Wydarzenia


Ekipa forum
Antresola
AutorWiadomość
Antresola [odnośnik]08.08.21 21:12

Antresola

Gdzieś to jest. To miejsce do miękkich snów, wygodnie układających się pod kocami ciał i upragnionego odpoczynku. Kilka solidnych desek, brzozowa drabinka i szeroki materac skryty w skrzypiącej ramie. Krecia Nora nie ma sypialni, ma antresolę. Jeśli tylko gdzieś pogubiły się stworzenia, najczęściej można je odnaleźć tutaj. Bo gdy domownicy są zajęci, psie łapy wskakują między poduszki, by uciąć sobie drzemkę w najwygodniejszym miejscu w całej chatce. Psie, krecie... i czasem spotkać można rudą czuprynę rozsypaną po jasnej pościeli. Miejsce to jest ciasne, więc znajduje się tam jedynie łóżko, dość spore i nawet wygodne, o ile nie zna się luksusów lordowskich materacy. Ale któż to wie? Tak jest po prostu dobrze.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Antresola [odnośnik]08.08.21 22:38
noc z 13 na 14 grudnia 1957 r.

Słyszała wszystko. Każdą przymarzniętą gałąź uderzającą o grube, drewniane dachy. Słyszała każde kłapnięcie psiego pyska, kiedy sny przestawały być łagodne, a fantazyjne kości wymykały się spod łap. I każdy jego oddech, najdrobniejszy szelest pościeli, najmniejsze skrzypnięcie kanapy. Nie była wygodna jak łóżko nad ich głowami, ale to nic. Leżała obok, bez snu, z oddechem spętanym w supeł. Czasem weszła tak głęboko w swoje przestraszone myśli, że zapominała, by wciągać to powietrze. Ciało było napięte jak struna, rozprostowane, a jednak czuwające. Ręka owinęła się wokół ręki, by na koniec mocno splątać dziesięć palców. Dlaczego było jej tak zimno? Mocniej naciągnęła kołdrę, prawie do szyi. Przesunęła lekko stopy owinięte w dwie pary skarpet. Obróciła się lekko w stronę śniącej sylwetki. Chyba już, prawda? Chyba zasnął. Nie mogła się trząść, nie mogła wydać żadnego podejrzanego dźwięku. Nie mogła być słaba, kiedy musiała być silna za nich dwoje. Już dość, już wrócił. Ułożyła się na boku. W ciemności obserwowała zarys jego postaci, unoszącą się klatkę piersiową. W stopach leżał Nochal, biło od niego ciepło znacznie większe niż od Uriena. Nie było mowy, by zmrużyła oczy. Stres zapewniał sercu maratony. Nowa forma zmęczenia zabraniała śnić. Musiała go pilnować. Ktokolwiek to był, cokolwiek mu zrobił – nigdy więcej go nie tknie.
Dwa dni, ledwo dwa dni nowego życia, nowego domu, nowego… bycia ze sobą. Dwa dni, a on wracał jak marynarz, który minął cztery sztormy. Rozpruty, zmordowany, wytargany, ślepy. Wolna dłoń zacisnęła się na pościeli, aż boleśnie docisnęła się do skrytego za materiałem uda. Gdzieś tam w kącie tykał lichy zegar w rytm sowiego nawoływania. Prawdziwy lament miał jednak miejsce głęboko, głęboko w niej. Dlaczego polazł tam bez niej? Jak bardzo chciała wyciągnąć z niego cały ten dramat, rozjaśnić spojrzenie, wyplenić koszmar. Wycałować każdą niewylaną łzę. Jeszcze nie zdążyła tego przeżyć, jeszcze nie zdążyła rozbić się na kawałki tylko po to, by szybko się poskładać i móc to samo uczynić z nim. Bo będzie tego potrzebował. Już teraz to wiedziała. Ścisnęła się we własnym ciele, nie odpuszczając ani na moment, nie zdejmując żadnego spojrzenia. Wszystkie były dla niego, wszystkich ich potrzebował, kiedy sam nie mógł… Chciała być jego oczami. Przynajmniej na razie. Dopóki nie nadejdzie lekarstwo. Tu nic nie mogło mu już zagrozić. Tu miał zostać, jak w bezpiecznym gnieździe. Zostać, wylizać wszystkie rany. Mieli przecież budować ten dom razem, pozostawiać ślady, roznosić zapachy, porzucać swoje rzeczy w kątach i z niczego tworzyć coś, co wciąż bała się nazwać. By nie zapeszać, nie tracić, nie zakochać się za bardzo w tej jednej myśli. Przerwała rozważania i wcisnęła głowę bardziej w poduszkę. Miała tak suche oczy, suche wargi i nawet dziwnie szorstkie włosy. Kiedy pies przekręcał się z boku na bok, jej noga drgnęła. Chciała zapleść się wokół jego ud, chciała stać się jego tarczą, jego obroną, jego obietnicą. Nie mogła. Zaleczona rana na udzie wciąż przecież miała boleć. Czekały go dni odpoczynku i złości. Nie będzie mu łatwo w ciemności, nie poradzi sobie z kilkoma dniami cierpliwości. Nie wytrzyma. Nie to ją jednak martwiło. Gdy tamtego dnia wrócił do swojego mieszkania w dokach w za dużym płaszczu i szkle powtykanym w skórę, widziała koszmar. Ból, zadręczone oczy, pustkę. Teraz było inaczej, gorzej. Jakby ktoś sponiewierał go jeszcze głębiej, jakby ktoś przemielił tę duszę, najcieplejszą, dobrą duszę. Zamierzała się wszystkiego dowiedzieć. Potem, później, nie teraz, kiedy po wielu godzinach drżenia usnął.
Uniosła się, nieznacznie. Łóżko pisnęło, pies naprężył kudłate ucho. Podsunęła głowę bliżej jego ramienia. Przyłożyła usta, by odcisnąć się na nich tak jak te runy, które malowano na przedmiotach, ludziach, miejscach, by wydobyć magię, by złączyć ze sobą rzeczy. Chciała go strzec. Kolejny raz. Wracał do domu, zaopatrzony w rany, krwawe historie i pętające duszę ciosy. Ale wracał. To był jego dom. Ona. Wiedział o tym? Czy kiedykolwiek mu o tym powiedziała? Pozwoliła ciału zapaść się w pościeli, wciąż blisko. Czoło przyłożyła do tego ramienia, przymknęła na moment powieki. Rano miało być łatwiej, rano będą rozmawiać, zastanowią się, co dalej zrobić. Ważne, że był eliksir, że uzdrowiciele pozaszywali dziury w ciele, że mógł wrócić do zdrowia. Że miała go na wyciągnięcie ręki. Że wrócił. Chłód drażnił ciało, wdzierał się do środka. Od powrotu nic nie przełknęła, choć udawała, że tak. Od powrotu nie myślała o niczym innym. Tak potwornie drżały jej dłonie, kiedy majstrowała przy kominku, by wytworzyć dla nich trochę ciepłego płomienia. Może i nie widział, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że poczułby to wszystko. Jej strach, jej złość, jej troskę. Jej wszystko – gdyby tylko dotknął skrawka skóry, wyczuł zapach kotłujący się gdzieś przy szyi. Nie mógł umrzeć. Bardziej wtuliła się w ten bok, wyobrażając sobie, że skoro jej było tak strasznie zimno, to i jemu też. Tej nocy nie grzał tak jak zawsze. Tej nocy to ona pilnowała ich ciepła.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Antresola
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach