Wydarzenia


Ekipa forum
Garkuchnia
AutorWiadomość
Garkuchnia [odnośnik]15.03.21 7:46

Garkuchnia

★★
Zwana również namiotem jadalnym, albowiem pan Carrington nie wydawał się zachwycony pomysłem powstania barowozu, nie doceniając czającego się w owym słowie dowcipu. Magicznie powiększona przestrzeń dzieli się parawanem na część kuchenną, gdzie króluje niepodzielnie były marynarz Moe, tworzący najprzedniejsze dania z niekoniecznym zachowaniem standardów higienicznych. Zdarza mu się również wymyślać na poczekaniu prawdziwie mrożące krew w żyłach opowieści iście heroiczne, w których jest główną postacią walczącą na śmierć i życie, o kawałek chleba, którego dana osoba akurat nie ma ochoty zjeść. Druga, większa część jest typowo jadalna, cztery drewniane, długie stoły z pasującymi doń ławami, ustawione są równo, zapewniając miejsce dla każdego cyrkowca. Zimą stawiane są kosze z magicznym ogniem ocieplające wnętrze, latem natomiast dwa stoły wynoszone są na zewnątrz, by każdy, kto tylko chce, mógł korzystać z przyjemnej pogody. Sklepienie namiotu zostało zaczarowane tak, żeby mogło przypominać kojące niebo nocą, jednak któryś z cyrkowych żartownisiów zauroczył gwiazdy, by układały się w hasła motywacyjne pokroju: by osiągnąć prawdziwy sukces, zadaj sobie pytania: dlaczego? I dlaczego nie brukselka? Nie byłbyś sobą, gdybyś był inny, a teraz zajadaj rybkę. I tak już zostało.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:25, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Garkuchnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Garkuchnia [odnośnik]18.03.21 1:47

10 X 1957

A wszystko co wiem do dzisiaj
Że na początku i na końcu jest cisza

Trzynaście próśb padło spomiędzy drobnych ust, wysokie dziewczęce głosy niosły się niemal pod samo sklepienie namiotu, trzynaście westchnień zaś towarzyszyło im nieprzerwanie, jedyna próba przeciwstawienia się szeroko otwartym oczom, malutkim dłoniom złączonym ze sobą w szczerej prośbie. Silna wola kruszyła się, niczym uschłe liście pod ciężkimi podeszwami sumienia, kiedy ciemny brąz spojrzenia śledził zaróżowione w zaaferowaniu policzki, entuzjastyczne podrygi niewielkich ciał ledwo powstrzymujących się przed ucieszonym podskokiem. Palec wskazujący oraz kciuk masowały wrażliwą skórę powiek, gdy próbowała odwlec nieuniknione, wyrok, jaki zawisł na nią w chwili usłyszenia tupotu bucików i niezbyt regularnych odbić czerwonej piłki, trzymanej obecnie w ramionach jednej z niziutkich podniebnych akrobatek. Sekundy przemijają, jednak żar nie gaśnie na dziecięcych twarzach, a wąskie ramiona spozierającej nań blondynki opadają iście poddańczo, bo wie, że przegrała już przy pierwszym przeciągłym proszę. Bo wie, że dziecięcych serc nie powinno się łamać, tylko dlatego, że czas biegnie nieubłaganie, zbliżając się do trzynastej godziny. Unosi więc dłonie, jawny znak przegranej nim wyciąga je w stronę trzymanej zabawki, której przekazanie upływa przy radosnym `jejku!`. Kręci nawet głową, nie rozumiejąc, co ciekawego w zwykłych sztuczkach widzą dziewczynki, które przyprawiają o bezruch duszę, kiedy tak mkną na grzbietach skrzydlatych rumaków.
Nie zadaje jednak pytań, niziutkie obserwatorki w skupieniu zajmują swoje miejsce i jest w tym coś niemal rozczulającego, co sprawia, że lewy kącik pełnych ust drga, nim zajmie pozycje. Pochyla się, czerwoną piłkę umieszcza na karku, wspierając ją uniesioną głową, tak by nie spadła. Dłonie dotykają ubitej ziemi, noga unosi się wysoko oraz zgina się, znajdując się tuż nad blond splotami przetykanymi intensywnym różem, upiętymi w niezbyt schludny kok. Pewna pozycji, podnosi ramiona wiotko niczym ptasie skrzydła i pozostaje w bezruchu na trzy uderzenia serca. Palce stóp unoszą się, balans ciała przechodzi na kości śródstopia, wyimaginowane skrzydła uderzają ledwie raz, zanim wyciąga je do tyłu, a następnie prostuje się, pozwalając piłce spaść, podczas gdy dłonie wykonują zabawne ruchy przyprawiające podniebne akrobatki o fale chichotu. Piłka jest między kostkami, ale odpycha ją stopą delikatnie na całej długości, by opuszkami móc ją podnieść i pozwolić miękko zsunąć się po nodze, nim złapie ją, podrzuci, przejdzie kilka centymetrów i złapie opadającą zabawkę na plecach, zakleszczając między zgiętymi łokciami. Jeden ruch, piłka prześlizguje się po łopatce oraz spada do przodu, chociaż ręce są wysoko uniesione, nie martwi się uderzeniem o podłoże kuli, łapie ją między nogami i pod kolanem, jednym zgrabnym ruchem wyrzuca ją do góry, palce ponownie zaciskają się wokół czerwieni, obrót, wykonanie gwiazdy na jednej ręce, zakleszczając przyrząd między nogą a miednicą, odbicie jest kontrolowane, ponownie chwyta zabawkę, kilka obrotów na śródstopiu, odbić tyłem, pojedynczy wyskok po ponownym wyrzuceniu do góry piłki, obrót, kolejna gwiazda, aż wreszcie fikołek, przy którym kolanami przejmuje własność dziewczynek, uniesienie nogi, przesunięcie piłki po ramionach, odbicie, gwiazda, obrót, powrót do pozycji wyjściowej. Zatrzymuje się, oddychając ciężko, z kroplami potu perlącymi się na jasnym czole i włosami przesiąkniętymi zapachem dymu. Okrzyki radości wypełniają ciszę, jaka zapadła w znużonym wysiłkiem umyśle, pojedyncze klaśnięcia zmuszają do wykonania iście dworskiego ukłonu, choć pewnie widzący go arystokrata złapałby się dramatycznie za pierś, a następnie przez dzień cały jadłby kawior, opijając go szampanem, jakby to mogło ukoić jego rozpacz wobec łamanych zasad dobrego wychowania. W zasadzie Finley nie była pewna, co szlachta mogła spożywać w chwilach smutku, ale zadarte ku niebu nosy oraz miny, jakby ktoś im zajął kolejkę do wychodka i trzymają się w całości, na ledwie ostatnich nitkach silnej woli sugerowała, iż zwolennikami haggis to oni nie są. Uśmiech ukrywa za knykciami, kiedy panienki próbują naśladować jej niedawne ruchy, kiedy podskakują, wirują, śmieją się i tańczą, przekrzykując się wzajemnie w zapewnieniach, że to wszystko było absolutnie najwspanialsze, a następnie konspiracyjnym szeptem przekazują jej zasłyszane informacje o wydarzeniach z Areny, kiedy tancerka rozwiązuje troczki przewiązywanej w pasie treningowej tuniki i zastępuje ją tiulową, białą, zwiewną spódnicą do łydek, która ni w ząb pasowała do czarnych getrów, przylegającego do ciała, tej samej barwy trykotu o długich rękawach, na który zarzuciła rozpinaną flanelową koszulę, podarowaną przez kogoś z trupy, kto zlitował się nad drżeniem ciała, gdy wracała z treningu chłodniejszą porą. Rozstaje się z dziećmi kilka minut później, dziewczynki mają ćwiczenia o innej porze, niż klasyczni akrobaci, a Jones umiera z głodu. Chociaż nie pędzi na złamanie karku w stronę namiotu jadalnego, ba, swoją drogę zdobi paroma obrotami wokół własnej osi, na samych czubkach palców, jakby nie potrafiła zrezygnować z wysiłku nawet wtedy, gdy opada z sił. Barowóz brzmiałby lepiej, stwierdza w myślach tradycyjnie tak jak każdy cyrkowiec zatrzymujący się przed garkuchnią, oddający się sekundzie ciszy dla dowcipu brutalnie pogrzebanego przez Carringtona. I zastaje pustkę. Ciemniejsze niż linia włosów brwi marszczą się lekko, tęczówki koloru gorzkiej czekolady sięgają magicznego nieba, wszystko jednak wydaje się w porządku, bo zauroczone gwiazdy mówią: jeśli myślisz, że przygoda jest niebezpieczna, spróbuj rutyny. Jedzenie kaszy przez tydzień jest zabójcze. Ale Moe nie ma, nie słychać też siąkania nosa któregoś z kuchcików, bo były marynarz doprowadził kolejną nieszczęsną duszę do łez. Nic. Cisza. Niebyt. Żołądek zaciska się boleśnie, domagając się uwagi i wtedy słyszy grzechot. Może nie będzie skazana na gotowanie własnego posiłku? Zwraca się w stronę źródła hałasu i widzi, jak zza parawanu wymykają się z głośnym stukotem garnki, pospieszne, część pełna, inne puste, wyraźnie kierują się w stronę wyjścia i umysł Fin chyba się zatrzymał na momencie, w którym dostrzegła uciekające naczynia kuchenne, bo nie wiedziała kompletnie co zrobić. Przynajmniej do czasu, gdy gar wypełniony rybnym gulaszem wydawał się przesunąć tak, jakby na nią patrzył, jakby ją widział. Jego śladem poszła reszta sprzętu, jedno uderzenie serca, kolejne, jeszcze jedno i armia garnków ruszyła na nią w klekotem oraz sykiem tłuszczu. Osoby przebywające na zewnątrz namiotu mogły usłyszeć tylko wysoki, pełen przerażenia piskliwy, dziewczęcy krzyk nim umilkł pod naporem równie głośnego brzdęku metalu.

| taniec z piłką, został zainspirowany tym występem


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Garkuchnia IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones
Re: Garkuchnia [odnośnik]31.03.21 22:38
Sześć lwów zostało zakupionych na poczet zbliżającego się występu - mającego być czymś spektakularnym, jedynym w swoim rodzaju. I ona, uwikłana w pracę nad nimi Nailah, miała stworzyć z nich zapierającą dech w piersiach historię. Historię o brutalności, ale posłuszeństwu, o magii, chociaż ta nie płynęła w żyłach tych drapieżników, o tajemnicy, mimo to zaprezentowanej widzowi; przedstawienie posiadało niezliczoną ilość przymiotników, właściwie wykluczających się wzajemnie na wielu płaszczyznach, ale przecież zostały one wypunktowane na niebagatelnie długiej liście - ostatecznie zgniecionej w dłoni oraz schowanej do kieszeni, na wieczne zapomnienie. Zamierzała stworzyć coś niebagatelnego, ale nie od razu. Najpierw musieli się zapoznać, oswoić ze sobą nawzajem, porozmawiać. To nie takie proste. Zaufania nie buduje się w przeciągu godzin, ale uporczywe parcie na zyski niejednokrotnie okazywało się ważniejsze od całej reszty. Komfortu zarówno zwierząt jak i ludzi. Budowania trwałej więzi mającej być podwaliną na przyszłe występy. Sztuczki, jak nazywali je bierni obserwatorzy, niezaznajomieni ze specyfiką pracy w cyrku. Z dzikimi istotami. Najpierw musieliby pojąć ból tych majestatycznych stworzeń - dotąd biegających na wolności pośród afrykańskich równin, teraz zamkniętych w klatach i przestrzeni sceny skąpanej w światłach oraz spojrzeniach widzów domagających się ekscytacji. Niewielu mogło wybrać się na wycieczkę do innego kontynentu, zatem przeżywanie marzeń o przygodzie, tutaj, pośród namiastki dzikiej sawanny bogatej w lwy, pozostawało jedyną możliwością. Czymś w zasięgu ręki, zasobności portmonetki. Oczami wyobraźni widziała dekoracje zakłamujące rzeczywistość, ale ludzie tego pragnęli. Dalekich zakątków egzotyki, gęstych dżungli - soczystych, równikowych drzew, grubych traw porastającej ziemię. To nic, że to nie tam żyli królowie zwierząt, ważne, że można to dobrze sprzedać. Zwabić tłum w spełnienie ich najskrytszych marzeń.
Nie zważała na to, gdy długim, smukłym kijem wyznaczała drapieżnikom granice, pokazywała ruchy, jakie powinny wykonywać. - Wasze obiekcje nie robią na mnie wrażenia - odpowiadała im z uporem maniaka, gdy wystawiały zębiska, zaś rykiem usiłowały wzbudzić strach. Nie bała się. Nie, kiedy potrafiła rozpoznać mowę umięśnionych ciał, charakter spojrzenia ciemnych oczu. Nie, kiedy znała ich język. Ostry, pełen mocy, nieco odmienny od tego zasłyszanego u kotów czy kugucharów. Na szczęście tym również umiała się posługiwać.
- W bok. - Prosta komenda, krótkie warknięcie. Walka na siłę charakterów. Nie wycofywała się, uparcie brnąc na przód, do celu. Zmusiła lwice do przeskakiwania przez siebie nawzajem, w kręgu. Wyglądało to trochę jak ruch dziecięcych karuzeli, perfekcyjna synchronizacja. - Do góry - nakazywała, zamieniając kij na różdżkę, gdy pomagała magią. Musieli na siebie wskoczyć, jeden po drugim, tworząc swoistą piramidę z żywych, naprężonych ciał. Stojący u szczytu samiec mruknął głośno, przeraźliwie, władczo zaznaczając swoje terytorium. - W dół. - Oczywiste następstwo; niemal spływali z tej wysokości, napędzani czarami, ale to wciąż wyglądało topornie. Potężne cielska nie prezentowały ani odrobiny gracji i chociaż miały głównie budzić lęk, to zachwytu nie powinno brakować. Brakowało. Niezadowolona Jones wywróciła oczami, ale w mgnieniu oka doprowadziła się do porządku; przyjdzie czas na dopieszczanie szczegółów. To dopiero początki, zalążki całej oprawy.
Zaryzykowała, zaklęciem włączając gramofon; po pomieszczeniu przetoczyła się wolna melodia, w takt której zaczęły tańczyć lwy. Na tylnych łapach, znów w okręgu. Przednie kończyny zawiesiły w powietrzu, czyniąc ten widok jeszcze bardziej zaskakującym. Nie, to jeszcze nie koniec, ale dziś nadszedł już ten moment, w którym efektywność tresury spadłaby z równi pochyłej. Nadszedł czas karmienia - sowita zapłata za początkowe starania powinna zmobilizować zwierzęta do dalszej pracy. Nie wzięła mięsa ze sobą, nie zamierzając ich dekoncentrować nęcącym zapachem i… to był błąd.
Nie spodziewała się zastać w garkuchni chaosu, a na pewno nie morderczych naczyń. Na chwilę przed burzą podziwiała niesamowity napis, który zmienił się na firmamencie kiedy tylko przekroczyła próg namiotu: Jeśli przechodzisz przez piekło, nie zatrzymuj się. Zwłaszcza, jeśli to piekło nieświeżej fasolki po bretońsku. Uśmiechnęła się nawet do niego, lekko, z nieznacznym rozbawieniem, gdy hałas na tyłach przykuł uwagę. - Moe, masz to mięso? Oby nie było nieświeże, bo jak Oloruna kocham, zatłukę… - rzuciła głośno, w międzyczasie pokonując odległość od stołów do kuchni. - Finnie? - zdziwiła się, stojąc przez moment jak wryta. - Co do… - Zdanie pozostało w niebycie, gdy wyjątkowo niekulturalna patelnia zerwała się z haka, pędząc prosto na nie. W akompaniamencie krzyku akrobatki. Później cała kuchnia pogrążyła się w chaosie oraz harmidrze przypominającym ul szykujący się do ataku. Jeden rondel zdołała wyminąć, ale co będzie dalej?



czasem patrzył na nia
siedzącą na swoim posłaniu, i niemal słyszał rozpaczliwy zew tęsknoty zamkniętego w klatce drapieżnika.
Nailah Jones
Nailah Jones
Zawód : treserka zwierząt w cyrku, początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

dzikie to, spazmatyczne
pstrokate jak całe ich życie

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9527-nailah-jones#289763 https://www.morsmordre.net/t9532-malika#289971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-11 https://www.morsmordre.net/t9535-skrytka-nr-2184#290002 https://www.morsmordre.net/t9533-nailah-jones#289995
Re: Garkuchnia [odnośnik]07.04.21 22:07
Koniec towarzyszył jej od samego początku. Jego ciepły oddech muskał kark, unosząc niewidoczne włoski, gdy brała głębszy wdech, gdy spomiędzy pełnych warg płynęły kłamstwa niczym najsłodsza pośród melodii. Jasna skóra drgała, kiedy chłodnymi paluchami paniki, sunął dreszczem wzdłuż kręgosłupa, tylko dlatego, iż kolejna maska osiadła na jej twarzy. Karykatura istnienia, które przecież miało kiedyś miejsce, wypaczona na potrzeby kolejnego przedstawienia odgrywanego w jej własnej głowie. Wydawał się być on pisany dziewczęciu od zawsze. Jakby każdy lekki, nieznośnie dla wielu cichy krok, prowadzić ją miał coraz to bliżej kresu, każdy trzepot serca, każdy nerwowy ruch dłoni, każde przekreślone nazwisko będące jedynie ślepą uliczką na drodze przepełnionej jakże naiwną nadzieją. I nie musiały określać go migotliwe gwiazdy rozsiane po atramentowym firmamencie, ich enigmatyczny układ równie dobrze mógł nie znaczyć nic wcale, ni fusy zaległe na dnie obdrapanego kubka, nie potrzebowały łączyć się w żadne symbole. On po prostu był. I wiedziała, że w końcu nastanie. Być może nastąpi schyłek fałszu oraz obłudy, a blond kosmyki na powrót obiorą ciemniejszą barwę, imię z dawna zapomniane zabrzmi z dumą ponownie. A może to złudzenia runą, ramiona opadną poddańczo, a konsekwencje czynów wreszcie ją dosięgną. Albo zmierzch poszukiwań gorączkowych wreszcie zapadnie, ręce ciut większe niźli u tych wszystkich eterycznych panien, na nowo czule otoczą chropowatą powierzchnie smoczych jaj. Aż wreszcie pośród tych wszystkich wyobrażeń, po prostu przyjdzie jej powziąć ostatni dech, gdy wojenna zawierucha wstąpi na senne cyrkowe tereny i upomni się o szkocką duszę, skrytą pod całunem obcego żywota. Wydawało się, że była świadoma niemal każdego aspektu końca, tej szaleńczej gonitwy myśli pozbawionego snu umysłu, kiedy to ciemny brąz spojrzenia liczył niemo namalowane na sklepieniu sypialnianego wagonu lampiony, wierząc, iż może dzięki temu chociaż trochę zazna spokoju. Ale nigdy, doprawdy przenigdy nie sądziła, iż koniec może przyjść od strony kuchennych naczyń. Że śmierć heroiczna w walce o odzyskane dobra nie padnie z rąk tego, którego obraz wypalił się pod delikatnymi powiekami już na zawsze, a z ciosu cholernej patelni. Patelni! Nie była nawet pewna, jak powinna zareagować, gdy garnki zwróciły się w jej stronę, gdy szaleńczy klekot jął się zbliżać, a umysł dotąd tak chwalebnie bystry ostał się li jedynie ze smutną pustką. Ciało jednak wiedziało, lata ćwiczeń, treningów doprowadzających do dramatycznego plucia własnymi płucami oraz łez płynących po jasnych policzkach zmusiły je do reakcji. Do prędkiego uchylenia się, do wykonania gwiazdy na jednej ręce, nim garnuszek z wrzącym mlekiem i widniejącym na górze, już z lekka pożółkłym kożuchem rzucił się ku niej. Nie rozumiała. Zachowania sprzętu, osłupienia własnego, a przecież rozsądek podpowiadał, że mógł być to kolejny psikus spłatany, albo cholerny Moe raz jeszcze jął się bawić w zakładanie pułapek, a te ewidentnie mu nie wychodziły. Chociaż sądząc po zawziętości jednego z garów, to może były marynarz posiadał w sobie talent inny, niźli opowieści wysnute z palca. W desperackim odruchu wskoczyła na jeden z długich stołów, chcąc zachować jak największy dystans i dokładnie tak zastała ją Nailah. Jej wspaniała, godna podziwu, niewątpliwie najpiękniejsza egzotyczna królowa, nieświadoma zagrożenia, jakie właśnie narastało z każdą mijaną sekundą. I ona, Finley, dziewczę igrające z ogniem, a teraz drżące niczym osika - bo nikt o zdrowych zmysłach oraz w miarę zdrowym środowiskowo pochodzeniu nie lubił bólu - patrzyła na nią w panice, niczym całkowicie zagubione dziecko, które ktoś właśnie okrutnie zganił, o ślepiach niczym galeony gotowe zajść mgłą łez. Bo przecież nie można spodziewać się końca od kuchennych sprzętów!
- Niech one już przestaną! - wrzasnęła piskliwie, ponieważ była dzielna i odważna, tak też wcale nie padła na kolana, chwytając się za głowę, kiedy patelnia przeleciała nad nią, w ruch wprawiając pojedyncze różowe kosmyki - Pomóż mi - jęknęła, gorączkowo przeszukując kieszenie w poszukiwaniu różdżki, mając nadzieję, że brak talentu w urokach nie odezwie się w tym momencie i może choć trochę obie panny Jones uchroni - Arresto Momentum - zawołała, koniec różdżki kierując na wielki garnek z rybnym gulaszem, mając nadzieję, iż spowolni go wystarczająco, żeby mogła chociaż trochę zastanowić się nad tym co robić. Ale chaos narastał, a w panice Finnie potrafiła czynić tylko jedno. Uciekać. Zdecydowanie uciekać. I to jak najszybciej. Ale teraz nie miała jak.

| w razie, gdyby zaklęcie się nie powiodło, rzut k3 na zdarzenie:

k1 - wielki gar z rybnym gulaszem zdaje się być oburzony próbą powstrzymania jego majestatu, podskakuje wściekle, próbując dostać się na stół, a jego zawartość wylewa się na prawe kolano Finley, parząc je boleśnie.
k2 - blondynce udaje się uniknąć zemsty wielkiego gara, lecz jego uwaga skupia się na Nailah, jako że do niej ma łatwiejszy dostęp.
k3 - sprzęty kuchenne do ich blaszanych serc wzięły sobie próbę powstrzymania ich inwazji, wszystkie skupiają się na postaci młodszej Jones, dzięki czemu Nailah ma czas, żeby jakoś zainterweniować.


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Garkuchnia IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones
Re: Garkuchnia [odnośnik]07.04.21 22:07
The member 'Finley Jones' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 97

--------------------------------

#2 'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Garkuchnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Garkuchnia [odnośnik]08.07.21 15:35
Śmierć - i tysiące jej oblicz, każde trudniejsze od poprzedniego. Bardziej skomplikowane, albo wręcz przeciwnie, banalnie proste. A mimo to zawsze wzbudza uczucia, jakby nadanie ich czemuś tak abstrakcyjnemu miało równocześnie przysporzyć mu większego znaczenia. Wielkości. Nawet jeśli koniec nierozerwalnie łączył się z głupotą czy lekkomyślnością. Jednak nie ma w tym nic zbawczego, nic chwalebnego. Koniec to zawsze rozerwanie więzi, osiągnięcie ostatecznego etapu, utrata czegoś; nierzadko bezpowrotnie. Nailah bała się końca. Bała się drogi zwieńczonej ślepym zaułkiem. Dotąd walczyła zaciekle o siebie oraz swoje życie, odnajdywała rozwiązania też z sytuacji wydających się beznadziejnymi, nigdy nie siedziała pod ścianą płacząc nad sobą, w oczekiwaniu na nieuchronność losu. Zatem wyobrażając sobie miejsce, z którego nie ma ucieczki, które naznaczy ją bezsilnością oraz dotarciem do ostatecznego kresu jakiejkolwiek dziedziny życia, to wszystko… napawało lękiem. Obrzydzeniem. Sprawiało, że walczyła jeszcze zacieklej – jednak jak walczyć z samym sobą? Z tymi wszystkimi nićmi plączącymi się w organizmie? Wątłymi, delikatnymi, narażonymi na zerwania oraz bezlitosne przecięcia; co jeśli ostatnia z nich ulegnie przerwaniu? Jak uciec przed tymi, które zamiast naprawiać oraz budować niszczą i wstrzymują przed rozwojem? Powinna więcej uwagi poświęcać otoczeniu. Osobom, które pod wpływem czasu stały się tymi bliskimi. Ważnymi. Których końca bała się najbardziej - bardziej nawet niż tego swojego. Jeśli kiedyś przestanie istnieć, to nawet nie odnajdzie czasu na pogodzenie się z tym stanem rzeczy. Jednak utrata istotnej składowej złożoności egzystencji zostawia trwały ślad na duszy. Ranę, która równie dobrze nigdy nie zagoi się. Nigdy nie stanie się wyłącznie reliktem przeszłości, wręcz przeciwnie. Czy warto żyć w takim bolesnym szaleństwie?
Czy lepiej jest żyć w szaleństwie rzeczywistości? Dokładnie tak określiłaby scenkę rozgrywającą się przed ciemnymi, zadziwionymi oczami. Wędrującymi od punktu do punktu, prześlizgującymi się po absurdalnych detalach jeszcze dziwniejszego krajobrazu. Mięso zostało zapomniane już w kilku sekundach, koniec, jaki wisiał nad nimi, wydawał się groteskowy. Jednak czy miało to znaczenie? Śmierć nieheroiczna, a zwykła, wręcz śmieszna, hańbiąca? Czy zmierzch istnienia nie był straszny sam w sobie? Czy jego bohaterskość złagodziłaby posmak na martwym języku? Pytania, bezsensownie plączące się w chaosie myśli, wydawały się jedynie retoryczne. Zupełnie nieważne w obliczu garnkowej masakry. Wojna, jaką Jones przeklinała w duchu, wyglądała całkowicie inaczej. Nie niosła ze sobą znamion widelców ani klekoczących chochli. Wiedziała, że dobrze użyty nóż albo patelnia mogłyby zabić, ale czy nieuzasadniona rewolucja samych naczyń mieściła się w granicach powziętego wyobrażenia?
Nie. Sytuacja była tak idiotyczna, że aż przerażająca. Przelękniona postawa Finnie dodawała mocy do tego całego obrazu nonsensu; nonsensu, który poważnie mógł zagrozić ich zdrowiu. W ułamku sekund uniknęła bliskiego spotkania z łyżką wycelowaną w oko. Niestety, w tym samym czasie zaatakowana przez brytfannę noga nie zdołała wycofać się przed niechybnym uderzeniem. Nailah poczuła irytujący ból w lewym udzie, ale zacisnęła zęby w obawie, że powie o kilka słów za dużo. - Coś ty zrobiła? - Wymsknęło się spomiędzy wciąż napiętych siłą woli ust. Doskonale wiedząc, że to nieszczególnie dobry moment na rozmowy oraz spekulacje, może nawet na błędne założenia, że to cyrkowa tancerka zdenerwowała czymś kuchenne przedmioty. Równie dobrze to one mogły się zbuntować z powodu kuchni niezbyt utalentowanego Moe. Jednak to nie one muszą jeść jego arcydzieła i modlić się o życie, więc w czym problem? - Mollio - rzuciła na garnek z ryżem zaraz po tym, jak ten zawierający gulasz zatrzymał się w powietrzu. To za mało. Jones podejrzewała, że w żaden sposób nie unikną natarcia, dlatego warto zadbać o słabsze obrażenia. Gdyby tylko była dobra z transmutacji… - Spróbujmy się stąd wydostać - zaproponowała Finnie, zbliżając się do niej ostrożnie. Nie było szans, że podołają całej armii sztućców, która właśnie na nie nacierała. O Olorunie, zawsze to ona chciała wbić komuś widelec w nogę, dlaczego to zawsze musi być na odwrót?



czasem patrzył na nia
siedzącą na swoim posłaniu, i niemal słyszał rozpaczliwy zew tęsknoty zamkniętego w klatce drapieżnika.
Nailah Jones
Nailah Jones
Zawód : treserka zwierząt w cyrku, początkująca twórczyni talizmanów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

dzikie to, spazmatyczne
pstrokate jak całe ich życie

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9527-nailah-jones#289763 https://www.morsmordre.net/t9532-malika#289971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f350-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-11 https://www.morsmordre.net/t9535-skrytka-nr-2184#290002 https://www.morsmordre.net/t9533-nailah-jones#289995
Re: Garkuchnia [odnośnik]08.07.21 15:35
The member 'Nailah Jones' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 40
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Garkuchnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Garkuchnia [odnośnik]27.07.21 16:10
Śmierć miała oblicze gorącego garnka z potrawką oraz klekoczących patelni, wybrzmiewała wibracjami sztućców oraz uderzeń pokrywek. Groziła kroplami rozgrzanego oleju i resztek, jakie miały się składać na obiad, tylko pewne elementy po drodze się rozpadły w niektórych miejscach, z ziemi tworząc śliską breję. Koniec świata ograniczał się do świstem przecinanego powietrza, do uników oraz szaleńczo bijącego serca zamkniętego w kościanej klatce, nawołującego rozpaczliwie, by uciekała. By nie patrzyła przed siebie, za siebie, po prostu wymknęła się czym prędzej z namiotu, wołając o pomoc niczym przestraszona mała dziewczynka, bo kuchenne elementy gonią ją za nic. I to byłoby upokarzające, och jak mocno w czerwieni skąpane będą blade policzki, jak wiele łez zaszkli popiół spojrzenia, bo tak głupiutka i mało utalentowana była, by sobie z tym bałaganem nie mogła poradzić. Ale zaraz tu obok była Nailah, jej obrończyni, światło w ciemnościach życiowego tunelu, opiekunka oraz opoka, do której ciągnęła, gdy powieki stawały się zbyt ciężkie, a skóra nazbyt ciasna. Miałaby podkulić ogon, tu przy niej? Pokazać raz jeszcze, jak bardzo jest zależna od innych, że wpływ ciemnoskórej kobiety w zasadzie był żaden i nadal pozostawała tą żałosną dziewuchą, która nie potrafiła się wyrwać z tego piekła poprzedniego cyrku? Nie, nie mogła, nie potrafiła i nie chciała. Nawet jeśli to wszystko było strasznie głupie, wręcz idiotyczne, biorąc pod uwagę jak rozpaczliwie Finnie uchylała się przed kolejnym ciosem, bo najwyraźniej to ona była celem metalowej menażerii, a nie kocia królowa. Tylko co ona takiego zrobiła? Zastanawiała się gorączkowo, pląsając wzrokiem po zagrożeniach zmierzających w jej stronę. Bawiła się z małymi podniebnymi akrobatkami, nieco spóźniła się na jedzenie, chciała co nieco od kucharza wyciągnąć, przy użyciu warg malinowych w smutną podkówkę wygiętych oraz oczu szarych szeroko otwartych. Nic nowego przecież, strasznego też nie. Jedyną różnicą, było to, że rzeczonego mężczyzny na miejscu nie było i...Och, na wszystkie gwiazdy! Czy mogła mieć właśnie rację? Czy to było powodem, do tej całej awantury?
- Absolutnie nic! - odpowiedziała płaczliwie, instynktownie, chcąc współczucie wywołać miast zniecierpliwionego tupania stopą o podłoże, co byłoby w ich sytuacji wybitnie nie na miejscu, acz starsza Jones była zdecydowanie do tego zdolna - To Moe! Nałożył jakieś pułapki chyba, jakby ktoś chciał serio kraść jego rozgotowaną kaszę - dodała, piszcząc zaraz, bo chyba ten wątpliwy komplement rondlowi jednemu się nie spodobał. Lecz ile mogłaby tego wszystkiego unikać? Zaklęcia działały, magia była im posłuszna, jak raz współpracując z tancerką o kosmykach różem zroszonych - Jak wydostać! A co z resztą? Myślisz, że się nie wymkną na zewnątrz? Dziewczynki bawią się tuż obok - o dziwo, to ona zaprotestowała. A przecież była tchórzem totalnym i straszliwym, niechcącym za nic brać odpowiedzialności. Jednak miałyby to tak zostawić? Ten chaos? Zdać się na gwiazdy ślepe, że w czasie, gdy będą pomocy szukać, tak żadne naczynie nie połasi się na innego artystę? - Mollio - rzuciła, w kolejną pędzącą patelnie - Musimy je albo zatrzymać, albo się ich pozbyć. Bo BYŁOBY MIŁO, JAKBY CHOLERNY MOE POWRÓCIŁ - wydarła się, wyrażając swoje delikatne uczucia, podszyte lekkim nachmurzeniem się. O ile zatrzymać mniejsze przedmioty, albo te uziemione to nie był problem, tak te lecące w ich stronę? Odkupie je, pomyślała rozpaczliwie Finley, która w zasadzie była w tym przypadku ofiarą i to jej odszkodowanie za krzywdę moralną oraz fizyczną się należało - Confringo - warknęła, ostatecznie kierując różdżkę na kolejny lecący element. Jeśli eksplozja nie zwróci uwagi właściciela tego magicznego przybytku, to ona już nie wie.

| wątek nie zagraża życiu, a my musimy robić speed run. Gwiazdy nam dziś umownie sprzyjają.


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Garkuchnia IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones
Re: Garkuchnia [odnośnik]05.08.21 21:07
Eksplozja zwróciła uwagę właściciela kuchennego namiotu; zwróciła ją w sposób bezpośrednio brutalny, ponieważ usłyszał ją już z oddali, gdy wracał z ustronnego miejsca, które na terenie areny cyrkowej zwano po prostu wychodkiem. Rozjuszony i spocony Moe wpadł do kuchni z wyciągniętą różdżką, spodziewając się zrujnowanych szafek, poprzewracanych garnków oraz rozlanej zupy rybnej, którą szykował dzisiaj na obiad. Na prawdziwych kościach szczupaka ją robił! Ze złości aż poczerwieniał, a gdy na miejscu zorientował się, że zamartwiał się niepotrzebnie, a głośny huk był efektem wyłącznie zajadłej walki z kuchennymi utensyliami, frustracja spłynęła z niego w postaci szeregu pretensji.
- Co wy wyprawiacie? Czyście się na rozumy zmieniły z niuchaczami? Wynocha mi stąd, ale już! - Wyciągnął zza paska krótką różdżkę i jednym machnięciem sprawił, że wszystkie naczynia posłusznie wróciły na swoje miejsca.
Potem groźnie podkręcił wąsa i spojrzał na Nailah w taki sposób, że ta bez słowa czmychnęła z namiotu. Pochylony nad potrawką i zupą zignorował Finley, przekonany, że młoda tańcerka nie będzie próbowała dalej go denerwować.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Garkuchnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Garkuchnia [odnośnik]05.08.21 23:12
Nie szukała kłopotów, nie tutaj, nie na Arenie, nie pośród zbiorowiska osobliwości, z którym przyszło jej trwać z różnorakim skutkiem. I od nich nie spodziewała się problemów żadnych, drobne utarczki wiążące się z różnicą charakterów spychając na plan dalszy, niezbyt istotny, bo to przecież normalne. Niewielkie sprzeczki, zgryźliwości słowne, gniewne spojrzenia, gdy wizje artystyczne nie idą ze sobą grzecznie w parze. To, co z kolei od normalności odbiegało to atak wściekłych garnków oraz zastanawiająca bierność Nailah, która gotowa była czmychnąć czym prędzej, zanim opanują sytuacje, nim przekonają się, że chaos wewnątrz namiotu nie wydrze się na teren cyrku. Więc Finnie zbiera się w sobie, kurczowo łapie pojedyncze nitki odwagi i próbuje zrobić, coś, cokolwiek, chociaż niewielki talent magiczny nie pozwala na dobór odpowiednich zaklęć. Ale się stara, przynajmniej niewielką eksplozją zwrócić uwagę kogoś z zewnątrz. O dziwo, to działa. Postać wpada do namiotu, lecz nawałnica kuchennych przyborów nie ustaje. Nie nadchodzi upragniony spokój i cisza, obecność Moe nie potrafi naprawić sytuacji, ale sam były marynarz już tak. Czy nie sam twierdził, iż żeby zdobyć dla nich daną rybę na obiad, na grzbiecie kelpi w wodzie się zanurzał, walcząc zajadle z druzgotkami, podgryzając przy tym nóżkę kurczaka? Czym był dla niego rozklekotany rondel? Niczym albo wszystkim, odpowiada sobie sama Finley, idealne określenie na opowieści wyssane z palca mężczyzny. I wystarczy jego jedno machnięcie różdżką, by wszystko ucichło. Garnki zatrzymują się, niebezpieczeństwo mija i blondynka czuje się bardzo, bardzo głupio, z uniesioną ręką osłaniającą głowę, niemal klęcząca na stole. Róż barwi policzki, popielate oko zauważa brak kociej królowej, być może starsza Jones czeka na zewnątrz, a może pognała po pana Carringtona pomstując na paranoiczne zachowanie ich kucharza. Dziewczyna nie mogła tego stwierdzić w pełni, z lekkim oszołomieniem zeskakując na ziemię, wciąż zachowując równowagę pomimo wewnętrznego rozdygotania.
- Na gwiazdy, co do licha Moe?! - wrzasnęła, ręce unosząc w tym okrzyku, gdy adrenalina nadal skrzyła się pod jasną skórą - Zacząłeś już pułapki nakładać? - zapytała już ciszej, przestępując z nogi na nogę, niepewna, czy powinna zaoferować swoją pomoc przy sprzątaniu, choć w tym wszystkim była ofiarą! Ofiarą! Tylko coś jej mówiło, że pan Alphonse niezbyt jej w to uwierzy, a w tym braku wiary będzie również nią bardzo, bardzo rozczarowany.


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Garkuchnia IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones
Re: Garkuchnia [odnośnik]06.08.21 17:12
Bałagan porozrzucanych po kuchni garnków i patelni był ostatnią rzeczą, jaką martwiłby się Moe w obliczu możliwego rozkradnięcia zupy i wspaniałej potrawki z psiego mięsa, jaką miał zamiar - jak zwykle - rozdzielić druhom po równo. Równo, rzecz jasna, było podzielone na części mniej i bardziej równe oraz te najrówniejsze i dlatego zresztą musiał zabezpieczyć się przed niedoświadczonymi młodziakami, które dopiero uczepiły się cyrkowego namiotu, a już próbowały kraść, co popadnie. Carrington z takimi rozprawiał się jak trza, ale lepiej było zapobiegać niż potem nie dać jeść takim na przykład tancerkom.
- Nie wydziwiaj, Finley, nie wydziwiaj, jak takaś dobra tancerka, to i z garkami zatańczysz. Najpierw się krzyczy, czy wejść można, a potem się wchodzi, psia mać... - Schylił się z niemałym trudem po leżącą pod nogami chochlę. Kręgosłup miał już nie ten, a imponujący brzuch co nieco zasłaniał, ale nie znaczyło to wcale, że był mniej pewny swego i groźny. - To jest pułapka? Tyś, dziewczyno, pułapki na oczy nie widziała! - Choć słowa były ostre, wzrok Moego wyraźnie złagodniał, kiedy już upewnił się, że ani z szafek ani z kuchenki nic nie poznikało. - Ja żem w dwudziestym ósmym w jaskini na wyspie Iona zjechał do zapadni pełnej kolczatek; aż mi się spodnie na dupsku wytarły, a igły pięć miesięcy wyciągałem z hakiem! - Pokręcił głową, złapał za łychę i zamieszał w garze. - Idźże już, bo zły jestem - zakończył tonem, który sugerował, że przejdzie mu do pory obiadu.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Garkuchnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Garkuchnia [odnośnik]07.08.21 0:27
Wydęte wargi oraz zraniony wzrok, godny najprawdziwszego psidwakowego szczenięcia, któremu ktoś zarzucił zbrodnię zjedzenia ulubionej pary wyjściowych butów, zagościł na buzi dziewczęcia. To przecież nie tak, że pojawiła się w namiocie skora do figli oraz psot, zaklęte sklepienie być może również nie było wcale jej robotą, a mimo to poczuła się dotknięta, iż można było ją posądzić o jakieś niegodziwe czyny, tudzież uważać podle, iż celowo wywołała ten cały bałagan, gdy myśli jej głównie oscylowały wokół napełnienia pustego żołądka, do czego miała pełne prawo! Podłość, o to co ją spotyka. Czysta podłość. Czasem, kiedy zmęczenie osiadało na cienkich powiekach, zastanawiała się w iście dziecinnym nadąsaniu, że jak to jest, że ona daje z siebie wszystko, nie znika bez słowa na dłuższy czas jak co poniektórzy dzierżący słomiany odcień kosmyków, a i tak spoziera się na nią spod zmrużonych powiek? Jeśli coś knuła, albo pogrążała się w swym szaleńczym biegu w stronę niemożliwego, to nie kosztem Areny do wszystkich gwiazd! Czując się urażona do głębi, policzki powietrzem wypełniła, dłonie w piąstki zaciskając, ale potem wypuszcza oddech ze świstem, bo poczucie winy ciągnie wszelką złość na samo dno duszy. Zresztą Moe niczego nie jej nie zarzucał, nawet pomocy nie wymagał z jej strony, pana Carringtona ni słowem nie wspomniał. Moe to był Moe, nie mogła się na niego irytować zbyt długo, chyba nikt nie mógł.
- Nie pasujemy do siebie wielkościowo, by móc ze sobą tańczyć - burknęła, jakoś tak na siłę niż w rzeczywistości. A potem przewraca oczami, bo co jeszcze? Pukać ma zacząć? - Bo mi latająca patelnia cały świat zasłaniała! - odpowiada, ponownie ręce do góry wyrzucając. I śmieje się za moment, gdy kolejna opowieść wymyka się z ust marynarza, równie prawdopodobna, co cała reszta - To dlatego uciekasz, jak Nora proponuje uszyć ci szaty? - pyta tonem najniewinniejszym z możliwych, a następnie uśmiecha się szeroko, salutując przy tym szanownemu kucharzowi. Wymyka się więc z namiotu, jednak nim zniknie całkowicie, wpadając na czekającą Nailah, tak rzuci wesołe - Jesteś najlepszy Moe!

| zt :pwease:


Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Finley Jones
Finley Jones
Zawód : Tancerka Ognia
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

it's courage and fear
not courage or fear

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Garkuchnia IYOfLg4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9481-finley-jones https://www.morsmordre.net/t9564-finleyowe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f351-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-9 https://www.morsmordre.net/t9667-skrytka-nr-2188 https://www.morsmordre.net/t9568-finley-jones
Garkuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach