Wydarzenia


Ekipa forum
Amycus Nott //budowa
AutorWiadomość
Amycus Nott //budowa [odnośnik]14.06.21 20:10

Amycus Caerus Nott

Data urodzenia: 13.05.1934
Nazwisko matki: Carrow
Miejsce zamieszkania: Ashfield Manor
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Lew salonowy, mecenas sztuki; jeden z opiekunów Opery, konsultant artystyczny w Piórku Feniksa, kompozytor
Wzrost: 180cm
Waga: 64kg
Kolor włosów: Blond
Kolor oczu: Niebieski
Znaki szczególne: Dłonie pianisty


Figura matki, odkąd tylko pamięta, była dla niego tylko widmem. Mitycznym wręcz stworzeniem, którego wygląd znał jedynie z portretów, a charakter natomiast z opowieści. Jej istota umyka mu niemal całkowicie, będąc synonimem wszystkiego tego, czego mógł doświadczać i otrzymać. Wszelkich niespełnionych możliwości, kaprysów i zachcianek. Przecież matki od tego były, prawda? Od osładzania swoim pociechom życia, podczas gdy pan ojciec patrzył na nie twardym wzrokiem, dbając niemo o należytą dyscyplinę.
Niańki jednak robiły swoje; wokół niego zawsze kręciła się ich cała gromada, która dbała o to, by niczego mu nigdy nie brakowało. Od dziecka przyswajał więc fakt, że centrum jego małego wszechświata, skoncentrowane było na nim. A wszechświat ten, ochoczo reagował na piękne oczy, wymowne grymasy czy dziecięce łzy. w tym wszystkim nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego świat jest o wiele mniej surowy niż ten, w którym krążył jego starszy brat. Bo przecież to nie on był dziedzicem pana ojca, więc czemu ten miałby poświęcać mu nadmierną ilość uwagi?
Nie znaczy to jednak, że jego życie poświęcone było surowego spojrzenia ojca. Theseus robił wszystko, by jego syn wyrósł na tak zwanych ludzi. Szybko dał synowi do zrozumienia, że łzy nie sprawdzą się w jego wypadku, a wszelkie grymasy czy emocjonalne podchody były straconą sprawą. Amycus więc starał się ponad wszystko, by go zadowolić. Jedyną osobę, która w jego małym świecie, który zamykał się w ścianach rezydencji, nie opiewała jego jestestwa zachwytem. Bał się, ale tylko trochę. Obdarta z emocjonalności sylwetka ojca, zawsze napełniała go niepokojem. Zawsze więc, kiedy ojciec patrzył, był najlepszą wersją siebie. Najbardziej oderwaną od tego, kim w rzeczywistości był.


Kochał muzykę. Kiedy jego palce po raz pierwszy dotknęły klawiszy fortepianu, coś w nim kliknęło. Ćwiczebne gamy i pasaże szybko przeistoczyły się w pełnoprawne utwory, które pokazywali mu nauczyciele. Utwory, które z każdym kolejnym były bardziej wymagające i skomplikowane. Jasne było, że matematyka rytmu nie sprawiała mu najmniejszego kłopotu, a wygrywane na oktawach melodie, które były wynikiem po równo wrodzonego talentu i ciężkich ćwiczeń, sprawiały mu szczerą, dogłębną szczerość. W parze z grą na instrumencie szła również chętna nauka teorii muzyki, a kiedy wreszcie posiadł odpowiednią wiedzę i umiejętności, jego umysł zaczął układać własne sonaty, etiudy i preludia.


List z Hogwartu, był dla niego osobistą tragedią. Owszem, jego dziecięcy umysł cieszył się, że ruszy w ślady brata. Że wreszcie zanurzy się w środowisko, które pozbawione było wszechobecnych, surowych spojrzeń ojca. Za miłymi obrazami młodzieńczej wolności, która była pochodną wizji bycia z dala od domu, ciągnął się cień odcięcia od tak swobodnego dostępu do tego, co kochał. Od białych klawiszy i czarnych półtonów. Od możliwości zajęcia miejsca na stołku i podkręcenia go do odpowiedniej wysokości.
Ravenclaw. Słowa tiary przydziału wydawały się wyrokiem, który z drugiej strony sprawiał wrażenie wypowiedzianych skrycie pragnień. Oczekiwał, albo raczej oczekiwano od niego, że pójdzie w ślady brata, kończąc tym samym w Slytherinie. Miał wrażenie, że tym samym w pewien sposób zawiódł ojca, jednak wątpliwości te szybko zniknęły pod wpływem przyjaznych twarzy, ludzi którzy dzielili jego zainteresowania, a przede wszystkim tego, że grube mury szkoły skutecznie chroniły go przed bezpośrednim spojrzeniem rodzicielskich oczu. Chciał być dla niego najlepszym, więc skoro nie mógł być najlepszym ślizgonem, mógł być własną najlepszą wersją krukona.
Nauka nie szła mu źle. Nie można było jednak powiedzieć, że w szczególny sposób brylował na tle kolegów i koleżanek z domu. Trzymał się w bezpiecznej czołówce, jednak jasne było, że przedmioty szkolne nie do końca spełniają jego potrzebę i wizję rozwoju. Melodie wciąż grały w jego głowie, a brak swobodnego dostępu do instrumentu rekompensował sobie spisywaniem partytur i uczęszczaniem do szkolnego chóru.


Gdyby miał wyrażać swoje opinie, nigdy nie uważał się za łamacza niewieścich serc. Jakaś część niego zawsze mu powtarzała, że szczupła, chuda sylwetka nie działała na jego korzyść, a twarz nie plasowała się pośród dziesięciu najbardziej pociągających. Te drobne wątpliwości, chochlicze podszepty, kiedy się tylko pojawiały, zawsze były przed niego skrzętnie ignorowane. W końcu w domu nauczono go, że przy odrobinie chęci, naturalny urok mógł zdziałać cuda. I chyba tak poniekąd było. Może była to zasługa wyćwiczonego uśmiechu, niemal nienaturalnie błękitnych oczu, a może wyuczonych słów pochwały i sprytnych kłamstewek, które miały ułatwiać mu życie. W kącikach ust często skrywał się nonszalancki uśmiech szelmy. Jakaś niewypowiedziana tajemnica, która była delikatną zapowiedzią wszystkich miłych rzeczy, które mógł szeptać do uszu dziewcząt. Jedno było jasne - potrafił zjednywać sobie ludzi, a kiedy mógł być sobą, pozbawionego wzroku ojca, pełzającego po jego plecach, szło mu to cholernie dobrze. Sympatyczny, nienachalny, szarmancki chłopak, którego towarzystwa szukano. A jego serce, zgodnie z popularnym powiedzeniem, nie było sługą. Amycus zdawał zakochiwać się wciąż i od nowa, jakby nie tyle wpadając w zachwyt urody czy charakteru, co całego jestestwa każdej napotkanej istoty. Kochał ludzi. I kochał ich kochać. Słodkie uczucie inspirowało go, napełniało natchnieniem, które ochoczo przelewał na papier.


Ciężko było mu patrzeć na swoją przyszłość poważnie. On sam chciał oddać się muzyce; dogłębnie i bez żadnych granic. Była jego największą miłością w życiu, a takie należało hołubić. Jasne jednak było, że jego ojciec zapatrywał się na to nieco inaczej. Jeśli jego syn miał już cokolwiek robić w życiu, to miało być to coś więcej jak pisanie na kolanie utworów, które krytycy mogli tak samo łatwo docenić, jak zwyczajnie zmiażdżyć je pod butem. Przyszłość po Hogwarcie, nie należała więc tylko do młodego Notta - była sprawą i dziełem jego rodziciela, który zwyczajnie pociągnął za sznurki. Wysłał go do krewnych jego nowej małżonki, do Paryża, z nadzieją że tam jego syn nabierze ogłady i chociaż trochę zastanowi się nad tym, co chce robić w życiu.
A Paryż... Paryż był piękny. Oszałamiający wręcz i pobudzający zmysły. Mamił i bawił, a Amycus błyszczał na wystawnych przyjęciach dalekiego kuzynostwa i przyszywanych ciotek. Jako cudzoziemiec, często znajdywał się w centrum uwagi, ale kochał ten stan niepomiernie. Doceniano jego talent, chwalono pomysły, a praktyki w Paryskiej Operze, tylko dopełniały całego obrazka, który w pewien sposób zaczął mu się podobać. Spędził za granicą całe dwa lata. Dwa lata, które na zawsze trzymał blisko w sercu.
Po powrocie do rodzinnego kraju, jego imię i nazwisko zaczęło jasno i wyraźnie wspierać rodzimą operę i podlegających jej artystów. Stał się mecenasem sztuki, aktywnie dbając o ich rozwój i promocję. Aktywnie na tyle, na ile było mu to na rękę. Nikt nigdy nie mógł powiedzieć, że zaniedbywał swoje obowiązki, jednak w pewnym momencie w jego głowie zaczęło grać coś z goła innego, jak klasyczne melodie, a kompozycje trzymane w szufladach zaczęły krzyczeć o wiele głośniej. Lżejsze melodie nie nadawały się do zaprezentowania komukolwiek w operze, tak samo jak nie zawsze przystało je grać na salonach. Nie dla szerokiej publiki. W końcu więc zebrał co miał, ze swoimi pomysłami zgłaszając się do Piórka Feniksa, a te spodobały się jego właścicielowi. Zaczął więc dzielić czas; opera była jego obowiązkiem, jednak próby i konsultacje dla Piórka były czystą przyjemnością. Były pozbawione umownej sztywności pełnych przepychu sal opery i sprawiały, że czuł się bardziej... sobą. Jego współpraca nie była jednak jawna; ojciec jasno dał mu do zrozumienia, że jego nowe hobby powinno pozostać właśnie tym - dodatkową rozrywką, o której powszechna świadomość nie była raczej mile widziana.



Patronus: Słowik
Niepozorny ptaszek, który znany jest ze swojego słodkiego śpiewu, sam w sobie symbolizując przede wszystkim wszystkich uczuć, które związane są z miłością. Słowik uczy o wadze słowa i muzyki, o leczeniu za pomocą sztuki. O tym, jak wielkie skarby kryją się w uczuciach, nawet tych zapomnianych i odrzuconych.
Chciałby powiedzieć, że wspomnienia do których sięga, to to jego matki. Zamiast niej, myśli więc o Eurydice. O tych licznych chwilach, przepełnionych wesołym chichotem, kiedy oboje biegali po korytarzach posiadłości, ciesząc się swoją obecnością i dziecięcą chwilą beztroski. Myśli o momentach, kiedy siadał przy niej do fortepianu, a palce radośnie uderzały o klawisze, wygrywając wdzięczne melodie, a ona z radością przyjmowała je, pląsając dookoła w tańcu.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 260
Uroki:63 (rożdżka)
Czarna magia:10
Magia lecznicza:00
Transmutacja:22 (rożdżka)
Eliksiry:00
Sprawność:4Brak
Zwinność:6Brak
Brak
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
FrancuskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaI2
Historia MagiiI2
KłamstwoII10
KokieteriaI2
PerswazjaI2
SpostrzegawczośćI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Wytrzymałość FizycznaI2
SzczęścieI5
Savoir-vivreII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny--
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Gra na fortepianieII7
Muzyka (śpiew)II7
Muzyka (wiedza)III25
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec balowyI0.5
Taniec współczesnyI0.5
SzermierkaI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 0
Gość
Anonymous
Gość
Amycus Nott //budowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach