Wydarzenia


Ekipa forum
Komnaty Cressidy
AutorWiadomość
Komnaty Cressidy [odnośnik]27.12.17 14:06

Komnaty Cressidy

Komnaty Cressidy składają się z części wypoczynkowej służącej do przyjmowania gości, prywatnej sypialni, garderoby i niewielkiej łazienki. Wszystkie pomieszczenia są utrzymane w rodowych błękitach i bielach.
Część wypoczynkowa jest bardzo przytulna. Jasną podłogę pokrywają miękkie dywany, znajduje się tu też stolik, fotele, regały z książkami, dający ciepło kominek (niepodłączony do sieci Fiuu) i okna z pięknym widokiem na okoliczne ogrody i jezioro. Sypialnia jest nieco mniejsza i jej główny punkt stanowi błękitne łoże z baldachimem. Obok okna stoi ładna, zdobiona toaletka z przyborami dziewczęcia. Z sypialni znajdują się drzwi do małej garderoby oraz niewielkiej łazieneczki, której centralne miejsce zajmuje wanna.
Niedaleko komnat Cressidy znajdują się także komnaty jej męża oraz pokój dziecięcy.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Cressidy Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]22.04.19 20:54
| 08.11?

Przez okno było widać pochmurne, poznaczone zygzakami błyskawic niebo. Cressida zrzuciła mokry od deszczu płaszczyk i przeczesała palcami mokre włosy; wyszła do ogrodów dosłownie na chwilę, ale równie szybko wróciła odstraszona przez ulewę i złowrogie pomruki burzy, która trwała od początku listopada i nadal się nie kończyła, choć zgodnie z wszelką logiką powinna minąć już dawno. Była jednak zapewne dziełem anomalii, nie natury, więc nie podlegała jej prawom.
W kieszeni Cressidy znajdował się ranny mały przyjaciel. Dziewczątko sięgnęło tam z niezwykłą ostrożnością, a jej delikatne dłonie po chwili wydobyły rudzika z uszkodzonym skrzydełkiem. Znalazła go w ogrodzie, wśród strug deszczu słysząc jego błagalne wołanie o pomoc, którego nie potrafiła zignorować. Jej dobre serduszko nie pozwalało obojętnie przechodzić wobec krzywdy ptasich przyjaciół. Rudzik został więc troskliwie zabrany z zamiarem opatrzenia i zaopiekowania się nim.
Cressida od zawsze darzyła rudziki wyjątkową sympatią. To właśnie przy rudziku przed laty ujawnił się jej dar rozmawiania z ptakami, a jej patronus przybierał formę właśnie takiego ptaszka. Małego, pospolitego i niepozornego – jak Cressida, która na salonach była jak taki mały rudzik wśród pięknych i strojnych egzotycznych ptaków, przynajmniej tak sama o sobie myślała, dorastając w poczuciu bycia gorszą od rodzeństwa i rówieśniczek. W lasach Charnwood było ich całkiem sporo, w okolicach Ambleside również. Jeden z nich dziś padł ofiarą burzy i szczęśliwie został odnaleziony przez Cressie.
Z rodzinnego domu wyniosła sporą wiedzę z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami, i choć daleko jej było do profesjonalnego magizoologa, wiedziała jak zająć się rannym ptakiem, bo w przeszłości zdarzało jej się już otaczać troskliwą opieką odnalezione okazy. Cały czas mówiąc do niego uspokajająco w języku ptaków obejrzała skrzydełko i ostrożnie je opatrzyła, po czym napoiła ptaszka i poleciła skrzatowi domowemu przygotować dla niego odpowiednie legowisko. Musiał zostać tu przez parę dni. Akurat kończyła, kiedy usłyszała skrzypnięcie drzwi. Natychmiast przestała ćwierkać i spojrzała w tamtym kierunku zakłopotana; choć mąż i część jego rodziny już wiedzieli o darze, nadal czuła się dziwnie, kiedy ktoś przyłapywał ją na ćwierkaniu do ptaków.
- Och, to ty – powiedziała z ulgą, zauważając w drzwiach kuzynkę męża, jedną z tych w bliskim jej wieku. Doceniała obecność krewniaczek Williama, bo czasem czuła się samotna, zwłaszcza ostatnio, kiedy tak rzadko opuszczała dworek. – Wejdź, proszę. Chciałaś ze mną porozmawiać, czy po prostu szukasz towarzystwa? – spytała przyjaźnie. Choć poznała Hortense w któreś letnie wakacje między kolejnymi latami nauki, ich znajomość miała szansę zacząć rozkwitać dopiero półtora roku temu. Niecały miesiąc po ślubie Cressidy z Williamem i jej zamieszkaniu w Ambleside Hortense ukończyła Hogwart i powróciła do domu, i pomagała młódce odnaleźć się w nowym miejscu.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]22.04.19 23:01
Tego dnia Hortense nie zamierzała wychodzić z dworu. Chociaż rankiem niebo nie rozchmurzyło się, lecz pokryło mleczną mgłą i jasnym pyłkiem prześwietlonym słonecznymi promieniami, nadzieja na rozpogodzenie zniknęła zaledwie po pięciu minutach, gdy deszcz na powrót zaczął lać strumieniami. Zwykle nie miała nic przeciwko podobnej aurze, dopóki nie wpływała na ułożone wcześniej plany; była perfekcjonistką niemal w każdym calu.
Rzadko kiedy doskwierała jej nuda. Obdarzona dużą kreatywnością i niezwykłym talentem do organizowania sobie czasu wolnego, przeważnie zawsze potrafiła wymyślić sobie jakieś zajęcie zastępcze. Tymczasem po ukończonym treningu baletowym, który w dniu dzisiejszym nie poszedł tak dobrze, jak tego od siebie oczekiwała, nie wiedziała co ze sobą zrobić. Czytanie pozostawiała na wieczory, odkąd przestała być małym dzieckiem a dziewczynką, która nie potrzebowała już opowieści na dobranoc opowiadanych przez opiekunki, z kolei układanie kwiecistych wiązanek nie było odpowiednie do pory roku; z niepokojem obserwowała moknące od kilku dni resztki roślin, wiedząc, że niedługo nic z nich nie zostanie. Smęcąc się bez celu po rodowej posiadłości wreszcie uznała, że umilenie komuś czasu swoją obecnością będzie zdecydowanie lepszym pomysłem od popołudniowej drzemki dla zdrowia i urody. Przemieszczając się po korytarzach niczym duch – zwinnie i niemalże bezszelestnie, co było ogromną zaletą tancerek baletowych – zawitała pod drzwi komnat Cressidy, które najpierw uchyliła a dopiero potem zapukała, obwieszczając jej tym samym swoją obecność.
Przeszkadzam? – spytała cicho; kiedy uzyskała pozwolenie na wejście, wślizgnęła się do środka. – Przyszłam sprawdzić, czy niczego ci nie potrzeba – splotła dłonie w koszyczek za plecami i następnie podeszła do rudowłosej, z początku nie zauważając małego, kolorowego ptaszka w jej dłoniach. O darze Cressidy naturalnie wiedziała, dowiadując się właściwie przez przypadek, jednak w ramach kobiecego paktu obiecała, że pozostawi to dla siebie. W tej rodzinie każdy przecież miał sekrety, mniejsze lub większe, a żona Williama od samego początku wydała się blondynce niewinna i zbyt uczciwa niż należało. Zresztą, czasami odnosiła wrażenie, że odnajdowała się w salonowym towarzystwie zdecydowanie lepiej od niej i że to ona powinna zaopiekować się swoją mentorką. Być może się myliła i zbyt wybiegła w przód w swoim osądzie, ale nie czuła się z tym źle; nigdy nie była wobec niej wrogo nastawiona, jak i nigdy nie pomyślała o niej negatywnie – na przykład herbaty, czy rozmówcy... jednak widzę, że chyba źle trafiłam – przerwała, natrafiając spojrzeniem na zmoczone stworzonko. – Pogoda nie jest łaskawa, szczególnie dla nich. Nie powinnaś zabrać go do specjalisty? – westchnęła z wyczuwalną troską, pochylając się nad skrzydlatym. Osobiście nie posiadła wiedzy o leczeniu zwierząt, więc nie była w stanie ocenić poniesionych szkód.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]23.04.19 0:48
Cressida mimo złej pogody i uziemienia w dworku również znajdywała sobie zajęcia. Musiała to robić, żeby nie myśleć tyle o swoich lękach i niepokojach odnośnie przyszłości. Kiedy nie malowała obrazów, to czytała książki; czasem literaturę piękną dla przyjemności, a czasem księgi poświęcone magicznym roślinom i zwierzętom, a także transmutacji, która od pewnego czasu ją zainteresowała. Kiedy nie czytała, to zdarzało jej się grać na fortepianie, haftować lub po prostu spacerować po dworku lub szukać towarzystwa męża lub którejś z jego krewnych. Czasem zaszywała się w komnacie dzieci i patrzyła, jak śpią, poprawiała im kołderki i składała delikatne pocałunki na czółkach. Tęskniła jednak za częstszymi wizytami u swego panieńskiego rodu, a nawet za regularnymi wyprawami do londyńskich galerii sztuki oraz do ogrodu magibotanicznego i magizoologicznego.
Miała dość introwertyczną naturę i nigdy nie była duszą towarzystwa, ale czasem potrzebowała ludzi, zwłaszcza tych bliskich i życzliwych; przez swoją nieśmiałość przy obcych nie czuła się szczególnie swobodnie, ale rodzina i przyjaciele to zupełnie inna sprawa i ich towarzystwo lubiła.
- Nie przeszkadzasz – zapewniła, w porę przestawiając się na ludzką mowę, by z rozpędu nie odezwać się po ptasiemu. – I tak czułam się trochę samotna, więc to nawet dobrze się składa, że przyszłaś.
Lubiła ją. Hortense zawsze traktowała ją w porządku i zaakceptowała ją jako nowego członka rodziny. Odkąd przyszło im zamieszkać pod jednym dachem często rozmawiały, bo dzieliło je zaledwie kilka miesięcy. Kiedyś Cressida nauczyła też Hortense jeździć konno i razem wybierały się na przejażdżki po okolicy. Była Flintówna z pomocą męża i jego kuzynek stopniowo i powoli uczyła się, jak być lady Fawley, choć jeszcze przed ślubem była artystyczną duszą. Niezwykle wrażliwą, łagodną i prostolinijną, co jej ojciec uważał za słabość, i z tych samych powodów nigdy nie miała stać się prawdziwą lwicą salonową, a jedynie przemykać gdzieś z boku. Choć przestrzegała szlacheckich zasad i zawsze starała się zadowolić oczekiwania swego pana ojca, a potem także męża, była nieśmiała i niepewna siebie, nie potrafiła też kłamać i snuć intryg.
- Nie trafiłaś źle, już prawie kończyłam – zapewniła, ostrożnie zawiązując skrawek materiału usztywniający skrzydełko rudzika. – Nie wiem, czy ktoś w tym domu zająłby się nim lepiej niż ja – w końcu tylko ona miała dar rozmawiania z ptakami, poza tym jako lady Flint zdobyła pewną wiedzę z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami. – Choć jeśli okazałoby się, że to co zdziałałam swoimi umiejętnościami to nadal za mało, pewnie sprowadziłabym magizoologa lub zabrałabym go do Charnwood.
Ćwierknęła parę razy do ptaszka, uspokajając go. Skrzat tymczasem przyniósł klatkę, w której Cressida niezwykle delikatnie i z czułością umieściła rudzika, choć nie zamknęła go. Nie była zwolenniczką niewolenia stworzeń, zresztą nie potrzebowała klatek by sprawiać, żeby ptaki jej słuchały. Im była starsza tym silniejszy stawał się jej dar i tym bardziej instynktownie go używała. Ten rudzik nie był zresztą w stanie latać, potrzebował rekonwalescencji.
- Ucierpiał przez pogodę. Silny wiatr cisnął nim o drzewo i uszkodził skrzydło. Wiele zwierząt teraz cierpi, i nie tylko ich... – westchnęła, spoglądając w okno, na ogrody, które od maja wielokrotnie zostały doświadczone anomaliami i pewnie minie wiele czasu, zanim dojdą do siebie. – Jeśli chcesz, możemy napić się herbaty i porozmawiać. Pewnie gdybyś nie przyszła, to po skończeniu z moim małym przyjacielem sama bym się do ciebie wybrała. Ta pogoda jest naprawdę przygnębiająca, więc myślę, że rozmowa przy gorącej herbacie i ciasteczkach to zdecydowanie dobry pomysł.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]25.04.19 20:05
Bycie damą nie było wcale prostym zadaniem i chociaż Hortense z łatwością odnajdowała się w tej roli, czasami odnosiła wrażenie, że jednak jej myślenie wybiegało poza przyjęte granice. Wprawdzie zajmowała się rzeczami, które nie były obce raczej żadnej lady, ale kilka z nich znacząco wybiegała poza ten obszar; czytanie literatury nie ograniczało się jedynie do romansideł – właściwie nigdy nie lubiła tego gatunku, emocje i uczucia sprowadzała do niezbyt istotnej kwestii – chodzenie na zakupy z kolei nie było jej ulubioną rozrywką. Lubiła ładnie wyglądać, zawsze prezentowała się w idealnej kondycji, zaś stroje blondynki przyciągały spojrzenie, ale w gruncie rzeczy nie była w stanie wytrzymać w salonie mody więcej niż godziny, stawiając zazwyczaj na minimalizm, podobne kroje, kolory i dodatki. Poza tym nie knuła, nie spiskowała, nie snuła intryg; zamiast tego słuchała plotek wszelakich, żeby bezproblemowo wiedzieć z kim i czym ma do czynienia. Wiedza była władzą, milczenie cnotą, której duża część ich otoczenia już nie posiadała – do tego wniosku doszła na swoim pierwszym sabacie. Poczucie pozornego dopasowania towarzyszyło najmłodszej Fawleyównie zresztą już od czasu szkoły, gdy w towarzystwie innych dam zawsze mówiła mniej i stała na uboczu, paradoksalnie tym samym ściągając na siebie spojrzenia innych.
Szczerze mówiąc myślałam, że zastanę cię w towarzystwie dzieci – przyznała z lekkim uśmiechem, wyglądając przez okno. Kiedy zauważyła, że pogoda nieco się pogorszyła, westchnęła, nabierając tylko pewności, że dzisiejsza wycieczka na nową, długo wyczekiwaną wystawę spaliła na panewce. Ceniąc sobie jeszcze swoje zdrowie, wolała tym razem nie stawiać na swoim i trzymać się naiwnej nadziei, że może następnego poranka deszcz minie, ustępując miejsca ostatnim promieniom jesiennego słońca. Szybko jednak zapomniała o pokrzyżowanych planach.
Obserwując rudowłosą uważnie i w chwilowej konsternacji, uwagę z niesprzyjającej aury pogodowej skierowała na myśl dlaczego posiadła akurat umiejętność rozmawiania z ptakami. Było przecież wśród nich tyle zwierząt, mniej czy bardziej fascynujących, dopóki nie wpadła na pomysł, że właściwie rozmawianie ze skrzydlatymi było bardzo praktyczne. Sam zresztą fakt, że ptaki widziały i wiedziały zdecydowanie więcej poprzez latanie po rozległych terenach sprawiał, że w porównaniu z innymi gatunkami były do przodu. Były inteligentne, miały świetną pamięć, tak przynajmniej słyszała, a to, że w jakiś sposób odpowiadały na ćwierkanie Cressidy zamiast uciekać zdawało się to potwierdzać. Wiedziała jednak, że powinna powstrzymać ciekawość i nie wpychać nosa w nieswoje sprawy, lecz okoliczności same ją do tego prowokowały. Znajdowały się w domu, wśród swoich, gdzie restrykcyjna etykieta obowiązywała nieco mniej, ciekawość nie była niczym dziwnym, zresztą czuła, że dzisiejszego popołudnia może dowiedzieć się czegoś nowego o byłej Flintównie.
W jaki sposób dowiedziałaś się o swoim darze? – spytała, zauważając, że chyba nigdy wcześniej nie poruszyła tego tematu. Szanując prywatność Cressidy starała się nie narzucać, choć za każdym razem nie kryła ponownego zaskoczenia, a w głębi ducha, mimo palącej ciekawości, postanowiła, że pozwoli dziewczynie poruszyć tę kwestię, gdy będzie sama tego chciała. Ale im dłużej Hortense czekała, tym częściej dochodziła do wniosku, że gdyby była na jej miejscu, nigdy nie wyszłaby z podobną inicjatywą. Dlatego zamierzała jej w tym pomóc.
Gdy Cressida skończyła opatrywanie rany, wkładając rudzika do jego nowego domu, przeniosła spojrzenie na skrzata. Poleciła mu przyniesienie herbaty z hibiskusem oraz kruchych ciastek, a kiedy zniknął z pola widzenia, podeszła do klatki.
Co zamierzasz zrobić, gdy mu się polepszy? – ostrożnie, opuszką palca pogładziła rudzika po łebku, starając się, by go nie przestraszyć. – Zawsze byłam ciekawa o czym z nimi rozmawiasz – stwierdziła w końcu. Obróciwszy głowę, odszukała spojrzenie swojej towarzyszki.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]25.04.19 23:31
Cressida trochę się różniła od typowych szlachcianek. Była Flintówną, dzieckiem lasu, a jej zainteresowania nie ograniczały się tylko do sukienek i przyjęć. Również niespecjalnie lubiła odwiedzać domy mody, a na sabatach i balach trzymała się z boku. Poza sztuką interesowała się też zielarstwem i opieką nad magicznymi stworzeniami, a lepiej niż na parkiecie czuła się w siodle. Była nieśmiałą, niepewną siebie szarą myszką, i choć nie stroniła od spotkań z koleżankami przy herbatce, prostolinijna natura sprawiała, że nigdy nie interesowała się knuciem intryg ani rozpowszechnianiem nieprawdziwych opowieści. Była miła, grzeczna i otwarta, choć zawsze pamiętała o zasadach i unikała niestosownych znajomości, pilnując się przed nimi nawet w szkole.
- Byłam u nich wcześniej i jeszcze na pewno pójdę bliżej wieczoru, a także przed samym snem – rzekła. Doglądała dzieci regularnie i ciągle uciekała do nich myślami, ale nie siedziała przy nich przez cały czas ze względów bezpieczeństwa. Była lady, więc od stałej opieki nad niemowlętami miała odpowiednich ludzi, i prawdopodobnie i tak doglądała ich częściej niż większość młodych matek. Cressida naprawdę kochała swoje dzieci i nie traktowała ich powicia wyłącznie jako obowiązku do spełnienia, a pragnęła ich. Zawsze chciała zostać w przyszłości żoną i matką, teraz nią była, ale anomalie mąciły jej tę radość i zasiewały w jej umyśle strach.
Sama czasem się zastanawiała nad tym, dlaczego urodziła się z darem i dlaczego właśnie ptaki. Nie było w tym jej własnego wyboru, nie nauczyła się tego sama. Niektórzy młodzi czarodzieje rodzili się chorzy na różne choroby, inni potrafili widzieć przyszłość lub zmieniać swój wygląd, a jej los sprezentował talent do rozmawiania z ptactwem, który jednak często budził w jej ojcu rozdrażnienie. W jego mniemaniu dar uczynił Cressidę zbyt miękką i wrażliwą, bo rozumiejąc mowę ptaków odmawiała polowań i często psuła łowieckie plany krewnych, zawczasu ostrzegając skrzydlatych przyjaciół. Unikała nawet jedzenia ptasiego mięsa. Zawsze była bardzo wrażliwa, a jej talent wyjątkowo uwrażliwił ją na krzywdę ptaków, bo zabierana w młodości do lasu na polowanie słyszała ich przerażone krzyki rozbrzmiewające wśród drzew i uważała strzelanie do nich za okrucieństwo, podczas gdy dla ojca rodowe tradycje stanowiły świętość. I nikt nie wiedział, dlaczego to była akurat ona. Dlaczego nie jej brat lub siostra, a właśnie ona, ta najbardziej wybrakowana z rodzeństwa (przynajmniej w swoim mniemaniu potęgowanym przez poczucie bycia niewystarczającą, by zasłużyć na dumę ojca).
Słysząc pytanie Hortense, uśmiechnęła się lekko, ale nie miała nic przeciwko temu, by udzielić odpowiedzi. Ostatecznie teraz były już rodziną, lubiły się (a przynajmniej miała nadzieję, że Hortense odwzajemnia jej sympatię) i Cressie nie miała powodu, by to zatajać, tym bardziej że kuzynka męża i tak już wiedziała o jej zdolności.
- To było jakieś parę tygodni przed moimi czwartymi urodzinami. Spacerowałam z opiekunką po lesie w okolicach dworu, kiedy nagle usłyszałam wołanie o pomoc. Okazało się, że to wołał rudzik, podobny do tego – wskazała na małego ptasiego przyjaciela, któremu właśnie skończyła opatrywać skrzydełko. – Został zaatakowany przez większego ptaka. To jedno z moich najstarszych wyraźnych wspomnień. Początkowo nie do końca rozumiałam, co się dzieje i że to jakaś specjalna zdolność, ale nagle okazało się, że te wszystkie ciche głosy, które słyszę w lesie wśród drzew, to głosy ptaków. Na początku myślałam, że to normalne, dopiero później zrozumiałam, że moje rodzeństwo i reszta bliskich nie słyszą tego co ja – wyjaśniła, jak to mniej więcej wyglądało. Kiedy zorientowała się, że nikt inny nie rozumie ptaków czuła się jak dziwadło, odmieniec, ale z czasem zrozumiała że to dar. Za jego sprawą mogła nie tylko słyszeć ptaki, ale też rozmawiać z nimi, a nawet oswajać je i prosić o drobne przysługi. Z wiekiem jej możliwości rosły. – Taka się już urodziłam, nie nauczyłam się tego, a zawsze przychodziło mi to jakoś tak... naturalnie. Instynktownie. Nikt nie uczył mnie słów, a jednak sama zawsze wiedziałam, jakie dźwięki wydać i rozumiałam też wszystko to, co mówiły do mnie ptaki.
To była naprawdę niesamowita rzecz. Czasem nadal się zastanawiała, jak działał ten dar, ale tak po prostu było.
- Kiedy wydobrzeje będzie mógł wrócić na wolność, chyba że będzie wolał zostać. Dam mu wybór – powiedziała, nie zamierzając przetrzymywać rudzika wbrew woli, choć jeśli ten będzie chciał przy niej zostać, chętnie go przyjmie. W przeszłości niektóre z ptaków, którymi się opiekowała, zostawały z nią. Nie trzymała ich zamkniętych w klatkach, mogły opuszczać jej pokój i latać po wolności, ale mimo wszystko wracały przyciągane przez jej dar. – W dzieciństwie to było szczególnie ekscytujące. Przed pójściem do szkoły opuszczałam tereny Charnwood rzadko, tylko przy okazji odwiedzin u krewnych lub przyjaciół rodu, ale ptaki zawsze przynosiły jakieś ciekawe opowieści o tym, co dzieje się w lesie... i poza nim. – Dzięki nim usłyszała wiele różnych historii, które karmiły jej dziecięcą wyobraźnię, ale i teraz lubiła rozmawiać z ptakami. – Teraz podobnie jak i my martwią się tym, co dzieje się ze światem i z pogodą.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]29.04.19 17:52
Lubiła berbecie swojego kuzyna, tak samo nie miała problemu ze sporadycznym zajmowaniem się nimi, choć właściwie owe zajmowanie ograniczało się do krótkich wizyt, podczas których najmłodsza Fawleyówna sprawdzała, czy wszystko z nimi w porządku, czy opiekunki wywiązywały się odpowiednio ze swojej roli a zabawki, ubranka, które dla nich kupowała średnio dwa razy w miesiącu, były należycie pielęgnowane. Wbrew pozorom była zżyta ze swoją rodziną i nawet jeśli czasami miała jej po prostu dość – zresztą, kto nie miał? – a specyficzność każdego z osobna ją przytłaczała, nie mogła pozwolić na to, żeby komukolwiek działa się krzywda. I ubolewała nad tym, że anomalie szczególnie uderzyły w dzieci; uczucie bezradności było bardzo nieprzyjemne, zwłaszcza, że odkąd anomalie nabrały na sile zasugerowano jej, by nieco ograniczyła wizyty w dziecięcej komnacie dla własnego dobra.
Jak się czują? – spytała ze szczerą troską pobrzmiewającą w głosie. Hortense wiedziała, że każda osoba zamieszkująca posiadłość obawiała się o zdrowie dwóch latorośli, ale zastanawiała się, czy ktokolwiek zastanawiał się nad samopoczuciem rodziców. Osobiście w to wątpiła: w tej sytuacji rodzice raczej spadali na dalszy plan – i jak ty się czujesz, moja duszko? – dodała więc przecierając szlak a jej uważne spojrzenie skierowało się na twarz Cressidy. Nie chciała, żeby ją okłamywała, nawet jeśli nie podejrzewała dziewczyny o podobny ruch.
Rozmawianie z kimkolwiek innym niż ludzka istota było niesamowite, ale słysząc opowieść dziewczyny, zaczęła jej trochę współczuć. W końcu słyszenie własnych myśli czy innych ludzi czasami było męczące, a co dopiero gdy nawet spacer po lesie nie relaksował, bo z każdej strony słyszało się głosy zamieszkujących tereny ptaków, prawiące o zupełnie odmiennych rzeczach i mieszające się ze sobą. I głównie przez to zaczęła się teraz zastanawiać czy rzeczywiście Cressida była tak wrażliwa i delikatna jak mówili o niej niektórzy; czy sam fakt, że dziewczyna po wielu latach nie oszalała z tego powodu nie świadczył o jej odporności psychicznej?
Powiedziałaś o tym rodzicom? Nie uznali, że jest to zwykły wytwór dziecięcej wyobraźni? – kontynuowała swobodnie, ale z coraz większą ciekawością, której musiała dać upust. Czasami zresztą zastanawiała się czy tylko u niej w rodzie usilnie poszukiwano czegoś, czym każdy musiał się wyróżnić i czy aby przypadkiem nie zawiodła rodziców, którzy wobec baletu chociaż nie mieli obiekcji, nie wydawali się już tak zachwyceni jej postępami jak na samym początku. – Właściwie nie rozumiem dlaczego to ukrywasz. To przecież prawdziwy dar, bardzo przydatny w dzisiejszych czasach – nie mówiła o przesadnym chwaleniu się tym na każdym kroku, lecz o maniakalnej próbie utrzymywania zwierzęcoustości w sekrecie. Gdy skrzat powrócił stawiając tacę z herbatą i ciastkami na stole, odprawiła stworzenie i samodzielnie nalała gorącego napoju do porcelanowych filiżanek – jestem ciekawa czy któreś z dzieci go odziedziczyło – i mówiąc to podała Cressidzie filiżankę, zaś potem usiadła w fotelu, ogrzewając chłodne dłonie na drugim naczyniu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]30.04.19 13:52
Cressida naprawdę doceniała zaangażowanie Hortense i zainteresowanie dziećmi jej i Williama. Chciała, żeby bliźnięta miały kontakt z rodziną, co szczególnie istotne będzie później, gdy podrosną i zaczną poznawać świat i rozumieć co się wokół nich dzieje. Żałowała że Hortense po swoim ślubie będzie musiała opuścić dwór i będą widywać się rzadziej, bo ich znajomość rozwijana przez ostatnie półtora roku zapowiadała się całkiem obiecująco. Taka była jednak kolej rzeczy, i Cressida bardzo tęskniła za swoim domem i rodzeństwem.
- Cóż, głównie śpią – westchnęła, a jej oblicze posmutniało, troska była doskonale widoczna w oczach. – Zastanawiamy się z Williamem nad wyjazdem do Francji, jeśli sytuacja się nie uspokoi – wyznała. Nie mogli pozwolić, by anomalie dłużej oddziaływały na ich dzieci, a nie wiadomo było kiedy ten koszmar się skończy, więc wyjazd był dość realną wizją. Odwlekaną od paru miesięcy, ale może jednak konieczną? – A ja... Stresuję się i boję o nie i o wszystkich swoich bliskich. Anomalie już od maja spędzają mi sen z powiek. Nawet jeśli staram się robić wszystko to co dawniej, zawsze gdzieś tam czają się myśli pełne niepokoju.
Bała się o dzieci, męża, ale i o innych. Panieńskiego rodu nie widywała na co dzień, więc martwiła się też o rodziców i rodzeństwo, jak oni radzili sobie z tym wszystkim w czasie, kiedy jej przy nich nie było, bo musiała być przy rodzinie męża, a podróżowanie i częstsze odwiedziny były utrudnione.
Wrodzony dar Cressidy sprawiał, że jej umysł przystosowany do jego posiadania jakoś sobie radził z odbieraniem bodźców i słyszała głosy ptaków tak jakby to była mowa ludzka, i musiała wsłuchać się w konkretny by zrozumieć słowa. Ale czasem zastanawiała się, jak wyglądają ptasie śpiewy dla ludzi bez daru, którzy nie słyszeli w tym słów.
- Powiedziałam opiekunce, która ze mną była, a ona powiedziała mamie. Podobno ktoś wśród naszych przodków miał taką umiejętność, więc rodzicom nie pozostało nic innego jak zaakceptować moją... odmienność – odpowiedziała. Nigdy nie poznała tego przodka z darem, bo było to parę pokoleń wstecz, a jej rodzice, rodzeństwo i dziadkowie nie potrafili rozmawiać z ptakami. Mogła tylko się zastanawiać, dlaczego akurat ona.
- To nie tak, że ukrywam przed wszystkimi, moja rodzina wie o tym, co potrafię – rzekła; w dzieciństwie nie wiedziała że powinna się ukrywać, więc wszyscy mieszkańcy Charnwood wiedzieli o jej umiejętnościach. Ale już w szkole zmądrzała na tyle, że nie mówiła o tym co umie każdemu, i tylko kilka bliższych koleżanek wiedziało. – Ale nie chcę, by wiedział o tym każdy. Pomijając fakt, że jestem wybrykiem natury i dla niektórych stałabym się jeszcze większym dziwadłem, to nie chciałabym żeby ktoś to wykorzystywał. – Wielu z tych, co wiedzieli pytało ją o to, co mówiły ptaki, koleżanki dopytywały ją o to, co mówią ich sowy. A gdyby tak wiedzieli wszyscy, Cressie nie mogłaby się opędzić od pytań albo próśb o to, by kazała ptakom robić różne sztuczki. Dlatego lepiej było, jak wiedzieli tylko nieliczni. I tak była dziwną lady. – W przeszłości kilka razy, ku niezadowoleniu mego ojca, zdarzyło mi się ostrzec leśne ptactwo w dniu polowań. Kiedy wracałam na letnie wakacje ilość upolowanych ptaków zawsze spadała – wyznała nagle i mimowolnie się zarumieniła, w końcu był to przejaw buntu, najpoważniejszy na jaki posłuszna swemu rodowi i z natury raczej pokorna Cressida kiedykolwiek się zdecydowała, i pierwszy raz przyznała się Hortense do tego, że dopuściła się takiego zachowania. – Po prostu nie mogłam znieść tego, że cierpią – dodała, jakby się usprawiedliwiając. Wrażliwość nie pozwalała jej na słuchanie przerażonych ptasich krzyków. Dlatego ojciec, po paru latach prób nauczenia ją jak polować, w końcu odpuścił jej tą rodową aktywność. Gdyby była chłopcem zapewne przymuszałby ją tak długo, aż wybiłby jej z głowy przesadną miękkość, ale była kobietą, więc wybaczono jej słabość łatwiej, niż miałoby to miejsce w przypadku jej brata, ale pierworodny był idealnym dziedzicem rodu, godnym potomkiem ich ojca.
Przyjęła filiżankę i usiadła na drugim fotelu. Znajdowały się w przytulnej części wypoczynkowej jej komnat, idealnej do siedzenia przy herbatce.
- To całkiem prawdopodobne, ale pewnie dowiemy się za parę lat. – Ucieszyłaby się, gdyby jej dzieci też miały dar. Podobno często bywał dziedziczny, więc istniała szansa, że któreś z jej dzieci będzie go miało. Teraz jednak było za wcześnie, by to stwierdzić, skoro jej dzieci nawet jeszcze nie mówiły.
Sięgnęła też po ciasteczko, uśmiechając się lekko pod nosem, a w jej oczach błysnęła nadzieja. Chciała, żeby życie jej dzieci było piękne i szczęśliwe.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]09.05.19 23:01
Szczęściem w nieszczęściu nie miała podobnych problemów co Cressida, nie zamartwiała się swoim zamążpójściem ani wyjazdem z Londynu za lepszym, bezpiecznym życiem, wiedząc, że na żadną z tych kwestii nie ma wpływu i tym bardziej decydującego głosu. Wierzyła więc w swojego ojca, w jego nieomylność i przeczucie, w to, że wiedział co robi zatrzymując rodzinę w spowitej wojną Anglii i zatrzymując ją, najmłodsze dziecko, w stanie panieńskim tak długo, jak to było możliwe. Zresztą, przy zaistniałych zawirowaniach politycznych kwestia ślubu schodziła na dalszy plan, tak samo jak sztuka, i to zdawało się martwić młódkę najbardziej. Zawsze bowiem była zdania, że w żadnych okolicznościach nie można było umniejszać roli sztuki, bo nawet zaistniałe wojenne okoliczności mogły być natchnieniem dla artystów, impulsem do płodzenia dzieł, które w przyszłości zostaną po nich jedynym namacalnym dowodem.
Jeżeli rzeczywiście anomalie i stan wojenny dotyczą tylko naszego kraju, a wy macie taką możliwość, to może rzeczywiście warto pomyśleć o dobru dzieci i waszym – powiedziała przeczuwając, że podobnych słów od niej oczekiwała – Francja jest piękna, tutaj trudno cieszyć się okolicą skoro rzadko kiedy wychodzimy z posiadłości – wprawdzie teraz nie broniono im wychodzenia jak jeszcze na początku maja, ale Hortense sporadycznie opuszczała Ambleside bez zaufanej osoby u boku. Uśmiechnęła się lekko, troskliwie i szczupłą dłoń ułożyła na ramieniu Cressidy, zacisnąwszy delikatnie palce na opinającym materiale sukni. Wzrokiem z kolei odnalazła zasmucone tęczówki towarzyszki, podobnego smutku nigdy u niej nie zauważając.
Musisz żyć normalnie, zamartwianie się nikomu nie przyniosło nic dobrego – choć normalnie w ich świecie było kwestią względną a każdy miał swoją definicję normalności, miała na myśli głównie próbę życia jak sprzed wybuchu anomalii. Było to trudne, miała tego świadomość, lecz to właśnie takie podejście odciągnęło myśli dziewczęcia od skrajnego szaleństwa – musisz to zrobić dla nich, dzieci i zwierzęta wyczuwają takie rzeczy – dodała, zabierając rękę. Nie była pewna czy spełniała się w roli podnoszenia na duchu, ale liczyła na to, że chociaż trochę poprawiła jej nastrój.
Odmienność w dzisiejszych czasach była zresztą na wagę złota i dalej nie potrafiła zrozumieć motywacji Cressidy. W końcu naturalne wyróżnianie się na tle innych osób nie było niczym złym, z pewnością było lepsze od wyróżniania się na siłę w każdy możliwy sposób i nazywanie się dziwną nie miało podstaw. Tę dziwność i odmienność doceniało zresztą artystyczne lobby, ale i ona, kiedy poszukiwała pereł w szkole baletowej.
Przesadzasz – westchnęła więc – nie potrafisz przerabiać swojej odmienności na twoją największą zaletę – i wydała wyrok, na koniec wzruszając wątłymi ramionami. Nie była niemiła, lecz stonowanie szczera, stanowcza, nie próbowała nikogo urazić, ale już dawno zauważyła kilka rzeczy, nad którymi młoda matka mogłaby popracować dla samej siebie i swojego samopoczucia, które było istotnym elementem. Kwestii ptaków nie skomentowała, poruszały już i tak wystarczająco trudne tematy, żeby dodawać sobie kolejnych zmartwień w ten ponury, nie nastrajający optymistycznie dzień.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]10.05.19 1:31
Cressidę zaręczono bardzo szybko, zupełnie jakby ojciec bał się, że poza Williamem Fawleyem nie pojawi się żaden inny chętny pojąć za żonę tą mniej idealną z jego córek. Gdyby było więcej kandydatów jego wybór raczej nie padłby na Fawleya, ale konserwatywny Leander Flint nie wyobrażał sobie zwlekania ze spełnianiem przez kobiety powinności, jaką było zamążpójście. Niemniej jednak pośpiech jej ojca sprawił, że teraz w tych trudnych czasach nie znajdowała się u boku rodziny, a wśród obcych, których również musiała rodziną tytułować. Niemniej jednak nadal byli to ludzie, z którymi nie łączyły ją więzi krwi i których w większości poznała dopiero po ślubie i zamieszkaniu tu. Jej myśli często uciekały więc do Charnwood i do ludzi, przy których stawiała pierwsze kroki w świecie i dorastała. Tu najsilniej trzymał ją mąż, dzieci oraz poczucie obowiązku. Była żoną i matką, spełniła swoją powinność. Miała dwie rodziny, o które musiała się martwić.
Anomalie podobno działy się tylko w Anglii, nie dotknęły Francji. To wydawał się bezpieczny cel podróży, tym bardziej że oboje spędzili w tym kraju osiem lat swojej edukacji (choć z racji dzielącej ich dekady ich lata nauki nie pokrywały się) i bywali tam również w dorosłości.
- Wolałabym pozostać blisko rodziny, ale dzieci są najważniejsze – rzekła. To o ich dobru musiała myśleć w pierwszej kolejności. Ich bezpieczeństwo było ważniejsze niż wszystko inne. Skoro William uznał, że powinni na jakiś czas wyjechać, zgadzała się z nim, wiedząc że miał rację.
Uśmiechnęła się lekko do Hortense, gdy ta musnęła dłonią jej ramię.
- Może i nie, ale naprawdę ciężko przestać myśleć o zagrożeniach czyhających na moje dzieci, a także na mnie samą, Williama i innych bliskich. – Myślała przede wszystkim o anomaliach, choć zawirowania polityczne, o których niekiedy szeptano, też budziły niepokój. Było inaczej niż kiedyś. Coś się zmieniało. – Nawet sztuka nie daje już takiego ukojenia jak powinna, choć nadal próbuję szukać w niej ucieczki. Co innego mi pozostało, skoro tak rzadko mogę opuszczać posiadłość?
Niewiele mogła zrobić. Tylko rozmyślać, zastanawiać się i czekać, aż wszystko zacznie się uspokajać. Ale czy to nastąpi?
Szlacheckie środowisko było konserwatywne i zamknięte na to, co odbiegało od utartych schematów, choć przypuszczała, że tak rzadki dar wzbudziłby niemałą sensację, może niekiedy zazdrość, ale nie chciała tego. Lepiej i spokojniej jej się żyło, kiedy wiedziało o tym mało ludzi, kiedy mijane na salonach twarze nawet nie śniły o tym, że to niepozorne, rude dziewczątko potrafiło porozumiewać się z ptakami.
- Naprawdę nie widzę potrzeby afiszowania się z tym, co potrafię. Lepiej mogę wykorzystać swój dar, kiedy mało kto o nim wie – powiedziała. – Zresztą nie wiem, czy chcę być odmienna. Kiedyś zawsze chciałam być taka jak te wszystkie panny. Mieć normalny kolor włosów, alabastrową cerę, ładnie tańczyć i nie oblewać się rumieńcem za każdym razem, gdy odezwie się do mnie jakiś mężczyzna. Zawsze pragnęłam być dobrą lady, równie dobrą jak moja siostra i inne dziewczęta z tradycyjnych rodów. – Kiedyś myślała, że to ułatwiłoby jej życie i zdobywanie przyjaciół. William jednak zauważył ją taką – niedoskonałą i nieśmiałą, z nietuzinkową urodą i unikającą bycia w centrum uwagi. – Gdybym cię znała w latach dziecięcych i nastoletnich, pewnie wielu rzeczy bym ci zazdrościła. Wyglądasz jak prawdziwa lady i pięknie tańczysz, podczas gdy ja podczas pierwszego tańca ciągle deptałam Williama. – Choć na co dzień poruszała się zgrabnie i płynnie, prawie bezszelestnie, na parkiecie nie zawsze była tak zgrabna, choć dzięki Williamowi i tak zrobiła duże postępy, zresztą teraz nie onieśmielał jej już tak jak na początku i nie myślała tak wiele nad każdym swoim krokiem. – Szkoda, że poznałyśmy się tak późno. Ominęło nas wiele lat – westchnęła z żalem. Gdyby chodziła do Hogwartu mogłaby mieć więcej przyjaciółek. Ale czy miałaby je, gdyby tak Tiara przydzieliła ją do nieodpowiedniego domu? Pewnie nie.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]22.05.19 10:37
Była człowiekiem wyrozumiałym, przynajmniej dla rodziny, więc była w stanie zrozumieć zamartwianie się Cressidy i jej dylemat. Wiedziała, że poza rodziną tutaj, w Ambleside, miała jeszcze ród, który przygotował ją do życia wśród arystokracji i dziwiła się, że nie nalegała na możliwość odwiedzenia rodziny. Nikt przecież nie trzymał jej tutaj na siłę, ani jej szanowny ojciec ani tym bardziej kuzyn nie byli tyranami, którzy odmówiliby tej dziewczęcej prośby skoro nie odmawiano Hortense wyjść do szkoły baletowej. Wątpiła, by stawiano balet nad umartwianie się lady, jak też nie podejrzewała, żeby rodzina dawnej Flintówny nie wyrażała chęci odwiedzin.
Nie chciałabyś odwiedzić rodziców? – mogła jej pomóc, oczywiście, zorganizować bezpieczne wyjście poza mury posiadłości i równie bezpieczną podróż w rodzinne strony, nawet z dziećmi, jeśli była na tyle odważna i pewna, że eliksiry, którymi je pojono, były skuteczne. Nie było to trudne; poruszając się w ten sam sposób od mniej więcej połowy maja Hortense znała cały mechanizm, za i przeciw, ale i jak zachować się w razie potencjalnych problemów, których – na szczęście – póki co nie napotkała – może ta wizyta poprawiłaby ci nastrój, rozwiała wątpliwości – zachęciła, wzrokiem nienachalnie badając bladą, piegowatą twarz Cressidy. Chciała wyłapać jej prawdziwą reakcję, niźli wyuczone formułki, odmowę kierowaną wrodzoną grzecznością i niechęcią wobec sprawiania kłopotów – musisz odetchnąć – dodała jeszcze, z pokrzepiającym uśmiechem. Musiała odpocząć i wyjść poza ten dom; z niepokojem zauważyła, że w tej chwili zachowywała się jak jeden z ptasich podopiecznych, które na siłę zamykano w klatce i dziwiła się. Skoro Cressida dawała im wybór, to dlaczego nie dopuszczała tej możliwości do siebie? Nikt nie zamykał jej tu na siłę, nikt nie pozbawiał jej wolności a jeśli nawet w nieprawdopodobnej wersji tak było, to dlaczego stosowano to wobec żony kuzyna niż wobec panny na wydaniu, córki lorda, rodu, który dopiero niedawno oficjalnie wygłosił swoje poglądy?
Im dłużej słuchała dziewczyny, tym bardziej nie wiedziała czy podziwia jej kobiecy upór czy zaskakujący brak pewności siebie.
Cressido, nie masz przypadkiem temperatury? – czoło szlachcianki ozdobiło kilka poprzecznych bruzd. – Jesteś dobrą lady, nie rozumiem kto nagadał ci głupot, że jest inaczej. Nie rozumiem też dlaczego chciałabyś wyglądać jak każda napotkana dama i wtopić się w ten tłum rozchichotanych panien. Każda z nich zresztą ma wady, nie ma ludzi idealnych – miała je i ona, ale dobrze je kryła, przynajmniej na razie. Balet, choć piękny, był sztuką niezwykle bolesną, odciskającą piętno nie tylko na wyglądzie zewnętrznym, ale i psychice. Gdy przekraczała próg sali baletowej i tańczyła w grupie, tytuł lady szybko przestawał mieć znaczenie. Była traktowana jak każdy tancerz, rywalizowała i walczyła o swoje, bez pomocy ojca. Wiedziała jednak, że wystarczyło słowo i nie musiałaby tego robić. Ale nie chciała, udowadniając sobie samej, że osiągnięcia zawdzięcza swojemu talentowi i uporowi, nie nazwisku czy pieniądzom. Miała jeszcze wiele innych wad, ale po cóż miała się nimi zamartwiać? Nikomu nie szkodziła, nie miała zdolności autodestrukcyjnych – a tańca mogę cię nauczyć – machnęła ręką. Miały na to przecież dużo czasu. Dopijając powoli herbatę zastanawiała się jak mogły spędzić ten dzień; pogoda nie sprzyjała spacerom, choć w ogrodzie, pomiędzy wysokimi drzewami deszcz nie zacinał tak bardzo jak na otwartej przestrzeni. Wpadając więc na pomysł, czy raczej podejmując próbę, wyprostowała się. Kości strzeliły nieprzyjemnie. – Możemy pouczyć się teraz lub... możemy iść na spacer. Jedna część ogrodu jest idealna, a kilka minut na świeżym powietrzu nikomu nie zaszkodziło – oczywiście nie zamierzała prosić o niczyje pozwolenie, bo i po co? Wątpiła, żeby zresztą ktokolwiek był teraz w posiadłości; każdy z nich miał swoje zajęcia. Nawet jej matka kryła się po kątach, czasami naprawdę nie wiedziała co ta kobieta aktualnie robi i gdzie się znajduje.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]22.05.19 19:54
To nie tak, że Cressie w ogóle nie pozwalano odwiedzać rodziny. Mąż nigdy nie zabraniał jej tego, co było dla niej ważne, bo wiedział że Cressida jest godną lady i nie robi niczego, co mogłoby narazić ją lub jego na wstyd. Po prostu dochodziło do tego rzadziej, niż by chciała, ale nie przez zakazy a przed problemy z podróżowaniem i anomalie. Przed anomaliami gościła w Charnwood właściwie co tydzień, ale wtedy wystarczyło skorzystać z teleportacji lub sieci Fiuu, podróż była szybka, łatwa i nie tak niebezpieczna. Teraz podróżowanie było bardziej skomplikowane, dlatego cotygodniowe wizyty zmieniły się w raz, dwa razy w miesiącu, ale zazwyczaj wówczas zostawała w Charnwood na parę dni, do późnych godzin rozmawiając z siostrą bądź kuzynkami, spędzając także czas z bratem, matką a nawet ojcem.
- Oczywiście, że bym chciała. Ostatni raz gościłam u nich pod koniec października, i choć to niby niedawno, zdążyłam się stęsknić. Zwłaszcza że potem nadeszła ta burza... I chciałabym się upewnić, że wszystko w porządku, listy nie wystarczą. Jeśli faktycznie mamy z Williamem i dziećmi wyjechać, to przed wyjazdem koniecznie muszę ich zobaczyć.
Jako mężatka miała więc dwie rodziny. Tę męża i tę, w której przyszła na świat, która ją wychowała i uczyniła osobą, którą była. Nic więc dziwnego że więzi z Flintami pozostały tak silne, rok małżeństwa nie mógł ich wymazać i sprawiać, by zapomniała o korzeniach i stała się kimś innym, choć były zapewne mężatki, które tak robiły. Ale nie należała do nich Cressida. I wiedziała, że w przypadku wyjazdu do Francji będzie tęsknić za wizytami u Flintów, bo wtedy przez nie wiadomo jak długi czas nie będzie ich widywać.
Pewność siebie była czymś, czego zakompleksionej, żyjącej w cieniu siostry i kuzynek Cressidzie zawsze brakowało. Choć starała się robić wszystko to co dobra lady robić powinna, czuła się odmienna – przez swój wygląd, dodatkową zdolność i fakt bycia niedostatecznie pełnowartościową w oczach ojca. Dlatego jako dziecko marzyła o tym, by być jak jej siostra i krewniaczki, i inne dziewczęta z salonów. Poza tym inne szlachcianki nie były rude i piegowate, nie licząc Prewettówien, a podobieństwo do nich nie było w tych czasach czymś widzianym pozytywnie.
- Pragnę, żeby mój ojciec mógł być ze mnie dumny – powiedziała cicho. To było najgłębsze pragnienie jej serduszka w dzieciństwie, dziś najgłębszym było pragnienie dobrej przyszłości i życia dla licznej gromadki wymarzonych dzieci, siebie i męża, ale to nie znaczyło, że nie pragnęła też nadal aprobaty i zadowolenia ojca. – Zawsze chciałam wyglądać jak prawdziwa Flintówna, na przykład moja siostra. I... chciałabym nie przyciągać zbyt wielu spojrzeń – dodała jeszcze, pocierając dłonią nakrapiany policzek. Jej piegi były widoczne przez cały rok, choć przez lato zawsze pojawiało się ich trochę więcej mimo faktu, że chodząc po słońcu Cressie osłaniała się parasoleczką.
Ale może mimo wszystko Hortense miała rację, i odmienność mogła mieć też pozytywne skutki i sprawiać, że nie była jedną z wielu, a osobą niepowtarzalną? Oczywiście w granicach rozsądku, bo niektóre dziewczęta aż za bardzo starały się wyróżnić i często czyniły to w nieodpowiedni sposób, uchybiając etykiecie i buntując się rodzinom.
- Naprawdę możesz udzielić mi kilku lekcji, jak poruszać się na parkiecie, by oczarować Williama i nie deptać mu butów? – ożywiła się. Hortense tańczyła naprawdę wspaniale, czego Cressie mogła jej tylko pozazdrościć, ale u Flintów nie kładziono aż tak dużego nacisku na taniec jak u artystycznych Fawleyów, ojciec zawsze bardziej nalegał na jazdę konną i zielarstwo. Ale będąc żoną Williama chciała, żeby ten mógł pokazywać się z nią z dumą. On twierdził że jest dumny, ale Cressie chciała zrobić jeszcze więcej.
- Jasne, możemy się przejść. Możemy na przykład posiedzieć w oranżerii, bez względu na pogodę na zewnątrz tam zawsze jest pięknie i zielono – odezwała się. Lubiła to miejsce i chętnie tam przesiadywała, zwłaszcza przy złej pogodzie. – Albo, jeśli chcesz, możemy iść do sali balowej i potańczyć.
Miały jednak dużo czasu. Dopóki Hortense nie wyjdzie za mąż i nie opuści Ambleside będą mogły właściwie codziennie spędzać ze sobą czas i zacieśniać swoje relacje, a także wspólnie uczyć się różnych rzeczy.
Także dopiła swoją herbatkę, a potem sprawdziła, jak się czuje ranny rudzik. Kilkoma ćwierknięciami poprosiła go, by pozostał na miejscu. Była gotowa do opuszczenia komnat.

| zt. x 2


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]18.07.19 14:37
| 28 grudnia

Tej nocy nie spała najlepiej, regularnie się budząc. Wierciła się w błękitnej pościeli, kręcąc się z boku na bok, jakby targana jakimś niepokojem. W końcu jednak podniosła się z łóżka i zsunęła bose stópki na dywanik leżący obok. Naszła ją chęć, by udać się do znajdującej się niedaleko komnaty dziecięcej i sprawdzić, co z Juliusem i Portią. Później, po upewnieniu się, że z jej dziećmi wszystko w porządku, zamierzała udać się do komnat męża, wsunąć się pod jego kołdrę i przylgnąć do jego ciepłego ciała w nadziei, że to przyniesie jej spokój. Często tak robiła gdy nie mogła zasnąć, a William rano odkrywał wtuloną w niego nieśmiało Cressidę.
Wsunęła się do komnaty dziecięcej. Opiekunka spała na swoim posłaniu, odpoczywając po męczącej roli niańczenia dzieci w dobie anomalii, bliźnięta także. Dawno nie widziała ich śpiących tak spokojnie, znacznie spokojniej od niej. Podeszła do łóżeczek, spoglądając na twarzyczki swoich dzieci, które miały już prawie dziesięć miesięcy. Poprawiła ich kołderki i złożyła pocałunki na delikatnych czółkach, ostrożnie, by czasem ich nie przebudzić, kiedy nagle przeniosła wzrok na okno i dostrzegła, że niebo, do tej pory zawsze gęsto zasnute burzowymi chmurami i uniemożliwiające dostrzeżenie choć skrawka słońca i błękitu, pojaśniało. Podeszła bliżej okna, wpatrując się w to zjawisko. Coś błysnęło, zalewając niebo falą biało-błękitnego blasku. Czy to wyjątkowo potężne wyładowanie? Czy może kolejna fala anomalii, zwiastująca rychły koniec świata? Jej delikatne serduszko ścisnął strach, panicznie bała się pogorszenia anomalii jeszcze bardziej. Może jednak powinni z Williamem i dziećmi uciekać za granicę póki jeszcze był czas?
Z rozjaśnionego nieba, na którym już nie błyskały pioruny, zaczął padać dziwny deszcz, a może to był grad? Cressie po raz pierwszy od dawna nie słyszała grzmotów. Mimo strachu i obaw, że to cisza przed jeszcze gorszą burzą i kulminacją anomalii, coś kazało jej otworzyć okno i sięgnąć po jeden z większych, tajemniczo połyskujących fragmentów, które spadły na parapet. Miała wrażenie, że bije od niego coś ciepłego i pełnego nadziei, a w momencie, gdy zacisnęła na nim palce, dostrzegła, że był to nie odłamek gradu, kryształ. Chwyciła go i zaraz potem zamknęła okno, by nie wpuszczać zimnego powietrza.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Komnaty Cressidy [odnośnik]08.10.19 22:00
Szczupłe palce zacisnęły się na znalezisku, a druga dłoń zamknęła okno. Na początku myślała że ma do czynienia z wyjątkowo dużym gradem, ale kiedy jej skóra musnęła powierzchnię znalezionego fragmentu, zdała sobie sprawę, że był on nie tyle odpryskiem topniejącego lodu, a czymś innym. Kryształem. W dodatku zaczynającym świecić niezwykle jasno, gdy go pochwyciła, zupełnie jakby od środka rozjaśniało go własne światło. Żadna drobina gradu, jaką widziała w swoim życiu, nie świeciła w taki sposób. Nie działał tak też żaden normalny kryształ ani inny kamień. Blask rozchodził się dalej poza kryształ, zdawał się tworzyć jakby świetlistą barierę wokół niej. Poczuła ukłucie lęku i niepokoju, ale zarazem zdała sobie sprawę, że energia bijąca od znaleziska jest dobra. Wyczuwała w nim coś jasnego, przepełnionego nadzieją i dobrem, czego nigdy nie czuła od żadnej anomalii.
Przez kilka minut uważnie oglądała kryształ, ostrożnie ważąc go w dłoni, obserwując jego powierzchnię i migoczący blask, już nie tyle wystraszona, co zaintrygowana tym, co widziała. Kamień był przepiękny i czuła, że warto go zachować, choć zamierzała też pokazać go mężowi, a także jego bliskim. Może ktoś z nich będzie wiedział, co to może być? Ona sama była tylko młodziutkim, nieznającym życia dziewczątkiem.
Schowała kryształ do kieszeni, a następnie znowu zbliżyła się do okna, w pewien dziwny sposób przyciągana do niego. Spojrzała w niebo, które nadal było pojaśniałe i wciąż, oprócz deszczu, leciały z niego kryształy. Zawahała się przez moment, ale po chwili jej drobna dłoń znów zacisnęła się na klamce od okna i uchyliła je powoli i cicho. Następnie jedną dłoń ostrożnie wysunęła na zewnątrz, błądząc opuszkami palców po parapecie, dopóki te nie zatrzymały się na kolejnej spadłej z nieba bryłce. Chwyciła kryształ i zgarnęła go z zewnętrznego parapetu, zabierając do pokoju. Czy ten też będzie świecił? Czy będzie emanował podobną pozytywną siłą? Musiała to sprawdzić, z pewnością to wszystko było bardzo, ale to bardzo dziwne. A ona była pewna, że niczego podobnego nie widziała i mogła się tylko zastanawiać, czy to anomalia, czy może coś innego?


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Komnaty Cressidy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach