Wydarzenia


Ekipa forum
Piętro
AutorWiadomość
Piętro [odnośnik]04.04.21 18:55

Piętro

"Oto jest fiolet - drzewa cień idący żwirem,
fiolet łączący miłość czerwieni z szafirem. -
Tam brzóz różowa kora i zieleń wesoła,
a w jej ruchliwej sukni nieb błękitne koła."
Na piętro prowadzą stare, drewniane schody, na których wymalowane są kwieciste wzory. Na górze natomiast znajduje się korytarz, otwarta przestrzeń oraz schody na strych. Korytarz prowadzi do pokoju Juliena oraz drugiej pustej sypialni, która w obecnej chwili pełni funkcję gościnną. Wolna przestrzeń została zapełniona przeróżnymi bibelotami i drobiazgami, a także starym meblami oraz regałami pełnymi książek, płyt, kryształków, materiałów, ciuchów... wymieniać można bez końca, co też poprzednia właścicielka tu upchała. Stanowi to wręcz preludium do strychu, który posiada jeszcze więcej skarbów.


[bylobrzydkobedzieladnie]


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Piętro [odnośnik]04.04.21 18:56

28 listopada 1957

Malowanie dekoracji teatralnych było jednym z ulubionych zajęć pomocniczych w teatrze i w zamyśle młodego poety nie różniło się nazbyt wiele od malowania ścian - farba farbie nierówna, lecz mechanizm i strategia ta sama. Dlatego młody Francuz nie miał większych obaw przed odnową przestrzeni na piętrze Makówki. Nie chodziło o pokoje, a o korytarz - chociaż nie tylko było to korytarzem, a również przestrzenią gdzie znajdowało się od groma gratów i bibelotów, które przez ostatnie tygodnie gromadziły zaledwie kurz. Zaprosił, rzecz oczywista, Botta do pomocy - niby prośba rzucona na wiatr, lecz zgoda i chęć pomocy wiele znaczyły dla Juliena, który najwyraźniej dlatego stresował się cały ranek. Naiwnie sądził, że dziwny dreszcz ekscytacji na wspólnie spędzone popołudnie był zaledwie radością, niewinnym pąkiem róży, który wciąż skrywał swą prawdziwą woń.  
Czarodziej grajdołek zmniejszył zaklęciem i schował do kilku skrzyń, jakie wniósł, póki co, na strych, jeszcze bardziej zapełniony przeróżnym różnościami. Będąc tam, zabrał kilka puszek farb, jakie zostawiła po sobie cioteczka. Kobieta, na szczęście, miała gusta podobne do szanownego krewnego, który z lekkim oczopląsem wędrował po kolejnych, finezyjnych nazwach, dosyć jaskrawych kolorów. Wiosenny deszczyk, malinowy ogród, złote kłosy, miodowe lato, powiew wiosny, wrzosowa dolina, błękitna laguna, zachodzące słońce. Zmieszanie tych barw mogło dać kolejne, ciekawe odcienie, na co młodego jasnowidza mrowiły wręcz palce. Kilka pędzli również się znalazło, jakieś patyczki, szpachelki, zestaw farb olejnych, a i nawet jakieś stare poplamione już farbami prześcieradło, które młodzieniec rozłożył na podłodze dla ochrony posadzki. Poręcz schodów obłożył kolejnymi szmatkami i tak przygotowaną przestrzeń oplótł spojrzeniem. Wyglądało to niemal profesjonalnie, a na środku on, w znoszonej koszuli spowitej plamkami od farb i w podobnie zroszonych kolorami ogrodniczkach z kieszonkami, w których już znajdowało się kilka pędzli. Jaki był plan konkretnie na kilka ścian, które w obecnej chwili straszyły wypłowiałym różem, który już dawno stracił swą świetność pod naporem licznych plam i zacieków? Proste, nie było większego planu, zaledwie myśli niezmącone kształtem.
Nim jeszcze Bott się pojawił, de Lapin przygotował talerzyk z landrynkami, kromki chleba, pastę z pomidorów oraz kawałki pieczonego kurczaka - o ile sam Jules nie byłby w stanie tego ugotować, tak powstało to wszystko dzięki uprzejmości kochanych sąsiadek, które potrafiły po sesji wróżenia stanąć w jego kuchni i z zapałem upichcić co im w duszy grało.
Dwa kubki z rumiankowym naparem, zdobiły przestrzeń ciepłymi oparami gorąca, gdy przez kolejne minuty młodzieniec czekał na przyjaciela. Dla przezorności ocieplił pomieszczenie zaklęciem, przez co wydawało się, jakby w Makówce panowało lato.
Kilka godzin później dwójka przyjaciół okupowała piętro, a z gramofonu usytuowanego na schodach przygrywały najnowsze hity rock and rolla. Bose stopy sunęły raz po raz, zawijając poplamione prześcieradło, odkrywając drewnianą podłogę. Różdżkę czarodziej zostawił gdzieś w pokoju, całkowicie o niej zapominając w towarzystwie Louisa. Przykucnął przy malinowym ogrodzie, trzymając nieporadnie śrubokręt w dłoni, po czym zaczął próbować podważyć wieko puszki, aby ją otworzyć. – I... i ten róż jest piękny, chętnie pokryłbym nim… całość, lecz podejrzewam, że nie… nie… nie wystarczy farby. Niestety... Myślałem o tym co chciałbym tu namalować, lecz te barwy są tak... Żywe, samoistnie potrafią grzmieć w powiewach niemal morskich fal, lecz piętrzących się w tęczowym błysku, niżeli lazurze… Nie chciałbym ich kalać sztampowym przedstawieniem figuratywnym - mówił, przerywając co chwilę, aby skupić się na podważaniu wieka puszki. Wreszcie westchnął ciężko i opadł na zadek, rozprostowując długie nogi na boki. – Uparta puszka - mruknął, stukając rączką śrubokręta o wieczko. – Jest taki amerykański artysta, zginął rok temu, Jackson Pollock, kojarzysz? - zapytał, wlepiając omszałe spojrzenie w uroczą twarz Botta, na chwilę milknąc gdy utknął w bezdennych źrenicach, rozświetlanych wspomnieniem spadających gwiazd. Wreszcie zamrugał kilkakrotnie i uśmiechnął się niewinnie, uciekając spojrzeniem na puszkę, a potem inne farby. Trzeba było otworzyć je wszystkie – tak, tak trzeba było. – W każdym razie, widziałem kilka jego płócien na wystawie w Paryżu i są to niezwykle ekspresyjne dzieła, myślę, że na ścianie mogłoby to wyglądać wybitnie! Fuzja kolorów, która powstała zaledwie przez gesty - nasze gesty, nasz ruch i naszą ekspresję, zapisaną barwnym językiem wrażliwości - westchnął rozmarzony. Pollocka poznał przez swego dobrego znajomego mugolaka, również artystę – paryżanina – który był wielkim fanem dzieł amerykańskiego ekspresjonisty. Od dawna nie mógł wyrwać z umysłu obrazów, lecz nigdy nie zdobył się na odwagę, aby spróbować, choć odrobinę naśladować proces twórczy Amerykanina. – Zawsze chciałem spróbować sam czegoś takiego, lecz nigdy nie miałem okazji.


A on biegł wybrzeżami coraz innych światów. Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów
Julien de Lapin
Julien de Lapin
Zawód : poeta i wróżbita
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
je raisonne en baisers

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9230-julien-de-lapin#280581 https://www.morsmordre.net/t9250-walentyna https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f314-dolina-godryka-makowka https://www.morsmordre.net/t9251-skrytka-bankowa-nr-2157#281325 https://www.morsmordre.net/t9253-julien-de-lapin
Re: Piętro [odnośnik]31.05.21 19:26
Pogoda nas nie rozpieszczała. Lało jak z cebra już od kilku dni i wcale nie wyglądało, żeby miało przestać. Niebo przez cały czas zasnuwały gęste chmury, więc z moich obserwacji gwiazd nic nie było i choć w teorii dzięki temu ten czas mogłem wreszcie przeznaczyć na sen, to oczywiście tego nie robiłem. Wieczory spędzałem z nosem w książkach, między innymi we Frankensteinie od Juliana. Wbrew temu, czego się obawiałem, nie miałem większych problemów ze zrozumieniem języka i choć początkowo kręciłem też nosem na sposób napisania powieści, to wciągnąłem się w nią już od pierwszej strony... no, może od piątej... I choć wyglądało na to, że w związku z tym nie potrzebowałem tłumacza, to wcale nie przeszkadzało mi w byciu coraz częstszym gościem Makówki. Właściwie bardzo szybko poczułem się w niej jak w domu i zacząłem traktować jak część Kurnika. I może to i lepiej, że dokładnie do wczoraj harowałem przy chatce naszych sąsiadów, żeby ją uszczelnić i ocieplić, bo... jak się nad tym zastanawiałem, bez tego Julian mógłby mieć poważne problemy z pozbyciem się mnie ze swojego domu. Tak, wiedziałem, że lubi towarzystwo, wiedziałem, że nie ma nic przeciwko, żebym u niego przesiadywał, ale... znałem siebie. I wiedziałem też, że kiedy kogoś bardzo lubię, mogę nie mieć zahamowania w spędzaniu z nim czasu. I... na dłuższą metę to nigdy nie kończyło się dobrze. Ostatnim czego chciałem, to żeby Julian miał mnie dość - dlatego potrzebowałem znaleźć sobie nowe zajęcie (o które na szczęście wcale nie było trudno w Dolinie). Tak to sobie przynajmniej tłumaczyłem.
Dziś jednak nie miałem żadnych skrupułów w mąceniu spokoju Makówki. Zabrawszy ze sobą zniszczone już ciuchy, których wcale nie było mi żal "dobić" wmaszerowałem do ceglanego domku bez pukania jak do siebie. Od razu otoczył mnie charakterystyczny zapach palonych ziół, który zdążyłem już polubić, i przyjemne ciepło zmuszające mnie do szybkiego pozbycia się z grzbietu kurtki i swetra. Starając się zrobić jak najmniej hałasu, stąpając cicho jak kot w dziurawych skarpetach, minąłem opartą o ścianę gitarę, którą zostawiłem tu już z tydzień temu, i spróbowałem zakraść się jak najbliżej Juliana, żeby już przy nim dla żartów potrząsnąć mocno głową ochlapując go kroplami deszczu z przemoczonych włosów. Jak dobrze było znów zobaczyć jego uśmiech i usłyszeć wesołe "bążur".

Kilka godzin później już przebrany w jeansy tak dziurawe, że chyba powinno się o nich mówić "dziura ze strzępami materiału", i pożółkłą i poplamioną bokserkę, przyglądałem się ścianom, które mieliśmy malować. Niczym niezrażony gibałem się przy tym w rytm muzyki płynącej żywo z gramofonu. Nigdy nie umiałem ustać spokojnie przy rock'n'rollu, a będąc w tak doskonałym nastroju jak w tej chwili, to już w ogóle nie było możliwe. Julian wpadł w natchniony monolog jak często mu się to zdarzało pod wpływem chwili i choć niewiele rozumiałem z tego co mówił, to ani mi się śniło mu przerywać. Nie miałem pojęcia skąd mu przychodziło dobieranie tak niezwykłych słów, ale urzeczony tym zjawiskiem za każdym razem mógłbym go słuchać godzinami, tego byłem pewny. Nawet jeśli akurat rozprawiał o jakimś artyście-malarzu zza oceanu, którego dzieł nie widziałem nigdy na oczy. Na jego pytanie tylko pokręciłem głową nie wcinając mu się nawet krótkim "nie", za to z uśmiechem zacząłem obserwować jego kolejne próby otwarcia puszki farby.
- Czekaj, pomogę ci - rzuciłem, kiedy śrubokręt w ręce Julka znów ześlizgnął się z wieka i o mały włos a by go ugodził. Kucnąłem naprzeciw niego i delikatnie wyjąłem mu narzędzie z ręki.
- Musiała zaschnąć - mruknąłem marszcząc brwi i starając się otworzyć puszkę nie siłą a sposobem.
- I przypominam, że nie mam talentu malarskiego. To znaczy mogę zagruntować ściany i sufit, mogę je jednolicie pomalować, nie ma problemu, ale moich pseudoartystycznych dzieł z pewnością nie chciałbyś na nich mieć - parsknąłem rozbawiony wyobrażając sobie ścianę pokrytą patykowatymi ludzikami złożonymi z kresek i kółek. Dokładnie w tym samym momencie obluzowane wieczko malinowej farby puściło, a kompletnie tym faktem zaskoczony nie zdążyłem zareagować na czas. Farba chlusnęła ochlapując prześcieradło na podłodze, Julka i, jakżeby inaczej, mnie też.
- Ups? - wyrwało mi się, kiedy z różowymi piegami na twarzy zastygłem na moment w bezruchu. - Wybacz - uśmiechnąłem się jednak zaraz rozbawiony i wyciągnąłem rękę chcąc zetrzeć mu farbę z policzka. Zamiast tego jednak niechcąco roztarłem mu ją jeszcze bardziej na skórze, tworząc pokaźną smugę. No cóż... Braliśmy pod uwagę taką ewentualność, że się pobrudzimy, nie? Nie sądziłem tylko, że to się stanie jeszcze przed faktycznym malowaniem ścian.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Piętro
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach