Wydarzenia


Ekipa forum
Havelock Ollivander
AutorWiadomość
Havelock Ollivander [odnośnik]26.08.21 20:57

Sir Havelock Ollivander

Data urodzenia: 23 X 1924
Nazwisko matki: Macmillan
Miejsce zamieszkania: Lancaster Castle; Lancashire
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Różdżkarz, hodowca roślin, opiekun lasów Lancashire
Wzrost: 187
Waga: 87
Kolor włosów: Czarne
Kolor oczu: Piwne
Znaki szczególne: Bardzo wysoki wzrost; Centralna heterochromia oczu — w środkowej części tęczówek ich kolor jest ciemniejszy



Urodził się na jesień, pod znakiem skorpiona. Według Ollivanderów droga życia zapisana Havelockowi w liczbach miała dać mu szansę na bycie kimś wyjątkowym — przyjście na świat w ten konkretny dzień wróżyło niesamowity geniusz konstrukcyjny, który pozwoli zarażać otoczenie swoim światłem. Wielkie oczekiwania okazały się być nie tylko przytłaczające, ale dodatkowo zawiodły każdego, kto miał z młodym szlachcicem do czynienia — był nierozważny, wybuchowy i nie rozumiał ani trochę ciężaru niesionego mu przez przeznaczenie — pojęcie „starej duszy” było mu prawie tak obce, jak fakt bycia arystokratą. Wybijał się na tle swojego rodzeństwa (starszego i młodszego brata, oraz dwóch młodszych sióstr) w sposób negatywny i tak też reagowała na niego reszta rodziny — jakby był odszczepieńcem, niepasującym elementem układanki. To zaś nadało jego obyciu niebotyczne ilości chłodu i zdystansowania — inteligencję ukrył pod wieloma warstwami okropnego charakteru, nie potrafiąc okazać rodzinie choćby okruchów uczucia, nawet jeżeli dojrzewając zrozumiał, jak bardzo jest im potrzebny. Zamiast tego realizował się jako samolubny, nieczuły na cudzą krzywdę despota, widzący w szkole magii szansę na to, żeby wreszcie wydostać się spod pręgierza nestora rodu, który kazał wszystkim temperować jego destrukcyjne zapędy. Nie wspomina tych czasów dobrze i próbuje wyciągnąć z nich lekcję, ale takie rzeczy najwyraźniej nie przychodzą z lekkością nawet geniuszom. Najbardziej w tym wszystkim nie cierpiał swojego ojca — inteligentnego i spokojnego ornitologa, o którego był chorobliwie zazdrosny. Najbliższa rodzina Havelocka była bowiem obdarzona darem porozumiewania się ptasią mową, ale jego zaszczyt ten ominął i tym samym odebrał sporo uwagi rodziców. Nawet wczesne jak na dziecko odkrycie w sobie zdolności magicznych nie wyróżniło go wśród tych „bardziej uzdolnionych” — w jego opinii pozostała mu jedynie rozpacz. Za każdym razem kiedy którykolwiek z Ollivanderów był chwalony za postępy w rozwijaniu umiejętności porozumiewania się ze zwierzętami, Havelock czuł w sobie przypływ niesamowitego gniewu, który rozładowywał na różne sposoby. To na kogoś na krzyczał, to zniszczył jakiś mebel  — brakowało mu ogłady i przynosił tym wstyd rodzicielce. Ta postanowiła ukierunkować jego agresję na coś pożytecznego  — lekcje szermierki i tańca. Przez jakiś czas się sprawdzały, ale nie były rozwiązaniem idealnym. Z tego powodu po dziś dzień można spotkać go gdzieś w lesie, okładającego kijem zmarzniętą ziemię, albo krzyczącego tak głośno, że zdziera sobie gardło.


Nie obchodziła go ani rzekomo błękitna krew płynąca w żyłach, ani numerologia daty urodzenia. Szczerze wierzył w to, że jest panem własnego losu i może wybrać w życiu własną ścieżkę, więc kiedy Tiara Przydziału dotknęła jego głowy i wesoło zaśpiewała „Ravenclaw”, jeszcze zanim zdążył poczuć jej ciężar, Havelock poczuł tę charakterystyczną falę gorąca — gniew znów zagotował mu duszę. Próbował przekonać ją do błędu, ale ta nie miała żadnych wątpliwości  — „jesteś taki sam, jak twój ojciec”.


I miała rację. Sam zdawał się tego nie dostrzegać, bo naprawdę nie chciał tego dostrzec — niemal identycznych rysów twarzy, sposobów myślenia i okazywania emocji, czy nawet chodu. Towarzysząca mu nienawiść i maniakalne wręcz próby zwrócenia na siebie uwagi ojca sprawiły, że oprócz robienia mu na złość... upodobnił się do niego. Obserwował jego poczynania, był jego cieniem na każdym przyjęciu w Silverdale, wsłuchiwał się w jego wypowiedzi i uważnie notował w głowie wypowiadane słowa. Gdyby go ktoś o to zapytał, powiedziałby pewnie, że kiedyś będzie mógł te słowa wykorzystać przeciwko niemu, ale w rzeczywistości często brał je sobie do serca. Świadomie lub nie. Był Ollivanderem o wiele bardziej, niż by chciał ze względu na swój bunt, ale nie dało się przecież ukryć inteligencji i kreatywności, którymi wręcz kipiał. Potrafił wychodzić obronną ręką z naprawdę skomplikowanych sytuacji i został w Hogwarcie zapamiętany jako ktoś niesamowicie temperamenty, ale też radzący sobie z przeciwnościami losu, potrafiący reagować szybko, nie gubiąc przy tym rozumu  — spełnił oczekiwania rodziny, osiągając dobre wyniki w nauce. Miał nawet ulubione przedmioty  — zielarstwo i eliksiry, w których uważany był wtedy za prymusa. Nie bez powodu  — ojciec jego, oprócz podziwiania żyjących na terenach Lancashire ptaków, zajmował się ochroną tamtejszych lasów. Otaczał opieką wiekowe drzewa oraz enty, zabezpieczał przez mugolami tereny kultu, wyznaczał gałęzie, których drewno zostanie w przyszłości przeznaczone na różdżki. Stanowił jedność z naturą. Havelock niejednokrotnie słyszał o nim, że potrafi rozmawiać z drzewami i chociaż wiedział dobrze, że to jedynie rodzinne legendy, zaczął sam spędzać czas na myśleniu o tym jak zrozumieć to, czym ojciec się zajmuje. Skąd wie, że to drzewo jest tym, którego gałąź nadaje się do wykonania z niego przedłużenia czyjejś duszy? Nawet płaszcz nienawiści nie zdołał ukryć w nim zwykłej, dziecięcej ciekawości. Niestety życie było dla niego skąpe w odpowiedzi — w wieku szkolnym potrafił już posługiwać się dłutem, całkiem nieźle wykonywał podstawowe wywary i potrafił dostrzec chorobę sięgającą korzeni jakiejś rośliny, ale wciąż wiele brakowało mu do zrozumienia jak. Wszystko miało przychodzić z czasem, miał nauczyć się cierpliwości i poszerzać wiedzę, ale cierpliwość nigdy nie była domeną osób temperamentnych — chciał coraz więcej i więcej, był głodny wiedzy i mocy, w odrobinę niepokojącym stopniu. I chociaż pozwolono mu skupić się głównie na dziedzinach, które darzył zainteresowaniem, nigdy nie pozwolono mu na zupełną ignorancję w innych — musiał orientować się choćby pobieżnie we wszystkim, a przynajmniej wiedzieć gdzie i jak poszukiwać odpowiedzi.


List zawierający lśniącą odznakę miał zapewne brzmieć jak wyróżnienie, ale dla Havelocka pełen był znaków zapytania. Z jednej strony chciał się z niego cieszyć, a nawet ojciec pierwszy raz ułożył dłoń na jego ramieniu w geście gratulacji. Z drugiej strony... myśli o byciu prefektem smakowały cierpko, jakby były ostatecznym potwierdzeniem wszystkich jego obaw i lęków — był taki jak oni.


A przecież tak bardzo chciał udowodnić samemu sobie, że nie jest. Naprawdę polubił Quidditcha. Chciał grać w drużynie Krukonów na pozycji pałkarza, ale nie mógł przecież pogodzić tylu obowiązków jednocześnie. Pokochał frywolność i brak zobowiązań szkolnych kolegów, ich marzenia o wyjazdach za granicę, myśli o zostaniu Aurorami, o ochronie słabszych, planowanie kariery zawodowej i... beztroska. Dla Havelocka te rzeczy brzmiały tak obco — co pół roku wracał przecież do Silverdale, gdzie nauczano go różdżkarstwa i planowano jego ożenek z wybraną mu przez ojca kandydatką, lady Malfoy, która nie uczęszczała nawet do Hogwartu. Opowiadał o tym ze zmieszaniem, niechętnie rozwijał temat, chociaż szkolni przyjaciele Havelocka byli tego niesamowicie ciekawi — tak samo jak jemu obco brzmiało życie ludzi wychowanych z dala od Ollivanderów, tak im niewyobrażalne zdawały się być opowieści Havelocka o codzienności lordów Lancashire. Wtedy też pierwszy raz zrozumiał, że Ollivanderowie mieli rację, mówiąc o tym jak wielkie dystanse potrafią dzielić ludzi i jak bardzo różni się przez to ich rola w społeczeństwie. Nie potrafili tak jak on spoglądać z niepokojem na młodszych uczniów krążących wokół Riddle'a, nie wyczuwali do końca napięcia wiszącego ponad głowami starszych czarodziejów, drwili z dokumentu traktującego o czystości krwi, wydanego na kilka lat przed tym, kiedy dostali listy ze szkoły. Havelock tym żył. Ze względu na zaniepokojone miny członków rodziny, kiedy tylko ktoś napomknął coś o narastających konfliktach, które lada moment miały dotrzeć również do Anglii, ale też ze względu na własne obserwacje — nie był przecież ślepy, potrafił obserwować i słuchać, a kiedy się już zatrzymało na moment i pochyliło nad zebranymi informacjami, wniosek był tylko jeden — zbliżało się do nich coś złego i było to nieuniknione.


Ostatni rok Hogwartu był jednocześnie ostatnim rokiem jego życia, kiedy jeszcze wahał się nad tym, kim był, jest i będzie.


Próby zachowania zimnej krwi, kiedy jako prefekt przyszło mu uspokajać przerażonych otwarciem Komnaty Tajemnic uczniów, nie przyniosły rezultatów. Czuł się jak wulkan, rozgrzany od gorąca, rozpaczy i gniewu. Rok temu przeniesiono go na stanowisko prefekta naczelnego i wiedział, że nie tylko musi, ale i chce sprostać zadaniu, jakim było zapewnienie wszystkim bezpieczeństwa. Zgodnie z oczekiwaniami i poleceniami nauczycieli otaczał wspierającą ręką wszystkich młodszych uczniów, nie pozwalając im na robienie głupich rzeczy. Stres i dezorientacja nie pomagały w podejmowaniu dobrych decyzji, ale radził sobie tak jak mógł, chociaż nigdy nie potrafił kłamać i zachowywać spokojnego wyrazu twarzy, kiedy wokół dział się chaos. Być może właśnie przez jej rozgniewany wyraz usłyszał bolesne słowa, że nie zrozumie — on, jako arystokrata — czym jest to palące uczucie bycia od kogoś gorszym i nie ma prawa wydawać nikomu poleceń ani oceniać go za panikę. Musiał wpierw przełknąć ślinę, chociaż niemożebnie ciężkie to było przez gulę w gardle. Rozumiał to aż za dobrze, ale nie była to pora na taką rozmowę. Przyjął po prostu do świadomości to, że te różnice nie były już zatarte, a on zatracił część siebie — tą, o którą walczył tak zaciekle. Nie udało mu się rozpracować żadnej z intryg przyszłego Czarnego Pana, ani uratować dziewczynki imieniem Marta, która w przeciwieństwie do niego, bo był to jego ostatni rok nauki, miała już nigdy nie opuścić murów szkoły magii.


Te wspomnienia żyły w nim nieustannie.


Zarówno przed jak i po opuszczeniu szkoły nawiedzały go liczne koszmary. Spokojny sen stał się na moment nieosiągalnym marzeniem, podobnie nienamacalnym co choćby pozory bezpieczeństwa. Znaleziono winnego, czy kozła ofiarnego? I wtedy to postanowił — to miała być pora na zrozumienie świata dogłębniej niż dotychczas. Nie mógł znieść kotłującego się w sercu poczucia winy. Czuł, że zawiódł wiele osób, ale przede wszystkim siebie, nawet jeżeli był zbyt młody, aby udźwignąć ciężar tych wydarzeń. Marzenia kolegów o zostaniu Aurorem stały się dla niego nagle nie tak odległe jak z początku sądził — tak też przedstawił to ojcu, który skwitował to wpierw dłuższym milczeniem, później niewyrażeniem zgody, aby jego drugi w kolejności syn ryzykował swoim życiem dla cudzej sprawy. Dla Havelocka było to przelaniem jakiejś czary goryczy zbieranej przez lata i wpadł w typowy dla siebie szał. Zagroził wyprowadzką z Silverdale, porzuceniem dawnego życia i rozpoczęciem nowej drogi. Drogi, o której w istocie nie miał zielonego pojęcia i na którą zdecydowanie nie był gotowy. Corvus zareagował na to z typowym dla siebie spokojem, ale Havelock mógł dostrzec, że coś pod tą pozornie trwałą maską pękło. Pierwszy raz w życiu zaprosił go na polowanie. Twierdził, że powinien podjąć decyzję po zobaczeniu tego, co ojciec ma mu do pokazania, bo chociaż nie mówił o tym otwarcie, wciąż marzył o choćby odrobinie jego uwagi. Od tej nocy męczące go koszmary zaogniły się na kilka kolejnych lat. Powodem tego było zadanie — miał pozbawić życia sarnę i nie był w stanie tego zrobić. Jego ojciec zestrzelił ją z kuszy tak, aby konała w cierpieniu i kazał mu ją dobić, aby je ukrócić. I wtedy zrozumiał, że nie potrafi. Chociaż usłyszał słowa reprymendy o swoim braku wyobraźni jeżeli chodziło o cokolwiek związanego z życiem, wcale nie musiał brać ich sobie do serca, bo ten fakt dotarł do niego samodzielnie, kiedy pochylał się nad konającym zwierzęciem i drżącą ręką celował do niego z różdżki. Nie trafił.


Nie był wojownikiem.


Nie miał w sobie czegoś, co pozwoliłoby mu zrobić to bez zawahania się. Ojciec wytknął mu też, że nie potrafi słuchać i miał rację — buntował się przecież w imię samego buntu, niechętnie wykonywał czyjekolwiek polecenia. Jednocześnie nie do końca potrafił podejmować je samodzielnie, bo brakowało mu wiedzy, obycia w świecie. Zaczął zastanawiać się, gdzie umknęły mu te rzeczy, dlaczego nie widział wcześniej, jak wiele brakuje mu do obrazu siebie, który zarysował we własnej głowie. Niestety nawet to nie pomogło w opanowaniu emocji i ponownie wybuchł, obarczając Crovusa winą za całe zło tego świata. Wyrzucił wszystkie swoje bolączki, wszystko, co męczyło go przez lata, ale czego nie miał odwagi z nim skonfrontować. Ten postawił mu ultimatum — nauczy go rozmawiać z drzewami i przekaże mu tak bardzo męczące go tajemnice dobierania drewna na różdżki, ale tylko i wyłącznie pod warunkiem porzucenia na zawsze chęci zostania Aurorem. Odmowa miała równać się z puszczeniem go wolno, ale nie bez konsekwencji. Przerażony tym wszystkim nastolatek zgodził się na to i zgodnie z obietnicą każdego ranka zabierany był do lasów porastających Lancashire, aby zagłębiać w nich tajemnice miejscowej flory.


Polubił pracować nocą, odnajdując przyjemność w obieraniu właściwej drogi dzięki gwiazdom. Powoli rozumiał coraz więcej. Nie tylko o zielarstwie, ale i o życiu — Havelock bardzo szybko ożenił się z pisaną mu dziewczyną i został ojcem. I to prawdopodobnie jego dzieci sprawiły, że nigdy nie złamał danej ojcu obietnicy pozostania w siedzibie rodu.


Lady Malfoy, którą przed ślubem widział niewiele razy, nigdy nie była miłością jego życia. On natomiast zdecydowanie był miłością jej życia. Wypominała mu to na ich wspólnej drodze wielokrotnie, czasami w żartach, czasami w gniewie. Odkąd zobaczyła go pierwszy raz, słała mu niebotyczne ilości listów, ale on odpisywał na nie rzadko, czasami nawet wcale. Kiedy jej serce łomotało jak szalone podczas wakacyjnych spotkań, on uśmiechał się niezręcznie. Brak choćby lekkiego zauroczenia we własnej żonie Havelock rekompensował jej olbrzymią miłością, którą obdarzył każdą swoją pociechę wydaną przez nią na świat. Spędzał i wciąż spędza ze swoimi dziećmi dużo czasu i od zawsze starał się wpoić im poczucie wspólnoty — coś, co nie powiodło się jego rodzicom, przez co on i jego rodzeństwo przez długi czas nie potrafili na sobie polegać. Nie chciał, aby zbudował się pomiędzy nimi zbędny dystans. Lubiła na to patrzeć. Napisała o tym multum wierszy, jak to poetka — o jego oczach rozświetlonych na widok pierwszych kroków, o książkach czytanych ich dzieciom na dobranoc, o tym jak je uczył mimo posiadania guwernerów i jak nosił je na rękach. Kiedy pojawiło się pomiędzy nimi przyzwyczajenie i przyjaźń, pisała też o tym jak ściągał jej rzeczy z wyższych półek, chociaż trzymała w dłoni różdżkę, o przejażdżkach konnych po lasach Lancashire, o rozmowach o nocnym niebie, w którym widział o wiele więcej niż ona, o prostych pytaniach: „jak się dziś czujesz”, będących jakimś promieniem w smutnej i ciemnej codzienności. Większość uznawała za zbyt przyziemne jak na budowanie obrazu dumnego arystokraty, więc nie opuszczały nigdy szuflady w jej komnacie — te wiersze były dla nich. Nauczyli się żyć razem, czytać je wspólnie i cieszyć się nimi.


W jej poezji słychać ptaki, a najgłośniejszym jest on.


Najpiękniejsze i jednocześnie najsmutniejsze trele śpiewał w nich jej mąż — chory na rozrost albioni, jakby go natura chciała uskrzydlić w ramach rekompensaty za brak daru, który tak bardzo chciał posiadać. Pisała o jego krzykach, kiedy zatrudniani do tego uzdrowiciele próbowali doprowadzić do porządku jego rozrastające się kości, o łzach płynących z podkrążonych oczu, o przepoconych od gorączki, czarnych włosach przyklejonych do twarzy, zgarnianych przez nią chudymi, bladymi palcami. I chociaż naprawdę tego nie lubił, porównywała go do kruka.


Mówił jej wielokrotnie, żeby tego nie robiła, ale była w tym piekielnie uparta. W końcu odpuścił, w pewnym stopniu to zaakceptował, chociaż nie rozumiał dlaczego. Kolor włosów? Na przekór temu co o nim sądziła, nigdy nie domyślił się, że chodziło o inteligencję.


Był jej bohaterem. Był nie tylko jej oparciem, ale i całym życiem — uwielbiała słuchać o jego pasji, napawała się olbrzymią wiedzą, jaką posiadał, bo kochała naturę całym sercem. Szczerze wierzyła w to, że wykonywana przez niego praca — opiekowanie się porastającymi Lancashire lasami — była czymś więcej niż miłością do roślin; to było opiekowanie się Matką Naturą samą w sobie. Dbał o bezpieczeństwo entów. Nie pozwalał rozprzestrzeniać się chorobom atakującym drzewa. Pilnował ukrywania miejsc, w których w sabaty rozpalano rytualne ogniska. Obserwował, jak rośliny kładą się do zimowego snu i budzą na wiosnę. Stał się w jej oczach czymś na wzór strażnika cyklu pór roku i chociaż w swoim mniemaniu wyprany był ze wszelkiego mistycyzmu, dla osób postronnych faktycznie mógł posiadać go wiele. Sama wiedza o tworzeniu i naprawianiu różdżek, którą rozwijał od młodości i dla której utrzymywał rodzinne tradycje, chowając największe sekrety różdżkarzy w najgłębszej komnacie swojego serca, czyniła go kimś tajemniczym, ale sam uznałby te myśli za co najmniej zabawne, może nawet niegodne dojrzałej ponad swój wiek osoby, za którą próbowała uchodzić w towarzystwie.


Czas mijał. Na przyjęciach, na zabawach z dziećmi, na tworzeniu kadzideł i wywarów z ziół z własnych zbiorów, ale ciemne chmury zbierające się nad Anglią przynosiły pierwsze deszcze. Aż wreszcie rozpoczęła się burza.


Wojna, w której niegdyś tak chętnie chciał wziąć udział, zdawała się zaciskać palce na jego szyi. Nieangażujący się do tej pory w politykę ród rzemieślników postanowił stanąć naprzeciw wielu dawnym przyjaciołom. W obronie słabszych — jakże szlachetnie, ale jednocześnie zbyt odważnie, jak na ich sytuację, przynajmniej w jego opinii. Czuł się, jakby przemawiał przez nich jego młodociany bunt. Kontrowersyjne w świetle obecnych nastrojów decyzje doprowadziły do tego, że neutralność stała się dla nich czymś odległym. Najgorzej znosiła to jego żona. Nikogo nie dziwiło, że to ona najbardziej dusiła się w chłodnym zamku, do którego uciekli z Silverdale, coraz bardziej świadoma tego, że w oczach Malfoyów lista gości ślubu Ulyssesa była świadectwem tego, że poślubiła człowieka z rodu zdrajców. Chorowała coraz częściej, jakby usychała do tego wszystkiego niczym kwiat. Wtedy też usłyszał słowa, jakoby mogła nie przetrwać tej zimy. Wiedział, że musi coś z tym zrobić, ale nie wiedział co — to był przecież dla Ollivanderów czas śmierci. Wpierw zmarł ich nestor, później ojciec Havelocka. Nie widział też dobrej drogi — przełożenie bezpieczeństwa własnej rodziny ponad życie innych nie wydawało się być rozwiązaniem. I może właśnie ten brak udeptanej ścieżki, którą mogliby podążyć, utwierdził go w przekonaniu, że musi działać.


Bo nawet jeżeli przyjdzie kiedyś ich koniec, to jeszcze nie zginęli.


Rozpoczął poszukiwanie uzdrowiciela, który zdołałby uleczyć jego małżonkę. Przełknął ślinę i pierwszy raz wyruszył do lasu sam, bez ojca. Musiał nauczyć się poszukiwać odpowiedzi samodzielnie. Zaczęły tlić się w nim myśli, że to te spokojne lasy, które tak kochał i o które dbał latami, powinny stać się ich murami. Sam również opowiedział się po tej samej stronie co Ulysses, oferując swoje umiejętności różdżkarstwa kształtującemu się w Zakonie cechowi rzemieślniczemu, o którym opowiedział mu Stevie Beckett. Z rosnącym zaangażowaniem rozwijał zdolności alchemiczne, chcąc nauczyć się pozyskiwać większe porcje wytwarzanych eliksirów. Niezmiennie pozostaje też jednym z najznamienitszych wśród Ollivanderów zielarzy i tak jak kiedyś on myślał o swoim ojcu, tak dziś jego dzieci są niemal pewne tego, że Havelock potrafi rozmawiać z drzewami.



Patronus: I tak już nadgryzione zębem czasu umiejętności obrony przed czarną magią nigdy nie pozwoliły Havelockowi na wyczarowanie czegokolwiek ponad mlecznobiałą mgłę.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 53 (rożdżka)
Uroki:00
Czarna magia:00
Uzdrawianie:00
Transmutacja:50
Alchemia:152 (rożdżka)
Sprawność:9Brak
Zwinność:5Brak
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaII10
Historia MagiiI2
NumerologiaI2
ONMSI2
PerswazjaI2
SpostrzegawczośćI2
ZielarstwoIII25
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
EkonomiaI2
Savoir-vivreII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Zakon Feniksa00
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Malarstwo (wiedza)I0.5
RóżdżkarstwoIII25
Rzeźba (tworzenie)I0.5
Rzeźba (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0.5
Taniec balowyI0.5
SzermierkaI0.5
JeździectwoI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 0


[bylobrzydkobedzieladnie]


I believe you find life such a problem because you think there are good people and bad people. You're wrong, of course. There are, always and only, the bad people, but some of them are on opposite sides.


Ostatnio zmieniony przez Havelock Ollivander dnia 18.09.21 0:31, w całości zmieniany 7 razy
Havelock Ollivander
Havelock Ollivander
Zawód : różdżkarz, hodowca roślin, lord i opiekun lasów Lancashire
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Meet me at the edge
I ain't afraid
I've already fallen
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10514-havelock-ollivander https://www.morsmordre.net/t10623-sosenka#321582 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t10626-szuflada-howla#321586 https://www.morsmordre.net/t10625-havelock-ollivander#321584
Re: Havelock Ollivander [odnośnik]02.10.21 9:27

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana

INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam PW lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!
STAN ZDROWIA
Fizyczne
rozrost albioni
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak

Kartę sprawdzał: Tristan
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Havelock Ollivander Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Havelock Ollivander [odnośnik]02.10.21 9:29


KOMPONENTYJaja widłowęża, Róg garboroga, Kwiat paproci, Żądło mantykory x2,  Jagody z jemioły x2, Figa abysyńska, Strączki wnykopieńki

[18.09.21] Styczeń/marzec

BIEGŁOŚCI

HISTORIA ROZWOJU[DATA] Rozwój początkowy: -50PD
[22.11.21] Zdobyto osiągnięcia: Mały terrorysta, Mały pędzibimber; +60 PD
[03.12.21] Wykonywanie zawodu (styczeń-marzec I); +15 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Havelock Ollivander Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Havelock Ollivander
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach