Wydarzenia


Ekipa forum
Mortimer Lockhart
AutorWiadomość
Mortimer Lockhart [odnośnik]05.08.21 15:40

Mortimer Lockhart

Data urodzenia: 24 kwietnia 1930r.
Nazwisko matki: Umbridge
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Aktor, poszukiwacz przygód, aspirujący pisarz, najpiękniejsza ozdoba czarodziejskiego świata
Wzrost: 180
Waga: 80
Kolor włosów: Jasny brąz
Kolor oczu: Szare
Znaki szczególne: Niesforne kędziorki, najpiękniejszy uśmiech, znamię w kształcie gwiazdki na lewym ramieniu.



Czy te oczy mogą kłamać?


- Monsieur Lockart, na wstępie pragnę zaznaczyć, iż to zaszczyt dla mnie przeprowadzać z panem rozmowę… - Słowa uciekają drżącym głoem z czerwonych usteczek młodej francuzeczki, a ja uśmiecham się najpiękniej jak potrafię. Dziewczę płonie rumieńcem, mile łechtając moje, wcale nie małe ego. Oczywiście, iż jest to dla niej zaszczytem. Jestem w końcu gwiazdą, największą z nich wszystkich oraz jedyną, wartą obserwacji. Jestem wspaniały w każdym calu, a gdy młoda dziennikareczka wymienia kolejne pochlebstwa spuszczam wzrok, nonszalancko zakładając splecione dłonie na kolanie w geście udawanej skromności. Skromny jestem jednak tylko za zewnątrz, doskonale wiedząc, że na wszystkie pochlebstwa zasłużyłem całym sobą.
- Ależ moja droga, moje osiągnięcia są zasługą jedynie ciężkiej pracy… - Odpowiadam z francuska. Tak, jak każdy ulubieniec tłumów odpowiedzieć powinien. Ciężka praca, uśmiech losu oraz wsparcie tych, którzy mnie uwielbiali - to właśnie chcieli ode mnie usłyszeć. I słyszeli za każdym razem. - Widzę w panience pasję, z przyjemnością więc opowiem o tym, o czym jeszcze nikomu nie mówiłem… - Snuję w zamyśleniu, przenosząc spojrzenie szarych oczu na śliczniutką buzię. Jej oczęta błyskają ekscytacją a ja już wiem, iż oto moja rybka złapała haczyk. Szczery wywiad, fakty o których nikt jeszcze nie słyszał… Oczami wyobraźni już widziałem ten nagłówek gazety, ekscytację fanów oraz złote monety, które zapełnią moje kieszenie. Tak, to z pewnością się sprzeda.
- Och… - Wyrwało się ze słodkich usteczek dziennikareczki (dla których znalazłem z pięć lepszych zajęć niż mówienie) na co odpowiedziałem nonszalanckim uśmiechem. Jednym z tych, które porywały dziewczęce serca sprawiając, iż te padały u mych stóp. Tak było zawsze, a te które się mi opierały, zwykłe nie były godne choćby splunięcia na ich buty. - W takim razie, panie Lockhart, czy mógłby pan opowiedzieć mi o swojej rodzinie? Ponoć pańskie pochodzenie jest godne uwagi? - Dziewczę pyta, a powstrzymuję chęć teatralnego wywrócenia ślepiami. Oczywiście. Jakby moja rodzina mogła być w jakikolwiek sposób być ciekawszą od mojej wspaniałości. Banalne pytanie wzbudziło we mnie również rozczarowanie - miałem nadzieję, że panienka wykaże się większą kreatywnością.
- Ach tak, moja rodzina… - Podejmuję w końcu jakże nieciekawy temat moich “korzeni”, o których ja sam już dawno zdążyłem zapomnieć. - Moja babka była najpiękniejszą kobietą, jaka stąpała po tej ziemi. - Zaczynam opowieść od najbardziej interesującego faktu. Chyba jedynego, którego nie przyszło mi zmyślić bądź przekręcić. - W jej żyłach płynęła wila krew, a ja do tej pory nie wiem, jakim cudem mój dziadek zdobył jej serce. - Snuję z lekkim uśmiechem na ustach, sugerując iż wspomnienia rodziny są czymś, co wywołuje ciepło w mym sercu. Tak naprawdę serca nie posiadam już od kilkunastu lat, o ile kiedykolwiek przyszło mi je posiadać. - Dalej, mój ojciec pracował w magipolicji. Był mężczyzną odważnym oraz pełnym honoru… - Zwłaszcza robiąc przekręty z tymi, których nie powinno się denerwować, o tym jednak świat nie musi wiedzieć, wszak to moja historia jest w tym wszystkim najważniejsza. - Robił wszystko aby zapewnić nam godne warunki… Niestety, gdy miałem siedem lat zginął, heroicznie ratując dzieci z płonącego budynku… To… Och… - Teatralnie unoszę dłoń ku twarzy, chcąc otrzeć nieistniejącą łzę. Dobry kłamca musi w pewnym stopniu uwierzyć w swoje łgarstwa, aby być wiarygodnym. A ja jestem wybitnie dobrym kłamcą i gdzieś nawet szkoda mi staruszka, który w tej historii poświęcił życie w wyższym celu. Opowiedziałem już tyle różnych historii dotyczących jego śmierci, że zupełnie zapomniałem, co było jej prawdziwą przyczyną, z pewnością jednak nie było w tym momencie istotne. Smutne westchnienie wyrywa się z piersi pięknej dziennikareczki, a ja wiem, iż dokonałem odpowiedniego wyboru. Poruszenie dziewczęcych serc zawsze przychodziło mi z niezwykłą łatwością. - Przepraszam… - Wyrzucam z siebie, by unieść szare spojrzenie na śliczną buzię zdradzając wewnętrzny, nieistniejący ból. - Moja mama pracowała w szpitalu świętego Munga jako pielęgniarka. Pięknie tańczyła, nigdy nie odmawiała pomocy… - … i zawsze próbowała zaszczepić we mnie choć odrobinę empatii, co zawsze wydawało mi się niezwykle zabawnym. Poczciwa Opal chyba do końca swego życia miała nadzieję, że okażę choćby odrobinę serca. - Niestety ona oraz moja młodsza siostra… Och, to zbyt tragiczna historia, aby ją opowiadać… - Mówię załamując swój głos to tu, to tam, aby wypowiadane przeze mnie słowa nabrały wiarygodności. Ponownie unoszę dłoń do twarzy, a smukła rączka francuzeczki ląduje na mojej dłoni, próbując mnie pocieszyć. Emocje były kluczem do niewieścich serc, a jako doskonały kłamca doskonale wiedziałem, jakich słów użyć, aby je wywołać. Tak naprawdę nie mam najmniejszego pojęcia, co działo się ze starą Opal oraz młodą, wieki temu nasze relacje rozmyły się, to jednak nie zapewniłoby mi współczucia i westchnień, wypełniających moje kieszenie złotem.
- Strata najbliższej rodziny musiała być dla pana okrutnym ciosem… - Słyszę, powstrzymując cisnący się na usta uśmieszek. Nie odczuwałem ich braku, rzadko kiedy pojawiali się w moich myślach, mniej interesujący od mojej wspaniałości oraz złota wypełniającego skrytkę. Kiwam w potwierdzeniu głową, nadal zgrywając ogromny smutek, gdy ciche westchnienie wydobywa się z dziewczęcej piersi, którą chętnie ujrzałbym nie skrytą pod materiałem szaty. - Zmieńmy więc temat… - Pada ze ślicznych ust, a ja łaskawie zgadzam się na propozycję. W końcu, wszak jak można chcieć rozmawiać o mojej rodzinie, skoro można mówić o mnie oraz wspaniałościach mej osoby?



Czy ja mógłbym serce złamać?


- Jak to się stało, panie Lockhart, że brytyjski chłopiec uczył się w Beauxbatons mając Hogwart niemal pod swym nosem? - Dziewczę z zaciekawieniem unosi brew ku górze, a ja uśmiecham się nieśmiało. Oczywiście, Hogwart był wyborem oczywistym, ja jednak od najmłodszych lat nigdy nie wykazywałem zainteresowania oczywistościami. Były nudne, mdłe oraz nieciekawe, a to sprawiało iż nie pasowały do persony, jaką chciałem się stać. Wiedziałem, że jestem stworzony do rzeczy wielkich… A raczej tak sobie wmawiałem podczas chłodnych, zimowych nocy leżąc pod dziurawym kocem z pustym brzuchem.
- Moja matka oraz babka zawsze wykazywały zainteresowanie tamtymi stronami. W naszym domu słuchało się francuskiej muzyki oraz czytywało francuską literaturę, dbano również abyśmy znali ten język, wybór wydawał się więc prosty. - Odpowiedziałem, wzruszając delikatnie ramionami. W wieku dziesięciu lat byłem pewien, iż nie potrzebuję szkoły, aby osiągnąć wielki sukces. Zawsze byłem świetnym kłamcą, miałem sprawne ręce, bystry umysł oraz szybkie nogi, pozwalające mi zwiać, gdy robiło się zbyt gorąco. Wielu zapewne nazwałoby mnie tchórzem, ja jednak wolę myśleć o sobie jako o czarodzieju rozsądnym, unikającym zbędnego ryzyka. - Trafiłem do domu Smoków, a sztuki sceniczne oraz proza skradły me serce. Uwielbiałem wcielać się w różne role, wywoływać zachwyt na twarzach publiczności, dawać im chwilę wytchnienia oraz oderwania od ponurej rzeczywistości. - Snuję z uśmiechem, pomijając wszelkie inne, szkolne historyjki. Fani nie musieli wiedzieć wszystkiego, mieli jedynie zapełniać moją skrytkę swoim złotem oraz wielbić mnie do końca ich istnienia. Prawda jest taka, iż byłem niezłym ziółkiem, które nie raz gniło w kozie, gdy któryś z nauczycieli nie docenił jego geniuszu. Tak zawsze było. Szarzy, zmieleni przez życie niedoszli artyści nie potrafili zauważyć mojego blasku, zmuszając mnie do kilku mniejszych oraz większych interwencji. To jednak miało pozostać tajemnicą dla szarej masy, wszak w ich oczach byłem ideałem; przykładem porządnego obywatela pięknych krajów.
- Czy to prawda, że rozważał pan karierę sportowca? - Słysząc to pytanie śmieję się, poprawiając się na fotelu, który z pewnością był niskiej jakości - już czułem, jak moje mięśnie będą mi to miały za złe.
- Przez pewien czas, owszem. Widzi pani, grałem w szkolnej drużynie jako ścigający. Szło mi całkiem nieźle i przez chwilę zastanawiałem się czy moja kariera nie powinna skierować się w tym kierunku. - Przyznaję z uśmiechem. Szkolna drużyna upewniła mnie w tym, iż stworzono mnie do wielkich czynów. Wiwaty oraz oklaski uzależniały, dodając skrzydeł… I pomysłów, jak szybko osiągnąć obrany przeze mnie cel.
- Zapewne nie tylko ja cieszę się, że jednak obrał pan inną drogę. Stratą byłoby, gdybyśmy nie mogli poznać pana talentu… - Kolejne komplementy mile łechcą moje ego sprawiając, że siadam przykładniej w krześle, spoglądając na słodką francuzeczkę przychylniejszym okiem. - Nasze czytelniczki z pewnością nie wybaczyłyby mi, gdybym nie spytała o jedną kwestię, powiązaną z pańskim pobytem w Beauxbatons… - Zaczyna, a ja już doskonale wiem, w którą stronę potoczy się ta rozmowa. - Pańska książka, Rêver aux chandelles, opowiada o niespełnionej miłości oraz romansie młodzieńca z jego nauczycielką… Czy wydarzenia z książki są wzorowane na pańskich przeżyciach? - Zielone oczęta błyszczą ciekawością, a ja powstrzymuję ziewnięcie. To pytanie słyszę za każdym razem, gdy zgadzam się na wywiad (a te odbywam w regularnych interwałach, nie chcąc aby moje złote owieczki zapomniały o tym, jak bardzo mnie kochają). Uśmiecham się więc tajemniczo, doskonale wiedząc, co powinienem powiedzieć. - Niestety, nie mogę wyjawić tej tajemnicy. Mogę jednak zdradzić, iż wskazówki dotyczące jej rozwiązania pojawią się w kolejnych moich dziełach… - Przez chwilę w pokoju słychać jedynie skrobanie pióra, a damskie lico pokrył rumieniec. I wiedziałem, że owa panienka z pewnością miała okazję czytać jedną z moich książek. Kobiety były stworzeniami niezywkle prostymi w swoim funkcjonowaniu a ja, jako prawdziwy ich znawca, doskonale wiedziałem jak dobierać słowa, by pobudzić ich fantazje. Taki był cel moich książek, mającym być dodatkiem do mojej, jakże zawrotnej, kariery aktorskiej.
Dziennikareczka zakłada nogę na nogę, a moje spojrzenie odruchowo sunie wzdłuż zgrabnych nóżek. Merlinie, jak ja mam się tu skupić? Moje myśli przez chwilę wędrują w nieprzyzwoite rejony, dopóki na ziemię nie przywołuje mnie kolejne pytanie:
- Skoro już jesteśmy w temacie, pańska kariera robi niesamowite wrażenie, panie Lockhart. Jak to się stało, że znalazł się pan na deskach najpopularniejszych, francuskich teatrów? - Kuszące wizje zostają rozmyte przez ponowny brak jakiejkolwiek fantazji ze strony francuskiej dziennikareczki. Standardowe, wręcz podręcznikowe pytanie sprawia, iż krzyżuję dłonie na piersi, chcąc subtelnie zakomunikować brak zadowolenia. I biada jej, jeśli tej sugestii nie zauważy, w swej wspaniałości nie zwykłem wybaczać potknięć.
- Widzi pani, niezywkle cenię sobie ludzi, gdyż to ludzie podali mi pomocną dłoń. Kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam… I to właśnie przypadkowe spotkania miały największy wpływ na moje życie. - Niemal recytuję standardową formułkę, nie czując chęci, by zaszczyć śliczną acz mdłą dziennikarkę co ciekawszymi informacjami dotyczącymi mojej drogi do sławy. - Wpierw, tuż po szkole podróżowałem po francuskich ziemiach zbierając doświadczenie, bez którego żaden aktor nie może osiągnąć mistrzostwa w swej sztuce… - Nicea, Prowansja oraz inne, warte zobaczenia miejsca. To tu, to tam, czasem zwędzony portfel czasem uwiedziona młoda panna, zapewniająca kilkudniowy dach nad głową. Zawsze potrafiłem sobie poradzić, zawsze również podawałem błędne imię, by ów ofiara przypadkiem nie zniszczyła mego wielkiego sukcesu. Obserwowałem, spisywałem interesujące historie pewien, iż kiedyś mogą okazać się przydatne. Spędziłem nawet kilka miesięcy na statku, polewając wina kapitanowi w zamian za interesujące historie oraz informacje. - A gdy czułem się gotowy, udałem się do Paryża. Znalazłem pracę w jednym z teatrów… Resztę swojej kariery zawdzięczam moim cudownym fanom, bez nich z pewnością nadal byłbym nikim… - Mówię z pokorą to, co moi fani chcieli przeczytać w tym wywiadzid. To dzięki wam, jestem wdzięczny, moje dzieła są dla was… Banały powtarzane przez każdą gwiazdę, by zadowolić fanów, aby ich złoto trafiało do mojej skrytki. Prawda była z goła inna - swój sukces zawdzięczałem mojej słodkiej Colette. Bajecznie bogatej w złoto oraz znajomości, pachnącej ciężkim piżmem oraz okrutnie samotnej. Wykorzystałem okazję, okazałem zainteresowanie a ta z miłością dała mi to, czego pragnąłem najbardziej - sławę oraz pieniądze. Nowe teatry, nowe znajomości, nowe zlecenia w których pomagał mi mój spryt oraz urok osobisty. Nigdy nie byłem głupi, zapewne gdybym miał przyrównać się do zwierzęcia określiłbym się jako wyjątkowo przystojnego lisa. Po roku każdy Paryżanin wiedział, kim jest Mortimer Lockhart.
- Chyba mogę śmiało powiedzieć, że my, francuzi, zakochaliśmy się w pańskiej twórczości. Wpierw na deskach teatrów, później między stronicami pańskich ksiąg. Skąd pomysł, aby rozpocząć karierę pisarską? - Uśmiecham się na to pytanie, przypominając sobie tamten wieczór. Zapach kobiecego ciała, świeżych pomarańczy oraz słodkiego wina roznosił się w powietrzu, gdy siedziałem w saunie z jednym mecenasów. Kobiety uwielbiają te czytadełka, mówię Ci. Napiszesz cokolwiek byleby było romantycznie, ja poruszę znajomości i bum! Pieniądze w skrytkach… No, co Ty na to, Mort? Umiałem pisać, posiadałem wyobraźnię oraz wyjątkowe zamiłowanie do kobiecych ciał, uznałem więc to za całkiem dobry pomysł. I znów posyłam dziennikarce dłuższe spojrzenie, mając przygotowane w zanadrzu odpowiednie kłamstwa. - Chciałem dać coś więcej moim fanom. Przedstawienia dzieją się cyklicznie, czasem niektórzy nie mogą na nie przyjść z powodu pracy… Chciałem, aby mogli mieć cząstkę mnie przy sobie w każdej chwili, gdy tylko tego zapragną. I niczym w sztukach staram się dawać moim wiernym fanom różne doznania. O Rêver aux chandelles już dziś rozmawialiśmy, La beauté de la simplicité opowiada o ratunku czarownicy z rąk handlarzy niewolnikami oraz urokach francuskiej wsi, jest swego rodzaju refleksją nad codziennością. Zaś Dame de la mer to powieść przygodowa, pełna egzotyki oraz subtelności. Jako autorowi pozostaje mi mieć nadzieję, iż nie rozczarowuję moich fanów tym, co dla nich tworzę. - Odpowiadam podniośle, z poczuciem powinności względem tych, którzy pchają złoto do moich kieszeni. Romanse okazały się istną żyłą złota, dodatkowo napędzającą moją aktorską karierę. Kobiety przychodziły mnie oglądać, a te które mnie już znały, spijały słowa ze stronic moich ksiąg, płonąc przy tym rumieńcem.
- To pasjonujące, panie Lockhart. Na koniec pozwoli pan, iż spytam o sprawy prywatne? Wieść o pańskich zaręczynach z córką Ministra rozbiegła się po całej Francji, czy zdradzi pan nam jak to się zaczęło? - Kolejne pytanie wywołujące błysk w dziewczęcych oczach, a ja niemal od razu przywołałem najpiękniejszy uśmiech na swoje wargi. Najlepsza rybka, jaką udało mi się złowić. Bogata, znana, słodka oraz niezwykle naiwna Julie spijała słowa z moich ust robiąc wszystko, o co ją poprosiłem. Mój piękny słowik, którego zamknę w złotej klatce.
- Złapała mnie w sidła. - Mówię ze śmiechem, kręcąc przy tym głową. Staruszek nie chciał, abym zbyt wiele mówił, nie mogę jednak odmówić moim złotym owieczkom. - Spotkaliśmy się na jednym z przyjęć, moje napotkałem jej zielone oczęta swoim wzrokiem… I już wiedziałem, że moje serce należy tylko do niej. - W rzeczywistości było odwrotnie. Słodka Julie wodziła za mną wzrokiem od kilku miesięcy. Z początku myślałem, że to zwykła, przeciętna czarownica zupełnie nie warta mojej uwagi, później jednak dotarła do mnie wiadomość kim jest ów podlotek. Odpowiednie przestawienie, kilka słodkich słów i tak oto piękna córka Ministra miała zostać moją żoną. Tusza jednak uwielbiała ckliwe historie o miłości od pierwszego wejrzenia - i taką właśnie wersję mam zamiar im prezentować.
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam szczęścia. Dziękuję, panie Lockhart. - Dziennikarka żegna się i wychodzi z mojego gabinetu, odprowadzana przez szare spojrzenie moich oczu oraz tajemniczy uśmiech.

Wywiad dla jednej z francuskich gazet, spisany w języku francuskim oraz tłumaczony przez samego Mortimera Lockharta.




Gdy się farsa zmienia w dramat...

Rzucam archiwalne wydanie gazety na mahoniowy blat, by ująć w dłoń szklankę pełną zimnego burbonu. Tamta rozmowa zdawała się mieć miejsce w innym, o wiele gorszym dla mnie świecie. Dotychczasowy dorobek aktorski oraz ślub z piękną córką ministra sprawiły, że moje nazwisko znane było w calutkiej Francji. Afisze sztuk, wystawy w księgarniach oraz reklamy kilku produktów bądź akcji charytatywnych (na to naciskał staruszek, a z Ministrem się nie dyskutuje)... To wszystko przyozdobione było moim zdjęciem. Udało się. Zyskałem sławę oraz pieniądze o których zawsze marzyłem. Sukcesem cieszyłem się równy tydzień, gdy doszedłem do wniosku iż oto nadszedł czas na kolejny etap mojego planu. Francję już podbiłem, teraz przyszedł czas na resztę świata. Znajomości mojej żony sprawiły, iż udało mi się nawiązać kontakty w starej ojczyźnie, doprowadzając do wydania mojej pierwszej książki, Rêver aux chandelles w Wielkiej Brytanii, oczywiście przetłumaczoną na język angielski. Udało mi się również gościnnie wystąpić na deskach kilku angielskich teatrów… Wtedy pojawiły się komplikacje. Moja słodka, naiwna Julie zaczęła pokazywać pazurki. Chcę zostać we Francji, Mort… Kupmy mały domek na wsi i zapomnijmy o wielkich światłach… Chcę założyć z Tobą rodzinę… Bla. Bla. Bla. Bla. Mój mały słowik powoli zaczął stawać się zmorą, wyciągającą dłonie po coraz więcej, jednocześnie próbując odciągnąć mnie od tego, co miałem osiągnąć. Próbowałem tłumaczyć, manipulować, Julie jednak niczym katarynka powtarzała tę samą śpiewkę, coraz mocniej działając mi na nerwy.
Sprawa rozwiązała się, gdy moja droga Julie zmarła kilka miesięcy temu, wskutek tragicznego wypadku. Tragedia francuskiego narodu mówiły tabloidy, rozwodząc się nad tym, jak wielką stratą była śmierć mojego słowika. Wylewałem krokodyle łzy nad grobem, napisałem sztukę na cześć mej zmarłej małżonki i jak każdy, przykładny mąż spędziłem cztery długie miesiące w ścisłej żałobie, podczas której rozpocząłem dokładne snucie kolejnych planów, mających na celu podbicie reszty świata. Moja pierwsza książka odniosła całkiem niezły sukces na ojczystej ziemi, poczyniłem więc kolejne kroki. I tak z dniem 14 lutego ukaże się angielska wersja kolejnej z moich książek - Dame de la mer. Udało mi się również nawiązać współpracę z jednym z teatrów, a nagłówki Tylko u nas francuska gwiazda teatralnych desek bądź jedyny i niepowtarzalny klejnot francuskiej sceny poczęły widnieć na afiszach rozwieszonych na londyńskich uliczkach. Nie przejmuję się wojną, te mają w zwyczaju niespodziewanie wybuchać oraz niespodziewanie gasnąć. Jestem gwiazdą. Istnieję po to, aby błyszczeć oraz być podziwianym. I nawet konflikt nie pokrzyżuje moich planów - wręcz przeciwnie, szalejąca wojna ma mi pomóc w osiągnięciu celu.
W jaki sposób? To już, drogi fanie, będziesz musiał odkryć sam.

Szanowna Pani,
Z najszczerszym smutkiem kreślę do Pani te słowa, zraniony brakiem odpowiedniej interwencji. Jako wielka, francuska gwiazda potrzebuję odpowiedniej porcji regeneracyjnego snu, by móc lśnić na deskach teatru Palladium. Niestety, ciągłe wybuchy na mojej ulicy sprawiają, iż cenne godziny snu są mi brutalnie wyrywane. Rozumiem wagę sprawy, czy jednak nie dałoby się tych najgłośniejszych spraw załatwiać w ciągu dnia? Z pewnością nie tylko ja, lecz i reszta szanowanych członków magicznego społeczeństwa docenimy ten wielki gest z Państwa strony.


Liczę na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.
Z poważaniem,
gwiazda francuskiego teatru Mortimer Lockhart


Patronus: Tamtego dnia nie zapomnę do końca swych dni. Był ciepły, słoneczny dzień. Jeden z takich, podczas których Pola Elizejskie pokrywają się kocami, na których przysiadają czarodzieje poszukujący chwili wytchnienia. Pamiętam promienie słońca tańczące na mojej twarzy gdy zmierzałem jedną z urokliwych uliczek w kierunku wielkiego gmachu teatru. Pamiętam stres oraz to poczucie ekscytacji, gdy oto kurtyna unosiła się ku górze. Nie pamiętam już w jaką rolę przyszło mi się wcielić, doskonale jednak pamiętam wiwaty, owacje oraz kwiaty lecące w stronę sceny, gdy kurtyna opadła na dół, a ja wykonałem pierwszy ukłon. Te owacje, to uwielbienie tłumu to najpiękniejsze wspomnienie, jakie posiadam. I tak oto sięgam po nie zawsze gdy chcę przywołać zaklęcie patronusa. Przypominam sobie satysfakcję, owacje oraz zachwyt w różnobarwnych tęczówkach publiczności, nim mglisty paw uleci z mojej różdżki, dumnie rozkładając ogon.  

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 153 (rożdżka)
Uroki:152 (rożdżka)
Czarna magia:00
Magia lecznicza:00
Transmutacja:00
Eliksiry:00
Sprawność:5Brak
Zwinność:6Brak
Reszta: 5
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
FrancuskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
KłamstwoIII25
KokieteriaII10
PerswazjaII10
SpostrzegawczośćI2
Zręczne ręceII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
EkonomiaI2
Wytrzymałość FizycznaI2
Savoir-vivreI2
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny--
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (tworzenie proza)II7
Literatura (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0.5
PływanieI0.5
Taniec balowyI0.5
Taniec współczesnyI0.5
jazda na łyżwachI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 0

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mortimer Lockhart dnia 18.08.21 2:35, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Mortimer Lockhart [odnośnik]18.08.21 2:12
Gotowe lord
Gość
Anonymous
Gość
Mortimer Lockhart
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach