Wydarzenia


Ekipa forum
Neleus Travers
AutorWiadomość
Neleus Travers [odnośnik]26.08.15 17:07

Neleus Travers

Data urodzenia: 1 grudzień 1923 rok
Nazwisko matki: Lestrange
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: brygadzista
Wzrost: 185cm
Waga: 83 kg
Kolor włosów: szatyn
Kolor oczu: szare
Znaki szczególne: blizny na ciele


Gdzieś w najdalszych i najciemniejszych zakamarkach ludzkiego umysłu czai się dzika bestia, prastara i pierwotna. Jest ona pamiątką po naszych dzikich przodkach, fragmentem ich drapieżnej natury. Choć tysiąclecia rozwoju nadały gatunkowi ludzkiemu pozory cywilizacji i kultury, pod warstwą ogłady w każdym z nas drzemie zwierzę, czekające tylko na sposobną chwilę, by siać trwogę, a nawet śmierć

Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko.

Chcesz wiedzieć jak wyglądało moje życie od początku? Usiądź w takim razie wygodnie w fotelu i posłuchaj co mam do powiedzenia. Jeśli będziesz chciał się napić, wino stoi w barku, jest do twojej dyspozycji....
No więc,zacznijmy może od samego początku. Naulpius był moim ojcem, a także żeglarzem. Pojął za żonę Azure Lastrange. Zawiła to była historia, ponieważ ojciec długo wzdychał do mojej matki półwili, by w końcu po długim czasie poprosić ją o rękę.  Oczywiście z tego związku narodziłem się ja, ten pierworodny, złote dziecko wspaniałych rodziców, później był Glaucus a pięć lat później narodził się nie planowany przez nich Thor. Były też dwie siostry. Byliśmy liczną rodziną, a ja miałem pokaźne rodzeństwo. Przyszedłem na ten świat w grudniu. Tylko ze względu na urodziny lubiłem śnieg. Od dziecka miałem końskie zdrowie. Nie chorowałem na żadną z chorób genetycznych, która dopadała tych, którzy urodzili się ze szlachetną krwią. Ojciec rzadko kiedy bywał w domu, morze zabierało mi go dość często, a on był zbyt do niego przywiązany by siedzieć w domu z rodziną. Nikt go za to absolutnie nie winił bo gdy wracał, siadał wieczorami z nami przy kominku i opowiadał nam o swoich morskich przygodach. Kiedy byłem dzieckiem słuchałem jego opowieści z wypiekami na twarzy. Fascynowały mnie trytony, zdradliwe syreny i sztormy na pełnym morzu. Chciałem być jak mój ojciec i poznawać otaczający mnie świat. Byliśmy bogaci, więc opiekowały się nami różne nianie, a później naszą edukacją zajmowały się guwernantki. Pierwszy raz siedziałem na Aetonanie mając 5 lat, później już rodzice regularnie zabierali mnie na lekcje jazdy konnej. Powtarzano mi, że każdy mężczyzna musi umieć jeździć konno. Trzeba rzec, że lubiłem te majestatyczne stworzenia. Rodzice mieli kilka okazów w swojej stajni. Już jako małe dziecko dostałem też swoją pierwszą dziecięcą miotełkę, na której latałem po całym naszym domostwie. Po tygodniu na swojej liście grzechów miałem rodzinną wazę, lustro w jednym z pokoi gościnnych, parę porcelanowych wazonów, kota sąsiadów, a także tygodniowy szlaban na miotełkę, która została mi siłą odebrana i schowana w szafie, w gabinecie ojca, do którego wstęp miał tylko on sam. Byłem kapryśnym i strasznie marudnym dzieckiem. Jako ten najstarszy uważałem, że wszystko mi się należy w większych ilościach i lepsze niż rodzeństwu. Nie chciałem się uczyć i starałem się za wszelką cenę unikać nudnych porannych zajęć jak ognia. Często też wpadałem w tarapaty, ponieważ byłem bardziej ciekawski niż ustawa przewiduje. Musiałem zawsze wciskać nos tam gdzie mnie najmniej potrzebowano. Jak to dziecko. Wyobraźnia ogromna, jednakże rozumek jeszcze mało pojętny. Uwielbiałem bawić się wraz z braćmi w marynarzy albo walczyliśmy na drewniane miecze. Tak więc dzieciństwo płynęło nam spokojnie i beztrosko. Czas rozpoczęcia nauki w Hogwarcie zbliżał się nieubłaganie, już za kilka miesięcy miałem zostawić swoje rodzeństwo i wyruszyć w swoją pierwszą podróż, która miała się zakończyć po siedmiu latach egzaminem dojrzałości. Matka strasznie pilnowała tego, by żadne z jej dzieci nie przynosiło wstydu rodzinie. We mnie pokładała największe nadzieje, ponieważ byłem najstarszy i powinienem dawać przykład młodszemu rodzeństwu. Azure wpajała nam od zawsze jacy to jesteśmy cudowni i przepiękni, oraz tłumaczyła dlaczego jesteśmy lepsi od innych: "ponieważ jesteśmy arystokracją, a arystokracja jest wyżej niż inni". Największą niechęć budzili jednak we mnie mugole. Nie mogłem tego wtedy jeszcze pojąć, ale miałem to chyba już we krwi. Zanim jednak skończyłem 11 lat i wyruszyłem do Hogwartu, nasza guwernantka dopilnowała bym biegle mówił językiem zarówno ojczystym, jak i francuskim. Kazano mi ciągle chodzić w eleganckich ubraniach i zabraniano je brudzić. Wraz z braćmi uczono mnie też szermierki.Ciężkie było dzieciństwo arystokratycznego dziecka.   



Nie wiem, jak wyglądam w oczach świata, lecz dla siebie jes­tem tyl­ko chłop­cem ba­wiącym się na mor­skim brze­gu, pochy­lającym się i znaj­dującym piękniej­szą muszelkę lub ka­mień gład­szy niż in­ne, pod­czas gdy wiel­ki ocean  jest ciągle zak­ry­ty prze­de mną.



Matka zabrała mnie na swoje pierwsze, prawdziwe zakupy na ulicę Pokątną. Tam kupiliśmy szkolne szaty, magiczne księgi, pierwszą magiczną różdżkę. Do tej pory pamiętam moją radość gdy trzymałem ją w rękach. Długość 16 cali, dość sztywna, zrobiona była z cisu i miała rdzeń z jadu bazyliszka. Już wtedy pan Olivander powiedział mi, że dokonam tą różdżką niesamowitych rzeczy, ale chyba mówił to każdemu młodemu czarodziejowi. Byłem wtedy tylko trochę zbyt pewnym siebie chłopcem, więc te słowa sprawiły, że poczułem się naprawdę kimś ważnym. Później wybraliśmy się do Magicznej Menażerii. Każdy pierwszoroczny uczeń mógł mieć jedno zwierzę: sowę, kota albo ropuchę. Oglądałem jednak te wszystkie zwierzęta w klatkach i nie mogłem się zdecydować na żadne z nich. W sklepie byliśmy sami: ja i matka. Usłyszałem jakieś dziwne głosy, jakby marudzenie i zawodzenie jednocześnie. Idąc za źródłem dźwięku znalazłem się przed dużą klatką z popielatym kociakiem o długiej sierści i pędzelkach na uszach. Może to było dziwne, ale ten zwierzak do mnie przemówił. Możecie mi wierzyć lub nie, ale powiedział mi że nazywa się Hypnos. Kupiłem go, chociaż wyobrażacie sobie zdziwienie na twarzy jedenastolatka gdy zwierzę mówi do niego ludzkim głosem. Powiedziałem o tym mamie, ale ona tylko uznała, że powinienem wyrosnąć z moich dziecięcych fantazji.  Z taką wyprawką mogłem iść podbijać świat. Cała rodzina odprawiła mnie na peron 9 i 3/4 . Matka płakała, że mnie zobaczy dopiero na święta, a ja obiecywałem rodzeństwu, że będę w listach pisał im jaki jest Hogwart. Azure błagała bym zachowywał się przyzwoicie, nie chciała bym przyniósł wstyd naszej rodzinie, bo tego by nie przeżyła. Posłuchałem jej, ale tylko przez moment. Już w drodze do zamku poznałem w pociągu kilku fajnych chłopaków. Razem siedzieliśmy w przedziale i zajadaliśmy czekoladowe żaby wymieniając się kartami czarodziejów. Przecież każdy był pasjonatem kart, ja nie byłem tutaj wyjątkiem.
Podczas głównej kolacji powitalnej Tiara przydzieliła mnie do Slytherinu co przyjąłem z wyjątkową godnością. Nie chciałem trafić do żadnego innego domu. Starsi koledzy z przedziału należeli do Slytherinu i powiedzieli mi, że w tamtych domach są tylko same charłaki, szlamy, zdrajcy krwi i ofiary losu. Wtedy byłem tylko obserwatorem i jako jedenastolatek uczyłem się wszystkiego, a także kopiowałem starszych kolegów. Praktycznie przesiąkłem ich zachowaniem, a także stylem i sposobem w jaki traktowali innych uczniów. Nie było to zbyt miłe traktowanie, mi jednak podobało się to że jestem kimś lepszym, a także byłem dumny że jestem w domu z którego wywodzi się sam Salazar Slytherin. Najbardziej fascynowała mnie transmutacja, a także zaklęcia. Gdy zrozumiałem sens tej nauki zacząłem pilnie pochłaniać wszelką wiedzę. Szybko zacząłem robić postępy w nauce i radzić sobie z prawie każdym zaklęciem. Każde jednak wymagało ode mnie dużego nakładu pracy i poświęcenia. Jednak było warto. Rodzice byli ze mnie dumni, a jeszcze większa duma ogarnęła ich gdy na piątym roku nauki wysłałem im list, że zostałem prefektem, a później prefektem naczelnym. Od tamtej pory przybyło mi obowiązków. Musiałem zapoznać nowych uczniów ze szkołą, jej zasadami oraz prowadzić ich do dormitoriów. Za przewinienia miałem prawo odejmować punkty. To ostatnie lubiłem najbardziej. Byłem wyjątkowo lubiany przez naszego opiekuna domu, ale to pewnie dlatego, że miał dobry kontakt z moim ojcem. Dzięki temu mógł mnie mieć na oku. Dla swoich ludzi byłem świetnym kompanem i wiernym przyjecielem, jednakże dla wielu innych byłem cyniczny, arogancki i często snobistyczny. Większość nieprzyjemności działa się poza oczami nauczycieli i mojego opiekuna domu, wszak rzadko się zdarzało że komuś podpadłem.  Lata nauki w Hogwarcie były tym co mogę uznać w moim życiu za najszczęśliwsze i najbardziej beztroskie. Złamałem serce wielu dziewczętom, które potem mnie za to szczerze nienawidziły.
Zawsze jednak na wakacje i święta wracałem do domu. Tam był tylko fragment dorosłego życia. Na bankietach i wieczorach poznawałem ludzi takich samych jak ja, a także Lordów. Należałem do nich, więc zachowywałem się jak oni. Rodzice mogli być dumni z tego jak mnie wychowali. Jeździłem także konno oraz ćwiczyłem szermierkę by doskonalić to czego się nauczyłem pod okiem moich opiekunów. Za to językiem francuskim podbijałem serca pięknych dam. Dopiero później poznałem prawdziwe dorosłe życie, po opuszczeniu murów bezpiecznej i nudnej szkoły.



Jest tyl­ko je­den sposób nauki - pop­rzez działanie.


Po szkole i wybitnych wynikach z praktycznie każdego przedmiotu wróciłem do domu. Moją kulą u nogi było zielarstwo, nigdy nie lubiłem tego przedmiotu, nawet dodatkowe konsultacje u profesorów przynosiły niewielkie efekty. Ojciec sądził, że po skończeniu Hogwartu wyruszę z nim w morze. Zdarzało się, że w wakacje ojciec zabierał nas w krótkie rejsy, wraz z moimi braćmi jednakże to oni byli bardziej tym zachwyceni, mnie to niezbyt ciekawiło. To nie było dla mnie. Od razu powiedziałem ojcu, że pragnę zostać Brygadzistą. Nie przyjął tego na początku entuzjastycznie. Nie chciał nawet słyszeć, że będę robił coś innego niż on sam . Wkurzony opuściłem rodzinny dom by dać mu czas by ochłonął, wszak znałem jego ognisty temperament i zamieszkałem w mieszkaniu, które wcześniej należało do naszej niedawno  zmarłej ciotki, znajdowało się w jednej z bogatszych dzielnic Londynu. Potrzebowałem wtedy spokoju i odrobiny samotności. Dość szybko zacząłem rozwijać swoje plany. Dołączyłem do elitarnej jednostki specjalnej, która zajmowała się wyłapywaniem, a następnie izolowaniem od społeczeństwa wilkołaków. Moje przeszkolenie trwało aż półtora roku, podczas którego przechodziłem regularny trening fizyczny, zgłębiałem wiedzę dotyczącą wilkołaków, a także miałem kontakt ze sprzętem służącym do polowań na te bestie. Przechodziłem też testy psychologiczne. Szczęściem, że nie cierpiałem na dolegliwości o podłożu genetycznym, inaczej z miejsca wyrzucono by mnie z kursu. Po pomyślnym zdaniu egzaminów odbyłem kilkanaście asyst gdzie nabywałem wiedzę praktyczną oraz oswajałem się ze stresem który miał mi odtąd zawsze towarzyszyć w pracy. W końcu mogłem odbyć swoje pierwsze polowanie, które zakończyło się sukcesem. Dołączyłem do grupy Brygadzistów w Londynie. Osiągnąłem swój cel. Śledziliśmy te istoty i pilnowaliśmy porządku by nikomu z ich przyczyny nie stała się krzywda. Była to praca trudna a zarazem niebezpieczna. To tutaj zyskałem kilka dość nieprzyjemnych blizn. Niestety w moim rozumowaniu, każda praca niosła za sobą jakieś ryzyko zawodowe. Wciąż jednak było mi mało. Pracując w tej branży poznałem ludzi, którzy interesowali się czarną magią. Byli to zapaleńcy wśród których wielu mówiło o Tomie Riddle'u .  Poznałem też człowieka o imieniu Larkin,nazwiska nigdy nie zdradzał, ja też mu nie zdradziłem nigdy swojego. To on wprowadził mnie w sekrety czarnej magii. Był moment gdy zrobiłem po 3 latach sobie przerwę w pracy. Moja psychika w pewnym okresie mojego życia prosiła o odrobinę odpoczynku. Zacząłem wtedy studiować zakazane księgi we własnym, możliwym dla mnie zakresie. We wszystkim pomagał mi mój wierny przyjaciel Larkin. Wtedy byliśmy praktycznie nierozłączni, niczym Flip i Flap, albo Chip i Dale.  W ten sposób przemieszczałem się po całym świecie. Takie życie mi się podobało.Nie byłem złym człowiekiem, nigdy nie zabiłem. Czasem jednak trzeba było wrócić do tego co się chciało robić od zawsze, po 2 latach wędrówek z Larkinem, przepełniony czarnomagicznymi nowinkami wróciłem do rodzinnego Londynu, a także odwiedziłem rodzinę. Wróciłem znowu do pracy jako Brygadzista.



Uświado­miłem so­bie, że mam prze­cież tęgi, zna­komi­cie spraw­ny umysł, a sko­ro tak, wi­nienem nim się posłużyć.



Chęć bycia lepszym od innych sprawiła, że zapragnąłem również czytać ludzkie umysły. Pierwszy raz spotkałem się z tym gdy spędzałem wakacje u wuja, Nefilisa Traversa. Miałem wtedy siedemnaście lat, praktycznie kończyłem naukę w Hogwarcie. Ten człowiek był wyjątkowo upartym i nieprzyjemnym człowiekiem. Był tak samo snobistyczny i zarozumiały jak mój ojciec i ja sam. Wuj opanował także zarówno umiejętność zamykania swojego umysłu przed obcymi, jak i zaglądania do cudzych umysłów. Byłem wścibski, więc od razu odkryłem jego umiejętności. Ten widząc mój potencjał i  upór zgodził się mnie uczyć. Nie było to jednak proste zadanie. Mimo dobrych chęci nie od razu załapałem specyfikę tej magii. Byłem zbyt roztargniony, sądząc, że w moment się tego nauczę tak jak zaklęć albo transmutacji. Nef wielokrotnie wkradał się do mojego umysłu powodując w nim chaos i niewyobrażalny bałagan, mi dopiero za setnym razem z rzędu udało się wkraść do jego umysłu. Trwało to krótko. Byłem z siebie strasznie dumny, cieszyłem się z tego czynu niczym dziecko. Później już było tylko lepiej. Ćwiczyłem czasami dniami i nocami chcąc osiągnąć jak najlepszy efekt, choćby idąc po trupach. Wkrótce byłem w stanie bez problemu wejść do umysłu wuja, wiedziałem jednak, że on znając oklumencję, mógł w każdej chwili przerwać wertowanie jego umysłu i wspomnień niczym otwartą księgę. Wyjeżdżałem od wuja jeszcze bogatszy i pewniejszy siebie niż gdy się do niego wybierałem. Pełne opanowanie legilimencji zajęło mi 3 lata podczas których w wolnych chwilach od szkoleń na brygadzistę, spotykałem się z wujem i wtedy wytrwale i uparcie ćwiczyliśmy, czasem do upadłego. Ciężko mi było pogodzić to wszystko, jednakże byłem zbyt dumny by ot tak sobie darować. No i powiem ci przyjacielu, opłaciło się. Opłaciło się być upartym niczym osioł, by opanować tę wspaniałą umiejętność.



Praw­dzi­wa miłość zaczy­na się tam, gdzie nicze­go już w za­mian nie oczekuje.



W końcu po kolejnym liście matki, w którym błagała mnie bym wrócił do domu, postanowiłem wrócić.  Wtedy to przytuliłem matkę i nie opuszczałem domu przez dobre trzy miesiące. Tak, wziąłem sobie wolne od pracy, by móc trochę pobyć z rodziną. To wtedy podczas jednej z wizyt u naszych nowych sąsiadów, państwa Macmillan, spotkałem istotę piękną niczym anioł. Jej twarz była blada, a włosy czarne niczym skrzydło kruka. Urzekła mnie od pierwszego naszego powitania, gdy tylko uniosła swą dłoń w mym kierunku, a ja ją delikatnie ucałowałem, jak kultura mi nakazywała. Nie chciałem puścić jej dłoni. Nazywała się Selena, a chłód który od niej bił, sprawiał, że moje serce jeszcze bardziej płonęło na jej widok. Rodzina Macmillan była dość surowa pod względem zarówno doboru rodziny, jak i krwi, jednakże my mieliśmy z nimi wyjątkowo pokojowe i przyjazne relacje. No i stało się, zakochałem się w kobiecie, która opętała me ciało i duszę. Miałem wtedy już dwadzieścia cztery lata, ona z kolei była ode mnie dwa lata młodsza. Pisałem do brata listy w których mówiłem mu o swojej miłosci do Seleny. Pragnąłem ją jak najszybciej poślubić. Ojciec mimo iż wcześniej prawie mnie wydziedziczył, teraz nagle znowu był ze mnie dumny. Ja stałem w czerni, ona w ślicznej bieli. Za nami szumiało morze, a nad nami krzyczały mewy. Powiedzieliśmy sobie tak i złączyliśmy nasze serca na wieczność złotymi obrączkami. Tą chwilę miałem pamiętać aż do śmierci.  

Nie minął rok, gdy Selena oznajmiła mi, że spodziewa się dziecka. Ja nie mogłem być przy niej każdego dnia, ponieważ pochłaniała mnie praca. Nigdy jednak nie spodziewałem się, że jeden drobny wypadek tak wpłynie na całe moje życie. Zwykle to Selena drżała bardziej o mnie, czy wrócę do domu po kolejnym dniu pracy, niż o siebie. Postaraliśmy się o nowego członka rodu Traversów. Wysłałem bratu list informujący o narodzinach mojej córki Amary. Chciałem by zjawił się na jej chrzcinach. Jednego dnia jednak Selena została porwana. Gdy odnaleziono jej ciało, było całkowicie wysuszone z krwi. Dziecko na szczęście było bezpieczne u moich rodziców. Czemu tak się stało? Nie mam pojęcia aż do teraz. Selena podobno nie dotarła do Azure po swoją córkę. Szukaliśmy jej, ale było już za późno. Nie potrafię opisać bólu jaki wtedy ogarnął moje serce. Cieżko mi było ruszyć dalej przed siebie. Mój młodszy brat Glaucus wrócił z wyprawy tylko po to by cieszyć się naszym szczęściem, a zastał tylko rodzinną tragedię.
Pog­rzeb Seleny był tym bar­dziej przej­mujący, że kon­dukt sunął w ab­so­lut­nej ciszy. Żad­ne­go szlochu, żad­ne­go krzy­ku, nie licząc na­woływa­nia mew od stro­ny oceanu. Zas­mu­cone fa­le biły o ur­wisko, a słońce, zachodząc, przemieniało chmu­ry w krwa­we plamy. Jakby chciało tylko uwiecznić tą chwilę. Tylko jedna rzecz była tu zaskakująca. Był to kruk, który pojawił się nagle po zachodzie słońca i odleciał ginąć w mroku. Jego krzyk niósł się jeszcze przez dłuższą chwilę nad grobem Seleny.



[...] kochał ją tak bar­dzo i od daw­na, że nie mógł już pojąć żad­ne­go in­ne­go cier­pienia, które nie zaczy­nałoby się od [niej].



Po śmierci Seleny popadłem w alkoholizm, totalne otępienie umysłu podczas którego przesiadywałem wieczorami w pokoju i wpatrywałem się w ściany, wysłuchując od kocura mojej matki jaki to jestem beznadziejny i żałosny jednocześnie. Kot zawsze potrafił człowieka podnieść na duchu. Miał jednak trochę racji. Moje wady spotęgowały się, stałem się agresywny i nieprzyjemny dla otoczenia. Nie zajmowałem się moim dzieckiem,  a więc byłem dla niego beznadziejnym ojcem. Dopiero gdy moja córka pierwszy raz powiedziała do mnie tato, przełamałem się i uznałem, że muszę iść dalej, właśnie dla Seleny, by jej ofiara nie poszła na marne. Amara przeżyła i była wierną kopią swojej matki, więc dla niej musiałem teraz żyć. Dla niej musiałem być wymarzonym ojcem. Ciężko mi było być wzorowym ojcem i wychować małą dziewczynkę, która gdy tylko podrosła, stała się żywym srebrem.
Znowu zamieszkaliśmy samotnie z dala od moich rodziców. Do opieki nad dzieckiem wynająłem nianię, a sam znowu zająłem się pracą, by wieczorami wracać do domu i opowiadać mojej córce bajki na dobranoc. Opowiadałem jej te same historie o morskich stworzeniach, które kiedyś mi opowiadał mój ojciec.



[p>Tak więc oto moja historia przyjacielu, opowiedziana w dużym skrócie bowiem musiałbyś u mnie przesiedzieć cały miesiąc albo i dłużej. Teraz pozwól, że położe Amarę spać. Siedmiolatka nadal musi chodzić spać po wieczornej bajce, jak zaśnie wypijemy trochę rumu a potem pomyślimy co zrobimy jutro.




Patronus: Przybrał formę kruka, który po prostu przypomina mi moment gdy pierwszy raz pocałowałem moją Selenę w usta. Był przyjemny zachód słońca. Widok krwistego słońca i my dwoje przytuleni do siebie na plaży. Była to dla mnie pewnego rodzaju wskazówka, że to właśnie Selena jest tym krukiem, który odlatuje w mrok w kierunku lasu. Od tamtej pory kruk tkwi w jego sercu i umyśle. Jest to jedno z pierwszych ciepłych wspomnień, które pojawia się w moim umyśle.  










 
5
2
3
0
0
5
5


Wyposażenie

różdżka, woreczek ze skóry wsiąkiewki





Ostatnio zmieniony przez Neleus Travers dnia 15.09.15 23:14, w całości zmieniany 3 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Neleus Travers [odnośnik]16.09.15 21:02

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Neleus miał kochającą rodzinę, rodziców, którzy byli z niego dumni, brata gotowego, by go wspierać, świetlaną przyszłość przed sobą. Znalazł nawet ukochaną żonę, co wśród arystokracji nie jest częstym zjawiskiem. Można pomyśleć, że miał wszystko, zwłaszcza, gdy urodziło się jego dziecko. I choć wydawało się, że wszystko będzie pięknie, jego życie naznaczyła tragedia, jakiej nikt nie chciałby doświadczyć. Utrata żony. Musiał się pozbierać dla córki, która potrzebowała ojca tym bardzie, że w okrutny sposób straciła matkę. Na szczęście Neleus potrafił się dla niej pozbierać, oby ta siła nigdy go nie opuściła. Idź na fabułę udowodnić, że może być nie tylko najlepszym tatą na świecie, ale także niezastąpionym brygadzistą!

OSIĄGNIĘCIA
Ojciec gotów do poświęceń - dla swojej córki zrobi wszystko.
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Statystyki
Zaklęcia i uroki:5
Transmutacja:2
Obrona przed czarną magią:3
Eliksiry:0
Magia lecznicza:0
Czarna magia:5
Sprawność fizyczna:5
Inne
legilimencja, teleportacja
WYPOSAŻENIE
różdżka, woreczek ze skóry wsiąkiewki, pies - chart rosyjski(borzoi), onyks, bon na różdżkę
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[16.09.15] 900 - 100 -600 -50 - 100 = 50
[15.11.15] Gonitwa pod Durdle Door +60 pkt
[21.11.15] Zakup psa -100 pkt
[27.11.15] Pełnia +35 pkt
[29.11.15] Udział w Festiwalu Lata +40 pkt
[25.12.15] Klub Pojedynków +35 pkt
[24.03.16] Polowanie +45 pkt


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni

Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Neleus Travers
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach