Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Drew
AutorWiadomość
Sypialnia Drew [odnośnik]25.04.23 22:49

Sypialnia Drew

Ciężkie, drewniane drzwi, otwierają się na przestronną i gustownie urządzoną przestrzeń. Duże okna z ozdobnymi, witrażowymi wstawami pozwalają wpadać do sypialni światłu i wprowadzają do wnętrza nieco kolorów. Na środku pomieszczenia stoi szerokie, wykonane z ciemnego drewna łóżko. Ręcznie żłobiona konstrukcja łoża nadaje mu estetyki i charakteru, a spływające kaskadą materiały dodają całemu miejscu intymności. Po obu jego stronach znajdują się dwie drewniane szafki nocne, ozdobione rzeźbieniami, na których ślad pozostawił upływ czasu. Przed wypoczynkiem stoi skrzynia obita szmaragdowym welwetem, która pozostaje zamknięta przed wzrokiem wścibskich obserwatorów. W jednej z szafek przylegających do posłania znajduje się barek skrywający ulubione alkohole gospodarza. Stylistyka miejsca utrzymana jest w odcieniach zieleni. Całość dopełniają lampy wiszące na sufitach oraz kinkiety na ścianach, które oświetlają sypialnię ciepłym, przytulnym blaskiem. W północnej stronie pokoju znajdują się drzwi prowadzące do łazienki utrzymanej w tym samym klimacie i barwach.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Drew  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sypialnia Drew [odnośnik]13.12.24 22:22
/ 30 listopada 1958

Przez ostatnie miesiące w jej życiu wydarzyło się tak wiele, że niemal przestała odczuwać brak swoich utraconych wspomnień. Codzienność wymagała od niej pełnej uwagi – musiała skupić się na rozwiązywaniu naglących problemów i odnajdywaniu się w wirze nowych doświadczeń. Wprowadzenie się do Przeklętej Warowni było tylko początkiem. Poznawanie wszystkich członków nowej rodziny i nawiązywanie z nimi relacji okazało się trudniejsze, niż mogła przypuszczać. Wieczysta przysięga związała ją jeszcze mocniej z tym światem przypieczętowując jej życie i śmierć, a rozmowa z bratem stopniowo odsłaniała przed nią prawdziwy obraz członków jej szlacheckiej rodziny. Do tego doszły zaręczyny, które wydawały się zarówno spełnieniem marzeń, jak i początkiem nowego rodzaju odpowiedzialności – skłamałaby mówiąc, że nie była tym przerażona. Kataklizm i rebelia niosły ze sobą niebezpieczeństwa, przed którymi nie mogła i nie chciała się skryć. Czuła, że nowa rzeczywistość wymaga od niej zaangażowania i właśnie to pragnęła jej oddać. Spotkanie Rycerzy Walpurgii uświadomiło jej, jak wielka siła kryje się w działaniach tej organizacji – a jednocześnie, jak bardzo jej życie różni się od tego, które znała wcześniej i jak wiele będzie musiała z siebie dać by zasłużyć na zaufanie bądź zaledwie jego cień. Nie analizowała dawnych przeżyć, nie szukała odpowiedzi na pytanie „co by było gdyby?”, bowiem przeszłość nie była już tak kusząca w obliczu wszystkiego przez co przechodziła. Wątpiła by ten stan utrzymywał się w nieskończoność – w końcu i do jej życia miała wkraść się rutyna, która zmusi ją do planowania odwetu i odkrycia wszelkich tajemnic swojej osobistej tragedii. To jednak nie miało nastąpić w najbliższym czasie, bo po raz kolejny los postanowił ją zaskoczyć, zburzyć uknutą równowagę i wprowadzi zamęt.
Niespokojnym krokiem przemierzała sypialnię, która od kilku tygodni była również jej własną. Serce biło jej szybkim rytmem, a suchość w gardle przypominała z jaką prędkością można oddychać. Złość mieszała się w niej z przerażeniem i fascynacją. Odnosiła wrażenie, że to wszystko przypominało raczej sen niżeli jawę, odłączona od swojego ciała, które właściwie nie było już jej własnym. Zatrzymała się przy łóżku i usiadła na chwilę dłonią wygładzając ciemnozieloną narzutę w nerwowym ruchu. Ten dzień i ta chwila miały nigdy nie nastąpić. Od początku swojego świadomego życia, kiedy to decyzje o przyszłości kształtowane są przez temperament i charakter wiedziała, że to nie będzie jej dane. Nie chciała tego? Pragnęła czegoś innego? Rola ta była trudna i nie pozostawiała zbyt wiele miejsca na błędy, a przecież czarownica była mistrzynią ich popełniania. Nawet oczami wybujałej wyobraźni nie była w stanie zobaczyć, dokąd ta droga miałaby ją zaprowadzić. Ją – ich.
Drzwi sypialni otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a blondynka podskoczyła nieznacznie wyrwana z rozmyślań. Skupiła swój wzrok na wkraczającym do pomieszczenia mężczyźnie i zmarszczyła brwi. Już po jej postawie i wymalowanej na twarzy palecie emocji mógł wywnioskować, że coś się wydarzyło. – Gdzie byłeś? – zapytała podnosząc się z łóżka i objęła się szczelniej podomką. Ostra nuta w jej głosie była ostrzeżeniem, ale właściwie nie wiedziała czego to miało dotyczyć. Nie rozumiała buchających w niej emocji, nie wiedziała czemu zaciska mocniej dłonie w pięść, a w jej oczach błyszczą łzy. Stała przed nim, paradoksalna i sprzeczna, jakby nagle stała się obca nawet dla samej siebie. Rano żegnali się w zgodzie – w chaosie codziennych obowiązków i nieśmiesznych żartów. Teraz była jak ktoś zupełnie inny, ktoś, kogo mógłby nie rozpoznać. Wyczekiwała jego odpowiedzi choć to ona miała mu wiele do powiedzenia.


The world will try to shape you into what it thinks you should be. It will tell you to blend in, to quiet your voice, to conform to its standards. But you were not born to fit into the mold of others. You were born to break it. To stand tall in your truth, even when the ground beneath you shakes. To fight for the life you believe in, even when the world tells you it’s impossible. Never apologize for being the
fire in a world full of ashes.
Lucinda Macnair
Lucinda Macnair
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Drew  Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sypialnia Drew [odnośnik]18.12.24 23:11
Ostatnie miesiące obfitowały w złe jak i dobre wydarzenia, które zdawały się obrócić moje życie prywatne oraz zawodowe o sto osiemdziesiąt stopni. Narzucone tempo nierzadko wymagało pełnej uwagi oraz koncentracji, a przede wszystkim skupienia na celu, jednakże zbliżając się do pierwszych, grudniowych nocy byłem skory przyznać, iż stawiłem im czoła. Zrobiłem co w mojej mocy, aby utrzymać hrabstwo w swej sile, zaniechać rosnącego chaosu, a także zapewnić bezpieczeństwo nowemu członkowi naszej rodziny. To ostatnie, choć z pozoru i perspektywy osób trzecich mogło wydawać się proste, kosztowało mnie masę energii, nieprzespanych nocy i rozmyślań, bowiem kroczyłem po bardzo grząskim gruncie – ziemi, która mogła się bezpowrotnie osunąć doprowadzając nie tylko samą klątwę, ale moje przyszłe plany do ruiny. Nicości, jakiej nie mógłbym ponownie urzeczywistnić. Mocą przysięgi, chcąc lub nie, winna pozostać wierna naszym ideom, lecz czy aby na pewno nie stawiała własnego życia wyżej niżeli lichą wiarę w ludzi i ich lepsze jutro? Wciąż dzierżyłem w sobie te wątpliwości i choć każdy jej czyn, każda obietnica oraz słowo przeczyły tym założeniom, to nie mogłem mieć tej pewności w obliczu ewentualnej prawdy, jaka kroczyła za mną niczym senna mara.
Dzień minął mi jak każdy inny – na pracy, rozmowach i spekulacjach. Te ostatnie wyjątkowo działały mi na nerwy, albowiem preferowałem działanie, niżeli szacowanie różnych wypadkowych. Powróciwszy do Przeklętej Warowni pragnąłem jedynie posilić się szklaneczką ognistej i czym prędzej udać do sypialni, gdzie mogła już czekać na mnie Lucinda. Rozmowy z nią – choć nigdy nie o niczym – sprawiały, iż potrafiłem przepędzić natrętne myśli i pozwolić sobie na spokój, jakiego wcześniej nie przyszło mi zaznawać. Natura narwańca robiła swoje; nieustanne analizy, plany i kalkulacje zatruwały mój umysł, niekiedy nawet go zniewalały powodując nie tylko bezsenność, ale marazm.
Nacisnąwszy klamkę wszedłem do pokoju i posłałem narzeczonej lekki uśmiech. Cieszył mnie jej widok, radował niezmiennie. Wciąż trudno było mi to uznać za rzeczywistość i codzienność – ona i ja. Ja i ona.  Absurd. Kolejna senna mara, a może fantazja? Kiedy jednak spojrzałem na jej minę uśmiech wyparował, zaś w jego miejscu pojawiła się swego rodzaju konsternacja. O co jej u licha chodziło? -Wycierałem kurz z beczek w piwniczce- uniosłem wymownie brew dając jej tym samym znak, że nie podobał mi się jej ton. Niepewność rozbrzmiała gdzieś w umyśle, lecz starałem się za wszelką cenę ją odsunąć. Co jeśli wie? Co jeśli to był ten dzień Co jeśli nasza idylla właśnie dobiegła końca? -A co? Stęskniłaś się? Czy sowa przyniosła list z kolejną propozycją małżeństwa?- prychnąłem pod nosem, po czym postawiłem na drewnianym blacie szkło. -Chcesz ognistej?- spytałem odwracając się do niej plecami. Nie był to mój zamiar, ale wiedziałem, że prościej będzie mi zamaskować buzujące emocje. Czułem niepewność, a to rzadko mi się zdarzało. Zmusiłem się w końcu obejrzeć przez ramię, a wtem dostrzegłem łzy lśniące w tęczówkach dziewczyny. Ściągnąłem wargi w wąską linię i wolnym krokiem - nie do końca wiedząc czego mogłem się spodziewać - ruszyłem w jej kierunku. -Co się stało?- mruknąłem wyciągając w jej kierunku dłoń, która po chwili spoczęła na jej lędźwiach. -Tylko nie mów, że nic. Przecież widzę- dodałem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia Drew [odnośnik]20.12.24 12:53
Nie wiedzieć czemu, zatracała się w utopii. Może to coś, co wyniosła z domu, jakiś głęboko zakorzeniony sposób myślenia? Skupiała się obsesyjnie na tym, co działo się teraz, w tej chwili, jakby wszystko inne przestawało istnieć. Przyszłość wydawała się jej odległa i nieważna, konsekwencje zbyt mgliste, by poświęcać im uwagę. Rzadko snuła czarne scenariusze – unikała ich jak ognia, bowiem i tak właściwie nigdy się nie sprawdzały. Działy się rzeczy, których sama nigdy by nie przewidziała.
Ten sposób bycia, choć prosty i może trochę naiwny, był jej jedynym ratunkiem. Dzięki niemu udawało się jej trzymać chaos w ryzach. Jeden problem na raz – to była jej dewiza. Wybierała jedną rzecz, tę największą i tylko na niej koncentrowała całą swoją energię. Inne sprawy musiały poczekać, choćby były równie istotne. To nie była lekkomyślność, ale raczej instynkt przetrwania. Na swój sposób nauczyła się porządkować świat, nawet jeśli ceną za to było odpychanie od siebie niektórych prawd. To nie tak, że teraz jej osobiste szczęście całkowicie zmiotło ze świadomości myśli dotyczące Zakonu Feniksa, toczącej się wojny i nowych wyzwań. Po prostu nie znajdowała w swej głowie miejsca na kolejne utarczki. Gdyby chciała podołać wszystkiemu, musiałaby całkowicie zrezygnować ze snu, a ostatnio i tak przesypiała każdą możliwą chwilę. Sen stał się dla niej jedynym schronieniem, choć nie przynosił prawdziwej ulgi. Ciągle czuła się osłabiona, jakby coś wysysało z niej energię. Zmęczenie stało się codziennością, a nadmiar obowiązków i emocji zdawał się najprostszym wytłumaczeniem. Stres, lęk, czasem jeszcze ślady podekscytowania – wszystko to mieszało się w niej od dawna. Ale dziś, te pozory równowagi prysły. Został tylko stres i lęk, ciężkie jak kamienie, które osiadły na jej piersi.
Może oczekiwała aż zjawi się w drzwiach, bo nie chciała dźwigać tego sama? Może pragnęła podzielić się z nim swoim rozdarciem i masą niepewności. Złość zdawała się być źle dobranym orężem, ale nigdy nie była oazą spokoju. Wybuchała jak wulkan często zabierając za sobą wszystko co dla niej drogie, co jej bliskie. W jej spojrzeniu czaiło się wyczekiwanie, choć bez względu na to jaka padłaby odpowiedź ta i tak byłaby niewystarczająca. Choć może mógł wybrać lepiej? – Myślisz, że jesteś zabawny czy po prostu chcesz być złośliwy? – zapytała, gdy wspomniał o beczkach i liście z ewentualną propozycją małżeństwa. Nie skomentowała tego w inny sposób, ale z jej ust wyrwało się głośne prychnięcie. Zawrzało w niej mocniej. Chyba nie mógł dopasować słów w bardziej nietrafiony sposób, ale może powinna mu dać jeszcze szansę, może jeszcze w jakiś sposób ją zaskoczy.
- Tak – odparła na pytanie o ognistą, bo ciepło alkoholu mogłoby pomóc jej poradzić sobie z nagromadzonymi emocjami. Zaraz jednak dotarł do niej sens wypowiedzianej zgody i zmieniła zdanie. – Nie, nie chce. – brzmiała jak obłąkana, jakby całkowicie straciła rozum. Czy po odzyskaniu przytomności w domu Sallowa zachowywała się równie irracjonalnie czy dopiero teraz dopadło ją prawdziwe szaleństwo?
Refleksja przyszła do niego wraz z dojrzeniem w jej oczach łez. Mogła się na niego wściekać, wykłócać, rzucać w niego słowami, które miałyby ranić jak ostrza, ale łzy były prawdziwym wyznacznikiem sytuacji i on również doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Drgnęła czując jego dotyk – za blisko. Czy właściwie mógł jej dotykać? Czuła się właśnie jak najkruchsza z istot. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła zbierając się w sobie, zaciskając mocniej usta i przełykając rosnącą w jej gardle gule. Wyczekiwanie w jego oczach było napędzające, ale przecież tak bardzo się bała. – Jestem w ciąży. – powiedziała w końcu na jednym wdechu, tak cicho, że nawet nie była pewna czy ją usłyszy. Odetchnęła głęboko i znów usiadła na łóżku czując jak cała siła opuszcza jej ciało. Wzrok utkwiła w swoich dłoniach, bo jego reakcji bała się równie mocno jak swojej własnej, bo w środku wiedziała, że nie jest to to czego pragnie.


The world will try to shape you into what it thinks you should be. It will tell you to blend in, to quiet your voice, to conform to its standards. But you were not born to fit into the mold of others. You were born to break it. To stand tall in your truth, even when the ground beneath you shakes. To fight for the life you believe in, even when the world tells you it’s impossible. Never apologize for being the
fire in a world full of ashes.
Lucinda Macnair
Lucinda Macnair
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Drew  Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sypialnia Drew [odnośnik]21.12.24 19:19
Widziałem, że Lucinda od przeszło trzech tygodni zachowywała się inaczej niżeli zwykle. Miała spadki nastroju, by po chwili śmiać się do rozpuku, lecz zrzucałem to na karb spotkania Rycerzy Walpurgii, gdzie naprawdę zmierzyła się z ciężką przeprawą. Czarodzieje zasiadający w sali byli oceniający, nieufni i przede wszystkim rozgniewani zaistniałą sytuacją do momentu – mogłem mieć tylko nadzieję – gdy zdecydowałem stanąć za mównicą i opowiedzieć całą prawdę. Wątpiłem, iż wszyscy rozumieli, jednakże liczyłem, że większość, bowiem wartość dodana płynąca z obecności dziewczyny była nieoceniona. Nie chodziło wyłącznie o umiejętności, tak naprawdę to był najmniejszy priorytet, o wiele cenniejsze było propagandowe źdźbło, które miało nasączyć trucizną siłę woli wroga. Złożyła przysięgę, nosiła na swej dłoni pierścionek i ruszyła na misję, gdzie przyczyniła się do śmierci jednego z rzezimieszków – czy potrzebowaliśmy więcej dowodów na jej prawdomówność? Jeśli wciąż grała, to pozostało mi winszować, albowiem wtem postawiłaby wszystko na jedną kartę. Na szali nie leżało wyłącznie jej dobro, ale przyszłość – jeśli pragnęła zdradzić, to musiała liczyć się z konsekwencjami. Czy naprawdę była gotów poświęcić własne życie w imię idei? Fałszywych wizji lepszego świata, który nigdy miał nie nadejść? To była obłuda, longbottomowska utopia. Kłamstwo. Karykatura idylli.
-Nie chce być złośliwy, po prostu nie rozumiem, dlaczego mnie o to pytasz- zerknąłem na nią unosząc lekko brew. -Zwłaszcza w takim tonie- zacisnąłem wargi w wąską linię ignorując głośne prychnięcie, które było dość jasne w swym przekazie. Spiąłem się – bezsprzecznie. Czułem, że weszła w posiadanie jakiś informacji, które wytrąciły ją z równowagi jeszcze mocniej niżeli zwykle, bowiem choć bojowy nastrój był mi znany, to połączony ze złością występował wyjątkowo rzadko. Zwykle starała się rozwiązywać problemy rozmową i dążyć do szybkiego pojednania, zaś dziś nic nie wyglądało tak samo jak wcześniej – jak przez te kilka miodowych miesięcy opiewających o marzenie. Sen, z którego trzeba było się obudzić. Czy to właśnie był ten metaforyczny ranek? Moment pobudki? -To tak, czy- westchnąłem słysząc jak rozmija się w swoich chęciach. Zwykle nie odmawiała trunku, a zatem gdy finalnie odmówiła pokręciłem lekko głową czując, że działo się coś naprawdę złego. Znalazła pergamin? Runę? Dowiedziała się o klątwie? Dlaczego zatem nie miała w swej dłoni różdżki? Zrozumiała, że świat, w który na siłę ją wcisnąłem był wart zachodu, a poniesiona cena nie była wcale zbyt wygórowana? Serce przyśpieszyło rytmu, kurwa biło mi jak opętane. Wiedziałem, że w końcu się dowie, kalkulowałem tylko kiedy.
-Skąd równie wielkie niezdecydowanie? Zwykle nie odmawiasz- rzuciłem unosząc szkło, którego zawartość wypiłem właśnie jednym duszkiem. Kątem oka zerknąłem na szafkę, gdzie znajdowało się wężowe drewno – blisko, ale zbyt daleko, jeśli swoje skryła pod pierzyną. Skrzywiłem się lekko.
Sugestia, ledwie dobre słowo skłoniło ją do złożenia broni. To nie było w jej stylu – kolejny wachlarz emocji. Mieszała mi w głowie i jeśli to było jej celem, to mogłem wyłącznie pogratulować. Wystawiła mnie na scenę bez mojej zgody i choć publiczność bawiła się wyśmienicie, to ja miałem ochotę czym prędzej z niej czmychnąć i zamknąć się w odmętach przeklętej piwniczki. Nie mogłem jednak złożyć rękawicy, musiałem pociągnąć ją za język. Uzupełniwszy szkło zwróciłem się w jej kierunku i ruszyłem wolno w stronę łóżka licząc na wyjaśnienia, sprostowania lub chociażby wskazówki. Pragnąłem wiedzieć. Naprawdę.
Siadając tuż obok dziewczyny ułożyłem dłoń na jej palcach i musnąłem kciukiem delikatną skórę. Unosząc spojrzenie na wysokość jej oczu dałem do zrozumienia, że to był ten moment – ta chwila, w której powinna w końcu otworzyć się i wyznać prawdę. Wyrzucić wszystko co leżało jej na sercu, nawet jeśli te słowa miały zrujnować skrzętnie utkany plan. I… i… spodziewałbym się wszystkiego. WSZYSTKIEGO. Tylko nie tego.
Zastygłem. Dopiero po chwili uniosłem wysoko brwi i zacisnąłem palce czując, że szkło wyślizgało mi się z dłoni. Przełknąłem ślinę. Rozejrzałem po pokoju. Czułem, jakbym dostał obuchem w twarz, choć ból był mi w tym momencie obcy. Ona – Lucinda, ona – moja narzeczona, ona – przy nadziei. Oblizałem nerwowo wargę. Nigdy nie myślałem o potomstwie, może przez to że się go obawiałem? Nie chciałem zmieniać swego rytmu, codziennej rutyny, którą naprawdę polubiłem. Przełknąłem ślinę. Zbladłem. Dziecko. Moje potomstwo. Moja chluba i duma. Przełknąłem ślinę. Cieszyłem się – gdzieś w głębi siebie otwierałem właśnie najdroższego szampana, lecz nie potrafiłem pokazać tego na zewnątrz. Chyba dopadło mnie przerażenie, strach paraliżujący tak, że mogłem przypominać gościa, którego każdy uzdrowiciel winien przypiąć pasami do kozetki. -Z kim?- wydusiłem w końcu rzecz tak absurdalną, że sam zdzieliłbym się po głowie. Witaj w nowym świecie Drew, witaj tam, gdzie sam siebie doprowadziłeś. To twoja utopia.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia Drew [odnośnik]21.12.24 20:57
Ciąża. Czy potrafiła to przetrawić? Czy mogła odnaleźć w sobie spokój i siłę, by zmierzyć się z myślą, że za kilka miesięcy pojawi się na świecie dziecko, które będzie ją nazywać mamą? Dziecko, które uczyni ją swoim wszechświatem – małym, ale pełnym intensywnych emocji i nieustannej potrzeby bliskości. To ono będzie śledzić każdy jej ruch, chłonąć jej słowa i czerpać z nich wzór, by zrozumieć świat, ludzi i samego siebie. Nigdy tego nie planowała. Nigdy nawet nie chciała. Bycie mamą nie figurowało na jej liście życiowych marzeń ani celów. Dlaczego? Może dlatego, że nie miała w dzieciństwie wystarczająco dobrego wzorca rodzica – kogoś, kto byłby żywym dowodem na to, że rodzicielstwo może być piękne, nawet w swojej niedoskonałości. A może dlatego, że sama czuła się jak dziecko zagubione w labiryncie dorosłości, wciąż szukając zrozumienia dla siebie, nie mówiąc już o kimś innym.
Dziecko. To słowo brzmiało obco i niepokojąco. Czy mogła pokochać coś, co z jednej strony było tak niewinne, a z drugiej tak wymagające? Czy znajdzie w sobie siłę, by stać się kimś, kogo to małe istnienie potrzebuje? Nie wiedziała. Nie potrafiła sobie tego nawet wyobrazić.
W jej życiu ostatnio wydarzyło się tak wiele, że ciąża była ostatnią rzeczą, o której w ogóle mogłaby pomyśleć. Zaczęli budować coś nowego, wspólnego – coś, czego sami nigdy nie mieli. Wierzyła w to, wierzyła w nich. Powiedziała mu o tym. Ale teraz, gdy wszystko zaczynało się układać, gdy odnaleźli siebie nawzajem, pojawiła się wizja kogoś trzeciego – dziecka, które miało całkowicie odmienić ich życie. Mogła się tego spodziewać. Nie była przecież naiwna. Wiedziała, że nigdy nie przywiązywali większej wagi do konsekwencji, pozwalając chwilom płynąć bez planu, bez obaw. Może po cichu wierzyła, że los nadal będzie jej sprzyjał, że jeszcze przez jakiś czas uda im się unikać poważniejszych wyzwań. A jednak, teraz gdy rzeczywistość zderzyła się z tą naiwnością, czuła się zagubiona. Nie wiedziała co tak właściwie powinna teraz czuć, kim być. Nie była pewna, czego tak naprawdę pragnie ani czego potrzebuje.
Nie odpowiedziała na jego słowa zdając sobie sprawę, że on po prostu nie rozumie. Nie miał na to możliwości i nie powinna go za to karać. Nigdy nie wypytywała go o miejsce pobytu, nie naciskała, gdy sam nie chciał powiedzieć czym się zajmował. Teraz jej głos był ostry, oskarżycielski. Westchnęła i pokiwała głową. To był jej sposób na powiedzenie, że miał rację, że przeprasza. Nie zareagowała również na kolejne próby pociągnięcia tematu. W jej głowie ponownie pojawiła się ta sama myśl, ta sama wizja – ona już wiedziała, że za chwilę zostanie mamą, a on nie miał pojęcia, że los przygotuje dla niego rolę ojca. Sama nie rozumiałaby na jego miejscu, sama nie wiedziałaby co się właściwie dzieje.
To było potwierdzone. Na początku zaczęła się źle czuć, ale zrzucała to na karb stresu, na karb wszystkiego przez co musieli przejść w ostatnim czasie. Wymiotowała rano, ale mdłości doskwierały jej przez całe dnie i znów szukała wytłumaczenia w spożywanych posiłkach. Zawsze było jakieś wyjaśnienie. Finalnie nie mówiąc nikomu udała się do szpitala polowego, którego punkty rozstawione były po całym Suffolk. Nie chciała nikogo martwić swoim stanem, pragnęła tylko dowiedzieć się w końcu co jej jest, a przede wszystkim uzupełnić zapas eliksirów wzmacniających krew. Przy swojej chorobie nie mogła pozwolić sobie na odstawienie dawki chociaż na jeden dzień. Traf chciał, że nie dość, że nie mogła przyjmować wskazanych eliksirów to również musiała zmienić całe swoje postępowanie włącznie z dietą. Machnęła na to ręką. Przynajmniej teraz. Szok wdarł się do jej umysłu całkowicie bagatelizując wszystko inne. – Dziś odmawiam – odpowiedziała szeptem mało pasującym do jej zwykłego zachowania.
Słowa, które wypowiedziała nawet w niej wywołały niesamowity szok. Całkowicie inaczej jest to przepracowywać w myślach, a inaczej jest poczuć smak i brzmienie tych słów na języku. Czekała na jego reakcję, widziała jak w myślach toczy wewnętrzną walkę i nie mogła mu w niej pomóc. Odwróciła się w jego stronę, gdy usiadł obok niej. Czekała aż powie choć słowo, zareaguje w jakikolwiek sposób. Jej twarz przypominała w tym momencie kamień. Tylko patrzyła na zmieniające się na jego twarzy rysy, nic z tym nie robiła, w żaden sposób tego nie przerywała. Gdy dotarło do niej pytanie cofnęła się o kilka centymetrów i uniosła brew. Przez chwilę przetrawiała to co właściwie padło z jego ust. Zanim jednak głębiej przyjrzała się zaistniałej sytuacji jej ręką bez całkowitej kontroli pomknęła ku jego policzku. Dźwięk uderzenia rozszedł się po cichej przestrzeni sypialni. Na jej policzka wykwitł rumieniec, a oddech stał się płytszy. – Z nikim – warknęła wzburzona. – Niepokalane poczęcie. – dodała podnosząc się z łóżka. Od razu, gdy go uderzyła poczuła wyrzuty sumienia i rosnący lęk, ale to co zrobiła było mechaniczną reakcją jej organizmu. W jej oczach znów pojawiły się łzy. – Jak możesz o to pytać? Nigdy… - głos jej się załamał. - … nigdy nie byłam z nikim innym. Nigdy. Jak możesz… - zabrakło jej tchu, gdy kolejne łzy spłynęły po jej twarzy.


The world will try to shape you into what it thinks you should be. It will tell you to blend in, to quiet your voice, to conform to its standards. But you were not born to fit into the mold of others. You were born to break it. To stand tall in your truth, even when the ground beneath you shakes. To fight for the life you believe in, even when the world tells you it’s impossible. Never apologize for being the
fire in a world full of ashes.
Lucinda Macnair
Lucinda Macnair
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Drew  Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sypialnia Drew [odnośnik]28.12.24 19:44
Zwykle nie pytała mnie o szczegóły mojego dnia tudzież pracy. Zdarzało nam się o tym rozmawiać, właściwie czyniliśmy to często, jednakże sam wychodziłem z inicjatywą lub odpowiadałem nieco skrupulatniej na luźno poruszoną kwestię. Dziś zaś zdawała się kipieć złością, absurdalnym wręcz zainteresowaniem, a może to drugie stanowiło wyłącznie pragnienie zaczepki – swoistego pokazania, że coś się stało? Tylko jedna rzecz nasuwała mi się na myśl, bowiem nie przypominałem sobie, abym w jakikolwiek sposób zaszedł jej za skórę. Właściwie ostatnie tygodnie były nader spokojne, zbyt ckliwe i pozbawione gniewnych iskier, jakie od samego początku towarzyszyły naszej relacji. Nie uważałem tego za coś złego, wręcz przeciwnie. Na tyle dużo działo się poza murami Przeklętej Warowni, że głęboki oddech w jej ścianach stanowił konieczną odskocznię, bezpieczną przestrzeń. Wiele się zmieniło, nie musieliśmy dłużej walczyć i zatracać się w czymś niemożliwym do osiągnięcia. Musiałem pomóc losowi, który nie był dla nas łaskaw w swych wyrokach – radyklanie wyjść mu naprzeciw i sprzeciwić się. Inaczej wciąż byśmy trwali w dwóch rożnych obozach, a tak naprawdę zupełnie odmiennych światach oszukując się, że byliśmy w stanie o tym zapomnieć.
Dziś odmawiam; wypowiedziane szeptem. Zwróciłem na to uwagę, bo choć jej półgłos nie był mi obcy, zwykła używać go w zupełnie innych sytuacjach. Poczuła zawstydzenie poprzednią uwagą? Może zaś dopadły ją wyrzuty sumienia? Wątpliwe, bowiem kpiąca odpowiedź mogła ją wyłącznie jeszcze bardziej rozwścieczyć. Skąd zatem ta zmiana nastawienia? Naprawdę trudno było mi pojąć co właściwie miało miejsce, ale kiedy dostrzegłem na jej twarzy łzy zrozumiałem, że nic dobrego. To był naprawdę rzadki widok, trudno było mi nawet sięgnąć pamięcią do ostatniego wspomnienia jej zaczerwienionych oczu oraz policzków.
Potem… potem w teorii wszystko się wyjaśniło, choć w praktyce byłem na tyle zaszokowany informacją, że nie potrafiłem zebrać myśli. Z jednej strony pragnąłem skarcić się za absurdalną reakcję, zaś z drugiej uświadomiłem to sobie dopiero po otrzeźwiającym ciosie wymierzonym wprost w mój policzek. Otworzyłem nieco szerzej oczy zdając sobie sprawę, że ona nie żartowała – to była prawda, nie sen na jawie. Powiadało się, iż wystarczyło uszczypnąć, aby wybudzić śpiącego, a przecież ja otrzymałem coś znacznie intensywniejszego niżeli lekkie zaciśnięcie skóry. Oblizałem nerwowo wargę, po czym uniosłem szkło i upiłem z niego sporej ilości ognistej whisky, byle tylko czym prędzej zmyć malujący się na twarzy szok. Gdzieś w głębi siebie poczułem ulgę; pierwsza obawa okazała się nietrafiona, lecz czy wizja bycia ojcem potrafiła uspokoić? Nie myślałem o dzieciach, tak naprawdę nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, aby ustatkować się z gromadką pociech u boku. Być może winą była moja przeszłość, być może styl życia – trudno było mi szukać przyczyny, zwłaszcza gdy oczekiwała odpowiedzi. Jakiejkolwiek reakcji skończony durniu.
Nie zauważyłem, że wstała, początkowo moich uszu nie doszły nawet wypowiedziane przez nią słowa. Odzyskałem władzę nad swymi zmysłami dopiero, gdy kończyła wypowiedź i ponownie zalała się łzami. Wiedziałem, iż nie miała nikogo innego poza mną, byłem o tym przekonany, a jednak w tamtym momencie nic innego nie przyszło mi na myśl. Palnąłem jak ostatni idiota, dlatego nawet przez chwilę nie miałem o to żalu. Naprawdę mi się należało – ze wszystkich liści wymierzonych w moją twarz za tym stał najlepszy powód. -Wiem- odparłem. -W sensie wiem, że nie miałaś nikogo innego - dodałem właściwie od razu i dźwignąłem się z łóżka odstawiając szkło na drewniany blat stolika. -Jednak wciąż nie rozumiem, skąd te łzy- uniosłem pytająco brew zbliżywszy się do dziewczyny. -Naprawdę myślałem, że coś się stało, a to- zerknąłem jej w oczy, a następnie wolno zsunąłem spojrzenie na brzuch dziewczyny, po chwili układając na nim dłoń -Piękna nowina- mruknąłem uśmiechając się lekko. Nie docierała do mnie ta wieść i zapewne będzie tak przez wiele kolejnych dni. -Dostanę w drugi policzek jeśli powiem, że początkowo wziąłem to za kiepski żart?- na moment skupiłem wzrok na jej tęczówkach, po czym przytuliłem ją do siebie.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Sypialnia Drew [odnośnik]29.12.24 18:33
Los nigdy nie potrzebował zgody by siać mętlik w jej życiu. Robił to tak po prostu – może dla reguły dbając o to by wykorzystywała każdą z możliwych emocji do granic możliwości, a może w poprzednim życiu była po prostu bardzo złym człowiekiem i teraz pokutowała za wszystko. Brzmiało to tak jakby ciążę traktowała jako karę, ale to wszystko przez rosnący w niej lęk. Namacalne obawy przed tym jak przyjdzie jej sobie poradzić w nowej roli. Nie bała się samego dziecka – bała się siebie. Swojej niepewności, braku doświadczenia, tego, że może nie sprostać. Nie wiedziała, czy bardziej przeraża ją odpowiedzialność, czy możliwość, że to nowe życie wywróci jej świat do góry nogami i już nigdy nie będzie mogła go poukładać, a przecież właśnie tym się zajmowała przez ostatnie miesiące – zbieraniem wszystkiego do kupy. Mogłaby też dojrzeć w tym szansę na zrehabilitowanie się, znalezienie nowego celu. Nigdy nie powinna myśleć o dziecku jako o problemie czy ciężarze, który zwiąże jej ręce. Nie chciała, by jej lęki uczyniły z niej cień własnej matki – kobiety, która nie potrafiła kochać, a swoją niechęć do potomstwa zamieniała w obojętność i chłód, pozostawiając dzieci same sobie. Może właśnie los pokazywał im, że zawarta przysięga i więzy małżeńskie to nazbyt mało by scalić ich przyszłość w jedną. Potrzebowali czegoś trwalszego? Czegoś co będzie łączyć ich ze sobą do końca dni?
Spodziewała się u niego każdej reakcji – przecież nigdy o tym nie rozmawiali. Ich dotychczasowe spotkania były przelotne, intensywne, ale ulotne jak chwile, które miały się nigdy nie powtórzyć. Nie było w nich miejsca na rozmowy o przyszłości, a już na pewno nie o konsekwencjach. Zresztą, gdyby mieli się w nie zagłębić, musieliby poruszyć znacznie więcej niż tylko temat niezaplanowanego potomstwa. Wątpiła, by kiedykolwiek wyobrażał sobie siebie jako ojca. Nie wyglądał na kogoś, kto dąży do stabilizacji, a tym bardziej do zaszczytnej, ale trudnej roli ojcostwa. Może zresztą nie chodziło o to, co wyobrażał sobie on, ale o to, co sama chciała w nim zobaczyć. Czyżby pragnęła wierzyć, że ich wizje w tym temacie są zbieżne? To nie tak, że nie sądziła, iż przyjdzie moment, w którym będą musieli podjąć takową decyzję nawet jeśli nie dla siebie to dla przedłużenia rodu i spuścizny, nad którą od niedawna razem pracują, ale nie chciała by to spadło na nich jak grom z jasnego nieba. Jak kataklizm – a tak się właśnie stało. Przez chwilę żałowała, że go uderzyła, ale wypowiedziane przez niego słowa wciąż dudniły jej w głowie. Czy powinna zrzucić to na stres? Całkowite zaćmienie umysłu? Może mechanizm obronny? Wzięła te słowa bardzo do siebie, zabolało ją to i obroniła się dosadnie akcentując swój ból. – Wiesz? – powtórzyła za nim z ironią dosadnie wybrzmiewającą w jej głosie. – Potrzebowałeś chwili, żeby sobie przypomnieć? – dodała akcentując ostatnie słowo.
Mógł mieć jej za złe wybuch i napływające do oczu łzy, mógł jej nie rozumieć, ale w tym wszystkim, czuła, że traci więcej. – Jak możesz nie wiedzieć… - przełknęła kolejne łzy wiedząc, że inaczej nie będzie w stanie wypowiedzieć duszących ją słów. – Dopiero zaczęło się nam wszystko układać, dopiero zaczęłam to wszystko układać. Ja nie dam rady Drew. Może ty jesteś stworzony do roli ojca, może potrafisz sobie to wyobrazić, ale ja nie. Jak mam zostać mamą? Ja nawet nie wiem, jak rozmawiać z dziećmi. – powiedziała na kolejnym wdechu i choć miała do powiedzenia jeszcze wiele, to jego kolejne słowa i dłoń rozłożona na jej brzuchu sprawiły, że zaczęła się śmiać. Po prostu – ze złości? Stresu? Z bezradności? Może po prostu z niego. – Chyba przestawiłam ci coś w głowie tym uderzeniem, ile widzisz palców? – zapytała pokazując mu palec wskazujący. Odetchnęła głębiej, gdy ją przytulił, a z jej ust wyrwało się kolejne łkanie. – Ciesz się, że nie byłeś dziś na pierwszej linii ognia. Uzdrowiciel, który mnie badał prawdopodobnie już zrezygnował z pracy. – dodała wtulając się w niego ciaśniej. Rodzice. Jak to w ogóle brzmiało?


The world will try to shape you into what it thinks you should be. It will tell you to blend in, to quiet your voice, to conform to its standards. But you were not born to fit into the mold of others. You were born to break it. To stand tall in your truth, even when the ground beneath you shakes. To fight for the life you believe in, even when the world tells you it’s impossible. Never apologize for being the
fire in a world full of ashes.
Lucinda Macnair
Lucinda Macnair
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Drew  Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sypialnia Drew [odnośnik]10.01.25 23:20
Może tak po prostu miało się stać? Do niedawna nie mieliśmy nic, a teraz mieliśmy mieć wszystko; rodzinę, małżeństwo i potomstwo. Relację nie mającą przed sobą już samych przeszkód, a bujną przyszłość okraszoną owocami tegoż uczucia. Oczywiście, że nie byłem na to gotowy. Nawet przez moment nie pomyślałem, iż tak szybko możne na nas spaść odpowiedzialność, choć najpewniej byłem w tym po prostu naiwny wszak musieliśmy sobie zdawać sprawę z konsekwencji czynów, które nagminnie miały miejsce. Wiedzeni tęsknotą, szczyptą radości ze swego rodzaju swobody oraz przede wszystkim pożądaniem oddawaliśmy się czułościom niezwykle często – żeby nie powiedzieć w każdej wolnej chwili. Oboje musieliśmy mieć tę świadomość, wizję rychłego powiększenia ogniska domowego, jakie po dziś dzień stanowiło dla nas zagadkę, może nawet wyzwanie. Podróż, lecz tym razem nie po artefakty, a spełnione rodzicielstwo mające kompletnie różnić się od tego obrazu, jaki poznaliśmy w dzieciństwie. Nie chciałem być takim ojcem jak Augustus, nie wyobrażałem sobie przeprowadzić kogokolwiek przez podobną traumę nawet jeśli kompletnie nie sprawdziłbym się w tej roli. Już wtedy wiedziałem, iż o wiele lepiej byłoby, gdyby zniknął – wyszedł z domu i nigdy do niego nie powrócił utwierdzając matkę w swej decyzji. Jednak on lubił wodzić i mamić. Bawiły go okazjonalne wizyty na Nokturnie, a jeszcze bardziej podniecały wyjazdy, kiedy to mógł oddawać się cielesnym uciechom i roztrwaniać zabrane z poddasza galeony. Resztki złotych monet i kilka knutów, jakie Ophelia chowała w komodzie na czarną godzinę. Był zwykłym śmieciem, chwastem jakiego przeżuło i wypluło życie. Nigdy nie chciałbym, aby podobną narrację przyjął mój potomek, a zatem czasem naprawdę lepiej było uciec. Trwać w codzienności z piętnem opuszczenia, ale zachowaną resztką honoru i godności.
Czy właśnie od tego chciałem zacząć? Zostawić ją w obawie przed porażką? Nie. Otępiały umysł wciąż nie dopuszczał do siebie tej myśli, nie mógł jej strawić i przeanalizować, jednakże gdzieś w głębi serca coś zadrżało. Jakiś promyk radości, irracjonalnego szczęścia i dumy. Nie wszystko mogliśmy zaplanować, nie na każdy element codzienności mogliśmy mieć wpływ. Stało się, stać się musiało.
-Potrzebowałem chwili, żeby to do mnie dotarło- odparłem zgodnie z prawdą. -Nie powinienem był tak mówić- dodałem ponownie zamaczając wargi w trunku, który działał kojąco na szalejący oddech. Szok powoli ustawał, a w jego miejsce pojawiały się emocje, które trudno było mi zdefiniować. Starałem się nawet powrócić pamięcią do szalonego czasu wielu twarzy, kiedy żyjący we mnie pasożyt bawił się w najlepsze, lecz nie potrafiłem dopasować tego co się ze mną działo do żadnej z nich.
Wygiąłem wargi w lekkim uśmiechu, kiedy ze słyszalną paniką w głosie zaczęła prawić o swych wątpliwościach. Ułożyłem palec na jej brodzie i zadarłem ją do góry tak, aby mogła spojrzeć mi w oczy. -Nie, nie wyobrażam sobie siebie w roli ojca. Tak samo jak ty nie wyobrażasz sobie siebie w roli matki- zacząłem nie przebierając w słowach. Nie był to moment na czułe rozwianie wszelkich zmartwień, a racjonalne podejście do sytuacji. -I cóż mamy poradzić? Chcesz się pozbyć naszego dziecka?- spytałem unosząc lekko brew i dając nacisk na słowo naszego. -Przeszliśmy razem tak wiele, może tak właśnie miało być? Może los po raz kolejny rzucił nam wyzwanie? Ułożyliśmy sobie codzienność, wkrótce zostaniesz moją żoną, a dziecko, które nosisz pod sercem jest tego owocem Lucindo i zrobię wszystko, aby uszczęśliwić je tak, jak staram się każdego dnia ciebie- kontynuowałem nie spuszczając wzroku z jej tęczówek. Czy byłem świadom wagi swoich słów? Trudno było o tym wyrokować – dla mnie też była to sytuacja zupełnie nowa i kompletnie niespodziewana. -Ja też nie wiem jak z nimi rozmawiać. Ostatni raz upiłem dziewięciolatka ognistą w Mantykorze, więc chyba nie należę do przykładnych opiekunów- zaśmiałem się pod nosem pragnąc nieco rozluźnić atmosferę.
-Trzy. Pokazujesz trzy prawda?- zgrywałem się, a uśmiech, nie wiedząc czemu, nie schodził mi z twarzy. -Skoro zrezygnował to znaczy, że żyje. Nie było wcale tak źle- pokręciłem głową rozbawiony wyobrażeniem tejże sytuacji. Skrzyczała go? Czy wyzwała od najgorszych? Może zaś było tylko gorzej i uznali ją za stukniętą?
-Poradzimy sobie- dodałem po chwili, znacznie ciszej, po czym oparłem czoło o jej czubek głowy i splotłem dłonie na lędźwiach. -Walden. Jeśli to będzie chłopiec, chciałbym żeby nazywał się Walden- szepnąłem ponownie lekko wyginając kąciki ust. Trudno powiedzieć dlaczego to padło – może byłem na to bardziej gotowy niżeli mi się wydawało?




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Sypialnia Drew
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach