Wydarzenia


Ekipa forum
Mihai Jones
AutorWiadomość
Mihai Jones [odnośnik]27.12.18 1:46


Data urodzenia: 24 stycznia 1917
Nazwisko matki: Baliardo
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Dziennikarz / Korespondent
Wzrost: 179cm
Waga: 70
Kolor włosów: niegdyś zupełnie czarne, obecnie siwiejące.
Kolor oczu: brązowe
Znaki szczególne: drobna blizna na prawej ręce, po dość głębokim skaleczeniu, którą Mihai nabył w dzieciństwie podczas podróży z taborem.


To nigdy nie była normalna rodzina. A przynajmniej nie od dnia, w którym Nicholas Jones postanowił wziąć za żonę Sarę Baliardo, kobietę niezwykłą nie tylko przez jej osobowość.
Rodzina Jonesów pochodziła z okolic Nowego Jorku, gdzie od lat władali dość dużym majątkiem. Wprawdzie nie należeli do najbogatszych, ale niewątpliwie – do wpływowych i mogących pozwolić sobie na więcej, niż przeciętny czarodziej.
Jako magowie krwi czystej dbali o to, by ich linia taka pozostała, dlatego Nicholas, ojciec Mihaia, dostał od rodziców jasne przykazanie: wychodź, synu, za kogo chcesz, byleby tylko twoja małżonka nie zniszczyła naszej reputacji.
W 1910, gdy Nicholas miał 22-lata, pracował w amerykańskim Ministerstwie Magii na niezbyt znaczącym stanowisku, choć mając aspiracja na zdecydowanie więcej. Nie miał na oku żadnej ciekawej damy, skupiając się na swojej pracy. Wtedy właśnie sytuacja rodzinna diametralnie się pogorszyła. Ojciec Nicholasa popełnił niewybaczalny błąd w swojej pracy alchemika: stworzył zły specyfik dla niezwykle istotnego klienta. Prędko stracił większą część przychodów, a na domiar złego jego żona zaczęła ciężko chorować. Oszczędności rodziny topniały w zatrważającym tempie i nawet praca Nicholasa niekoniecznie poprawiała stan materialny rodziny.
I wtedy zjawili się ONI. Po USA od lat krążył cygański, czarodziejski tabor. Pojawili się na przełomie wieków, przybywając z bardzo biednej w tamtym okresie Hiszpanii. Szukali lepszych warunków, lepszego życia. Nie przybyli do kraju wszyscy na raz: rodzina zjeżdżała się przez około dekadę. W 1910 na miejscu byli już jednak wszyscy, a czarodziejskie społeczeństwo zdążyło się z nimi dość dobrze zaznajomić. Wiadomo więc było, że to rodzina, która na pewno zachowuje czystość krwi i traktuje to jako istotną dla siebie wartość. Mężczyźni brali zwykle za żony kobiety z mniej zamożnych, ale czystokrwistych rodzin, a kobiety zwykle „zostawały w rodzinie”, przez małżeństwo z owdowiałym kuzynem, czy stosunkowo odległym wujkiem.
Nie mieli najlepszej opinii wśród czarodziejów, ale jednocześnie dzięki swoim dość nietypowym usługom oraz minimalnym wydatkom udało im się uzbierać dość duży posag dla większości młodych kobiet na wydaniu, w tym dla Sary, córki jednego z dwóch braci trzymających tabor w garści. Słysząc o problemach Jonesów zaproponowali im układ: wy przyjmiecie do domu naszego kwiatuszka i pomożecie spełnić nam jej marzenia o „normalnym” życiu, a my podarujemy wam pieniądze. Pieniądze, których tak bardzo teraz potrzebujecie.
Czy tabor tak naprawdę chciał powiększyć swoje wpływy, albo zyskać coś innego, niż szczęście Sary? Prawdopodobnie nie. Nawet wiele lat później, w 1953 roku, dojrzała już Romka dziękowała na grobie swojego teścia za to, że przyjął ją do rodziny. Była jedną z tych „czarnych owiec”, która nie czuła się dobrze, spędzając życie w drodze.
Jonesom początkowo nie spodobał się pomysł takiego małżeństwa, ale sytuacja w domu raczej się nie poprawiała. Na dodatek Nicholas szybko odkrył, że dobrze dogaduje się z Sarą: dziewczyna, choć trochę nieobyta, była zdolną i inteligentną czarownicą, która oczarowała go swoim śpiewem i charyzmą. Dlatego dwa lata później, w 1912, Nicholas i Sara oficjalnie wzięli ślub, choć rodzina dziewczyny pomagała finansowo Jonesom już wcześniej.
Początkowo ich wesele było oczywiście powodem do wielu plotek na salonach, jednak Sara – uczona etykiety przez Nicholasa – szybko dała się poznać jako śmiała, ale taktowna rozmówczyni o pogodnym charakterze. Na dodatek jej mąż, przyjacielski pracownik Ministerstwa, też raczej nie miał wielu wrogów, przez co sprawa przycichła, gdy tylko pojawiły się inne skandale. Pozycja Jonesów stopniowo zaczęła rosnąć i gdy w 1914 roku żona Jonesa Seniora, a matka Nicholasa zmarła, na pogrzebie pojawili się niemal wszyscy ci, którzy dwa lata wcześniej byli pierwszymi krytykującymi.


W tym czasie zaczęły pojawiać się też pierwsze dzieci młodej pary. W 1913 na świat przyszedł ich pierwszy syn. Kolejny pojawił się w 1915. Mihai przyszedł na świat w 1917 jako trzecie, lecz nie ostatnie dziecko, choć przez kilka lat tak myślano. W 1924 roku mająca trzydzieści trzy lata Sara powiła swoją pierwszą i jedyną córkę.
Mihai, zwany przez ojca Michaelem (choć sam zawsze wolał romską wersje swojego imienia) mimo byciem najmłodszym z braci zdecydowanie się wśród nich wyróżniał. Był tym najgłośniejszym, który najczęściej wzbudzał śmiech wśród innych. Czuł się też najbardziej z całego rodzeństwa związany ze swoimi cygańskimi przodkami. Choć Nicholas nie patrzył na to szczególnie przychylnie, Mihai spędził kilka wakacji właśnie w taborze, poznając jego zwyczaje i odkrywając wolność w bezustannym podróżowaniu. Zwykle po powrocie nie potrafił przestać nucić romskich utworów, a zapytany, kim chce być, gdy dorośnie, odpowiadał po prostu: „cyganem!”.
Mimo wszystko Mihai był wychowywany w „typowy” czarodziejski sposób. Sara, w przeciwieństwie do swojej rodziny, nie miała bardzo skonkretyzowanych poglądów dotyczących czystości krwi, ale uległa pod tym względem mężowi. Być może Jonesowie nie nienawidzą mugoli, ale Nicholas zawsze wypowiadał się o nich z pewną pogardą pomieszaną ze zdumieniem i lękiem przed ich nowymi wynalazkami. To w dużej mierze przeniosło się na jego synów, którzy od dziecka byli przestrzegani, że na ich barkach spoczywa zachowanie czystości krwi w rodzinie.
W 1926 roku Nicholas wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie w tamtejszym Ministerstwie Magii pełnił rolę łącznika pomiędzy obydwoma rządami. Choć odwiedzał rodzinę tak często, jak tylko się da, to przez większość czasu nie było go jednak w domu. W końcu to dalekie podróże, które wymagały ogromnej ilości czasu. Wtedy też opiekę nad dziećmi sprawowała przede wszystkim ich romska babcia, która na ten czas tymczasowo wprowadziła się do rezydencji Jonesów. Mihai był z nią więc szczególnie związany.
Podczas swojego pobytu za granicą Nicholas poznał wielu brytyjskich czarodziejów, z których większość z nich ukończyła Hogwart. Sam skończył Ilvermorny i to do tamtej szkoły wysłał swoich starszych synów, mimo że rodzice Sary naciskali, aby wybrał którąś z europejskich szkół, do których uczęszczała większa część starszego pokolenia taboru. Gdy jednak zaczął stopniowo odkrywać, że czarodzieje chodzący do Hogwartu także są kompetentni zaczął przychylać się do pomysłu, aby wysłać najmłodszego z synów do tej właśnie szkoły. Pewnego dnia wspomniał o tym któremuś z wysoko postawionych osób w Ministerstwie, której bardzo spodobał się ten pomysł, szczególnie, że jego dziecko było z tego samego rocznika. Licząc na pogłębienie znajomości, Nicholas wysłał do Sary list: nasz syn idzie do Hogwartu. Sara nie oponowała.
Mihai wstąpił w progi Hogwartu w w 1928 roku, trafiając do Gryffindoru. Nauczyciele szybko zorientowali się, że choć to bystry i inteligentny chłopak to ma w sobie naturę psotnika. Raczej uroczego i zabawnego, ale przez to nie przykładającego się szczególnie do nauki, zwłaszcza w pierwszych latach.
Z czasem oczywiście trochę spoważniał i nabrał ogłady. Najlepiej radził sobie w zaklęciach i obronie przed czarną magią, w związku z czym w 1931 roku dołączył do Klubu Pojedynków. Zdecydowanie nie interesowała go jednak astronomia (bo była po prostu śmiertelnie nudna) oraz eliksiry, wymagające praktycznie takiej samej precyzji w wykonywaniu zadań… przynajmniej w jego mniemaniu.
Mihai zawsze marzył, aby wakacje spędzać wraz z taborem dziadków, jednak ojciec skutecznie mu to utrudniał: Nicholas chciał odciąć syna od niechlubnych zwyczajów jego teściów. Po pierwszym i drugim roku nauki chłopiec nawet nie wrócił do Stanów, spędzając z ojcem wakacje w Wielkiej Brytanii. Ten umyślnie tak organizował swoją pracę, że „przypadkiem” mógł wracać do domu tylko przed lub po okresie letnim i „nie chcąc wysyłać dzieciaka w samodzielną podróż” zostawał z nim w Londynie.
Plan Nicholasa, aby odciąć syna od rodziny powiódł się, bo choć Mihai tęsknił za dziadkami (gdy zmarli kolejno w 1932 i 1933 głęboko przeżywał żałobę) to nigdy nie spędził już czasu w taborze. Niezwykle tęsknił za tamtą wolnością i obyczajami, ale z czasem wspomnienia zatarły się, a nastolatek poczuł, że jest zbyt dojrzały, aby wymuszać na rodzicach pobyt wraz z niechlubną częścią rodziny.


Po skończonej szkole Mihai właściwie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Hogwart zagwarantował mu wprawdzie licznych nowych znajomych, ale młody mężczyzna po prostu nie miał pomysłu na życie. Czuł się rozdarty pomiędzy dwoma krajami oraz różnymi kulturami. Początkowo marzył o tym, by spędzić życie na magicznych pojedynkach, ale z czasem dotarło do niego, że z tego raczej nie wyżywi rodziny.
Gdy wrócił do rodzinnego domu po swoim siódmym roku zdarzył się jednak cud. Jeden z jego starszych braci przypadkiem natknął się na tekst Mihaia, w którym ten opisywał świąteczną kolacje w Hogwarcie, w zabawny i błyskotliwy sposób komentując całość. Wtedy też okazało się, że jego bliska przyjaciółka pracuje w magicznej prasie. Po kilku rozmowach i kilku telefonach Mikai zdobył więc pracę w jednej z redakcji… co okazało się strzałem w dziesiątkę.
Mikai miał lekkość i w pisaniu, i w nawiązywaniu kontaktów z innymi; potrafił słuchać, potrafił bawić i otwierać ludzi na siebie. Niewątpliwie miała na to duży wpływ jego sympatyczna aparycja: przez charakterystyczne rysy twarzy wystarczyła (i dalej wystarcza) jedna mina, aby rozbawić rozmówcę. Nie budował więc dystansu, co pozwalało mu na zbieranie historii.
Z czasem młody czarodziej wyspecjalizował się szczególnie w dwóch typach dziennikarstwa. Jedno zapewniało mu chleb na co dzień, drugie zaś było tym, co naprawdę pozwalało mu się realizować. Pisał więc regularnie plotkarskie, zabawne artykuły i felietony, komentując aktualny stan czarodziejskiego społeczeństwa. Potrafił to jednak robić tak zgrabnie, że rzadko kiedy ktoś miał do niego o to jakieś pretensje. Chociaż, nie ma się co oszukiwać, zdarzały mu się nieprzyjemne sytuacje związane z pracą, szczególnie na początku kariery.
Jego „druga praca” była poważnym dziennikarstwem śledczym. Zabrał się za to po dwóch latach pracy w redakcji, gdy przypadkiem był świadkiem bankowego oszustwa. Choć była to drobna sprawa, okazała się całkiem poczytna i Mihai stopniowo zaczął się wdrażać w kryminalną część świata czarodziejów. Nie mógł jednak wyżyć tylko z tego z powodu dość błahego: rozwiązywanie takich spraw czasem ciągnęło się miesiącami, a tą część swojej zawodowej pracy traktował niezwykle poważnie. Sprawdzanie faktów zajmowało mu bardzo wiele czasu.
Ponadto praca jako dziennikarz śledczy pozwalała mu znów poczuć się wolnym i nieograniczonym przez miejsce, w którym przebywał. Wprawdzie nie podróżował ani z grupą, ani ze swoją rodziną, ale był bezustannie w ruchu. Często zmieniał miejsca zamieszkania, często podróżował po całych stanach. Rzadko przebywał w jednym mieszkaniu dłużej, niż miesiąc. Śmiał się czasem z siebie, że nikt nie jest wstanie wypędzić cyganerii z jego duszy.
A czy w tym zapracowanym świecie był czas na miłość? Był, oczywiście, choć niestety, nie skończyło się to dla niego szczęśliwie. Gdy miał 25 lat zakochał się w pięknej blondynce, zaręczonej jednak z innym. Choć dziewczyna odwzajemniała jego uczucia jej rodzina naciskała na ślub z narzeczonym. Młoda panienka miała zbyt uległy charakter i nie potrafiła się im przeciwstawić. Rok później zmarła w połogu; miała 23 lata. Mihai przez cały rok nie potrafił dojść po jej śmierci do siebie. Z czasem jednak wspomnienia i ból wyblakły. Miłość jednak chyba wciąż się tli w jego wnętrzu: od tamtego czasu nie zaangażował się emocjonalnie w żaden związek, mimo że ma za sobą kilka przelotnych romansów.
Kariera Jonesa szła w dobrym kierunku… aż do lipca 1956 roku. Prowadząc jedną ze swoich dziennikarskich, śledczych spraw odkrył, że w przekręty finansowe firmy wmieszany jest nie kto inny, a właściciel tytułu, dla którego pracował. Kierowany dziennikarskim obowiązkiem napisał o tym artykuł, publikując go pod pseudonimem w innym piśmie. Sprawa jednak wyszła na jaw. Ktoś wsypał Mihaia, który następnego dnia oficjalnie stracił wygodną posadkę w swoim piśnie.
I wtedy znów los podyktował mu ścieżkę. Dzięki znajomościom – zarówno osób z branży, jak i ojca (który wrócił na stałe do USA w 1951, zmęczony życiem na obczyźnie) – okazało się, że w dziennikarskim świecie czeka na niego jeszcze jedna ścieżka. Miał wyjechać do Wielkiej Brytanii (w której wciąż miał znajomych z czasów szkolnych i nie tylko), w której miał pełnić rolę korespondenta zagranicznego. Choć nie mógł pisać do swojego dawnego czasopisma, wiele innych tytułów wyraziło chęć przyjęcia tekstów o tym, jak wygląda życie czarodziejów zza morza. Na dodatek lokalne media szybko wyłapały, kto przybył do Londynu, dzięki czemu Mihai zaczął pisać serię artykułów porównujących USA z Wielką Brytanią oraz opisujących życie na obczyźnie. Nie mógł narzekać na brak zleceń.
Jednocześnie Mihai prędko poczuł, że atmosfera w Wielkiej Brytanii jest jeszcze mniej przyjazna i sielankowa, niż w jego rodzimym kraju… I był prawie pewny, że już wkrótce natrafi na ślad, który pozwoli mu zacząć śledztwo swojego życia. A przynajmniej miał taką nadzieję.

Z biegiem lat wiedza dotycząca eliksirów oraz astronomii jakby wyparowała. Mihai nie używał tych zdolności przez lata, więc po prostu zapomniał detali, których uczył się wcześniej. Nigdy nie miał też bliższych kontaktów z mugolami, w związku z czym i na ten temat nie ma dobrej wiedzy. Prawdopodobnie więc wejście do niemagicznego świata wiązałoby się u niego z olbrzymim szokiem kulturowym.
O ile jednak Mihai mugoli traktuje z pewną pogardą, o tyle w przypadku czarodziejów pochodzenie drugiej osoby nie jest dla niego tak kluczowe. Wprawdzie z powodu rodzinnej dumy raczej nie wziąłby za żonę mugolaczki, ale jednocześnie nie czuje jakiejś szczególniej nienawiści do takich osób. Szczególnie, jeśli ich relacja jest czysto zawodowa i nie wchodzi na poziom prywaty.
Należy pamiętać, że zawód mężczyzny wymaga różnych umiejętności w różnych dziedzinach, zwłaszcza tych związanych z rozmową i wyciąganiem informacji od innych. Z tego względu jeśli chodzi o umiejętności Mihai nie specjalizuje się w niczym szczególnym, jednak jednocześnie stara się poszerzać swoją wiedzę, jak tylko może.
Mihai mieszka w Londynie, w mieszkaniu swojego ojca, które ten nabył w trakcie pobytu w Wielkiej Brytanii i gdy dowiedział się o wyjeździe syna przekazał mu je na własność.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 80
Zaklęcia i uroki:190
Czarna magia:00
Magia lecznicza:00
Transmutacja:30
Eliksiry:00
Sprawność:2Brak
Zwinność:3Brak
JęzykWartośćWydane punkty
II0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaI2
Historia MagiiI2
KłamstwoII10
NumerologiaI2
ONMSI2
RetorykaII10
Starożytne RunyI2
SpostrzegawczośćII10
Ukrywanie sięII10
ZastraszanieI2
Zręczne ręceI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Odporność PsychicznaI5
Wytrzymałość FizycznaI2
SzczęścieI5
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
NeutralnyNeutralny
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (tworzenie prozy)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI1
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 2.5


Ostatnio zmieniony przez Mihai Jones dnia 09.01.19 23:34, w całości zmieniany 3 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Mihai Jones [odnośnik]27.12.18 17:30
Podbijam
Gość
Anonymous
Gość
Mihai Jones
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach