozumieć takie rzeczy, całe lata zanim ktoś zaaranżuje ich małżeństwa. Teraz powinni jeszcze korzystać z beztroski i uczyć się bez zastanawiania się nad tego typu kwestiami. Może kiedyś nadejdzie dzień, kiedy Cressida, jak przystało na dobrą ciotkę, podzieli się z dziewczynką swoimi doświadczeniami, ale teraz jedynie obdarzała ją ciepłym uśmiechem i chwaliła jej taniec, nie zapominając też o chłopcu. Oboje jak na ten wiek radzili sobie naprawdę dobrze, lepiej niż Cressida gdy miała tyle samo lat, ale Fawleyowie z pewnością kładli większy nacisk na rozwój taneczny niż Flintowie.
Temat anomalii nie był już tak miły.
- Nie przewidziałam, że anomalie mogą aż tak przeszkadzać przy czarach, później miałam nauczkę – odpowiedziała. O swoje geny mogła być jednak spokojna, magia wil działała na innych zasadach, tak jak talent Cressidy do rozmawiania z ptakami. Warzenie eliksirów też nie powodowało zagrożenia, tylko magia z różdżek. – Masz rację, nie rozmawiajmy o tym. – Zwłaszcza przy dzieciach, które miały wystarczająco stresów, więc Cressie z ulgą powitała zmianę tematu.
- Wobec tego życzę powodzenia, żeby pozwolili ci tam wystąpić. To naprawdę znakomity lokal, bywałam tam już na pokazach i jestem pewna, że twoje umiejętności i urok dobrze by się tam odnalazły – powiedziała. – I będę czekać na list, nie chciałabym ominąć twojego występu. – Le Fantasmagorie było lokalem lubianym przez wyższe sfery, więc Cressida nie musiała się obawiać, że ktoś uznałby jej obecność tam za niestosowną. Mimo całej sympatii do Babette i chęci obejrzenia jej występów, nie mogłaby się pojawić w jakimś podrzędnym, plebejskim miejscu, była lady i musiała o tym pamiętać.
- Okrutne? – zdziwiła się, bo mimo wszystko była do tego przyzwyczajona, że zawsze była tą gorszą, całe życie w cieniu siostry. Zawsze wyobrażała sobie, że to normalne, że każde najmłodsze dziecko tak ma, że stoi w cieniu starszych, choć znała też kilka przypadków, kiedy to najmłodsze dziewczęta były najbardziej rozpieszczane. Ale nie Cressida, przynajmniej nie przez ojca, bo matka to zupełnie inna sprawa, ale Portia jako kobieta mądra i rozsądna nigdy nie pozwoliła, by Cressie wyrosła na osobę rozpieszczoną i próżną. – Właściwie to przywykłam. A pewności siebie zawsze mi brakowało, bo kiedy obok znajdowała się moja siostra, czułam się jak niezgrabne brzydkie kaczątko. William zawsze mi powtarza, że powinnam być pewniejsza siebie, bo nie mam się czego wstydzić, ale... – Zawahała się. Trudno było wyplenić z głowy kompleksy i przekonanie o tym, że była gorsza. To przy siostrze Cressida nabawiła się sporej ilości kompleksów, bo była ona uważana przez guwernantkę za ideał, a i ojciec dużo bardziej ją faworyzował, choć najbardziej swego pierworodnego syna, który miał przekazać nazwisko dalej. A Cressida była tym najmniej kochanym i zauważanym dzieckiem. Była niepewna siebie, dlatego to jej rodzeństwo zawsze wiodło prym, bo miało tej pewności więcej.
Przyglądała się jednak poczynaniom Babette, która ciągle nadzorowała taniec dzieci, dbając o odpowiednie pokazanie im tanecznych kroków oraz wydobycie z nich pewności siebie.
- Ja zawsze miałam z tym problem. Z tą... pewnością – odezwała się cicho. Również nie chciała, by dzieci wiedziały o jej kompleksach, nie chciała żeby same czuły coś podobnego, ani by wiedziały, czym są kompleksy. Żadne dziecko nie powinno mieć zatrutego nimi serduszka. – Nigdy nie wyobrażałam sobie tego w ten sposób. Jako dziecko wręcz nie lubiłam lekcji tańca, choć jednocześnie chciałam radzić sobie z nim tak dobrze jak moja siostra i płynąć przez parkiet równie pięknie jak ona.
Ale teraz były obserwowane, zdawała sobie z tego sprawę, więc musiała dawać dobry przykład. Choć była dorosła i umiała podstawy niezbędne do tego, by umieć tańczyć na sabatach i innych uroczystościach, sama też prawdopodobnie miała coś wynieść z obecności Babette.
- To co mówisz brzmi dobrze i działa na wyobraźnię, muszę zapamiętać – uśmiechnęła się, pozwalając, by koleżanka prowadziła ją przez parkiet; pokazywały teraz dzieciom taniec w wykonaniu dwójki dorosłych. Starała się więc tym bardziej, bo musiała dawać dobry przykład, nawet jeśli nie były to jej dzieci. Ale w kontakcie z cudzymi także się pewnych rzeczy uczyła, bo sama też kiedyś ze swoimi znajdzie się na podobnym etapie. Choć dawno już nie miała okazji tańczyć z kobietą, bo od ukończenia szkoły tańczyła głównie z Williamem, zwłaszcza po zaręczynach i ślubie, było to coś przywołującego nostalgiczne nuty przeszłości, i pozwalającego rozluźnić spięte, przytłoczone troskami ciało.
- Jesteś naprawdę zdolna, i to nie tylko w zakresie tańca – pochwaliła ją. – Ze względu na anomalie wolałabym poprzestać póki co na teorii, pomyślałam sobie, że może mogłabyś mi udzielić wskazówek, a kiedy się uspokoi... oby nastąpiło to jak najszybciej, pokażesz mi więcej praktyki – poprosiła. Niestety nikt nie wiedział, kiedy anomalie się skończą, ale Cressida miała nadzieję, że im szybciej tym lepiej. – Jakoś tak... uznałam, że transmutacja jest fascynująca i może mi się przydać przy malarstwie – dodała nieco kulawo; nie potrafiła zbyt dobrze kłamać, choć to co powiedziała było po części zgodne z prawdą, bo w szkole podobała jej się transmutacja, a w dorosłości przydałoby jej się nieco odkurzyć umiejętności, tym bardziej jeśli chciała zostać animagiem, ale nie tylko dlatego, bo po zaniknięciu anomalii mogła rzeczywiście często wykorzystywać tę dziedzinę do różnych rzeczy, wydawała się dużo bardziej kreatywna i artystyczna niż uroki.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]03.03.19 1:46
Z uśmiechem wysłuchała opowieści, może nie opływała w romantyzm, była prozaiczna, jak prozaiczne było życie, ale wszystko wskazywało na to, że dawała Cressidzie szczęście – czy nie to było najważniejsze? Cieszyła się tym szczęściem razem z nią. Niekiedy, jeszcze kiedy były dziećmi, trochę martwiła się, jak zahukana Cressida poradzi sobie w życiu – dobrze było widzieć, że odnalazła swoją ścieżkę, że zadbano o jej dobrobyt i otoczono rodzinnym ciepłem. Umilkła, wysuwając na twarz dyskretny tajemniczy, choć nieco rozchichotany uśmiech, skupiając się, by dosłyszeć każdą głoskę szeptu przebijającego się przez wciąż unoszącą się we wnętrzu sali zaczarowaną muzykę.
- Myślisz, że zabiegał o zaręczyny z tobą? – odparła, również szeptem, z uśmiechem. Na pewno zabiegał, jeśli spotkali się wcześniej, być może to za jego inicjatywą zorganizowano ich swaty, nie do końca pozostawiając to dzieło przypadkowi. Najbardziej romantyczni byli ci mężczyźni, którzy mało mówili, mogła o tym zapewnić Cressidę z pełnym przekonaniem. – Tak się cieszę twoim szczęściem, Cressido – dodała, zamykając jej dłoń w ciepłym uścisku, nim odjęła ją od palców zdobionych przepięknym pierścieniem. Kiedyś sądziła, że w życiu usłanym klejnotami jak ze snu proza także wyglądała jak ze snu, ale potem poznała w Beuxbatons więcej młodych lady. Nigdy się z tym do końca nie pogodziła – naprawdę lubiła bajki. – Musisz mnie z nim kiedyś poznać – dodała rozbawionym szeptem, bo nikt nie sprawdzi męża równie solidnie, co przyjaciółka – każdy to wiedział, prawda?
Jej dalsze słowa przyjęła skinięciem głowy, nigdy jeszcze nie była w środku, ale dawała wiarę rekomendacji Cressidy. Oczyma wyobraźni widziała siebie już na scenie – była artystką przekonaną o swoim talencie, została stworzona do tańca i taniec celebrowała; Anglia wydawała się gnuśniejsza od liberalnej Francji, bardziej konserwatywna, również w sztuce. Po prawie nie miała pojęcia, czy poznają się na jej wyjątkowym darze, czy nie zbagatelizują go, gustując wyłącznie w klasycznej sztuce. Zawierzyła jednak intuicji – miała więcej niż jeden as a rękawie by przekonać osobę, która będzie ją przesłuchiwać. Na jej twarzy wciąż kwitł uśmiech – choć teraz jakby przybrał na zadziorności.
- Na pewno będę o tobie pamiętała – zapewniła ją radośnie, aż klasnęła w dłonie w rozemocjonowaniu, niechcący całkowicie wytrącając dzieci z rytmu. Uśmiechnęła się w ich stronę przepraszająco, zachęcając do dalszych ćwiczeń, ponownie ruszając w tan ze swoją przyjaciółką – drobiąc kroki tak, by dzieci nie miały trudności z ich naśladownictwem. – Doskonale – pochwaliła młodziutką parę taneczną, kiedy wyjątkowo zgrabnie jak na swój wiek wykonali kolejną figurę.
- To okrutne, że pozwolili ci tak myśleć – skonkretyzowała swoją myśl, cicho westchnąwszy – po cóż stać w cieniu innych, kiedy blask wszystkich świateł pieścił tak przyjemnie? Babette nie przyznałaby tego nigdy sama przed sobą, wiedząc, jak ważna w życiu była skromność, ale prawda była bardziej ludzka – uwielbiała uwagę, którą otrzymywała. Nie była jednak pazerna, chętnie rozdałaby ją wszystkim… gdyby tylko było to możliwe. – Dlaczego tak mówisz? Niczym nie ustępujesz swojej siostrze – choć jesteście tak podobne – jesteś równie piękna, co ona, Cressido. William jest rozsądny, porzuć te myśli. W waszym dworze jest tak wiele luster, spójrz na to. – Zatrzymała się w pół kroku podczas walca, naprzeciw jaśniejącego zwierciadła. Uśmiechnęła się ku niemu – tym uśmiechem poszukując podobnego wyrazu u nieśmiałej lady. – Powiedz sobie, co w nim widzisz – zaproponowała, Cressida miała ładną, drobną buzię usianą uroczymi piegami i przepiękne ogniste włosy. Jej sylwetka również była drobna, dłonie wypielęgnowane i zadbane, jak na damę przystało – a wcięcie w talii dość krągłe, by zadowolić męskie oko. Z pewnością rodzaje ich urody kontrastowały ze sobą drastycznie, wilich genów nie dało się wyciszyć, ale jej przyjaciółce z pewnością niczego nie brakowało. – Twój mąż rozsądnie wybrał, wybrał cię spośród innych dziewcząt. Raczej nie ujęłaś go osobowością – dodała z figlarnym uśmieszkiem, opowiadała przecież, że spotkali się po raz pierwszy podczas balu, że wypatrzył ją w tłumie i zaprosił na parkiet, nie znał jej wtedy – pokochał jej twarz i skromne piękno. Babette nie do końca pojmowała, jak można było nie doceniać własnej urody – sama była wdzięczna za swoją, nigdy nie pragnąc prostszego nosa, ciemniejszych włosów lub przenikliwie zielonych oczu. Nie do końca pojmowała, jak mogły czuć się dziewczęta, które jej genów nie miały – nigdy na ich miejscu nie była.
- Kiedy jedno bez drugiego nie jest w stanie zadziałać – wyjaśniła cierpliwie, spoglądając w to samo lustro przez ramię Cressidy. – To pewnością siebie można przykryć niedoskonałości w tańcu. Na początek spróbuj podnieść głowę wyżej – a potem skupić się na emocjach i muzyce, na swoim ciele i jego mięśniach, na mnie prowadzącej cię przez parkiet – mówiąc dalej, podniosła lekko głos, by i dzieci mogły zaczerpnąć z jej słów lekcję, wyrwane z kontekstu słowa nie wskazywały na słabości Cressidy – nie zamierzała ich wyciągać. – Nie na swoich myślach. Wycisz umysł, idź za sercem. – Ledwie instrument rozpoczął wygrywać kolejną melodię, porwała ją w kolejne takty angielskiego walca. To naprawdę był prosty taniec – powinny kiedyś spróbować z czymś trudniejszym i silniejszym emocjonalnie. Babette nie była zwolenniczka musztry w tańcu, zdarzało jej się niedokładnie stawiać kroki nie dlatego, że ich nie znała, a dlatego, że nie miały dla niej znaczenia – aby unieść się ponad innych należało wykazać się gracją, nie pamięcią. Wyćwiczone ruchy dobre były w szachach, a one stały daleko od namiętnego tanga. – Twoim problemem jest to, że za dużo myślisz. Taniec nie potrzebuje rozumu – Bynajmniej nie był to pogląd prezentowany przez tanecznych mistrzów, ale świat szedł do przodu, gnuśna Anglia też musiała to w końcu pojąć – w tańcu musiały królować emocje. – Płyń ze mną, Cressido – dodała przez śmiech – Jeszcze raz – podniosła nieco tembr głosu, zwracając się również do dzieci – Do przodu: od pięty, do tyłu: od palców, na boki : na podeszwach; to wszystko, co musisz pamiętać – Ostatnimi słowy zwróciła się do przyjaciółki, zgrabnie pokonując kolejne kroki. Obrót w prawo, obrót w lewo, do przodu. Zaśmiała się w głos, perliście, słysząc pochwałę z ust młodej lady. Dobrze się czuła  w tym, co robiła najlepiej – cieszyło ją, kiedy ktoś to doceniał, ale nie chciała wyjść na nieskromną.
- Teoria nie jest może moją najmocniejszą stroną – przyznała, z lekką goryczą, wolałaby by było inaczej – ale pomogę ci na tyle, na ile będę mogła – obiecała bez zawahania, nie zwykła odmawiać pomocy, kiedy ją o nią proszono. – W malarstwie? – powtórzyła za nią – z lekkim zdumieniem, którego jednak nie trzymała się zbyt długo. To nie miało znaczenia. – Jestem u was raz w tygodniu o tej samej porze. Wiesz, gdzie mnie szukać – dodała ze spokojnym uśmiechem. – Tymczasem… powinnam już iść, Cressido, goni mnie czas – niebawem zacznę kolejne zajęcia. Dziękuję ci za to spotkanie. Wspaniale było cię zobaczyć po latach, wyglądasz kwitnąco. – Machnięcie różdżki uciszyło instrument, przerywając muzykę. – Możecie zmykać – zwróciła się nieco kolokwialnie do dzieci, a kiedy te opuściły salę, uściskała na pożegnanie przyjaciółkę. – Do zobaczenia!

zt  :pwease:


All the shine of a thousand spotlights, all the stars we steal from the nightsky; towers of gold are still too little, these hands could hold the world but it'll

never be enough

for me

Babette Delacour
Babette Delacour
Zawód : Tancerka
Wiek : 19
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Topią się dla niej, to poprawia wodę
Szybko
Jak rąbek
Zadartej spódnicy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
 fire walk with me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7000-babette-delacour#184024 https://www.morsmordre.net/t7007-mirsalah#184166 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f250-kornwalia-polwysep-an-lysardh-lighthouse-road-3 https://www.morsmordre.net/t7009-skrytka-bankowa-nr-1587#184226 https://www.morsmordre.net/t7076-babette-delacour#186874
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]03.03.19 14:56
Cressida była szczęśliwa, a jak na standardy szlacheckie jej historia i tak była wyjątkowa, bo bywało i tak, że związki były czystym politycznym układem, a później małżonkowie pozostawali sobie praktycznie obcy lub wręcz darzyli się niechęcią. Ale Cressie od początku lubiła Williama, choć tak ją onieśmielał, czuła się przy nim dobrze, była dumna z bycia jego żoną oraz matką jego dzieci. Szczęśliwie dla niej oba rody zadbały o jej dobrobyt, nie musiała sama o siebie dbać, tak jak dziewczęta w nieszlachetnych rodzinach, których związków nikt nie aranżował i które musiały liczyć na szczęście, żeby je ktoś wypatrzył.
Słysząc jej pytanie zarumieniła się mocniej.
- Myślę, że... tak. Przynajmniej on tak twierdzi – wyszeptała. William mógł się ożenić już znacznie wcześniej, a jednak długo korzystał z uroków kawalerstwa. Zawsze jednak ją zastanawiało, dlaczego z tylu dziewcząt zwrócił uwagę właśnie na nią, wyjątkowo nieśmiałą i niepewną siebie, w dodatku wyróżniającą się na salonach wyglądem. Ale może właśnie tego szukał, delikatnej i wrażliwej artystycznej duszy, z której mógłby uczynić prawdziwą damę? Dlaczego ilekroć przychodziło im spotkać się na tych samych szlacheckich wydarzeniach podchodził właśnie do niej, choć wokół nie brakowało innych wolnych panien. Później to właśnie on włożył na jej palec pierścionek zaręczynowy. W tym wszystkim nie było roli Cressidy ani jej rodu, inicjatywa pozostawała po stronie Fawleyów i Williama, to oni prosili jej ojca o jej rękę.
- Oczywiście! Skoro planujesz tu jeszcze kiedyś przybyć, to poproszę Williama, by ze mną tu przyszedł – obiecała, choć w głębi duszy nieco się obawiała, bo co, jeśli uroda półwili podziała na jej męża? Zakompleksiona Cressida nie czuła się na tyle pewnie, więc w jej umyśle pojawiły się obawy, że może przestać się podobać Williamowi, choć z drugiej strony pewnie widział już niejedną półwilę, zwłaszcza że w przeszłości również uczył się w Beauxbatons.
Niemniej jednak była przekonana, że Babette jeszcze podbije brytyjskie sceny i niejeden mężczyzna będzie do niej słał tęskne listy. Półwile były obecne w Anglii, nawet w środowisku wyższych sfer, ale ich oglądanie zawsze było przyjemne dla oczu, zwłaszcza męskich. Tym bardziej że szlachciankom nie wypadało wystawiać się na pokaz w taki sposób, ale Babette mogła to robić. Dlatego pokiwała z entuzjazmem głową, nie mogąc się doczekać zaproszenia.
Niestety świat dorastających szlachcianek był nie tylko bajkowy i sielankowy, miał własne cienie, jak nieustanna rywalizacja z innymi damami, a także gra pozorów, choć w tej Cressie nie uczestniczyła zbyt aktywnie. Niemniej jednak jej dzieciństwo od najmłodszych lat było naznaczone kompleksami i poczuciem niedoskonałości, bo w rywalizacji z siostrą przegrywała na każdym polu poza malarstwem. To była jedna z nielicznych rzeczy, w których była lepsza, ale ojciec tego nie doceniał, bo był obojętny na piękno sztuki, zbyt twardo stąpał po ziemi, by docenić jakikolwiek inny aspekt malarstwa niż szkicowanie roślin w zielnikach. Dlatego Cressie dorastała w cieniu rzucanym przez rodzeństwo i kuzynostwo, i również w dorosłości stała w cieniu, wychodząc z niego tylko wtedy, kiedy siadała przy sztaludze i tworzyła piękne jak na swój wiek obrazy. Bycie w centrum uwagi zawsze ją jednak zawstydzało.
- Zawsze chciałam być jak ona, żeby ojciec pokochał mnie tak samo – szepnęła. Zawsze czuła się od niej gorsza, mniej atrakcyjna i utalentowana, dlatego w dzieciństwie miały raczej kiepskie relacje i dopiero w szkole się poprawiły, kiedy zostały same w obcym kraju, i rodzinne więzi musiały stanąć ponad kompleksami, zazdrością i dziecinnymi kłótniami.
Spojrzała jednak w lustro, patrząc na swoją sylwetkę. Nie była brzydka, ale zawsze czuła, że nie dorównuje swojej siostrze. Przede wszystkim, była ruda i piegowata, co czyniło ją odmieńcem w rodzinie. W obecnych czasach rudość dodatkowo przynosiła niepochlebne skojarzenia z Prewettami i Weasleyami, rodzinami o otwarcie promugolskich poglądach, a Cressida chciała być przykładną damą, której nikt nie posądzi o żadne niestosowne sympatie.
- Widzę niskiego, piegowatego rudzielca – westchnęła, wciąż wpatrując się w swoje oblicze. Nadal była blada, niziutka i drobna jak dawniej, choć jej biodra nieco się zaokrągliły po porodzie, przez co nie miała już tak dziecięcej sylwetki jak przed ciążą. – Moja siostra ma przepiękne, dostojne pukle w zdecydowanie nierudym kolorze, a jej twarz jest alabastrowa i idealna. William twierdzi, że moje piegi są urocze, ale niektóre dziewczęta uważają je za brzydkie. – Szczególnie w dzieciństwie zdarzyło jej się być wyśmiewaną za to, że jej policzki i nosek przez cały rok pozostawały pokryte konstelacjami miodowych piegów. I zawsze ją te docinki bolały i sprawiały jej przykrość, jak każda nastolatka chciała być śliczna, ale była też nieśmiała i skromna, również jej uroda była skromna, bo na salonach była jak polny kwiat wśród dumnych róż. Cieszyła się jednak, że Babette tak dobrze o niej myśli, więc przytuliła ją lekko, ciesząc się z ich spotkania.
Później zaczęły taniec, podczas którego Babette poinstruowała ją co do kroków i tego, jak powinna się wczuwać swój taniec. Starała się więc nie myśleć o swoich brakach, a poczuć muzykę i płynąć, musiała w końcu stanowić dobry przykład dla dzieci uczonych przez Babette, by nie pomyślały, że ich ciotka jest jakimś dzikusem z lasu i tańczy jak pokraka. To było całkiem przyjemne, oderwać się na moment od rzeczywistości i po prostu tańczyć bez tłumu oceniających ją dam i mężczyzn wokół. Przy tak niewielu świadkach łatwiej było podążać za muzyką i sercem i nie myśleć o tym, że jak się potknie, to stanie się tematem złośliwych szeptów wśród dziewcząt. Uniosła wyżej głowę, mimowolnie przypominając sobie też dawne nauki swojej guwernantki, ale bez wątpienia nie miała ona tak dobrego podejścia do Cressidy jak Babette. Taniec nie był też trudny, na salonach z Williamem tańczyła go regularnie. Może rzeczywiście czasem za dużo myślała i za bardzo przejmowała się tym, co mogli o niej pomyśleć inni?
- Dziękuję – powiedziała, kiedy już skończyły, wciąż pod wrażeniem umiejętności panny Delacour i wdzięczna wobec niej za chęć pomocy oraz rozmowę i wysłuchanie. Ucieszyła się na wieść, że Babette planowała jeszcze kolejne wizyty w Ambleside i nie będzie musiała wyczekiwać miesiącami na następne spotkanie. – Myślę, że jeszcze nie raz tu zajrzę. A kiedyś, jak będziesz mieć więcej czasu, to po lekcji dla dzieci możemy zająć się teorią transmutacji.
Uśmiechnęła się, ale była świadoma, że ich czas dobiegał końca, że Babette musiała wracać do innych zajęć. Dzieci zostały odesłane do swoich komnat i po chwili czmychnęły, a dziewczęta zostały same w pogrążonej już w ciszy sali balowej.
- Rozumiem. I tak się cieszę, że w ogóle udało nam się spotkać i porozmawiać choć chwilę. Jestem pewna, że to nie będzie wcale nasza ostatnia rozmowa – odezwała się, kiedy nadszedł moment pożegnania. – Więc... do zobaczenia. I czekam na zaproszenie na twój występ!
Pożegnała się z nią ciepło, po czym także opuściła salę, kierując się do swoich komnat.

| zt.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]10.06.20 13:50
| 01.05

Dziewczątko nie czuło się dziś najlepiej. Po porannych mdłościach zmobilizowała się w końcu, by zjeść śniadanie, ale chyba nie czuła się na siłach by wybrać się na konną przejażdżkę, dlatego pozostała w dworku, spędzając większość poranka w komnatach swych już czternastomiesięcznych dzieci. Siedziała w fotelu, spoglądając na ich twarzyczki już po tym, jak opiekunka wykonała niezbędne o tej porze czynności. Gdy opiekunka wyszła, wkroczyć mogła Cressida; chciała żeby dzieci czuły, że mają mamę, która bardzo je kocha, ale jako lady nie wypadało jej robić pewnych rzeczy, które musiały spaść na barki oddanej służki, która przed laty odchowała już jej męża i jego kuzynostwo.
Posiedziała z dziećmi, śpiewając im i czytając im bajki miękkim, troskliwym głosem. O ile Julius był energiczny i nie umiał usiedzieć w miejscu odkąd nauczył się chodzić, tak Portia cichutko i spokojnie siedziała obok niej, wpatrując się w nią oczami równie zielonymi jak jej własne. Cressie cieszyła się jednak, że jej włoski ściemniały i nie były już tak rude jak po narodzinach; odniosła wrażenie, że rudy kolor w ich świecie nie działa na korzyść, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, więc cieszyło ją, że kosmyki Portii stały się brązowe i miały już tylko nieznaczną miedzianą poświatę w blasku słońca. Julius natomiast nie miał nawet tych miedzianych refleksów i wyglądał jak miniaturowa kopia Williama. Pod względem charakteru chyba też rósł na jego kopię, bo skrajnie introwertyczna Cressida od najmłodszych lat była cichym, grzecznym i spokojnym dzieckiem.
Pragnęła dla nich jak najlepszej przyszłości, w której mogłyby dorastać bezpieczne, szczęśliwe i dumne ze swojego dziedzictwa, z krwi zarówno Fawleyów, jak i Flintów.
Gdy przyszedł czas na popołudniową drzemkę dzieci Cressie opuściła ich komnaty. Udała się do rodowej biblioteki z zamiarem poszukania jakiejś kolejnej książki z baśniami odpowiednimi dla dzieci i może czegoś o malarstwie dla siebie. Spotkało ją jednak wielkie zdziwienie, gdy weszła do środka i przy jednym ze stolików dostrzegła… swojego kuzyna Alpharda we własnej osobie.
- Drogi Alphardzie – odezwała się z wyraźnym zdumieniem, ale i radością. – Skąd się tu wziąłeś? Nie pisałeś do mnie ostatnimi czasy żadnego listu – zapytała. Wiedziała że przecież ród Blacków do Stonehenge pozostawał we wrogich relacjach z Fawleyami, dopiero od czasu szczytu Alphard mógł ją odwiedzać jawnie, a nie potajemnie, już nie musiał przemykać pokątnie by z nią porozmawiać, ale wydawało jej się, że bywał tutaj tylko w celu spotkania się z nią. A jednak teraz był tu, choć nie umawiali się w listach na żadne spotkanie, co bardzo ją zdziwiło. Czyżby zaczął przyjaźnić się z jej mężem? Niewątpliwie ucieszyłaby ją taka wieść, gdyby jej mąż i jej kuzyn się lubili i chcieli utrzymywać kontakt, bo wtedy i ona mogłaby częściej widywać drogiego Alpharda, z którym zawsze dogadywała się najlepiej spośród kuzynostwa Black. – Ale to miła niespodzianka, że tu jesteś. Stęskniłam się za tobą – powiedziała, zasiadając naprzeciwko niego przy stoliku, nieświadoma jakie powody faktycznie go tu przywiodły.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Hol i korytarze dworku [odnośnik]11.06.20 19:45
Udana próba skontaktowania się z Williamem Fawleyem nie wydała mu się niczym zdrożnym. Prawie od razu otrzymał odpowiedź drugiego szlachcica na zaadresowany do niego pod koniec kwietnia list, w której mógł przeczytać o pozytywnym rozważeniu jego prośby. Gdyby nie potrzebował drobnej przysługi, z pewnością by o nią nie prosił, ale musiał dotrzeć do pewnych informacji tyczących się historii Kumbrii. Uszczegółowienia lokalnych opowieści należało szukać u źródła, więc kto mógłby być lepiej zapoznany z miejscowymi historiami, jeśli nie ród piastujący pieczę nad danym terenem? Wiedza zgromadzona przez Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami okazała się być niewystarczająca, a sprawa była zbyt istotna, aby poprzestać na lichych doniesieniach. Zamierzał niezwłocznie skorzystać z zaproszenia do Ambleside, jakie otrzymał, w ten sposób zostając gościem eleganckiej rezydencji pierwszego dnia maja.
Już od progu powitał go William, co wydało się Alphardowi dobrą wróżbą. Nie mieli zbytnio okazji kiedykolwiek poznać się lepiej. Swego czasu nie mogli nawiązywać z sobą żadnych przyjaznych relacji z racji noszonych nazwisk, jednak od kilku miesięcy ich rody zadecydowały o unormowaniu wzajemnych stosunków. Wciąż o wielkiej serdeczności nie mogło być mowy, Blackowie wykazywali zbyt mocne przywiązanie do historii, w tym również do zwad sprzed wieków, ale polityczna sytuacja rozbudziła wśród wielkich rodów tendencję do jednoczenia się. Zarazem czuł cień sympatii do witającego go lorda, zawsze mimowolnie myśląc o nim jak o mężu swojej kuzynki. Był dobry dla Cressidy, być może nawet w pełni i szczerze ją kocha. Nie doszły do niego słuchy, aby jakiekolwiek sprawy sprowadzały Williama choćby do Wenus – takie wieści rozchodziły się nad wyraz szybko, a ich brak można było odbierać za wyraz lojalności względem małżonki.
Szybko wskazano mu drogę do biblioteki, droga nie była jednak na tyle długo, aby uprzejma wymiana zdań rozwinęła się w pogawędkę, a co dopiero dyskusję. Na miejscu został mu też przydzielony jeden ze stolików, gdzie czekały na niego wybrane ze zbiorów księgi. Już listownie wyjawił chęć sięgnięcia po historyczne pozycje, a nawet rodowe kroniki z XV, XVI i XVII wieku. Wcale nie zaskoczyło go to, że przygotowano te księgi zawczasu, mimo wszystko przedstawiciel innego rodu nie powinien szwendać się samopas po cudzej skarbnicy wiedzy. Rozsiadł się na krześle i chwycił za pierwszą księgę, aby zaraz z dużym spokojem pochylić na pożółkłym pergaminem. Ciemne spojrzenie uważnie śledziło tekst, aby znaleźć wzmianki o żyjącym w Kumbrii plemieniu olbrzymów.
Po przewertowaniu jednej księgi chciał zabrać się za kolejną, lecz odstąpił od tego zamiaru, kiedy usłyszał dobrze mu znany głos – kobiecy, delikatny, ciepły dzięki wrodzonej serdeczności. Śmiało podniósł spojrzenie, potem nawet podniósł się z miejsca, by przywitać zmierzającą ku niemu kuzynkę. Łatwo było mu obdarzyć Cressidę przyjaznym uśmiechem, łączące ich pokrewieństwo – rzekomo słabsze, bo od strony matki – zawsze będzie faktem, jakiego zignorować nie można. Gdy dama zdecydowała się usiąść naprzeciw niego, również z powrotem odnalazł swoje krzesło, lecz nie powrócił do odkrywania tajemnic skrytych w dawnych kronikach.
Wybacz, że nie poinformowałem cię o swoim przybyciu do Ambleside, Cressido – wymówił imię kuzynki z jawnym ciepłem, choć dla własnego dobra zaczął od przeprosin, od których płynnie przeszedł do usprawiedliwienia. – Ściągnęły mnie tutaj sprawy zawodowe. Z ramienia Ministerstwa Magii poszukuję pewnych informacji, czym nie chciałem cię w żaden sposób kłopotać – po złożeniu wyjaśnień sugestywnie poklepał dłonią skórzane obicie jednej z wielkich ksiąg, wkładając w to jak najmniej siły. – Bardzo się cieszę, że mimo mojej skrytości udało nam się dziś spotkać. Julius i Portia mają się dobrze? – oczywiście, że pamiętał imiona jej dzieci. Miał nadzieję, że dwie pociechy rosną zdrowo i szczęśliwie. Choć wydarzyło się tak wiele, to Alphard podczas spoglądania na Cressidę odnosił wrażenie, jakby ledwie wczoraj została żoną i matką.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Hol i korytarze dworku
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach