Wydarzenia


Ekipa forum
Milburga Dolohov
AutorWiadomość
Milburga Dolohov [odnośnik]02.08.15 1:05

Milburga Tamara Dolohov

Data urodzenia: 13 listopada 1926 roku
Nazwisko matki: Lovegood
Miejsce zamieszkania: samotna rezydencja na przedmieściach Londynu; własne mieszkanie w magicznej części Londynu
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożna
Zawód: brygadzistka, podróżnik, próbuje rozkręcić karierę muzyczną
Wzrost: 173 cm
Waga: 58 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: metaliczna szarość
Znaki szczególne: niski, chrapliwy głos, ekstrawagancki, wymyślny, czasem dziwaczy wygląd zewnętrzny, blizny, zadrapania - pozostałość po licznych  walkach




Patrzę przez szkło, na Twoją napiętą, szarą i nieruchomą twarz i pytam: Czy tam wewnątrz, jest jeszcze złota dusza?

Deszcz głośnym echem odbijał się od metalowego parapetu. Bezbarwne krople, beznamiętnie ocierały się o brudne okna salonowego pokoju. Już trzeci dzień z kolei świat okrywała bura kotara. Brukowe alejki tonęły pod powierzchnią wody. Co jakiś czas pojedyncza, zbłąkana dusza, przewijała się przez rozwilgocony krajobraz. Wiatr bez żadnego wysiłku pozbawiał pobliskie drzewa ostatniego, kolorowego okrycia, nadającego niezapomniany klimat trwającej jesieni. Naszej ulubionej porze roku. Mroźne, arktyczne powietrze, powoli wkraczało nad deszczową krainę. Burzyło harmonię, wprowadzało istny zamęt. Przysłaniało ciemnymi chmurami nocne niebo, które w tym czasie stawało się najbardziej interesujące. Dziadek nie mówił za wiele. Pół słowa, pojedyncze wyrazy, przesycone gardłowym wydźwiękiem nieuprzejmości. Całymi dniami przesiadywał w zniszczonym, zapadniętym fotelu z brązowej skóry. Wysoki, niemiłosiernie chudy, naznaczony niezliczoną liczbą znamion, blizn oraz brunatnych plam. Głowa pokryta rzadką siwizną. Oczy koloru szklistej, metalicznej szarości utkwione w jednym, martwym punkcie. Niebezpieczne drżenie rąk, niepozwalające na samodzielne trzymanie kubka z gorącą, czarną i gorzką herbatą. Płuca smagane duszącym kaszlem, nieprzystosowane do obecnego, ciągłego zawilgocenia. Wsłuchiwał się w szum deszczu z nadzieją, że zagłuszy jego kaszel i ten ból. Na kolanach, trzymał mały, obity bordowym zamszem pamiętnik. Wyblakły, zniszczony, zawilgotniały, z wybrakowanymi, pożółkłymi kartkami. Nikomu nie pozwalał go dotknąć.

Twoje długie, dziwnie zniekształcone place, ciasno oplatały szorstki, pachnący starością materiał. Siadałam Ci wtedy na kolanach. Delikatnie gładziłam nieruchomą, sparaliżowaną prawą rękę. Otwierałam tajemniczy notatnik, pełen niezapomnianych historii, niesamowitych przygód:



14 listopada 1908
Bardzo powoli i na krótką chwilę biorą się skądś te noce. Przejrzyste, lekkie, mało do nocy podobne. Świat zatoczony w mroku, pozwala gwiazdom na nowo wysypać się na niebo. Mokną rozmrugane w błękicie, dalekim jeszcze od szafiru, wystarczająco mrocznym, aby stworzyć nastrojowe tło. Ural jest w nocy białolodowaty, zamglony i jeszcze bardziej martwy niż we dnie. Różnobarwna plejada, formując puszystą kurtynę, wkracza na rozgwieżdżone sklepienie. Zdaje się opierać swym ciężarem o długą linię horyzontu. Płynie, faluje, karbuje się jakoś od środka. I znika. Po prostu przestaje być. Po krótkiej chwili niebo na nowo zaczyna oddychać. Smukłe, miękkie opary przyjmują kolor złocisto-różowej poświaty, aby po chwili  przeistoczyć się w zielonkawą kurtynę. Otulającą niemym ciepłem otoczenie, smagane kwieciem jesieni. I wtedy zrozumiałem, że to zorza. Gdyby dało nasycić się jej pięknem każdy diament leżący na moich kolanach...
strona 176

Nazywam się Anastasiy Feliks Dolohov. Pochodzę ze wschodnich krańców Europy. Jestem członkiem arystokratycznej rodziny, czystej krwi czarodziejów, mającej szerokie kontakty na dworze Cara Imperium Rosyjskiego. Ukończyłem Instytutu Magii Durmstrang. Mam 23 lata i chcę mieć świat u swoich stóp.
24 kwietnia 1909
- Brillianty! - głośny krzyk,  przerwany łapczywym nabieraniem powietrza przez rosłego, chudego  mężczyznę w brudnych, podartych łachmanach, wyrwał nas z chwilowej konsternacji. Ciężką, żeliwną łopatą, przewalaliśmy kolejne hałdy ciężkiej ziemi. Pot spływał strugami, mimo temperatury sięgającej poniżej zera. Ciepłe ubrania zrobione z naturalnej, zwierzęcej skóry, krępowały ruchy, powodując dodatkowy wysiłek. Rozległe tereny Mirnym, gdzie obecnie utknęliśmy wraz z moim przyjacielem, wiernym i oddanym kompanem Evgenym Karkarov'em, przytłaczały bezgraniczną pustką. Niekończącym się bezkresem lasów iglastych, karłowatej roślinności. Zdradzieckich bagien i mokradeł. Terenów opanowanych przez wieczną zmarzlinę. Podróż okazała się przełomowa. Wiedzieliśmy, że te małe, błyszczące, nadzwyczaj twarde bryłki, były cholernie wartościowe. Wystarczy niewielka ilość, aby stać się bogaczem. Czyż wysiłek nie popłaca?
strona 199

13 listopoada 1926 godzina 22.33
Konstelacja Oriona cieszy się przywilejem bycia uznawaną za najpiękniejsza na nieboskłonie. Tworzy ją ogromny czworobok szerszy z północy na południe i wyższy ze wschodu na zachód. Wyróżnia się w niej sześć wielkich gwiazd, a wśród nich alfa Orionis, czyli Betelgeza. Jej nazwa pochodzi z języka arabskiego. W tym języku znaczy plecy olbrzyma. To gwiazda czerwona, świecąca bardzo jasno. Trudno oderwać wzrok od tajemniczej galaktyki. Starożytni dostrzegli w tym gwiazdozbiorze mitologiczną figurę legendarnego myśliwego ścigającego Plejady. Kiedy patrzymy na usiane gwiazdami niebo, rozciągające się w jesienne noce nad Londynem, możemy zobaczyć jak Orion uciekający przed Skorpionem, osacza Plejady, po czym sam zostaje zaatakowany przez Byka. Możliwe, że ta piękna historia to zwykłe złudzenie optyczne. Ale czasem wyobraźnia pozwala uczynić rzeczywistość znośniejszą.
Dziwnym trafem, przyszłaś na świat w jedną z najpiękniejszych, jesiennych nocy. To była nasza pora roku. Gdy wróciliście ze szpitala, stałem przed wejściem, na betonowym chodniku w piżamie i na bosaka. Byłaś taka malutka! Szczelnie zawinięta w kolorowe barchany, krzyczałaś. Miałem wrażenie, że wszystko wokół drży od siły twojego głosu. Wiedziałem, że będziesz wyjątkowa. Ludvika pozwoliła mi wziąć cię na ręce. Na brodę Merlina! Z jaką siłą ścisnęłaś mój najmniejszy palec. Rozpoznawałem w tobie trzy wyjątkowe osoby: twojego konserwatywnego ojca, którego nigdy nie widziałem w takim stanie. Roztrzęsionego, niespokojnego o szklistych oczach. Kochająca, troskliwą matkę, która nie odpuszczała mnie na krok. No i Amelię. Do końca życia żałowałem, że nie dane było Ci jej poznać.
strona 281

Głównym, honorowym pomieszczeniem był przestrzenny, dobrze nasłoneczniony salon. Jego wystrój przypominał typowo arystokratyczne wnętrza, których zdjęcia spoczywały na biurku w gabinecie ojca. Mahoniowe regały wypełnione kryształami oraz drogocennymi przedmiotami, pochodzącymi z różnych stron świata. Miękka kanapa, o metalowych, ozdobnych nóżkach. Szklana ława, na której spoczywał sporej wielkości, ręcznie malowany wazon. Okrągły barek, na którym widniała malowana mapa świata. W rogu, znajdował się kamienny kominek, otulający przyjemnym ciepłem rodzinne wieczory. Czarny, okazały fortepian – dusza całego pomieszczenia. Ludvika, była megalomanką. Szczupłą, kruchą i wątłą kobietą, ulegającą skrajnym emocjom oraz ekscytacjom. Rozpływała się słysząc kolejne takty, wznoszące i opadające dźwięki. Uwielbiała muskać długimi palcami, czarno-białe klawisze. Nasza rezydencja, od wczesnych godzin rannych rozbrzmiewała muzyką. Różnorodnymi melodiami przy akompaniamencie delikatnego, kobiecego głosu.

Miałam cztery lata. Ledwo dosięgałam klamki. Uwielbiałam chować się za drzwiami, obserwować płynne poczynania. Wymalowaną na twarzy pasję, temperamentne ogniki w oczach, szybkie ruchy dłoni, przewijające się po czarno-białych klawiszach. Słuchać dźwięcznego głosu, który nucił mi do snu najpiękniejsze kołysanki. Czekałam, aż zwiewnym ruchem odgarnie pukle hebanowych włosów. Takich samych jak moje. Niewinnym gestem zaprosi mnie do siebie, posadzi na kolanach, pozwoli grać. Wszczepi nieodwracalną miłość do muzyki.



Zdrowie dziadka pogarszało się. Słabł aparat mowy, ruchy stawały się wolniejsze, coraz mniej sprężyste. Ręka odmawiała posłuszeństwa. Pióro drżało, pozostawiając granatowe kleksy w ukochanym pamiętniku. Choroba płuc, wyniszczała niezbędne narządy. Angielskie powietrze pozbawiało siwego mężczyzny głębokich oddechów. Była zmartwioną, zaniepokojoną stanem zdrowia, ciekawską sześciolatką. Nie rozumiała ogromnego, otaczającego świata. Pobłażliwych odpowiedzi dorosłych na wiele nurtujących pytań. Pamiętała moment, w którym schorowany mężczyzna wziął ją na kolana. Rozłożył drobne, dziecinne, dłonie. Położył na nich bordowy pamiętnik mówiąc słabym, lekko drżącym głosem: Teraz należy do ciebie, strzeż go jak oka w głowie! Niech stanie się skarbnicą twoich najskrytszych tajemnic. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, cienkie usta wykrzywił uśmiech. Była zaskoczona. Obszerną książeczkę, obejmowała z ogromną siłą, patrząc w szkliste oczy dziadka. Był dla niej największym autorytetem. Marzyła, aby był z nią na zawsze... Anastasiy zmarł trzy dni później. Bolesna strata rodziny oraz całego, czarodziejskiego świata. Ogromna tragedia wywróciła beztroski, dziecięcy świat do góry nogami. Pustka, smutek. Dziewczynka, większość dnia przesiadywała w małym pokoju. Ciężko było zahamować cieknące po pyzatych policzkach, słone łzy rozpaczy. Nie potrafiła pogodzić się z utratą najbliższego. Przesiadywała w ulubionym fotelu, skupiona, milcząca, oglądając przedmioty pozostałe. Uroczystość pogrzebowa, zgromadziła pokaźną liczbę czarownic i czarodziejów z różnych zakątków świata. Nie robili na niej żadnego wrażenia. Skupiali na niej swoją uwagę, podczas gdy, ściskając rękę matki, przechodziła przez zgromadzony, odziany na czarno tłum. Próbowali za wszelką cenę zetrzeć smutek z dziecięcej twarzy poprzez: dary w postaci orientalnych zabawek, ciepłych uścisków, miłych, pochlebiających słów, pocałunków ścierających smugi, ściekającej z oczu wody. Porywisty wiatr towarzyszył ostatecznej, pożegnalnej ceremonii. Przytulona do matki, pustym wzrokiem, śledziła niknącą w czeluściach ziemi, czarną trumnę. Ojciec nawet nie zapłakał. Przez większość czasu stał nieruchomo. Zamyślony, nieobecny. Pogodzony i przygotowany na nagłe pożegnanie.



Jedną z rzeczy, z którą Aldous nie potrafił pogodzić się do końca swojego życia, była skaza występująca we krwi szlachetnego pochodzenia. Rewolucje, ogrom zawiłości, spowodowały nieodwracalną utratę owej wyjątkowości. Na pierwszy rzut oka był człowiekiem cierpliwym, odpowiedzialnym i konsekwentnym, dbającym o dobro ukochanej rodziny. Często wydawał się być nieobecny. Głęboko pogrążony w myślach, swoim, własnym, wyidealizowanym świecie. Nadzwyczaj ambitny, stawiający sobie górnolotne cele. Priorytetem mężczyzny, była, szybko pnąca w górę kariera w Ministerstwie Magii – Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Posada pielęgnowana. Pragnął, aby dziedziczka rodu, poszła w jego ślady. Codziennie zagłębiał się w nowinki z magicznego świata. Interesowała go polityka, sytuacja gospodarcza, stosunki międzynarodowe. W głębi duszy marzył o otworzeniu własnego biznesu, który mógłby rozwijać na swój własny sposób. Dolohov, cierpiał na obsesyjną fascynację arystokratycznym światem, do którego poniekąd nie mógł należeć w pełni. Ograniczenie spowodowane skazą, nie kwalifikowało go do grona czarodziejskich guru. Tym samym chęć przebywania w centrum uwagi, obracania się wśród najbardziej wpływowych jednostek, robienia interesów, organizowania eleganckich, wytwornych spotkań. Poprzez ciężką list do Wilhelminy Tuft w Ministerstwie, szybkie sukcesy, szeroką wiedzę, mężczyzna powoli wspinał się w hierarchii osób istotnych. Zyskiwał reputację, nawiązywał przyjazne stosunki z niektórymi przedstawicielami rodów. Zaznajomienie się z większością szlacheckich zwyczajów, nie było konieczne. Ojciec, za czasów młodzieńczych lat syna, przekazywał mu wszystkie najpotrzebniejsze nauki. Mimo faktu, że od wielu lat nie utrzymywał z rodziną bliższego kontaktu. Aldous skupił się na wyróżnieniu zwyczajów, propagowanych jedynie we wschodniej części Europy. Za pośrednictwem ojca, zaczął rozwijać w sobie zafascynowanie, pasję do magii zakazanej. W wolnych chwilach, zamknięty w gabinecie, zgłębiał wypełnione cennymi informacjami, opasłe tomy. Stawał się coraz częstszym bywalcem Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Przeznaczał dużą sumę pieniędzy na gromadzenie odpowiednich materiałów, czy też magicznych artefaktów. Z biegiem czasu, jego usilne starania zostały doceniane. Coraz częściej uczestniczył w poważnych dyskusjach, wykazując się niebywałą wiedzą. Tym samym, odczuwał ogromną przynależność do tego świata. Czuł rozczarowanie, nie mogąc pełnoprawnie nadać sobie status szlachcica. Odbywał prywatne spotkania. Od czasu do czasu otrzymywał zaproszenia na bankiety, przyjęcia, posiedzenia. Wraz z ukochaną rodziną, starali się być ich częstymi bywalcami. W niedalekiej przyszłości, odwdzięczyć się tym samym. Był niesamowicie poruszony. Wszystkie czynniki, poczynając od: organizacji, wystroju wnętrz, prywatnej służby, wychowania, zwyczajów, nauczania potomków, działały niezwykle absorbująco. Postanowił wprowadzić takowy stan rzeczy w swoim domu. Harmonię oraz porządek. Szerokie kontakty, okazały się niezwykle pomocne. Nikt z domowników, nie zdawał sobie sprawy jakiego czynu dopuścił się Pan Dolohov. Dzień przed śmiercią ojca, beznamiętnie, gwałtownie wtargnął do jego pokoju. Odbył ze starcem ostatnią, gwałtowną rozmowę, w której padały ostre słowa. Okazał się niewdzięcznym, próżnym materialistą. Obojętny na krzywdę, jednej z najbliższych osób w swoim życiu. Siłą wydobył informacje o miejscu, w którym znajdował się testament, miejscu zamieszkania oraz pracy prawnika. Okazało się, że Anastasiy, sporządził testament ustny. W obecności prawnika oraz 2 świadków (bliskich znajomych Pana Dolohov), przekazał swoją ostatnią wolę. Wszelki, posiadany przez starca majątek został przekazany na ręce jedynej, ukochanej wnuczki. Dziewczynka miła nigdy nie dowiedzieć się o istnieniu takowego zapisu. Syn, długo przygotowywał się do niecnego czynu. Starał się dowiedzieć jak najwięcej informacji o mężczyźnie posiadającym tak cenne informacje. Nazywał się Amborge Nahword. Pięćdziesięciodwuletni czarodziej pół krwi. Śledząc jego karierę, docierając do osób znających postać prawnika, dowiedział się kilku kompromitujących informacji na jego temat. Podobno był uzależniony od hazardu. Niemalże codziennie widywano go w miejscach, w których trwonił ciężko zarobione pieniądze. Popadając w coraz większe długi. Pan Dolohov miał na niego haczyk. Udał się do kancelarii. Od słowa do słowa przeszedł do sedna sprawy. Wyłożył karty na stół, grożąc, że wyjawi wszystkie tajemnice na światło dzienne. Nahword, nie należał do osób stanowczych, odważnych i pewnych siebie. Pod wpływem stresu, strachu, wyjawił Aldousowi treść testamentu, pomagając z przejęciem majątku. Syn po raz pierwszy czuł się spełniony. Wiedział jak ogromne, niespożytkowane bogactwo oczekuje jego rychłego przyjścia. Miał to co chciał.



Skrzynia pełna drogocennych, błękitnych kryształów spoczywała beztrosko pod biurkiem Pana. Tyran, o skrzących się oczach, z błogim uśmiechem wyrysowanym na twarzy, zacierał ręce. Dom został poddany rewolucyjnemu remontowi. Powiększony, rozbudowany. Nastąpiła zmiana układu pomieszczeń. Stały się bardziej nasłonecznione, przestrzenne, skłonne pomieścić ogromną liczbę ludności. Urządzone w jasnych kolorach, z ciemnymi dodatkami. Zmienił się wystrój, umeblowanie. Mężczyzna zaaranżował ogromny ogród pełen roślin, ozdób, miejsc, w których można spędzać czas. Zatrudnił służbę. Powoli wdrążał w życie swój misterny plan, nie zważając na resztę rodziny. Rodziny, która próbowała uratować pamięć dawnego życia, przemycając niektóre pozostałe, wartościowe przedmioty.



Po gruntowej zmianie otoczenia, przyszła pora na rodzinę, a przede wszystkim jedyną dziedziczkę. Skupił się na wychowaniu oraz pełnym wykształceniu, wzorowanym na szlacheckich zwyczajach. Sprawował pieczę nad osobistym rozwojem córki. Była przecież wyjątkowa. Wcześnie ukazała światu zdolności magiczne. Dziadek nauczył ją płynnego czytania, pisania oraz najprostszych podstaw rachowania. Dodatkowo zaszczepił w niej ogromne zainteresowanie astronomią. Rozgwieżdżonym niebem, w które uwielbiali spoglądać, starając się rozpoznać poszczególne konstelacje. Z biegiem czasu, przyszedł czas na nieco ambitniejsze lektury. Nauki z prywatnymi nauczycielami. Rozwój gry na instrumentach. Przede wszystkim fortepianie. Poprawa sprawności fizycznej - jazda konna Nauka stylu i dbania o wizerunek. Dobre maniery, etykieta. Ludvika kategorycznie sprzeciwiała się wybrykom męża, czego gorzko pożałowała. Trwało to 4 trudne i burzliwych lata. Milburga, okazała się ciężkim orzechem do zgryzienia, buntując się na wszelkie możliwe sposoby.  Nie podobała jej się sztywna, sztampowa atmosfera. Uważała, że większość rzeczy, którym ojciec zapycha jej czas są zbędne, mało interesujące. Pragnęła normalnego, beztroskiego dzieciństwa, pełnego szalonych zabaw oraz dziecięcej wyobraźni. Owszem, miała kontakt z rówieśnikami, innymi dziećmi podczas wielokrotnych spotkań. Jednakże wychowankowie zaproszonych znajomych, mieli pewne ograniczenia w postaci: dbania o czystość szykownego stroju, zachowywania idealnych manier przy stole. Rodzicie zachwalali okazji ogromne osiągnięcia tak młodych dzieci. Oczywiście nie brakowało również beztroskich, szalonych wybryków. Sprzeciwiała się rozkazom. Nie znosiła ciągłych kłótni, krzyków oraz płaczu. Wszystko odbijało się na każdym z członków w negatywny sposób. Ucieczką, oddechem miała okazać się Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart.  



Zamek robił piorunujące wrażenie. Ogromna, majestatyczna budowla o szarych kamiennych murach. Posiadająca swoisty, niepowtarzalny klimat. Wyjątkową duszę. Strzeliste wierze, dotykające białych obłoków przykuły uwagę jedenastoletniej dziewczynki. Okażą się idealne do nocnego obserwowania gwiazd oraz innych, zjawisk astronomicznych. Ucieczką od brutalnej rzeczywistości. Azylem, w którym niejednokrotnie, uczennica odda się wielogodzinnym przemyśleniom, analizom, dedukcjom na temat różnych, frustrujących umysł wydarzeń. Wielka Sala, była miejscem wyjątkowym. Ciepłe, jasne światło, pochodzące z tysiąca nisko zawieszonych świeczek, miało na celu imitować aurę domu rodzinnego. Podłużne stoły, przy których znajdowali się wszyscy przedstawiciele poszczególnych domów, ubrani w specjalnie dobrane stroje. Kadra profesorów, wyglądała profesjonalnie, dostojnie. Niektórzy z nich posyłali śmiałe uśmiechy do nowo przybyłych, przestraszonych uczniaków. Dodawali otuchy oraz pewności siebie. Mównica w kształcie sowy z szeroko rozpostartymi skrzydłami, przy której najważniejsza osobistość w szkole, za kilka chwil miała dokonać tej wyjątkowej ceremonii. Milburga chłonęła wszystko szeroko otwartymi, szarymi oczyma. Była zafascynowana każdym, najmniejszym szczegółem. Nic nie mogło umknąć jej uwadze, przez co zwolniła kroku, przepychając zawadzających współbratymcy, znajdując się niemal na końcu szeregu, zmierzającego do wewnątrz pięknie przystrojonej Sali. Na pierwszy plan, wysuwała się nieco ciekawska natura nowo przybyłej. Zmysł obserwatora, zafascynowanego innym, niepowtarzalnym wyjątkowym otoczeniem. Nie do końca skupiona, chaotyczna, o bujnej wyobraźni.
Podczas gdy wesoła, rozgadana grupka pierwszoroczniaków przekroczyła próg Wielkiej Sali, gromkie brawa, echem odbijały się od grubych, kamiennych ścian. Zaczęła się ceremonia przydziału. Czarnowłosa z zniecierpliwieniem, drżeniem kończyn oczekiwała na swoją kolej. Ludvika opowiadała jej o wyjątkowości, różnorodności każdego z domów. Ojciec bezwzględnie nalegał, aby zasiliła szeregi srebrzysto – zielonych węży. I stało się. Tiara przydziału wykrzyczała głośno: Slytherin! - stół na samym końcu zanosił się sporadycznymi, mało entuzjastycznymi oklaskami. Stara, przemądrzała czapka miała przeczucia. Wiedziała, że z biegiem czasu drzemiąca natura ujawni się, wzbogacając dom Salazara. Z dumą wymalowaną na pyzatej twarzy, z wysoko podniesioną głową, dostojnością zasiadła przy odpowiednim stole, który przywitał ją z ogromnym entuzjazmem. Oprócz jednej osoby, siedzącej nieco po skosie, po drugiej strony stołu. Chłopca o poważnym wyrazie twarzy. Wyrazistych, skrzących jasnych oczach. Pogrążonego w myślach, skupionego, nieobecnego. Próbowała posłać mu delikatny, dziewczęcy uśmiech, przywracający radość na chłopięcej twarzyczce. Nie miała pojęcia, że był to: Tom Marvolo Riddle, który w niedalekiej przyszłości odmieni los niejednego czarodzieja.



Nie miała większego problemu z nawiązywaniem nowych znajomości. Kilku młodych czarodziejów kojarzyła ze spotkań, na które zabierał ją  Aldous. Mężczyzna wręcz nakazywał  trzymać się jak najbliżej przedstawicieli czystokrwistych, popularnych rodów czarodziejów. Wyczyn ten, nie należał do najprostszych. Biorąc pod uwagę fakt, że ciemnowłosa nienawidziła narzucania, nachalności, przymilania się do osób, które ewidentnie nie zasługiwały na jakąkolwiek uwagę z jej strony. Niejednokrotnie odnosiła wrażenie, że nie do końca psuje do wysublimowanego, wywyższającego się towarzystwa. Jako bardzo młoda czarownica miała inne priorytety. Inne zainteresowania, zachowania. Mimo nauk propagowanych przez ojca, starała się za wszelką cenę pozostać sobą. Jedną z sytuacji, które przyczyniły się do zniechęcenia przedstawicielami wyższych sfer, była rzekoma, prawdziwa przyjaźń z pewną arystokratką. Na trzecim roku nauki dziewczyny były nierozłączne. Świetnie się dogadywały, dzieliły pasje, młodzieńcze tajemnice. Nie miała pojęcia, że blond przyjaciółka okaże się fałszywą, przekazując wszystkie, tajne, nieprawdziwe informacje reszcie rozchichotanych koleżanek. Perfidne kłamstwa rozpowiadane przez koleżankę, przyczyniły się do nieprzyjemności ze strony rówieśników. Docinki, głupie komentarze, nieprzyjemne zaczepki, często kończące się ostrą wymianą zdań, kłótnią, a nawet rękoczynem. Nie zawsze udawało się zgrywać obojętną. Pewne sytuacje, mocno wżynały się w umysł ciemnowłosej. Z biegiem czasu, wyciągając odpowiednie wnioski, stała się wzmocniona, uodporniona. Oczywiście miała własne, zaufane grono przyjaciół. Z niektórymi z nich utrzymuje kontakt do dnia dzisiejszego.



Czwarty rok nauki przyniósł nieodwracalne zmiany w życiu młodej czarownicy, a także w całym świecie magii. Wieloletni, starannie pielęgnowany pokój, został zachwiany. Mugolska wojna, rozpoczynająca się wraz z nowym rokiem szkolnym wywołała ogromne poruszenie. Zaistniałe poczucie zagrożenia, wzywało magików do większej ostrożności. Niektórzy czarodzieje, postanowili wesprzeć walczący naród. Na własne ryzyko utraty życia. Informacje momentalnie docierały do szerszej grupy odbiorców. Plotki z Ministerstwa, obszerne artykuły w gazecie, stawiające mugoli w złym świetle. Milburga chłonęła wszystkie informacje. Starała się śledzić zaistniałą sytuację. Widziała tragedię innych uczniów, zawiadomionych o bolesnej utracie jednego z członków rodziny. Krewnego, który poświęcił się walce w krwawej potyczce. Odczuwano niepokój, jednakże większość czarodziejskiego świata, nie chciała mieć z wojną nic wspólnego. Milburga obwiniała mugoli. Ich zachłanność, nieposkromioną żądzę władzy, zysków materialnych, brutalność, obojętność na śmierć niewinnych. Wkręcała się w ideologię propagowaną przez przedstawicieli szlacheckich rodów. Nie obwiniała za bierność w sprawie. Magiczny świat nie miał żadnego obowiązku, ażeby udzielić pomocy osobom z zewnątrz. Mimo walecznej, nieposkromionej, kochającej wyzwania duszy w pełni utożsamiała się z ich postępowaniem. Przyłączała się do wszechobecnej krytyki, Zaczęła w zupełnie inny sposób dostrzegać ich „wyjątkowość”, chcąc współdzielić ją bez wyjątku. Gdy nadarzyła się okazja, głośno negowała postępowanie niektórych czarodziejów, sytuację w kraju, obarczając winą mugoli. Wiedziała jak z nimi rozmawiać, czym powinna się kierować. Posiadanie nieskazitelnej krwi, jako forma wyróżnienia okazała się niesamowicie atrakcyjna. Odczuwała korzyści płynące z wyodrębnienia spośród zwyczajnego tłumu. Gdyby tylko udało się zachować swoją własną, niepowtarzalną odrębność. Rozpoczęcie wojny przez Grindelwalda, jeszcze bardziej uświadomiło ją w fakcie jaką drogę powinna wybrać. Sam agresor podzielał wyżej wymienioną ideologię. Konflikcie, który okazał się prawdziwym zagrożeniem dla świata magii. Wszystkie zdarzenia podziałały niezwykle motywująco. Ciemnowłosa, zaczęła przykładać większą wagę do nauki. Niektórzy rówieśnicy, potrafili bezbłędnie określić plany na przyszłość od samego początku pobytu w szkole magii. Wpływało na to wiele czynników: tradycje rodzinne, posady zapewnione przez wpływowych rodzicieli, osobista pasja, inspiracja bliskimi oraz osobami z zewnątrz. Wybór jej drogi życiowej miał  uwzględni czas. Uczestniczyła w klubie pojedynków, gdzie radziła sobie fantastycznie. Chór szkolny okazał się konikiem panny Dolohov, która bardzo szybko awansowała na jedną z głównych solistek, umilając wolno płynący czas częstymi występami. Kochała muzykę, emocje, które w niej wywoływała. Dzięki niej oddawała się szaleństwu. Miała świadomość swych umiejętności, zauważanej potęgi nieprzeciętnego głosu. Nudziły ją oklepane, powtarzane co roku, typowo szkolne pieśni. Chciała zacząć coś nowego, rewolucyjnego, nietypowego.  Może założyć swój własny zespół? Gdyby wszystko było tak proste, a bujna wyobraźnia przeistoczyła w realia.



Drogi Feliskie,

Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Nie miałam czasu, ochoty, prawdziwego życia. Jestem na czwartym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wiesz? Mówiłam ci, że należę do Slytherinu? Ojciec jest ze mnie dumny. Po raz pierwszy od dłuższego czasu. Przecież obracam się w kręgach najznamienitszych osobistości. Mam swoje grono, jednakże czuje, że jestem inna, niepasująca, wyobcowana. Staram się wdrążyć w ten twardy, patetyczny świat opierający się przede wszystkim na dyskryminacji niżej urodzonych czarodziejów nie posiadających czystej krwi. Oczywiście w pełni serca podzielam tę ideologię. Magiczny oraz mugolski świat opanowała wojna. Niepotrzebny rozlew krwi. Przyczyna wielu konfliktów. To wszystko sprawa mugoli! Nie mam słów, ażeby opisać wszystkie odczucia, emocje kłębiące się wewnątrz. Ach dziadku, gdybyś był obok, moglibyśmy godzinami rozmawiać na najróżniejsze tematy. Dyskutować, wymieniać swoje opinie. Brakuje mi tego.   Często nazywają mnie dziwakiem. Chcę być inna, wyróżniająca się. Nauczyciel prowadzący chór szkoły, powiedział, że mam wyjątkowy głos. Niesamowite, prawda? Zaproponował mi występ, podczas ostatniej kolacji przed Świętami Bożego Narodzenia. Nie wiem czy sobie poradzę! Mam w głowie tyle pomysłów. Chciałabym zapoczątkować coś nowego, rewolucyjnego, zaskakującego. Fascynuje mnie tyle rzeczy, pragnę czerpać tyle inspiracji. Czuje się samotna dziadku. Chciałabym być różnokolorowa, jak TY!

Milburga

Gdybym teraz mogła zacząć życie od nowa, zaczęłabym od szukania szczęścia, a następnie, gdyby to było możliwe, ochroniłabym je pancerzem i już niczego innego bym tak nie pragnęła przez całe życie.

Kolejne lata mijały powoli. Dziewczyna niechętne wracała do rodzinnego domu. Wakacje nie były odpoczynkiem – ciężką walką z zaborczym ojcem, mającym coraz bardziej szalone pomysły. Jeden z nich wydał się niezwykle intrygujący. Mężczyzna doszedł do wniosku, że przyszedł czas na zapoznanie córki z dziedziną magii zwaną: czarną magią. Pewne wzmianki o przedstawionej dziedzinie, widniały w pamiętniku dziadka. Czytała je wiele razy, dowiadując się podstawowych, jednakże niezwykle istotnych informacji. Aldous, pokazał jej podstawy. Kilka zaklęć, ksiąg wartych przeczytania. Zaznajomił z artefaktami, znajdującymi się w rezydencji. Wyjaśnił ich zastosowanie. Wyostrzył ciekawość, zaszczepił motywację do poszerzania tej niezbadanej, nieprzewidywalnej wiedzy, dającej ogromne możliwości. O wiele szybciej wkraczała w dorosłość, ale także w okres młodzieńczego buntu. Była bardziej porywcza, nieprzewidywalna. Kierowała się ogromną pewnością siebie, emocjami, które niejednokrotnie brały nad nią górę. Zacieśniła więzi z pewnymi przedstawicielami szlacheckich rodów, którzy zaliczali ją do swoich wyjątkowych kręgów. Razem z nimi wprowadzali szkolny terror. Dokuczanie, dyskryminowanie szlam, niżej urodzonych czarodziejów. Odczuwali ogromną satysfakcję. Czuli się bezkarni, niczym władcy całej szkoły. Próbowali rzeczy iście zakazanych. Wspólne poszerzali wiedzę ogólną. Od czasu do czasu również czarnomagiczną - dziedziną, która fascynowała niejednego czarodzieja. Zakradali się do biblioteki, buszując w Dziale Ksiąg Zakazanych. Należała do Klubu Ślimaka, będąc doceniona za wybitne osiągnięcia naukowe, muzyczne, a także znaną sylwetkę ojca. Dolohov, zaczęła eksperymentować z wizerunkiem, chcąc wprowadzić swój rewolucyjny plan zmiany pewnych zwyczajów, panujących w szkole. Przemycała do swojego stroju dziwne, ekstrawaganckie elementy, wyróżniające się wzorem, kolorem. Eksperymentowała z makijażem. Od czasu do czasu urządzała publiczne występy na środku korytarza, racząc wszystkich zgromadzonych wymyśloną przez siebie piosenką. Oczywiście kończyło się to naganami, szlabanami, sowami do rodziców. Niektórzy znajomi, byli nieprzychylni takowemu zachowaniu, rzucając w jej stronę nieprzyjemne uwagi, krytyczne spojrzenia. Odczuwali coś w rodzaju urazy - przede wszystkim najbardziej zagorzali przedstawiciele domu węża. Osoby jej najbliższe, były przyzwyczajone do dziwnych zachowań dziewczyny. Był to niezapomniany okres, w którym czuła, że naprawdę żyła. Gdy przyszedł czas egzaminów, skupiła się przede wszystkim na: zaklęciach i urokach, transmutacji, astronomii oraz obronie przed czarną magią. W głowie świtało jej wiele pomysłów. A może by tak, zostać stróżem magicznego prawa? Zasiąść w obszernych ławach Wizengamotu, pomagać w leczeniu magicznych chorób, zostać Ministrem Magii? Udało jej się zdobyć, ocenę Wybitną z zaklęć oraz Astronomii. Obronę przed czarną magią oraz transumtację, zakończyła z wynikiem powyżej oczekiwań. Resztę, udało jej się zdać na całkiem dobrym poziomie. Gdy przyszedł czas Owtemów, sytuacja nie zmieniła się. Wyniki okazały się niemal takie same jak na poziomie Sumów.



Powrót do domu okazał się przełomowy. Dziewczyna nie chciała rozstawać się z murami szkoły. Poznanymi ludźmi, przygodami oraz możliwością poszerzania ciągle niezgłębionej wiedzy. Nie miała dobrych wiadomości odnośnie planowanej przyszłości. Zamierzała całkowicie sprzeciwić się zamiarom rodziciela. Aldous święcie przekonany, o tym, że córka bezzwłocznie pójdzie w jego ślady, szczycił się jej wybitnymi osiągnięciami w nauce w kręgach najbliższych znajomych. Podkreślał fakt, obeznania córki w kulturze innych krajów. Znajomości więcej niż jednego języka. Posiadania przodków w odległych krańcach Europy. Oczytana, talentu muzycznego oraz sportowego. Milburga, stanowczo zakomunikowała, że chce wiązać swoją przyszłość z muzyką. Kształcić się w tym kierunku, zrewolucjonizować magiczny rynek muzyczny, przełamując stereotypy oraz fakt, że kobiety w tych czasach miały o wiele mniej do powiedzenia. Był uzależnione od mężczyzn. Miały mniejsze prawa i przywileje. Były w pewnym stopniu dyskryminowane. Dodatkowo, chciała podróżować. Odwiedzić ojczyznę przodków, poznać inne kultury, niezbadane krainy. Chciała udokumentować swoje pobyty. Następnie umieszczać wszystkie, zdobyte informacje w jednej z rubryk Proroka Codziennego. Rozwijać czaronmagiczne umiejętności, które stanowiły duże zainteresowanie. Stała się częstszym bywalcem Śmiertelnego Nokturna. Ojciec był wściekły. Zagroził, że jeżeli pójdzie swoją droga, nie będzie miała prawa wstępu do domu rodzinnego. Będzie mogła czuć się jak wyrodna, wydziedziczona córka. Na pewien czas, skutecznie odwiódł ją od życiowych planów. Los sprawił im nie lada niespodziankę. Ludvika zaszła w ciążę. Latem, 1945 roku urodziła małego Percivala. Kobieta od ponad roku miała problemy ze zdrowiem fizycznym, jak i psychicznym. Zeszczuplała, zmizerniała, odporność spadła. Płuca coraz częściej rozrywał duszący kaszel. Pojawiały się urojenia, stany lękowe, bezsenność. Matka miała spokojny, ugodowy charakter. Jednakże nikt nie mógłby ująć jej zawziętości, upartości, stawiania na swoim. Częste kłótnie z Aldusem, obwinianie o mącenie w głowie nieposłusznej córce, obarczanie niepowodzeniem w różnych dziedzinach życia, spowodowało załamanie. Milburga, miała również inne przeczucia. Kobieta, pracująca w rezydencji jako gosposia, co wieczór przynosiła matce leczniczy napar, tłumacząc i wychwalając jego zdrowotne właściwości. Przekonując, że bez dziwnej mikstury, zdrowie kobiety byłoby w jeszcze gorszym stanie. Czarnowłosej udało się przyłapać służącą, na dodawaniu do jak się później okazało zwykłej herbaty, odurzającego eliksiru, nieznanego pochodzenia. Nie wyuczała, że wszystkiemu był winien Pan Dolohov, chcący odsunąć żonę od pewnych spraw, a nawet posunąć się do najgorszego, ażeby uzyskać upragnioną swobodę. Gdy dziedzic przyszedł na świat, Aldus bezwzględnie postanowił przejąć całkowitą kontrolę nad jego życiem. Miał do tego spore prawo. Lekarze, wykluczali zdolność Ludviki do prawidłowego wychowania dziecka. Zaproponowali izolowanie chłopca, dla jego własnego bezpieczeństwa. Ciemnowłosa była wściekła. Nie odstępowała załamanej matki, starając się zrobić dla niej wszystko. Wiedziała, że najbliższy czas, poświęci rodzinie. Plany na przyszłość odeszły na drugi plan. Minęło kilka miesięcy. Sytuacja w domu stawała się coraz bardziej uciążliwa. Aldous izolował córkę od brata, wynajmując szereg wykwalifikowanych nianiek, wybranych spośród dużej selekcji. Stan Ludviki pogarszał się. Kobieta, zaczęła niespodziewanie wychodzić z domu o różnych porach dnia. Znikała na całe godziny, dnie. Niejednokrotnie, córka odbierała ją z różnych miejsc nieopodal rezydencji oraz miasta. Była w opłakanym stanie. Brudna, rozczochrana, podrapana z otarciami, małymi siniakami na kolanach i nadgarstkach. Sytuacja stawała się nie do opanowanie. Matce groziło zamknięcie na oddziale psychiatrycznym w Szpitalu Świętego Munga. Pewnego, marcowego dnia, nastąpiło wiele przełomowych sytuacji w życiu Milburgi, a także całej rodziny. Podczas gdy rodziciel, kolejną godzinę spędzał w wymagającej, ciężkiej pracy, córka zajmowała się porządkami. Inaczej mówiąc, poprawianiem niedociągnięć wynajętej gosposi. W pewnym momencie, rozległ się dzwonek do drzwi. Służąca niechętnie wpuściła nieznajomą kobietę w podeszłym wieku, podającą się za przyjaciółkę rodziny. Niepokojące, podwyższone głosy dochodzące z holu, zaniepokoiły dziewczynę. Schodząc na dół, dojrzała zgarbioną sylwetkę staruszki. Ta, najprawdopodobniej poznała Pannę Dolohov, od razu wypowiadając jej imię. - Milburga, jak ty wyrosłaś! Czarnowłosa, była w szoku. Nie miała pojęcia kim jest nieznajoma osoba. Będąc w ogromnej konsternacji, zaprosiła staruszkę do salonu, ażeby odbyć z nią wyjaśniającą rozmowę. Przez dłuższą chwilę siedziały bez słowa, kierując wzrok w najmniejszy zakamarek pomieszczenia. Herbata podana przez gosposię, już dawno wystygła. Kobieta uśmiechała się tajemniczo. Odezwała się pierwsza. Nazywała się Moira. Była jedną z najlepszych przyjaciółek dziadka. Okazało się, że dziadek opowiadał jej wiele szczegółów dotyczących wnuczki. Poruszyła wiele tematów. Historii łączących ją ze zmarłym. Humorystycznych, poważnych, a nawet wyciskających łzy. Kobieta z ogromnym smutkiem wspomniała pogrzeb czarodzieja. Współczuła dziewczynie, jego rychłego odejścia. Już dawno planowała złożyć jej wizytę, jednakże targana wątpliwościami odkładała ją na później. Od słowa do słowa, zapytała Milburgę o plany na przyszłość oraz zamiary wykorzystania majątku, który zapisał jej dziadek. Ciemnowłosa przez chwilę zaniemówiła. Patrzyła na staruszkę pytająco, pełna wątpliwości. Nie posiadała, żadnych informacji na poruszony temat. Moira, opowiedziała jej sytuację sprzed kilku lat. Była jednym ze świadków, składania przez seniora ustnego testamentu. Staruszka została jeszcze godzinę, po czym pożegnały się przyjaźnie, obiecując, że będą w stałym kontakcie poprzez korespondencję. Milburga, miała pewne podejrzenia. Wiedziała, że musi jak najszybciej, bezzwłocznie zbadać sprawę. Musiała ułożyć odpowiedni plan, aby dopiąć swego. Dalszy przebieg dnia nie zapowiadało kolejnego nieszczęścia, tym samym odłożenia spraw na później. Do czasu. Tej samej gwieździstej nocy, gdy księżyc w pełni, wdzierał się swoim jaskrawym blaskiem do Rezydencji, dom ogarną paniczny krzyk matki. Pełen strachu, przerażenia, dezorientacji. Dolohov błyskawicznie poderwała się na nogi. Drzwi frontowe zatrzasnęły się z głuchym hukiem. Ludvika wybiegła na dwór. Uciekała. Zapewne miała halucynacje. Młoda czarownica nie miała pojęcia jak długo błąkała się po okolicznych rozdrożach, polanach, lesie, nawołując imię matki. Aż do momentu, w którym bezwietrzną, cichą noc, rozdarło przeraźliwe wycie. Stwór, który je z siebie wydawał, musiał być nieopodal. Milburga, z nieopisaną prędkością, pobiegła w tamtą stronę. Już dawno straciła orientację, próbując pomóc sobie wiedzą astronomiczną. Wątłe, nieruchome, martwe ciało, leżało nieopodal. Strzępy koszuli nocnej, udekorowane rdzawą krwią. Makabryczny widok rozpłatanego, rozszarpanego ciała. Nie dało się jednogłośnie stwierdzić, że osoba, tonąca w ciemnej kałuży krwi, obnażona, zmasakrowana, skrzywdzona była zaginioną. Milburga wiedziała. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, zaniosła się rozrywającym serce płaczem. Klęczała przy tym, co pozostało po bliskiej osobie. Nie była w stanie zrobić najmniejszego ruchu. Emocje, które nią targały, były nie do opisania. Dopiero po chwili ojciec, wraz ze służącą dotarli do miejsca masakry. Wezwano pomoc medyczną, stróży magicznego prawa. Wyrok był jednogłośny: - Zaatakowana przez Wilkołaka. Wiadomość ta uderzyła w nią z ogromną siłą. Wilkołak, w tych okolicach? Bezwolny, bezkarny? Dlaczego był na wolności? Nabuzowana emocjami, sprzecznymi myślami, żądzą zemsty, wiedziała co musi zrobić. W głowie narodził się pomysł, ażeby stać się pogromcą tych bestialskich stworzeń. Kwestią czasu okazało się przystąpienie na przygotowujący kurs.



Milburga wyprowadziła się z domu rodzinnego, niespełna dwa miesiące po okrutnych wydarzeniach. Musiała zająć się niedokończonymi sprawami matki. Zamieszkała we własnym mieszkaniu w magicznej części Londynu. Aby usprawnić swoje finanse, zaczęła dorabiać, występując w miejscowych  klubach, restauracjach. Miała ogromną nadzieje, że ktoś dostrzeże talent muzyczny oraz ogromne zaangażowanie. Ojciec przesyłał jej niewielką sumę pieniędzy. W ogóle nie utrzymywali kontaktu. W tym czasie postanowiła wyjaśnić sprawę testamentu. W korespondencji z przyjaciółką dziadka, dostała dokładne informacje o miejscu pracy obecnego tam prawnika. Przedstawiając sytuację, po wielu zaprzeczeniach mężczyzna przyznał się do błędu. Okazało się, że współpracował z ojcem Milburgii. Miał dość ciągłych szantaży, zastraszeń z jego strony. Potwierdził, że już bardzo dawno nie ma nic wspólnego z szemraną przeszłością. Wyszedł na prostą. Obiecał bezwzględną pomoc.  Mając dwadzieścia jeden lat, postanowiła w pewnym stopniu odizolować się od przeszłości. Zaznać swobody, poczuć przygodę, kontrolować własne życie. Zaczęła podróżować, rozpoczynając od rodzimych terenów na wschodzie Europy. Opisując wszystkie doznania w obszernym pamiętniku pozostawionym po dziadku. W przeciągu dwóch lat, udało jej się zobaczyć między innymi: północna Europę, Francję, Irlandię i wiele innych. Spotkać wielu inspirujących ludzi, poznać ich zwyczaje, tradycje. Nauczyć się podstaw wybranych języków. Dotrzeć do jednego z odłamów obszernej rodziny. Po powrocie do kraju, przystąpiła na kurs Brygadzisty. Świetnie poradziła sobie z egzaminami wstępnymi. Psychologicznymi jak i fizycznymi. Starała się być jak najlepsza. Doskonalić swoje umiejętności, sprawność fizyczną oraz odporność. Ciężka, mozolna list do Wilhelminy Tuft trwała 1.5 roku. To właśnie w tym miejscu, Milburga poznała mężczyznę, w którym się zadurzyła. Ich relacja mimo swej intensywności, nie trwała długo. Ukończyła szkolenie z wysokim wynikiem. Bardzo szybko rozpoczęła działanie, jako asystentka, aby po czasie osobiście przewodniczyć misją. Bardzo dobrze radzi sobie z wyznaczonymi zadaniami. Często przejmując inicjatywę po swojemu. Silna, zdeterminowana, zawzięta, bezwzględna i niepoddająca się. Dysonowała wieloma cechami, których mogli pozazdrościć jej sami mężczyźni. Chciała udowodnić, że kobiety to niezależne, twarde istoty. Polowania stawały się katalizatorem. Uwalniały dzikie instynkty, agresję. Mord krwiożerczych potworów, był swego rodzaju widowiskiem. W pewnych momentach nienawiść brała nad nią górę. Nie poznawała samej siebie. Chciała pnąc się w górę, rozwijać pasję, szczeble kariery. Pomścić śmierć matki. Raz na zawsze rozprawić się z ojcem, walcząc o swoje. Odzyskać skradziony majątek. Wyrwać brata z jego sideł. Stać się wpływową, czarownicą w świecie magii.



26 luty 1943
Tom Marvolo Riddle, był moim rówieśnikiem. Podzielał poglądy związane z nieskazitelną czystością krwi, dyskryminacją mugoli, niżej postawionych czarodziei. Był inny niż wszyscy. Pilny, ambitny, dobrze wychowany, prefekt domu Salazara. Wyjątkowy. Nadzwyczaj utalentowany, wielokrotnie przewyższając swoimi umiejętnościami starszych przedstawicieli szkoły. Stawał się coraz popularniejszy, gromadząc wokół siebie niezliczoną ilość osób, chcących za wszelką cenę uszczypnąć tajemnicy tej niepoznanej potęgi. Byłam jedną z nich. Zapatrzoną, zafascynowaną. Chciałam poszerzać wiedzę. Rozwijać dziedziny, które od początku nauki w szkole, były moją mocną stronę. Wiedziałam, że niesamowity chłopak, posiada ogrom wiedzy, którą mogłabym posiąść, znajdując się w kręgu. Starałam się do niego zbliżyć. Obserwowałam go na przerwach, jednakże nie byłam jedyna. Konkurencja osób zainteresowanych młodym czarodziejem, była potężna. Starałam się, znaleźć coś, czym mogłabym mu zaimponować. Zwrócić na siebie uwagę, dać do zrozumienia, że chciałabym nawiązać, bliższą przyjazną relację. Starałam się jeszcze bardziej udzielać na niektórych lekcjach, za co srebrzysto - zieloni dostawali nagrody w postaci punktów. Poruszać ciekawe dyskusje podczas spotkań Klubu Ślimaka. Dawać z siebie wszystko na szkolnych występach. Efekt, w pewnym stopniu okazał się skuteczny. Po lekcjach zaklęć i uroków, które kochałam najbardziej, Tom podszedł do mnie. Pochwalił moje dotychczasowe dokonania. Poinformował o tajnym spotkaniu, któremu przewodniczył, zapewniając, że nie będę zawiedziona. Bez zastanowienia stawiłam się w wyznaczonym miejscu. Byliśmy liczną grupą, składającą się przede wszystkim z osób szlacheckich rodów. Utworzyliśmy coś w rodzaju bractwa – Rycerzy Walpurgii. Byliśmy na każde jego skinienie. Chłonęliśmy słowa, ideologie, obietnice, pokazy umiejętności. Podczas otwarcia Komnaty Tajemnic, szkoła stała się ofiarą wielu okrucieństw. Domyślaliśmy się, że sprawcą tego wydarzenia mógł być Tom. Byłam zaszokowana, jednakże nie mogłam się poddać. Odczuwałam niedosyt, pragnęłam wiedzieć więcej. Miałam pewność, że idąc dalej, odnajdę odpowiedzi na nurtujące pytania. Zgromadzę większe doświadczenie z dziedziny czarnej magii. Zostanę doceniona, będę jedną z wysoko postawionych członkiń. Mówił niesamowite rzeczy, dotyczące władzy, odmiany obecnego świata. Rósł w siłę!


Obecnie jestem zagorzałym członkiem Rycerzy Walpurgii. Mam nadzieje, że zajmę tam niezwykle istotną pozycję.
strona 437





Patronus: Nie potrafi wyczarować. Z różdżki wydobywa się srebrzysta mgiełka. Nie jest w stanie zgromadzić wyjątkowych, ukazujących błogie szczęście wspomnień. Przepełnia ją zbyt dużo negatywnych emocji. Coś w rodzaju blokady.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 1 +1 (różdżka)
Zaklęcia i uroki: 10 +3 (różdżka)
Czarna magia: 16 +1 (różdżka)
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 0 Brak
Eliksiry: 1 Brak
Sprawność: 4 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Język obcy: rosyjski II 3
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Astronomia III 10
Historia Magii II 2
Jasny umysł I 2
Kłamstwo II 5
ONMS IV 20
Retoryka I 2
Spostrzegawczość II 5
Starożytne runy I 2
Ukrywanie się I 3
Zastraszanie I 2
Zielarstwo I 2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Brak 0 0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Brak 0 0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Brak 0 0
AktywnośćWartośćWydane punkty
Muzyka (wiedza) II 7
Muzyka (śpiew) II 7
Muzyka (fortepian) I 1
GenetykaWartośćWydane punkty
Latanie na miotle I 1
Polowanie I 1
Reszta: 0


Wyposażenie

Różdżka, sowa, teleportacja, 10 punktów statystyk




[bylobrzydkobedzieladnie]


Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.


Ostatnio zmieniony przez Milburga Dolohov dnia 23.08.15 22:58, w całości zmieniany 23 razy
Milburga Dolohov
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t883-milburga-dolohov https://www.morsmordre.net/t1133-edgar#7523 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-13-13 https://www.morsmordre.net/t1132-milburga-dolohov#7519
Re: Milburga Dolohov [odnośnik]04.09.17 18:45

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

   
Milburga walczy z wilkołaczymi bestiami, podróżuje, tworzy własną muzykę - nic dziwnego, że wzbudza kontrowersje. Czy jednak wychodzi jej to na złe? Wszystkie tragedie, które ją spotkały - od śmierci dziadka, poprzez rozszarpanie matki na strzępy, na wojnach kończąc - sprawiły, że zhardziała i dziś bezwzględnie walczy o swoje, spełniając się jako Brygadzistka i oddana członkini Rycerzy Walpurgii. Czy uda jej się uwolnić swego młodszego brata? Czy zostanie kontrowersyjną gwiazdą muzyki? Leć na fabułę i daj nam popalić!
   
OSIĄGNIĘCIA
Buntowniczka - Milburga od lat szokuje wyglądem, zachowaniem czy marzeniami o karierze muzycznej
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak
Kartę sprawdzał: Evandra Rosier
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Milburga Dolohov  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Milburga Dolohov [odnośnik]04.09.17 18:46
WYPOSAŻENIE
różdżka, bon na różdżkę

ELIKSIRYBrak

INGREDIENCJEposiadane: Brak

BIEGŁOŚCIBrak

HISTORIA ROZWOJU[24.08.15] - KP
[27.11.15] Pełnia +35 pkt
[13.12.15] Spotkanie Rycerzy +10 pkt
[25.12.15] Klub Pojedynków +35 pkt
[10.07.16] Wątek z Czary Ognia -20 pkt
[15.05.17] Zwrot PD; +2CM, +60PD
[02.06.17] +5 punktów do statystyk
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Milburga Dolohov  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Milburga Dolohov
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach