Wydarzenia


Ekipa forum
Marigold Scrimgeour dorasta.
AutorWiadomość
Marigold Scrimgeour dorasta. [odnośnik]01.04.16 17:45

   
Marigold Scrimgeour

   
Data urodzenia: 12 stycznia 1951
   Nazwisko matki: Scrimgeour
   Miejsce zamieszkania: piękna Pokątna
   Czystość krwi: oficjalnie półkrwi
   Wzrost: 113 centymetrów
   Waga: 20 kilogramów
   Kolor włosów: jasnobrązowe
   Kolor oczu: zielone
   Znaki szczególne: bardzo wysoka jak na swój wiek; absolutny niejadek; zawsze ma na sobie spódniczki lub sukienki
   

   
   

Jestem Mari. Mari albo Goldie. Nie, nie, nie reaguję na Marigold. Tak woła na mnie tylko babcia i to wyłącznie w chwili skrajnego zdenerwowania - na przykład kiedy wespnę się tak wysoko na jej czarodziejską komodę, że głową sięgam sufitu a nogi dyndają w powietrzu tuż nad złotymi klamkami, służącymi mi za stopnie. Albo kiedy znów dyskretnie wrzucam upieczony dla mnie obiadek do glinianej doniczki. Zrobionej przez moją mamę; rozpoznaję jej wypieki na odległość. Mają swoją duszę. Bo tak, doniczki mogą mieć duszę. Ostatnio wymyśliłam o tym piosenkę.

Czy doniczki mają duszę?
Oczywiście, że mają!
Czemu w ogóle pytać o to muszę,
przecież każdy widzi, że doniczki się uśmiechają!


Brzmi jakoś tak, bo za każdym razem improw...imprewizuję. Właściwie rzadko kiedy postępuję wedle wytyczonego planu. Planowanie jest takie nudne. Tak nudne, jak jedzenie - zupełnie nie rozumiem tej okropnej czynności. Trzeba usiąść przy stole i jeść. A w tym czasie ucieka życie! Można zatańczyć nowy taniec, można wymyślić nową piosenkę, można spróbować przystawić ulubiony fotel babci do toaletki a potem wspiąć się jeszcze wyżej, aż do pawlacza, gdzie z pewnością są schowane wspaniałe skarby. Szkoda czasu na jedzenie. Zresztą po jedzeniu nie można śpiewać. Ani tańczyć. Po jedzeniu czuję się ciężką kulką, która nie wykona ani jednego piruetu, nie mówiąc już o podskoczeniu tak wysoko, by obydwiema nóżkami trafić od razu na wysoki taboret. Jedzenie - twój wróg. I to nieprawda, że jeśli nie będę jadła to będę niska: jestem bardzo wysoka! Sięgam tam, gdzie wzrok nie sięga - a przynajmniej gdzie nie sięgał jeszcze rok temu. To cudowne, niedługo nie będę musiała podskakiwać, żeby ściągnąć z półki baśnie. Albo żeby zerknąć ponad ladę w sklepie zielarskim na Pokątnej. Albo żeby mamusia widziała mnie w tłumie kibicujących na meczu. To będzie wspaniałe, dlatego uwielbiam nasz comiesięczny rytuał zaznaczania kolejnych centymetrów na framudze drzwi sypialni mamusi.



Bo tak, to tylko sypialnia mamusi. Nie mam taty. To znaczy miałam, ale słabo go pamiętam. Miał duże oczy, dziwny nos i uśmiechał się jak doniczka, więc zapewne też posiadał duszę, chociaż nie jestem pewna. Mama nie wydaje się za nim tęsknić. Ja...ja sama nie wiem. Pamiętam, że przytulał mnie do siebie a ja czułam się w jego ramionach taka malutka, jak kuleczka. To było przyjemne, ale poza tym tata wydaje mi się pojęciem abstre...abstrukcyjnym. Inne dzieci mają tatusiów, ja nie. Przyzwyczaiłam się do tego, bo moja mama jest najlepsza na świecie i jest lepsza od tysiąca tatusiów! Uwielbiam spędzać z nią czas i nawet zjadam to, co mi upiecze. Ale nie doniczki i nie figurki, tylko ciasteczka. Lubię tylko te czekoladowe, innych nie dotykam. Zwłaszcza z owocami, owoce są niedobre. Właściwie mogłabym żywić się tylko czekoladą. Proponowałam to mamie, ale niestety nie uznała mojego pomysłu za rozsądny, chociaż przyznała, że jest mimo to bardzo ciekawy. Mam same ciekawe pomysły. Co wcale nie oznacza, że jestem niegrzeczną dziewczynką. Właściwie nie wiem, co to znaczy - nigdy nikt tak o mnie nie mówił. Więc sądzę, że jestem grzeczna.



A przynajmniej się staram, chociaż doprawdy trudno jest zachować spokój, gdy rozpiera cię energia. A ja mam jej w sobie baaaardzo dużo! Nie lubię się kłaść spać, to takie samo marnowanie czasu jak jedzenie, dlatego usypiam tylko przy opowieściach mami na dobranoc a wstaję tak wcześnie, jak tylko się da i od razu przybiegam do łóżka mamusi, budząc ją piosenką. Codziennie staram się zaprezentować jej nową wersję, żeby miała siłę do pracy. I do szycia mi kolejnych tutu z tiulu! Mam takich spódniczek całe mnóstwo, ale potrzebuję jeszcze więcej, bo dziwnym trafem zawsze pojawiają się w ich dziury i naderwania. To pewnie przez gnomy! Wolałabym, żeby zjadały dwie par spodni, które schowałam na dnie szafy - bardzo nie lubię spodni. Krępują ruchy, są niewygodne i nie można w nich swobodnie robić szpagatu no i co najważniejsze: nie falują tak wspaniale, gdy zeskakuje się z blatu stołu!



   

   
Patronus: jestem jeszcze za mała, żeby wyczarować patronusa, ale kiedy się tego nauczę to z pewnością przybierze on kształt jednorożca.

   


   Wyposażenie
   

wypisz po przecinku rzeczy (zwierzęta, inne) zakupione w sklepiku MG



   
Gość
Anonymous
Gość
Marigold Scrimgeour dorasta.
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach