Wydarzenia


Ekipa forum
Daray Scrimgour
AutorWiadomość
Daray Scrimgour [odnośnik]01.05.16 13:17

Daray Scrimgour

Data urodzenia: 18 maja 1921 r.
Nazwisko matki: Prince
Miejsce zamieszkania: obrzeża Londynu
Czystość krwi: czysta
Zawód: Urzędnik w Służbach Administracyjnych Wizengamotu
Wzrost: 174 cm
Waga: 78 kg
Kolor włosów: białe
Kolor oczu: czerwone
Znaki szczególne: jest albinosem
Status majątkowy: średniozamożny


Jestem tak bardzo podobny do ojca... tak bardzo, że nie może być żadnych wątpliwości co do tego, czyim synem jestem. Idę w jego ślady, świadomie czy też nie: przede wszystkim obaj jesteśmy ślizgonami, obaj uwielbiamy jazdę konną no i obaj interesujemy się czarną magią. To w bibliotece ojca znalazłem te inspirujące książki, które teraz znajdują się nad moim biurkiem i które uwielbiam czytać do poduszki, nadal, pomimo że już większość znam na pamięć. To jednak nie od samych książek, a od opowieści o podróżach mojego ojca zaczęła się cała ta fascynacja. Może i nigdy nie był wzorem ojca, ale z drugiej strony: innego ojca nie miałem, nie znałem, więc nie mogłem narzekać. Poza tym wiem, że wszystko, co robił, robił dla nas - dla swoich dzieci.



Moja matka? Największa dama, jaką nosiła ta ziemia. Zawsze dbała o to, byśmy byli elokwentnymi, dobrze wychowanymi dziećmi, które mają do powiedzenia same mądre rzeczy, a jeśli nie mają, to po prostu siedzą cicho. Tak, dużą wagę przywiązywała do naszego zachowania i do tego, byśmy znali swoją historię, nie tylko historię naszych rodzin (ze strony matki i ojca), ale również całą historię świata czarodziejów. To pewnie dzięki niej pracuje teraz w Ministerstwie Magii - ona zawsze powtarzała, popierana zresztą przez ojca, że marzy o czasach, kiedy w tym świecie zapanuje porządek. Mam wrażenie, że mówiła właśnie o tych czasach.



Pamiętam list gratulacyjny od matki, kiedy trafiłem do Slytherinu. Ojciec nie był zaskoczony, wiedział o tym - w końcu byłem jestem synem, ślizgonem z krwi i kości, jak lubił powtarzać. Trafiając do Hogwartu byłem już właściwie pewien, do jakiego domu trafię, ale... zawsze los mógł mi wyrządzić niemałego psikusa i skierować mnie np. do Hufflepuffu... Chociaż nie, tego by mi Tiara nie zrobiła. Nie miałbym życia w szkole. I nikt z mojego domu, nie daj Merlinie, nie miałby ze mną życia.
Co mama pisała w liście? Że jest ze mną zadowolona (nie użyła słowa "dumna", ale pewnie właśnie to miała na myśli), że ma nadzieję, że będę się zachowywał i że pamiętam, czego mnie w domu nauczono. Czy pamiętałem? Och, jak najbardziej.



Wychowano mnie w przeświadczeniu, że wszyscy nie posiadający zdolności magicznych i krwi czystej od wieli pokoleń, są gorsi od nas, czarodziejskiej społeczności z krwią szlachetnie czystą. Nie wiem, czy sam bym na to wpadł, ciężko mi powiedzieć - po prostu od dziecka wiem, że tak jest, a z poglądami rodziców, a zwłaszcza ojca, się nie dyskutuje. Nigdy nawet nie próbowałem. Zawsze byłem posłusznym synem (w domu), a gdy poszedłem do Hogwartu, starałem się zachowywać tak, jak chcieliby tego rodzice - żeby im nie przynieść wstydu, żeby byli ze mnie dumni.



Zawsze wyglądałem inaczej przez moją chorobę, ale niektóre dzieci w szkole były bezlitosne i przezywały mnie, atakowały... no, dopóki nie odkryły, że kolor moich oczu i białe włosy nie są równoznaczne ze słabością. Potrafiłem trzymać różdżkę, potrafiłem rzucić zaklęcie... nie robiłem tego na korytarzu, w końcu nie mogłem wylecieć ze szkoły, rodzice nie byliby zadowoleni, ale w salach lekcyjnych, na transmutacji, obronie czy zaklęciach, pokazywałem do czego się nadaje. Eliksiry za to nie były moją mocną stroną, ale w końcu nie można być utalentowanym dosłownie we wszystkich kierunkach, prawda? A według mnie zaklęcia zawsze były ważniejsze. Najważniejsze.



Podrosłem, zmężniałem i zacząłem podobać się dziewczynom. Widziałem to. Już na przełomie czwartego i piątego roku wyglądałem jak mężczyzna, a nie chłopaczek, jak większość uczniów. Dobrze zbudowany, wyrośnięty jak na swój wiek, jasne włosy, niemalże białe, oczy czerwone jak światło zaklęcia. I ten głos, niski, wibrujący, wdzierający się w mózg, przewiercający duszę... Lubiłem się podobać, podobało mi się to, że ludzie w szkole wodzili za mną wzrokiem... to uczucie było niezastąpione. Czułem się ważny, respektowany... Ojciec byłby dumny. I pewnie był dumny, gdy mu o tym pisałem w listach. Wiedziałem, że nie mogę jednak przyprowadzić do domu pierwszej lepszej - musi to być panienka z dobrego domu, czystej krwi, może nawet szlachetnej... a już najchętniej, jeśli jej rodzina miałaby takie same poglądy, jak nasza, żeby moja przyszła żona zbytnio nie odstawała, i żebyśmy się później nie kłócili jak wychować dzieci...



Po ukończeniu szkoły (Wybitny z zaklęć i obrony przed czarną magią oraz Powyżej Oczekiwań z innych przedmiotów, poza Zadowalającym z eliksirów, ale to jedyna moja negatywna ocena) wybrałem się na kurs w Ministerstwie Magii. Przeszło mi też przez myśl, żeby zostać jakimś łamaczem klątw, na przykład dla Gringotta, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Ciepła posadka w Ministerstwie i dobre pieniądze - tego potrzebowałem. Nie wiem, czy byłem najlepszym kursantem, być może byli lepsi, nie mnie oceniać. W każdym razie dostałem pracę w Departamencie i od kilku lat mam ciepłą posadkę i dobre pieniądze.

Chciałem mieć syna, odkąd pamiętam. Gdy się urodził, był bardzo podobny do mnie, ale oczy miał po swoim dziadku. I dobrze, nie chciałbym, żeby chodził z czerwonymi oczami, dzieci by go dręczyły tak jak robiły to ze mną przez pierwsze lata w Hogwarcie. O mojej małżonce nie ma co opowiadać - nigdy nie chciałem mieć żony, po prostu ślub był koniecznością. I nie, nie dlatego, że zaszła w ciążę - byliśmy małżeństwem już wcześniej. To się chyba nazywa małżeństwo z rozsądku. Przynajmniej dla niej - dla mnie: dla świętego spokoju. Nie jest jednak tak, że nienawidzę swojej żony jak mugola - jest mi bliska w pewien sposób, ale żeby od razu miłość, to nie powiem. Syna jednak dała mi idealnego. Takiego, jakiego chciałem.

Rycerze Walpurgii są moją odskoczni od życia codziennego, od pracy, rodziny... Lubię przebywać w ich towarzystwie, choć to może dziwnie brzmieć. Łączy nas wiele. Wspólne przeżycia, wspólna nienawiść, wspólne uwielbienie. Tak, tyle wystarczy, żeby dobrze się czuć w swoim towarzystwie. Dzięki nim również szkolę swoje umiejętności z czarnej magii, bo to, czego uczyłem się z książek i czego uczył mnie potajemnie ojciec, to wiecznie za mało, a już na pewno dla takiego łaknącego wiedzy chłopaka, jak ja.

Mężczyzny. Chłopakiem przestałem być w czwartej klasie. To, co się działo wtedy z moją psychiką, było bardzo ciężkie do opisania. Nikt nie wiedział, że koledzy z klasy zwracali moją uwagę w większej mierze, niż dziewczęta. I nikt nie mógł się dowiedzieć. Przecież to choroba. Zamknęliby mnie...

Pożar, który miał miejsce pod koniec roku 1953, zabrał mi zarówno żonę, jak i ukochanego syna. Musiałem się zemścić. Wtedy czarna magia zaczęła mnie pochłaniać jeszcze bardziej, a cały wolny czas spędzałem w piwnicy, czytając i torturując niewinne zwierzęta.


Patronus: -










 
5
2
4
1
1
5
2


Wyposażenie

różdżka, ujawniacz, 6 ptk statystyk, teleportacja, sowa, nóż





Ostatnio zmieniony przez Abraxas Malfoy dnia 02.05.16 13:57, w całości zmieniany 4 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Daray Scrimgour [odnośnik]01.05.16 19:45
Karta ukończona, jeśli coś trzeba poprawić, to czekam na uwagi. :thug:
Gość
Anonymous
Gość
Re: Daray Scrimgour [odnośnik]02.05.16 13:58
dobra, teraz już można sprawdzać i powinno być okey. Nazwisko i tak dalej zmienione. :run:
Gość
Anonymous
Gość
Re: Daray Scrimgour [odnośnik]03.05.16 23:58
Kończy się wolne i chciałabym przynajmniej wiedzieć czy mam coś poprawiać... poza tym - pograć też bym chciała. A karta tak wisi, biedna. omg

zgodnie z regulaminem na sprawdzanie karty administrator forum ma 72h, należy poczekać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Daray Scrimgour [odnośnik]05.05.16 8:57
Nie żebym się upominała, ale cytując - zgodnie z regulaminem już powoli czas mija. podkówka
Gość
Anonymous
Gość
Daray Scrimgour
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach