Wydarzenia


Ekipa forum
Sala balowa
AutorWiadomość
Sala balowa [odnośnik]02.11.19 14:53
First topic message reminder :

Sala balowa

Kurz nie zdołał osiąść na gładkiej posadzce, chociaż wydawałoby się, iż pomieszczenie pyszniące się subtelnym bogactwem materiałów, jak i tradycyjnego, zaskakująco przyjemnego wystroju utrzymanego w ciemnych barwach — będzie należało do mało używanych, a przy tym niewiele bardziej reprezentatywnych. Nic bardziej mylnego, bowiem choć pozorna skromność wyziera z sali balowej, tak szczegóły zdobień, szczególnie witraży okien potrafią zaprzeć dech w piersi. Co więcej, mrok, który otula Durham, nie jest tutaj aż tak przytłaczający za sprawą żyrandoli oraz licznych kandelabrów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala balowa [odnośnik]14.02.20 20:46
Nie myślę o przeszłości. O tym, co minęło - i już nie wróci. W tej chwili nawet nie pamiętam tej zakurzonej historii. Jeszcze jakiś czas temu mimowolnie wracałem do wspomnień z podobnej uroczystości, w jakiej brałem udział, ale zrozumiałem, że taki zabieg nie ma najmniejszego sensu, z powodu braku jakichkolwiek powodów. Może poza jednym - będącym wypadkową polityki rodu, z którą od zawsze się zgadzałem. Nie dlatego, że musiałem. Ufałem, ufam nadal, że każda decyzja miała, ma i będzie mieć swój powód, najprawdopodobniej związany z wyniesieniem nazwiska na piedestał. Nikt nie robi mi pod górkę specjalnie, nie uprzykrza życia dla zasady, bo nie jestem na tyle ważny. Od zawsze jesteśmy jedynie narzędziami w rękach rodziców, dziadków, aż wreszcie nestora. Przesadne zastanawianie się nad słusznością podejmowanych kroków mija się z jakimkolwiek celem - więc przestaję, dając się ponieść fali wydarzeń. Co niecodzienne, bo przecież tak mocno kocham mieć nad wszystkim kontrolę. W końcu chaos, emocje, każda z tych rzeczy prowadzi do zguby oraz niepewności. W takim stanie najłatwiej jest popełnić błąd, obnażyć słabości, wystawić się na żer czekających wokół sępów, którzy gotowi są na zniszczenie każdego, kto może im zagrażać.
Powinienem czuć się bezpiecznie w murach znanego, chłodnego zamku Durham, w ramionach nieokazującej emocji rodzinie, w beznamiętnym wzroku gości. Część znanych jedynie powierzchownie, z twarzy, czasem z opowiadań lub nielicznych plotek docierających nawet do moich uszu; część dziwnie znajoma, chociaż kiedy poświęcam im krótką uwagę, nie potrafię się w tym tłumie odnaleźć. Jakbym patrzył, ale nie widział. Może to dlatego, że cel przyświeca mi jeden i za nic w świecie nie chcę przegapić tego, co ma nastąpić.
Pomimo wewnętrznego drżenia, nie do końca wiadomego pochodzenia, czuję niecodzienny spokój. Pewność, że postępuję właściwie, pomimo jak najlepszych życzeń skierowanych w stronę Elodie. Jakiś czas temu przestałem się obwiniać o jej los. O to, że nie powinna kroczyć po ponurych wnętrzach, tylko zachwycać gości w jasnej, pełnej przepychu posiadłości, niemalże dorównującej tej należącej do samych Parkinsonów. To tam powinna lśnić niczym najprawdziwszy kryształ, którym zresztą jest. Znacznie lepiej pasowałaby do postawnego, czarującego mężczyzny o obezwładniającym wszystkie kobiety uśmiechu - i tak, poczułbym w sobie coś na kształt współczucia biednej niewieście, ale wreszcie zrozumiałem, że nie mogę płakać nad tym, na co nie mam wpływu. Że małżeństwo wymaga również pracy, a ja przyrzekłem pracować już wcześniej. Teraz wystarczy podążać wyznaczoną sobie ścieżką, kierującą się wprost w ramiona obiecanej kobiety. Muszę zatem odłożyć na bok wszelkie kompleksy, dołujące wnioski, bo samoumartwianie się nie jest niczym dobrym ani przydatnym.
Czy widzą to? Czy bracia dostrzegają we mnie ten przypływ siły, czy siostry wyczuwają targający mną nastrój? Nie obojętności, jaka przystałaby każdemu prawemu lordowi, nie przerażenia, z jaką większość niedojrzałych młokosów siłowałaby się właśnie teraz, w tym miejscu - bo muszą pożegnać się z wolnością, zaś powitać z obowiązkami. Zupełnie, jakby arystokratyczne standardy tego nie wymagały, jakby dotąd żyli jedynie w bańce odgradzającej ich od rzeczywistości. Co za nonsens.
Jestem przygotowany. Trochę zestresowany, ale to przecież normalne. Taka kolej rzeczy, gdy chcę ogarnąć umysłem nieznane tereny. Pozbawione beznamiętności, olewatorstwa. Zależy mi - i to może okazać się moją zgubą.
Zresztą, i tak przepadłem. Już w momencie, gdy ciemnobrązowe tęczówki spoczywają na znanej sobie sylwetce. Odzianej w najpiękniejszą z sukien, z najdroższych materiałów, ozdobionej najgustowniejszą biżuterią, a i tak to wszystko zdaje się blednąć w porównaniu do właścicielki. Jej miękkich włosów o ciepłym odcieniu, oczu przepełnionych odważnym płomieniem gotowym na spopielenie każdego serca, kształtnych ust wygiętych w najurodziwszym uśmiechu. Cała otoczka nie ma większego znaczenia, pozostaje wręcz niezauważona - bo czy sensem jest patrzeć na noc, gdy ma się przy sobie najprawdziwszą gwiazdę? Lub na trawę, gdy przed oczami wyrasta zachwycający kwiat? Nawet ja nie mogę być tak głupi, żeby poświęcać uwagę nieistotnym detalom; koncentruję więc uwagę wyłącznie na niej. Przyszłej żonie, klejnocie mającym odtąd rozświetlać całe Durham. - Elodie - odpowiadam równie miękko, tuż po wyciągnięciu ręki. Zauroczony nie do końca mam świadomość swych czynów, ale zerkając kątem oka na Edgara wiem, że jak dotąd uroczystość przebiega pomyślnie. Ciepło promieniujące z drobnych dłoni zamkniętych w moich rozgrzewa okolicę serca i doprawdy nie wiem co to może oznaczać. - Chociaż można byłoby pomyśleć, że jesteśmy dwoma kompletnymi przeciwieństwami, odległymi biegunami, to chcę wierzyć, że jesteśmy po prostu dwiema wzajemnie dopełniającymi się połówkami. Obiecuję zatem dbać o twój blask lady Elodie, podlewać twe pragnienia oraz marzenia, żebyś pomimo niewielkiej ilości słońca docierającego do tego zamczyska, kwitła nieprzerwanie aż po kres naszego istnienia - a nawet jeszcze dłużej. Jestem pewien, że niczym felix felicis obdarzysz mnie szczęściem, dlatego przyrzekam starać się zrobić to samo dla ciebie. Być ci pomocą i wsparciem, jeśli tylko będziesz ich potrzebować. - Bo to musiało zostać powiedziane. Chciałem to powiedzieć. Obietnica, jaka powinna zostać wypowiedziana przed świadkami, chociaż to reakcja narzeczonej pozostaje najważniejsza. Tak, te słowa powinny być przeznaczone wyłącznie dla niej. Jednak może w ten sposób łatwiej jest uwierzyć.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala balowa [odnośnik]15.02.20 3:23
Zapomina o srebrnych niciach pętających zgrabne członki i o woli tych, którzy mieli dotąd pieczę nad jej losem, wyznaczali ścieżki, którym winna podążać, nawet jeśli rozmarzony wzrok błądził pośród zbieraniny drzew niewiadomych. Nie rwała się ku gęstej kniei wyobrażeń, słodkiej ułudy zdarzeń niebyłych, pełnych spisanych czernią atramentu stronic oraz niesfornych brązowych kosmyków, poruszających się w tańcu tak idealnym, iż niemalże nierealnym. Nie dba już o utracone momenty, chwile, w których należna jej adoracja winna wymusić na osobach rzekomo bliskich sercu perełki zazdrość. Liczy się już tylko dotyk chłodnych dłoni, napięta linia ust zdradzająca nie jakąkolwiek niechęć, li strach — a determinację. I oczy. Skierowane tylko ku niej, ulegające niezaprzeczalnemu oczarowaniu nienaganną prezencją, snujące obietnice, których nie odważyła się jeszcze poznać. Nie wiedziała, czy tak winny wyglądać zaślubiny — niosące sobą nadzieje, rozkosz oczekiwania, nie zaś godny podziwu obowiązek, który dzierżyli na swych barkach z powagą, oddając się uświęconym tradycjom. Nie miała kogo o to zapytać, zamknięta w potrzasku bladych lic mężczyzny, uwięziona między łukami ciemnych brwi, zaklęta czernią źrenic. Czy Adeline również poddawała się tak nieznośnie czarowi lorda Edgara? Czy Cressida, słodka ptaszyna, podczas składania przysięgi czuła się równie odważnie co Elodie teraz? Bez lęku, bez potrzeby skrycia się przed zasłużoną uwagą? Nie znała odpowiedzi, myśli plątały się ze sobą, wprowadzając chaos, zmuszając pielęgnowane szufladki wspomnień do rozsunięcia się ze zgrzytem, do wyrzucenia całej feerii barw oraz odczuć, a jednak potęga uczuć sprzecznych nie objawiła się na ślicznej buzi lady Parkinson, bo chociaż umysł ogarniał mętlik, tak dusza pozostawała spokojna. Czy mogła się z początku spodziewać podobnej pewności? Z właściwym niewinnej panience lękiem przyjmowała perspektywę długich cieni ścielących ponure korytarze, beznamiętne twarze, jakie mogły kierować się w jej stronę, w pogardzie mając wszelkie wspaniałe zalety i talenta, którymi jasnowłose dziewczę zostało obdarowane. Rozterki pogłębiała tylko troska najukochańszej Elise, która surowym osądem oraz wysoko uniesionym noskiem gotowa była rzucać surowymi opiniami, jakże przy tym zamartwiając się, czy aby blask starszej kuzynki nie zaniknie wśród mroków Durham. Czas płynął, troski zaś opuszczały gładkie czoło, z każdą przysięgą szeptaną przez alchemika, z każdym nerwowym ruchem, jaki przenikał niewzruszone dotąd jestestwo przyrzeczonego jej czarodzieja, z każdą falą, którą przemierzał i każdym opiekuńczym gestem, rujnującym obraz persony sztywnej, zapatrzonej we własne potrzeby, niewyglądającej nigdzie ponad buchający dymem kociołek. Nie zauważyła, kiedy wkradł się niespostrzeżenie w jej łaski, ani też, kiedy serce jęło trzepotać przy kolejnej wypowiedzi znaczącej pobladłe wargi, rozbrajająco szczerej i pięknej tak bardzo, iż samo wspomnienie przywoływało na policzki różany odcień rumieńców. Jak mogłaby odczuwać żal jakikolwiek, mając Quentina u boku? Jak mogła sądzić, iż ktoś inny byłby dlań odpowiedni, niźli lord Burke gotowy osłodzić jej każdą chwilę odczuwanego niezadowolenia? Nie mogła, nie kiedy na oczach artystki porzucał złoto milczenia i przyoblekał się w srebro zdań wyśnionych przez niemalże każdą czarownicę na wydaniu. Orzech tęczówek szkli się, lecz żadna zdradziecka łza nie odważy się opuścić ślepi arystokratki, nie ośmieli się zrujnować idealnego momentu i tylko uścisk dłoni, mocniejszy niźli zwykłe muśnięcia, trwalszy świadczył o wdzięczności za snute przyrzeczenia, za przyszłość, ku której będą kroczyć wspólnie.
Nie mogę obiecać ci sir, iż żaden cień nie okryje sobą lat, które przyjdzie nam spędzić razem. Ni przyszłości, którą znaczyć będzie li jedynie blask niezgłębionego szczęścia. Ani tego, iż jutro będzie łatwiejsze od dnia dzisiejszego. Mogę jedynie przysiąc ci swe oddanie, moją wierność oraz szacunek, troskę o każdą zmarszczkę znaczącą twe czoło i wsparcie, gdy podążać będziesz ku swym celom. Obiecuje ci, iż będę trwać przy tobie w milczeniu i potoku słów, w radości oraz gniewie, trzymając niezmiennie twą dłoń. Jak ty mi będziesz wsparciem, tak ja będę ci ostoją. W twoim cieniu odnajdę ulgę, w ramionach bezpieczeństwo, a w sercu wieczność — mówi płynnie i wyraźnie, choć z początku dosyć cicho, nabierając pewności z każdym wypadającym spomiędzy różanych ust słowem. Drżąca pod jego dotykiem, onieśmielona, a zarazem zachwycona intensywnością spojrzenia, czymś nieokreślonym co przemknęło przez jego ślepia ledwie na moment, a co i u niej zdawało się na kilka uderzeń serca zagościć. Jest w tym coś niezwykle intymnego, a zarazem pozbawionego wszelkiego zgorszenia — coś, co przyjmuje z uwielbieniem, tak jak przyjmuje wsuwaną obrączkę na smukłym paluszku. Tak jak przyjmie ciepło warg na jej wargach, łącząc je w pocałunku przypieczętującym ich związek oraz zapewniający stały sojusz ich rodzin.


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Sala balowa [odnośnik]15.02.20 15:26
To musi być ciężkie. Oderwać się od korzeni jakie stanowi rodzina. Mężczyźni nie mają takich problemów zostając dokładnie w tym samym miejscu, w którym się urodzili. I tak już do końca ich dni. Kobiety muszą odrzucić przeszłość oraz samotnie wkroczyć w przyszłość - obcą, niepewną, niekiedy nawet zimną oraz mroczną. Tak jak Elodie dzisiejszego dnia. Nie powinienem zastanawiać się nad jej uczuciami czy wolą, bo to nie ma najmniejszego znaczenia. Z tych różanych ust nie może już wybrzmieć nie, bez względu jak mocno by tego chciała. Nie, jeżeli nie chciała skazać rodziny na kompromitację, możliwe, że już na zawsze pogrzebując przy tym szanse na sojusz między naszymi rodzinami. Taka publiczna potwarz byłaby zdecydowanie nie do wybaczenia - okrasiłaby oba nazwiska większym skandalem niż unieważnione jakiś czas temu bezowocne małżeństwo. Więc tak, teoretycznie jedynym, co czarownica mogłaby zrobić, to przyjęcie na swe wątłe barki przemienia spoczywającego nań obowiązku; a mimo to nie potrafię wyzbyć się myśli, że powinienem jej ten czas ułatwić. Że powinienem się przejmować każdym drżeniem warg, łzy kręcącej się w kąciku oka, zmarszczki nieznacznie odznaczającej się na gładkim czole. Wyłapywać sygnały nerwowych mięśni mimicznych, zaciskania drobnych palców na moich chłodnych dłoniach - martwię się i przejmuję. Dlaczego? Zadaję sobie to pytanie już od dłuższego czasu, ale nie potrafię znaleźć na nie odpowiedzi. Meandry uczuć nie są tak jasne jak zasady warzenia eliksirów, próżno doszukiwać się w nich logiki, schematów. Czegoś, co pozwoliłoby wytropić przyczynę oraz przewidzieć skutki, w tym również te uboczne. Może wtedy zrozumiałbym, że to nie jedynie zwyczajna troska kieruje moimi ruchami. Może dostrzegłbym, że kurtuazyjna uprzejmość już jakiś czas temu została zastąpiona przez moją własną wolę, niepodyktowaną ani nakazami, ani etykietą. Której notabene nie musiałem trzymać się wcale.
Jestem słaby. Powinienem być dziś niewzruszonym posągiem, beznamiętnie klepać formułkę przysięgi, spełnić swój rodowy obowiązek. Pozbawić się zbędnych myśli - może ukierunkować je z powrotem na alchemię oraz czekające na realizację zlecenia? Na pomoc w rodzinnym interesie, bo chociaż ten radzi sobie świetnie beze mnie, to zawsze dodatkowa para rąk może okazać się przydatna? Tak, powinienem pozwolić umysłowi na dryfowanie po morzach pożyteczności, biznesu, kalkulacji oraz wszystkich tych tematów, jakie wypadają podejmować każdemu lordowi. Wbrew rozsądkowi, jakiemu zwykle ufam, jestem duchem gdzie indziej. W tej sali, przy tych wszystkich ludziach - a w tym tłumie dostrzegam tylko ją. Najpiękniejszą z kobiet; nie musi mieć wcale uroku wili ani wdzięku poprawionego metamorfomagicznymi sztuczkami, żeby całkowicie pochłonąć męską jaźń. Wiem, że spojrzenia wszystkich zwrócone są właśnie na nią, ale czy tylko ja tak uważam? Czy tylko w mojej głowie pojawia się taki chaos, którego mimo szczerych prób nie potrafię uporządkować? Spokojnie nabieram w płuca większą ilość powietrza, jakby chcąc wyrwać się z tego zauroczenia. Zrobić coś, co wypada, powiedzieć coś, co bezpowrotnie złączy nasze losy. Nie mogę jedynie stać i chłonąć wydobywającego się z narzeczonej blasku, muszę działać doprowadzając uroczystość do końca.
Wreszcie słowa układają się w jakąś całość - jest ich wiele, może nawet zbyt wiele jak na kogoś o nazwisku Burke. Najgorsze, że przemowa w niczym nie przypomina tą, którą skrupulatnie układałem od momentu naszego poznania i naturalnie wieści, że zostaniemy postawieni na ślubnym kobiercu. Właściwie powiedziałem to, co chciałem, nie to, co powinienem. Czego oczekiwali ode mnie inni. Mimo to nie słyszę dźwięków zgorszenia ani szeptów zapowiedzi kolejnego skandalu, dlatego zawstydzenie nie napływa do bladego lica. Właściwie czuję się nawet lepiej, jakby niewidzialny ciężar niepewności zsunął się z ramion w samą czeluść piekieł. Kolejny wyważony oddech, pocieszające ściśnięcie zamkniętych w palcach dłoni - w odpowiedzi na poprzednie działania. Dopiero wtedy mogę z uwagą słuchać złotych nici słów miękko układających się w zgrabną całość. Nie mogę wiedzieć ile w nich tkwi prawdy, zaś ile wystudiowanej powinności, ale to nie ma w tym momencie większego znaczenia. Czas ukaże wszystko, każdą pomyłkę, każdą szczerość, fałsz czy radość. Nie powinienem zajmować sobie tym myśli; obrączki muszą spocząć na właściwych im miejscach, pierwszy, delikatny pocałunek przypieczętować całość ceremonii. Nie ma w nim ognistej pasji ani żaru namiętności, bo nie może być. Jest jedynie symbolem dla wszystkich zgromadzonych gości, dla mistrza ceremonii uprawomocniającego zawarty związek. Teraz nie ma już odwrotu. Ostateczny krok zostaje postawiony, ostatnie słowo się rzekło. Chciałbym się uśmiechnąć, ale nie umiem, więc tylko spojrzenie błyszczy zadowoloną iskrą. Aż wreszcie nadchodzi moment na zajęcie właściwych pozycji gotowych do przyjmowania gratulacji oraz prezentów. Nawet nie wiem kiedy zostajemy otoczeni rodziną oraz odbierającą podarki służbą. Czas wydaje się przyspieszyć, wprowadzając jeszcze większą porcję chaosu, ale tym razem z nim nie walczę. Płynę z nurtem, łagodnie witając każdą osobę jaka przed nami staje.
Niczym wzorowy mąż.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala balowa [odnośnik]16.02.20 1:42
Od samego początku nie poruszali się tak, jak wymagał tego obyczaj — nie zaklęto ich w sztywności figur, nie związano łańcuchami utartej melodii, podług której winni płynąć przez skrupulatnie zaplanowane zań życie. Pierwsze wspólne kroki znaczyła niepewność ruchów, zaskoczenie zetknięciem się jestestw, zakłopotaniem, gdy wywołane wrażenie nie było do końca tym, jakim je sobie wyobrażano. Wciąż pozostając w granicach dobrego smaku, nigdy nienaruszonego honoru, pozwalali sobie krążyć wokół siebie, subtelnie badać naturę partnera, łapiąc tym samym rytm, który zezwalał, by ten wspólny taniec zwany przyszłością, nie jawił się jako przykry obowiązek, a raczej zjawisko, któremu należało się oddawać z umysłem otwartym, nieskrępowaną przyjemnością oraz świadomością, iż wzajemnie naginając swe limity, niespiesznie zmierzali ku zmianie, łącząc ze sobą dwa jakże odmienne style w coś niepowtarzalnego i po wielokroć wyjątkowego. Ależ innym mógłby się jawić ten dzień, gdyby zdrowy rozsądek nigdy nie opuścił przestrzeni między bladymi skroniami mężczyzny, a orzech tęczówek zderzyłby się z ciemnymi źrenicami na dłużej pośród zieleni rodowego salonu, gdzie wrażliwe uszy zmuszono by do wsłuchiwania się w słodycz kłamstw, albo też ciężar milczenia padającego na kolana mężczyzny. A może to prosta jak struna sylwetka rzucałaby cień na zaręczyny, a tym samym uraza, jaka zagościłaby we wnętrzu dziewczątka, byłaby nie do opisania? Nie życzyła sobie nigdy o tym myśleć, wyobrażać sobie niewzruszoną obojętność oraz nieprzeniknioną mimikę twarzy czarodzieja, którego narodziny pośród szlachetnej krwi były wystarczającym powodem zmuszającym perełkę do ugięcia karku przed obowiązkiem, którego powinna doświadczyć każda dobrze urodzona dama. Lord Burke nie musiał się starać, w swej hojności ofiarowywać najpiękniejszych obietnic wszechświata, podobnie jak Elodie poddając się nestorowskiej woli, mogła dąsać się okrutnie i złość własną, wraz z rozgoryczeniem wyładowywać na nieszczęsnym alchemiku, gotowym odsunąć się od niej jeszcze bardziej. Tak się nie stało. Narzucone więzy nie wżynały się w ciało, feerii uczuć nie topiono w szarościach, gdy powinność stała się wymogiem, a uśmiech, jaki znaczył miękkość ust, był urokliwy, pozbawiony smutków związanych z porzuceniem dotąd znanego życia. Nawet jeśli Durham pochłonie ją całkowicie, stłamsi blask, jakim się otaczała, pozbawi artystycznej duszy i co gorsza — dobrego smaku, także tego mody dotyczącego, tak własny ślub będzie wspominać z niegasnącym zachwytem. Meandry pamięci podsuną obrazy, w których wiotka dłoń drży, gdy obrączka wsuwa się na należne mu miejsce, a opuszki palców nazbyt często spotykają się z chłodną skórą wybranka, gdy to jej kolej przychodzi. Dźwięki trzepocącego serca wryją się w umysł, niczym szpony bestii jakiejś, a krótkie zetknięcie ze sobą warg zmusi do przeciągłego westchnięcia w zauroczeniu. Została oficjalnie lady Burke. Należała do Quentina tak, jak on należał do niej i zaborczość wespół z próżnością zabraniała myśleć inaczej.
Mój pan mąż — odzywa się cicho, niemalże czule, z oczami wpatrującymi się w szlachetne rysy twarzy tego, który właśnie stał się nieodłączną częścią jej trwania. Nie tylko splecionym został ich los, ale i dłonie, wciąż ze sobą złączone w geście zadziwiająco naturalnym, nie zostały rozdzielone nawet wtedy, gdy wykonali kilka odważnych kroków w przód, nim to rodzina najbliższa jako pierwsza zdecydowała się otoczyć młodą parę, składając na ich ramiona gratulacje, a w służby objęcia drogocenne podarki.
Nie jestem w stanie wyrazić swej wdzięczności, za obecność tak wyjątkowych oraz znamienitych gości, którzy zdecydowali się towarzyszyć nam w tak szczególnym dniu. Niech nadchodzący czas, który przyjdzie wam spędzić w Durham, znaczony będzie tylko zadowoleniem — wypowiada swe życzenie szczerze, kiedy napływ ciał w ich stronę wyraźnie staje się słabszy, a słowa, jakie padają, łączą się w podobny sobie szum. Zmęczenie nie potrafi jednakże przegonić podekscytowania, nawet jeśli zmuszona jest oprzeć się o swego męża w poszukiwaniu dodatkowych pokładów siły. Muzyka rozlega się w sali balowej, będąc sygnałem, iż czas na uroczystość weselną, a liczne tace z szampanem szybują w powietrzu, gotowe przysłużyć się procentami nawet najbardziej niechętnym do spędzenia czasu na podobnych uroczystościach gościom.


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Sala balowa [odnośnik]19.02.20 10:34
Przerabiałem już taki scenariusz - pełen wzajemnej złości, protekcjonalnego traktowania, unikania się w przepastnym zamku, grę pozorów podczas publicznych wyjść. Nic dobrego z tego nie wyszło. Kumulowałem w sobie rozgoryczenie, winą obarczając cały świat… poza sobą. Przecież nie chciałem tamtego małżeństwa, moje serce biło wtedy dla innej kobiety - a mimo to nikt nie chciał słuchać zrozpaczonego młodzika, któremu świat osunął się spod stóp z powodu nowoodkrytej choroby. To nie był dobry czas, dla nikogo, chociaż zwłaszcza dla mnie. Dziś mogę powiedzieć, że pomimo popełniania błędów i czasem nieracjonalnego zachowania, dorosłem. Dojrzałem do tego, żeby spojrzeć czasem dalej niż czubek własnego nosa, rozejrzeć się wokół i wreszcie dostrzec coś więcej niż ból, złośliwość losu oraz kajdany związane ze szlacheckim statusem. Zaakceptowałem nie tylko to, kim jestem, ale też jaki jestem - dzięki temu potrafię spojrzeć na drugą szansę z większym dystansem, z otwartością potrzebną do wyłonienia zalet tej sytuacji, nie jej wad. Zresztą, nie jestem jedynym, któremu na nowo odmienia się całe życie; nie tylko ja drżę w obawach o tym, co ma nastąpić. Świadomość, że możemy bać się wspólnie, że odnajdziemy przy tym wspólny front, jest bardzo pokrzepiająca. Może to tylko gra pozorów, może po ślubie okaże się, że nie będziemy się dogadywać, zaś przyjemna, anielska prezencja była tylko kolejną przywdzianą maską, ale warto spróbować. Warto wyjść ze swojej zimnej, burkowskiej skorupy oraz dać sobie szansę. Nam. Bo jeśli niczego nie zmienię, jeśli nie obiorę nowej taktyki, to nigdy nie przekonam się, która z nich była najwłaściwszą.
Z drugiej strony nie potrafię zbagatelizować faktu, że podobna decyzja czyni mnie podatnym na zranienia. Nie jestem bezuczuciowym posągiem, na jakiego zwykle staram się pozować, żeby nikt nie poznał moich słabości, wręcz wszystko dotyka mnie do żywego. Kumuluję w sobie negatywne interakcje, usiłując je zmiażdżyć w zarodku, z dala od ciekawskich spojrzeń - ale nie oznacza to, że jestem wolny od cierpienia. Tym bardziej powinienem stawiać uważne kroki, nie ufać wielu osobom, chronić miękkie wnętrze stoicką obojętnością. Może nawet chłodem płynącym z bladych policzków, ostrością mocno zaciśniętej żuchwy. A jednak pomimo tej całej wiedzy nie potrafię odepchnąć stojącej u mego boku kobiety - jest w niej coś irytująco przyciągającego, coś, czemu nie umiem się przeciwstawić. Chyba doszedłem nawet do momentu, w którym wcale tego nie chcę, starając się chłonąć wszystko, czym gotowa jest mnie obdarować. Czy tak wygląda tęsknota za bliskością, skrawkiem sympatii, uczuciem chociażby bladym i nędznym? Czy nie czyni mnie to desperatem? Nie potrzebuję uwagi, oczu skierowanych w moją stronę, wręcz nienawidzę tego ze wszystkich sił, a teraz tutaj, godząc się na życie z niewiastą skupiającą wszelki wzrok, orientuję się, że mi to nie przeszkadza. Ten cały przepych, tłum ludzi w większości przybywający z obowiązku, nie chęci; te życzenia jakie wkrótce płyną potokiem niepotrzebnych słów, te zawstydzające prezenty, uściski dłoni, gratulacje… to wszystko nagle nie ma większego znaczenia i zupełnie nie rozumiem dlaczego. Dlaczego czuję się tak swobodnie zamiast denerwować się wewnętrznie, zamiast gardzić każdym gestem, sylabą wydobywającą się z cudzych ust. Odnoszę wrażenie, że jestem w potrzasku będąc jednocześnie wolnym. Wolnym od strachu, uprzedzeń, gniewu. Jak to w ogóle możliwe?
Cała masa różnych myśli kiełkuje w mojej głowie, każda dziwniejsza od poprzedniej, więc staram się odsunąć każdą z nich. Zbyć milczeniem, oddelegować na później, bo teraz nie ma na to czasu. Zastanawianie się nad słusznością decyzji, nad planem na przyszłość, to nie ma sensu. Dopiero mijane na wspólnym życiu dni pokażą kto miał rację i czy ponownie nie popełniłem błędu pozwalając sobie na opuszczenie skrupulatnie wznoszonych murów wokół serca. Na wpuszczenie do środka kogoś, kogo zamiary nie są tak naprawdę znane. Kto mógł powiedzieć dosłownie wszystko, zaś ja uwierzyłbym każdemu słowu. Ryzyko, całe życie związane jest z ryzykiem, ale ponoć kto nie próbuje, ten nie zyskuje.
Stratę chcę dziś pominąć. Wtopić się w podniosłą atmosferę uroczystości, pozwolić analitycznemu umysłowi na odpoczynek. Przestać węszyć spisek w każdym ruchu warg, zamiast tego ofiarować kredyt zaufania. W końcu Elodie właśnie stała się moją rodziną - a cóż istnieje na świecie cenniejszego niż właśnie ona? Nic, i dobrze o tym wiem.
Zadaniem rodziny jest trwanie przy sobie na dobre i na złe, podtrzymywanie, gdy ktoś upada, więc robię to samo, starając się być oparciem dla żony. Niezmiennie trzymam swe ramię do dyspozycji, także już po całkiem pokaźnej kolejce czarodziejów składających życzenia oraz podarki. Pozwalam sobie na krótkie kiwnięcia głową na wypowiedzi teraz już lady Burke, aż nadchodzi nieuchronny czas pierwszego tańca.
Gardzę nim i nienawidzę go całym swym jestestwem, a mimo to swobodnie wyciągam dłoń do mej partnerki, żeby porwać ją na parkiet. Nie jestem mistrzem sztuki tanecznej, ale nie gubię kroków, nie deptam drobnych stóp obleczonych w najmodniejsze obuwie, prowadzę nas w miarę gładko przez kolejne metry przepastnej sali balowej. Relaksuję się nieco dopiero, gdy w końcu dołączają pozostałe pary, a my możemy zniknąć w tym tłumie. Nie na długo, za moment przyjdzie czas obdarowania tańcem gości. - Jak się czujesz? - pytam wreszcie, wzrok koncentrując na pięknej twarzy czarownicy. Na mojej odmalowuje się troska oraz ciekawość w jednym, chociaż nie jestem tego do końca świadomy. - Jeszcze chwilę musimy pozostać gospodarzami - dodaję, w razie gdyby odczuwała jednak zmęczenie. Adrenaliną, emocjami, obawami. W końcu ta uroczystość jest inna niż wszelkie bale w jakich arystokracja uczestniczy; dziś wywraca się do góry nogami całe życie.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala balowa [odnośnik]19.02.20 21:53
Nie posiadała drugich szans, spojrzenia drugiego również nie poświęcała — chłonęła to, co nowe, świeże, niepoznane dotąd, co niecierpliwie będzie rozdzierać na części pierwsze, póki nie zaspokoi głodu wiedzy, póki nie poczuje się syta. Nie mogła spozierać z dystansem na toczące się wydarzenia, chłonąć naukę z doznanych porażek i na ich popiołach wynosić się ku lepszemu życiu. Będzie błądzić po omacku, w drobnej dłoni trzymać rąbek sukni z wdzięku utkanej, ujmującymi uśmiechami maskując wszelkie potknięcia, a doznane przyjemności nagradzać całym swym naiwnym, skrytym pośród prętów złotej klatki sercem. Uniesie głowę dumnie, odwaga zagości w duszy tak, by krocząc po ścieżce nowych doświadczeń, nie doznała żadnych rozczarowań, li rozterek jakichś, kiedy odda się tym wszystkim pierwszym razom, które na nią czekały. Pierwszym gestom w małżeńskim trwaniu, słowom sprowadzającym się do pojęcia my, towarzyskim spędom, gdzie widnieć będzie już, jako kobieta dojrzała, zamężna, nie zaś podlotek ledwie. Zaklęta w pętach głoszonej przysięgi, obowiązku oplatającego szyję niczym najprzedniejszy sznur pereł oraz tradycji przenikających środowisko, w jakim zwykli się obracać, wydawała się z wyczekiwaniem wyglądać podobnych chwil, poddając się naturze romantycznej, świat otaczając najpiękniejszymi barwami porwanymi wprost z kart powieści. Nie negowała trudności, które mogły ciężarem opaść na ich ramiona, nawet we własnych utworach zmuszała swych bohaterów do podejmowania kroków niełatwych, wszak jak bez goryczy można było docenić słodki smak szczęścia? Ciemne chmury przyszłości nie potrafiły na dobre rozgościć się we wnętrzu młodziutkiej lady, nie, kiedy chłodna skóra stykała się z jej własną, cieplejszą. A oczy czarne wpatrywały się w nią z intensywnością, jakby zamierzały tym samym potwierdzić każde słowo wypadające z wąskiej linii ust, zapewnić, iż to nie był tylko pstry wiatr, o którym można zapomnieć, gdy ten skończy muskać sobą drobną sylwetkę. Że nie jest tylko drugą żoną i po prawdzie, Elodie nie zamierzała takową być. Istnieć w cieniu tej, która swą nieudolnością okryła się hańbą — nie, każdym swym czynem, słodyczą wypowiedzi oraz urokiem niezmierzonym, zamierzała wyprzeć tę marę z pamięci czarodzieja, odebrać mu możliwość na rozdzielanie relacji z tamtej na . Zostanie żoną pierwszą, partnerką perfekcyjną, królową goszczącą, jeśli nie w sercu, wciąż tak starannie przez mężczyznę chronionym, to myśli. Tak, tak powinno być. Nie, tak musiało być. Lecz to nie był czas na walki, na prowadzenie wojen ze wspomnieniami. To był moment pokoju, życzliwości oraz łagodnych uśmiechów. Gratulacji spływających gładko spomiędzy warg, wszak zjednoczenie między zwaśnionymi rodzinami nie pojawiały się nazbyt często, kiedy ego tak ciężko nagiąć było do potrzeb, a zapomnieniem skryć chowane urazy i różnice. Choć lady Burke — już nie Parkinson, nigdy więcej Parkinson — miała wrażenie, iż podobnych połączeń nadciągnie więcej, w imię słusznych poglądów, tak radowała się możliwością bycia pierwszą tego sezonu.
Nie troskała więcej gładkiego czoła, wspierając się na ramieniu pana męża, przyjmowała wszelkie rady oraz upominki, błyszcząc w tak wyjątkowym dniu, kalkulując, kiedy pojawi się najdogodniejszy moment, by mogła opuścić salę i przebrać się w swą drugą suknię, zachwycić na nowo. Potrzeba ta zaciera się, gdy Quentin prowadzi ją na parkiet, tak jak podczas Festiwalu Lata i Ellie ma wrażenie, iż płynie, aż wreszcie tonie w czerni tęczówek, w trosce, jaką zostaje obdarzona, w pociągających zmysły rysach twarzy alchemika.
Jak we śnie, z którego nie chcę się budzić — odpowiada, orzechem tęczówek sięgając jego oczu, mknąc lekko pośród par, odnajdując się w tańcu z łatwością — Lecz jest to nieuchronne, a czyż rzeczywistość, nasze teraz, nie wydaje się od snu przyjemniejsze? — tym razem ona zadaje pytanie, nieco onieśmielona, jednak nieodwracająca wzroku, mogąc cieszyć się możliwością wpatrywania się w oblicze lorda bez obaw, iż zostanie uznane to za coś niegrzecznego. Należeli do siebie, może jeszcze nie w pełni, jednak już połączeni — Niech będzie to pamiętna chwila — mówi miękko, uśmiechając się łagodnie, z ciepłem zaklętym na ślicznej buzi. Trwając w tańcu, z ciepłem bijącym od drugiego ciała, niemal nie zauważa upływu czasu, gdy tace z szampanem przecinają powietrze, dźwięki sztućców współgrają z muzyką, a powściągliwy śmiech gości zdaje się głosić, iż ślub ten należał do wydarzeń wyjątkowo udanych. Ale to, co ma miejsce dalej, pośród niepewności oraz szelestu materiału, gdzie powinność roztapia się w żarze pragnień nieskrępowanych, a najwspanialsze światła widziane na pełnych przepychu sabatach bledną znacznie, może określić jako idealne zwieńczenie miesięcy wyczekiwań, wspaniały początek nowego życia.

|
zt


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Sala balowa [odnośnik]29.02.20 14:07
Dołożono wszelkich starań, by sala balowa zamku Durham zamieniła się na czas trwania uroczystości w nieco mniej skromną, nie aż tak ciemną, choć przecież na tle innych komnat Burke'ów zawsze prezentowała się ona zaskakująco kunsztownie. Już jako dziecko z lubością wpatrywała się w zapierające dech w piersiach, skąpane w półmroku witraże - i choć nie widziała ich od wielu długich lat, to teraz nie było czasu na przypominanie sobie ich misternych zawijasów, wszak wzrok przyciągali Quentin i Elodie, bezsprzecznie znajdując się w centrum zainteresowania wszystkich zaproszonych na ślub przedstawicieli czarodziejskiej socjety. W ciszy wsłuchiwała się w składane przysięgi, zachowując przy tym kamienną twarz i choć spoglądała na nie przez pryzmat powinności, wpisanej w ich krew kurtuazji, to brzmiały one zastanawiająco szczerze. Czyżby spotkali się tutaj nie tylko po to, by być świadkiem wzmocnienia zawiązanego w Stonehenge sojuszu...? Cynthia przestawała już wierzyć, by na ślubnym kobiercu mogła stawić się równie promieniejąca, równie zadowolona ze swego losu, co świeżo upieczona lady Burke. Już nie Parkinson, nigdy więcej Parkinson. Rozsądek brał górę nad niewieścią tendencją do snucia jakże romantycznych wizji na temat tego, że jej, akurat jej, uda się uniknąć losu bycia uwiązaną do dwa razy starszego, odpychająco obcego lorda - i może ze względu na to obserwowała całą uroczystość z mieszanymi uczuciami, nie chcąc pozwolić sobie na zbytnią ckliwość, ale nie potrafiąc też przestać analizować tego, co zobaczyła.
Wywiązywała się ze swych obowiązków z należytymi elegancją, wytwornością i taktem; nie robiła nic, co można byłoby uznać za faux pas, nie próbowała konkurować z Elodie, jednocześnie nie ginąć przy tym w tłumie. Wszak wola ojca była jasna, miała pojawiać się na salonach, odbudowywać kontakty z rodzimą szlachtą i powoli przypominać o swym istnieniu, tym razem bez maski skrywającej delikatne rysy twarzy, utrudniającej odgadnięcie tożsamości. Kiedy już złożyli życzenia i obdarowali młodą parę odpowiednim podarunkiem - Eavan przywitała nową lady Burke z charakterystyczną dla siebie powściągliwością, Cynthia była jednak w stanie ocenić, że dawna panienka Parkinson jawi się jej jako lepsza kandydatka dla Quentina niż poprzednia - przyszedł czas na pierwszy taniec. Przyglądała się ich wirującym powoli sylwetkom z uprzejmym uśmiechem na ustach, próbując poświęcić swą uwagę tu i teraz, nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość, nie pozwalać, by odczuwana mimowolnie zazdrość popsuła ten uroczy styczniowy wieczór.
Nie wiedziała, ile czasu minęło - niektórzy posilali się przy zastawionych najwykwintniejszymi daniami stołach, inni zachwycali swymi ruchami na parkiecie, jeszcze inni oddawali się dyskusjom na najbardziej palące tematy - gdy, lawirując między ubranymi w piękne szaty czarodziejach, szukając wśród nich Flaviena, dostrzegła kogoś zgoła innego, bladego i czarnowłosego, przypominającego o nie tak dawnej zabawie sylwestrowej i towarzyszącym jej kuligu. Nie zmarnowała tych tygodni, zasięgając języka, próbując ustalić, czy na pewno miała wtedy do czynienia właśnie z nim - nie mogła więc zmarnować takiej okazji, nie skrócić dzielącej ich odległości z dumnie uniesioną brodą, nie spróbować podchwycić ciemnego, znajomego spojrzenia. - Alphardzie - odezwała się miękko, z charakterystycznym francuskim akcentem, pozwalając sobie na nieco okazalszy uśmiech. - Jakże dobrze widzieć cię, mam nadzieję w dobrym zdrowiu, po tych latach spędzonych na obczyźnie - dodała jeszcze, podejmując grę w niedopowiedzenia, niewinnie prowokując. Była niemalże pewna, że to on dotrzymywał jej towarzystwa przy wróżbach, a później też w powozie, wciąż jednak wolałaby otrzymać jasny, nie pozostawiający miejsca na domysły znak.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Sala balowa [odnośnik]28.03.20 20:23
Zatem jestem odmieniony. Wystarczy małżeństwo, kilka dobrze przemyślanych przysiąg, żeby zmienić człowieka. To wszystko, co toczy bitwę gdzieś w środku, pod twardą konstrukcją z mięśni i kości. Wystarczy otworzyć się na nowe możliwości, żeby te zaczęły dorodnie kiełkować. Nie wiem, czy nie spalą się one bez zbytnią bliskość słońca obietnic, czy rozkwitną najpiękniej w jego blasku, ale czasem należy podjąć trudne decyzje. Zanurzyć się w nieznanym, chwycić coś, co dotąd przypominało raczej kłodę plączącą się pod nogami. Nie chcę myśleć o nieudanej przeszłości, o wszelkich stratach czy bolączkach - dziś ich już nie ma. Brakuje miejsca na przesadny pesymizm i chociaż ponurość Durham nadal we mnie tkwi, to dziś bezsprzecznie jakaś jej część zostaje odegnana. Lubię myśleć, że to z powodu akceptacji. Samego siebie, nowej drogi wyznaczonej przez nestora, gości, o których często nie wiem właściwie nic. Spoglądam na niektóre twarze nie mogąc dopasować ich do żadnych wspomnień; te nie istnieją. Znam tylko personalia wraz z podstawowymi informacjami, nic osobistego. Dziś mi ta niewiedza nie przeszkadza, gdy z uprzejmym wyrazem twarzy dziękuję za wszelkie dobre słowa i podarki. Wiem, że większości brakuje prawdy, bezgranicznej szczerości, ale mnie to nie martwi. Nie martwi mnie pusty kociołek pozostawiony samotnie w pracowni, nie martwi tłum osaczający ze wszystkich stron. Myśli nie zajmują już żadne przerażające wizje, nie snuję najczarniejszych scenariuszy - bo przecież zawsze coś może pójść nie tak. Zwłaszcza, gdy ja się za to zabieram. Mam niezwykły talent do destrukcji oraz irracjonalnych decyzji; moja małżonka może wiedzieć o tym całkiem sporo. Przyznaję, że mimo wszystko bezwiednie powracam pamięcią do tej przerażającej historii poznania, od której wiem, że mógłbym spłonąć ze wstydu. Zwykle nie kieruję się impulsami ani porywami serca, bo tych zazwyczaj nie posiadam. Zimny jak głaz, beznamiętny, tylko czasem w żyłach wrze rozemocjonowana krew. Dziś jest jej aż nadto, ociepla każdą mą kończynę, zmusza do łagodnego wyrazu twarzy i do przychylnego spojrzenia ciemnych tęczówek. Cieszą mnie interakcje z rodziną i chociaż ta w większości poddaje się brakach uczuć, to wpasowujemy się w siebie idealnie. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć - a teraz także Elodie może pokładać w nich swoje zaufanie.
Czy oznacza to, że teraz to ja mogę uwierzyć jej? Jesteśmy teraz całością, nie zaś osobnymi połówkami, bezwładnie dryfującymi we wspólnej przestrzeni. Rodziną i chociaż niezłączeni krwią, to nadal z obowiązkami spoczywającymi na barkach. We wzajemnym oddziaływaniu - to, co zrobię ja, wpłynie na nią i na odwrót. Od tej pory ludzie zaczną rozliczać nas, nie jakiegoś lorda i jakąś lady. Chcemy czy nie, zostajemy połączeni; być może nawet nieodwracalnie. Wszystko zależy od tego co przyniesie nam przyszłość. Na razie potwornie odległa, skąpana we mgle niedopowiedzeń, dlatego nie poświęcam jej większej uwagi. Liczy się teraźniejszość, żona zamknięta w ramionach poprawnej ramy. Sztywna postawa, ale kroki takie jakby lżejsze niż dotychczas. Bez poczucia ogromnego ciężaru boleści na ramionach. Jest dobrze, jest płynnie, tłumy dookoła prezentują raczej zadowolone miny. Ciężko się na nich skoncentrować, gdy najpiękniejsza z twarzy zwrócona jest w moją stronę, zaś orzech oczu świdruje ciemność mej duszy. - Czytasz mi w myślach - odpowiadam równie zadowolony co zdziwiony, że rozumiemy się już na tym etapie. Po raz pierwszy od dawna chcę zatonąć w rzeczywistości zamiast uciekać w senne mary. - Postaram się, żeby tak było - dodaję spokojnie, kolejny już taniec wieńcząc intymnością pocałunku dłoni małżonki. Nim porywa nas mnogość powinności towarzyskich rozmów oraz innych zadań należąca do młodej pary. Aż nadchodzi czas prywatności nocy poślubnej, gdzie bez dostępu do cudzego wścibstwa jesteśmy w stanie zdjąć z siebie ostatnie tajemnice. Aż nie zostaje między nami już nic, nawet dystansu.

zt.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala balowa [odnośnik]09.05.20 18:46
Ktoś mógłby wytknąć mu ignorancję, mimo to nie potrafił zwrócić szczególnej uwagi na to, jak została udekorowana sala balowa, ani tym bardziej nie potrafiłby określić, ile to kobiecych dłoni z rodu Parkinson brało udział w przygotowaniach do ceremonii. Nawet do słów przysięgi wygłaszanych ze ślubnego kobierca nie przywiązywał wielkiej wagi, skupiony najbardziej na tym, aby nie dać poznać po sobie tego braku zainteresowania. Przesuwając spojrzeniem po zgromadzonych zaczął dociekać, być może z powodu stopniowo przybierającego znużenia, ileż to szczerości kryje się pod subtelnymi uśmiechami dżentelmenów oraz w wilgoci gromadzącej się w oczach kolejnych to dam. Twarde maski powagi wydawały mu się najbardziej autentyczne i zarazem najmniej adekwatne, bo jasno oznajmiały kto nie opuszcza gardy nawet w trakcie tak radosnej uroczystości. Wszyscy w chwili przybycia do Durham wyrazili chęć powinszowania młodej parze wstąpienia wspólnie na nową drogę życia, ale nikt właściwie nie był w tym bezinteresowny. Każdy chciał jak najlepiej pokazać się w towarzystwie, zadbać tym samym o swoją reputację, na pierwszy rzut oka dzięki eleganckiemu ubiorowi. Jednych ciekawiło to, jak w podobnej sytuacji sprawdzi się w swej roli młody nestor rodu Burke i chcieli wykorzystać okazję, aby wyrobić sobie o nim własną opinię i przewidzieć, jak należy z nim postępować w przyszłości. Drudzy wyczekiwali odpowiedniej chwili, aby załatwić swoje sprawy, czyli pomówić z kim trzeba na konkretne tematy, wplatając je niby od niechcenia w bardziej luźne dyskusje. Jeszcze inni pragnęli zasięgnąć informacji, a plotki zasłyszane podczas ślubu mogły okazać się niezwykle cenne, wręcz unikatowe.
Zdawać się mogło, że atmosfera stała się lżejsza, kiedy ceremonia zaślubin dobiegła końca i gościom dano możliwość swobodnego dzielenia się wrażeniami. Alphard wsłuchiwał się w kobiece komentarze na temat sukni panny młodej, doszły do niego głosy lordów na temat obecnej sytuacji politycznej. Sam tkwił przez chwilę przy matce w zastępstwie swego ojca, pogrążonego w dyspucie z lordem Carrow o francuskich delegatach. W końcu i jemu zaczęło doskwierać towarzystwo starszych dam, od którego uratowany został przez zręczny zabieg Hermesa Flinta. Krótką chwilę rozmawiał z kuzynem, póki ten nie zdecydował się zaprosić własnej małżonki do tańca. Lawirował pomiędzy gustownymi szatami póki nie zatrzymał go w miejscu aksamitny głos. Zwrócił się ku damie i szybko ułożył usta w uprzejmy uśmiech.
Cynthio – odpowiedział na jej powitanie, również wymawiając jej imię z odpowiednią kurtuazją, czując się dość swobodnie w towarzystwie tej konkretnej damy. Doskonale wiedział, gdzie leżą granice ich znajomości, jak również miło wspominał ich rozmowy z sabatu, do których sama rozmówczyni nieskora była się przyznać. Sprawdzała go i to było całkiem zabawne. – Szczęśliwie jestem zdrów – odparł lekko, spoglądając prosto w zielone oczy szlachcianki. – Wierzę, że i tobie zdrowie dopisuje, skoro urokiem niewiele dziś ustępujesz samej pannie młodej – z pomocą jednego zdania spróbował przekazać kilka treści. Nie tylko cieszył się z możliwości ujrzenia lady Malfoy w dobrym zdrowiu, chciał również wskazać, jak doskonale dopasowała się do obecnej sytuacji i swojej gościnnej roli w całej uroczystości. W swej sukni prezentowała się nienagannie, ze smakiem podkreślając swój powab, nie próbując jednak wyjść przed szereg, a co dopiero przyćmić głównej gwiazdy tegoż wydarzenia. – Zapewne wiesz, że temat twojego powrotu był często poruszany na sabacie – oznajmił z lekkim rozbawieniem, pewny tego, że miała już tę świadomość, choć na sabacie dużo plotkowano o wielu osobach, jeśli nie o wszystkich po kolei. Ponoć sama gospodyni sabatu przy plotkach stosowała alfabetyczną listę, aby nikogo przypadkiem nie pominąć. – Wciąż nie jestem pewien, jakie to plany ma los wobec mnie w tym roku – kolejne zdanie wypowiedział płynnie po francusku, dając jasną odpowiedź z kim przyszło rozmawiać damie podczas ostatnie sabatu aż dwukrotnie. – Czy ty może już wiesz, co cię czeka?
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala balowa [odnośnik]09.06.20 20:32
Sięgnęła w kierunku przelatującej nieopodal tacy, by ująć w ozdobioną wężowym pierścieniem, smukłą dłoń nóżkę jednego z kryształowych kieliszków, w którym musiało znajdować się wino – oby odpowiednio schłodzone, najlepiej półsłodkie. Prędko wróciła wzrokiem ku twarzy wyłowionego wśród tłumu arystokratę, nie zastanawiając się przy tym nawet, czy zatrzymał się jedynie przez grzeczność, czy i on chciał z nią pokonwersować, wymienić i kilka zdań. Odczuła ulgę na myśl, że odnalazła lorda Blacka wśród bawiących się tego wieczoru w Durham gości – ani przez chwilę nie wątpiła, że on i on zostanie zaproszony, obawiała się raczej, że nie nadarzy się okazja, by wciągnąć go w choćby najkrótszą rozmowę i zweryfikować, czy nabrane w trakcie zabawy sylwestrowej podejrzenia były słuszne.
Dygnęła krótko – ani zbyt głęboko, ani niedbale – przelotnie spuszczając wzrok, nie trwając jednak w tej grzecznej i pozornej nieśmiałości zbyt długo. Oboje wiedzieli, że przesada była zbędna, zaś jeśli miała rację, nie tak dawno widzieli się w trakcie wróżb, do których oboje podchodzili dość lekceważąco, a także później, w karocy, gdzie znów wspólnie kusili los. I choć z pewnych względów wolałaby, by Alphard nie połączył sabatowej Krwawej Mary z jej osobą, nie powinna porywać się wtedy na próbę śpiewu, to z drugiej pragnęła, by ktokolwiek spoza jej najbliższej rodziny o niej pamiętał. Zadał sobie na tyle trudu, by spróbować odgarnąć, któż krył się za przybraną na czas zabawy maską, nie zlekceważył wieści o powrocie do kraju z jakże długiego wygnania. – Niezwykle to miłe słowa z lorda strony. Rada jestem, że daleko mi do bycia posądzoną o chęć konkurowania z drogą Elodie. – Nie uciekała wzrokiem, nie mając zamiaru udawać płochliwszej niż w rzeczywistości. Zamiast tego uniosła kieliszek wyżej, do złożonych w subtelnym uśmiechu ust, posyłając znad niego badawcze, lecz przy tym podszyte niegroźną frywolnością spojrzenie zmrużonych w zadumie oczu. – Choć muszę przyznać, trudno byłoby nie odczuwać zazdrości na widok radości, z którą młoda para składała sobie przysięgi – dodała miękko, z wyraźnie pobrzmiewającym akcentem. – Zaś ciebie, Alphardzie, nietrudno byłoby pomylić ze stanowiącym dziś wzór elegancji Quentinem. – Znów przelotnie spuściła wzrok, jak wymagały tego dobre obyczaje, oddając w ten sposób towarzyszowi sprawiedliwość; wybrany na tę okazję strój był stosownie szykowny, dobrze skrojony – a także w barwach, które, jak sądziła, odpowiadać musiały mu dużo bardziej niż te z zabawy u lady Nott. – Doprawdy? Nie byłam pewna, czy ktokolwiek zauważył mój powrót w rodzinne strony – odparła, choć nie potrafiła zachować przy tym całkowitej powagi. Nawet w takich czasach, gdy krąg w Stonehenge został zburzony przez wpuszczonych tam chyba jedynie przez przypadek radykałów, socjeta żyła plotkami, mniejszymi i większymi, o rzekomych odchyłach od normy czy hipotetycznych mariażach. Musieli więc mówić i o niej, choćby przez chwilę.
Gdy płynnie przeszedł na francuski, odniósł się do przeprowadzonej w komnacie południowej rozmowy, bezwiednie złożyła usta w wyraźnie promienniejszym, nie dyktowanym jedynie przez dobre wychowanie uśmiechu. Im dłużej rozmawiali, tym pewniejsza stawała się swych podejrzeń względem tożsamości przebranego za reema czarodzieja, lecz dopiero teraz zyskała ostateczne potwierdzenie, którego tak bardzo wyczekiwała. – Nie minął nawet miesiąc, drogi Alphardzie. Wiele może się jeszcze wydarzyć. Mam tylko nadzieję, że, zgodnie ze złożoną obietnicą, żyjesz tak, jakby każdy dzień miał być twoim ostatnim. – Upiła kolejny łyk wina, przelotnie spoglądając gdzieś w bok, ku panu ojcu, którego sylwetka mignęła jej wśród dyskutujących nieopodal lordów; nie wiedziała, na ile powinna obawiać się prowadzonych przez niego rozmów, łudziła się jednak, że nie zamierzał prowadzić pertraktacji dotyczących jej ręki na ślubie dwójki innych szlachetnie urodzonych czarodziejów. Zaraz jednak zogniskowała wzrok na licu rozmówcy, dokładniej – na jego ciemnych oczach, szukając w nich zrozumienia. – I ja wciąż żyję w nieświadomości, co z jednej strony przynosi ulgę, z drugiej – nieznośne napięcie. – Mogła mówić o czymś ulotnym, abstrakcyjnym i odległym, lecz równie dobrze odnosić się do tematu swatów, który dla nich obojga powinien być aktualny, a przy tym mniej lub bardziej miły sercu.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Sala balowa [odnośnik]11.06.20 19:33
Każda dama uczona była z niezwykłą starannością tego, jak powinna zachowywać się w towarzystwie, zwłaszcza wobec lordów, jednak pod uprzejmościami Cynthii kryło się coś intrygującego. Już samym swoim dygnięciem – niezbyt pogłębionym, w żadnej mierze usłużnym – zdawała się sugerować, że na prawdziwy szacunek i uznanie z jej strony trzeba sobie najpierw zasłużyć. Może to była zbyt wielka nadinterpretacja ze strony Alpharda, aby w zwykłych gestach doszukiwać się dowodów prawdziwego charakteru, ale od czasu sabatu nie mógł czynić inaczej. Zapewne to zgubna pycha kazała mu uważać, że lady Malfoy czyniła dla niego wyjątek i pozwalała mu dostrzec odrobinę więcej niż innym. Sam zresztą zachowywał się wobec niej z nieco większą swobodą, lawirując pomiędzy konwenansami tak, aby wypowiedzieć choćby kilka szczerych słów. Powstrzymałby się od podobnych zuchwalstw, gdyby nie przyzwolenie z jej strony, choć nigdy nie zostało ono zwerbalizowane. Świadom był tego, że ku sobie pchnęła ich ciekawość rozbudzona przez cudze słowa, gdy pośród wielu plotek o zamążpójściu lady Malfoy pojawiła się również ta mówiąca o połączeniu węzłem małżeńskim ich zaprzyjaźnionych rodów.
Niezbyt ostry połysk elementu biżuterii przy uniesieniu kieliszka wystarczył, aby przyciągnąć jego wzrok. Srebrzysty wąż zawinięty wokół smukłego palca znów upewnił go w tym, z kim przyszło mu mówić. Potwierdzenie, którego wcale nie potrzebował, a jednak momentalnie poczuł nieco większą ekscytację, gdy w zielonych oczach przemknęło coś, co stanowić mogło rzucone mu wyzwanie. – Mnie osobiście zaskoczyła autentyczność tej radości – wyznał spokojnie, nie obawiając się własnej szczerości. – Najwidoczniej rzadko mam okazję być świadkiem tak wielkiego szczęścia – dodał zaraz dość lekko, chcąc zmniejszyć wagę wcześniejszych słów, nawet jeśli uderzały w sedno problemu aranżowanych małżeństw, w których nie wszyscy odnajdywali szczęście. Zresztą, nie po to były one zawiązywane, najważniejsze zawsze było dobro rodu. To nie był jednak dobry czas na to, aby kontynuować tak poważne rozważania. Alphard uśmiechnął się przez darowany mu komplement. – Cieszę się, że prezentuję się z podobną godnością co pan młody i zarazem odczuwam wielką ulgę na myśl, że nic mi za to nie grozi. – Męskie grono zdecydowanie mniej przejęte było tym, kto od kogo lepiej wygląda, wystarczyło po prostu pozostać wystarczająco eleganckim, aby nie razić swoja prezencją innych rozmówców. Lordowie dbali więc o własne stroje na tyle, aby nie wypaść z obiegu informacji. Większa rywalizacja o miano najlepszej kreacja zawsze objawiała się po stronie szlachcianek.
Nawet najbardziej elegancki dżentelmen nigdy nie wygra z kobiecym urokiem, udowodnił mu to wyjątkowo prawdziwy uśmiech Cynthii. Bardzo doceniał przejawy szczerości, którym podczas rozmów na salonach raczyły go inne osoby. Przejście na francuski było doskonałym pomysłem. Gdy kątem oka dostrzegł zbliżającą się tacę, również przygarnął dla siebie kieliszek szampana. Zaśmiał się lekko, dziwnym trafem czując się równie swobodnie co wtedy, gdy jego twarz przysłaniała złota maska. – Jestem godny potępienia za brak słowności, bo momentami wciąż bywam nad wyraz zachowawczy, jakbym miał dożyć przynajmniej setki – znów pozwolił sobie nawiązać w subtelny sposób do słów wymienionych w trakcie sabatowych wróżb. Czy jednak z nich nie zapowiedziała mu dość krótkiego życia? Jeśli rzeczywiście pozostało mu tylko dziesięć lat, chciał zaznaczyć swoje istnienie na kartach historii. Spoważniał jednak nie z powodu rozbudzonej chęci wyróżnienia się, co przez kolejne słowa, które wypowiedziała lady Malfoy. Przytaknął jej w milczeniu, doskonale znając uczucia, o jakich wspomniała, choć panny do wydania były w trudniejszym położeniu od kawalerów. Ostrożnie powędrował za jej spojrzeniem, samemu przyglądając się chwilę postaci lorda Malfoya. Prędzej czy później wyda swą córkę za mąż, to było nieuniknione. – To napięcie może stać się katalizatorem wspaniałych przemian – tak się działo obecnie w jego przypadku, kiedy nieznośne już oczekiwanie zmusiło go do wielu przemyśleń. Któż by pomyślał, że to właśnie jeden sabat pomoże mu zrozumieć czego pragnie. – Wciąż wierzę, że każdy może swojemu szczęściu dopomóc, trzeba tylko stworzyć sobie dobrą okazję, jeśli tylko się wie, po co chce się sięgnąć.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala balowa [odnośnik]16.06.20 13:35
Możliwe, że tak właśnie było, że mniej lub bardziej świadomie pozwalała sobie przy Alphardzie na więcej – zachowując się przy tym odpowiednio taktownie i grzecznie, tak jak uczono od maleńkości, lecz niekoniecznie sztucznie. Podobała jej się gra pozorów, w którą zostali wplątani na sabacie, podobało jej się również rozwiązywanie zagadki tożsamości towarzysza, ćwiczenie się w uważnej obserwacji i wprawnym wyciąganiu wniosków. Nie bez znaczenia dla zainteresowania się jego osobą były również plotki, które dobiegły do uszu młodej lady, a które miały łączyć jej los z jednym z przedstawicieli szlachetnego i starożytnego rodu Blacków. Nie mogła jednak wiedzieć, u czyjego boku lubiono ją sobie wyobrażać najbardziej – spędzającego większość czasu w szpitalu Lupusa? Czy może raczej nieco starszego, lecz lubującego się w polityce Alpharda właśnie…?
Choć łudziła się, że rozpoznał ją po znajomych rysach twarzy – wszak to nie tak, że w rodzinnych stronach nie pojawiała się wcale, z pewnością mieli okazję widzieć się czy na jej debiucie, czy jeszcze później, w trakcie jednej ze sporadycznych wizyt w kraju – nie miała zamiaru powstrzymywać się przed nienachalnym eksponowaniem ulubionego pierścienia, zupełnie jak wtedy, kiedy bawili na sabacie lady Nott. Niewinnie prowokowała, w duchu zastanawiając się, ilu rozmówców zwróciło na ten detal uwagę, ilu było na tyle uważnych i czujnych, by połączyć srebrnego węża z rodem Malfoyów. Skinęła nieznacznie głową, zgadzając się ze słowami rozmówcy nie dlatego, że powinna, ale dlatego, że była równie zaskoczona obrazkiem, który mogli zaobserwować w trakcie ceremonii. Albo Elodie i Quentin byli niezwykle wprawnymi kłamcami, albo połączyło ich coś zgoła innego niż chłodna kalkulacja nestorów. – Zatem nie jest w tym lord osamotniony – odpowiedziała w podobnym tonie, niby to lekko, choć przecież słowa te odnosiły się dość otwarcie do niewygodnej prawdy o odarciu więzów małżeńskich szlachetnie urodzonych z wszelkich uczuć. No, a przynajmniej tych cieplejszych, zakrawających o opiewane w poematach zakochanie czy głębszą już i poważniejszą miłość. To jednak niewątpliwie nie były odpowiednie czas i miejsce na takie rozważania, winni godnie prezentować się na tle pozostałych członków socjety, korzystać z okazji do obcowania z innymi dobrze urodzonymi czarodziejami. – Och, nie potrafię sobie nawet wyobrazić, w o ile lepszym znajdujesz się położeniu, Alphardzie. – Pozwoliła sobie na niegroźną niejednoznaczność, odnosząc się nie tylko do spokoju ducha, jaki mógł odczuwać w związku z mniej badawczymi czy krytycznymi spojrzeniami pozostałych gości. Może gdyby była mężczyzną nie musiałaby się tak bardzo obawiać majaczących w oddali zaręczyn, miotać między pewnikami i wątpliwościami.
Prędko jednak nastrój młodej damy uległ znacznej poprawie, gdy rozmówca płynnie przeszedł na bliski sercu francuski – nie tylko dlatego, że zyskała całkowitą pewność względem tożsamości czarodzieja, z którym miała przyjemność zamienić kilka słów na zabawie sylwestrowej, ale i z powodu wprawy, z jaką przemawiał w obcym dla siebie języku. – Wątpię, by ktokolwiek śmiałby lorda za to potępić, niewątpliwie jednak warto rozważyć zmianę postępowania. Może przypominanie sobie jakże zobowiązującego wyniku wróżby sprawi, że łatwiej będzie czerpać z życia pełnymi garściami… – urwała, wznosząc kieliszek do ust, robiąc sobie krótką przerwę na zwilżenie ust winem. Nie mogła wiedzieć, że lord Black zwykł ryzykować swym zdrowiem i życiem walcząc o lepsze jutro, stawać w szranki z wielbicielami strąconego z piedestału Longbottoma; naiwnie wierzyła, że największym zmartwieniem Alpharda były typowe dla szlachciców  troski, może wizja ożenku z odpowiednią kandydatką, może odpowiednie funkcjonowanie Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Znów skinęła głową, pokornie spuszczając przy tym wzrok, powstrzymując się przed nerwową zabawą biżuterią; chciałaby, żeby słowa rozmówcy okazały się prawdą, żeby udało jej się wykorzystać odczuwane napięcie i pokierować sytuacją tak, jakby tego chciała. Lecz czy ktokolwiek miałby zwrócić uwagę na to, co mówi kobieta? Może musiała więc zadziałać inaczej, spróbować osłodzić logikę, którą mężczyźni często tępili u niewiast, swym darem przekonywania. – Mam nadzieję, że tak będzie i w moim przypadku. Wpierw jednak skupię się na uważnym obserwowaniu twych dalszych poczynań. – Czyżby on już wiedział, po co chce sięgnąć? I jak ten cel osiągnąć…? Stłumiła ukłucie czegoś trudnego do zdefiniowania, co pojawiło się wraz z tymi pytaniami, a czego sama do końca nie rozumiała; im dłużej przebywała w jego towarzystwie, tym bardziej przypominał jej Armanda. Wiele oddałaby za to, by poznać myśli starszego szlachcica, musiała jednak cierpliwie czekać na dalszy rozwój sytuacji, nasłuchiwać, zbierać plotki. – Czyżbyś zmierzał na parkiet, kiedy cię zatrzymałam? Czy raczej w zupełnie przeciwnym kierunku? – dodała, chcąc zmienić temat, nie przytłaczać towarzysza własnymi obawami. Nie na tym miała polegać jej rola.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Sala balowa [odnośnik]27.06.20 22:59
Czyli również u dam zaprezentowany tego dnia na ślubnym kobiercu obraz wielkiego szczęścia mógł budzić pewne zdziwienie. Kobiety potrafiły nawet dostrzec więcej, kiedy zwracały uwagę na te szczegóły, które męskie oko ignorowało. Ale również to właśnie przedstawicielki płci pięknej zdawały się mieć tendencję do szukania romantycznych uniesień, zwłaszcza pomiędzy młodą parą w trakcie ślubnej ceremonii. Tym bardziej doceniał zdroworozsądkowe podejście Cynthii, ale o wiele bardziej to, że dzieliła się nim subtelnie właśnie z nim. Ostrożnie obrócił kieliszek w dłoni, w zaciszu myśli życząc jej tego, aby na jej drodze pojawił się lord, który nie ośmieli się stępić bystrości jej umysłu. Przykre było to, że właśnie taki czynnik miał w przyszłości zadecydować o jej losie, ale na takich zasadach od wiele już wieków budowali swój świat. Przez to właśnie kolejne słowa lady Malfoy wybrzmiały z większą mocą. Wcale nie żałował, że poprzez dwuznaczności poruszali między sobą temat trudny. Nawet po przejściu na francuski pozostali ostrożni, był to przecież język często słyszany na salonach.
Uniósł kieliszek do toastu, ich prywatnego, podyktowanego potrzebą zadrwienia z przeznaczenia, w które żadne z nich nie wierzyło całkowicie. – Za to więc wypiję. Niech pamiętna wróżba pozwala mi nabierać więcej śmiałości w działaniach – potem przechylił kieliszek i opróżnił jego zawartość z resztki szampana. Do tej pory uważał bardzo z alkoholem, ale tak ostentacyjny gest był poczyniony tylko dla wzmocnienia dowcipu. Ale ten nie mógł trwać długo, zaraz znów pomiędzy nimi zagościła powaga. Pozostaje mi już tylko dopilnować, abyś nie poczuła się znużona podczas czynionych obserwacji – pozwolił sobie na całkiem śmiałą wypowiedź, choć był świadom tego, że z pewnymi rzeczami nie może się spieszyć, wszystko musiał ponownie przemyśleć. Był jednak pewien swoich pragnień, te zdołały wyklarować się właśnie podczas sabatu, gdy jego spojrzenie przez długi czasu szukało tylko jednej kobiecej sylwetki. Reszta była tylko dodatkiem – kalambury, rozmowy o polityce w palarni, podziwianie fajerwerków z powozu. Jakie to śmieszne, że to właśnie ostatni grudniowy wieczór minionego już roku tak bardzo na niego wpłynął. Ale wszystko zaczęło się dużo wcześniej, po prostu był zbyt uparty, aby to dostrzec, potem zaś przyznać nawet przed samym sobą.
Powinienem uznać te słowa za zaproszenie do tańca?zażartował z dużą lekkością, jakby nie przywiązywał wagi do wypowiadanych słów, gdy tak naprawdę każde było nad wyraz precyzyjnie dobrane. Swoim pytaniem dawał jej wybór, bo gdyby od razu poprosił ją o taniec, z grzeczności nie mogłaby mu odmówić. – Jestem ledwie poprawnym tancerzem, więc palców nie podepczę, lecz pozostanę sztywną kłodą – przestrzegł ją dla jej własnego dobra, pusty kieliszek odkładając na srebrną tacę, gdy pojawiła się tuż przy nich. W zamian nie sięgnął po pełne naczynie, woląc mieć wolne dłonie, tak na wszelki wypadek, gdyby jednak przyszło mu wkroczyć na parkiet w towarzystwie jasnowłosej damy. Żywił jednak nadzieję, że zlituje się nad nim i nie zechce przetestować jego umiejętności. Może właśnie dlatego zdecydował się powrócić do jej drugiego pytania. – Tak naprawdę nie zmierzałem nigdzie konkretnie, szukałem pomiędzy zgromadzonymi na tej uroczystości okazji, aby zająć czymś swoje myśli – odpowiedział szczerze, przesuwając ciemnym spojrzeniem sugestywnie po otoczeniu, aby zaraz powrócić nim do Cynthii. – Lubię przysłuchiwać się prowadzonym rozmowom, choć nie zawsze staję się w nich aktywnym uczestnikiem.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala balowa [odnośnik]04.07.20 21:14
I jej trudno byłoby całkiem odciąć się od typowych dla niewiast porywów serca, przestać mamić się wizją choćby namiastki uczucia, porozumienia, wszak od wielu długich lat kochała się w literaturze, również tej wykorzystującej tematy romantyczne lub okołoromantyczne – jednak zbyt wiele czasu spędzała w towarzystwie swego ojca, by nie potrafić spojrzeć na to wszystko ze zdroworozsądkowym dystansem. W zaciszu alkowy mogła marzyć o czym tylko chciała, lecz poza nią musiała pamiętać o tym, jakimi odwiecznymi prawami rządził się ich świat. Świat wielkiej polityki i ostrożnie nawiązywanych sojuszy, w którym władzę dzierżyli mężczyźni. Zaś jej wartość, tak jak i wartość pozostałych szlachcianek, ograniczała się do możliwości urodzenia zdrowych potomków. Nie liczyło się wiele więcej, oczywiście oprócz tego, że musiały zachowywać się należycie, tak jak tego od nich wymagano. Dopiero niedawno doczekali się pierwszej kobiety sprawującej władzę nad rodem, lady doyenne, jak podobno kazała się do siebie zwracać Morgana Selwyn – lecz czy jakikolwiek inny nestor traktował ją z należytym, wynikającym z pełnionej funkcji szacunkiem? Rozmawiał z nią jak równy z równym?
- Tego lordowi życzę – rzekła, obserwując gest, którym Alphard chciał spotęgować wydźwięk swej wypowiedzi. Okazalszy uśmiech skryła za własnym kieliszkiem, nie idąc jednak w ślady rozmówcy, biorąc jedynie niewielki łyk alkoholu; w żadnym razie nie mogłaby pozwolić sobie na zbytnie rozluźnienie się, na pewno nie w tak ważnym dniu, w otoczeniu tych wszystkich szlachciców – mniej lub bardziej sprzyjających jej rodzinie. – Och, nie sądzę, by to było możliwe, niech musisz więc przejmować się moją uważną, lecz, mam nadzieję, nienachalną obserwacją – dodała, przelotnie unikając mężczyzny wzrokiem. Bo im dłużej rozmawiali, tym więcej odnajdywała w nim podobieństw do pana ojca – ale też tym silniej utwierdzała się w przekonaniu, że to nie o niej mówił, że to nie względem niej snuł jakiekolwiek plany. Sama nie wiedziała jeszcze, na ile ją to smuci, nie mogła jednak powiedzieć, by była zaskoczona. Nie tak naprawdę. Zaraz jednak na powrót skupiła spojrzenie zielonych oczu na licu górującego nad nią wzrostem arystokraty, bezwiednie poprawiając przy tym materiał sukni, a później opadający na czoło kosmyk włosów.
- Widziałam cię niespełna miesiąc temu, również w tej roli i wydaje mi się, że w twe słowa wkradła się przesada – odpowiedziała lekko; może i lord Black nie poruszał się z gracją, z wprawą, lecz przecież od mężczyzn wymagano czegoś zgoła innego. Ona zaś była wystarczająco wyćwiczona, nawykła do poruszania się w tańcu, by móc pokierować partnerem – mimo to nie zamierzała obstawać przy swoim, ubierać subtelnej sugestii w inne słowa, choć znalezienie się na parkiecie w towarzystwie Alpharda sprawiłoby jej niekłamaną radość. – Nie śmiałabym jednak nalegać – dodała, skinąwszy przy tym krótko głową. Chciała podtrzymać lekkość, z jaką przyszło im konwersować, zaś obstawanie przy dołączeniu do wirujących nieopodal par mogło obrócić dotychczasową przychylność w niwecz. – Rozumiem. Mam w takim razie nadzieję, że choć na chwilę pomogłam te myśli zająć. Czyżbyś usłyszał już tego wieczoru coś wyjątkowo interesującego, czym zechciałbyś się ze mną podzielić? – zapytała, unosząc brwi wyżej, jedynie trochę się z nim drażniąc. Nie podejrzewała go o bezczelne podsłuchiwanie, salony rządziły się jednak swoimi prawami, wszyscy lubili kolekcjonować plotki – zwłaszcza te wypowiadane już po kilku kieliszkach szampana.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Sala balowa [odnośnik]12.07.20 20:27
Kolejny szczegół ujawniał jak odmiennie traktowane są młode przedstawicielki szlacheckiego stanu od młodych przedstawicieli. Jemu wolno było przechylić kieliszek, jej broniono nawet tak błahego gestu, ponieważ damie nie przystoi. To zawsze go drażniło, co też w prywatnych rozmowach zawsze wynagradzał swym kuzynkom, traktując je z sobą na równi, doceniając ich wiedzę z innych dziedzin, którymi on mógł wyrażać mniej lub bardziej jawne znużenie. Na kartach historii uwiecznione tak wiele sylwetek silnych czarownic, dlaczego więc mieli bronić dostępu do potęgi współczesnym szlachciankom? Doczekali się pierwszej lady doyenne, lecz Alphard pozostawał wobec jej działań bardzo nieufny nie z powodu jej płci, po prostu wciąż dziwiły go okoliczności, w jakich została nową głową rodu.
Skupiana na nim uwaga wcale go nie peszyła, przeciwnie, jego ego było nią mile łechtane, nawet jeśli samo wyznanie tyczące się prowadzenia obserwacji było ledwie uprzejmą wypowiedzią. I prawie zmienił zdanie, bliski uwierzenia, że to jednak szczera deklaracja, kiedy posłyszał kolejne słowa Cynthii przypominając raz jeszcze o ostatnim sabacie. Przyglądała mu się już wtedy świadomie przez krążące plotki o jej zamążpójściu czy też poświeciła mu przypadkiem ledwie przelotne spojrzenia? Nim jednak cokolwiek niedorzecznego wpadło mu do głowy, spłynęło na niego zrozumienie. Tak jak każdy skazana była przyglądać mu się podczas kalamburów, gdy musiał wystąpić – również jak wszyscy inni – aby zaprezentować swój strój w pełnej okazałości. Zabawnie byłoby jednak snuć podejrzenie, że rzeczywiście mógł kogokolwiek zaintrygować na czas dłuższy niż kilka krótkich chwil toczącej się rozmowy. – Wówczas udało mi się zatańczyć ledwie kilka razy i tylko dlatego zdołałem uniknąć kompromitacji – mimo wszystko pociągnął dalej krytykę wobec własnych umiejętności tanecznych, nie wstydząc się tej ułomności. Może to był błąd i należało bez cienia żalu porzucić ten wątek, aby nie wydał się już nużący. Jednak zaraz, z dużym opóźnieniem, poczuł coś na kształt ukucia godzącego w jego dumę. To on od początku powinien był nalegać, aby zechciała ofiarować mu przynajmniej jeden taniec. Nie zrobił tego na sabacie i nie uczynił tego teraz, kierowany przeczuciem, że wymiana zdań może przynieść im więcej rozrywki niż wspólne wirowanie na parkiecie. Czy w ten sposób lekceważył te odwieczne potrzeby wszystkich dam spragnionych odrobiny adoracji? Kiedy chciał uszanować wolną wolę damy, po drodze może uraził ją, ignorując pewne konwenanse.
Wciąż pomagasz, lady – tymi słowami chciał jej podziękować za obecną rozmowę, choć czuł, że zbliża się ona ku końcowi. Gdyby przyszło im spędzić z sobą jeszcze kilka kolejnych chwil, zaraz całe towarzystwo ujrzałoby w tym coś więcej niż zwykłe wyrazy szacunku. Musiał jeszcze jednak podzielić się z lady Malfoy jakimiś wieściami, lecz trudno było wybrać cokolwiek ekscytującego spośród zasłyszanych treści. – Pewien lord Slughorn po skosztowaniu jednego z zaserwowanych pasztecików nabawił się zgagi, zaś młodziutka panna Nott zdołała wyrazić swoje ubolewanie nad tym, że panna młoda poświęciła jej dziś tyle samo czasu co innym gościom, choć są dla siebie bliskimi przyjaciółkami – doprawdy rozczarowujące to ploteczki, ale nic ciekawszego jeszcze nie usłyszał. Może jednak za bardzo krążył i powinien był gdzieś przystanąć? – Tracę już nadzieję, że zdołam usłyszeć coś ciekawszego od tych nowinek. Z desperacji chyba sam zacznę inicjować polityczne dysputy, ale przed tym ostatni raz wyruszę na łowy.
Bardzo subtelnym ukłonem pozwolił sobie pożegnać się i rzeczywiście ruszyć dalej, mimo wszystko wciąż spragniony wszelakich nowinek o wszystkim i niczym.

| z tematu x 2
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Sala balowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach