Wydarzenia


Ekipa forum
Ginevra Scorsone - w budowie
AutorWiadomość
Ginevra Scorsone - w budowie [odnośnik]03.06.23 0:18

Ginevra Bianca Scorsone

Data urodzenia: 15.07.1934
Nazwisko matki: Fancourt
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: malarka, portrecistka arystokratycznych twarzy i strażniczka ich sekretów
Wzrost: metr siedemdziesiąt trzy
Waga: sześćdziesiąt dwa
Kolor włosów: naturalnie miedziany brąz, wzmacniany z pomocą magii do lisiego odcienia rudości
Kolor oczu: bladozielone z brązowymi plamkami
Znaki szczególne: przeszywające spojrzenie ubrane w iskierki zainteresowania; droga biżuteria po babci, ubiór charakterystyczny dla włoskiej mody


Z wielką dezaprobatą przyjmuję istnienie tego świata, które na mnie zrzucono. Za każdym razem, gdy przebywam z moją matką, powracają do mnie te same myśli. Bez konwenansów i obecności ojca, nie jestem pewna, jak długo wytrzymałabym z nią pod jednym dachem. Na nasze szczęście jako archeolog, w większość czasu zajmuje się nie swoją rodziną, więc jedynie sporadycznie można ją zastać w posiadłości. Jedyną rzeczą, za którą można przyznać jej zasługę, jest urodzenie mnie i wzbudzenie pierwszego wybuchu magii.
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Niebo było niebieskie, aksamitne, przecięte pojedynczymi smugami chmur, a wiatr czule głaskał kłosy traw. Był to początek lipca, a my wyjechaliśmy wtedy do naszej wiejskiej posiadłości niedaleko Florencji. Jak każde dziecko, pragnęłam się bawić, robić psikusy i desperacko szukać uwagi, której nie otrzymywałam. Gdy kolejny raz słuchałam tej samej baśni o skaczącym kociołku, czytanej przez moją guwernantkę, poczęłam się nudzić. Nie miałam jej tego za złe, w końcu to rodzice najęli ją do opieki nade mną z pogoni za pieniądzem, a ona robiła co w jej mocy, by mnie zabawić i wychować jak własne dziecko, lecz w czasie słuchania opowieści odpłynęłam w zadumę. Zastanawiałam się, czy dałabym radę złapać niuchacza za pomocą lusterka przywiązanego sznurkiem i nagle w rogu pokoju zauważyłam węgielek, który wypadł z kominka w pokoju dziennym. Wokół węgielka widniały szare linie i wtedy narodził się w mojej małej główce pomysł. Najcierpliwiej, jak tylko zdołałam, wytrwałam do zakończenia opowiadania i oznajmiłam, że odczuwam pragnienie. Opiekunka pośpiesznie wyruszyła, by spełnić moje prośby, ja zaś wzięłam się za realizację mojego zuchwałego planu. Wzięłam węgielek i zaczęłam kreślić linie na ścianie — jedne proste jak szlaczki na papierze, inne zaś wygięte, jak zachwycony kot wyginający się po długiej drzemce. Wydawały się momentami splatać ze sobą w spójną całość, by potem znów się od siebie odseparować. Wtem usłyszałam skrzypienie drzwi i wtórujący mu brzęczenie srebrnej tacy oraz huk tłuczonego szkła. W tej wirującej harmonii stała też moja guwernantka, patrząc z wyraźnym przerażeniem na moje dzieło. Chwilę później rozbrzmiał szybki rytm obcasów, a w wejściu do salonu pojawiła się nowa postać — moja matka. Na jej twarzy odczytać można było kaskadę emocji — od zdziwienia przez niedowierzanie po gniew. Stałam, z węgielkiem w dłoni, jak spetryfikowana, nieświadoma tego, co się zaraz stanie. Wzory na ścianach zaczęły się poruszać i wić jak węże w trawie. Matka, poruszając się szybko i zgrabnie, zbliżyła się do mnie, sprawnie omijając rozbite szkło. Chwyciła mnie za nadgarstek i ścisnęła go mocno, sprawiając, że moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. W mym umyśle niczym grom przelatywały setki myśli na minutę, zalewając mnie falą niepokoju, nie zostawiając miejsca na spokojne marzenia. Nagle wzory na ścianie zaczęły pulsować nienaturalnym światłem jak poranna łuna oświetlająca mroki lub rozpalony do białości pogrzebacz w ciemności kuźni. Matka zaskoczona tym zjawiskiem poluzowała swój chwyt, a ja wyrywając się z jej uścisku, rzuciłam się do ucieczki przez drzwi prowadzące do ogrodu.
Wiedziałam, że muszę dotrzeć do mego ukrytego zakątka, bezpiecznego miejsca, którego tajemnicę odkryłam, kiedy ojczym prowadził mnie pośród zieleni w czasie naszej pierwszej wizyty na letniej posiadłości. Mój azyl znajdował się pomiędzy dwoma okazałymi krzewami jeżyn, na których delikatnie osiadały muchy z błyszczącymi skrzydełkami, nadającymi im pozłacanej oprawy. Całe to miejsce było ukryte przed wścibskim wzrokiem promieni słonecznych, chronione przez wiekowego kasztanowca, który górował nad otoczeniem swoją rozłożystą koroną. Usiadłam pod jego opiekuńczym cieniem, opierając się o twardy pień tak, aby, jeśli ktoś próbował mnie znaleźć, bezskutecznie szukał. Na ziemi w pobliżu odnalazłam gałązkę, choć niezbyt prostą, to wystarczającą do szkicowania wzorów na ubitej glebie wokół drzewa. Byłam tak zatopiona w moich myślach, że nie słyszałam przybliżającego się szelestu, będącego zapowiedzią nieznajomego gościa. Był to lis, przyglądający mi się z ciekawością, lecz ja go nie dostrzegałam. Dopiero kiedy zobaczyłam, jak jego zęby chwytają za moją gałązkę, krzyknęłam niezadowolona, myśląc, że to matka przyszła kontynuować wcześniejsze upomnienie. Obejrzałam się, a tam ujrzałam lisa, ale nie był on rudy, jak wszystkie lisy z książeczek dla dzieci; był różowy. Za moimi plecami rozległ się śmiech — najpierw cichy i zduszony, a później rozbłysł głośno, jak dźwięk potężnego gromu. Odwróciłam się, to był mój ojczym, a jego oblicze nie nosiło żadnych złowrogich znamion. Podszedł do mnie i zaczął mnie pytać, dlaczego ukarałam tego biednego lisa. Opowiedziałam mu całą historię, od samego początku, aż do powodu, dla którego tu się znalazłam. W miarę jak mu wyjaśniałam, jego mina tężała, a gdy skończyłam, delikatnie uśmiechnął się do mnie i powiedział, że musi podjąć pewne działania, po czym udał się w kierunku domu. Słyszałam później stłumione okrzyki, a uczucie lęku przewijało się przez moje wnętrze, obawiając się, że kiedy ustaną, następne będą skierowane w moją stronę.  


Patronus: Moim najcieplejszym wspomnieniem była chwila, w której matka, jak miała w zwyczaju, pojawiła się gdy tworzyłam swój kolejny obraz. Tym razem nie spojrzała się na mnie z pogardą; zobaczyłam w jej oczach przez krótki moment zaskoczenie, które szybko zastąpił znany mi wyraz znudzenia. Po tym krótkim akcie usłyszałam od niej tylko jedno słowo. - Dobrze.
Lis rudy jest przedstawicielem gatunku Canis vulpes, stanowi niezwykle piękne i eleganckie stworzenie, poruszające się z niebywałą gracją i lekkością. Szerokie, trójkątne uszy sterczą dumnie na szczycie jego głowy, a oczy połyskują inteligentnym blaskiem i iskierką sprytu. Lisy są zazwyczaj ciche, a ich ruchy są przemyślane, idealnie dopasowane do aktualnego otoczenia. Potrafi cierpliwie i cicho obserwować, czekając na odpowiedni moment. Czasami można go zastać, gdy podczas zabawy zręcznie wygina swoje ciało w locie. Znane są też ze swoich, wczesnoporannych i wieczornych pieśni, które niosą się lasem, tworząc mistyczny nastrój. Lis rudy jest również wykorzystywany artystycznie jako symbol nie tylko urody i gracji, ale również sprytu i zdolności adaptacyjnych. Jego obecność w krajobrazie powoduje pojawienie się aury tajemniczości i magii w obecności natury, obrazując piękno świata, który nas otacza.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 100
Uroki:102
Czarna magia:00
Uzdrawianie:00
Transmutacja:52
Alchemia:01
Sprawność:30
Zwinność:70
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
FrancuskiII2
WłoskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaI2
Historia MagiiI2
KłamstwoII10
KokieteriaII10
PerswazjaI2
SpostrzegawczośćII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Savoir-vivreI2
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny--
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Sztuka (malarstwo)III25
Sztuka (wiedza)II7
Muzyka (fortepian)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec klasyczny00.5
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
Brak-0
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 0
Gość
Anonymous
Gość
Ginevra Scorsone - w budowie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach