Wydarzenia


Ekipa forum
Arachne Ophelia Black
AutorWiadomość
Arachne Ophelia Black [odnośnik]17.03.16 9:42

Arachne Ophelia Black

Data urodzenia: 13 maja 1930
Nazwisko matki: Avery
Miejsce zamieszkania: Londyn, Grimmuald Palace
Czystość krwi: Szlachetna
Zawód: Opiekun i treser smoków w Peak District
Wzrost: 5'5" (165 cm)
Waga: 48 kg
Kolor włosów: Czarne
Kolor oczu: Stalowoszare
Znaki szczególne: O dziwo piegowata twarz, ma wyraźną niedowagę, jej lewy bok (od biodra po żebra) przeszywa blizna, a raczej ich grupa. Blizny te przywodzą na myśl ślady po ataku pazurami przez duże zwierzę. Na mostku widnieje świeży tatuaż przedstawiający odlatujące kruki.


Byłam, ale jednak do pewnego czasu nie było mnie. Nigdy nie wiedziałam kim jestem, nie wiem też do tej pory. Kiedy się urodziłam, nie zrobiłam na nikim większego wrażenia – drobna dwu i pół kilogramowa dziewczynka, która odziedziczyła kilka cech po rodzicach – najzwyklejsza ze zwykłych. Nie chciałam być nikim specjalnym, do czasu oczywiście. Z czasem każdy zaczyna snuć wygórowane wizje samego siebie. Mama zawsze opowiadała mi o tym jak bardzo specjalną osobą jestem i z jaką lubością powinnam dbać o swoją indywidualność. Wiem, że z chęcią odwołałaby teraz swoje słowa. Na pierwszy rzut oka nie różniłam się od mojego starszego rodzeństwa, od ciemnowłosych bliźniąt i starszej siostry. Jedynym wyróżniającym mnie czynnikiem były szare oczy, głębokie, puste, bez wyrazu. Zawsze zastanawiałam się po kim odziedziczyłam tą swoją wyjątkowość w codzienności, jednak nie było mi dane rozwiązanie nurtującej zagadki. Jako dziewczynka miałam skupiać się jedynie na samorozwoju, który, według mojej matki, najlepiej było opierać na niechęci i poczuciu wyższości. Skrupulatne pielęgnowanie negatywnych emocji ugruntowało mój dzisiejszy charakter. Cóż, z pewnością nie mam tego matce za złe, wręcz przeciwnie, uważam, że warto znać swoją pozycję i nie bagatelizować aspiracji tych „gorszych”, bo jeszcze wyda im się, że mają jakiekolwiek możliwości by dopełnić swoich dążeń.


Hogwart był dla mnie swoistym rajem. Segregacja była czymś co bezkompromisowo mi odpowiadało. Przynajmniej już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, kto jest gorszy, a kto zasługuje na odrobinę zainteresowania – znaczna oszczędność czasu. Nie mogąc jednak odnaleźć się w popularnościowych tendencjach swojego pokolenia zaszywałam się między regałami biblioteki w poszukiwaniu wiedzy i  natchnienia, z przyświecającym mi marzeniem o samorozwoju. Wtedy też zaczęłam pisać wiersze. Niewypowiedziane myśli i słowa dziewczynki o czerniejącej duszy musiały znaleźć swoje ujście w tekście. Chyba wtedy odkryłam Ophelię, wrażliwe alter-ego, emocjonalność i tkliwość której potrzeba było każdej damie ze szlachetnego rodu. Lubiłam wiersze, wciąż je lubię. Zdania łaknące uwiecznienia, głęboko przeszywające uczucia okazały się światem bliższym mi niż ten w którym przyszło mi żyć. Oderwana od codziennych pragnień rówieśników zaczęłam się zastanawiać nad tym czy ktokolwiek wart jest mojego towarzystwa, bo przecież izolacja od innych nie mogła być moją winą, nie tak uczyła mnie mama.


Wydaje mi się, że początkowo przerażałam profesorów. Wiecznie puste spojrzenie stalowoszarych tęczówek pod wachlarzem smolistych rzęs rzucających szarawe, niezdrowe cienie pod oczy przeszywało ich zawsze, ale nie było w nim grama niechęci, było to raczej łakomstwo… łakomstwo poznania. Jako dziecko chciałam wiedzieć wszystko, aktywne angażowanie się w poszerzanie swojej wiedzy prawdopodobnie mogło przypisać mnie do wychowanków Ravenclaw’u, jednakże mojego apetytu na wiedzę nie motywowała chęć polepszenia rzeczywistości (chociaż jakby się temu przyjrzeć z perspektywy czasu można i to uznać za prawdziwe), a zwyczajna skłonność do bycia lepszym, chorej aspiracji do przewyższania zarówno mentalnie jak i umiejętnościami. Widząc moją zachłanność profesorowe uśmiechali się, pomagali, podsuwali coraz to nowe pozycje w literaturze. Pokładali we mnie nadzieję, nie wiedzieli jednak, że zdobyta przeze mnie wiedza będzie wykorzystywana w niekoniecznie przyzwoity sposób.


Szybko zauważyłam niesprawiedliwości - a może lepiej by je nazwać – nieprawidłowości tego świata w stosunku do kobiet, bez względu w jakim światku się poruszałam, kobieta zawsze znaczyła mniej niż mężczyzna. Jako dziewczę charakterne, mające własne zdanie odkąd tylko zaczęłam wyrażać się publicznie, zawsze przeciwstawiałam się stereotypowemu traktowaniu kobiet. Możliwe, że wyglądałam i wyglądam na wiotką, ale to nie znaczyło wcale, że byłam jakkolwiek delikatniejsza, że powinnam była być odseparowana od drastycznych widoków, wulgarnych słów, niebezpiecznych ścieżek kariery. Czy to właśnie dlatego zainteresowałam się smokami? Typowo męski światek nieokiełznanych magicznych zwierząt, codzienność ocierająca o śmierć… było w tym coś na tyle fascynującego, że moje zainteresowanie tą dziedziną nie zmalało do chwili obecnej. Podzielenie świata na męski i żeński sprawiło, że odrzuciłam od siebie myśl o macierzyństwie i zamążpójściu. Wizja usidlenia i porzucenia własnej osoby na rzecz innych napawała mnie przerażeniem.


Owutemy zdałam na najwyższym poziomie, wyjątkowo ukazując swoje zdolności w dziedzinie zaklęć, obrony przed czarną magią oraz opieki nad magicznymi stworzeniami. Zaraz po zdanych egzaminach i bezproblemowym ukończeniu Hogwartu wybrałam się na nauki do Ministerstwa Magii korzystając z wyjątkowych wpływów jakie zapewniała mi przynależność do rodziny Blacków. Podczas nauk w Biurze Wyszukiwania i Oswajania Smoków miałam możliwość rozwijania swojej pasji głównie poprzez aktywny udział w wyprawach badawczych i poszukiwawczych. Mimo braku aprobaty ze strony rodzicielki brnęłam w to środowisko chłonąc i pragnąc więcej. Poniekąd rozumiem moją matkę. Chciała idealnej córki, dystyngowanej damy, która brzydziłaby się zbrukania swych dłoni jakąkolwiek z prac. Pokazałam jej jednak, że praca ze smokami nie zniszczyła we mnie tej kobiecej delikatności, którą wyprodukowała we mnie jeszcze za czasów dzieciństwa, kiedy to nie mogłam decydować sama o sobie. Czy żałuję? Niekoniecznie. Nie musiałam jej wiele udowadniać. Lubię siebie, akceptuję to, że jestem kobietą. Wszak kobieca manipulacja i umiejętność obserwacji może w wielu przypadkach zdziałać więcej niż agresywne popędy i silna ręka mężczyzny. Może to nie najlepsze stwierdzenie i równie zła metoda, jednak śmiem stwierdzić, że siłę swojego charakteru ostatecznie wytrenowałam na smokach. Nieustępliwy charakter tych zwierząt wiele mi uświadomił, pokryta łuskami skorupa nie do przebicia chroniąca to co najdelikatniejsze była niezwykle przydatna w codziennym życiu. Nie wiem jaką delikatność chciałam w sobie uchronić. Wiem natomiast jedno - pokazywanie nawet najmniejszych słabości nie jest najlepszym z wyjść niezależnie od sytuacji.  Chyba właśnie w tamtym okresie pożegnałam się z jakimikolwiek wyrzutami sumienia.


Zaczęłam pracę w Peak District kiedy miałam dwadzieścia trzy lata. Pozycja opiekuna smoków dawała mi wszelkie możliwości na zgłębianie wiedzy o tych zwierzętach, sprawdzaniu ich możliwości oraz niekoniecznie humanitarnym, potajemnym, sprawdzaniu moich. Lubię mieć władzę nad tymi zwierzętami. Górowanie nad gatunkiem tak silnym zarówno fizycznie i psychicznie przyprawia mnie o dreszcz niebywałej rozkoszy. Początek pracy w smoczym rezerwacie był również zalążkiem poprawy mojego kontaktu ze starszym bratem. Asellus wydawał się faktycznie odpowiadać moim potrzebom i przekonaniom. Chciał robić coś ze światem, dążyć do jego ulepszenia... oczyszczenia. Wieczorne rozmowy przy kominku w rodzinnej atmosferze wcześniej nie należały do naszych największych przyjemności, jednakże wspólny temat i ogromne wsparcie oraz poparcie, zdawały się zbliżać nas do siebie. Moja wiedza ze starych ksiąg które skrzętnie kolekcjonowałam i jego wiedza praktyczna sprawiły, że poszerzył się mój świat, a magia, która wcześniej była dla mnie oficjalnie zakazana zdawała się lgnąć do mych dłoni, oplatając umysł swoimi finezyjnymi obietnicami ogromnej władzy, mocy, siły.  Szanuję brata, nawet kiedy gra w tego przeklętego Quidditcha. Jestem mu wdzięczna, chociaż nie wiem czy to nie zbyt wiele powiedziane, za to że odezwał się do mnie kiedy dostrzegł możliwość spożytkowania naszej wiedzy i naszych pragnień oraz wprowadzenia, kultywowanych przez naszą rodzinę, praw na większą skalę. Dołączenie do grona Rycerzy Walpurgii było kolejnym krokiem w ucieczce przed zamążpójściem, następnym schodkiem w kierunku samospełnienia.




Patronus: Słyszeliście kiedyś o mormi? Ten drapieżnik to najbardziej tajemnicze zwierzę z gatunku kotowatych. Podobnie jak Arachne nie zwracając na siebie uwagi, niewiele mówiąc o swojej historii, nie otwierając się na ludzi. Żyjąc w ukryciu, w cieniu. Polując. Wyczarowała patronusa tylko raz. Nie udało jej się to na dodatkowych zajęciach z zaklęć obronnych, udało się za to podczas samotnych prób w domu, kiedy z większym bagażem doświadczań i przeżytych chwil pomyślała o pierwszym widzianym przez nią wzniesieniu się smoka. Sama nie wie dlaczego ta chwila stała się dla niej tak ważną pamiątką. Nie czuła wtedy wiele poza delikatnym łaskotaniem w brzuchu... czy tak określa się szczęście?  










 
10
0
8
0
0
9
0


Wyposażenie

Różdżka, umiejętność teleportacji, punkty statystyk (12)





Ostatnio zmieniony przez Archne O. Black dnia 25.03.16 16:00, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Arachne Ophelia Black [odnośnik]25.03.16 14:31
Śmiem twierdzić, że skończyłam.
Tyruryru, jeśli mogę prosić o zmianę nicku na Arachne O. Black byłoby cudownie ;*
Gość
Anonymous
Gość
Arachne Ophelia Black
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach