Wydarzenia


Ekipa forum
Lorcan Delaney
AutorWiadomość
Lorcan Delaney [odnośnik]27.05.19 21:46

Lorcan Delaney

Data urodzenia: 30 kwietnia 1929
Nazwisko matki: Abbott
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Półkrwi
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Wiedźmia Straż
Wzrost: 189
Waga: 91
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: wysoki wzrost, kilkanaście jasnych rzadko rozsianych piegów w okolicy nosa praktycznie niewidocznych w okresie zimowym i nasilających się wraz z pierwszymi promieniami słońca, liczne pieprzyki na dłoniach, rękach i szyi, blizna na prawym ramieniu - pamiątka po bliższym spotkaniu z wilkołaczymi pazurami


Nie był lordem czy dziedzicem rodzinnych włości, chociaż urodził się jako syn lady i mężczyzny, który pochwalić się mógł korzeniami sięgającymi daleko aż do czasów, gdy celtycka szlachta cieszyła się swoimi prawowitymi przywilejami.
W momencie urodzin był jednak tylko nikim.
Lady Theodora Abbott Theodora Delaney w konsekwencji swoich wyborów została odsunięta od rodziny, pozbawiona nazwiska, a jej historia rozpoczęła się na nowo u boku Alastara Deleneya.
W świecie czarodziejów nic nie znaczyła szlachetna krew płynąca w żyłach Alastara, ani nie znaczyły nic pokłady pieniędzy jakie rodzina ukrywała w granicach Portugalii i Hiszpanii. Nie ważnym było to, że jego przodkowie ginęli i walczyli w imię wolnej Irlandii. W świecie, w którym przyszło mu żyć był nikim. Kolejnym dzieckiem bez magicznego rodowodu. A jego rodzina również się go wyparła, okrzykując go odmieńcem, dziwolągiem.
Ich losy splotły się na błoniach Hogwartu, dając początek pięknej historii, płynącej w rytm gorących obietnic, że po ukończeniu szkoły nic, ani nikt nie będzie w stanie ich rozłączyć.



Syn.

Obietnice zostały dotrzymane. Lorcan Delaney przyszedł na świat w wigilię Beltane, będąc owocem miłości upadłej lady i muglaka. Nadano mu imię ku chwale irlandzkich królów. Imię, którego sam nigdy nie polubił, zarażając innych manierą nazywania go po prostu po nazwisku.
Lata wczesnego dzieciństwa spędził na wyspie Achill. Pamiętał swąd wilgoci i zgnilizny, który matka próbowała wywabić z drewna ścian ich domu. Szlacheckie wykształcenie czyniło ją okropną panią domu. Wypełniała go jednak łagodnością i ciepłem, czyniąc smak przypalonej owsianki sentymentalnym wspomnieniem z tego okresu. Theodora, lub jak zwykł ją nazywać Alastar - Teddy, była damą ulotną, o kruchym zdrowiu. Niezłomną, jednak zbudowaną z delikatnej porcelany. Pamiętał, że spędzała wiele czasu w łóżku, a przeróżne choroby i słabości prześladowały jej ciało. Uciekała wtedy od rzeczywistości w kierunku starego, nieco rozstrojonego pianina, które było jedynym luksusem na jaki wtedy mogli sobie pozwolić. Wypełniała ciszę ich domostwa bajronicznymi sonetami, w które wysłuchiwał się zza jej pleców. Gdy był już wystarczająco dorosły, by móc samemu pojąć język nut i magię ich dźwięków, uczył się u boku matki.
Pamiętał, że ojciec kiedyś był jego bohaterem. Jego sylwetka przemykała przez pokoje ich gospodarstwa znacznie rzadziej niż ta matki. Kształcił się, aby zostać aurorem w dalekim Londynie. Gdy wracał do domu, brał swego pierworodnego na kolana i opowiadał mu historię o czarnoksiężnikach, bezprawiu, bohaterach i walce dobra ze złem. Nadawał prostym czynnościom heroicznego wydźwięku, by pobudzić wyobraźnie syna.
“Ty też kiedyś będziesz aurorem” - mówił, a młody Lorcan zapragnął tego tak bardzo jak tylko potrafiło jego dziecięce serce. Magia obudziła się w nim wcześnie. Zaledwie w wieku trzech lat, gdy uniósł się kilka stóp nad ziemię, uciekając przed psidwakiem sąsiada. Od tamtej pory pan Delaney gorąco zapewniał go, że będzie wielkim czarodziejem.
Z biegiem lat ojcowska miłość stwardniała jak sam Alastar. Zatracał młodzieńczą beztroskę w imię dojrzałości. Poświęcił się pracy i karierze, przez co jeszcze rzadziej bywał w domu. Jego oczy nabrały surowości i dystansu. Twarde wychowanie, które otrzymał w rodzinnym domu splotły się z wymagającym kursem aurorskim i ciężką pracą. W wyniku czego utwierdził się w przekonaniu, że rozczula się nad swoim najstarszym synem. Zaaplikował surowość i wysokie oczekiwania w wychowanie swojego potomstwa, wymagając tego samego od swojej małżonki. Osiągał pierwsze sukcesy co zapewniło go, że ciągłe hartowanie własnego charakteru, doprowadziły go właśnie do tego miejsca gdzie sam zapracował na każdy swój wyczyn. Chciał, aby pierworodny podążał utartą przez niego ścieżką, jednocześnie mając łatwiej niż on sam.
Lorcan obdarzony był jednak przekornym i upartym charakterem. Zaciekle broniąc się przed książkami i naukami matki, uciekał z pola tej intelektualnej potyczki ku znacznie przyjemniejszym uciechom. Przeplatało się to z uczuciem wstydu, które pojawiało się gdy ojciec karcił go surowo i ostro, sprawdzając wyniki jego przedszkolnej edukacji. O ile Alastar nie miał czasu, aby na co dzień pilnować edukacji syna, każdego tygodnia poświęcał niedzielne popołudnie był łoić mu tyłek podczas nauk szermierki. Dokładnie tak jak nauczył go jego ojciec.
Dotąd znaną codzienność przełamał od dawna oczekiwany list z Hogwartu. Obietnica nieuchronnych zmian i nadchodzącej przygody.
Dzień, w którym wraz z ojcem wybrali się po pierwszą różdżkę zapisał się bardzo wyraźnie w jego pamięci. Oczekiwanie w oczach ojca było wyraźniejsze niż do tej pory. Co powie o naturze jego syna różdżkarz z ulicy Pokątnej? Po wypróbowaniu kilku różdżek, wybrała go ta wykonana z drewna przypominającego kość słoniową. Osika - jak wytłumaczył im sprzedawca. Drewno wybierające czarodziejów zdeterminowanych i zdecydowanych; rewolucjonistów przyprawiona smoczym włóknem dla tych, których nie łatwo złamać.
To był dobry dzień. Tak go zapamiętał. Z perspektywy czasu zdawało mu się, że nigdy nie był tak blisko ojca jak wtedy, gdy ten oprowadzał go po ulicy Pokątnej i magicznych zakątkach Londynu, opowiadając o tym co czeka go w Hogwarcie, a potem w dorosłości.



Gryfon.

Jedenastolatek nie odczuł  pożegnania z matką tak bardzo jak ona. Brak dojrzałości emocjonalnej sprawił, że nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielką tęsknotę w matce obudzić mógł wyjazd do szkoły pierwszego syna. Ojciec obdarował go szorstkim pożegnaniem. Mieli zobaczyć się przecież niebawem, a odseparowanie od rozpieszczającej go pod nieobecność Alastara Theodore miało przynieść więcej dobrego niż złego.
Chłopak wkroczył w pierwszy etap swojego życia gdzie za plecami nie czekało go uważne spojrzenie rodziców. Pozostawił swego brata i siostry za sobą, aby w późniejszych latach być tym który pomagał stawiać im pierwsze kroki.
Tiara Przydziału dostrzegła w nim przymioty cechujące uczniów Gryffindoru. Zajrzała do młodego serca i zobaczyła w nim odwagę, waleczność i potencjalnie rodzącą się lojalność, męstwo i prawość. Nie zdecydowała wtedy za niego. Nie zdecydowała o tym jakim człowiekiem miał stać się jako dorosły mężczyzna. To należało wyłącznie do niego. Dała mu jednak początek. Zobaczyła z jaką troskliwością traktował młodsze rodzeństwo, jak brał na siebie winy młodszego brata, by ochronić go przed karą, jak dopełniał dziecięcych obietnic siostrom. Że chociaż wyższy i silniejszy niż inne dzieci, nigdy nie znęcał się nad nimi bez powodu i że zawsze na swój przekorny sposób oddawał młodocianym prześladowcom pięknym za nadobne.
Dość szybko zaskarbił sobie przyjaźń rówieśników. Był żywym, wesołym i rezolutnym chłopcem. Koleżeńskim i lojalnym. Niemniej jednak skorym do okrutnych, nieprzemyślanych żartów i gwałtownych sporów. Swoim zachowaniem zjednywał sobie i przyjaciół, i wrogów. Tych ostatnich miał wielu szczególnie w osobach tych, którzy próbowali szydzić z jego rodziny i statusu ich krwi. Nie cierpiał też, gdy obelgi były kierowane w stronę innych uczniów. Próbując więc wymierzyć sprawiedliwość, robiąc okrutne dowcipy swoim przeciwnikom, a te z biegiem lat zmieniły się w bójki i pojedynki.
W kwestiach nauki cechował go ten rodzaj lenistwa, który charakterystyczny był dla uczniów zdolnych, aczkolwiek mało ambitnych. Uczył się tyle ile było mu potrzeba; gdy  tylko zaczynał czuć pętle z powolna zaciskającą się na jego szyi. Szybko odkrył w sobie za to miłość do quidditcha, Fascynację, która zaowocowała przyjęciem do szkolnej drużyny w roli pałkarza.  Łatwiej było wyładowywać swój młodzieńczy gniew na kaflu i innych przeciwnikach, niż sobie z nim poradzić. Nauczył się wtedy nienawidzić i pogardzać, jednak zdawał sobie sprawę, że nawet jego złość musi mieć jakieś granice.
Wyniki jego trudów nigdy nie satysfakcjonowały ojca, który korespondując z nim skupiał się głównie na szkolnych poczynaniach Lorcana. Z czasem odkrył pewien rodzaj grzesznej przyjemności w odczytywaniu kazań Alastara. Kolekcjonował minusowe punkty dla Gryffindoru i szlabany w Zakazanym Lesie. W Hogwarcie brakło mu surowej kontroli ojca, który mimo wszystko nie był w stanie robić tego listownie. Każdy powrót do domu, każde spędzone w nim święta wiązały się jednak z gniewnymi tyradami ojca. Lorcan z kolei im miał  więcej lat, tym bardziej bezczelnym się stawał. Pierwszy raz posmakował ciężkiej, aczkolwiek nie okrutnej pięści ojca, gdy miał czternaście lat. Był to smak gorzkiego poniżenia, mieszającego się z rodzącą się w serce pogardą. Jeszcze nie rozumiał. Już wtedy był jednak skory do nieopanowanego gniewu i złośliwości. Ojciec nie był już bohaterem, był przeciwnikiem, który w ich potyczkach wykazywał się okrucieństwem godnym prawdziwego czarnego charakteru. Jednak tylko w wyobraźni młodego Delaneya. Gorzki smak zawodu jaki sprawiał ojca, mieszał się z satysfakcją kolejnej gniewnej przygany. Zbyt poświęcony był tej głupiej walce z ojcem, by dostrzec że matka każdego lata marnieje w oczach. Nie grała już na pianinie tak pięknie jak kiedyś, uporczywie skarżąc się na sztywniejące palce dłoni. Jeszcze wtedy nie wiedział. Nie rozumiał co to oznacza.
Jako uczeń Hogwartu świadkiem był przełomowych wydarzeń pierwszej połowy tego stulecia. Druga Wojna Światowa, która opanowała świat mugoli i ta Wielka Wojna Czarodziejów, która zdawać się wtedy mogła popycha ich ku upadkowi. Dostrzegł mrok w szkolnych murach Hogwartu. Widział niesprawiedliwe podziały ich świata - mugolaki, czarodzieje krwi czystej, zwykli obywatele i dumne dzieci lordów, przekonane o własnej wyższości. Właśnie wtedy po raz pierwszy dostrzec mógł ciężar decyzji jego matki. Miał świadomość, że gdzieś w świecie istnieją jego inni krewni, których mijał każdego dnia na korytarzach Hogwartu. Nie łączyła ich jednak żadna więź. Nie byli rodziną. Podobnie jak bracia jego ojca, których nigdy nawet nie poznał. Rodziną był ojciec, matka, brat, młodsze siostry. Byli sami. Od zawsze tak było i na zawsze tak miało pozostać.
Przełomowym rokiem okazał się być rok tysiąc dziewięćset czterdziesty trzeci. Rok, w którym przyszło mu stanąć przed wyborami, których konsekwencje miały spotkać go w dorosłości. Oceny z czwartego roku nie były tragiczne, jednak uświadomiono go, że nie wystarczające aby mógł myśleć o karierze aurora. Podczas gdy Zaklęcia, Transmutacja czy Obrona przed Czarną Magią nie sprawiały mu kłopotu, nie jeden raz wykazał się wybitnym antytalentem do ważenia eliksirów czy dość skromną wiedzą z zakresu Zielarstwa. To był ostatni dzwonek, aby nadrobić zaległości i zdać SUMy z rzeczonych przedmiotów.
Zabawne. Chociaż jego relację z ojcem z roku na rok stawały się coraz bardziej skomplikowane, to wciąż podążał przygotowaną przez niego ścieżką.
Podjął się tej walki, próbując nadrobić zaległości. Wrodzona ciągota do uroków i zaklęć obronnych zaowocowała satysfakcjonującymi wynikami w nauce. Chociaż brakowało mu talentu do Transmutacji, to przy przy nakładzie ciężkiej pracy udało mu się osiągnąć zamierzone efekty. Zdał również SUMy z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami i Starożytnych Run. Niestety. Na egzaminie z Eliksirów zawiódł na całej linii, doprowadzając do wybuchu kociołka i podpalenia szaty egzaminatora.
Po dziś dzień pamiętał tą rozmowę w salonie ich rodzinnego domu, gdy wyznał ojcu, że nie nie zdał SUMa z eliksirów na wystarczająco wysoką ocenę, aby kontynuować naukę w tej dziedzinie. Być może w innym domu nie byłaby to wielka tragedia. Jednak dla Lorcana oznaczało to, że nie będzie mógł podejść do rekrutacji na kurs aurorski. Bez owutemu z eliksirów nie miał szans, aby się dostać.
Nie było krzyku, gróźb, szlabanów czy wyzwisk. Ojciec przyjął tą wiadomość w milczeniu, z zawodem wymalowanym na surowym licu. Paradoksalnie, była to najgorszy sposób w jaki mógł zareagować. Młody Delaney nie mógł ubrać własnego wstydu w gniew. Było to jednak na swój sposób oczyszczające. Zawiódł go. Nie spełnił oczekiwań i dogłębnie raniło to poczucie własnej wartości i dumę. Nigdy nie był wystarczająco dobry, by być jego synem. Nie zasłużył już nawet na jego gniew. Niemniej jednak odzyskał dzięki temu swojego rodzaju wolność. Nie związany był już wielkimi oczekiwaniami Alastara. Po ukończeniu szkoły mógł podjąć własną decyzję.
Wraz z tym spadł na niego ciężar wiadomości związanych z pogarszającym się stanem matki. Chociaż przez lata dokładano wszelkich starań, aby ukryć chorobę przed dziećmi, a także zatrzymać jej rozwój, nie mogło to trwać w nieskończoność. Rodzice wyznali mu, że Theodra cierpi na Dotyk Meduzy. Matka walczyła z nią dzielnie, jednak nie dało się zatrzymać postępującego schorzenia. Pianino w pokoju dziennym obrosło w kurz. Od tamtych wakacji, wracając do domu wyciągał wysłużone zeszyty z nutami i grał matce jej ulubione utwory. Te chwile należały do nich.
Pozostały mu dwa lata nauki, które wykorzystał znacznie lepiej niż pierwsze cztery. Podobnie jak prawie dwadzieścia lat temu jego ojciec, tak teraz Lorcan zapałał uczuciem do dziewczyny, która była poza jego zasięgiem. Jej przeznaczeniem było wyjść za mąż za szanownego lorda, zostać jego żoną i kultywować tradycję swojego wielkiego rodu.
Grzechy ojca spadały na syna. Dzielili młodzieńczą namiętność i obietnicę, że nigdy nikt, ani nic ich nie rozłączy. Zawód przyszedł jednak w formie listownej, niszcząc szczeniacką naiwność. Wchodząc w dorosłość, odebrał lekcję, której nigdy już nie zapomniał.



Brygadzista. Mięczak. Szpieg.

Wolność wyboru okazała się być jego przekleństwem. Po utraceniu perspektyw w wybranej jeszcze za czasów dzieciństwa ścieżce, starał się nie myśleć o niechybnie nadchodzącej przyszłości. Podobnie jak wielu młodych, nie do końca wiedział w którym kierunku chciał podążać. Chociaż w quidditcha grał z pasją, nigdy nie wykazywał się odpowiednim oddaniem i dyscypliną.  Był przeciętnie dobrym graczem szkolnej drużyny, zwykle ukrywającym się w cieniu aktualnej gwiazdy. Nie brał pod uwagę tego, by robić to dalej po ukończeniu szkoły.
Jego uwaga skierowała się ku służbom porządkowym, a konkretnie ku służbie brygadzisty. Był rosłym, silnym mężczyzną, sprawnym fizycznie i wydawało mu się wtedy, że poradzi sobie psychicznie. Jednak nic tak bardzo nie zmotywowało go do podjęcia się szkolenia jak zapewnienie ojca, że się do tego nie nadaje. Podjął się ciężkiego szkolenia i o dziwo nie poddał się w trakcie. Z rozkapryszonego chłopca przemieniał się w mężczyznę. W Hogwarcie zachłysnął się spuszczeniem ze smyczy. Niemniej jednak wyniesiona z domu dyscyplina nie odeszła w zapomnienie. Był w stanie stanąć na wysokości zadania, przełamać się, sięgnąć po więcej. Wystarczyło tylko bardzo tego pragnąć i realizować obrane sobie cele. Cierpliwie i z oddaniem, na które ciężko było mu się zdobyć. Kurs był wymagający, niemniej jednak podołał mu, kończąc go jako jeden z lepiej zapowiadających się młodych brygadzistów.
Przez rok asystował przy pracy starszych brygadzistów i właśnie wtedy przyszło zwątpienie. Uprawnienie do zabijania było nierozerwalną częścią ich zawodu, niemniej jednak określenie zagrożenie życia w wypadku jego przełożonego było tylko frazesem, który wykorzystywał, by wytłumaczyć swoje okrucieństwo  czy też niechęć do podjęcia trudniejszych środków. Nie podobało mu się to i gdy po oficjalnym przyjęciu rangi został przydzielony do grupy łowców, która była pod rozkazem człowieka równie okrutnego zaczął mieć problemy. W jego naturze nie leżało ślepe poddaństwo. Nie raz wyrywał się ze słowami krytyki co sprawiało, że relację jakie łączyły go z szefem były niezwykle trudne. W akcie złośliwości ten nie raz i nie dwa dawał Delaneyowi zadania niebezpieczne i moralnie dwuznaczne, aby udowodnić mu, że nie powinien być brygadzistą. Składał podania o przeniesienie, jednak te nie były rozpatrywane pozytywnie. Nie szykowały się dla niego żadne awanse.
Z czasem znienawidził swój zawód, jednak wrodzony upór nie pozwalał mu na ugięcie się. Nie potrafiłby zresztą spojrzeć ojcu w oczy i przyznać się do tego, że kolejny już raz zawiódł. Że jego wybór okazał się być tym złym.
Od problemów uciekał w ramiona blondwłosej Wędrowczyni z Wigtown. Tam na chwilę zapominał o brutalnej codzienności.
Po niecałych dwóch latach aktywnej służby wygrał walkę z własnym ego. Nie mógł tak żyć. Gdy podczas służby jeden z zaprzyjaźnionych brygadzistów został zarażony wilkołaczą klątwą, wiedział że nie pociągnie dłużej. Nie mając przed sobą perspektyw rozwoju, a jedynie zagrożenie i ciągłą walkę z własnym sumieniem, musiał przyznać się do klęski.
W tajemnicy przed wszystkimi złożył aplikację na kurs do wiedźmiej straży. Miał skromne doświadczenie w Brygadzie, a wiedza nabyta podczas praktyki i szkolenia mogła być przydatna w zawodzie. Zdążył nawiązać znajomości, wiedział dużo o tożsamości, działaniu i niuansach rządzących się wilkołaczym światkiem. Dopiero gdy miał pewność, że się dostał wyznał prawdę rodzinie i Marcelli. Ogromny ciężar spadł mu z serca. Zaczął spoglądać w przyszłość z nadzieją i dlatego też zdecydował się klęknąć przed panną Figg.  W końcu czuł, że jest w stanie zapewnić jej jakąś przyszłość.  
Zaczęli snuć wspólne plany. Ślub mieli wziąć po ukończeniu jego kursu. Nie dotrwali jednak do tego czasu. Po wypadku Marcy nic między nimi nie było już takie same i na kilka miesięcy przed wielkim dniem, zerwał zaręczyny. Wiedział, że podjął decyzję dobrą dla ich obojga.
Szkolenie uzupełniające było równie ciężkie co te na brygadzistę, chociaż skupiało się na innych aspektach. Dość szybko dał się wciągnąć. Być może w końcu odnalazł swoje miejsce, a może chciał udowodnić coś sobie i ojcu. Starał się. Szczególnie, że po zerwaniu zaręczyn potrzebował ucieczki. Odnalazł ją. Dotrwał do końca, a następnie podjął się pracy w nowym zawodzie, opuszczając już na zawsze szeregi brygadzistów. Nie miał zamiaru tam wracać.
Pierwsze kroki w wydziale były trudne, jednak satysfakcjonujące. Porażka zmotywowała go do działania i wykazania się. Dość szybko musiał przywyknąć do innego trybu pracy. Jeszcze raz przyjąć rolę młodzika; nauczyć się metod i taktyk od bardziej doświadczonych. Po roku pracy zaczął prowadzić własne śledztwa. Sprawdzał się, jednak wszystko nadal jest w jego rękach.


Niepostrzeżenie i wbrew sobie nabrał cech ojca. Nauczył się skupienia, organizacji i planowania kolejnych działań. Oddania i staranności, które zawsze sprawiały mu trudność. Chociaż wciąż skrywa siebie za beztroskim uśmiechem, już dawno przestał być wesołym człowiekiem.
Gardzi ideami czystej krwi, a jeszcze bardziej społeczeństwem klasowym, które reprezentują. Pogardą kierowaną ku zwykłym obywatelom i celebracją bezsensownych tytułów. W oczach Deleneya wszyscy oni byli tylko reliktami przeszłości, które uparcie nie chcą pozwolić na rozwój nowoczesnego społeczeństwo, bo wiązałoby się wyrwaniem władzy z ich szpon. Wydaje mu się, że jest zbyt cyniczny by mieć nadzieje na jakiekolwiek zmiany. Nie teraz, gdy terror zaczął wypływać na ulicę. Braknie mu wiary w ludzi i w ich dobre chęci. Wątpi, że jest w stanie ją odzyskać.
Jego kontakty z rodziną osłabły. Z ciężkim serce odwiedza matkę, przechodzącą ostatnie stadium choroby. Ojciec na skutek ciągłych nawrotów sinicy musiał zrezygnować z aktywnej służby. Rzadko kiedy rozmawiają. Jednak świadomość zmian jakie nastały w Ministerstwie, sprawiły że Delaney zaczął obawiać się tego, że zwolennicy czystej krwi przyjdą po Alastara. A potem po nich wszystkich.




Patronus: Orzeł. Dla jednych dumny i majestatyczny ptak, symbolizujący siłę, waleczność i szlachetność. Swoją ciemną stroną reprezentuje arogancję, egoizm i dążenie do spełnienia ważnych pragnień. Orzeł jest drapieżnikiem, wolnym i żyjącym samotnie. Być może właśnie dla tego jego patronus przybrał właśnie taką formę. Deleney jest człowiekiem, w którego sercu wciąż trwa walka pomiędzy robieniem tego co dobre, a podążaniem za własnymi ambicjami i pragnieniami. Podobnie jak te zwierze miłuje wolność i znacznie lepiej odnajduje się we własnym towarzystwie.
Gdy próbuje wyczarować jego cielesną formę, myśli o wyspie Achill. O wilgotnym, słonym powietrzu, lepkim piasku, wietrze we włosach i wolności. Wyobraża sobie dźwięk pianina, melodie specyficznych uderzeń w klawisze, charakterystycznych dla pani Abott. Widzi rozczochraną blond czuprynę, która w słońcu czasami przypomina odcieniem barwę jasnych płomieni. Wspomina dzień, gdy po raz pierwszy odwiedził ulicę Pokątną.  Sumuje wszystkie pozytywne wspomnienia związane z najbliższymi mu ludźmi.

Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 103 (rożdżka)
Zaklęcia i uroki:202 (rożdżka)
Czarna magia:00
Magia lecznicza:00
Transmutacja:50
Eliksiry:00
Sprawność:12Brak
Zwinność:5Brak
JęzykWartośćWydane punkty
angielskiII0
irlandzkiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia MagiiI2
KłamstwoII10
RetorykaI2
SpostrzegawczośćIII25
Ukrywanie sięI2
ZastraszanieI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Odporność magicznaI5
Wytrzymałość FizycznaIII10
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
NeutralnyNeutralny
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Muzyka (pianino)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0,5
QuidditchII7
Wyścigi na miotłachI0,5
SzermierkaI0,5
PływanieI0,5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 1


tell me, father

which to ask forgiveness for: what 1 am, or what I’m not? Tell me, mother, which should I regret: what I became, or what I didn’t?--


Ostatnio zmieniony przez Lorcan Delaney dnia 24.06.19 17:53, w całości zmieniany 7 razy
Lorcan Delaney
Lorcan Delaney
Zawód : bez sensu się włóczę
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
oh, for fucks sake
here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lorcan Delaney B5a2cb0aaaae8c4796c3a9ae03a2ea40
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7473-lorcan-delaney-w-budowie#205012 https://www.morsmordre.net/t7517-morrigan#207826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7518-skrytka-bankowa-nr-1814#207828 https://www.morsmordre.net/t7519-l-delaney#207829
Re: Lorcan Delaney [odnośnik]15.07.19 0:59

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Lorcan nie miał najłatwiejszego startu - urodził się jako syn mugolaka i wydziedziczonej lady. Wiązało się to z problemami finansowymi, a także głęboką niechęcią do szlachetnej części społeczeństwa, którą syn podpatrzył u ojca. Odziedziczył po nim także niemal ośli upór, co powodowało, że pomiędzy dwoma, silnymi charakterami ciężko było o nić porozumienia. Lorcan, którego serce leżało po właściwej stronie, przeszedł długą ścieżkę - od nieudanej próby zostania aurorem, po brygadzistę, aż po członka wiedźmiej straży. Był silny i wytrzymały - czy jednak znajdzie w sobie dość siły, by stawić czoła wszystkim przeciwnościom oraz aby wybaczyć rodzinie swojej matki?

 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lorcan Delaney Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Lorcan Delaney [odnośnik]15.07.19 1:00
WYPOSAŻENIE
Różdżka, sowa

ELIKSIRY- Nazwa (X porcje, stat. x)

INGREDIENCJEposiadane: -

BIEGŁOŚCI-

HISTORIA ROZWOJU[13.06.19] Karta postaci, -50 PD
[30.08.19] Klub pojedynków (styczeń-marzec), +10 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lorcan Delaney Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Lorcan Delaney
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach