Wydarzenia


Ekipa forum
Nathan Ross
AutorWiadomość
Nathan Ross [odnośnik]19.08.16 18:00

Nathan Ross

Data urodzenia: 12 luty 1930 r.
Nazwisko matki: Blishwick.
Miejsce zamieszkania: Londyn, UK.
Czystość krwi: Półkrwi.
Status majątkowy: Średniozamożny.
Zawód: Pracownik Wiedźmiej Straży.
Wzrost: 182 cm.
Waga: 76 kg.
Kolor włosów: Czarny.
Kolor oczu: Piwny.
Znaki szczególne: Ponadprzeciętny wzrost, znamię na prawym przedramieniu w kształcie trójkąta, ułożone z trzech niewielkich plamek.


Większość ludzi nie wierzy w coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia. Ale takie zjawisko wyraźnie się pojawia w życiu niektórych osób. Tak też stało się z czarownicą i czarodziejem, którzy wpadli sobie w oko w pubie. Klasyka? Każda romantyczna historia się tak zaczyna?
Może to i prawda. Ale nie o tym mam zamiar wam opowiedzieć.



Beatrice Blishwick oraz Callum Ross poznali się w pubie w magicznej części Londynu. On był uzdrowicielem, ona zaś - Magizoologiem. Od razu wiedzieli, że coś między nimi zaiskrzyło, a mała iskra przerodziła się w duży płomień. Tak też, dwa lata później, na świat przyszedł Nathan Ross - niesforne niemowlę, które potrafiło uciec z kołyski na kilkanaście różnych sposobów, jak tylko trochę podrosło. Młodziutki Nathan szwendał się po domu na czworaka, pełzł po ziemi z niesamowitą prędkością i entuzjazmem. Na jego dziecięcej twarzy często można było zobaczyć radosny uśmiech i można było usłyszeć gładki, nieco podobny do rechotu śmiech, gdy dzieciakowi udało się ponownie uciec.
W końcu małżeństwo postanowiło zlikwidować kołyskę - po co im ona, skoro dziecko i tak uciekało i jakimś cudem nie skręcało sobie przy tym karku? Tym więc sposobem mały Ross od lat dwóch swobodnie wałęsał się po domu, robiąc na złość rodzicom swoim znikaniem i pojawianiem się na czworaka w różnych miejscach w domu. Wydawało się, jakoby chłopak urodził się z darem do bycia złośliwym. Przypadkiem potłukły się talerze? Och, nie, to nie był przypadek, tylko Nathan. Był prawdziwym rozrabiaką, ale kiedyś każde dziecko takie było. Z czasem, zaraz po skończeniu ósmego roku życia, jego dziecięce cechy uległy zmianie - z narwanego chłopaczka zmienił się w całkiem spokojną personę. Wszystko za sprawą książek, które czytał od szóstego roku życia - kojąco wpływały na jego psychikę. Rodzice nie chcieli, ażeby ich syn pakował się w tarapaty w przyszłości.



Odkąd się urodził, rodzice wiedzieli, że chłopak będzie czarodziejem. W końcu każdy z członków małżeństwa miał magiczny talent. Tak też i było z chłopcem. Nie było żadnych cudów, latania po pokojach, unoszenia przedmiotów czy rozwalania ścian - chłopak po prostu urodził się czarodziejem i miał do magii talent. Toteż rodzina nie zdziwiła się, gdy po kilku latach życia w Nathanie dalej nie było widać żadnych śladów magii, aczkolwiek miała małe obawy - co jeśli chłopak był charłakiem?. Żadnego objawienia się możliwego talentu. Po prostu żył.
W końcu jednak doczekali się swojego magicznego momentu, punktu przełomowego. Mianowicie, stało się to podczas jednej z zabaw - chłopak puszczał w wannie drewnianą łódkę, którą dostał na urodziny od ojca. Ojciec bawił się razem z nim, popychając łódkę. W pewnym momencie jednak woda wyprysła spod łodzi, wystrzeliwując ją na kilkadziesiąt centymetrów w górę. Nathan siedział nieobecny, wpatrzony w zabawkę. Dopiero gdy ojciec klepnął go w ramię, łódka opadła z plaskiem na wodę. Jak się okazało, chłopak nie był jednak charłakiem.
Rodzice nie puścili go do mugolskiej szkoły - od małego był trzymany w domu, z którego mógł wychodzić jedynie na plac zabaw bądź po zakupy. Oczywiście zaliczały się do tego również wyjazdy rodzinne do siostry ojca i jej syna, Bertiego Botta. Oczywiście młody Nathan był o pięć lat starszy od Bertiego, toteż za każdym razem, jak przyjeżdżał, musiał się pobawić z praktycznie niemowlęciem. W Hogwarcie widywał go czasami, ale raczej nie rozmawiał z nim za bardzo.



Pewnego dnia, wracając z siatką zakupów, Nathan usłyszał dziwne piski w jednej z uliczek. Okazało się, że to grupka żarłocznych szczurów zjadała martwego ptaka. Na ten widok, młody i wrażliwy chłopak wzdrygnął się i uciekł. Wspomnienie to jednak zapadło mu w pamięć i czasem śni o tym zdarzeniu.



Cztery lata później kupił swoją różdżkę, a gdy tylko ją chwycił, poczuł przypływ sił. Prawa ręka mu zadrżała, gdy różdżka przypadkowo wystrzeliła, przypalając sklepową ladę. W ten sposób również, po zakupie wszystkich niezbędnych przedmiotów, Nathan Ross trafił do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, do Hufflepuffu, który idealnie usposabiał jego naturę. Odkąd przestał być narwanym smarkaczem, wydawał się momentami warzywem. Owszem, uśmiechał się, śmiał i jak każde dorastające dziecko robił czasem wybryki, ale były to zazwyczaj nieszkodliwe żarciki. Większość czasu młody Ross był spokojny niczym aniołek.



Siedem lat w szkole spędził na intensywnej nauce. Nie był super bystrzakiem, ale mimo to całkiem nieźle szło mu zarówno z wiedzy teoretycznej, jak i praktycznej. Ponadprzeciętnymi umiejętnościami jednak wykazywał się z Obrony Przed Czarną Magią oraz Zaklęć. Niegorzej szło mu z Eliksirami. Z przedmiotów czysto teoretycznych jednym z jego ulubionych była Historia Magii. Choć dla innych mogła to być mordęga, jego nie nudziły opowiadania o historycznych czarodziejach, potyczkach i wydarzeniach, które miały choćby niewielki wpływ na magiczny świat. Wszystko skrupulatnie notował i zapamiętywał. Koledzy nie mogli zrozumieć, jakim cudem ktoś lubi coś tak nudnego. Cóż, on wręcz uwielbiał historię. Chodził do biblioteki, pożyczając książki traktujące o historii magicznych zwierząt oraz wspaniałych czarodziei. Lubił uzupełniać swoje braki wiedzy, żeby zawierać w pracach domowych dodatkowe fakty, bo przecież przykładał do nich ogromną wagę.
Nathan słyszał pogłoski o tym, jak czystokrwiści traktują innych czarodziejów, którzy nie są czystej krwi - jak ścierwa. Utwierdził się w tej opinii, kiedy w męskiej toalecie dwóch Ślizgonów dla żartu przykleiło do sedesu w trzeciej klasie.
Wstrząsnęła nim również wiadomość o śmierci jednej z uczennic - od tamtego czasu nie czuł się zbyt bezpieczny. Zaczął być podejrzliwy wobec każdego; dyskretnie rzucał okiem na prawo i lewo. Zdarzyło mu się również raz czy dwa skłamać. Nie był to wzór Puchona. Nathan nie był paranoikiem - jako dwunastolatek najzwyczajniej w świecie się bał, że po Hogwarcie może grasować zabójca. Po prostu dbał o swoje życie.
Przyjaciół jednak nigdy nie okłamał.
W wieku lat piętnastu usłyszał o Wielkiej Wojnie Czarodziejów. Bał się. Był w Hogwarcie, ale jego rodzicom mogło się coś stać w każdej chwili. Na szczęście, odwiedzając ich po zakończeniu kolejnego roku szkolnego, upewnił się, że żyją i są cali.
W czasie nauki zaprzyjaźnił się szczególnie z ósemką puchonów. Tworzyli zgraną paczkę przyjaciół, pomagających sobie w potrzebie. Oprócz Nathana, w grupce było trzech chłopaków i pięć dziewczyn. Zawsze był na swój sposób wstrzemięźliwy, może więc dlatego nie widział wśród tych dziewcząt nic poza materiałem na dobre przyjaciółki.
Zdarzało mu się również rozwiązywać spory i konflikty pomiędzy szkolnymi przyjaciółmi. Był całkiem dobry w te klocki - czasem głos rozsądku, który kazał reszcie zapomnieć o ich nieprzyjemnych starciach; czasem pozwalał się ludziom pokłócić, by chwilę potem znów się ku sobie zjednali.
Ich przyjaźnie nie utrzymały się po szkole - każdy odszedł w swoją stronę. Wyjątkiem był jeden z jego przyjaciół, który był szlachetnej krwi - z rodziny Longbottomów. W sumie jako jeden z nielicznych z jego rocznika w Hufflepuffie. Był zawsze uprzejmy i koleżeński, więc Ross uznał, że nie każdy szlachcic jest tak zły, jak go malują.



Hogwart ukończył z nie tak złymi wynikami. Wbrew oczekiwaniom nawet z eliksirów miał wyższą ocenę, aniżeli zakładał - nędzny. Beznadziejnie ukończył astronomię i zielarstwo. Zawsze również kiepsko szło mu latanie na miotle. Ale zaklęcia, OPCM, transmutację i historię magii zdał śpiewająco. Może nie wybitnie, ale naprawdę dobrze mu poszło.
Od razu też wiedział, co chciałby robić w życiu. W szkole i domu wpajano mu moralność, a on, chociaż spokojny, potrzebował również jakiegoś dreszczyku emocji. Zaraz po ukończeniu Hogwartu udał się na kursy przygotowawcze, aby aplikować do Wiedźmiej Straży - niestety, ale dla niego zawody takie jak auror bądź magiczny policjant wiązały ze sobą większe ryzyko - a tak przynajmniej uważał. O samej Wiedźmiej Straży dowiedział się tuż po szkole, od swojego przyjaciela. Jego ojciec tam pracował i on sam zamierzał tam iść. Powiedział Nathanowi, że nadawałby się. Potrafił przecież zachować zimną krew, jak na puchona to był też całkiem sprytny.
Jak się okazało, jego przyjaciel został uzdrowicielem i z nim również zniknął kontakt. Nathan był sam. Postanowił więc aplikować do Wiedźmiej Straży, skoro i tak nie miał z nikim większego kontaktu. Ponadto, wojna zmusiła go do podjęcia decyzji pod presją - nie chciał patrzeć, jak ludzie giną, a przestępcy korzystają z zamieszania. Postanowił stanąć po stronie sprawiedliwości. Nie lubił jednak walczyć, mimo, że był dobry z zaklęć - dlatego też nie został policjantem. Nie chciał również zostać aurorem - nie przepadał za staniem na "lini frontu". Uznał, że jako strażnik pożyje nieco dlużej, niż auror, który czasem musi interweniować, choć z pewnością też był narażony. Poza tym, jako strażnik mógł mógł pracować pod przykrywką, co dawało więjszy obszar działań. Mógł również dowiedzieć się od przestępców więcej rzeczy, infiltrując ich. Chciał być przydatny, ale nie tylko jako zamiatacz i człowiek od kłopotliwych magów.



Kurs na Wiedźmiego Strażnika był cięższy, niż się mogło zdawać. Ćwiczenia fizyczne były tu ważnym aspektem, ale szkoleniowcy stawiali bardziej na siłę umysłu, niż ciała. Uczyli każdego rekruta umiejętności niezbędnych do przeżycia podczas wykonywania pracy. Na początku Nathanowi nie spodobały się niektóre z aspektów szkolenia - przykładowo, umiejętności oszukiwania innych. jako puchon powinien być szczery. Po roku jednak oswoił się z tą myślą, wiedząc, że lepiej nauczyć się dobrze kłamac niż dać się zabić w tym zawodzie. Zaczął kłamać jak prawdziwy profesjonalista. Jego umiejętności rozwijały się potem na wyższe poziomy.
Po pomyślnym ukończeniu kursu trzyletniego zaczął pracować jako asystent. Zajmował się głównie dostarczaniem informacji, jeśli członek Straży wyższy stażem nie mógł zdać relacji bezpośrednio. Pracował ze starszym Strażnikiem, który podczas zadań nie spuszczał z niego oka i mówił do niego per "synu". Szybko utworzyła się między nimi swego rodzaju więź, jak ojca z synem. Strażnik uznał, że szkolenie nie zapewni mu dostatecznych umiejętności przetrwania. Poza tym załamał się, gdy dowiedział się, iż Ross zna jedynie jeden język. "Co, jeśli trafisz na francuza? Albo rosjanina?", mawiał mężczyzna. Dlatego w wolnym czasie zmuszał go wręcz brutalnie do nauki języka francuskiego.
Jego towarzysz zginął podczas jednej z samodzielnych akcji. Nathan płakał. Wziął sobie nauki mężczyzny do serca. Był on dla Nathana jak ojciec, z którym nie kontaktował się od długiego czasu. By oddać hołd jego pamięci, regularnie przykładał się do szlifowania swoich umiejętności - przechodząc po mieście, starał się zauważyć najdrobniejsze detale. Rozmawiając w pubach, kłamał jak z nut. Raz czy dwa udało mu się odbyć konwersację z francuzami.
Zapisał się po roku na czteroletnie szkolenie, które było dwa razy cięższe od trzyletniego. Uczono ich wtapiać się w tłum i ukrywać się jako obserwatorzy. Z początku Nathanowi trudno z tym szło, bo wciąż dobijała go myśl o zmarłym partnerze. Po pewnym czasie uznał jednak, że mężczyzna nie chciałby, aby Ross tyle nad nim płakał. Szło mu coraz lepiej, ale wciąż ma problemy z kamuflażem.
W międzyczasie zalecono mu uczenie się szermierki dla lepszej koordynacji ruchowej. Sporadycznie ją trenował; pomogła mu w opanowaniu bardziej delikatnych i dokładnych ruchów różdżką.
Uczono ich również, aby zachować żelazną wolę podczas możliwości bycia przesłuchiwanym i torturowanym. Kandydatów przywiązywano do krzeseł i bito ich oraz poddawano zaklęciom. Nie były to jednak czary i uroki czarnomagiczne, a zadawane ciosy nie były bardzo silne, ale wciąż bolały. Szkoleniowcy uczyli ich, jak się nie złamać - jak najlepiej podczas takich sytuacji pomyśleć o czymś zupełnie innym. Jak nie zwracać zbyt dużej uwagi na ból, skupiając się na nieistotnych bądź istotnych detalach otoczenia. Przez cztery lata przeżywał mordęgę, ale z każdym kolejnym ciosem był twardszy.
Szkolenie zakończył pomyślnie jako pełnoprawny strażnik.



Jego największym zadaniem było zinfiltrowanie od wewnątrz grupki rzezimieszków, sprzedających magiczne używki i zabijających swoje kontakty. Używał i do teraz używa nazwiska Edward Doge. Udało mu się skutecznie rozpracować szajkę - doszło jednak do bezpośredniego starcia z jednym z jej członków ze skutkiem dla niego śmiertelnym - Nathan rzucił bombardę na sufit nad mężczyzną. Następnie uciekł, bo osoby w jego zawodzie raczej nie lubowały się w otwartej walce. Następnego dnia aresztowano całą resztę. Do dziś ciąży mu na sumieniu śmierć drugiego człowieka, nawet jeśli był przestępcą.
Miał wiele przykrywek zawodowych: czasem jego "zawodem" było szulerstwo; w innym przypadku pracował jako amnezjator. Najczęściej wykorzystywał jednak zawód znudzonego historyka z długami, ale swoim znajomym zawsze przedstawiał się jako łącznik z centaurami, który nie ma prawie nic do roboty - do tego urzędu prawie nikt nie zaglądał, a mawiano, że ten, kto tam trafił, to prawie tak, jakby wyleciał z Ministerstwa.
Do dziś również odwiedza grób swojego dawnego partnera, a pracy oddaje się z pasją. W czasach niepokoju należy być bardziej czujnym niż kiedykolwiek, a Wiedźmia Straż ma większą rolę do odegrania. Pewnego dnia Nathan zapewne się o tym przekona. Odkąd skończył Hogwart, słuch o nim zaginął, a większość myśli zapewne, że nie żyje. Nawet z kuzynem nie kontaktował się od ukończenia szkoły - mimo, że go lubił, nie utrzymywał z nim stałego kontaktu. Nie stał się samotnikiem z wyboru i wciąż jest towarzyski, gdy nadarzy się okazja. Nie pielęgnuje starych znajomości - woli raczej poznawać nowe osoby. Zarówno przydatne zawodowo, jak i prywatnie - w końcu każda przyjaźń się rozpada, a on idzie do przodu, nie wraca w tył.
Nathan jest niemalże anonimem, ale wciąż istnieje zagrożenie, którego nie da się oszukać nawet najzgrabniejszym kłamstwem.




Patronus: Jest to kobuz. Zarówno jak Nathan, kobuzy czują się doskonale na wielkich, otwartych przestrzeniach, a zamieszkują brzegi lasów. Są z natury spokojne, ale w sytuacjach głodu bądź potrzeby potrafią być agresywne. Ross również lubi otwarte przestrzenie i łono natury, jest równie spokojny, ale wciąż nie bezbronny i potrafi ugryźć, jak będzie trzeba.
Wspomnienie, jakie przywołuje w trakcie rzucania zaklęcia, to domowy obiad, zanim trafił do Hogwartu: Lasagnia, wesoła atmosfera i kwiaty na stole. Ojciec czytający gazetę i matka, krzątająca się przy kuchni.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 8 Brak
Zaklęcia i uroki: 10 Brak
Czarna Magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 5 Brak
Sprawność: 6 Brak
BiegłośćWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Historia MagiiIV13
Język francuskiII6
SpostrzegawczośćIII7
KłamstwoV25
Ukrywanie sięIII7
Silna wolaIV13
SzermierkaII3
Reszta: 1

Wyposażenie

Różdżka / Sowa / Statystyki x10 / Teleportacja


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Nathan Ross dnia 21.08.16 15:30, w całości zmieniany 3 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Nathan Ross [odnośnik]22.08.16 14:56

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Ross ma drugie oblicze, które skrywa przed światem - i wcale nie mam tu na myśli przemiany z nadpobudliwego chłopaka w raczej spokojną osobę o puchonowatym charakterze. To praca ma na niego największy wpływ; dlatego jego znajomości są powierzchowne i krótkotrwałe, a sam Nathan nauczył się nie oglądać za siebie. Wszak profesja Wiedźmiego Strażnika zobowiązuje do stworzenia drugiej tożsamości oraz kłamania jak z nut, w czym Nathan jest doskonale wprawiony. Ze swoimi zdolnościami rozpracuje niejedną szajkę, stwarzając nie lada zagrożenie dla osób skonfliktowanych z prawem.

OSIĄGNIĘCIA
Drugie oblicze
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Teleportacja
WYPOSAŻENIE
Sowa, różdżka
HISTORIA DOŚWIADCZENIA
[19.08.16] KP: -800 PD
Emery Parkinson
Emery Parkinson
Zawód : Projektantka mody
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Appear like the innocent flower, but be the deadly snake beneath it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nathan Ross UEahsES
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2503-emery-parkinson#39082 https://www.morsmordre.net/t2633-poczta-lady-parkinson#41954 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f258-gloucestershire-dwor-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t2766-skrytka-bankowa-nr-684#44751 https://www.morsmordre.net/t2744-emery#44244
Nathan Ross
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach