Wydarzenia


Ekipa forum
Gawain Longbottom
AutorWiadomość
Gawain Longbottom [odnośnik]17.07.15 19:11

Gawain Longbottom

Data urodzenia: 28.05.1930 r.
Nazwisko matki: Abbott
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: krew czysta szlachetna
Zawód: Auror
Wzrost: 180 cm
Waga: 92 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: Charakterystyczny, szelmowski uśmiech. Znaczenie tego uśmiechu zależy wyłącznie od osoby i sytuacji, przy jakiej ten uśmiech się pojawia. Znajdą się tacy, którzy odbiorą go jako wyraz emocjonalnego wsparcia i zrozumienia skierowany w ich stronę, znajdą się również tacy, którzy uznają go za jeden ze sposobów na zademonstrowanie swojej bezczelności i arogancji. Cech, jakich młodemu Longbottomowi rzekomo nie brakuje. Tak przynajmniej twierdzą ci mniej życzliwie do niego nastawieni.


Seniorka rodu Longbottom uwielbiała snuć przy kominku opowieści, zaś jedną z jej ulubionych historii, była ta dotycząca poznania się rodziców Gawaina. W taki oto sposób, chłopiec od najwcześniejszych lat życia wiedział, że jego ojciec, Aidan Longbottom ścigał i walczył ze złymi ludźmi, natomiast matka, Sabrina Abbott zajmowała się pracą w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów. Oboje, każde w swoim zakresie zajmowało się strzeżeniem bezpieczeństwa w czarodziejskiej społeczności, oboje mieli silne poczucie sprawiedliwości. Być może  walka o trochę lepszą przyszłość ogółu czarodziejów oraz owo poczucie sprawiedliwości, które każde z nich w sobie nosiło, sprawiły że ich ścieżki coraz częściej się krzyżowały. Początkowo przejawiało się to przez pogawędki gdzieś na korytarzach Departamentu Przestrzegania Prawa, z czasem przeszło na wspieranie się w  pracy zawodowej (Sabrina była upartą osobą, a co więcej potrafiła wpłynąć na członków swojej rodziny, tak że ci zasypani argumentacją i odwoływaniami do swojej moralności, byli skłonni podczas rozpraw wydawać surowsze wyroki na parających się czarną magią kryminalistów), skończyło zaś na spotkaniach poza miejscem pracy. Przyjaciele nie byli zaskoczeni, gdy pewnego dnia dowiedzieli się, że Sabrina i Aidan myślą o połączeniu się świętym węzłem małżeńskim. Informacja okazała się większym zaskoczeniem dla Abbottów i Longbottomów. Zarówno Aidan, jak i Sabrina wyrobili wśród swoich krewnych opinią osób upartych, ceniących sobie swoją niezależność. W ich przypadku dobrowolna rezygnacja ze stanu panieństwa - kawalerstwa jawiła się jako coś niesamowitego. Obie rodziny jednak pozostawały od lat w doskonałych relacjach, więc nikt nie sprzeciwił się temu mariażowi. Co więcej, starsi nawet cieszyli się na odświeżenie więzi pomiędzy rodami i to jeszcze za pomocą radosnego wydarzenia, jakim niewątpliwie była ślubna uroczystość.
Panienki wzdychały z rozmarzeniem, bo która by nie chciała szczerze się zakochać i przyjąć oświadczyny od zakochanego mężczyzny. To o wiele lepsze niż wychodzić za mąż na życzenie rodziców. Gawain nie wzdychał, ale na swój dziecięcy sposób odczuwał dumę z rodziców. Postąpili tak jak chcieli, a tak jak ktoś im rozkazał. Co prawda matka zrezygnowała po ślubie z pracy w Ministerstwie i wzorem wielu zamężnych szlachcianek zajęła się domem, zaś ojciec dzielił czas pomiędzy Londynem i Blythem, niemniej chłopiec miał pewność, że jego rodzice kochają się. Nigdy jakoś szczególnie nie kryli się z okazywaniem sobie uczuć, nie wstydzili się również okazywać rodzicielskiej miłości trójce swoich potomków. Można rzec, że Gawain wychowywał się w ciepłym, przyjaznym domostwie. Pozwalano mu na wiele. W towarzystwie kuzynów i innych miejscowych dzieciaków całymi godzinami biegał po terenach przylegających do rodzinnej posiadłości. Niejednokrotnie wracał z tych wypraw umorusany i potargany, tak że któraś ze starszych, bardziej konserwatywnych załamywała ręce nad jego wyglądem, po czym uderzała w lament, iż z dnia na dzień  ten chłopiec coraz bardziej przypomina dziecko mugolskiego robotnika, a coraz mniej członka szanowanej rodziny. Zazwyczaj narzekania ciotek skutkowały tym, że gromadce małych Longbottomów wyznaczano dodatkowe zajęcia z zakresu dobrych manier, lekcje gry na fortepianie czy ćwiczenia z kaligrafii. Jakby  nie patrzeć, rodzina należała do tej wyższej klasy społecznej i poziom wyżej klasy społecznej musiała zachować. Gawain niekoniecznie przepadał za lekcjami dobrych manier, o wiele większą ekscytację budziła w nauka jazdy konnej, latania na miotle i szermierka. Nikt go w tej kwestii o zdanie nie pytał, ale gdyby znalazłby się ktoś, kto poprosiłby o wyrażenie opinii, chłopiec odpowiedziałby, że jeździectwo i szermierka uważa za bardziej przydatne umiejętności od umiejętności ładnego zapisywania liter.
Dodatkową atrakcją dla dzieciaków były wycieczki do miasta. Blyth leżało nad nabrzeżem, posiadało swój port do którego stale przybijały statki. Gawaina niezwykle zafascynowały te ogromne maszyny poruszane przez nieznane mu siły. Jeśli tylko pozwolono by mu na to, chętnie przesiedziałby w porcie obserwując przepływające statki. Jego krewni wykazywali o wiele mniej entuzjazmu, tłumacząc, że wielkie machiny i portowe życie są elementami zupełnie innego świata. Widząc jednak, że takie wyjaśnienia wcale dzieciaka nie satysfakcjonują, podarowano mu na kolejne urodziny mugolską książkę z ilustracjami, opisującą mechaniczne pojazdy, w tym statki. Czarodziejom z bardziej zachowawczych rodzin przez myśl by nie przeszło, żeby podarować komuś w prezencie coś, co nie  powstało w magicznej społeczności. Longbottomowie wykazywali się większą tolerancją pod tym względem. Nieco mniejszą niż Weasleyowie, a jednocześnie na tyle dużą, by nie wpajać potomkom pogardy do wszystkiego co niemagiczne i niezrozumiałe.
Mały Longbottom szybko się przekonał, co dorośli mieli na myśli twierdząc iż coś takiego jak statki albo spora część mieszkańców miasta należy do zupełnie innego świata. Przekonał się o tym w dość dramatycznych okolicznościach. Otóż pewnego jesiennego popołudnia, jak zwykle bawił się z kuzynami przed domem. Jeden z nich, popisał się przed pozostałymi swoją zręcznością i niemal wdrapał na sam szczyt drzewa. Gawain koniecznie chciał dowieść, że wspinaczka po drzewach także dla niego nie stanowiło większego wyzwania. Niestety, kilkuletnie dzieci nie osiągają jeszcze takiej sprawności fizycznej, jaką dysponują, kiedy osiągają już wiek szkolny. Wyzwanie skończyło tym, że chłopiec mógł tylko stać pod drzewem i podziwiać wyczyny utalentowanego wspinacza. Podziw prędko przerodził się w zazdrość. Słuchając przechwałek starszego kuzyna, Gawain nie wytrzymał i zapragnął aby z gałęzią na której tamten siedział coś się stało. Ku przerażeniu widzów, gałąź nagle zniknęła, zaś kuzyn zleciał na ziemię. Dalsze wydarzenia potoczyły się chaotycznie: dorośli przybiegli ratować ofiarę wypadku, dzieciarnia przekrzykiwała się w wyjaśnieniach, rozhisteryzowana matka ofiary wykrzyczała nawet w emocjach do Gawaina, że ten zabił jej dziecko. Na szczęście owe oskarżenia okazały się nie słuszne. Jej dziecko uszło z tej przygody z życiem, jedynymi niedogodnościami były siniaki i złamana ręka. Po tym zdarzeniu, ojciec Gawaina odbył z nim długą rozmowę odnośnie używania mocy. Przypuszczalnie chłopiec, jak przystało na potomka czystokrwistych czarodziejów  przejawiał jakieś wcześniejsze oznaki magicznego talentu, lecz tamtego dnia posłużył się w trochę bardziej świadomy sposób. Pogadanka o odpowiedzialnym używaniu magii wywarła na nim wrażenie, poczuł wyrzuty sumienia z powodu złamanej ręki kuzyna. Owo zdarzenie mocno utwierdziło się w wspomnieniach i niewątpliwie miało swój udział w kształtowaniu się jego poglądów w dorosłym życiu.  



Niezwykle ważnym wydarzeniem dla młodego czarodzieja było pójście do szkoły. Historie opowiadane przez starsze dzieci, uczęszczające już do edukacyjnych placówek, rozbudzały wyobraźnię u tych młodszych. Każde nie mogło się doczekać, kiedy otrzyma list potwierdzający przyjęcie do tejże szkoły. Tak jak należało się tego spodziewać, Gawain swój list otrzymał. Podobnie jak wielu krewniaków poszedł do Hogwartu i podobnie jak wielu z nich, został przydzielony do Gryffindoru. Początkowo strasznie tęsknił za domem i rodzicami, ale lekcje oraz szkolne atrakcje wkrótce pochłonęły większość jego czasu; tęsknota przygasła. Życie w murach Hogwartu kręciło się wokół nauki, zawierania przyjaźni, wspólnych uroczystości, rywalizacji ze Ślizgonami. Co roku na wakacje wracał w rodzinne strony. Letnie dni mijały mu na rozrywkach z kuzynami albo samotnych wizytach w porcie, gdzie całymi godzinami przyglądał się przepływającym statkom.
Ziemie Longbottomów wysuwały się daleko na północny wschód, jednak skutki wielkiego konfliktu mugoli dawało się odczuć również i w tych odległych zakątkach kraju. Wojna rozwijała się, nabierała rozpędu i chociaż nie tyczyła się bezpośrednio czarodziejów, to czarodziejska społeczność także odczuwała w jakiś sposób jej skutki. Dodatkowych zmartwień przysparzał niejaki Gellert Grindewald. Czarnoksiężnik jawnie obnosił się ze swoją nienawiścią do mugoli; co więcej swoje pomysły odnośnie podboju niemagicznego świata począł wcielać w życie. To właśnie dzięki niemu pracujący członkowie rodziny Longbottomów praktycznie stali się gośćmi we własnych domach. Ministerstwo Magii robiło, co tylko mogło żeby pohamować ambicje Grindewalda, a do tych działań potrzebowało każdego utalentowanego czarodzieja. Senior rodu podsumował sytuację krótko: "tym co trwale łączy czarodziejów i mugolaków jest zwyczaj prowadzenia wojen z głupich powodów."  
Wszelkie konflikty mają do siebie, że dobiegają kiedyś kończą się. Nie inaczej stało się i w tym przypadku. Brytyjscy mugole mieli powody do radości, udało i się wygrać swoją wojnę. Brytyjscy czarodzieje cieszyli się znacznie mniej - w prawdzie ich zakończyła się, jednak przyszłość nie zapowiadała się dla wielu z nich optymistycznie. Prologiem do nadchodzących zmian była żałoba w jakiej pogrążył się Hogwart po stracie wybitnego czarodzieja i znakomitego profesora transmutacji Albusa Dumbledore'a. Zwycięstwo Grindewalda spowodowało, że znacząco wzrosła siła głosów tych, którzy twierdzili ze do szkoły powinni uczęszczać tylko czarodzieje pochodzący z czarodziejskich rodzin. Oczywiście poglądy tychże uczniów odzwierciedlały poglądy rodziców, idei jakie rodzice wtłaczali w młode umysły swoich latorośli. W wieku 16 lat Gawain nie pojmował jeszcze tego prostego faktu, zwłaszcza że w jego domu nikogo nie potępiano za pochodzenie. Rodzice utwierdzali go w przekonaniu, iż liczą się osiągnięcia, nie miejsce urodzenia. Być może te przekonania zainspirowały do okazywania głębokiej antypatii każdemu, kto popierał hasła o czystości krwi. I dodatkowo wzmocnił fakt, że wielu jego przyjaciół było niegodnymi "szlamami", tudzież "tymi gorszymi", bo posiadającymi status półkrwi. Jak tu nie bronić przyjaciół przed chełpiącymi się swoją czystością zarozumialcami? Gawain bez wahania zmazywał wyniosłe uśmieszki z gęb Burke'ów i Malfoyów.
Krucjata przeciwko czystości w końcu wpędziła go w tarapaty. Zaczęło się niewinnie, od przyjazdu do rodowej posiadłości Abbottów. Pogoda dopisywała, goście i rezydenci byli w doskonałych humorach. Wszystko wskazywało na to, że Gawain i jego braci spędzą miłe wakacje u tej części rodziny ze strony matki. Tak było do chwili aż zjawili się z wizytą Blackowie. Starsi jak to starsi udali się do salonu na poważne rozmowy o interesach, natomiast młodzież pozostała w swoim towarzystwie. Gawain nie za bardzo miał o czym rozmawiać z nowym kolegą. Panicz Black zachowywał się wyniośle, a interesował głównie kim są i czym zajmują się rodzice jego rozmówców. Odkrywszy, że jedna z dziewcząt nie może pochwalić się znamienitym pochodzeniem, poderwał się z miejsca i oświadczył, że nie będzie siedział przy brudnej krwi. Longbottom z kolei nie zdzierżył afrontu wymierzonego w panienkę i w przypływie zapalczywości wyzwał tamtego na pojedynek.
Pojedynek nigdy nie został rozstrzygnięty. Zaledwie padły ze dwa, trzy zaklęcia, z domu wybiegli dorośli i położyli kres utarczce. Ma się rozumieć, tego dnia Abbottowie nie ubili żadnego interesu z Blackami. Wybuchła piekielna awantura, śmiertelnie obrażeni Blackowie opuścili rezydencję, a na domiar złego odezwał się Departament Niewłaściwego Używania Czarów wysuwając zarzuty przeciwko nieletnim, którzy posłużyli się magią poza szkołą. Głowa rodziny Abbottów, będąca także członkiem Wizengamotu była gotowa wyciągnąć wobec sprawców surowe konsekwencje, mimo iż łączyły go z jednym ze sprawców bliższe więzy pokrewieństwa. Po wielokrotnych przeprosinach ze strony Longbottomów i zabiegach dyplomatycznych udało się załagodzić spór. Ostatecznie ugiął się i Abbott i łaskawie oszczędził młodzieńcom surowego wyroku. Aferę wyciszono, ale wieści odnośnie wydarzeń w Dolinie Godryka dotarła do Hogwartu.
W ten sposób Gawain wyrobił sobie u niektórych profesorów opinię nieokrzesańca i hultaja, który kiedyś w przyszłości narobi rodzinie jeszcze większego wstydu. Nauczycielskie przepowiednie nie sprawdziły się. Nieokrzesany Longbottom bywał impulsywny, nie stronił od dowcipów, nie unikał konfrontacji z Yaxleyami. Jednak nie dało mu się zarzucić nieróbstwa czy cwaniactwa, cech jakie naprawdę mógłby w późniejszym życiu sprowadzić go na manowce. Jego talenty objawiały się na lekcjach obrony przed czarną magią, zaklęć i uroków, eliksirach oraz transmutacji. Jego wyniki z owutemów okazały się wystarczająco dobre, by nie tylko zapewnić mu posadę w Departamencie Przestrzegania Prawa, ale i otworzyć drogę do kariery aurora. Zdecydował się na kurs aurorów, ponieważ praca w Biurze przynależała do rodzinnej tradycji, po części dlatego, ze czuł swego rodzaju powołanie do tejże profesji. Przynajmniej tak wówczas to ocenił - jako powołanie.
Po ukończeniu edukacji, żegnał Hogwart z żalem, nie zdając sobie sprawy, że już za parę lat w szkole zajdą ważne, aczkolwiek niekoniecznie pozytywne zmiany.    



Pomiędzy szkoleniem na aurora, a nauką w Hogwarcie istniała taka różnica, jak pomiędzy niebem i ziemią. Nowi nauczyciele łatwo nie wybaczali błędów, potrafili ukarać za nie w taki sposób, że szkolne szlabany wydawały się przy tym łagodną naganną. Współtowarzysze niedoli Gawaina odnosili się do niego przeróżnie - niektórzy koniecznie chcieli się z nim zaprzyjaźnić, inni wykazywali się niechęcią, połączoną z cichą zazdrością, nieliczni zachowali powściągliwość. Pragnęło się z nim przyjaźnić, gdyż był Longbottomem. Zazdroszczono mu, gdyż także był Longbottomem. Istnieli ludzie, którzy najwyraźniej myśleli, że Longbottomowie poznają wszystkie tajniki obrony przed czarną magią zanim jeszcze nauczą chodzić i nim wypowiedzą swoje pierwsze słowo. Longbottomowie w oczach takich ludzi uchodzili za cudotwórców, zdolnych do niemożliwego.
To właśnie na szkoleniu Gawain w pełni poczuł ciężar rodowego nazwiska. Zrozumiał, że jego rodzina od lat strzegła praw i bezpieczeństwa w społeczeństwie, więc stawiano przed nią wysokie wymagania. I każdy członek rodziny, który decydował się kontynuować tradycje, musiał się zmierzyć z tymi wymaganiami.
Zacisnął zęby i próbował stawić czoło wyzwaniu. Po paru tygodniach znienawidził nauczycielskich komentarzy: "tak jak należało spodziewać się po Longbottomie" rzucanych pod jego adresem po każdym wygranym pojedynku, nabytym zaklęciu. Żadne "dobrze", "ładnie" "do kitu" tak jak w przypadku pozostałych kursantów, tylko to "tak jak należało spodziewać się po Longbottomie". Cokolwiek miałoby to oznaczać.
Po paru miesiącach odkrył, że nie wolno pocieszać zapłakanych koleżanek - kursantek. Jeśli płacze, to znaczy, jest słaba psychicznie i prawdopodobnie nie nadaje do tej roboty. Załamała się raz na kursie, załamie drugi w pracy. Po co szkolić kogoś, kto od razu polegnie im na byle akcji? Słowa otuchy zapewne wynikają z dobrych chęci, ale dobrymi chęciami Piekło murowane.
Po roku nie był już taki pewien czy odnajdzie się w zawodzie aurora. Wiedział, że nie wszyscy jego krewni wybierali karierę pracownika Departamentu Przestrzegania Prawa. Nic by się wielkiego nie stało, gdyby zmienił plany na przyszłość. Świadomość tego pozwoliła mu poniekąd wyzwolić się z pułapki presji i wysokich oczekiwań. Przestał czuć się tak jakby praca aurora była jedyną profesją, jaką mógł uprawiać czarodziej. To pozwoliło mu również wrócić na kolejny rok szkolenia.
Na kolejnym roku szkolenia nauczył się ignorować zawiść i pochlebstwa. Z każdym dniem stawał się coraz bardziej zdyscyplinowany, coraz mniej porywczy w działaniu. Przede wszystkim zaś silniejszy psychicznie, fizycznie oraz rozwinięty pod względem talentu magicznego. Czyli taki, jakim od początku chcieli go widzieć mentorzy.
Ukończył kurs, lecz wbrew przewidywaniom poniektórych, wcale nie osiągnął najwyższych not ze wszystkich kursantów. Osiągnięte na końcowych testach wyniki uplasowały go na drugim miejscu. W każdym innym przypadku byłoby to doskonałe osiągniecie, powód do dumy, ale on był Longbottomem. Longbottom winien był kończyć kurs kończyć kurs jako pierwszy i najlepszy kursant. Potwierdzić doskonałość swojego rodu. W prawdzie nikt mu czegoś takiego głośno nie powiedział, jednak z łatwością wyczytał ten przekaz z oczu kolegów. Nie przejął się. Bycie aurorem to coś więcej niż wybitne wyniki z kursu.
Przekonał się o tym na własnej skórze, kiedy wreszcie trafił do Biura. Przywitano go ciepło i w sumie jego pierwszy dzień w Biurze był jednocześnie najspokojniejszym popołudniem w pracy. Oczywiście starsi aurorzy początkowo traktowali go tak jak należało go traktować - jako nowicjusza, kogoś kto dopiero co wchodził w ten fach. Starsi czuli się zobowiązani dopilnować, aby nabrał przy nich doświadczenia zawodowego.
Mówią, że doświadczenie nabyte na samym początku drogi, pozostawia po sobie głęboki ślad w pamięci. Człowiek wraca wspomnieniami do swoich pierwszych doświadczeń nawet po wielu latach. Nawet wtedy, gdy pamięć zapełniają mu wspomnienia ze znacznie intensywniejszych, silniejszych przeżyć. U Gawaina takim początkowym doświadczeniem z pracy, pierwszą poważną akcją było aresztowanie pracownika Służb Administracyjnych. Czarodziejowi udowodniono posiadanie i wykorzystywanie przedmiotów czarnomagicznych. Był przy tym tak bardzo pewny siebie, że wizyta aurorów kompletnie go zaskoczyła. Pewność siebie utrzymała go również w głębokim przekonaniu, że nic mu nie groziło ze strony wymiaru sprawiedliwości. Wyrok sądu przyjął ze złością, a w drodze do Azkabanu odgrażał się, że jeszcze im wszystkim pokaże. Dało się przyzwyczaić do tych pogróżek. Do wielu rzeczy dało się przyzwyczaić - skorumpowanych urzędników, szalonych pomysłów czarnoksiężników, dziwnych godzin pracy.
Po pewnym czasie Gawain przywykł do wielu rzeczy, polubił to co robił (albo też do nich przywykł, zależy jak na to patrzeć). Biuro nabrało takiej bardziej swojskiej atmosfery, natomiast pracujące w nim osoby praktycznie stały się dla niego drugą rodziną.



Patronus: Lew to potężne zwierzę. Symbolizuje odwagę i sprawiedliwość. Cechy, które są cenione przez Gawaina i jego rodzinę. Poza tym lew od zawsze towarzyszył mu w życiu. Widnieje na herbie rodu Longbottomów, a także herbie Domu Griffindora. Gawain w obu tych miejscach, naznaczonych lwią obecnością czuł się najlepiej, gdyż oba miejsca zapewniały mu poczucie bezpieczeństwa, ukształtowały jego osobowość. Dałoby się powiedzieć, że to z nimi czuje się najbardziej związany. Pozytywnymi wspomnieniami pojawiającymi się przy wyczarowywaniu patronusa będą z całą pewnością te związane z poczuciem słuszności, bezpieczeństwa oraz spełnienia. Uczuć odczuwanych w dniu ostatecznego zakończenia konfliktu. Zaabsorbowani obowiązkami w Ministerstwie Longbottomowie wreszcie powrócili na dłuższy czas do rodowej posiadłości i cała rodzina cieszyła się, że mężowie, bracia przeżyli wojnę. Sami Longbottomowie także przypominają trochę lwy. Najlepiej czują się przebywając w swoim stadzie. I zupełnie jak członkowie stada lwów, dbają o siebie nawzajem, zaś ich przetrwanie zależy od zgodnej współpracy.  










 
8
5
10
2
0
0
7


Wyposażenie

różdżka, sowa, teleportacja, 10 punktów do statystyki



Gość
Anonymous
Gość
Re: Gawain Longbottom [odnośnik]22.07.15 18:59

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Z wielką przyjemnością mogę powitać kolejnego walecznego Longbottoma na forum. Gawain jest uosobieniem wszelkich cnót swojego rodu. Od wielu lat walczy w celu stworzenia lepszego świata, świata bez podziałów, bez czarnej magii, świata, w którym nikt nie będzie się bał żyć. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć powodzenia w działaniach! Aurorzy powinni być dumni z takiego nabytku w swoich szeregach. Leć do fabuły i wytrwale ścigaj czarnoksiężników!

OSIĄGNIĘCIA
Obrońca nieczystej krwi
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:8
Transmutacja:5
Obrona przed czarną magią:10
Eliksiry:2
Magia lecznicza:0
Czarna magia:0
Sprawność fizyczna:7
Inne
Teleportacja
WYPOSAŻENIE
różdżka, sowa
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[klik] 900-850=50
Catalina Vane
Catalina Vane
Zawód : Koroner
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
Zbrodnia krwią zamyka drzwi. Po ich drugiej stronie znajduje się świat niewyobrażalny dla innych.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Gawain Longbottom   Tumblr_ml8fiq5Mpd1rh5woro1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t579-catalina-vane http://morsmordre.forumpolish.com/t619-psycho#1731 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f95-doki-pearl-road-21
Gawain Longbottom
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach