Wydarzenia


Ekipa forum
Loża II
AutorWiadomość
Loża II [odnośnik]20.02.16 16:13
First topic message reminder :

Loża II

★★★
Jeśli opuści się główną salę jednym z bocznych korytarzy, można trafić na strome schody, prowadzące na najwyższe piętro budynku. Tam, za migoczącą złotem zasłoną znajduje się kilka loży z doskonałym widokiem nie tylko na scenę, na której występuje orkiestra oraz wspaniała Belle, ale także na cały parkiet. W każdej z loży znajdują się trzy wygodne fotele, podwójna sofa oraz samonakrywający się stolik z bogatym wyborem owoców oraz wykwintnych przystawek. Wnętrze loży nie jest widoczne ani z korytarza ani z dołu budynku…a przynajmniej tak się wydaje.
W pierwszej loży na prawo znajduje się także marmurowa rzeźba półnagiej kobiety, trzymającej w dłoni kitarę. Erato, muza poezji miłosnej, wita każdego wyłaniającego się zza zasłony perlistym śmiechem, wygrywając jednocześnie kilka nut ulubionego utworu gościa. Może być to zarówno muzyka jak i głos ukochanej osoby, szum liści, trzaskanie ogniska lub każdy dźwięk, wprowadzający w doskonały nastrój. Po kilku sekundach rzeźba zastyga w normalnej pozie, ale siedzący w loży goście dalej słyszą w swoich uszach cichutkie echo przyjemnych odgłosów – rzecz jasna każdy usłyszy to, czego jego serce pragnie najbardziej.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:12, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Loża II - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Loża II [odnośnik]15.01.19 12:38
Nie wiadomym było do końca, ile w nieśmiałości Cressidy było z jej wrodzonego charakteru, a ile z wychowania. Urodziła się jako najmłodsza z rodzeństwa, ta najmniej doceniana i zauważana przez ojca. Ta najmniej potrzebna, przynajmniej w swoim przekonaniu – w końcu Leander Flint miał już zarówno wymarzonego dziedzica, jak i córkę, jej starszą siostrę, która wyprzedzała Cressie na niemal każdym polu poza malarstwem. Nie można było powiedzieć, że ojciec źle ją traktował, ale był konserwatywny i co za tym idzie, oziębły w okazywaniu ciepłych uczuć, a Cressida w jego mniemaniu była zbyt miękka i wydelikacona nawet jak na damę. Najmłodsza Flintówna dorastała więc w poczuciu niedoskonałości i tak zaczęły rodzić się kompleksy, które nie zniknęły nawet w wieku dorosłym. Zawsze czuła, że cokolwiek by robiła, i tak nie wyszłaby z cienia rodzeństwa ani w oczach pana ojca, ani na salonach. Choć posiadała ogromny malarski talent i pod względem magicznym również nie była taka beznadziejna, w tajemnicy przed wszystkimi poza paroma najbardziej zaufanymi osobami z rodziny od dłuższego czasu uczyła się animagii, często nie wierzyła w siebie i umniejszała sobie, co próbował zwalczyć w niej mąż. William pragnął, by Cressida uwierzyła w siebie i swoje możliwości, i od początku ich narzeczeństwa starał się ją ośmielić zarówno na salonach, jak i w środowisku artystycznym.
Była też bardzo płocha, a jasna skóra jej policzków stawała się niezwykle podatna na rumieńce, ilekroć przyszło jej rozmawiać z jakimś mężczyzną spoza rodziny bądź grona rówieśników. Lorcan Rosier bez wątpienia należał do tych onieśmielających, choć tak naprawdę niewiele o nim wiedziała, był jedną z wielu twarzy widywanych przelotnie na salonach. Nie miała pojęcia o dawnym niezręcznym zdarzeniu z udziałem jakiejś kobiety z rodu jej męża, bo nazwisko Fawley nosiła dopiero od maja 1955 roku. Nie przyszłoby jej do głowy, że mogłaby być oceniana przez pryzmat czegoś, z czym nie miała niczego wspólnego, tym bardziej że przecież nie była Fawleyem, a Flintem. Różnica wieku nie pozwoliła im się też poznać w Beauxbatons, choć mgliście kojarzyła, że ukończył dom Harpii, tak jak i ona. I był w jakiś sposób spokrewniony z jej mężem, ale jak dokładnie, tego nie wiedziała. William był dziesięć lat starszy i nie mieli wspólnego grona znajomych ani krewnych.
Zawahała się wyraźnie, niepewna, czy uciec, czy zostać. Ostatecznie dobre wychowanie nakazało jej pozostać, nie chciała być postrzegana jako dzikuska. Obserwowała uważnie, jak mężczyzna rozkłada kanapę. Bystre, zielone oczy uważnie przyglądały się jego ruchom, przywodzącym na myśl ruchy dzikiego zwierzęcia, pełnego gracji i nieprzeniknionego w czynach.
Zbliżyła się ostrożnie, przysiadając na brzegu kanapy w stosownym oddaleniu od mężczyzny, na tyle, by go widzieć i słyszeć, ale uniemożliwić bardziej poufały kontakt. Była w końcu mężatką, a obrączka na palcu wyraźnie sygnalizowała jej przynależność. Czuła się nieco dziwnie, rozmawiając z prawie obcym mężczyzną bez świadków; kiedy była panną, a następnie zaręczoną, zazwyczaj towarzyszyła jej przyzwoitka. Mąż jednak pokładał w Cressidzie zaufanie i nie kontrolował jej, poza oczywistą dbałością o bezpieczeństwo młodziutkiej żony. Ta sytuacja wyniknęła zresztą przez przypadek i niezamierzenie, bo młódka była całkowicie pewna, że w loży nikogo nie zastanie i będzie mogła oddać się samotnej zadumie.
- Dobrze. Chwila rozmowy jeszcze nikomu nie zaszkodziła – odezwała się cicho, próbując przekonać samą siebie. To tylko rozmowa, nic się nie działo. Mąż sam ją zachęcał, żeby nawiązywała znajomości na salonach, by nie zamykała się tylko w gronie rodziny, a żeby otwierała się też na członków niespokrewnionych rodów. Zwłaszcza że jej relacje z rodem matki nieuchronnie miały się oziębić w obliczu skandalu, który miał dokonać się jutro, a w którym Cressie rzecz jasna nie zamierzała uczestniczyć.
Słysząc jego pytanie znów się speszyła. Przyznanie się, że słyszała czułe szepty wołającego ją męża byłoby stanowczo zbyt intymne, by podzielić się takim wyznaniem z kimś obcym i to mężczyzną. Nie umiała jednak kłamać, więc powiedziała prawdę, a przynajmniej jej część, pomijając to, co było zbyt osobiste.
- Słyszałam kojący szum lasów Charnwood i dźwięki moich ulubionych melodii – powiedziała. Jej policzki wciąż były lekko zaróżowione pod wpływem taksującego wzroku mężczyzny, który przesunął się z półnagiej rzeźby na jej oblicze. Zapewne mógł z niej czytać jak z otwartej księgi, bo szczera i prostolinijna natura nie pozwoliła jej nauczyć się wiarygodnie grać i kłamać. – Zapewne zbyt wścibskim byłoby zapytanie, co słyszały pańskie uszy?
Naprawdę próbowała być śmielsza, jak uczył ją William. Próbowała być dzielna i ukryć to, jak bardzo ją onieśmielał, ale zapewne wychodziło to dość kulawo, dlatego postanowiła zboczyć na grunt, na którym zawsze czuła się nieco pewniej niż na innych. Sztuka. To zawsze był dobry, neutralny temat do rozmowy, tak odpowiedni na salonach, zwłaszcza dla kogoś powiązanego z rodem Fawley. Tak naturalny i nie budzący zdziwienia nawet w takich okolicznościach, tym bardziej że byli w galerii sztuki, nawet jeśli chwilowo opuścili wystawowe sale. Ale wiedziała, że i Rosierom przez wzgląd na francuskie korzenie nie brakowało artystycznego obycia.
- Mniemam, że lubi lord malarstwo? O ile mnie pamięć nie myli, ukończyliśmy ten sam dom w Beauxbatons, i to spotkanie w galerii... Chętnie poznałabym pańskie artystyczne preferencje – odezwała się. Spojrzała na niego przelotnie, na krótko, potem znów przesuwając wzrok na splecione na kolanach drobne dłonie. Łatwiej było rozmawiać z mężczyznami nie patrząc im w oczy. Mówienie to jedno, dzięki Williamowi dokonała na tym polu pewnego postępu, a i otrzymywane w rodzinnym domu lekcje wysławiania nie pozostawały bez znaczenia... Ale patrzenie w oczy onieśmielało dużo bardziej.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Loża II [odnośnik]15.01.19 14:57
Pomimo specyficznego podejścia do życia i dość szorstkiego usposobienia nie stanowił dla Cressidy żadnego zagrożenia. Oczywiście, jego bezpośredniość i prezencja mogły ją onieśmielać i zawstydzać, ale Rosier nie był głupcem; obrączka na palcu młodej damy podkreślała i tak już dość wyraźną granicę między nimi, której brunet ani myślał przekraczać. Szanował instytucję małżeństwa i nie zamierzał testować wierności lady Fawley, choć obserwował ją czujnie, mając na uwadze, że poprzednia panna, wywodząca się z tej rodziny była raczej wątpliwej reputacji. Nie wykluczał możliwości, że Blaithin była przykrym odstępstwem od normy, ale wolał upewnić się osobiście, skoro już miał ku temu okazję.
Zsunął się nieznacznie z poduchy, wsparł łokcie na podłokietnikach i splótł obie dłonie na wysokości klatki piersiowej. Czekał cierpliwie na odpowiedź, nie zdradzając się ani słowem, że podejrzewał iż to nie wszystko, co wyszeptała młódce rzeźba. Nie naciskał jednak i po prostu skinął z wolna głową, dziękując jej w ten sposób za szczerość. Mogła pominąć cokolwiek chciała, dla niego liczyło się tylko to, że nie skłamała dla własnej satysfakcji.
Być może — przyznał, palcem wskazującym prawej dłoni przesuwając leniwie po ustach. — Ale przecież właśnie mnie pani o to zapytała, czyż nie tak, lady Fawley? — zauważył, a jedna z jego brwi uniosła się nieznacznie. Nie czuł się w żadnym razie urażony tym pytaniem, w końcu to on jako pierwszy wkroczył na ten grząski grunt.
Nie usłyszałem jednak żadnych kojących szumów czy ulubionych melodii, zaledwie śmiech i głos matki — oznajmił, nie mając najwyraźniej żadnych oporów przed uchyleniem rąbka tej konkretnej tajemnicy. Wątpił, by Cressida podzieliła się tą wiedzą z mężem czy którąś z przyjaciółek, nie było to w końcu nic istotnego.
Zmiana tematu nie wywarła na nim szczególnego wrażenia. Tak pewnie było lepiej i z pewnością o wiele bezpieczniej. W ten sposób Lorcan uniknie oskarżenia o bycie nieokrzesanym dupkiem, a młoda lady Fawley oszczędzi sobie wielu niepotrzebnych nerwów, na jakie zapewne byłaby narażona, gdyby kontynuowali rozmowę w podobnym tonie, co chwilę wcześniej.
Zdarza mi się tworzyć — sprostował, bo sztuka w teorii tak naprawdę niezbyt go interesowała. Oczywiście, podziwianie prac innych artystów zaliczało się w poczet jego zainteresowań, związanych z malarstwem, ale Rosier posiadał przy tym dość specyficzny gust i wiele prac po prostu nie przypadało mu do gustu. — Nie mam konkretnych preferencji — dodał i odchylił głowę, lokując spojrzenie w suficie loży. — Kilka lat temu mój ojciec przekazał galerii część zbioru mojej matki, więc przychodzę tu od czasu do czasu żeby podziwiać jej prace — mruknął, uśmiechając się kącikiem ust. Przełknął ślinę, a jego grdyka podskoczyła niekontrolowanie. Odwiedzał galerię o wiele częściej niż chciałby się przed kimkolwiek przyznać, ale tę część zatrzymał dla siebie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Loża II [odnośnik]15.01.19 19:50
Cressida była jedną z ostatnich osób, które można by podejrzewać o jakiekolwiek niecne intencje czy brak wierności. Już w szkole była osóbką nieśmiałą i trzymającą się na uboczu, całkowicie niezainteresowaną rozglądaniem się za chłopcami. Nigdy nie rozumiała podekscytowanych szeptów i chichotów koleżanek. Sama nigdy nie poświęcała temu uwagi, bo wiedziała, że po szkole to ojciec i nestor zdecydują o tym, z kim spędzi życie. Jako kobieta nie miała prawa do własnego wyboru, więc po co było trwonić czas i nerwy na coś, co nie miałoby racji bytu? Nie interesowało jej to, co zakazane, nawet w kwestii znajomości. Choć od ojca dzieliły ją wówczas setki kilometrów, nawet w Beauxbatons stosowała się do zasad i nie przyjaźniła się z mieszańcami ani mugolakami, nie mówiąc o poważniejszym zainteresowaniu, choć oczywiście znała szlachcianki, które w nastoletnim wieku przeżywały miłostki wobec młodzieńców niższego stanu. Nigdy tego nie rozumiała, cierpliwie czekając na dzień, w którym ojciec wezwał ją przed swoje oblicze i powiedział, że jest kandydat do jej ręki, który wkrótce jej się oświadczy – wszystko zostało już uzgodnione przez nestorów, więc nie było mowy o sprzeciwie. Narzeczeństwo przebiegało spokojnie i bezkonfliktowo, i jakieś pół roku później zostało zwieńczone ślubem.
Z perspektywy osób postronnych życie Cressidy zapewne jawiło się jako niezwykle nudne i poukładane, bo zawsze pokornie podążała wytyczonymi dla niej ścieżkami i starała się być jak najlepszą żoną dla swojego męża, który od dawna nie był jej obojętny i prawdopodobnie był już nawet kimś więcej niż przyjacielem. Nigdy nie dała mu też podstaw do tego, by jej nie ufać, ani ona nie miała podstaw, by nie ufać jemu. I wbrew temu, co się mogło wydawać, biorąc pod uwagę jej postawę cichej i pokornej żony chowającej się za męskimi plecami, miała sporo swobody, jeśli chodzi o znajomości oraz poruszanie się na salonach, bo mąż nie ingerował w jej więzy krwi ani przyjaźnie.
Rosier ją onieśmielał, ale nie był jedynym, który to robił. Obecne okoliczności być może dawały jednak okazję na wejrzenie odrobinę pod salonową fasadę, choć podejrzewała, że był on od niej znacznie bieglejszy w sztuce aktorstwa i kłamstw. Był mężczyzną i miał całe sześć lat więcej, by dobrze poznać środowisko wyższych sfer. Zatrzymała ją tu prawdopodobnie zwykła ciekawość, a może i echo nostalgii – bo nie codziennie spotykała w Anglii kogoś, kto również ukończył dom Harpii. Wśród wyższych sfer dominowali absolwenci Hogwartu, którzy nie dzielili podobnych doświadczeń co ona w dalekiej Francji. Większość z nich, poza krewnymi oraz przyjaciółmi rodu, poznała dopiero po skończeniu szkoły i debiucie towarzyskim. W osobach z Hogwartu próżno było szukać takiego artyzmu, który znała z Francji i który jeszcze bardziej uwrażliwił jej duszę i sprawił, że Flintówna z lasu stała się bliższa salonom, choć nigdy nie lubiła być na świeczniku, zawsze przemykając gdzieś z boku, nie rzucając się w oczy.
Zapytała go o to dość spontanicznie i zaraz tego pożałowała, ale ostatecznie to on pierwszy wkroczył na ten grunt. Niemniej jednak odpowiedział, a czy była to prawda, nie wnikała. Sama również nie podzieliła się zbyt intymnym szeptem męża. Może on słyszał jakąś kobietę bliską jego sercu? Matka także mogła być osobą bliską, jej własna była dla niej bardzo ważną osobą. Kiedyś, kiedy była tu pierwszy raz po ślubie, słyszała właśnie szept matki i siostry, drogie jej głosy, których zabrakło w codzienności wiedzionej w Ambleside. Teraz usłyszała męża, co było pewną nowością i dlatego ją zaskakiwało.
- Matka musi być panu bardzo bliska – zauważyła więc, nie wiedząc, że niechcący poruszyła drażliwy temat. – Często pan tu przychodzi? Bardzo rzadko spotykam tu jakieś towarzystwo. – Ale też sama nie była tu aż tak znowu często. Galerię odwiedzała średnio dwa razy w miesiącu, i nie przy każdej wizycie wymykała się tutaj. A jeśli się wymykała, to często z kimś, bo to było dobre miejsce do rozmowy. Ale do samotnej zadumy również było idealne i to skierowało ją tu dzisiaj.
Zmienienie tematu na bardziej neutralny okazało się dobrym pomysłem, bo Rosier już nie ciągnął jej za język w kwestii tego, co usłyszała, idąc tutaj.
- Więc jest pan artystą? – w jej głosie, mimo wciąż wyczuwalnego onieśmielenia, zabrzmiał entuzjazm. Uwielbiała mieć do czynienia z artystycznymi duszami, a wiedziała, że pobyt w domu Harpii nie musiał warunkować talentu i zamiłowania, bo niektórzy, jak jej mąż, interesowali się bardziej teorią i historią sztuki niż samym malowaniem. W ich małżeństwie to ona była twórcą, on dużo pewniej poruszał się po gruncie historyczno-teoretycznym.
- Muszę wobec tego dokładniej przyjrzeć się nazwiskom na obrazach – dodała; była pewna, że na paru pracach widziała nazwisko Rosier, ale zamierzała następnym razem poświęcić im jeszcze więcej uwagi. Zwykle nazwisko twórcy stanowiło dla niej kwestię dalszego rzędu niż sam walor artystyczny dzieła, odnajdywała je na obrazie dopiero po chwili obserwacji. – Moja matka również maluje – rzekła po chwili wahania. Portia Flint posiadała całkiem spory talent, ale malowała hobbystycznie, głównie dla siebie. Po ślubie całkowicie oddała się małżeństwu i trójce dzieci, ale to ona najbardziej wspierała Cressie w jej pasji, bo ojciec nigdy nie uważał sztuki za coś szczególnie ważnego w życiu i była mu ona dość obojętna. I to dzięki matce dziewczątko i jej siostra trafiły do Beauxbatons zamiast do Hogwartu. Portia była jedną z nielicznych osób zdolnych zmiękczyć konserwatywne serce swego męża i zależało jej na bezpieczeństwie dzieci. Ojciec naturalnie wolałby, żeby cała trójka chodziła do Hogwartu, i gdyby nie afera z otwartą tam niegdyś Komnatą Tajemnic, pewnie nie ustąpiłby żonie tak łatwo. Ale ostatecznie Cressida znalazła się na obczyźnie i dowiedziała się o malarstwie więcej niż mogłaby dowiedzieć się w Hogwarcie czy dworku Flintów.
Umilkła na chwilę, spoglądając w kierunku rzeźby, która wciąż stała nieopodal.
- Mój mąż dzisiaj będzie załatwiał umieszczenie tutaj kilku moich obrazów – odezwała się nagle, by przerwać nieco niezręczną ciszę. Nie zrobiła tego, żeby się przechwalać, raczej po to, by zagaić rozmowę. Chociaż była już żoną i matką, pozostawała osóbką nieco infantylną.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Loża II [odnośnik]18.01.19 15:32
Lorcan nie jest nawet w połowie tak zapatrzony w siebie jak musiałby być, by sądzić, że jest jedynym mężczyzną na ziemi, który byłby w stanie wprowadzić lady Fawley w zakłopotanie czy onieśmielenie. Musiałby być również przynajmniej jeszcze raz tak głupi, by w to następnie uwierzyć, a do głupców także nie należał. To prawda, miał kilka lat więcej na zorientowanie się w niuansach salonowego życia, ale nie byłoby żadną przesadą, gdyby ktoś stwierdził, że nie wykorzystał tych lat należycie. Rosier nigdy bowiem nie przepadał za towarzystwem, a w młodzieńczych latach wyjątkowo ciężko było mu się odnaleźć na wszelkiego rodzaju przyjęciach, spotkaniach czy bankietach. Być może był więc nieco bieglejszy w sztuce aktorstwa, ale jeśli chodziło o kłamstwa - był wyśmienity w wyczuwaniu fałszu w ludziach, ale sam wykazywał się zazwyczaj bezwzględną szczerością.
Była mi naprawdę bliska — poprawił czarownicę, zupełnie niezrażony i naciągnął energicznie mankiety kurtki, na moment odwracając wzrok od dziewczęcia. — Ale nie pamiętam jej zbyt dobrze — wzruszył niedbale ramionami, jakby ta kwestia naprawdę nie zaprzątała mu głowy. Szczerze mówiąc, ponad dwadzieścia lat to aż nadto czasu, by przyzwyczaić się do myśli, że już nigdy nie będzie się wstanie przywołać w pamięci wyraźnego obrazu rodzicielki.
Zaszywam się w tutaj rzadziej, niż należałoby ze względu na wszystkie te wspaniale koncerty i o wiele częściej niż wypadałoby obytemu szlachcicowi, który odwiedza galerię w wolnym czasie — przyznał z rozbawieniem i zatoczył dłonią bliżej nieokreślony łuk w powietrzu.
Zaraz potem powrócił spojrzeniem do Cressidy, przez kilka kolejnych sekund lustrując uważnie jej strój. Z zamyślenia wyrwało go jednak jej pytanie, które - wbrew jego woli - przywołało na jego usta krzywy uśmiech.
Chyba można tak to ująć — przyznał, zachowując dziwną ostrożność, którą dało się wyczuć w jego głosie. Nie skomentował jednak w żaden sposób wzmianki o zainteresowaniach matki lady Fawley. Ten temat niezbyt go interesował, jeśli miał być szczery, a poza tym... To była jej prywatna sprawa, do tego rodzinna i nie wydawało mu się poprawnym wypytywanie młodej damy o jej najbliższych krewnych skoro nie utrzymywali żadnych, przyjacielskich stosunków, które by go do tego obligowały. Jeszcze ktoś byłby gotów stwierdzić, że Lorcan próbował ją przesłuchiwać. W dzisiejszych czasach coś takiego nie byłoby go w stanie zaskoczyć.
Doprawdy? — zapytał, unosząc w zaciekawieniu brew. Pokiwał głową z niejakim uznaniem i poprawił się na fotelu, próbując odnaleźć wygodniejsza pozycję. — W takim razie gratuluję! Przy następnej wizycie nie omieszkam przyjrzeć się obrazom, podpisanym twoim imieniem, lady — oznajmił i naprawdę zamierzał to zrobić.
Jego wzrok uciekł w kierunku wyjścia z loży, jak gdyby Lorcan zamierzał tam kogoś ujrzeć. Tak naprawdę upewniał się jedynie, że Cressida naprawdę wpada do loży samotnie, a nie na schadzkę z jakimś podejrzanym amantem. Wydawał się zadowolony, że nikogo nie dostrzegł, a kiedy udało mu się podchwycić wzrok towarzyszki, posłał jej autentyczny, niezmącony żadnym podtekstem uśmiech.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Loża II [odnośnik]18.01.19 20:28
W porównaniu z Cressidą pewnie i tak miał to obycie znacznie większe. Bo choć Cressida od czasu debiutu starała się na salonach bywać, nie było jej tam zbytnio widać, bo trzymała się z dala od blasku reflektorów, na uboczu. Trzymała się w towarzystwie narzeczonego, a później męża, a także krewnych i przyjaciół. Przy ludziach z rodziny, a także tych których znała od lat była śmielsza niż w towarzystwie nieznajomych i nie oblewała się co chwilę rumieńcem.
- Och... przepraszam – wybąkała, rozumiejąc ze słów Rosiera, że jego matka nie żyła. – Nie wiedziałam. Proszę wybaczyć, jeśli niechcący poruszyłam jakiś nieprzyjemny temat – dodała, bo choć nie wyglądał na przesadnie urażonego, wiedziała że dla niektórych temat zmarłych krewnych był drażliwy. Jej rodzice oboje wciąż żyli, choć jej matka dość poważnie ucierpiała w wyniku pierwszomajowego wybuchu anomalii. Na szczęście udało jej się przeżyć i wrócić do zdrowia.
- No cóż, to miejsce ma swój urok, jak zresztą cała galeria – stwierdziła. Naprawdę było to jedno z ciekawszych miejsc w Londynie, przede wszystkim ze względu na zgromadzoną tu sztukę najlepszego sortu.
Poruszyła się nieznacznie. Materiał sukni w niebieskim kolorze lekko zaszeleścił. Odkąd wyszła za mąż musiała przyzwyczaić się do częstszego zakładania niebieskiego, kłócącego się z ciemnorudą barwą włosów i jasną zielenią tęczówek. Czasem wciąż z nostalgią myślała o zieleniach Flintów, których nie wypadało jej zakładać na bardziej oficjalne wyjścia, a które wciąż były tak bliskie jej sercu.
- Będą wystawione na najbliższym wernisażu, dlatego niedługo będę musiała się z lordem pożegnać, bo chciałabym wziąć udział w spotkaniu mego męża z zastępcą dyrektora galerii. Zobaczenie swoich obrazów w takim miejscu wiele dla mnie znaczy – powiedziała. Było to wyróżnienie dla każdego artysty, tym bardziej że Cressida była młódką i nie była jeszcze nikim znanym. Choć nazwisko Fawley otwierało w świecie sztuki wiele drzwi i było najbardziej kojarzone właśnie z malarstwem, pasjonaci tej wyjątkowej sztuki musieli się dopiero przekonać, że Cressida Fawley również zasługuje na renomę, którą od wieków cieszył się ród jej męża. Nie zależało jej jednak tyle na sławie, co na pasji i rozwijaniu swojego talentu, choć zawsze było jej miło, kiedy ktoś chwalił jej sztukę, i gdy kolejne szlachetnie urodzone persony chciały zamówić właśnie u niej portret lub inny obraz. – Będzie mi miło, jeśli postanowi pan obejrzeć moje obrazy, lordzie Rosier. Jeszcze nie wiem, w której znajdą się sali, ale z pewnością będą podpisane, i zapewne z Williamem pojawimy się również na samym wernisażu, więc w razie czego... chętnie opowiem o moich pracach osobiście – zapewniła, choć nie bez pewnego onieśmielenia. To było jednak nieco mniejsze niż na samym początku. Zawsze najtrudniejsze było zaczęcie rozmowy.
Kątem oka dostrzegła, że spojrzał w stronę wyjścia z loży. Gdyby jednak znała jego myśli, z pewnością poczułaby pewną konsternację tym, że ktoś podejrzewa właśnie , zahukaną szarą myszkę, o posiadanie „podejrzanego amanta”. W jej malutkim serduszku nie było innego mężczyzny poza mężem. Ze swoją nietypową, wyróżniającą ją na tle reszty rodu urodą nigdy też nie cieszyła się szczególnym zainteresowaniem płci przeciwnej; o ile William zawsze był urzeczony jej dziewczęcym wdziękiem i uroczymi piegami, tak wiedziała, że w oczach wielu osób rudość i piegi były pewną skazą. W czasach panieństwa nie miała zbyt wielu adoratorów.
Ale nie mogła wiedzieć, co też chodziło mu po głowie, więc tylko się uśmiechnęła i znowu lekko przygładziła materiał sukienki na kolanach, niemal bezwiednie. Zaraz będzie musiała stąd iść, bo gdy tylko obrazy zostaną dostarczone do galerii, William miał udać się na rozmowę. Chciała wziąć w niej udział z czystej ciekawości, zobaczyć na własne oczy jak wyglądają formalności tego typu. W końcu tam było też parę jej obrazów, a także płótna matki jej męża oraz jednej z jego innych krewniaczek.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Loża II [odnośnik]22.01.19 20:48
Wniosek ten był jak najbardziej słuszny - matka Lorcana nie żyła już od przeszło dwudziestu lat, czego zresztą wcale nie starał się zatuszować jakąś wymijającą odpowiedzią. Ludzie rodzą się, a potem umierają i jak do tej pory nie ma na to rady, choć zasłyszane przez niego plotki ze świata głoszą, że niektórzy czarodzieje usilnie dążą do zmiany tego przykrego stanu rzeczy. Jeśli miałby być szczery, napawało go to raczej niepokojem niż złudną nadzieją.
To nie ma znaczenia — odpowiedział niewzruszony i przygryzł wnętrze policzka, nim zdecydował się dodać: — Umarła dawno temu, ale wciąż zasługuje na to, by ją wspominać.
Na wzmiankę o uroku galerii skrzywił się nieznacznie. Bynajmniej nie dlatego, że się z tym nie zgadzał, po prostu uświadomił sobie, że nigdy tak naprawdę sam nie zwrócił na to uwagi. Teraz skorzystał więc z okazji i rozejrzał się uważniej po loży, a potem nawet wychylił się nieznacznie w przód, by zerknąć na scenę.
Chyba masz rację — przyznał, tym razem również nie kryjąc się z tym, że odkrył to dopiero teraz, kiedy Cressida zwróciła mu na to uwagę. Powinien był dostrzec to wcześniej, jako że przebywał tu stosunkowo często; skupienie się wyłącznie na obrazach Isadory Rosier nie świadczyło chyba o nim najlepiej.
Oczywiście, nie mam w żadnym razie zamiaru pani zatrzymywać — odparł, nie wątpiąc wcale, że obecność przy takim spotkaniu była bardzo istotna. Z drugiej strony, lady Fawley mogła śmiało zostawić tą sprawę mężowi, jak pewnie uczyniłaby to większość dam na jej miejscu, ale Lorc jak najbardziej pochwalał jej zainteresowanie. W końcu ważyła się tutaj jej kariera. — Tak jak powiedziałem, a nie mam w zwyczaju rzucać słów na wiatr, przy następnej okazji nie omieszkam rozejrzeć się po galerii w poszukiwaniu prac, opisanych twoi imieniem, lady — zapewnił ponownie. — Nie jestem jednak w stanie obiecać ci, że zjawię się na wernisażu... Za kilka dni wyjeżdżam i prawdopodobnie przez kolejny miesiąc nie postawię stopy w Anglii — dodał, w ramach wyjaśnienia, po czym podniósł się ze swojego fotela i poczynił krok w jej kierunku.
Zatrzymał się jednak w stosownej odległości i wyciągnął ku rudzielcowi dłoń. Nie spuszczał z niej przy tym czujnego spojrzenia, górując nad nią znacznie tym bardziej, że wciąż zajmowała dwuosobową kanapę.
W ramach rekompensaty za czas zmarnowany w moim towarzystwie pozwól więc, że przynajmniej odprowadzę cię na dół, lady Fawley — zaproponował, ponieważ on również planował opuścić już galerię i nic nie stało na przeszkodzie, by przy okazji podał towarzyszce ramię.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Loża II [odnośnik]22.01.19 21:35
Cressida uśmiechnęła się blado, z nieśmiałością. Nie znając swojego rozmówcy łatwo było o pewne gafy, ale wyglądało na to, że mężczyzna nie wyglądał na bardzo urażonego.
- Oczywiście, że tak. Warto pamiętać o tych, którzy byli nam drodzy – zgodziła się z nim. Bliscy zasługiwali na pamięć i wspomnienia. Sama też starała się pamiętać o tych, którzy już odeszli, choć na szczęście rodzice i rodzeństwo żyli i mieli się dobrze. Oby jak najdłużej. Tragedie bliskich były chyba najgorszą rzeczą, choć nad stratami przeżytymi w dzieciństwie z biegiem lat dało się jakoś przejść do porządku dziennego, bo pamięć o tych osobach zacierała się, więc tym staranniej należało pielęgnować te nieliczne, które się miało.
Nie mogła jednak poświęcić zbyt wiele czasu przypadkowej towarzyskiej pogawędce, bo niedługo miały przybyć obrazy, a chciała uczestniczyć w rozmowie męża z dyrektorem. Naturalnie ufała mu całkowicie w tej kwestii, ale chciała być przy rozmowie z czystej ciekawości, bo to w końcu jej obrazy i wypadało się zainteresować tym, co miało się dziać z jej własną twórczością. Artysta zainteresowany wystawianiem prac na wernisażach i w galeriach musiał wiedzieć, jak wyglądał ten świat również za kulisami. Była młódką i wielu rzeczy dopiero się uczyła, wielu też była nieświadoma, na przykład tego, że świat artystów poza wyższymi sferami wcale nie był tak dystyngowany i wysublimowany jak kręgi, w których obracała się ona i jej mąż. Nie ciągnęło jej jednak, żeby poznać ten niższy świat.
- W porządku, doskonale rozumiem – rzekła, zdając sobie sprawę, że lord Rosier mógł mieć własne sprawy, które uniemożliwiały mu regularne bywanie w galeriach. Nie wiedziała, czym się zajmował, ale podejrzewała, że zapewne czymś związanym z rodowym interesem, jakim był smoczy rezerwat w Kent, będący dumą i dziedzictwem Rosierów, tak jak dla Fawleyów dumą była sztuka, a dla Flintów lasy Charnwood i hodowanie magicznych ziół. Raczej rzadkością było, by mężczyźni nie kultywowali obyczajów charakterystycznych dla rodu.
- Obrazy pewnie nie znikną stąd zaraz po wernisażu, podejrzewam że będzie możliwe oglądanie ich dłużej. – Prawdopodobnie miały stać się częścią czasowej ekspozycji, ale szczegóły zapewne pozna podczas spotkania z członkiem personelu galerii. – Może gdy przyjdzie nam spotkać się gdzieś na salonach po raz kolejny, będzie mógł lord podzielić się swoimi wrażeniami.
Była ciekawa, dokąd mężczyzna wyjeżdża, ale pytanie nie opuściło jej ust. Przygryzła wargi; i tak mówiła całkiem sporo, biorąc pod uwagę okoliczności. Spojrzała na niego, patrząc, jak podniósł się z fotela i zbliżył się w jej stronę. Początkowo drgnęła i uniosła brwi, ale po chwili nieśmiało podała mu dłoń i wstała.
- Dziękuję – powiedziała, po czym pozwoliła się odprowadzić na dół. – Życzę miłego dnia, lordzie Rosier. A także udanego wyjazdu – dodała, kiedy już wyszli z przestrzeni lóż, znajdując się na powrót w galerii. Mimo wszystko ta krótka rozmowa nie była zmarnowanym czasem, bo nawet jeśli tego typu spotkania budziły w niej onieśmielenie, wiedziała, że powinna zawierać salonowe znajomości, nie mogła zamykać się wyłącznie w kręgu rodziny, bo to nie sprzyjało jej rozwijaniu pewności siebie i obycia. Nie mogła całe życie pozostawać zdziczałą dziewczynką z lasu, tym bardziej że Fawleyowie byli bliżsi światu salonów niż jej panieński ród, i chciała się w nich lepiej odnajdywać, nawet jeśli trudno było wyrzucić z głowy kompleksy i poczucie niepełnowartościowości.
Pożegnała się z nim grzecznie, po czym udała się w miejsce, w którym wcześniej umówiła się z mężem, że to, które przyjdzie pierwsze, zaczeka tam na drugie. I rzeczywiście William już czekał w przedsionku, gdzie mogli razem poczekać na przybycie obrazów do galerii.

| zt. x 2


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Loża II
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach