Wydarzenia


Ekipa forum
Aurelia Avery (budowa)
AutorWiadomość
Aurelia Avery (budowa) [odnośnik]30.12.18 22:25

Aurelia Demetria Avery (née Crouch)

Data urodzenia: 19 kwietnia 1927 roku
Nazwisko matki: Parkinson
Miejsce zamieszkania: Zamek Ludlow – rezydencja rodowa Averych
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogata
Zawód: Lwica salonowa, żona swojego męża, intrygantka.
Wzrost: 168 cm
Waga: 62 kg
Kolor włosów: Ciemno brązowe.
Kolor oczu: Brązowe.
Znaki szczególne: Włosy zawsze nosi elegancko upięte. Ubiera wyłącznie szyte na miarę suknie z domu mody Parkinsonów. Otacza ją zapach wody różanej i dymu papierosowego – elegancką papierośnice zawsze ma przy sobie.



The truth is what I make it. I could set this world on fire and call it rain.

Aurelia Crouch nigdy nie musiała zastanawiać się nad tym kim jest. Albo kim chciałaby być. Od urodzenia miała przed sobą jasno wyznaczoną ścieżkę życia. Głowa wysoko, plecy prosto. Nie przynieś rodzinie wstydu.
W arystokratycznym świecie nikt nie cieszy się z narodzin córki tak bardzo jak z narodzin syna. Syn to kolejna pnąca się ku górze gałązka rodu. Poniesie dalej nazwisko, odziedziczy majątek, spłodzi kolejnych synów. Córka to wydatek - trzeba ją wychować, wyedukować, wyposażyć w posag. A potem oddać innej rodzinie. Córki nie są powodem do dumy. Co najwyżej... elementem polityki rodu.
Jako trzecie dziecko nie wzbudziła w rodzicach wielkich pokładów miłości. Jej narodziny nie były gorączkowo wyczekiwanym wydarzeniem. Wszak Felicia urodziła wcześniej dwóch synów! To zadowalający wynik dla większości arystokratycznych rodów.
Z rąk uzdrowiciela, który przyjmował poród powędrowała prosto w ramiona wynajętej mamki. Ten stan miał utrzymać się przez większość jej dzieciństwa. Piastunki, nianie, guwernantki - nad jej życiem czuwały opłacone ojcowskim złotem kobiety, które miały ją przygotować do życia szlachetnej panny. Rodziców nie widywała zbyt często. Ojciec większość czasu spędzał w pracy; Ministerialne korytarze były mu zapewne lepiej znane niż zakamarki rodzinnej rezydencji. Kiedy akurat pojawiał się w domu poświęcał czas swoim starszym dzieciom... a dokładniej dziecku - Amadeus skutecznie pochłaniał większość jego uwagi.
Felicia z kolei została wychowana do roli damy i żony (w tej dokładnie kolejności). Pozycja matki nie znajdowała się na jej liście obowiązków. Posyłała po Aurelię jedynie wtedy, gdy w domu pojawiali się goście - można było wtedy pochwalić się śliczną córeczką, która na zawołanie dygała grzecznie jak tresowana małpka.
Poza uwagą rodziców niczego jej jednak nie brakowało. Otoczona przepychem rodowej rezydencji zawsze dostawała to co najlepsze: najpiękniejsze stroje, najdroższa zabawki, cuda i dziwy przywiezione z zagranicznych podróży ojca. Kiedy wyrosła z dziecinnego pokoju, rozpoczęła się jej edukacja. Przy śniadaniu mogła odzywać się jedynie po włosku, przy obiedzie tylko po francusku. Poważny nauczyciel muzyki przyzwyczajał jej drobne paluszki do klawiszy fortepianu. Czytała poezję, która koszmarnie ją nudziła i słuchała wykładów o historii, które były o wiele ciekawsze niż wszelkie rymy.
Nieliczne prawdziwie w o l n e chwile spędzała w towarzystwie starszego brata, który jako jedyny poświęcał jej uwagę. Amadeus nigdy nie włączał się w ich zabawy. Może wydawały mu się zbyt infantylne, może czuł się od nich lepszy jako pierworodny. Z perspektywy czasu nie ma to już znaczenia, wtedy jednak sprawiało, że Aurelia i jej brat czuli się jak samotni rozbitkowie na bezludnej wyspie. Tylko oni przeciwko całemu światu.          

Swoje umiejętność magiczne ujawniła dość późno, bo dopiero w wieku lat pięciu. Rodzina zaczynała się poważnie martwić. Czyżby mieli w rodzinie charłaka? Kiedy jej magia wreszcie się objawiła, ulga była tak wielka, że nikt nie ukarał jej za podpalenie włosów jednej ze starszych kuzynek. To był jeden z pierwszych wybuchów furii, które zaprezentowała, ale bynajmniej nie ostatni. Na co dzień była uroczym dzieckiem, a z czasem stała się przykładną młodą panienką. Zawsze uśmiechnięta i skora do rozmowy. Z łatwością zdobywała sobie sympatię opiekunek, odległych krewnych i gości, którzy odwiedzali rezydencję Crouchów. Oczywiście od najmłodszych lat uczono ją sztuki konwersacji, przestrzegano przed tematami, których nie wypada poruszać i podpowiadane zawsze właściwe (pogoda, stan sieci Fiuu, wyższość czarodziejów nad mugolami). Jednak jej umiejętności szybko zaczęły wykraczać poza to czego ją nauczono. Była świetną obserwatorką, a z czasem jeszcze lepszą manipulatorką. Z łatwością owijała sobie kolejnych dorosłych wokół palca. Z czasem na jej urok oporni postali jedynie ojciec i Amadeus - zbyt rzadko widywała ich w domu, by móc coś zdziałać. W nielicznych momentach, gdy nie udawało jej się osiągnąć zamierzonych celów spod maski uroczej panienki wychylała się prawdziwa Aurelia: uparta i nieustępliwa, skora do gwałtownych i agresywnych reakcji.  
Latem 1938 roku otrzymała swój pierwszy list z Hogwartu. Tiara Przydziału bez większego zastanowienia przydzieliła ją do Slytherinu, co Aurelia przyjęła z zadowoleniem. Nie trudno zgadnąć, że to właśnie w domu Salazara królowali przedstawiciele arystokratycznych rodzin. Wśród nich czuła się niemal jak w domu. Howart był jednak o wiele lepszy niż dom. Nieliczne grono nauczycielskie nie miało szans na utrzymanie rygoru, który znała ze swoich dziecięcych lat. Skończyła się nieustanna obserwacja! To otwierało wiele nowych możliwości...
Czas spędzony w Szkole Magii i Czarodziejstwa był więc czasem intensywnej nauki, choć niekoniecznie uwzględnionej w oficjalnym programie. Aurelia dzielnie uczęszczała na wszystkie szkolne zajęcia i na większości z nich radziła sobie całkiem dobrze. Nie była jednak sumienną uczennicą. Trudno było jej wyrobić w sobie nawyk regularnej nauki. Nagle otrzymała ogromne ilości wolnego czasu i wolała je spędzać na rozrywkach niż na odrabianiu lekcji. Wiele uchodziło jej jednak płazem, bo nauczyciele również nie pozostawali obojętni na jej urok. Zawsze umiała znaleźć dobrą wymówkę dla swojego nieprzygotowania. Łatwo przychodziła jej nauka transmutacji i zaklęć, brylowała wiedzą na Historii Magii. Całą resztą zaliczała z użyciem sprytu i dobrej opinii.
Dużo więcej uwagi poświęcała jednak temu do czego miała największe predyspozycje - zgłębianiu ludzkiej natury. Szkoła okazała się doskonałym miejscem do ćwiczeń jej manipulatorskich gierek. Plotki, pochlebstwa i intrygi były jej narzędziami w sianiu zamętu. Kłóciła przyjaciół, gnębiła szlamy, łamała serca - bez użycia nawet jednego zaklęcia. Wszystko czego potrzebowała to słowa. Najdalej posunęła się na piątym roku, gdy pokłóciła się z przyjaciółką (oczywiście wszystko było winą przyjaciółki!). W przypływie gniewu utopiła jej kota w zamkowym jeziorze i zostawiła truchło na pożarcie wielkiej kałamarnicy. Przez kolejne dwa dni wspólnie szukały nieszczęsnego zwierzęcia po całych błoniach i w międzyczasie wszelkie niesnaski poszły w niepamięć.       



Szkołę ukończyła z mieszanymi stopniami. Okazało się, że testy znacznie trudniej zmanipulować niż ludzi. Nie było to jednak wielkim zmartwieniem dla jej pięknej główki. Gdyby chciała podjąć jakiś staż, wpływy ojca z pewnością by jej to umożliwiły. Jednak praca w Ministerstwie zupełnie jej nie interesowała. Dużo ciekawsze wydawały się przygotowania do pierwszego Sabatu.
Zadebiutowała na salonach w pamiętnym roku 1945, gdy wojna dobiegła końca. Było kilku kandydatów do jej ręki, ale pierwszeństwo przypadło młodemu lordowi Avery. Można to uznać za formę transakcji wiązanej: rok wcześniej jedna z jego kuzynek wyszła za jej najstarszego brata, Amadeusa. Teraz Crouchowie oddawali Averym swoją córkę, by jeszcze bardziej zacieśnić więzi między rodami.
O decyzji dowiedziała się jesienią 1945, gdy ojciec niespodziewanie wezwał ją do swojego gabinetu. Było to o tyle niezwykłe, że nigdy wcześniej nie poświęcał jej zbyt wiele uwagi. Spokojnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem oznajmił decyzję o jej przyszłości. Datę wyznaczono na wiosnę następnego roku. Aurelia jak na doskonale wychowaną (wytresowaną) córkę Crouchów nie wyraziła nawet jednego słowa skargi. Czemu miałaby buntować się przeciw czemuś co od urodzenia było dla niej jedyną możliwość przyszłością? W jej głowie nigdy nie pojawiło się nawet ziarno zwątpienia. Zaręczyny ogłoszono publicznie kilka dni później. Młode narzeczeństwo bywało wspólnie na salonach, co dawało okazje do bliższego zapoznania. Aurelia nie znienawidziła go na samym początku co w jej oczach było niewątpliwym plusem. Jej przyszły mąż był dobrze wychowanym człowiekiem o wielkich aspiracjach i pokaźnym majątku. Czego więcej mogłaby wymagać od aranżowanego małżeństwa? Pobrali się wiosną 1946 roku. Po 19 latach spędzonych na Waterloo Avenue, opuściła rodową siedzibę i już jako Aurelia Avery przybyła do zamku Ludlow. I zdobyła go szturmem. Szybko udało jej się zaskarbić sobie sympatię nowych krewnych. Nie miała w sobie za grosz nieśmiałości czy wstydu - z dumnie uniesioną głową i czarującym uśmiechem, rozgościła się wśród Averych z taką łatwością jakby należała tam od zawsze.
Spełnianie obowiązków żony nie było szczególnie trudne, co najwyżej odrobinę... nużące. Co wieczór nalewała małżonkowi drinka i w milczeniu wysłuchiwała jak minął mu dzień, a potem razem szli do łóżka. Poza tym wszystko było zupełnie tak jak w domu - wyglądaj ładnie, mów tylko to co należy i lśnij na salonach. Dopiero kilka miesięcy po ślubie do listy jej obowiązków doszło bycie w ciąży. Żadna przyjemność czy błogosławiony stan, jeśli chcecie znać jej opinię, ale wszyscy wokół zdawali się traktować ją z jeszcze większą sympatią, więc nie narzekała zbyt dużo. Niemal równo rok po ślubie wydała na świat swojego pierwszego syna i nie poświęcając mu więcej uwagi niż przelotne spojrzenie, oddała go pod opiekę mamki. Podobnie jak jej szacowna matka - lady Crouch - Aurelia również nie została wychowana do bycia matką. A naturalny instynkt macierzyński... cóż, dla niej wcale nie okazał się naturalny. Kiedy niania opiekowały się jej synem, ona szybko wróciła do swoich codziennych zajęć. Kiedy jej mąż pracował, ona z przyjemnością oddawała się wydawaniu jego pieniędzy. Odwiedzała też bliższych i dalszych znajomych, a kiedy sezon towarzyski zamierał na zimę, zwiedzała potężną biblioteki Ludlow.  



Patronus: Nigdy nie miała potrzeby go wyczarować. Na lekcjach obrony przed czarną magii nie udało jej się uzyskać niczego poza bezkształtną smugą. Jak sama twierdzi nie starała się zbyt mocno.




Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 10 Brak
Zaklęcia i uroki: 11 +1 (różdżka)
Czarna magia: 1 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 8 +4 (różdżka)
Eliksiry: 0 Brak
Sprawność: 2 Brak
Zwinność: 5 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
francuskiII2
włoskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia magiiII10
KłamstwoIII25
RetorykaII10
SpostrzegawczośćII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Szlachecka etykietaI0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Muzyka (fortepian)I½
Muzyka (wiedza)I½
Literatura (wiedza)II3
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec balowyII7
GenetykaWartośćWydane punkty
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak)-0
Reszta: 0

Wyposażenie

różdżka, sowa

Gość
Anonymous
Gość
Aurelia Avery (budowa)
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach