Wydarzenia


Ekipa forum
Cmentarzysko galionów
AutorWiadomość
Cmentarzysko galionów [odnośnik]05.10.23 22:10

Cmentarzysko galionów

Przy zachodnim brzegu wyspy, trochę za portem znajduje się miejsce w którym składowane są stare galiony zdobiące wcześniej statki Traversów. Obrośnięte, zniszczone czasem i przeżytymi przygodami tworzą swoistego rodzaju cmentarzysko, zaczynając się na piaszczystej plaży, powoli, nieśmiało wdzierając się coraz głębiej w zielone trawiaste tereny wyspy.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Cmentarzysko galionów Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Cmentarzysko galionów [odnośnik]Dzisiaj o 13:08
15 listopad
Niedziele spędzała w domu. Głównie po to, by zachować zdrowy bilans i znaleźć czas na spotkania z rodziną kiedy w ciągu tygodnia nie mogła sobie na to pozwolić całkowicie. Chociaż, nie znaczył to nigdy, że spędzała je całkowicie na niczym. Nie pochwała lenistwa - chociaż w ostatnich miesiącach, za sprawą jej męża zdarzało jej się mu poddawać. Przeważnie rano, kiedy noc spędzali razem, jeszcze zanim pojawiała się w Rezerwacie pozwalając z - ku własnemu zadowoleniu, ale nadal mimowolnemu, mechanicznemu sprzeciwu - ukraść sobie kilka minut w czasie których pozostawała w jego objęciach. Ostatni czas był dla jej relacji trudny, skażony tym co stało się w łaźniach i Melisande czuła rozstrojenie które ciąża jedynie wzmacniała. Z jednej strony nie wiedząc kiedy czuła, że coraz mocniej przywiązywała się do Manannana z drugiej, buntowała temu sumiennie przez sekret który postanowił zachować dla siebie.
Dzisiaj była sama. Trochę rozdrażniona nie do końca będąc czym dokładnie zasiadła po śniadaniu w saloniku znajdującego się w części wspólnej ich komnat postanawiając oddać się planowaniu tego, co nadzieje. A może bardziej skorygowaniu planów, które przecież rozpisała już wcześniej. Do listy wszystkiego czym miała się zająć dochodziło tylko więcej i więcej. Ale nie przejmowała się tym - na ten moment pewna, że z odpowiednim planowaniem będzie w stanie poświęcić wszystkiemu dostatecznie dużo czasu by zająć się tym w sposób, który nie pozwoli na żadne uchybienia w sprawie.
Rozwinęła pergamin z listą, sięgając do filiżanki z kawą. Zanurzyła w niej wargi krzywiąc się zaraz.
- Anitho, tego się pić nie da. - mruknęła, spoglądając na służkę. - Przynieś mi soku z pomarańczy. - poleciła służce, która dygnęła już niemal wychodząc. - I ananasa, koniecznie. Będę w gabinecie Manannana. - orzekła chwilę później, jego biurko było wygodniejsze od niewielkiego stoliczka nad którym pochylała się wcześniej. Przeniosła się tam stawiając kroki powoli z każdym dniem coraz wyraźniej czując nieprzyjemności które ciąża ze sobą niosła. Czuła się napuchnięta - czasami - a dzisiaj wybitnie nie ponętna. Westchnęła, popychając drzwi do gabinetu. Zasiadając w ustawionym przed biurkiem krześle, przesuwając dłońmi po podłokietnikach, nim wyciągnęła ręce ku pergaminom. Było ich kilka.
Pierwszy odnosił się do tego, co należało zrobić jeszcze w rezerwacie, nim zasadne dla niej będzie by pozostała na zamku nie wychodząc do towarzystwa. Według powstałego planu ostatnim dniem w którym odwiedzi rezerwat będzie ten, który kończył listopad. Pozostałe dwa tygodnie spływały jej na wypełnianiu skonstruowanej listy i przekazywanie powoli acz skutecznie wraz z mijającymi miesiącami kolejnych zadań Arcandowi, który w końcu łaskawie, nie krzywił się za każdym razie kiedy wydawała mu jakieś polecenie. Prawdopodobnie nadal czuł gorycz degradacji, która go spotkała - choć Melisande osobiście uważała, że powinienem się cieszyć z otrzymanej szansy. Gdyby nie potrzeba wypełnienia miejsca przy niej i posiadania kogoś kto będzie w stanie zastąpić jej w najbardziej newralgicznych miesiącach Tristan - po ostatnim wypadku mężczyzny - nie pozwoliłby mu wrócić do rezerwatu. Nie okazywał go przy jej bracie, przy niej jakby opuszczając gardę. Ale nie miało to znaczenia, ostatecznie, wykonywał swoje obwiązki i rozumiał co do niego mówiła. Nie potrzebowała więcej. Skreśliła kilka punktów które udało jej przygotować w minionym tygodniu. Dopisując na końcu listy codwutygodniowe raporty, które chciała otrzymywać, podskórnie przeczuwając, że niewiedza, co dzieje się w miejscu w którym zostawiła tyle serca może doprowadzić ją do wędrowania po ścianach - albo frustracji, która odbiłaby się na innych.
Drugi odnosił się do Corbenic Castle - i Norfolku samego w sobie. Co prawda od upadku komety minęły już miesiące, to pokłosie tego, co się stało odbijało się nadal szerokim echem nie tylko po ziemiach ale i po lokalnej społeczności. Nie zaprzestała nadzorowania działania punktów pomocowych, zbierając informacje z poszczególnych miast, a potem - zazwyczaj z samego rana w poniedziałek - rozsyłając kolejne dyspozycje do punktów. Odnajdując rozwiązania na pojawiające się problemy. Szczerze licząc, że już niedługo uda jej się w jakiś rozsądny sposób rozprawić z duchami, które nadal gromadził się przed wejściem na zamek. Wykrzywiła mimowolnie wargi - spotkanie ze spirytystą, który tak chwalił się tym jak je rozumie nie przyniosła jej niczego konkretnego. Był stratą czasu w jej harmonogramie. Mogła od razu zwrócić się do kuzyna, zamiast ufać obcym. Westchnęła do pojawiającej się myśli, na pergamin wpisują konieczność remanentu w magazynach którą zamierzała przedstawić Manannowi licząc, że poprze ją w tym pomyśle. Powinni przeliczyć stan posiadanych rzeczy i jedzenia, a nadwyżkę rozdysponować po podlegających im ziemiach budując wizerunek władców surowych, ale i dbających o tych których mieli pod sobą. Stuknęła palcami kilka razy o drewno biurka w zastanowieniu nad tym, czy istniał jeszcze jakiś problem którym winna zająć się niezwłocznie, ciemne tęczówki przesunęły się po pergaminie, ale zdawało się że na ten moment największe problemy miały już przygotowane rozwiązania.
Sięgnęła po trzeci z pergaminów - ten odnosił się do hodowli i idących z nią planów na którą zgody wyraził Manannan napawając ją zadowoleniem - chociaż nie sprawiając że wybaczyła mu w jakikolwiek sposób. Przemknęła spojrzeniem po dokumentach uświadamiając sobie, że w tej kwestii siedząc za biurkiem nie dokona żadnych ustaleń. Podniosła się akurat w momencie w którym Anitha wchodziła do pokoju. - Nie śpieszyłaś się. - mruknęła rzucając ku niej spojrzenie. - Zostaw to, przynieś mi płaszcz. - poleciła służącej chwilę później naciągając na plecy ciepły płaszcz w ciemnym - niemal czarnym - granacie. Ramiona dodatkowo ocieplając futrem zapinanym z przodu. Podała służącej podkładkę z pergaminem kierując się do wyjścia z zamku, po drodze wsuwając na dłonie rękawiczki. Wbrew pojawiających się czasem żartom Manannana potrafiła zadbać o własną garderobę - i zdrowie - to było najważniejsze, kiedy nosiła pod sercem nowe życie. Chwilę zajęło jej dotarcie do jednego z brzegów wyspy, niedaleko Cmentarzyska Galeonów, gdzie wynajęci czarodzieje zajmowali się postawieniem kompleksu który przeznaczony miał być całkowicie pod hodowlę - którą, oczywiście w swojej wspaniałomyślności wręczy jej mąż w prezencie na rocznicę. Rozejrzała się wokół. Dobrze, stajnie dla hipokampów - częściowo nad wodą, częściowo na lądzie - zdawały się niemal gotowe. Dalej rozciągał się wodny padok, obok zostało wyznaczone miejsce, które koło wiosny zostanie przygotowane pod tereny wyścigu, który odbędzie się w czerwcu. Weszła do środka pomieszczenia - chcąc upewnić się, że nie popełniono żadnych błędów. Kiedy znalazła się w środku atmosfera zdawała się zmienić trochę, a ku niej zwróciło się kilka spojrzeń, żadne z nich jednak nie sprawiło, by uleciała z niej pewność pozwalająca wejść głębiej. Wyciągnęła rękę do Anithy, która podała jej zebrane notatki. Zerknęła na nie przesuwając kilka stron by odnaleźć harmonogram prac. Sprawdzając czy idą zgodnie z planem, a kiedy uniosła wzrok obok niej znajdował się już mężczyzna o dłuższej brodzie.
- Lady Travers - przywitał się kłaniając w pół, mając już otwarte usta chąc kontynuować wypowiedź - ale nie zdążył.
- Jest jakiś problem. - orzekła wracając spojrzeniem do harmonogramu. - Tutaj powinien znajdować się już odpowiedni sprzęt. - siodlarnia była w opłakanym stanie. Zwiesiła tęczówki na mężczyźnie czekając na odpowiedź.
- Tak, jest. Są opóźnienia w dostawach, musieliśmy zmienić niektórych dostawców przez... te ostatnie wydarzenia. Ale... - uniosła rękę żeby mu przerwać.
- Zdążycie dogonić harmonogram? - zapytała odwracając go w jego stronę. - Na 27 grudnia wszystko musi być gotowe. - zawyrokowała patrząc na niego, unosząc odrobinę brodę. To nie tak, że zawali się świat jeśli nie będzie - ale najwięcej satysfakcji sprawiało jej, kiedy wszystko szło zgodnie z powziętym planem - a jeśli nie mogło, to chociaż kończyło się w wyznaczonym przez nią czasie. Męzczyzna odebrał notatki odnajdując plany projektowe przypięte niżej.
- Jeśli - oczywiście, pozwoli lady - zmienimy... - rozpoczął wyjaśnienia, przynosząc - szczęśliwie dla niego samego - propozycje zamienników, które mogli otrzymać szybciej, albo i potrzebnych produktów, jednak w innej niż przewidywana cenie. Potakiwała głową słuchając go z uwagą. Rozumiejąc mniej więcej sensn, kwestia samych materiałów miała dla niej znaczenie mniejsze. - ... wtedy z pewnością zdążymy. - zapewnił solennie.
- Dobrze więc. - zgodziła się. - Zrób zgodnie z tym co powiedziałeś, za tydzień sprawdzę wasze postępy. - zapowiedziała, na swojej liście oznaczając miejsce w którym była - naprawdę liczyła, że słowa mężczyzny nie były jedynie czczym zapewnieniem.
- Aye, Aye. - potwierdził, znikając chwilę później. Kącik jej ust drgnął lekko ale nie uniosła spojrzenia znad trzymanej podkładki.
- Idziemy. - zakomunikowała Anithcie, to jeszcze nie był koniec na dzisiaj. Zostało pochylenie się nad notatkami, które dotyczyły krakena. Nad nimi spędziła kolejne godziny, nie widząc kiedy zasypiając na biurku należącym do jej męża.

| zt



I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Cmentarzysko galionów
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach