Wydarzenia


Ekipa forum
Maddie Borgin
AutorWiadomość
Maddie Borgin [odnośnik]08.02.16 23:05

Maddie Borgin

Data urodzenia:23.10.1938
Nazwisko matki:Prince
Miejsce zamieszkania:Londyn
Czystość krwi:Szlachetna ze skazą
Zawód:Złodziejka
Wzrost:166
Waga:53
Kolor włosów:Blond
Kolor oczu:Niebieskie
Znaki szczególne:Przenikliwie niebieskie oczy, na które udało jej się nabrać niejednego faceta.


Bunt, to moja specjalnośc!

Byłam ja, byli moi rodzice i był kot, a z nich wszystkich najbardziej lubiłam kota. Przerośnięte ego ojca, pracującego w ministerstwie i wybujałe ambicje matki sprawiały, że już jako dzieciak nie mogłam się zdecydować, kogo z tej dwójki nie znoszę bardziej. Nudziła mnie okropnie ta cała gadanina o dumie, mojej świetlanej przyszłości, czy choćby o zachowaniu przy stole. Byłam małym łobuzem, który jakimś cudem wyrwał się ze schematu, i  zamiast ślęczeć nad książkami biegał po podwórku i taplał w błocie. Kwestionowałam absolutnie wszystko, co mówili rodzice, a kiedy słyszałam, że powinnam więcej się uczyć, brałam kota pod pachę i szłam w siną dal. No, pod pachę się nie dał, ale o dziwo szedł obok mnie. Miał na imię Kiciuś, bo zamiast tracić czas na wymyślanie kreatywnych imion, wolałam się z nim bawić. Byłam ośmioletnią buntowniczką, która wolała spędzać czas z podwórkowymi zwierzakami, niż w otoczeniu ludzi. Do czasu, kiedy ojciec postanowił sobie, że przynoszę hańbę rodzinie i, że on zadba o to, bym wyszła na prostą. Oczywiście, biorąc pod uwagę jego skrzywione myślenie, prosta wyglądała zupełnie inaczej, niż by się normalny człowiek spodziewał. Za każdy brak posłuszeństwa dostawałam kary. A karał mnie na różne sposoby. Na początku akty mojego buntu kończyły się szlabanem na zabawy - szczególnie te podwórkowe, bo je lubiłam najbardziej. Musiałam więc siedzieć w domu bardzo naburmuszona i obrażona, aż nie minęły 4 dni - bo tyle trwały pierwsze kary. Potem było coraz gorzej. Najpierw wyrzucał moje zabawki, potem wyrzucił kota, a na końcu mnie za drzwi. I tak za każdą nieprzyzwoitą odzywkę siedziałam, niezależnie od tego, czy padał śnieg, deszcz, czy na dworze było 30 stopni w cieniu - siedziałam na tym naszym ogrodzie. Miałam wrażenie, że karanie mnie sprawia ojcu przyjemność, bo szlabany dostawałam za wszystko. Za zbyt głośny śmiech, nie zjedzony obiad, czy nieodpowiedni ton, a nieodpowiednim był każdy, gdy ojciec miał zły dzień. Kiedy siedziałam w deszczowe wieczory pod drzwiami, zastanawiałam się, dlaczego mama nic nie robi. Dlaczego nie powie ojcu, żeby mnie wpuścił, albo, żeby nie zabierał wszystkich moich zabawek. Jako dziesięciolatka nie mogłam tego zrozumieć. Dopiero po wielu latach dowiedziałam się, że zdradzała tatę z jakimś bardzo zamożnym facetem, a gdy to wyszło na jaw, próbowała odkupić swoje winy, zachowując milczenie. Żałosne, prawda?



Hogwart był dla mnie wybawieniem i choć wiedziałam, że nie pasuję do tych wszystkich dzieciaków, a nauka nie szła mi najlepiej, czułam się tam, jak w domu. Oczywiście nigdy nie wyznałam ojcu, że o mało co wylądowałabym w.. Gryffindorze. No, bo przecież zarówno on, jak i matka, to dumni Ślizgoni. A ja? Musiałam dyskutować z tiarą i błagać w myślach, by przydzieliła mnie do Slytherinu, choć jeszcze parę lat temu dałabym sobie dłoń odciąć, by tam nie skończyć. Na złość wszystkim oczywiście. No, ale że dzięki staraniom ojca ze zbuntowanej ośmiolatki nic we mnie na pozór nie zostało, zgodziłam się podążyć za rodzinną tradycją.
Pierwsze lata mojego pobytu w Hogwarcie były bardzo spokojne. Ktoś mógłby się pokusić o stwierdzenie, że pod kątem sprawowania byłam wzorową uczennicą i gro szkolnych łobuzów mogłyby brać ze mnie przykład. Niestety - przysłowiowe rogi pokazałam znów, kiedy skończyłam siedemnaście lat. Stałam się pełnoletnią, pewną siebie dziewczyną, którą ciągnęło do wszystkiego, co nielegalne. Zaczęłam opuszczać zajęcia, "bo nudne", "bo mam lepsze zajęcia", "bo się nie wyspałam" i zamiast siedzieć grzecznie w szkolnej ławce, szwędałam się z dwójką przyjaciół - Beatrice i Johnem po Hogsmeade, aż któregoś dnia wpadliśmy na pomysł, który przewrócił moje życie do góry nogami.
Mroczne uroki Nokturnu pochłonęły mnie szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
Nauczyłam się, że zamiast kupić, można coś zwędzić i, że papierosy poprawiają nastrój bardziej, niż czekolada. Z pomocą stałych bywalców Nokturnu liznęłam także trochę czarnej magii. Szybko zostałam wyrzucona ze szkoły, tracąc też kontakt z dwójką przyjaciół, co nieszczególnie mnie ruszyło. Zresztą, w tym czasie oprócz czubka własnego nosa, obchodziła mnie wyłącznie zawartość portfela w kieszeni.



Wynajęłam jakieś małe mieszkanie za grosze w Londynie. Mieszkałam sama, nikogo nie zapraszałam, zresztą starałam się nie nawiązywać jakichkolwiek więzi i tu znowu - do czasu. Któregoś wieczora poznałam Love. Zupełnie nie pasowała do Nokturnowego towarzystwa i właściwie nie wiedziałam, co ona tam robiła. Miała ładną buzię, słodki głosik i bardzo młodą urodę, jak na osiemnastolatkę. Była taka dziewczęca i towarzyska, a gdzie się nie pojawiła, wraz z nią pojawiał się wianuszek zauroczonych jej osobą facetów. Miałam dwadzieścia lat, kiedy się zaprzyjaźniłyśmy. Dwadzieścia dwa, gdy stwierdziłyśmy, że skoro obie nie mamy facetów, to może by wynająć coś razem. No i dwadzieścia trzy, jak wyznała mi miłość. Wierz mi, że poczułam się wtedy, jak w jakimś szalenie chaotycznym romansidle. Mieszkałyśmy razem, spędzałyśmy ze sobą całe dnie, czasami zupełnie po przyjacielsku - przynajmniej w moim mniemaniu - sypiałyśmy w jednym łóżku. Byłyśmy prawie, jak siostry, a nagle ona mówi, że mnie kocha. I może to brzmieć komicznie, acz dla mnie był to prawdziwy dramat, bo musiałam zranić jedyną bliską mi osobę. Ona nie chciała dłużej być moją przyjaciółką. Ja z kolei nie potrafiłam spojrzeć na nią inaczej, niż na przyjaciółkę. Nasz kontakt urwał się, ja wróciłam do samotnego przesiadywania w klubach i znów przygarnęłam kota, bo odzwyczaiłam się od pustego mieszkania. Pół roku później Love popełniła samobójstwo, a ja nie odważyłam się  przyjść na jej pogrzeb.
I tak żyjąc z cudzych pieniędzy i odrobiny sprytu, włóczę się po ciemnych ulicach Nokturnu. Nikt mnie nie zna i ja także nikogo nie znam. Wyrzuty sumienia już prawie mnie nie dręczą i choć życie za pieniądze z lewych źródeł nie jest szczytem moich marzeń, czuję się dobrze. Czasami tylko, kiedy mam gorszy dzień, do mojej głowy po cichu zakrada się myśl - co by było, gdybym poszła inną drogą?




Patronus: Kot, bo to jedyny stały element mojego życia. A takiej stałości czasami mi brakuje. Ponadto - trochę się z tymi dziwnymi zwierzakami utożsamiam. Cenię sobie prywatność i niezależność. Przychodzę, kiedy chcę i wychodzę, kiedy chcę, a ludzi, którzy próbują moją wolność ograniczać, szybko wyrzucam z życia.










 
5
5
0
5
0
5
0


Wyposażenie





Ostatnio zmieniony przez Maddie Borgin dnia 09.02.16 22:08, w całości zmieniany 2 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Maddie Borgin [odnośnik]09.02.16 21:52
no dobra, to chyba wszystko. cwaniak
Gość
Anonymous
Gość
Maddie Borgin
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach