Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Margaux
AutorWiadomość
Sypialnia Margaux [odnośnik]26.11.15 22:58
First topic message reminder :

Sypialnia

Jasna tapeta na ścianach, kremowa pościel i białe firanki miały w założeniu optycznie powiększyć mikroskopijne i nieco klaustrofobiczne pomieszczenie, ale raczej nie zdały egzaminu. W prostokątnym pokoju znajduje się proste, drewniane łóżko i szafa na ubrania, zabawnie przekrzywiona, bo pozbawiona jednej nóżki. Na parapecie, w zasięgu ręki, zawsze stoi niezwykle stare wydanie Królowej śniegu, notes do rysowania i świeczka. Na bezsenne noce.

W przeciwległym kącie leżało kiedyś kocie posłanie, ale Margie szybko zorientowała się, że tylko niepotrzebnie zajmuje przestrzeń, bo Śnieżka upodobała sobie miejsce na łóżkowej poduszce. Teraz posłania nie ma, jest za to sierść na pościeli.


[bylobrzydkobedzieladnie]


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder




Ostatnio zmieniony przez Margaux Vance dnia 05.10.16 13:29, w całości zmieniany 2 razy
Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance

Re: Sypialnia Margaux [odnośnik]27.05.18 16:21
| początek lipca

Osobą, która jako pierwsza podsunęła jej pomysł na zamknięcie magii leczniczej w przedmiocie, była jej matka.
Nieco paradoksalnie; jako odcięta od czarodziejskiego świata mugolka, z mniej niż nikłą wiedzą na temat magii samej w sobie, z oczywistych przyczyn nie była w stanie stworzyć gotowego rozwiązania, ani nawet nie wiedziała, czy miało ono rację bytu – zresztą, początkowo sama Margaux nie przywiązywała do jej słów większej wagi, uznając je za zwyczajny przejaw zwielokrotnionej przez toczącą się wojnę troski – ale raz zrodzona idea zakorzeniła się w umyśle ratowniczki na tyle mocno, że w trakcie spędzonego we Francji miesiąca wracała do niej wielokrotnie, wreszcie decydując się przyjrzeć problemowi bliżej. I, jak się okazało, nie bezowocnie; głębszy przegląd zarówno francuskich, jak i angielskich źródeł wskazywał, że czarodzieje przelewali uzdrawiającą energię w amulety i talizmany już w dalekiej przeszłości, przygotowując swoich wojowników do wyruszenia na pole bitwy; dziedzina była co prawda przestarzała i, w większości, zapomniana, ale na szczęście wciąż miała swoich zwolenników, którzy, choć wśród czarodziejskiej społeczności nie cieszyli się zbyt dużą popularnością, to niewątpliwie istnieli, gorliwie dzieląc się swoją wiedzą z każdym, kto tylko ośmielił się zapytać. A Margaux pytała; pobieżne rozeznanie pozwoliło jej na odnalezienie czarodzieja, mieszkającego zaledwie kilka mil od nowego domu jej rodziców, który – po przełamaniu początkowej podejrzliwości i nieufności – zgodził się podzielić z nią zalążkami tej częściowo zapomnianej sztuki, łaskawie nie dociekając, dlaczego właściwie się nią interesowała.
Zadanie, które przed sobą postawiła, było jednak trudniejsze, niż pierwotnie myślała, bo już na samym początku natknęła się na ścianę, którą postawiła przed nią numerologia. Dziedzina magii, którą w trakcie szkolnej nauki potraktowała wyjątkowo po macoszemu, okazała się nierozerwalnie związana ze sztuką tworzenia amuletów, która to umiejętność wymagała – we wczesnym etapie – nagięcia istoty i formuły zaklęć, tak, by dało się ich działanie opóźnić i zdeponować. Teksty, które Margaux otrzymała od swojego nowego, francuskiego przyjaciela, wręcz naszpikowane były długimi ciągami liczb i równań, których odszyfrowanie przypominało bardzo mozolną próbę rozczytania kompletnie obcego języka, zmuszając ją do wrócenia się do korzeni. Tu nieocenioną pomocą okazały się podręczniki, jeszcze przed wyjazdem pożyczone od Eileen; zabrała się za ich studiowanie z nieznaną sobie zaciętością, przypominając sobie dawno zapomniane nauki i przyswajając nowe, potykając się i irytując, zapisując na pergaminach długie ciągi znaków i wyliczeń, przez co jej dni wypełnione były nie tylko próbami stworzenia nowego domu dla zmuszonych do ucieczki z kraju rodziców, ale też niełatwymi staraniami o odpowiednie przygotowanie się do zadania. Już wtedy wiedziała, że jej powrót do ogarniętej chaosem Wielkiej Brytanii był tylko kwestią czasu, a tak naprawdę – wiedziała to od zawsze, bo porzucanie raz podjętej walki nie leżało w końcu w jej zwyczaju. Czasami uciekała, owszem, jej ucieczki zawsze były jednak krótkotrwałe i kończyły się powrotem z podniesioną wysoko głową i nowymi siłami; tak działo się też teraz, formujący się dzięki pokonanej odległości dystans tylko dołożył ognia do tlącej się determinacji. Być może walczyła z wiatrakami, może jej umysł nie był wystarczająco ścisły, by pojąć utkaną z zawiłości naukę, ale uparcie (i być może trochę naiwnie) nie przyjmowała tego do wiadomości, tygodniami studiując obie nauki, krok po kroku rozsupłując zaciśnięte mocno węzły i widząc coraz jaśniej zamkniętą między nimi logikę.
Jej plan nabierał kształtów, żeby wreszcie – nieco ironicznie – wykrystalizować się w tragicznym pożarze Ministerstwa Magii, który na stałe wplótł między jej włosy duszący zapach dymu, mieszając go z delikatną, charakterystyczną wonią białych gardenii.
Wydrukowana rażąco wyraźnym i czarnym atramentem lista zaginionych w Proroku Codziennym, zawierająca zwłaszcza to jedno jedyne nazwisko, uświadomiła ją boleśnie, że się spóźniła – być może, tylko być może, gdyby pierścienie były gotowe do tego czasu, więcej osób uniknęłoby okropnych płomieni – ale przegrana, tym razem, nie wywołała w niej odruchowego marazmu. Nie zapłakała ani razu, z gruzów po swoim dawnym departamencie skacząc prosto w wir pracy i nauki, starając się dwa razy bardziej i sypiając dwa razy krócej, systematycznie wypełniając mieszkanie zapisanymi drobnym pismem pergaminami i szkicami. Jej wiedza wciąż była elementarna i fragmentaryczna, ale po pewnym czasie okazała się wystarczająca do zarysowania przynajmniej wstępnego programu badań, które – była tego niemal pewna – miały sporą szansę na zakończenie się sukcesem. Wciąż jeszcze odległym, ale szła w jego stronę dosyć stanowczo, pozwalając, by jej stopy co najmniej kilka razy w tygodniu prowadziły ją do Biblioteki Londyńskiej, którą przeszukiwała regał po regale, wypożyczając wszystko, co tylko dało się wypożyczyć na temat tworzenia magicznych amuletów. Nie zawsze były to dzieła przydatne, niektóre z nich jawnie wyśmiewały tę dziedzinę magii jako wydumaną i naszpikowaną zabobonami, ale były też takie, które z imponującą drobiazgowością rozkładały cały proces na czynniki pierwsze. To te ostatnie okazywały się dla Margaux najcenniejsze, nie starała się w końcu odtworzyć żadnego z zaproponowanych przez autorów rozwiązań, a zrozumieć i przekształcić je dla własnych potrzeb; często zostawała więc w czytelni aż do jej zamknięcia, przerysowując na długie rolki pergaminów rysunki i diagramy, i przyrównując je z tymi, które stworzyła samodzielnie, bardzo ostrożnie wybierając odpowiednie zaklęcie i przedmiot, który miał posłużyć do jego przeniesienia. Dosyć długo głowiła się zwłaszcza nad tym ostatnim, nie od razu dostrzegając, że rozwiązanie znajdowało się tuż pod jej nosem, czy może – na jej serdecznym palcu, srebrząc się w migającym świetle świecy za każdym razem, gdy nad woluminami zastawał ją zmrok. Wiedziała w końcu, że nośnik musiał być potężny magicznie, żeby zamknięcie w nim uroku tak silnego, jak Vigorio, było w ogóle możliwe: przed niekontrolowanym rozpadem i reakcją łańcuchową ostrzegały wszystkie źródła, do których dotarła, te same przestrogi padały też z ust jej przyjaciela, który – nie wiedząc o istnieniu Zakonu, ani tym bardziej o przekształconych w pierścienie piórach – w pierwszej chwili zakwalifikował jej pomysł jako niemożliwy. To słowo, przynajmniej dla Margaux, zdawało się już jednak nie nieść takiego definitywnego znaczenia, jak jeszcze rok temu; szalejące nad Anglią anomalie i wykrojenie z klatki piersiowej własnego serca również uznałaby kiedyś za niemożliwe, podobnie jak pieśń feniksa, odnalezione w Kruczej Wieży osobliwości i wiele innych rzeczy, które z niemożliwego stały się codziennością.
Niemożliwe zawisło więc na ścianach jej pokoju, zajmując niemal całą ich powierzchnię pod postacią pergaminów i wycinków z wyświechtanych podręczników, rysunków, wykresów i diagramów, ciągów cyfr i wyliczeń, skreśleń i poprawień, a ona sama z każdym dniem wpatrywała się w to wszystko z miną coraz bardziej przypominającą kogoś, kto faktycznie rozumiał, co robi, ignorując zmęczenie i uwagi swoich zaniepokojonych współlokatorów, próbując zebrać całość w przystępną formę, którą będzie mogła przedstawić pozostałym Zakonnikom, żeby wreszcie poprosić ich o pomoc. Od samego początku wiedziała przecież, że nie poradzi sobie sama, bo chociaż numerologia stopniowo przestawała wyglądać dla niej jak (metaforyczna, o prawdziwej miała jeszcze mniejsze pojęcie) czarna magia, to udział kogoś, kto miał tę dziedzinę w małym palcu, przynajmniej na początkowym etapie badań, wydawał się niezbędny; podobnie rzecz miała się z alchemią, bo choć samo warzenie eliksirów było czymś, czego była w stanie się nauczyć, to znacznie łatwiej pracowałoby jej się, gdyby ktoś bardziej obeznany z tą sztuką mógł przygotować dla niej konieczny do zaczarowania wywar. Wszystko to należało zaplanować, opracować i zabrać się do pracy, i tym właśnie się zajmowała, pisząc zapamiętale na jedynym czystym skrawku pergaminowej kartki, z włosami starannie zaczesanymi do tyłu i zaciętym wyrazem twarzy. Pierścień Zakonu, zdjęty z palca i odłożony ostrożnie na stoliku, migał na nią zachęcająco, ściągając na siebie słabe, wpadające zza okna światło; zamglone, zasnute wszechobecną mgłą, która tylko dodatkowo przypominała, jakie konsekwencje mogą czekać na nich wszystkich, jeżeli po raz kolejny pojawi się na miejscu za późno.

| zt


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Sypialnia Margaux
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach