Wydarzenia


Ekipa forum
Plac Piccadilly Circus
AutorWiadomość
Plac Piccadilly Circus [odnośnik]02.05.15 12:47

Plac Piccadilly Circus

Plac Piccadilly Circus przecina ulice West End, centrum teatralnego Londynu. To częste miejsce spotkań młodzieży, blisko kultury, oraz jedna z bardziej rozpoznawalnych atrakcji turystycznych miasta. Gwarny i mocno zatłoczony, usytuowany w pobliżu dużej ilości mniej lub bardziej znanych kawiarenek i sklepików otoczony jest wieloma starymi kamieniczkami.
Pośrodku placu, na podwyższeniu, znajduje się urokliwa fontanna z figurką bożka Anternosa, chłopca o motylich skrzydłach, który symbolizuje nieszczęśliwą miłość. Na schodach pod fontanną gromadzą się młodzi ludzie.  

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac Piccadilly Circus Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]11.08.15 22:19
Poruszanie się po Londynie jest dla mnie problematyczne.
Wpojono mi awersję do wszelakich aktywności fizycznej, dlatego rower nie wchodzi w rachubę. Czasami obserwuję pomykajace na nich dziewczęta, powiewające halki i sukienki, to nie dla mnie. Wyobrażam sobie wielkie zdyszenie, czerwone policzki i sapanie przez pół popołudnia. Odpada. Przepadam za spacerami, ale nie wszędzie da się dojść na pieszo. A z teleportacją mam taki problem, że często kończy się chwilowym bezdechem. Uczucie unoszącego się w górę żołądka i lekkie szarpanie... Podobnie mam z fiuu.
Przecież nie będę przez to siedzieć całe dnie w domu.
Dlatego nauczyłam się zawsze pojawiać wcześniej. Na tyle by doprowadzić się do stanu powszechnej używalności. Odetchnąć głęboko, poprawić włosy i sukienkę, dyskretnie sprawdzić stan czerwonej szminki w kieszonkowym lusterku. Dama zawsze musi wyglądać doskonale.
Co ja tutaj robię? Pośród spieszących się ludzi, pośród mugoli, pośród śmiechu i zawiedzionych nadziei. Popatrz na dziewczynę siedzącą pod samym pomnikiem. Była tutaj już kiedy przyszłam, pełna nadziei, podekscytowana, przebierała nogami. Co chwila sięgała po torebki, sprawdzała twarz i włosy, poprawiała loki, wyrównywała sukienkę.
Teraz na jej twarzy maluje się smutek. Nie przyszedł.
Znasz to uczucie? Ukłucie zawodu które z każdą chwilą robi się coraz dotkliwsze. Początkowo tylko szczypie, potem rozrasta się w klatce piersiowej. Zaczyna uciskać. Czasami zapiera dech. Niedowierzanie. Pytania - co zrobiłam nie tak? Dlaczego się nie pojawił?
Nam chyba nie są dane takie uniesienia. Największy zawód - lord z którym ostatnio tańczyłam został zachęcony do ożenku z inną. Tamte nazwisko bardziej pasowało. To nie nasz świat. Przyśpieszone bicia serc, kradzione dotyki, pocałunki przerywane westchnieniami. Dwoje ludzi, czerń i biel. Ying i Yang, teza i antyteza połączone w jedną całość. Synteza dwójki ludzi. Jedyne równanie matematyczne w którym dwa równa się jeden. My kierujemy się rozsądkiem. Interesami. Dobrem rodziny.
Nawet jeśli na tę rodzinę nie możemy patrzeć.
Co my tutaj robimy? To nie jest nasz świat. Tłum biegnących ludzi, śpieszących się do swoich domów. O piątej zapewne puszczają najciekawsze radiowe słuchowiska. Też lubię ich słuchać, chociaż te magiczne zapewne w niczym nie przypominają głupot puszczanych w BBC. Żyjemy tuż obok siebie, mugole i my. A ja, obserwując ten świat, mam wrażenie jakbym pochodziła z zupełnie innego. Nie ma co ukrywać, lepszego. Czasami zachwycam się nie-magicznymi wynalazkami, ale zaraz potem odkrywam wśród nich coś tak odrażającego, co odbiera mi wszelką wiarę w ich gatunek. Czy wiesz w jaki sposób potrafią traktować swoich chorych? Podłączać ich do prądu, otwierać czaszki i porażać elektrodami. To nieludzkie.
Jak zwierzęta.
Chociaż czy my, mój drogi, jesteśmy czymś ponad zwierzętami? Kierują nami te same popędy. Głód. Sen. Seksualność. Panujemy tylko nad tym znacznie lepiej, potrafimy trzymać się na wodzy. Do czasu.
Przyjdź już, mój drogi, dziwne mam dzisiaj myśli. W rękach przekąski, najlepsze kanapki z wędzoną rybą po tej stronie Tamizy. I herbatę, w termosie. Usiądziemy na schodach jak cała masa innych młodych ludzi i tego popołudnia pobawimy się w udawanki. Będziemy kimś kim nie jesteśmy.
Taki mam dzisiaj szalony nastrój, aż dziwne.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac Piccadilly Circus Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]11.08.15 23:22
Powietrze jest dzisiaj inne, gęstsze, bardziej naelektryzowane. Być Londyn nie wytrzymuje napięcia. Jest ciepło, a to nie jest dla niego normalne. Przyzwyczaił się do regularnych ulew i szarości nieba poprzetykanej gdzieniegdzie chmurami. Ale jest lato, nawet Anglia musi czasem wyjść zza bufora ochronnego, który zrobiła sobie z deszczu.
Sørenowi nie odpowiada taka pogoda. Jest przesiąknięty angielskością do szpiku kości i chociaż nauczył się kochać te pojedyncze, słoneczne dni to dziś zupełnie nie ma na taki ochoty. Nocą znów męczyły go koszmary. Co gorsza, nie mógł się im wyrwać. Oplotły go jak macki i uwięziły. Mógł jedynie leżeć i przeżywać zniekształcone wspomnienia w jeszcze gorszej oprawie. Chyba nikt nigdy nie widział jak płacze, ale przez noc łkał jak dziecko. Obudził się późnym porankiem spocony, przerażony, zagubiony. Rzucił się na różdżkę i chciał teleportować zanim odrętwiały umysł zacząć kontrolować rozbudzone ciało. Tak, pobudka nie należała do najprzyjemniejszych.
Obojętnie, po którym prysznicu i kawie z rzędu w lustrze nadal widział cień siebie. Oczy podkrążone, przekrwione białka, jasnoblond grzywa w totalnym nieładzie. Nie miał już nawet ochoty udawać, że dobrze się czuje. Chętnie rozbiłby lustro gołą pięścią, ot tak, aby rozładować nagromadzone napięcie, które czuł w sztywnych mięśniach karku. Chociaż jeszcze większą ulgę przyniosłoby mu rozbicie lustra na głowie osoby, która była winna temu wszystkiemu. Albo ugodzić ją jakąś klątwą, możliwość są niezliczone. Søren nie był jednak osobą mierzącą ponad swoje możliwości i wystarczyłoby mu schowanie się na kanapie z butelką ognitej w dłoni. Zazwyczaj nie był tchórzem, nie uciekał przed problem, bólem czy strachem, ale koszmary… one zawsze niszczyły go od środka. Dziś jednak nie mógł pozwolić sobie na żadną z wygodnych opcji. Był umówiony.
Teleportował się w jakąś pustą uliczkę, w której pojawiał się już setki razy i zapomniał już jej nazwy. Była jego kryjówką, korytarzem pomiędzy cichym schronieniem, którym było jego mieszkaniem, a dusznym, zatłoczonym przez zarówno mugoli jak i czarodziejów placem. Nie chciał jej opuszczać, w myślach recytował po raz wtóry wymówkę, która pozwoliłaby mu zostać w domu, ale wiedział, że to bez sensu. Wynurzył się więc z zaułka, od razu wiedząc, gdzie iść. Zazwyczaj wysocy ludzie wyróżniają się w tłumie, ale ona była malutka i to właśnie pozwalało ją dostrzec. Stała tyłem do niego, a otaczający wszystko gwar nie pozwalał dosłyszeć jego kroków. Uśmiechnął się pod nosem, czuł, że mary się oddalają. Nie daleko, one zawsze tego samego dnia pozostają blisko, jakby czuwając by sprawdzić czy zasiały dostateczne spustoszenie w jego umyśle. Jednak jej towarzystwo na chwilę wypchnie go z kolein własnego życia, pozwoli mu złapać oddech, o ironio, spojrzeć na wszystko z dystansu.
Zatrzymał się zaledwie krok za jej plecami, ostatecznie nie chciał jej przecież przestraszyć, ale nie mógł się powstrzymać mając taką okazję.
- Cześć – rzekł cicho pochylając się do jej ucha. Po ich spotkaniach zawsze bolą go plecy. Jak, na brodę Merlina, można być takim malutkim? Wiedział, że nie należy do mężczyzn o przeciętnym wzroście, ale ona była niespotykanie niziutka. Właściwie wiele rzeczy ich różniło, już stojąc obok siebie tworzyli mocny kontrast. Może to ich łączyło.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]12.08.15 1:29
To aż dziwne, obudzić się i za oknem zobaczyć niebieskie niebo bez żadnej chmurki, zostać oślepionym przez słońce. Takie widoki spotyka się w innych zakątkach świata, w Marakeszu na przykład, jeszcze gorętszej Casablance, nie w Londynie.
Wachlarz schowany w torebce gwarantuje chwilową ulgę w momentach duszności. Dookoła widać tłumy ludzi z lodami na patyku, starsze panie szukające cienia, grupki rozchichotanych nastolatek w zbyt kłusych sukienkach, czekających na autobus. Pośród tego wszystkiego ja, z kanapkami i termosem w dłoni, nawet kiedy nie chcę, wyróżniam się z tłumu.
Wiesz, nauczono mnie kiedyś, że ciepłe napoje są zbawienne podczas wysokich temperatur. My, brytyjczycy, gdy temperatura podskoczy chociaż o stopień, rzucamy się na zmrożoną, gazowaną oranżadę, chłodząc gardła i wychładzając organizm. Różnica temperatur rośnie, jest jeszcze gorzej. Ciepła herbata pomaga zachować równowagę. Ale anglikom tego nie trzeba tłumaczyć, prawda? Nawet takim zagubionym jak my.
Podskakuję lekko słysząc za plecami głos, skarby nieomal lecą mi z rąk. Gwałtownie obracam się na pięcie, gotowa przygadać amantowi za centa, kiedy staję oko w oko z tobą i...
Wybucham głośnym śmiechem, bo przecież mogłam spodziewać się podobnego obrotu spraw.
- Dzień dobry - uspokoiwszy się, staję na palcach by sięgnąć twego policzka, raz, drugi, trzeci, takie francuskie przywitanie. Potem patrzę na ciebie z perspektywy dziecka, taka już jestem. Zabawnie obok siebie wyglądamy. Może w tym szaleństwie jest metoda? Ty wysoki, szczupły, o nieomal białych włosach. Ja niska, czarne fale kończące się tuż nad ramionami, jeszcze ciemniejsze oczy odznaczające się na porcelanowej twarzy swoim ogromem. Mógłbyś mnie podnieść, nosić na plecach przez cały dzień i nawet nie zauważyłbyś różnicy. Zdecydowanie mniej bolałyby cię plecy! Nam nie przystoi jednak takie zachowanie, siądźmy obok siebie, ja złącze kolana i poprawię sukienkę by siedzieć tak jak damie przystoi - Podobno ja jestem stroną, która nie sypia - zauważam na wpoły żartobliwie, widząc te przekrwione, podkrążone oczy i skórę bledszą niż zazwyczaj. Nie będę na ciebie naciskać, mój drogi. Wtedy zamkniesz się jeszcze bardziej. Wręczam ci tylko pięknie zapakowaną kanapkę, uśmiechając się przy tym szeroko.
Nie do końca potrafię to zrozumieć, ale twoja obecność działa na mnie łagodząco. Nie odpycham cię, chowam swoje igły, nieufność zostawiam za drzwiami. Nawet dumy trochę mi ubywa, śmieję się głośniej i częściej podczas naszych docinek. Ostatnio jakby ich mniej, gaśniesz w moich oczach, ten widok łamie mi serce. Jestem więc tuż obok, na wyciągnięcie dłoni - i to dosłownie. Być może musisz się jedynie odrobinę schylić by do mnie dosięgnąć. Taki już urok kieszonkowego wzrostu - Wiesz, słyszałam, że te upały to efekt wojny - mówię po chwili, machając w powietrzu nóżką, nawet te schody są dla mnie zbyt ogromne - Mugolska broń tak zanieczyściła powietrze, że... sama nie wiem, tłumaczono to w jakiś ichni, pokrętny sposób - kolejne, odbijające się na nas, zaniedbanie z ich strony.
My czarodzieje, kontrolujących świat z zaciemnionego rogu, daliśmy im za dużo wolności, tak czasem myślę.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac Piccadilly Circus Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]12.08.15 18:56
Ruch jest wszystkim. Bez niego nie byłoby niczego. Jeśli ktoś stoi w miejscu to tak naprawdę się cofa, bo wszystko inne idzie do przodu. Niektórzy myślą, że żeby nadążyć za światem należy biec. Wtedy jednak zapominają o celu, dla którego biegną, a ich ruch traci na znaczeniu. Wystarczy iść, dreptać powoli, ale nieustępliwie, krok po kroku. Tak właśnie żyje Søren, powoli stara się utrzymać kroku pędzącej rzeczywistości i nie dać się pochłonąć depczącej mu po piętach przeszłości. Spieszy się jedynie na boisku, bo tam prędkość pozwala mu uciec.
Plac Piccadilly Circus stanowi esencję ruchu. Cały czas tłumy ludzi mieszają się, spieszą we wszystkie strony świat. Czerwone autobusy na przemian z czarnymi taksówkami mijają się płynnie na ulicach. Woda we wspaniałej fontannie płynie nieustannie. Dzisiaj z powodu niespotykanego skoku temperatury wszystko wydaje się dodatkowo falować w rozgrzanym powietrzu. Tym bardziej Søren cieszy się, że chociaż wyszedł z domu to tylko, aby swobodnie odpocznie od tego ciągłego biegu i jednocześnie nie dać się dogonić demonom ze snów.
Kiedy początkowo przerażona Isolde wybucha śmiechem to odruchowo podłapuje jej wesołość. To miłe, odprężające uczucie. Trzeba łapać te małe fragmenty radości, bo inaczej człowiek by zwariował. Nadal z uśmiechem witają się, na ogół zupełnie normalnie, mugole zapewne uważają to za coś oczywistego, ale na salonach zapewne posądzono ich o okropne faux pas. Dobrze jest złamać od czasu do czasu jakąś zasadę, nawet, jeśli nikt nie patrzy.
- Może chciałem zobaczyć jak to jest – mruczy Søren w odpowiedzi na jej stwierdzenie, aby ukryć zmieszanie. Nie powinien się dziwić, że zauważyła jego zmęczenie, jest doskonałą obserwatorką, odkrył to jeszcze w szkole.  Nie zmienia to jednak faktu, że źle się z tym czuje. Wychowano go w przekonaniu, że mężczyzna ma być opoką, oparciem dla kruchej istoty, jaką jest kobieta i nie powinien okazywać słabości.  A tak właśnie odbiera swoją ułomność w walce z koszmarami, jako słabość. Dlatego wypełnia go wdzięczność, gdy dziewczyna jak zwykle bez słowa przyjmuje jego wymówkę i nie kopie głębiej. Chciałby się jej kiedyś zwierzyć, byłaby idealnym słuchaczem, ale to niestety byłaby ostatnia spowiedź w jego życiu.
- Dziękuję, jesteś aniołem. – Wręczona mu kanapka odwraca jego myśli od smętnych rozważań. Wpatruje się jak zauroczony w elegancko opakowany posiłek. Ona zawsze myśli o wszystkim, a on tymczasem przez to całe zamieszanie od rana nic nie je. Najchętniej od razu rozerwałby ten papier i pochłonął zawartość, ale tylko obraca podarunek w swoich długich palcach. Szuka w pamięci momentu, w którym ktokolwiek zrobiłby mu drugie śniadanie. Jego matka pewnie nigdy nie miała w ręku noża, a siostrze nie pozwolił się wyręczać, wydawała mu się za delikatna do czegokolwiek. Tak więc Isolde jest pierwsza, zdanie kiełkuje w jego umyśle i unosi nieświadomie kąciki jego ust ku górze. Odwraca jednak wzrok na podarunku, żeby skupić na niej całą swoją uwagę, gdy zaczyna mówić o pogodzie. Tacy już są rodowici Anglicy, nie darują sobie rozmowy o aktualnej aurze.
- Wojna zmienia ludzi, ale nie słyszałem, żeby robiła to temperaturze – mówi łagodnie zbierając myśli i wpatrując się w jakiś niewidzialny punkt obok jej głowy. – Poza tym mamy lato, powinno być chodź trochę upałów, bo inaczej zupełnie skostniejemy.
Nie chce się wdawać w dyskusje poglądowe, bo to niebezpieczne. Søren wie, że nawet w takim różnorodnym tłumie plotki rozchodzą się szybko. Zwłaszcza, gdy uważa się, że nie można wszystkiego usprawiedliwiać wygodnymi mugolami.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]13.08.15 2:08
Ruch jest wszystkim. Zgadzam się z tym.
Czasami ruch przyjmuje formę maskowego balu, tysięcy sylwetek ubranych w najpiękniejsze, najmodniejsze stroje, o twarzach zasłoniętych kolorowymi maskami, poruszające się w rytm muzyki, kręcące dookoła własnych osi, przecinające sąsiednie tory w skomplikowanych choreografiach. Wiesz, gdybym sypiała, gdyby moje oczy zamykały się na dłużej niż chwilę, to byłby mój senny koszmar. Ja uwięziona pomiędzy tańczącymi, co rusz popychana, wdychająca swąd ciężkich perfum i potu, duszca się z braku powietrza.
Ruch to życie. Postój to śmierć. A ja nie potrafię tańczyć.
Na salonach śmiech jest jedynie wymuszoną formułką grzecznościową, potrójne ucałowanie policzków podpada pod paragraf nadmiernego spoufalania. Rozmowa młodych ludzi tylko we dwójkę szybko zostałaby uznana za zbyt śmiałe zaloty, nasza wartość na matrymonialnym rynku spadłaby o kilka oczek. Mój najdroższy, czyż nie tylko po to żyjemy, by jak zwierzęta na targu zostać sprzedani ku ożenkom ratującym przed upadkami całe rody? Ileż to w historii mariaży, które swoim istnieniem uratowały rodziny przed skandalami? Iluż wysoko urodzonych dało nazwisko nie swoim dzieciom, ile dam co wieczór przymyka oczy na nieobecność męża, przechodząc jedynie obok jego sypialni?
Z chwilą urodzenia nadano nam role do spełnienia. Możemy owszem, trochę naginać ich ramy, ty karierą sportową, ja pracą w świętym Mungu. Możemy osłodzić sobie je spotkaniami pośród tłumów, gdzie wydajemy się przypadkowymi ludźmi, możemy nawet zapomnieć na chwilę zapomnieć po trzeciej lampce słodkiego wina. Ale pod koniec dnia, w ostatecznym rozrachunku, ty zawsze już będziesz Avery, a ja zawsze już Bulstrode, nawet kiedy przyjdzie mi włożyć na palec złote kółko i zmienić podpis.
I owszem, bywają dni kiedy mnie to denerwuje, kiedy chciałabym powiedzieć - nie, dość, jestem czymś więcej. Tylko powiedz mi, najdroższy, czym więcej możemy być jak nie naszą krwią?
- I jak wrażenia? - ściskam twoją dłoń. Tak. Masz rację. Mężczyzna powinien być silny, winien być podporą, fundamentem, niewzruszony, nic nie może go niepokoić. Koszmary? To dla tych wrażliwych istot zwanych kobietami. Ja, kochany, mogę mieć dni pełne słabości. Mnie wręcz wypada od czasu do czasu schować się w łóżku i spędzić cały dzień zalewając się łzami. Ty nigdy nie możesz mieć koszmarów. I nie ważne jak bardzo jest to niesprawiedliwe, takie są reguły. Nie musimy ich łamać jeśli nie jesteś na to gotów. Nie możemy ich łamać kiedy złożyłeś przysięgę - Po trzecim dniu świat zaczyna lekko wirować, dotarłeś już do tego etapu? - wtedy jak u Heraklita wszystko płynie. Dlatego co trzecią noc zamykam powieki i oddaje się we władanie Moreusza, chociaż nigdy nie mogę być pewna czy wypuści mnie ze swoich ramion.
- Z tego co mi wiadomo Lucyfer też był aniołem - co może znaczyć jedna kanapka? Zaniedbujesz się najdroższy, nie mogę ci na to pozwolić. Rozrywam więc papier i wgryzam się w zawartość, weź ze mnie przykład - Smacznego - dodaję z uśmiechem. Możemy zjeść spokojnie i pomilczeć przez chwilę, wiesz, to oznaka prawdziwej zażyłości. Umiejętność wspólnego bycia w ciszy, nawet jeśli dookoła nas tętni życie - Wojna zmienia wszystko - zauważam po chwili - Ludzi, temperaturę, obyczaje. Żyjemy pewnie w zupełnie innym świecie niż nasi rodzice za czasów młodości - wzruszam ramionami - Nie przeszkadzają mi wysokie temperatury - dodaję, rozlewając nam herbatę - Może tylko ludzie w czasie upałów, wychodzą z nich wtedy najgorsze cechy.
Mnie, przykładowo, zdarza się być niezwykle marudną pod koniec dusznego dnia.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac Piccadilly Circus Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]13.08.15 23:48
Wszyscy rodzą się aktorami. Nie takim z talentem do występowania na scenie i deklamowania wyuczonych na pamięć kilometrów tekstu. Tacy aktorzy wybierają sobie angaże według własnych upodobań. Ludzie zaś są niewolnikami własnych ról. Ról, do których zostali powołani nie z własnej woli. Życie po prostu wcisnęło im ją przy narodzeniu, w dodatku nie dając żadnych scenariusz do nauczenia. Od początku więc wszyscy poruszają się na ślepo, po omacku próbują dobrze wypaść. Niektórym pasuje otrzymane wcielenie, inni buntują się przeciwko niemu, jedni milcząco się dostosowują, a nieliczni świetnie udają.
Søren jest doskonałym aktorem. Można powiedzieć, że wychowano go w teatrze. Od najmłodszych lat uczono go zachwycającej gry pozorów, jaką prowadzą najwyższe warstwy społeczne czarodziejów. W zadowalającym guwernantki oraz rodziców tempie nabrał niezbędnej ogłady, nauczył się trzymać prawidłową postawę, nienagannie się wysławiać oraz chować emocje dla siebie. Wszystko to stanowiło niezbędną bazę do nauczenia się lawirowania pomiędzy cwanymi arystokratami, którzy nie byli tak święci na jakichś się kreowali. Wprowadzony na salony szybko opanował umiejętność hamowania chęci przetrącenia idiotycznemu rozmówcy karku zastępując ją eleganckimi ripostami, które na pierwszy rzut oka wydawały się zupełnie niewinnymi sformułowaniami. Umiejętność tego wszystkiego tworzyła bezpieczną maskę, za którą mógł chować swoje prawdziwe oblicze, prawdziwe odczucia i myśli. Bo naprawdę nigdy nie czuł się dobrze w roli, którą narzuciła mu krew. Ona oraz więzy, które mu nadała nigdy się nie liczyły. Od najmłodszych lat matka z bratem wbijali mu noże w serce, skutecznie pokazując, że otoczka czystej krwi to jedynie tarcza, za którą chronią się skostniali, zdegustowani, nienadążający za biegnącym życiem ludzie. Chętnie porzuciłby to wszystko, stał się tym wyklętym, plamą na rodowym honorze. Nie obchodziłoby go to ani trochę. Nie był jednak sam, musiał chronić swoją lustrzaną duszę, swój jedyny cel w życiu. Nie zmieniało to jednak jego podejścia do więzów krwi, które były według Sørena zaledwie cząstką człowieka. Nie urodzenie stanowi, kim się jest, a wybory, jakie się podejmuje.
- Podziwiam cię – mruczy splatając na chwilę ich palce zanim pozwala jej odsunąć dłoń. Dotyk stanowi dla niego niesamowitą rzecz. Bardzo mało doświadczył go w życiu, chociażby matka skąpiła mu tych prostych gestów od samego początku. Chłonął więc jak gąbka wszystko, co dawała mu siostra, chociaż, więcej dawał niż samemu brał. Chwilowe czucie skóry przy skórze wyzwalało w nim tak potrzebny spokój, który otrzymywał tak rzadko. – Wszystko wiruje już po pierwszym dniu.
Zachęcony głosem towarzyszki już bez żadnych skrupułów rozrywa opakowanie. Zbiera jednak wszystkie strzępki papieru i układa w zgrabnym stosiku na kolanie nie chcąc wypaść na wygłodniałego neandertalczyka. Wyuczone w dzieciństwie zachowania, maska dobrego wychowania zrosły się całkiem mocno z jego prawdziwą twarzą. Nie przeszkadza mu to jednak w wychwalaniu kanapki między jednym kęsem a drugim, w dodatku z pełnymi ustami. – To jest pyszne, om, pyszne. – Zakrywa mimo wszystko usta dłonią, aby nie pozwolić okruszkom na ucieczkę. Zadowolony kończy jeść o wiele szybciej niż swoja towarzyska. W ciszy pozwala jej dokończyć, a w tym czasie rozciąga się na schodach, opierając łokcie na stopniu za sobą. Zapewne utrudni tym ludziom manewrowanie wokół fontanny, ale to już nie jego problem.
Chociaż spojrzenie Sørena błądzi bez celu po bezchmurnym błękicie nieba to jego uszy połykają jej słowa z głodem równym temu, który przed chwilą zaspokoił. Lubi słuchać jej melodyjnego głosu tak samo jak lubi z nią milczeć. Prawdę mówiąc często sam się sobie dziwi, jakim cudem udało mu się odnaleźć kogoś takiego. Może w obliczu długu jaki już odebrało od niego życie powinno to być oczywiste, ale przyzwyczaił się, że za wszystkie dobre rzeczy płaci podwójnie.
- Nie chciałbym żyć w czasach naszych rodziców – mówi. To były czasy, gdy krew miała jeszcze większe znaczenie, restrykcje o wiele większe, a ega szlachciców bardziej wybujałe. Od uzasadnienia swojej decyzji powstrzymuje go otrzymana herbata, która absorbuje jego całą uwagę. Jak na rasowego anglika przystało jest ona jego ulubionym napojem. Uwielbia wszelkie odmiany czarnej herbaty, chociaż prawdę mówiąc niewiele ich rozróżnia. Nie rozproszył się jednak na tyle by umknęły mu kolejne słowa Isolde.
- To prawda, w upale robię się strasznie leniwy – odpowiada uśmiechając się pod nosem. Przecież jest mężczyzną, nawet torturami nie sprzedałby swoich wad. Zwłaszcza przed damą.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]21.08.15 3:23
Nasze role nie są idealne. Ale czy jakakolwiek jest? Życie to sztuka kompromisu, tak myślę, decydowania co możesz poświęcić by osiągnąć swoje cele. Nie można mieć wszystkiego, to nie są już czasy dzieciństwa kiedy na każde moje skinienie rzesza guwernantek przybiegała, podsuwając mi pod nos wszystko o czym tylko mogłam zamarzyć. A nawet to o czym nie zdążyłam pomyśleć.
I tak, wygrałam już na samym początku, mam za sobą szczęśliwe dzieciństwo. Może stąd ten spokój i akceptacja. Moi rodzice darzyli mnie miłością tak wielką, na ile mogą pozwolić sobie ludzie naszego pochodzenia. Kiedy trzeba było nadskakiwały mi mamki i służące, ale gdy przychodziło co do czego rozsiadałam się na wygodnych kolanach ojca, obserwując jak pisze listy. Nie znam drugiego człowieka, który z taką starannością kaligrafowałby litery na pergaminach, niezależnie od tego czy zamawiał atrament czy też zapraszał przyjaciół na wystawną kolację. Matka za to od dzieciństwa traktowała mnie jak laleczkę i kupowała góry sukienek by potem bawić się ze mną w przebieranki. Do tej pory co rusz dostaję od niej wielkie pudła z liścikami „Coco twierdzi, że będzie wyglądać na tobie idealnie”. Nie znam jej bliżej, ale zawsze leży idealnie. Więc nie narzekam. Nie mam prawa.
Mieliśmy szczęście, Parys i ja. Wiele słyszy się plotek o różnych familiach, jeszcze więcej dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Ty, mój najdroższy, zawsze miałeś smutne oczy, odkąd pamiętam byłeś tym dzielnym. Mi zdarzało się płakać kiedy byliśmy młodsi, jeszcze przed trafieniem do Hogwartu, zdarte kolano było wielką tragedią. Ty - nigdy. Zawsze nienaganny.
I chociaż oficjalnie nie wypada nam spędzać wspólnie dużych ilości czasu - przecież to mogłoby zaowocować skandalem! - lubię twoje towarzystwo nawet podczas balów i wystawnych kolacji. Twoje ukryte riposty, czasami ciężko zachować mi kamienną twarz. Szczególnie kiedy rozmówca zdaje się zupełnie ich nie zauważać.
- Och nie, to zwykła brawura z mojej strony. Nie zachęcaj mnie jeszcze bardziej! - po przecież gdybym chciała mogłabym przesypiać całe noce i dnie. Wystarczyłoby wsypać do sakiewki trochę złota i znaleźć ludzi, których obowiązkiem byłoby pilnowanie mojego oddechu. Najlepiej trójki by mieć pewność, że żadne z nich nie zaśpi na zmianie. Tyle, że ja wolę samodzielność i drzemkę raz na kilka dni byleby tylko mieć poczucie, że jestem samodzielna i niezależna. To wielka zaleta naszych czasów, moja niezależność, korzystam z niej póki mogę. Prędzej czy później ktoś wciśnie mi na palec złoty krążek, a ja powiem „tak i na zawsze” tracąc większość swojej wolności.
Istnieje też całkiem realna szansa, że przez swój upór nie doczekam tej chwili bo uduszę się w czasie snu.
- Cieszę się, że ci smakuję - uśmiecham się, gładząc twoje ramię, chwile czułości na które obydwoje możemy sobie pozwolić, schowani gdzieś w tłumie. Chociaż starannie pielęgnuję swoją otoczkę wyniosłej arystokratki kierującej się w życiu jedynie rozsądkiem, to gdzieś tam w środku wiele we mnie czułości. Ciepła - szczególnie dla ciebie, jakoś przez skórę czuję, że go potrzebujesz. Więc ogrzewam cię jak herbata w zimny dzień albo ulubiony koc, wykraczając poza granice wytyczone przez nasz świat. Pocałunki w policzek, uściski, trzymanie się za dłonie, nawet tak drobny gest jak teraz, to wszystko mogłoby zostać mylnie odczytane i źle zinterpretowane, skandal. Może nie największy jaki widziała towarzyska śmietanka, w końcu żadne z nas nie ma na nazwisko Weasley, ale jestem przekonana, że nasze rodziny nie byłyby zachwycone. Ty wszak jesteś młodszym synem, a ja takim wybrakowanym materiałem, dziewczyną, która nie potrafi oddychać. Spytaj swojego brata - Ja też nie. Moja matka do tej pory nie potrafi zrozumieć czemu pracuję w Mungu zamiast chodzić na zakupy czy urządzać bale. Poza tym, oni nie wiedzieli tylu rzeczy… W ciągu ostatnich dwudziestu lat poczyniliśmy tak ogromne naukowe postępy, to niesamowite. Dosłownie żyjemy w innym świecie - i tak, w tym momencie radzę ci uciszyć mnie herbatą bo mogę tak się zachwycać bez końca.
- Ja zrzędliwa - i marudna. Strasznie marudna.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac Piccadilly Circus Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]27.08.15 18:11
Kompromis to ostateczność. To moment, gdy naginasz granice tak mocno, że możesz ją złamać, a ryzyko jest zbyt wielkie. Wtedy musisz pertraktować. W żadnym innym razie. Sørenowi udzielono bolesnej lekcji na ten temat. Poetycko ujmując wyrwano mu skrzydła i zostawiono na nieprzyjemną rekonwalescencję. Mimo to nauka okazała się wyjątkowo przydatna. Dowiedział się bowiem, że należy walczyć o swoje, że nie można odpuszczać. Światem rządzi tylko jedno prawo, prawo dżungli, które przyznaje zwycięstwo tylko najsilniejszym. Jeśli nie będzie się walczyć o swoje odpowiednio mocno, jeśli zbyt szybko uznasz sprawę za wygraną to będzie twój koniec. Do tego, czego się chce należy dążyć wytrwale, silnie, na przekór innym, ale nie po trupach, bo przyjaciele są potrzebni, gdy spada się ze szczytu.
- Gdybyś chciała pospać to naprawdę służę pomocą – powiedział uśmiechając się do niej delikatnie. Naprawdę ją podziwiał, że jest taka silna pomimo tej choroby. Wielu ludzi taki problem nadmiernie by przytłoczył, często też złamał. Spowodowałby, że zamknęliby się kolejno najpierw w swoich mieszkaniach, a następnie w sobie, odcięli od innych. Ich główną mantrą stałoby się pytanie „Dlaczego ja? Dlaczego akurat ja, a nie ktoś, kto sobie na to zasłużył?”. To zatruwa i niszczy człowieka od środka. Na tę truciznę bardzo ciężko znaleźć lekarstwo. Tymczasem Isolde żyje z tym wszystkim od urodzenia, a nigdy nie słyszał z jej strony narzekań. Wręcz przeciwnie, to ona musiała wysłuchiwać jego, gdy trząsł się nad nią jak nad jajkiem. Od kiedy powiedziała mu o swojej chorobie obudził się w nim pewien instynkt opiekuńczy, który zazwyczaj czuł jedynie w stosunku do Allie. Starał się go tłumić, bo wiedział, że pewnie wszyscy trzęsą się od nią maleńkości, ale było ciężko. Wszystko nasiliło się, gdy jego bliźniaczkę dotknęła Trauma Krwi. Zdecydowanie wolałby sam być chory niż tylko bezsilnie przyglądać się jak cierpi, nawet za cenę niemożliwości gry w Qudditcha. Jednak obie kobiety łączyła chęć niezależności, walki z własną słabością, którą bardzo doceniał. Nie zmieniało to faktu, że przyprawiało go to o regularne zawały. Cóż zrobić, z kobietami zawsze same problemy.
- Mogę cię zatrudnić na pełen etat? – spytał ze śmiechem, ale jego oczy pozostały poważne. Søren chętnie zatrzymałby ją przy sobie, chociażby tylko po to, żeby mieć pewność, że jest bezpieczna. Kontrola była częścią jego życia, ale równocześnie jego spoiwem, które pozwalało mu trzymać cały ten bałagan w całości. Poza tym skłamałby mówiąc, że nie jest zaborczy. Nawet, jako przyjaciel żądał wiele dając w zamian jeszcze więcej. Może, dlatego tak mało miał przyjaciół, chociaż ten tytuł nadawał takiej osobie sporo przywilejów. Jednak to tylko brzmi tak górnolotnie i poważnie. W relacjach z ludźmi, których darzył jakimiś uczuciami, zwłaszcza z kobietami, stawał się nad wyraz łagodny i ostrożny. Jakby mógł zniszczyć je swoim zbyt silnym uściskiem. Dlatego pod dotykiem przyjaciółki automatycznie się rozluźniał, przestawał kurczowo trzymać się wytrenowanej maski i wyćwiczonej obojętności. Po prostu chłonął ciepło, które otrzymywał zupełnie bezinteresownie.
- Też tego nie rozumiem. Narażasz tych biednych pacjentów na bezdech – rzucił wesoło uśmiechając się. Naprawdę dobrze na niego działa, bo zazwyczaj nie był taki radosny. Taki nastrój można byłoby uznać u niego za podejrzany. Świat kojarzył go, jako tego młodego pałkarza Os, który zachowuje się jak czterdziestolatek. Søren nie widzi potrzeby wyprowadzania ich z błędu. Oni pewnie i tak dalej uważaliby swoje.
- Naprawdę? Nie zauważyłem. – Podsuwa jej herbatę pod nosem, bo już dawno wypił swoją porcję, a ona jeszcze nic nie tknęła.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]03.09.15 14:37
Jestem kobietą ceniącą sobie wygody. Idealiści powiedzieliby, że to kwestia choroby. Codzienne obcowanie ze śmiercią wyczula mnie na piękno życia i sprawia, że bardziej je szanuję. Nic bardziej mylnego. Wychowałam się pośród luksusów, nigdy niczego mi nie brakowało. I nie mam zamiaru zmieniać tego stanu. Czy tego chcę czy nie, patriarchatu nie zniosą żadne wojny. Owszem, mogę rozwijać swoją karierę, ale nie jestem naiwna. Billy może żyć jedynie swoimi badaniami, ja mam większe potrzeby. I większe zobowiązania. Moja rodzina jest dla mnie wszystkim. Tak zostałam wychowana. Moim obowiązkiem wobec niej jest wyjść za mąż pewnego dnia. Dobrze wyjść za mąż. Ale to nie oznacza, że mam być nieszczęśliwa w swoim małżeństwie. Nie oczekuje wielkiej miłości. I jestem gotowa oddać trochę, ugiąć się trochę by mój związek był… wygodny. W końcu małżeństwo to partnerstwo. Nie mogę oczekiwać, że dostanę wszystkiego czego chcę bez dania czegoś w zamian. Ostatecznie szczęście to kwestia wyboru. Można wziąć sprawy w swoje ręce i być szczęśliwym, albo wybrać ścieżkę wiecznego niezadowolenia i rozczarowania. 
- Sorenie Avery. czy właśnie zaproponowałeś mi wspólne spędzenie nocy? - pytam z przekornym uśmiechem, lubię się droczyć. I naprawdę nigdy nie potrafiłam zrozumieć współczucia wobec mojej osoby. Odkąd byłam małą dziewczynką otaczało mnie stado guwernantek, miały pod ręką wszystkie wzmacniające eliksiry. Dojrzewałam w miejscu w gdzie nie brakowało świeżego powietrza, spędzałam wiele czasu na zewnątrz. Choroba mogła rozwinąć się znacznie gorzej. Ze snem i tak mi nie po drodze, mam za dużo pracy. Przyznam, że rozckliwianie się nad moją osobą przez większość czasu bywa denerwujące. Czasami czuje się jakby nie traktowano mnie jak kobiety a jajko z popękaną skorupką albo… dziecko. Widzą tylko chorobę, nic poza tym. To bywa przydatne, nie będę ukrywać. Ludzie często widzą we mnie niewinną panienkę i za każdym razem dają się podejść z zaskoczenia. Jednym z moich ulubionych widoków jest niedowierzanie na cudzych twarzach.
Z Sorenem sytuacja wygląda jednak zupełnie inaczej. W jego trosce brak tej typowej… litości. Nie kryje się za nią nic fałszywego. I chociaż były czasy kiedy bolało mnie, że zamiast kobiety widzi we mnie… siostrę. Nic nie boli kobiecej dumy bardziej niż nie bycie uważaną za obiekt pożądania. Ale jest on taki słodki. Taki… jak nie z tego świata. Często przypomina mi małego księcia z innego świata. I chociaż Merlin mi świadkiem, że nie jestem ckliwa i mało we mnie ciepła, ale przy nim jestem znacznie lepszym człowiekiem. I lubię myśleć, że on również czuje się przy mnie swobodnie. Dobraliśmy się - Pełen etat? Nie wiem czy cię stać - mówię z udawaną powagą, po czym teatralnie mruczę, jakbym się nad czymś poważnie zastanawiała - Chyba, że podarujesz mi taki lśniący pierścionek na serdeczny palec - żartuję, składając papierek po kanapce. Teraz to oczywiście tylko żarty, ale nie zmienia to faktu, że były czasy kiedy naprawdę się nad tym zastanawiałam. Jesteśmy przyjaciółmi, razem żyłoby się nam nadzwyczaj dobrze. Tak było przynajmniej do momentu w którym usłyszałam od podekscytowanej mamy, że być może zostanę przyszłą lady Avery. I wtedy uświadomiłam sobie, że brakuje pomiędzy nami tego… czegoś. Przyciągania. Lata traktowania mnie jak młodszej siostrzyczki sprawiły, że sama zaczęłam patrzeć na niego jak na brata. Może nie mam dużego doświadczenia w tej kwestii, ale wierzę, że pewien rodzaj seksualnego przyciągania też jest ważny. W końcu trzeba jakoś spłodzić potomka.
Na całe szczęście okazało się, że chodzi o jego okropnego brata. Na całe szczęście odrzucił propozycję. Małżeństwo to kontrakt, ale bez przesady. Nie istnieje na tyle duży dom by oddzielić nasze sypialnie wystarczającą odległością. 
- Moi pacjenci są bardzo zadowoleni, dziękuję bardzo - marszczę nos w geście oburzenia - Uwielbiają mnie - chociaż może nie powinnam się tym aż tak bardzo przechwalać, nie mam specjalnie wielkiej konkurencji - I tego się trzymajmy - grożę palcem, sięgając po herbatę. Tak. Możemy to nazwać udanym popołudniem. 
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac Piccadilly Circus Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]08.09.15 21:49
Mieć rodzeństwo to fantastyczna sprawa. Może nie w każdym przypadku, ale jeśli chodzi o posiadanie bliźniaka to Søren nie sądził, aby mogło być coś lepszego. To jak posiadanie siebie w drugiej osobie, taką namacalną część swojej duszy zamkniętą w podobnym ciele. Niesamowite, fantastyczne uczucie, którego raczej nikt niemający bliźniaka nie zrozumie. Jednak, jeśli chodzi o inne rodzeństwo to stanowczo nie chciał innego. Chociażby przykład jego starszego, zachłannego i siejącego zamęt brata skutecznie mu obrzydził tę rolę. Nigdy nie sądził, że znajdzie lepszego pretendenta do tej roli, ale więcej takich osób nie potrzebował. Isolde też nigdy nie traktował w kategorii siostry. Od zawsze była najwspanialszą przyjaciółką płci żeńskiej, jaką udało mu się otrzymać od losu. Rozumiała go na jakimś dziwnym polu, które pozwalało mu milczeć i zostać zrozumiany. O ile Amodeus wywoływał u niego prawdziwe potoki słów, to w jej towarzystwie cisza była o wiele bardziej wymowna. Chociaż słowa, zwłaszcza w formie utarczki, zawsze były mile widziane.
- Dla ciebie wszystko moja droga – odparł szczerząc zęby w szerokim uśmiechu niczym uczniak, któremu wyszedł kawał. Co prawda nie zakładał takiego wydźwięku swoich słów, ale podobało mu się jak złapała go za słówko. Mogło się wydawać, że po tylu latach jest odporny na jej wdzięk, ale to nie prawda. Od początku był wrażliwy na jej piękno. Rozkwitła w jego oczach, gdy zobaczył ją po raz pierwszy od swojego powrotu do Szkocji. Nie był jednak neandertalczykiem, który nigdy nie widział kobiety, nie rzucał się na każdą piękną kobietę. Chociaż w przypadku Isolde chętnie by to zrobił. Głównie w kwestii bezpieczeństwa. Już raz omal przeżył zawał, gdy dowiedział się, że Samael rozważał kiedyś jej kandydaturę na małżonkę. Nie miał najmniejszej ochoty przechodzić przez to po raz drugi. Niestety to bardzo prawdopodobne, bo większość szlachetnie urodzonych czarodziejów to wilki w owczej skórze. Jakiś wewnętrzny głos, instynkt, podpowiadał mu, że powinien ją chronić. Poza tym aranżowane małżeństwo w ich przypadku byłoby świetnym posunięciem. Mało par miało okazję znać się tak długo jak oni przed stanięciem na ślubnym kobiercu. Ludzie mogli nienawidzić się w Hogwarcie albo nawet w nim nie spotkać przez różnicę wieku, a potem mieli nagle spędzić ze sobą całe życie. Co za nonsens.
- Za takie kanapki mogę ci podarować nawet dwa – mruczy zadowolony splatając dłonie na swoim brzuchu. Może mógłby, jego rodzice pewnie nawet by się ucieszyli. Nie był żarłokiem, ale był mężczyzną, co oznaczało, że czasem zamiast myśleć głową używał do tego żołądka. Chociaż chemia. Chemia jest potrzebna, iskry muszą przeskakiwać. W szkole się tym nie interesował, nigdy nie spojrzał na swoją przyjaciółkę, jako obiekt pożądania, bo inne, wtedy według niego ciekawsze, rzeczy zaprzątały mu głowę. Zakopał więc typowy odruch szczenięcej miłości głęboko w sobie, uznając za niepotrzebny i śmieszny. Gdyby kiedyś postąpił inaczej, kto wie jak wyglądałoby ich życie teraz. Jednak Søren nigdy nie pchał się tam, gdzie był niechciany. Isolde widziała w nim serdecznego przyjaciela i tym dla niej pozostanie. Nawet, jeśli wyjdzie za mąż, spuchnie, urodzi gromadkę dzieci, które będzie uczył latać na miotle, ku jej przerażeniu. Pożądanie można było zawsze obudzić, ale po co komplikować sprawy, które są dobre?
- W porządku, jeśli zlecę z miotły to chcę trafić w twoje złote ręce – odpowiada tonem nieznoszącym sprzeciwu. Autorytaryzm jest pewną częścią jego charakteru, chociaż niektórzy powiedzieliby, że jest za miękki. Jednak chrzanić, co myślą sobie inni.
Poprawił się na swoim miejscu i usiadł wyprostowany, aby móc sięgnąć po herbatę. Zmienił jednak zamiar, widząc jak przyjaciółka mu grozi. Zwinnym ruchem złapał ją za palec, po czym pochylił się i cmoknął ją w wierzchnią stronę dłoni.
- Tak jest, panno Bulstrode. – Swoim szarozielonym spojrzeniem uchwycił jej ciemne i zamarł na chwilę z uśmiechem igrającym na ustach. Nie puścił też jej dłoni.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]10.09.15 4:07
Nie wyobrażam sobie życia bez Parysa i zrobiłabym dla niego wszystko - łącznie z wyciągnięciem go z Azbakanu, chociaż mam nadzieję, że do takich ekstremów nigdy nie dojdzie. Czasami mam wrażenie, patrząc na inne rodziny szlacheckie, że mam spore szczęście. Nie brakowało mi niczyjej uwagi, zawsze byłam w centrum zainteresowania, rozpieszczana księżniczka. Rodzice traktują się z największym szacunkiem, wręcz miłością - i to nie udawaną. Jasne, ich małżeństwo było aranżowane, ale jak powiedziała mi matka na kilka dni po zaręczynach z Tristanem, jaka byłaby z niej kobieta, gdyby nie udało się jej rozkochać w sobie przyszłego męża? Osobiście mniej wierzę w kobiece sztuczki, bardziej w partnerstwo. Traktowanie związku jako kontraktu może z oku wydawać się bardzo oschłe, ale wcale tak nie jest. Przynajmniej nie dla mnie. Z początkowej ugody może rozwinąć się przyjaźń, a to krok do miłości. Szczególnie, że małżeństwo nigdy nie jest związkiem platonicznym. Seks zbliża, wiąże ze sobą ludzi. Wiele kobiet ma go jedynie za niezręczny obowiązek, płodzenie potomka. Podchodzą do niego z dużą niechęcią, nic dziwnego, że zamiast przyciągać do siebie dwójkę ludzi, odpycha. Ja nie mam zamiaru popełniać podobnego błędu.
- Wszystko? - mrugam oczyma jak panienka z Wenus - Będziesz trzymał mnie za rączkę i patrzył jak śpię? A jeśli zrobi ci się zimno? Albo niewygodnie na fotelu? - lubię się droczyć, lubię czasami po balansować na granicy niedopowiedzeń. Dotknąć, drasnąć, zostawić ślad. Kobiety to próżne stworzenia, nie jestem wyjątkiem od reguły. Sporo we mnie próżności.
Jednak droczenie się z Sorenem, pewne żarty i niedopowiedzenia to nie tylko sposób na podbudowanie mojego ego. Nigdy nie sprowadzę go do poziomu przypadkowego mężczyzny znad kieliszka szampana. Jesteśmy przyjaciółmi, jest jedną z najbliższych mi osób, a na dodatek jest mężczyzną. Cholernie przystojnym, musiałabym być ślepa by tego nie widzieć. I pojawiają się te myśli, czasem rzadziej, czasem częściej, że może to jest to? Może powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce, nie czekać na inne aranżacje? Może to jest jedyna szansa by zadecydować o swoim życiu w pełni? Pochodzimy z zaprzyjaźnionych (chociaż moja matka wciąż nie wybaczyła odrzuconej propozycji przez Samaela) rodów, nasze pozycje są podobne, nikt nie byłby oburzony naszym związkiem, nikt nie miałby prawa zgłaszać żadnych obiekcji. I myślę, że bylibyśmy szczęśliwi. Nawet jeśli w chwili obecnej nie widzę nas jako kochanków - przecież były czasy, kiedy było zupełnie inaczej. Kiedy moje nastoletnie serce biło szybciej przy każdym kontakcie. I chyba tutaj zaczyna się prawdziwa tragedia, brak zbieżności czasu. Kiedy ja widziałam w nim coś więcej niż przyjaciela, on nie myślał o mnie w ten sposób, uciszyłam więc nadzieję na zmiany, nie chcąc komplikować naszej relacji. I byłabym naprawdę rozżalona dowiadując się, że on coś podobnego przeszło przez jego umysł. Że był moment w którym spojrzał na mnie na kobietę, w którym chciał mnie w całości, ale uznał, że nie jest to odwzajemnione, że nie warto niszczyć tego co mamy.
Uczucia zawsze są komplikacją, nawet kiedy wydaje się, że nie ma nic bardziej pożądanego. Są największą komplikacją w momencie w którym nie poddajemy się im w pełni. Kiedy chce się jednocześnie słuchać rozumu i serca. Ileż jest arystokratek, które odrzuciły swoje nazwiska w imię większych emocji - niewiele z nich powie, że żałuje. Tylko nie wiem czy jestem typem, który potrafi skończyć w głęboką wodę, bez ówczesnego zastanowienia.
Teraz siedzimy tutaj beztrosko i cieszymy gorącym popołudniem, ale świat nie stoi w miejscu. Gdzieś tam, za moimi plecami, dopinane są kontrakty. W jego przypadku może być podobnie. Na dobrą sprawę mogliśmy przegapić moment w którym sami mogliśmy podjąć decyzję, w którym mieliśmy okazję wziąć sprawy w swoje ręce. I za jakiś czas, zapewne znacznie krótszy niż tego chcemy, któreś z nas zatańczy na weselu drugiego.
Chociaż w moim przypadku ten taniec to jedynie metafora.
- Aż dwa pierścionki? Soren, co na to twoja mama? - doskonale zdaje sobie sprawę jak bardzo gardzi naszym rodem kuglarzy. Z drugiej strony, czym nie gardzi? Nie znam jej zbyt dobrze, w towarzystwie nigdy nie śmiałabym wypowiedzieć na jej temat złego słowa, ale przecież mam oczy. Przecież znamy się już od tylu lat. I doskonale zdaje sobie sprawę, że nie zasługuje na tytuł matki roku . To mi wystarczy by w skrytości ducha po prostu nią gardzić - Znajdę cię wszędzie i poskładam w całość - ton mój może być żartobliwy, ale to wcale nie żart. To całkowice poważna obietnica. Bez terminu ważności i daty wygaśnięcia, bez względu na okoliczności - Lubię jak się ze mną zgadzasz - mówię trochę ciszej, nie wyrywając dłoni, nie odrywając spojrzenia. Lubię też te momenty. Czasem krótsze, czasem dłuższe. Chwile w którym jest centrum mojego wszechświata. I związany z tym chwilowy mętlik w głowie.
Kto wie. Może kiedyś nawet ukradnie mi oddech?
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac Piccadilly Circus Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]13.09.15 0:34
Potrzebował małżeństwa dla pieniędzy. Ktoś może nazwać go materialnym sukinsynem, ale kto nim nie był w tych czasach? Ojciec położył na nim warunek, który prędzej czy później będzie musiał wypełnić. Chciał swojej prawowitej części majątku, nie miał zamiaru przyłożyć ręki do sponsorowania życia swojego brata. Nawet bez tych pieniędzy powodziło mu się jak pączkowi w maśle. Zmusi się więc do postawienia stóp na ślubnym kobiercu, wsunięcia jakiejś kobiecie na palec obrączki z białego złota i muśnięcia jej warg swoimi na znak wiecznej miłości. Ale to wszystko będzie tylko transakcją wiązaną. On dostanie wypłatę ze skarbca Averych, a ona protekcję i dostatnie życie z całą tą arystokratyczną otoczką w gratisie. Zapewne spłodzą potomka, który przedłuży znamienity ród i przeminą, pozostawiając po sobie nazwiska wyryte na grobowej płycie i kartach spisu czystokrwistych czarodziejów. Søren w żaden sposób nie wierzył w miłość romantyczną. Być może czyniło go to okropnym, zniszczonym człowiekiem, ale tak było. Nie sądził, aby pomiędzy nim a partnerką wybuchło jakieś niesamowite, gorące uczucie, które będzie ciągnęło go do niej jak magnes i stworzy z niej centrum jego wszechświata. Na pewno pokocha swoje dziecko, za nic w życiu nie chce być takim rodzicem jak swoja matka. Nigdy nie wyrzeknie się miłości do swojej bliźniaczki, ale poryw serca do kobiety wydawał mu się sztuczny i niemożliwy. Nierealny.
- Z chęcią będę patrzył jak śpisz – odparł szczerze. Nawet, jeśli nie wyznawał Isolde całej prawdy o sobie to nigdy nie zniżył się do kłamstwa. Jeśli nie mógł czegoś powiedzieć, milczał, ale nie plótł banałów i słodkich półsłówek. – Kupię sobie puchowy kocyk. Poza tym, nie martw się, jestem dużym chłopcem. Wiele nocy już nie przespałem.
Co więc czuł do Isolde? Dlaczego nie odpowiedział jej zwyczajowym półżartem, ale zszedł na poważny ton? Zależało mu na niej jak na mało kim. Była jasnym, nieskażonym promykiem w jego życiu, do którego mógł wystawić twarz, gdy czuł jak oplata go mrok. Dokładnie tak jak dziś, po długiej, wyczerpującej i pełnej koszmarów nocy jej obecność była balsamem dla zbolałej duszy. Była przyjaciółką od tak dawna, że jej obecność wydawała się naturalna, oczywista. I po raz pierwszy poczuł strach. Zimne, lodowate nitki wspinały się po jego kręgosłupie, paraliżując i odrętwiając. Przecież ona nie będzie panną do końca życia. Pewnego dnia to ona stanie przed ołtarzem pod rękę z jakimś wymuskanym dandysem, obojętnie czy będzie go kochać, czy też nie. Wtedy skończy się wszystko, co do tej pory było między nimi. Nie będą mogli więcej spotykać się w ciepłe, letnie popołudnia jak dziś i w miejscu publicznym popijać herbatę wśród tłumów mugoli. Bo panna Bulstrode już nie będzie panną. Jej miejsce będzie w domu, przy mężu albo wśród innych, zamężnych arystokratek, które zapartym tchem obgadują wszystkich czarodziejów w Londynie. Będzie mógł widywać ją jedynie na oficjalnych przyjęciach, zapewne zawsze w czyimś towarzystwie, przecież nie wypada kawalerowi zaciągać mężatki na małe tête-à-tête. Nie będzie mógł więcej pomilczeć z nią, przez chwilę ściskając w swojej dłoni jej drobną. I chociaż nie wiedział ile czasu im zostało to już go to bolało. Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się myśli jak natrętnej muchy, bo jeszcze chwila i wykrzywiłby twarz z niesmakiem. A przez gardło nie przeszłyby mu słowa tłumaczenia.
- Moja matka byłaby zadowolona, że chcę się w końcu ustatkować. – Zapewne tak by było. Nawet, jeśli wybrałby wybrakowany w jej mniemaniu i odrzucony przez Samaela towar. Nie miał jednak zwyczaju interesować się jej opinią i ta sytuacja nie stanowiła wyjątku. Jeśli ukochana mamusia przekazała mu jakąś ze swoich cech to na pewno była to obojętność. Nakładanie maski przychodziło mu bez problemu. Mógł wysłuchać długiego kazania na swój temat bez mrugnięcia okiem, nie krzywiąc się ani razu, chociaż wewnętrznie już wielokrotnie parsknął śmiechem i rzucił jakąś oblegą.
- Dziękuję – mówi tylko. Nie mógł sobie pozwolić na żadne nadinterpretacje, bo wiedział, że zderzenia z prawdą są naprawdę bolesne. Chciał jednak wierzyć, że naprawę zawsze będzie mógł przyjść do niej po pomoc. Ta dziecięca wręcz wiara tliła się wątłym płomieniem w jego zamarzniętym sercu i przynosiła mu niespodziewaną radość. Nie powstrzymał się więc, gdy delikatny uśmiech wpełzł mu na wargi. – Nie umiem ci odmówić. – Automatycznie dostosował się do niej i również ściszył swój głos. Jest doskonale, boleśnie wręcz świadom, że powinien teraz odsunąć dłoń, a wzrokiem powędrować gdzie indziej. Nie potrafił się jednak do tego zmusić, chociaż zazwyczaj jego kontrola nad sobą działała bezbłędnie. Bezwiednie zwilżył językiem spierzchnięte wargi, przygotowując się na coś, co nigdy nie nastąpi. Na coś, co nigdy nie powinno nastąpić. Jednym fałszywym ruchem, jednym źle odebranym sygnałem mógł obrócić w pył tak wiele lat przyjaźni. Podobno, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Nie chciał jednak zrobić czegoś, czego będzie potem żałował. Splótł tylko swoje palce z jej drobnymi, automatycznie ściskając delikatnie, jakby bał się, że mu ucieknie. Tak wiele dobrych rzeczy uciekło od niego paląc za sobą wszystkie mosty, że stał się nad wyraz ostrożny.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]14.09.15 4:04
Czy znajdzie się chociaż jedną osobę pochodzącą z naszego świata, której nie można nazwać materialnym sukinsynem? Wygoda, pozycja, obyczaje, to rządzi naszym życiem. Możemy, owszem, pozwolić sobie na nieco więcej swobody niż nasi rodzice. Ja mogę rozwijać swoją karierę naukową. Soren sportową. Ale ostatecznie jesteśmy tylko nazwiskami. Ja pewnego dnia będę musiała zmienić swoje, wszystko co do tej pory wypracuje przejdzie na konto rodziny męża. Z panny Bulstrode stanę się panią X.
Mimo, że jestem przywiązana do swojej rodziny, nigdy nie byłam przesadnie związana ze swoim rodem czy nazwiskiem wiedząc, że bycie Bulstrode jest tylko tymczasowe, że większość swojego życia spędzę pracując na rzecz innej, równie szlachetnej rodziny. To strasznie naiwne porównanie, ale chyba najlepiej obrazujące całą sytuację. Ród z którego się pochodzi, który wychowuję to jak taki kokon, moment przygotowanie do tej ostatecznej formy, do bycia damą z danego rodu, żoną i matką.
A, chociaż niewielu mężczyzn jest gotowych to przyznać, dobra żona jest gwarantem sukcesu. Odpowiednio obyta z towarzystwem, posiadająca odpowiednie kontakty i głowę na karku jest w stanie otworzyć wszystkie drzwi. Mało to słyszy się o mężczyznach, którzy przed ślubem nie mieli żadnych aspiracji, a będąc w związku pieli się coraz wyżej i wyżej po szczeblach kariery? My, kobiety, dobrze radzimy sobie w cieniu. Ja, pochodząca od Bulstrode’ów, przez nich wychowana, radzę sobie jeszcze lepiej na kulisach. Nie potrzebuję być w świetle reflektorów by pociągać za sznurki. Żona idealna.
Brak wiary w romantyczną miłość w naszym przypadku nie jest niczym niezrozumiałym czy godnym potępienia. Wręcz przeciwnie. Szukając romantycznych uczuć skazujemy się na porażkę. Czy nieustanny brak zadowolenia. Po co nastawiać się na coś, co i tak się nam nie przytrafi? Aranżowane małżeństwo wcale nie musi być nie szczęśliwe, jestem o tym przekonana, lecz prawie nigdy nie towarzyszą im gorące porywy serca.
Bez nich po prostu jest prościej. A po co komu komplikacje?
Po co skazywać się na zawód?
- Zaraz się zaczerwienię - wiem, że jest ze mną szczery. I Merlin mi świadkiem, on jest jedną z niewielu osób w stosunku do których ja jestem sobą, niczego nie ukrywam, niczego nie poprawiam. Wiem też, że są rzeczy o których mi nie mówi, ale szanuję to, niezależnie od tego jakie są ku temu powody. To nie brak zaufania, jestem o tym przekonana. Nie drążę, nie naciskam, nic na siłę - Jesteś dużym chłopcem powiadasz? - kiwam na to głową, chociaż coraz bardziej oddalamy się od sfery zwykłych żartów, droczenia się i docinek - Jak wielu nie chcesz przespać w moim towarzystwie? - pytam, chociaż powinnam ugryźć się w język. Damie nie wypada snuć podobnych insynuacji, nigdy. Stąpam teraz po cienkim lodzie, chwila nieuwagi i mogę wpaść do lodowatej wody, tracąc oddech. Mężczyzną wolno więcej. Poszukiwać przed ślubem - po z resztą też - błądzić, próbować, spędzać bezsenne noce w towarzystwie kobiet. Nie wątpię, że wiele otwarłoby nie tylko swoje ramiona przed Sorenem, ale nie chcę o tym myśleć - Mam w mieszkaniu kilka puchowych kocyków.
Nie chcę myśleć też o tym jak bardzo małżeństwo zmieni moje życie. Już teraz spotkania nasze małe tête-à-tête mogłyby zostać źle odebrane, po ślubie rzeczywiście, stałyby się bardzo kłopotliwe. Jak pracę jeszcze da się wytłumaczyć - tak przyjaźń? Ciężko uwierzyć, że relacja pomiędzy kobietą a mężczyzną może być czysto platoniczna. Szczególnie kiedy nawet w mojej głowie pojawiają się co do tego wątpliwości. I chociaż może zabrzmieć to bezdusznie, niezależnie od tego komu zostanę sprzedana, będę się starać z całych sił zbudować szczęśliwe małżeństwo, niezależnie od kosztów. W końcu od tego zależy całe moje życie. Mężczyzna może zostawić żonę, pracować na drugim końcu Wielkiej Brytanii, jawnie pokazywać się z kochankami, wieść nawet drugie życie będące tajemnicą poliszynela, nie zniosłabym takiego upokorzenia. Moja matka zawsze powtarza - jaka kobieta nie potrafi rozkochać w sobie mężczyzny? Na pewno nie chcę być jedną z tych wiecznie nieszczęśliwych żoneczek, zamkniętych w wielkich dworach, ukrywających pośród czterech ścian swój wstyd i żal, kiedy mąż wesoło spędza wieczory w Wenus.
Już raz mi się nie udało. I nie, nie chcę czuć tego po raz kolejny.
Nie chcę dawać ludziom powodów do współczucia.
- O, to nie możemy czekać ani chwili! Szczęście twojej matki jest najważniejsze - żartuje sobie. I ja osobiście nie jestem aż tak przekonana, że byłaby zadowolona z naszego mariażu. Wiem dobrze, że szczerze mną pogardza. To całkowicie odwzajemnione uczucie.
Odrzucenie przez Samaela, chociaż źle odebrane przez moich rodziców, było mi naprawdę na rękę. Przy jego boku ciężko byłoby mi trzymać się własnych zasad i postanowień dotyczących szczęśliwego pożycia małżeńskiego.
Słysząc jego dziękuję uśmiecham się lekko, kręcąc przy tym głową. Tutaj nie ma miejsca na wiarę, to fakt. Bo tak, na moim palcu kiedyś zagości złoty krążek. I tak, będę robić wszystko by ta aranżacja była szczęśliwa. Ale nie znaczy to opuszczenia przyjaciół. Opuszczenia Sorena. Niezależnie od tego jak skomplikowane miałyby być nasze spotkania, jak bardzo musielibyśmy się kryć po kątach, nie. Nie wyobrażam sobie życia bez wspólnego milczenia - Więc nigdy nie próbuj - wszystkie reguły każą się teraz odsunąć. Etykieta, obowiązek, obyczaje nawet rozsądek wymagają oddalenia się na bezpieczną odległość i rozluźnienia naszych dłoni. Damy potrafią robić takie rzeczy w dyskretny sposób. Jednak teraz wcale nie zachowuję się jak dama. I może przyjdzie mi tego za chwilę żałować, ale jestem tylko i aż człowiekiem. Nie potrafię panować nad wszystkim.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plac Piccadilly Circus Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Plac Piccadilly Circus [odnośnik]19.09.15 16:59
Insomnia. Bezsenność. Wiedział, że Isolde nie śpi z przykrej konieczności. Przez zdradziecką i niewdzięczną chorobę, która chce skraść jej ostatnie tchnienie. Tymczasem on nie sypiał, bo albo nie mógł, albo nie chciał. Noce, kiedy nie może zmrużyć oka ciągną się jak guma przyklejona do podeszwy buta. Bezsensowne wierzganie się z boku na bok. Pościel roluje się, gniecie, irytuje, a potem spada z łóżka. Wtedy trzeba wstać, pościelić i zabawa zaczyna się od nowa. Czasem, gdy wstaje nie kładzie się z powrotem. Siada do biurka, gdzie czekają pióro razem z pergaminem. Listy to najlepsza forma wypowiedzi, gdy słowa nie mogę przejść przez gardło. Zwłaszcza, że mogłyby być to ostatnie słowa, jakie powie w życiu. Przelewa je więc na papier. Adresaci są przeróżni. Pisze do ukochanej siostry, do najlepszego przyjaciela, nawet do brata, ale także do niej, do panny Bulstrode. Listy są długie, zajmują często kilka pergaminów i stanowią swoistą spowiedź. Zapewne także świetny materiał na książkę, a jeszcze lepszy materiał opałowy. Albowiem taki los spotyka je wszystkie. Śmierć w płomieniach wesoło migoczących na polanach w kominku. Mężczyzna musi być silny, rzeczowy, nie może rozmawiać o swoich uczuciach. Przecież uczucia, emocje to słabości, których należy się wyzbyć. Prawda?
- Pewnie ładnie ci w różowym – odpowiada łagodnie przyglądając się jej z uśmiechem. Ma na niego zły wpływ. Przez nią zaczyna myśleć, że wcale nie pozbył się wszystkich emocji. Zaczyna wątpić w swoją stabilną, niezachwianą do tej pory kontrolę. Kobiety zawsze były proste w obsłudze. Komplement tu, komplement tam, nic skomplikowanego. Tymczasem Isolde była niepozorną, ale fascynującą układanką. Rodzina doskonale ją wychowała, jej maska na salonach była perfekcyjna, jednak ona wiedział, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Lubił tę świadomość, że jest jedną z niewielu osób, które znają tę prawdziwą twarz. – Na pewno większym od ciebie – parska śmiechem, ale krótko i szybko poważnieje. Między nimi pojawia się dziwne napięcie, ale łatwo je ignoruje. Z wprawą umniejsza faktom, które mogłyby okazać się dla niego niebezpieczne. – Tyle, ile mi pozwolisz. – Ton jego głosu jest tylko pozornie spokojny i opanowany. Cudem nie zadrżał mu przy ostatnim słowie. Przecież nie powinien tego tak dwuznacznie odczytywać. To nie ma sensu, to naprawdę śmieszne. Przyjaźnią się od tylu lat, takie zaczepki to nic nowego. Nie może się w tym doszukiwać czegoś, czego tam nie ma. To głupie, nieodpowiedzialne zachowanie. Ale przecież nadzieja jest matką głupców. – Zapamiętam – mówi i odwraca wzrok.
Jego spojrzenie lawiruje po otaczających ich ludziach. Zwykli, niczego nie świadomi, z normalnym życiem mugole wydają się tacy radośni. Od dawna nie mają takich problemów jak oni z aranżowanymi małżeństwami, czystością krwi czy sztywnymi konwenansami. Żyją obok magii, a radzą sobie równie dobrze jak oni. Søren czasem chciałyby być jednym z nich. To tylko takie dziecinne gdybanie, ale to ciekawe, jakim uczuciem byłaby wolność w tym wymiarze. Nieskrępowanie pętami tradycji i wymuszonych zachowań. Tam, gdzie można samemu wybrać, z kim chciałoby się iść przez życie.
- Dokładnie, powinienem się jej odwdzięczyć za dar życia nowym życiem i w ogóle. – Szczerzy się do niej rozbawiony. Gorycz, która zazwyczaj towarzyszy wspominaniu matki nie pojawia się tym razem. To zdejmuje z jego piersi olbrzymi ciężar. Jak gdyby pozwolił jednej z ran, dotychczas non stop otwartej i jątrzącej się, na rozpoczęcie powolnego procesu gojenia. Od feralnego powrotu do domu przekuł swoje emocje do rodzicielki w czystą nienawiść, ale głęboko w środku nadal cierpiał. Ten mały, zraniony i odrzucony chłopiec wciąż gdzieś tam w nim siedział. Być może dzisiejszy dzień był początkiem jakiejś zmiany w jego życiu. Søren specjalnie tego nie zauważał, ale takie rzeczy rzadko, kiedy się dostrzega. Dopiero spoglądając w przeszłość człowiek zdziwiony, że coś uległo zmianie. Bezboleśnie i naturalnie, po prostu.
Możliwość polegania na kimś bezgranicznie wydaje mu się abstrakcyjna. Zazwyczaj to on odgrywał rolę opoki i powiernika. Zawsze musiał być silniejszy dla kogoś bliskiego, kto zgubił tę siłę po drodze. Bezinteresowność Isoldy znaczyła dla niego bardzo dużo, chociaż to nie było nic niezwykłego. Przecież miała zostać wkrótce profesjonalnym uzdrowicielem, naturalnym dla niej będzie leczenie ludzi. On jednak czuł się przez to wyjątkowo. Nie powinien, ale czuł.
- Dobrze – zgadza się bezwiednie zachrypniętym głosem. Jej brak zaprzeczenia, niema zgoda, każe mu działać. Zrobić coś i wcale nie chodzi o przerwanie tego wszystkiego. Jednak dla kogoś takiego jak Avery bliscy są niezwykle cennymi skarbami. Strach przed utratą, przekreśleniem wszystkiego, co budowało się przez te wszystkie lata jest zbyt duży. Uśmiecha się do niej delikatnie, wręcz smutno i po raz ostatni ściska jej palce, aby w końcu puścić jej dłoń. Powinien odejść już teraz, nie komplikować wszystkiego bardziej, ale nie może się powstrzymać. Pochyla się w jej kierunku i muska delikatnie wargami jej policzek. Jeśli ktoś by ich teraz zobaczył zniszczyłoby im to życie. – Dziękuję – szepcze spoglądając Isolde w oczy. Wstaje ze stopni i rusza dziarskim krokiem przez tłum w stronę uliczki, z której może się teleportować. Zostawia ją samą pod fontanną w towarzystwie bożka Anterosa. Czyż życie nie jest ironią?

z/t


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery

Strona 1 z 22 1, 2, 3 ... 11 ... 22  Next

Plac Piccadilly Circus
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach