Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia malarska
AutorWiadomość
Pracownia malarska [odnośnik]15.04.20 17:00

Pracownia malarska

W przeciwieństwie do pracowni rzeźbiarskich, pracownia malarska składa się tylko z dwóch pomieszczeń. Pierwsze jest duże i przestronne, wypełnione światłem wpadającym do wnętrza przez szerokie okna. Panują w nim sprzyjające skupieniu cisza i spokój, a większość powierzchni nosi na sobie kolorowe ślady farb. W pracowni znaleźć można parę stołów kreślarskich, sztalugi o różnych rozmiarach, niezliczone ilości powtykanych w wazony i słoje pędzli i łopatek, powieszone na kołkach palety, wiadra, zwinięte na stojakach płótna, starannie posegregowane krosna malarskie i gotowe blejtramy, różnych rozmiarów deski i blachy oraz arkusze papieru, a także mniej lub bardziej wymyślne ramy. Najwięcej uwagi przyciągają jednak ogromne szafy i stoły, które stoją na baczność pod ścianami: kryją one w sobie wszelkie przybory, które nie powinny być wystawione na działanie światła. Blaty stołów można otworzyć jak fortepianowe pudła: wtedy oczom ukazują się przegródki. W jednym ze stołów będą one wypełnione posegregowanymi pastelami, w innych kredkami wszelkiej maści, a jeden z tych szczególnych mebli kryje w sobie ogrom słojów, w których trzymane są sypkie barwniki we wszystkich możliwych kolorach. W szafach znajdują się głównie farby, lakiery i inne ciekłe środki malarskie.
Drugie z pomieszczeń pracowni jest mniejsze i zaciemnione, służy do animizacji obrazów za pomocą magii. Można znaleźć tu głębokie stoły do namaczania zdjęć i obrazów w specjalnych eliksirach oraz rzędy stojaków, na które prace odstawiane są do wyschnięcia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia malarska Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia malarska [odnośnik]04.05.20 1:05
5. maja 1957 r.
Parę ostatnich dni kwietnia i pierwsze cztery dni maja nie były dla młodego Ollivandera łaskawe. Po pierwsze, ponieważ trzeciego odrobinę zabalowali z Bertem i Steffenem i potrzebował większości kolejnego dnia na dojście do siebie po próbie podniesienia swojej alkoholowej odporności przed weselem u Macmillanów. Po drugie zaś właśnie mijał rok, odkąd Silverdale zostało zniszczone w makabrycznej wichurze, która ogarnęła Anglię. Był wtedy w kraju ledwie od dwóch tygodni, kiedy Naenia doznała wizji, że muszą uciekać z domu. Przeżył to mocno, przez kolejne miesiące powoli godząc się z rzeczywistością i zbierając się do tego, aby ponownie stanąć w życiu stabilnie na dwóch nogach.
Teraz nie mógł jednak narzekać, lecz chociaż Lancaster pozostawało ich rodowym dziedzictwem to jednak jego serce nie mogło przestać tęsknić za o wiele przytulniejszym Silverdale, w którym pozostało ukrytych tak wiele jego wspomnień. Westchnął sino, niezwykle cicho, będąc w odrobinę nostalgicznym i roztargnionym nastroju. Wiedział jednak, że oznaczało to, że miał w sobie wiele pokładów kreatywności: może nie nazbyt wybuchowej i ekspresyjnej, a odpowiednio wyważonej. Dlatego właśnie doszedł do wniosku, że pochyli się dziś nad serią ilustracji, na którą otrzymał zlecenie w zeszłym tygodniu. Pewna aspirująca i dobrze urodzona pisarka życzyła sobie wykonania obrazków do jej najnowszego opowiadania dla dzieci. Książka nie była wybitnie długa, lecz lord Ollivander był świadom, że dla dziecka przeczytanie tomiku może być już małym wyzwaniem. Dlatego właśnie była potrzebna ingerencja: tekst należało ubarwić, urozmaicić kolorowymi i ciekawymi ilustracjami, które rozbudziłyby dziecięcą ciekawość i zachęciły małych czytelników do sprawdzenia, co czeka na nich na kolejnych stronach opowieści.
Constantine zabrał przesłany mu manuskrypt oraz różdżkę i z nieodłączną Fridą na ramieniu wyszedł ze swoich komnat, na cel obrawszy sobie pracownię malarską. Przemierzając korytarze i schody młody lord zaczynał już układać sobie parę wstępnych idei. Bajka opowiadała o młodym króliku i jego rodzinie, która pewnego dnia musi wyprowadzić się ze swojej norki pod rozłożystym dębem: ich bezpieczna kryjówka została bowiem odkryta przez sprytnego lisa. Króliki przemierzają więc Wielką Brytanię, szukając nowego domu i uciekając przed śledzącym je lisem, po drodze zaś odwiedzając nie tylko wiejskie farmy, ale też i londyńskie ulice. Książka była nie tylko ładnie napisana, ale też miała wiele wartości edukacyjnych, przybliżając małym czarodziejom znajomość geografii Zjednoczonego Królestwa. Młody Ollivander bardzo popierał edukację dzieci poprzez zabawę, dlatego nie zastanawiał się zbyt długo nad tym, czy podjąć się zlecenia. Kiedy wszedł do pracowni wziął odrobinę głębszy oddech, napawając się zapachem farb, kredek, pasteli i barwników, a także nieśmiało wychylającą się spośród nich wonią drewna. Pomieszczenie to pachniało światłem, a poruszone do wydawania dźwięków otaczało go pełną paletą barw. Kostek zamknął za sobą drzwi i dziarsko ruszył ku jednemu ze stołów. Przywołał z ciemni jeden ze stojaków, po czym machnięciem różdżki przyczepił do niego wybrane fragmenty książki, do których zamierzał stworzyć ilustracje. Było ich dość sporo, lecz nie miało to znaczenia: termin oddania pracy był dość odległy, nie musiał działać w pośpiechu.
Ogarnął spojrzeniem wyeksponowane strony, przez kilka minut tkwiąc w zamyśleniu. Kiedy w końcu się poruszył przywołał skrzata, którego poprosił o przygotowanie mu ziołowej herbaty w dużej ilości. Istota skłoniła się i zniknęła, wracając po krótkiej chwili z pokaźnym imbrykiem zaczarowanym do utrzymywania stałej temperatury naparu oraz jednoosobową zastawą do herbaty, a także tacą z wyborem świeżych owoców oraz miseczką smakołyków dla przycupniętej na ramieniu lorda sowy. Czarodziej podziękował skrzatowi i z nakazem nie przeszkadzania mu pod żadnym pozorem pozwolił mu na oddalenie się. W pracowni rozległ się trzask teleportacji, po której malarz został sam ze swoimi myślami i – na razie białym – papierem. Najpierw musiał zdecydować się, jaką techniką wykonać rysunki. Choć ze względu na bogatą kolorystykę kusiły go farby olejne, na starcie odrzucił ten pomysł – ze swoją ciężkością zwyczajnie nie pasowały to bajki dla dzieci, a na pewno nie do tej. Szedł od regału do regału, od stołu do stołu, ostatecznie zatrzymując się przed meblem, który odsłaniał przed nim bezlik akwarelowych kredek. Constantine uśmiechnął się sam do siebie, po czym w pobliże stołu przywołał stojak ze stronami, jeden ze stołów kreślarskich oraz papier, a także sięgający do biodra przybornik, na którym rozlokował pędzle wszelkiej maści i wodę. W pierwszej kolejności musiał jednak zacząć od czegoś innego. Przywołane ołówki ułożyły się posłusznie, od tych najbardziej miękkich po najtwardsze. Chłopak przysunął sobie jedno z krzeseł, specjalnie przystosowanych do długiego siedzenia w jednym miejscu, po czym zabrał się za kreślenie wstępnych szkiców. Teoretycznie mógłby bądź powinien zacząć od okładki, jednak postanowił zostawić ją na dalszy etap prac. Najpierw chciał skrystalizować swoje pomysły na część ilustracji wewnątrz książki i dopiero po ustaleniu ich stylu i kolorystyki zacząć myśleć nad okładką, która kompozycyjnie miała się przecież z nimi łączyć, być ich początkiem oraz końcem. Bardzo nie lubił zaczynać od projektowania okładek, zrobił tak raz i nigdy nie popełnił tego błędu ponownie: okazało się bowiem, że na drodze dalszej pracy okładka była całkowicie niekompatybilna z resztą, ponieważ odszedł od pierwotnego pomysłu. W wyniku tych wydarzeń musiał więc przerysować całą okładkę od nowa, dwa razy wykonując jedno zadanie. Zdecydowanie wolał zrobić coś raz i porządnie, a nie marnować czas na poprawianie samego siebie.
Z zaglądającą mu przez ramię – a może z ramienia Fridą zaczął od naszkicowania króliczej miniaturki, która miała znaleźć się nad pięknie wykaligrafowanym słowem prolog. Biel kartki zaczęła pokrywać się szarymi liniami, przy akompaniamencie cichego, miodowo-różowego szurania grafitu po papierze. Króliczek stał na tylnych łapkach i spoglądał gdzieś poza lewy górny róg kartki, z zaciekawieniem przekrzywiając łebek. Constantine nieświadomie powtórzył gest po naszkicowanym właśnie zwierzątku, decydując się ostatecznie na dorysowanie na jego szyi chustki w stokrotki.Cóż, na razie te stokrotki mogłyby być jakimikolwiek kwiatkami z płatkami okólnymi, ale liczył się koncept – detale detali zacznie opracowywać za chwilę. Spojrzał raz jeszcze krytycznym okiem na króliczka, upijając łyk herbaty ziołowej. Zaraz jednak odstawił filiżankę i wziął kolejną kartkę, pierwszą odkładając na razie na bok. Ołówek znów poszedł w ruch: w zostawianych na papierze stalowoszarych śladach przelewał myśli Kostka w rzeczywistość, rozwijając przed oczami młodzieńca wizerunek króliczej rodziny radośnie skaczącej w swojej norce pod starym dębem. Ollivander zaczął mimowolnie się uśmiechać, wyobrażając już sobie, jak obrazek będzie wyglądał po porządnym przerysowaniu, starannym pokolorowaniu i animizacji. Króliki nabierały kształtów i charakterów jeden po drugim, dookoła nich pojawiało się coraz więcej elementów wystroju ich norki: zagubiona przez dziecko piłeczka, obrazek oprawiony w ramkę z plecionej trawy, krzesełka i stolik z niedopasowanych zestawów akcesoriów dla lalek, filiżanka wypełniona znalezionymi guzikami. Jeden z królików dostał na ucho piękną kokardkę, inny z dumą nosił na grzbiecie kamizelkę, jeszcze kolejny przekrzywiony na główce kapelusik. Constantine wpadł w twórczy szał i nie zwalniał ani na chwilę – no chyba, żeby skubnąć coś z przyniesionych przez uczynnego skrzata owoców. Do pierwszej miniatury rozdziałowej dorysował jeszcze pięć, przedstawiających kolejno pęczek marchewek (jedna była nadgryziona), otwartą walizkę z wysypującymi się z niej ubraniami, śpiącego królika zwiniętego w kulkę, częściowo pokrojony bochenek chleba oraz pęczek konwalii – przy tych ostatnich uśmiechnął się jeszcze szerzej, wspominając swoje ostatnie spotkanie z Gin. Nie posiadał się z radości, że ujrzy ją ponownie za mniej niż tydzień. Myśli o nadchodzącym ślubie lorda Anthony'ego tchnęły w artystę nową dawkę energii: ochoczo zabrał się więc za sporządzanie szkicu przedstawiającego głównego antagonistę tej bajki, lisa. Kostek przeczytał jednak całe opowiadanie i widział, że lis wcale taki zły nie był. Uważał go raczej za zagubionego i dokonującego złych wyborów, lecz przed końcem miał przecież w końcu zrobić coś dobrze i tak, jak należało według wszelkich moralnych przesłanek.
Kiedy czarodziej wyprostował się to z zaskoczeniem zauważył, że przegapił obiad. Przyjdzie mu się zapewne nasłuchać później od matki, jaki to był roztrzepany, lecz nie chciał sobie tym teraz zaprzątać głowy. Zamiast tego ponownie wezwał skrzata i poprosił o przyniesienie mu ciepłego posiłku. Szlachcic zrobił sobie przerwę na napełnienie pustego żołądka, po czym wziął się do dalszej pracy. Nie raz już jadał w pracowni, nie lubiąc odrywać się od raz zaczętego zadania. Po przerwie skupił się na ładniejszym przerysowaniu szkiców i naniesienie do każdego rysunku z osobna paletki przykładowych kolorów. Następnie skopiował szkice i przy pomocy transmutacji ożywił stworzone właśnie kopie. Króliki i lis zaczęły wiercić się na kartkach, a Ollivander zrolował je starannie i zabezpieczył przed ewentualnym zamoczeniem, po czym napisał krótki liścik i zaadresował całą przesyłkę do Sue. Czarownica była jego pierwszym krytykiem i rozwiewcą wątpliwości, dostawała jego wstępne prace jako pierwsza, prędzej nawet niż zleceniodawcy. Po tym Constantine podrapał siedzącą mu na ramieniu Fridę po szyi – sowa znała już ten rytuał i ochoczo zeskoczyła na krawędź stolika, wystawiając nóżkę. Kostek przyczepił przesyłkę i wystawił dla sówki przedramię, zabierając ją w ten sposób do okna. Po wypuszczeniu posłańczyni obserwował ją tak długo, dopóki nie zniknęła mu z oczu. Ollivander na powrót zamknął okno i zabrał się do uporządkowania przyborów: wolał robić to samodzielnie. Nie, żeby nie ufał skrzatom, ale po prostu lubił to wszystko poukładać własnymi rękoma, przy mechanicznej pracy pozwalając myślom błądzić. Dziś w jego umyśle gościły króliki, małe i duże, z kubraczkami, kapelusikami, chustkami i kokardami.

| zt



speak to me in colours
Constantine Ollivander
Constantine Ollivander
Zawód : malarz, ilustrator, projektant różdżek
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler

biegł zanosząc się łkaniem
uszy bolały go z zimna
biegł boso w piżamie
zając ścigany przez wilka

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8143-constantine-z-ollivander https://www.morsmordre.net/t8189-frida#235750 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t8198-skrytka-nr-1970#236050 https://www.morsmordre.net/t8196-c-z-ollivander#236045
Pracownia malarska
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach