Wydarzenia


Ekipa forum
Różany Ogród
AutorWiadomość
Różany Ogród [odnośnik]18.01.16 4:47
First topic message reminder :



Różany Ogród
Idealnie pielęgnowany ogród rodziny ze z dumą prezentowanymi czerwonymi różami, w wolnych chwilach dopieszczanymi przez samą Cedrinę Rosier. Podobno nie ma w całej Anglii ładniejszych, lepiej prezentujących się róż. W końcu ród, w którego herbie mieści się ta roślina, musiał zadbać o swój znak rozpoznawczy. Idealne miejsce do spacerów w ciągu dnia, jak i w nocy. Z uwagi na piękność i zadbanie tutejszej roślinności, można tu spotkać nawet rzadkie okazy ptaków, wygrywających z rana piękne melodie. Ostatnimi czasy po ogrodach przechadza się również parka dumnych pawi, zakupionych przez Darcy Rosier.


Paw w Rożanym Ogrodzie


Zakątki Rożanego Ogrodu
Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823

Re: Różany Ogród [odnośnik]12.05.16 22:55
Spojrzała na niego krytycznie. Pozostała wyczulona na wszelkiego rodzaju złośliwości. Zachowując czujność odparowała mu od razu:
Więc może tym razem uda mi się nie podburzyć mojego konia.
W końcu już zdążyli ustalić, a przynajmniej ona to ustaliła i zapisała sobie w pamięci tamto wydarzenie w taki sposób, że cała wina zaskakiwania i straszenia jej klaczy spoczywała po jego stronie. Dlatego dla komfortu ich oboje lepiej było nie zagłębiać się w tą dyskusję i pozostawić ją właśnie na tym poziomie, gdzie każdy miał swoje wyobrażenie na temat zaistniałych wtedy okoliczności. Szczęśliwie dyskusja szybko zmieniła swój tor, skupiając się, już w trochę luźniejszy sposób wokół lorda Bulstrode. Darcy gładząc listki róży, uniosła wzrok do oczu Thibauda, używając jego wymijających odpowiedzi przeciwko niemu.
Jeśli aż tak bardzo Cię zauroczyłam opowieściami o lordzie Bulstrode to mogę zaaranżować wam wspólne spotkani, mój drogi, tylko wiesz… spróbujcie zachować się podczas niego w granicach rozsądku. Nie chciałbyś, żeby Cię wykluczono z socjety za Twoje nietypowe upodobania.
Jak zawsze kiedy sobie z niego drwiła na jej ustach pojawił się nieznaczny, sardoniczny uśmieszek, skrywany za maską spokoju i grzeczności, ale przecież jej kuzyn, jako jeden z wyróżnionych poznał już taką gamę tych różniących się subtelnymi różnicami uśmiechów, ze powoli musiał zacząć je już rozpoznawać, szczególnie, że kiedy byli sami Darcy wcale nie ukrywała kąśliwej strony swojego usposobienia. Gest ten nieco złagodniał, kiedy mężczyzna odwrócił się w jej kierunku. Róża, którą jeszcze przed chwilą drażniła jego skórę, dotknęła teraz ławeczki. Darcy opuściła ją bezwiednie, tracąc nią zainteresowanie w momencie, w którym jej wzrok skrzyżował się z ciemnymi tęczówkami Thibauda. Spojrzenie zdawało się bardzo intensywne. Milczała, czekając najpierw na jego reakcję, chociaż jego przenikliwy wzrok – ale wolała wierzyć, że to chłodny powiew wiatru – wywołał lekki dreszcz na jej ciele, a może to ciepło jego dłoni na kostce? Chociaż wygodniej było wierzyć, ze różnica temperatur między zziębniętą skórą, a ogrzewającymi ją opuszkami palców mężczyzny. Szczęśliwie Thibaud pierwszy oderwał od niej na chwilę wzrok. Skarciła się w myślach za to, że sama się na to nie zdobyła, ale nie dała po sobie poznać lekkiej irytacji swoją nieostrożnością. Niby niedbale ze znużeniem, powróciła do manewrowania różą w powietrzu. W rzeczywistości próbowała rozpraszać w większym stopniu jego uwagę niż swoją, żeby nie złapać się w pułapkę chwili. Pięknej nocy, wśród pachnących róż, z echem nostalgicznego nastroju, jaki obudzili w pierwszych minutach rozmowy. Sunęła więc pąkiem od jego dłoni, spoczywającej na kostce, przez zgięcie w łokciu, do ramienia i szyi, skrupulatnie, nie dotykając go częścią łodyżki z kolcami, ale gdyby się zbyt mocno poruszył, oczywiście łatwo mogło się to zmienić. Droczyła się z nim swoimi gestami, kiedy opowiadał o swojej narzeczonej, licząc na to, że rozproszony w mniejszym stopniu będzie kontrolował słowa, jakie wypowiadał. Niestety, mimo wszystko pozostawał czujny, nawet kiedy kręciła ósemki na odsłoniętej części szyi, tuż nad obojczykami. Zrezygnowana zawiesiła różę w jednym punkcie, wpatrując się znów w mężczyznę:
Uprzedmiatawiasz kobiety, porównujesz je do trofeum. Aż dziwne, że jeszcze nie trafiłeś na taką, która przewartościowałaby ci życie.
Dźgnęła go lekko Łotyszką róży, przekręcając nieznacznie nadgarstek w powietrzu i uśmiechnęła się do niego słodko, jakby chciała zwrócić uwagę na niewinny aspekt tego gestu.
Przepraszam, nie chciałam— chciała bardzo, postawić nacisk na to, co mówiła i zaznaczyć swoje stanowisko wobec podjętej kwestii, zanim przeszła do następnego tematu. Wspominanie o Lorne nieco ją już znużyło, szczególnie, że ich feralny związek pozostawał pozbawiony chemii i romantyzmu z racji zachowania obu stron, a nie tylko z winy Lorne, o czym oczywiście głośno nie wspominała, bo nie wypadało jej się przyznawać do źle rozpoczętej relacji z narzeczonym.
Oj, zapomnij o zaręczynach. To opowieść na inną okazję.
Nie chciała mu teraz opowiadać o zerwanych zaręczynach Tristana i politycznym zagraniu, które miało załagodzić zbrukanie imienia Bulstrode’ów. Obiecanie jednemu z ich synów ręki najmłodszej córki Rosierów miało odkupić nieprzemyślane decyzje jej brata, a Darcy bardzo nie chciała, żeby Thibaud pomyślał, że to Tristan był winowajcą tego związku. Prawda była taka, że panienka Rosier już dawno powinna się z kimś zaręczyć, padło na Lorne.
Czy bycie w gotowości oznacza nie odstępowanie mnie na krok i pilnowanie mojego bezpieczeństwa i dobrego imienia?
Odpychając się jedną dłonią od ławeczki za sobą, wygięła się w jego kierunku, niemalże dotykając brzuchem swoich kolan, kiedy oparła jedną dłoń na jego szyi, niby od niechcenia sprawdzając czy nie poraniła kolcem róży za mocno jego skóry, choć tak naprawdę dotykała ją opuszkami palców z wyraźnym rozmysłem dobierając w tym momencie słowa do swojej wypowiedzi.
Uważaj, bo ktoś postronny mógłby pomyśleć, że nie możesz oderwać ode mnie myśli i szukasz tylko pretekstu, żeby spędzać ze mną więcej czasu — mruknęła przejeżdżając opuszką kciuka po fakturze jego skóry i uniosła wzrok do jego oczu. Powstrzymała wstąpienie wrednego uśmieszku na twarz, zachowując pełną powagę wobec poruszonej treści.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Różany Ogród [odnośnik]25.05.16 12:00
Nie wydawał się być uderzony złośliwością Darcy, w kwestii jeździectwa pozostając całkowicie pewien swoich umiejętności. Nie bezkrytycznie, doskonałość kształtuje się bez wątpienia całe życie -  i to nic, że w gruncie rzeczy faktycznie zajechał jej wtedy drogę, on nad swoim rumakiem zapanował. I jej też by się udało - gdyby o koniach wiedziała więcej. Zamilkł jednak, jedynie skinąwszy głową, w sprzeczności z myślami zgadzając się z kuzynką - dał za wygraną, mając nadzieję poprowadzić tę rozmowę w innym kierunku... kiedy po raz pierwszy wymówiła nazwisko swojego narzeczonego. Ilu przyjaciół Bulstrode mógł mieć Tristan?  
- Lorne?- Z wyrazem dalekiego niezrozumienia ściągnął brwi, wpatrując się w delikatną twarz Darcy, teraz, kiedy oczy przywykły do wszechobecnego mroku i teraz, kiedy widział więcej- na różnych płaszczyznach- szukając zrozumienia. Nie spostrzegł się nawet, jak mogło zabrzmieć rozpoznanie jego imienia w kontekście słów Darcy, nie to było jego intencją. Lorne był utalentowanym czarodziejem i dobrym kompanem, ale nie dość dobrym, by zerwać tę różę. Gdyby Thibaud nie lubił rywalizacji, z pewnością wybrałby inną ścieżkę życiową. Ale wybrał rywalizację. I miał zwyczaj w niej wygrywać, niezależnie od tego z kim stawał w szranki- mógł być samym Grinelwaldem, królową angielską lub Ludwikiem XVI. - Twoja troska mnie zdumiewa - dodał, myślami błądząc po dworze Bulstrodów, zbyt mocno zajęty tymi myślami, by tym razem podjąć rzuconą rękawicę i wdać się w kolejną szermierkę słowną. Drwiną spłynęła po nim jak orzeźwiający wodospad - a ona pięknie się uśmiechała. Zwłaszcza, kiedy drwiła.  - A mówią, że złość piękności szkodzi - dodał po chwili, nie odwracając od niej spojrzenia, nie tłumacząc przy tym krętego potoku swoich myśli. Krew rodzeństwa z Dover była wyjątkowa, od Marie, jego rówieśniczki, przez Druellę, na małej Darcy skończywszy. Pamiętał ją jako dziecko, teraz Darcy zdecydowanie dzieckiem być przestała. Nabrała kobiecości, ale i wyrazistości. Ostry charakter w niczym nie przypominał Druelli, a zjawiskowa uroda być może przyćmiłaby nawet urodę Marie, gdyby jej duch nie pozostawał w pamięci wszystkich jako uosobienie doskonałości. Jego wzrok prześlizgiwał się mniej ostrożnie po wątłości jej ramion i wzdłuż długiej szyi, po czarnych puklach spływających po ciele okrytym zwiewnym nocnym materiałem. Jej miejsce było wśród róż, dość już duchów - a to z nich słynęli Bulstrode;owie.
Płatki róży, jakimi drażniła jego skórę, miękkie i delikatne, pozostawiały po sobie drżący ślad. Całkiem przyjemny, ale zbyt rozpraszający. Mimo usilnych prób, jego uwaga pozostała skupiona na niej, a kpiący uśmiech nie niknął z jego twarzy. Nie przeczył jej słowom, nie wydawał się też nimi dość poruszony, jak na człowieka, który przed paroma tygodniami stanąć miał na ślubnym kobiercu z piękną wybranką u boku. Grymas, który przemknął przez jego twarz, miał zupełnie inne podłoże, ale dźgnięcie łodyżką pozwoliło mu na nim zapanować, ponownie pochłaniając uwagę. Przemilczał temat, nie uznając trafnie wskazanych przez nią cech za wystarczająco chlubne, by wgłębiać się w ten temat, zwłaszcza w rozmowie z kobietą. Tymczasem dłoń Thibauda wystrzeliła, chwytając nadgarstek trzymający różę- delikatnie, ale silnie i gotów był ten uścisk pogłębić, gdyby chciała wyrwać swoją dłoń. To nie był najlepszy moment, żeby się nawzajem rozpraszać. Zdecydowanie nie.
- Czego nie chciałaś? - zapytał nieco zmienionym tonem, uwolniony od róży zwracając spojrzenie ku jej intrygującym oczom. Wcale nie musiała go namawiać, żeby zapomniał o jej zaręczynach, choć nie miał pojęcia, po jakich oceanach dryfują teraz jej myśli. - To nie powinno być trudne – zapomnieć o zaręczonych. Być może rzeczywiście niepotrzebnie drążył temat, przypominając jej o pierścionku, którego wcale nie miała dziś na palcu, którego prawie nigdy nie widział na jej dłoni. Niepotrzebnie, otaczający ich różany ogród, powoli pojawiająca się poranna rosa i coraz dotkliwszy chłód listopadowej nocy budowały niepowtarzalny nastrój, z którego dotąd korzystali w zdecydowanie nieodpowiedni sposób.  
- Naturalnie, we dnie i w nocy – zgodził się z nią nieco cichszym tonem, kiedy silniejszą falą uderzył do niego zapach perfum podnoszącej się bliżej niego Darcy. - Na tyle… na ile to konieczne - kontynuował, czując jej dotyk na swojej szyi, jego dłoń, wciąż spoczywająca na jej bosej stopie, delikatnie przygładziła jej chłodną skórę, okrywając ciepłem. Nawet nie zauważył zadraśnięcia na swojej szyi, które jego kuzynka mogła wyczuć pod palcami. - Znając twój talent do ładowania się w kłopoty… może być to konieczne częściej niż rzadziej – ocenił bez namysłu, nieznacznie się nad nią nachylając pod pretekstem ułatwienia jej dostępu do jego szyi, ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie.
- Karygodne - rzucił nieco stanowczo, a nieco kpiąco, w obu przypadkach całkowicie sprzecznie z każdym wykonywanym gestem, uważnie badając jej błyszczące w nocnym mroku źrenice. - Jak mógłbym? Ktoś inny gotów byłby dodać, widział mnie kiedyś, wodzącego za tobą spojrzeniem wilka, kiedy dzień wcześniej twoje hipnotyzujące oczy nawiedziły mnie we śnie. A przecież każdy wie… ile niebezpieczeństw czyha dziś na młodą piękną lady. I jakie to ważne, żeby mogła liczyć na swoją... rodzinę. - Dopiero teraz wypuścił z uścisku jej dłoń, przenosząc ją pod brodę Darcy, chcąc unieść jej głowę nieco wyżej.
Bo o zaręczynach, zgodnie z jej życzeniem, zapomniał.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Różany Ogród [odnośnik]25.05.16 15:24
Darcy jedynie skinęła głową w odpowiedzi na pytanie związane z jej narzeczonym. To był jedyny lord Bulstrode, jaki był jej znany i jaki jednocześnie przypadkowo też pozostawał przyjacielem jej brata. Sprawa tym bardziej była delikatna, aby utrzymać to narzeczeństwo sprawnie działające wystarczająco długo, żeby nie urazić godności Lorne Bulstrode, chyba, ze wcześniej on próbowałby narazić na upokorzenie jej własne imię. Wtedy nie byłoby już niczego, co mogłoby ją wstrzymywać. Nawet więzi, jakie wiązały mężczyznę z jej rodziną.  Może właśnie na taką nieuwagę ze strony mężczyzny, jej niedoszłego męża, liczyła.
Zbyt skupiona na swojej prowokacji, nie zauważyła żadnych sygnałów mogących ją ostrzec przed jego uściskiem. To uwięzienie poczuła dopiero kiedy zamknął jej przegub ręki w swoich palcach. Jej dłoń sama instynktownie cofnęła się w tył, odnotowując większą siłę z jaką uniemożliwiał jej ruch. Zrozumiała przekaz. Upuściła różę, która spadła pomiędzy nimi, ale Darcy zamiast spojrzeć z nią, wpatrywała się bez cienia ugięcia w oczy Thibauda. Chociaż pytanie zadał odnośnie jej wypowiedzi i chociaż nie miała na myśli niczego więcej niż tylko ranienia jego skóry różą, jego słowa rozbrzmiały w powietrzu zupełnie inaczej. Ta kwestia zawisła pomiędzy nimi, jakby to właśnie specjalnie jej róża, którą wcześniej Darcy się bawiła, ustąpiła miejsca. Pytanie było na tyle ogólne i zadane w odpowiednim momencie, że mogłaby mu udzielić odpowiedzi na różne tematy, każdy z nich byłby daleki od tej właściwiej, bardzo trywialnej odpowiedzi kwestii, której naprawdę je zadał. Wolała jednak brzmienie tego trudniejszego pytania. Dlatego udzieliła mu trudniejszej odpowiedzi. W nagrodzie za odpowiednie wyczucie momentu.
Tego bardziej komplikować — słowa rzuciła ciszej. Już samo ustawione małżeństwo wydawało się dość złożonym problemem, do którego dołączały jeszcze inne elementy, których istnienia i problematyczności jeszcze kilka tygodni temu nie mogłaby przewidzieć. — Mieszać cię do tego — dodała, chociaż sam się w tą sprawę bezczelnie wkradł i sprawiał to wszystko jeszcze bardziej uwikłanym i prawie niemożliwym do rozwiązania. Nie była jeszcze pewna, jaką w tym problemie zajmował rolę. Czy mógł jej pomóc to wszystko rozsupłać, naprostować? Czy wpadł tak tylko, stworzyć jeszcze większy chaos, który już teraz ledwie kontrolowała?
Wolna dłoń, którą gładziła jego szyję, spoczęła n jego karku. Nie cofnęła jej nawet wtedy, kiedy rozmowa nabrała zupełnie innego toru, przez co i ten gest wydawał się coraz mniej stosowny, jak i coraz mniejsza dzieląca ich odległość. Teraz spoglądała w jego oczy z całkowitego bliska. Nawet panująca wokół nich osłona zieleni, zamykająca ich w swoim cieniu nie mogła zmącić jego spojrzenia, które z tej odległości wydawało się pełniejsze barw. Dostrzegała nawet zróżnicowaną paletę kolorów w jego tęczówkach. Różne odcienie brązu, który z daleka wydawał się nudniejszy. Z bliska zaś miał w sobie dużo więcej charakteru i tych iskierek. Tych, w które się zapatrzyła, próbując je odczytać.
Nawet w nocy, Thibaudzie? Naprawdę nie masz w sobie ani krzty przyzwoitości? — upomniała go, ale jej słowa brzmiały bardzo łagodnie, mimo treści, przebijało się przez tą wypowiedź ostrzeżenie, ale też i zwykłe rozbawienie, jak i zwykła ugodowość, bo przecież wcale mu tego nie zabroniła, choć powinna. Był tak blisko, że czuła bijące od niego ciepło, rozgrzewające jej zmarzniętą skórę. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej miała ochotę zrujnować ostatnie centymetry dzielącej ich odległości, poczuć to ciepło jeszcze bliżej, dokładnie przy swoim ciele, sprawdzić, czy jego serce niepokojąco przyśpieszyło swój rytm, bo może coś dziwnego wisiało w powietrzu. Jakaś skaza, która ją zakażała, zmniejszając jej dostęp tlenu do płuc, w taki sposób, że musiała rozchylić wargi i zaczerpnąć głębszego oddechu, zanim mu odpowiedziała:
Ktoś inny byłby wtedy nie dość dokładny. Poprawnie byłoby nazwać ten wzrok spojrzeniem wygłodniałego wilka. Wszystko inne wydaje się nie dość precyzyjne.
Poczuła nagłą lekkość na nadgarstku. Puścił jej dłoń. Czując dotyk jego palców zadarła głowę w górę, jednocześnie wolną rękę przykładając do jego policzka. Objęła go dłonią, opuszczając nieco nogi, przerzucając je odpowiednio nad jego udami. Zniwelowała tym samym ostatnie dzielące ich wargi centymetry, a później i milimetry, zawieszając usta nad jego własnymi.
Robisz się senny i nierozważny, Thibaudzie.  — szepnęła — Somnus… — jej glos ucichł, zawahała się tylko przez chwilę, zanim dokończyła inkantację zaklęcia — … initio — dokończyła prawie bezgłośnie, gładząc lekko jego policzek przy wypowiadaniu czaru i cofnęła się lekko, Przepraszam, muszę wiedzieć pomyślała jednocześnie mrucząc cicho:
Chcesz mi opowiedzieć prawdę o swojej narzeczonej?
Nie była pewna, czy hipnoza, w którą chciała go wprowadzić zadziała. Miał silny umysł, mógłby próbować wyprzeć jej sugestię. Tak naprawdę jednak chodziło o to, ze w tym stanie ulegał swoim wewnętrznym potrzebom bardziej. Człowiek w hipnozie odrzucał rozsądek, poddając się swojemu instynktowi i podświadomości. Pytanie było, czy mógł naprawdę pragnąć kiedykolwiek podzielić się tą historią z kimś – czy chciał podzielić się nią z Darcy? W swoich najbardziej ukrytych pragnieniach, wbrew temu, co podpowiadał mu rozum.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Różany Ogród [odnośnik]17.06.16 14:09
On również nie spojrzał na różę, która upadła między nimi, widok, który miał przed oczami, wydawał mu się… o wiele bardziej intrygujący, tak inny od tego, który pamiętał. Rysy twarzy Darcy nabrały delikatności, w jej oczach pojawiła się kobieca pewność siebie, a pełne usta kusiły po stokroć bardziej niż kilka lat temu, kiedy oboje byli jeszcze podlotkami. Ubrana w nocną koszulę, z włosami subtelnie puszczonymi wzdłuż ramienia, romantycznie bosymi stopami stanowiła tej nocy dla niego marzenie bliskie sennemu. Powoli przestawał myśleć rozsądnie, jej bliskość, zapach jej ciała okrytego jedynie tym delikatnym, cienkim materiałem, otaczająca ich ciemność po tym, jak zgasł płomień świecy, sprawiały, że do głosu dochodziły uczucia o wiele mniej chlubne, ale mężczyźnie naturalne. Thibaud lubił rywalizacje, żył adrenaliną. Gonitwy, lwia część jego życia,  polegały na rywalizacji, zapewne dlatego jego uczucia jedynie bardziej podsycał fakt, że Darcy była dla niego zakazanym owocem, mało, że kuzynką, choć pokrewieństwo zapewne dało się obejść nietrudnym do uzyskania pozwoleniem nestora, ale i zaprzysiężoną innemu mężczyźnie, zbyt piękną i zbyt dumną, by zostać pogardzaną przez męża lady Bulstrode. By oddać się temu, który nie potrafi docenić skarbu, jaki otrzymał od ślepego losu. Nie zasługiwał na nią.
- Sam się w to wmieszałem, Darcy – stwierdził ze stanowczością, stanowczością w głosie, która miała powiedzieć coś więcej. Że nie znalazł się tutaj przypadkowo, że nie dopytywał o Lorne’a bezmyślnie, że sam chciał wedrzeć się w tę sytuację – choć prawdopodobnie uzmysłowił to sobie dopiero w tym momencie. W trakcie pierwszej szczerej rozmowy z kuzynką, od kiedy pojawił się w Dover, nieco dalszą od niedomówień i złośliwości, w trakcie których już wcześniej poznał kolce tej róży. Kolce, które go uwiodły. – I nie mam zamiaru robić kroku w tył – ostrzegł ją, chcąc uprzedzić tę rozmowę. Ale krok w przód wciąż był krokiem w nieznane, wdzieraniem się w relacje, których do końca nie znał ani nie rozumiał, nie przeszkadzało mu to. Wyjątkowe warunki tego spotkania, bliskość ciała Darcy i zapach jej perfum zmieszany z zapachem róż ogrodu, dłoń subtelnie gładząca jego kark, pobudzały determinację, a usypiały zdrowy rozsądek. I on zanurzył się w jej oczach, niebieskich jak woda uderzająca o pobliskie klify, skrzących jak gwiazdy na niebie. Hipnotyzujących. I patrzył wprost w ich otchłań, a nieznośne napięcie przeszywało go na wskroś wachlarzem uczuć, których nigdy nie powinien czuć względem zaręczonej kobiety.
- Zwłaszcza – odpowiedział szybciej niż pomyślał, na wpół wprawiony już w dziwny trans, myśląc już jedynie o kobiecie, którą miał przed sobą, kobietę, względem której winien zachować ostrożność i rozwagę, a nade wszystko szacunek należny własnej krwi. Teraz trwała noc, teraz zerwała go z łóżka i dręczyła w  tym półśnie swoją poruszającą bliskością, kiedy jego wzrok osunął się na jej pełne pąsowe usta, trwające w kuszącym rozchyleniu, nim zaczerpnęła powietrza, określenie wygłodniałego wilka wydało mu się dziś adekwatniejsze, niż kiedykolwiek wcześniej. Jeśli on był wilkiem – kim była ona? Sarną czy lwicą? – A moja złota łania wreszcie nie ma już dokąd uciec – dodał szeptem, nieco tonem niepokojącej przestrogi, a nieco półsennym pomrukiem owego wilka. Jego dłoń pomknęła nieco wyżej na jej łydkę, kiedy jej nogi wygodniej osunęły się na jego uda, dłoń Thibauda z jej podbródka zsunęła się wzdłuż szyi na plecy dziewczyny, kiedy jego twarz drgnęła o milimetr, z zamiarem skradnięcia jej pocałunku, zatrzymany enigmatycznymi słowami, które w pierwszej chwili go zaskoczyły i których sensu nie potrafił pojąć, zbyt rozkojarzony, by zdać sobie sprawę z tego, że Darcy sięga po hipnozę. W tym stanie nie było trudno wprawić go w trans, zwłaszcza, że czyniła to Darcy, mała Darcy, która prawdopodobnie właśnie stała się również jego słabością. A może była nią już od dłuższego czasu? Jego ciało wydało się bardziej rozluźnione, szorstka dłoń sunąca wzdłuż łydki opadła na nią bezwładnie, bokiem pleców wsparł się o tylne oparcie ławeczki. Tylko głowę – wciąż ciągnęło do jej ust.
- Adele – mruknął. Trudno stwierdzić, czy Thibaud rzeczywiście chciał o tym mówić, wiedział, że nie powinien. Nie do końca dlatego, że bał się o siebie, był w rodzinnym domu, a krew murem stanie za nim, kiedy zajdzie taka potrzeba, wiedział o tym. Ale czym innym było stanąć za nim wobec obcych, a czym innym traktować go wciąż jako kuzyna. Nie był pewien – czy jej nie wystraszy? Jednocześnie ciężar tajemnicy mu uwierał, brakowało zrozumienia, którego nie spodziewał się otrzymać. Dłoń spoczywająca na plecach Darcy zsunęła się wzdłuż kręgosłupa, spojrzeniem wydał się nieobecny. – Była jak kotwica – stwierdził w końcu, po dłuższej chwili milczenia. – Zimna, ciężka kotwica, zimna i nieczuła jak dryfujące w wodzie żeliwie. Zimna i ciężka, nie pozwalająca ruszyć się dalej.  Chciała mnie uwiązać, zatrzymać w miejscu. Była zawsze z tyłu, nigdy obok. – Umilkł, odsunąwszy się lekko od dziewczyny, na twarzy mógł wydać się bledszy. Migawki z przeszłości uderzyły niejasnym obrazem. – Lubiła krzyczeć, Darcy. O to gdzie jestem i gdzie byłem, o to gdzie będę jutro. – A przecież tamten wyścig był ważny. – A ja byłem tylko zmęczony. Byłem... byłem wtedy bardzo zmęczony. – Clairie odeszła. Właśnie tamtego dnia. Jej śmierć była jak zapadnięcie się ziemi pod jego nogami, dramat, tragedia, koniec świata. To była jedna z najlepszych klaczy w Europie, jego klacz, klacz, z którą osiągnął tak wiele. Nigdy nie znajdzie drugiego takiego konia, dla Adele to było tylko martwe zwierzę, które jej nie interesowało. Którego nie rozumiała. – To było jak cierpka łza, która przelała czarę goryczy. Poniosło mnie. Nie mogłem… nie mogłem dłużej – Coś drgnęło w jego głosie, Thibaud nie zabił jej z zimną krwią, zabił pod wpływem silnych emocji, w złości po stracie ukochanej klaczy, w bezradności, zagubiony we własnym życiu. – Podczas ostatniej kłótni miała już na sobie białą suknię. Tak ją znaleźli po tym jak… jak roztrzaskałem tę kotwicę. – Mógł to zrobić inaczej. Mógł ją po prostu odprawić. Mógł, ale tego nie zrobił, nie myślał trzeźwo. Albo nie myślał w ogóle. Chciał się jej pozbyć natychmiast. Nie myślał o konsekwencjach swoich słów, nie myślał o tym, co będzie, kiedy przyzna się do tego co zrobił, znajdował się w hipnotycznym transie, błogim stanie bez zmartwień i obaw, choć wciąż męczonym wyrzutem sumienia.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Różany Ogród [odnośnik]11.09.16 22:20
z biblioteki

- Masz rację, Przepraszam – odpowiedział jedynie, zanim opuścili bibliotekę. Chciałby jej wynagrodzić swoją wścibskość i nieprzyjemność, na którą ją naraził. Niewiedza go nie usprawiedliwiała. Darcy wolała nie przyznawać się lub nie wiedzieć, o czym mówił. Sam nie miał zamiaru drążyć tematu. Chwila zmieszania minęła, jednak tak szybko jak wyszli z pomieszczenia, zostawiając wysokie regały zajęte książkami i zaczęli przechodzić po domu. Rosier zajęła się oprowadzaniem go po spuściźnie po przodkach, a on przyjął rolę, która mu została przeznaczona. Nie wiedział tylko kiedy zamiast przyjmowanej postawy, sam zaczął podziwiać piękno domu. Słowa, którymi opisywała go Darcy może i wydawały się zupełnie naturalne i normalne, dla niego jako miłośnika historii niosły o wiele więcej niż można było podejrzewać na pierwszy rzut oka. Chłonął jej opowieści jakby słuchał pasjonującego wykładu na temat dokonań rodu Yaxley'ów lub nowych odkryć związanych z innowacyjną metodą opieki nad smokami. Może i faktycznie było to monotonne, gdy wprowadzała go do kolejnego pomieszczenia, jednak on tego tak nie postrzegał. Już dawno zapomniał o bibliotece, poświęcając uwagę na słuchanie każdego słowa, które padło z jej ust. Mimo wszystko naprawdę czuł się winny, że nie zareagował na jej, nie wprost, ostrzeżenia. Powinien wyczuć, że nie życzyła sobie, by buszował po prywatnej kolekcji książek i miał nadzieję, że kiedyś mu to wybaczy. Lub przynajmniej zapomni. Nie zamierzał poruszać tego tematu ponownie. Nie teraz, gdy zresztą kompletnie wyparowało mu to na jakiś czas z głowy. Nawet nie zauważył, gdy ich wycieczka dobiegała końca. Dumna pani gospodarz, bo tak ją właśnie widział, gdy wprowadzała go do ogrodu, pokazała mu ostatni przystanek. 
- Najlepsze na koniec? - spytał retorycznie z lekkim uśmiechem. Nie lubił zbytniego zapachu wkradającego się nieprzyjemnie do nosa, jednak musiał przyznać, że to miejsce zaskakiwało. Nie tylko bombardowało przeróżnymi kolorami zmysł wzroku, ale również i w przyjemny słodki sposób wkradało się w pozostałe. Morgoth chyba nie zdawał sobie sprawy jak miał dość przeciągającej się już zimy, a ten ogród zapowiadał to, co miało nadejść. Odświeżenie nie tylko pory roku, ale również i sytuacji czarodziejów czystej krwi. Było to w pewny sposób kojące.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Różany Ogród [odnośnik]11.09.16 22:47
Darcy od całego tego gadania zachciało się już pić, dlatego nic dziwnego, ze kiedy dotarli do ogrodu, opowiadała trochę mniej. Nie milczała calkiem, bo należalo mu przedstawić walory tego miejsca, ale mimo to oszczędzała głos. Opowiedziała mu o najlepszych gatunkach róż, o pawiu, który ozdabiał ogród, a którego akurat nie spotkali, o swoim zającu - Fergusie, chociaż nie wspomniała, że należał do niej, ani że nazywa się Fergus. Przystanęła przy fontannie, pozwalając obie przysiąść na krawędzi zimnego kamienia. Spoglądała z dołu na mężczyznę dość wyczekująco, bo nie wypadało, żeby on stał, kiedy kobieta siedziała, a przynajmniej czułaby się na pewno bardziej komfortowo, gdyby on też zniżył poziom w jakim się znajdował. Twarz zwróciła przed siebie, nie odpowiadając na jego pytanie.
Kiedyś bywałam tu częściej. Przychodziłam prawie codziennie z Twoją kuzynką — rzuciła od tak, żeby nadać trochę swobodniejszego tonu rozmowie, skupionej wyłącznie wokół historii rodu. Mogli jednak porozmawiać również prywatnie, prawda?
To jedno z moich ulubionych miejsc na terenie tej posiadłości. Tam prowadziłam wiele istotnych rozmów — wskazała głową na przestrzeń, gdzie kawałek dalej znajdowały się wygodne siedziska i poduszki, ukryte pomiędzy ścianą róż — tam… — uśmiechnęła się do swoich wspomnień z Rosalie, spomiędzy krzewów, na trawie, pikników i ich drobnych sekretów, epizodów, które pozostawały tajemnica tej dwójki — … też się dużo działo.
Zwróciła jednak twarz na Morgotha, powracając do rzeczywistości, w której to akurat mogło go niewiele interesować. Przechyliła głowę na bok, wpatrując się w jego twarz przez chwilę w milczeniu.
Chciałbyś zostać na kolacji? Odkąd Thibaud opuścił Dover, przy stole jest wyjątkowo pusto. Karzę Adamowi poinformować matkę. Jestem pewna, że nie będzie miała nic przeciwko.
Przynajmniej dowie się, ze gość Tristana kręci się po ich domu.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Różany Ogród [odnośnik]11.09.16 23:11
Musiał przyznać, że lubił jej słuchać. A przynajmniej wtedy gdy mówiła płynnie i dumnie o swojej rodzinie. Jak na prawdziwą szlachciankę przystało była dumna ze swojej historii i wcale się jej nie dziwił. Owszem. Yaxley’owie nie mieli pozytywnych ani nawet neutralnych relacji z rodem Rosierów, jednak wszyscy przymykali oko na ich powiązania akurat z tą rodziną. Nie chodziło bowiem o wszystkich z pochodzeniem francuskim. Widział jednak że miała już dosyć, dlatego nie pytał o nic. Powstrzymał dociekliwość i nie dał się za bardzo ponieść. Gdy zatrzymali się przy fontannie, a Darcy usiadła, odczekał moment. Uważał, że tak właśnie powinna wyglądać relacja kobiety i mężczyzny. To kobiecie powinno być wygodnie, powinna mieć pierwszeństwo. Najwidoczniej jednak panna Rosier wolała, gdy jej towarzysz znajdował się w tym samym miejscu, co ona, więc bez dodatkowych pytań, zajął miejsce niedaleko niej. Mimo że panowała jeszcze zima, tutaj najwidoczniej nigdy nie dotarła i nie miała dotrzeć. W pewnym sensie było to pokrzepiające, a Morgoth od razu uciekł myślami do matki i siostry. Obie zapewne siedziałyby wspólnie na wskazywanej przez Darcy ogrodowej kanapie. Obserwował przez chwilę jej twarz, gdy o tym wspominała i dostrzegł, że nie była to Rosier, która stawała przed nim za każdym razem, gdy ją spotykał. Chociaż na chwilę pozwoliła sobie w jego obecności na... Właśnie. Łagodność? Spokój? Może to właśnie w nim tkwił problem i nigdy nie mieli mieć dostatecznie poprawnych jak dobrych relacji. 
- Rosalie też czasami wspomina to miejsce - powiedział, wracając wspomnieniami do jednej z ich rozmów. Nie byli ze sobą pojednani w tamtym momencie. Wyłapał, jednak z tonu kuzynki pewną tęsknotę, gdy wymawiała nazwę różanego ogrodu. - To dobrze mieć miejsce, gdzie czujesz się bezpiecznie - urwał na chwilę, zdając sobie sprawę, że mówił o domu. Teraz jednak nie czekał go tam spokój, a nieprzebrane rzesze gości i interesantów stojących i czekających by odwiedzić nestora rodu Yaxley'ów. Wolał o tym nie myśleć. Darcy przyszła mu nieświadomie z pomocą. Początkowo jej propozycja zbiła go z tropu. Sądził, że po tym wszystkim najchętniej pozbędzie się go z domu jak najszybciej. 
- Nie chcę sprawiać problemu – odpowiedział z pewną dozą rezerwy. – I tak nadużyłem gościnności. Jeśli jednak chcesz, zostanę - dodał, posyłając jej spojrzenie, które mówiło, że przyjmie każdą decyzję. Był w końcu u niej w domu. Miała w pewnym sensie władzę nad nim samym przez jakiś czas. Thibaud… Coś słyszał o tym kuzynie Rosierów, ale chyba nigdy nie miał sposobności go poznać. Nie chciał chyba jednak poznawać rodowitego Francuza.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Różany Ogród [odnośnik]11.09.16 23:29
Rosalie, istotnie, mogła wspominać ten ogród, bo było co wspominać. Tyle ile wydarzyło się w tym miejscu, w różnych jego zakątkach, o tym wiedziały tylko one same. Darcy jednak nie była pewna, czy w tym domu czuła się dłużej bezpieczna. Czuła w nim tęsknotę do brata a teraz również i do kuzyna. Przechadzając się korytarzami, odczuwała również niepokój o stan ojca, który raz się poprawiał, a raz sprowadzał go do stanu agonalnego. Ten ogród, niby jeszcze nieskażony żadnym wspomnieniem, również, mimo wszystko, nasuwał jej do glowy własnie takie myśli. Mimo to potraktowała słowa mężczyzny krótkim uśmiechem, nie wyprowadzając go z błędu. Dobrze było, kiedy inni myśleli, że róże Rosierow nie miały żadnych problemów, zmartwień; że mogły czuć się bezpiecznie. Czy właśnie taka opinia nie stanowiła o sile rodu? Darcy instynktownie skierowała twarz w górę, jakby wystawiała ją na słońce, chociaż podtrzymywana zaklęciami temperatura w ogrodzie nie dawała żadnego slońca, a jedynie utrzymywała to miejsce w wiecznym perfekcyjnym stanie.
Czasami szukamy nie miejsc, a osoby — dodała tylko w tej kwestii, ponieważ jej myśli same zbłądziły instynktownie do jej narzeczonego. Zawiesiła wzrok na Morgotcie, nie wiedząc czy rozumiał ten problem. Czy ktoś kiedyś postawił go przed takimi trudnymi wyborami, pomiędzy powinnością wobec nawiązania małżeństwa pomiedzy rodami, a zachowaniem szacunku do samego siebie. Rosier nie była pewna, czy wychodzenie za mężczyznę, który postanowił ją potraktowac jak najgorszego wroga, stwarza temu związkowi jakiekolwiek perspektywy. Wyraźnie Darcy oddała się swoim rozmyślaniom, milcząc teraz długo zanim odpowiedziała mężczyźnie.
Zaproponowałabym Ci coś, czego nie chcę?— spytała, wstając z miejsca. Morgoth potrafił naprawdę demotywować człowieka. Stawiał sprawę tak, że…
Nie wypada mi w żaden sposób na Ciebie naciskać, Morgoth, więc jeśli na to właśnie czekałeś… to źle zrozumiałeś moje pytanie.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Różany Ogród [odnośnik]11.09.16 23:55
Czasami szukamy nie miejsc, a osoby.
Może. Może tak właśnie było. Może właśnie jego myśli skierowały się w stronę kogoś przy kim czuł się chociaż trochę bezpiecznie. I nie miał na myśli ojca, matki, siostry... Kogokolwiek spośród nich. A może wcale tak nie było i sam wmawiał sobie, że tak było? Nie zastanawiał się tak naprawdę nad tym, co sprawia że czuł się w odpowiednim miejscu. Chyba po prostu wszędzie, gdzie się znajdował miał się znaleźć. Podejmował decyzje, miejsca i ludzie, których spotykał byli tego częścią. Nic dziwnego że przyjmował to jako nowe doświadczenia, z których powinno wyciągać się wnioski. Tak samo jak z relacji między przeróżnymi osobami. Chciał, żeby zostały jedynie te, które warte były swojej ceny. Reszta była jedynie epizodem w jego życiu. Nic nie znaczącym elementem układanki, chociaż równie dobrze gdyby nie istniała nikt nie zauważyłby różnicy lub nawet przyjął to z ulgą. Znowu się zdystansował, gdy wstała i powiedziała do niego oskarżycielsko. 
- Nie wiem – odpowiedział szczerze, idąc za jej przykładem i stając naprzeciwko niej. Był spokojny. Jak zwykle. Znowu był tym, kim zawsze. – W ogóle cię nie rozumiem. Sprawiasz wrażenie jakbyś rozmawiała ze mną na siłę. Po co więc to robisz? Nie jest to jedynie dobre wychowanie i kultura. Poznałaś mnie na tyle, by wiedzieć, że nie poczujesz się w moim towarzystwie dostatecznie dobrze. Wiesz też, że nasze relacje przedstawiają się w dziwny sposób i bardzo chciałbym, byś przestała imputować rzeczy, których nie mam i nigdy nie miałem na myśli. Nie odebrałem tego jako nacisk, a moją odpowiedzią wyraziłem wątpliwość, co do twoich chęci mojego pobytu tutaj. Oboje wiemy na czym polega etyka i gdybym przyjął twoją propozycję bez zająknięcia, uznałabyś zapewne to za nieodpowiednie. Jednak nie stanę się nagle kompanem, którego oczekujesz. Nie wiem… Nie wiem co chciałabyś usłyszeć, by być zadowoloną, lady Rosier, ale najwidoczniej nie jestem w stanie ci tego dać. Nie wiem po co więc to wszystko – zakończył, odwracając na chwilę spojrzenie na ogród, a potem ponownie wracając nim na kobietę. Nigdy nie kłamał i brzydził się tym. Nawet jeśli jego szczera wypowiedź miała ją zaboleć, nie miał tego żałować. Chciał zrozumieć chociaż na chwilę, bo był zmęczony.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Różany Ogród [odnośnik]12.09.16 10:36
Darcy różnila się od Morgotha w tak wielu względach. Potrafiła stawać w konfrontacjach słownych i prowadzić je z niemałą zawziętością, ale teraz, kiedy bezpośrednio uderzył w jej osobowość, nie pozostało jej nic innego, jak przełknąć wszystkie te gorzkie slowa, jakimi się z nią podzielił i uśmiechnąć się do niego grzecznie, sztucznie jak zawsze i obojętnie wobec każdego wypowiedzianego przez niego zdania, mimo, że przecież żadnego słowa właśnie w ten sposób nie odebrała. Morgoth brzmiał jakby już zdążył wydać osąd na jej osobie, a opinia, jaką o niej miał, brzmiała jej wyjątkowo znajomo. Miała tak wiele odpowiedzi na jego zdanie, ale żadnej z nich nie mogłaby rzucić. Uczona zachowywać swoje słabości w sobie, milczała. A odpowiedź na jakąkolwiek poruszoną przez niego kwestię właśnie ze słabościami się wiązała. Nie sądziła, że ostatnie wydarzenia aż w takim stopniu wpłynęły na jej kompetencje społeczno-towarzyskie. Że w tak łatwy sposób, było teraz odczytywać jej pozy i właśnie to, że je dostrzegał, sprawiało, że Darcy nie miała mu nic do powiedzenia.
Nie mam dla Ciebie żadnej odpowiedzi. Cokolwiek, co mogłabym Ci teraz powiedzieć przeczyłoby ze wszystkim, w co wierzę i z tym, jak mnie wychowywano. Nie sądzę zresztą by była chociaż jedna odpowiedź, w którą byś mi uwierzył. Wiesz co robisz? Zbyt mocno mnie analizujesz, przez co przestajesz dostrzegać… mnie. Widzisz tylko obraz, jaki sobie wykreowałeś, a na to… nie jestem w stanie już nic poradzić.
Oczywiście, że pozostała spokojna i nieporuszona. Nawet jeśli z niewiadomej przyczyny jego słowa odbierała bardziej intensywnie niż gdyby miało to miejsce kilka miesięcy temu. Darcy chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebowała pomocy, z poradzeniem sobie ze złamaniem, jakie pozostawił po sobie Lorne. Bo chociaż klątwę dało się zdjąć, to, co po sobie zostawiła, z tym Darcy mierzyła się na co dzień i to, o czym nie miała pojęcia, wpływało na nią bardziej niż mogłaby się tego domyślać. Nie pomagał fakt, że z nikim nie chciała o tym rozmawiać… tak naprawdę.
Gdybyś chciał wiedzieć co myślę, powiedziałabym Ci, że naprawdę chciałam, żebyś został na kolacji. Ale przecież mówię i robię to na siłę. Tak? W tej sytuacji… ja też naprawdę siebie nie rozumiem, po co to wszystko.
Powtórzyła tylko to, co sam jej powiedział, żeby zauważył, jak absurdalnie to brzmiało. Jaki jednak miało sens, mówienie mu, co ona na ten temat myśli? Przecież i tak wolał założyć, ze spędza z nim czas wbrew sobie. Chociaż nie sądziła, by dała mu powód tak sądzić. Jakie to miało jednak teraz znaczenie? Skoro i tak pewnie nie zrobiła teraz niczego, czym nie udałoby się jej go zniechęcić.
Morgoth, nie wiem czy chcę Cię przekonywać, że… — urwała, patrząc na niego z rezygnacją. Wycofała się z tej wypowiedzi, dorzucając to co spodziewał się po niej usłyszeć — … myślę, że najlepiej by było, jakbyś jednak poszedł.
Tak myślała?


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Różany Ogród [odnośnik]12.09.16 11:22
Już zapomniał, że powód, dla którego znalazł się w tym domu wiązał się nie z Darcy, a z Tristanem. Że przyjechał tam po książkę i miał wyjechać po kilku najwyżej kilkunastu minutach z wymienionymi paroma zdaniami między szlachcicami tego samego fachu. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę z tego, że nie rozmowa z lady Rosier była celem. Chociaż w takich chwilach myślało się tylko o tu i teraz. Wszystko co wydarzyło się przed ogrodem jakby wyparowało i miało miejsce w innym czasie niż chwila, w której się znaleźli. W jakiś sposób różany ogród wywołał u niego spokój, który zaraz został zburzony przez kobietę, która go tu sprowadziła. Dlaczego sama nie mogła przestać interpretować jego słów w taki sposób w jaki uważała, że był zamierzony? Za jego wypowiedzią nie krył się żaden atak, żaden podtekst. Nic co mogłoby ją zmusić do rozumowania tak jak przed chwilą.
- Nie rób tego w takim razie - odpowiedział, czując, że jej słowa również go dotknęły. I to zaskakująco mocniej niż się spodziewał. Przywykł do różnych opinii na swój temat, ale nigdy tak ostrych. - Myślę, że obracasz moje słowa w taki sposób, w jaki tego chcesz. Chciałbym cię zrozumieć, Darcy. Naprawdę, ale mi na to nie pozwalasz. Nie widzisz tego? Uwierzyłem w twoją odpowiedź przed chwilą. Czego oczekujesz? Nie pomagasz mi w poznaniu swojej osoby. Chcesz być postrzeganą jako nieprzystępna, chociaż wydaje mi się, że sama nie wiesz, czego chcesz i dlatego nie potrafię do ciebie dotrzeć. Nie wiem czy to w ogóle możliwe w tym momencie. Jeśli sama tego nie zechcesz, to choćby inni się zabijali, by się to zmieniło, świat dalej będzie stał w miejscu.
Narzucała sobie sama zdanie o tym, co myślał. Że wiedział już jaka ona była i nie chciał znać innego obrazu panny Rosier. Miała go za jakiegoś ograniczonego jedynie do własnych zachcianek, do własnej opinii, do własnego światopoglądu? Aż tak nisko go oceniała? On jej nie oceniał. Potrzebował czasu, by wydać końcową opinię, ale na razie zbierał fakty. A one mówiły jedynie, że Darcy myślała i robiła co innego. Dlatego ją analizował. Ona jednak najwidoczniej sama już podjęła decyzję o tym, co myślał i sądził na jej temat, chociaż w ogóle o tym nie rozmawiali. 
- Żałuję, że tak odebrałaś słowa, które były jedynie odpowiedzią zgodną z zasadami etykiety - odparł. Jak bardzo się myliła... Właśnie dała mu swoim atakiem powód, dla którego poczuł się źle i niechcianie. Nie dostrzegała tego? - Też chciałbym zostać, jednak najwidoczniej nasze życzenia się zmieniły.
Z chęcią porozmawiałby z lady Rosier. Zobaczyłby ją i wymienił kilka słów z kimś, o kim miał dobre zdanie. Wiedząc jednak że jej najmłodsza córka czuła się dotknięta jego zachowaniem, nie czułby się odpowiednio. Nie był człowiekiem fałszywym i nigdy nie szedł na kompromis wbrew swojemu sumieniu. Dlatego często ranił ludzi dookoła siebie, chociaż nie myślał o tym w tej kategorii. - Niech i tak będzie – odpowiedział, prostując się lekko i patrząc na nią przez chwilę. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale jedynie wyminął Darcy, kierując się do wyjścia z ogrodu.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Różany Ogród [odnośnik]12.09.16 11:54
Jej problem polegał na tym, ż to czego ona chciała, a czego naprawdę potrzebowała, zaprzeczało sobie. Zachowała cele, dążenia i idee, jakie nie wpływały teraz dobrze na jej wybory. Mogła kiedyś chcieć tego, do czego teraz dążyło i wtedy miało to sens. Pragnąć tego samego teraz, oszukiwała się, że nic się nie zmieniło, a zmieniło się wiele. W obecnej chwili, podświadomie potrzebowała czegoś zupełnie innego niż to, czego szukała i co wyrażała otwarcie. Może Morgoth miał rację twierdząc, ze nie miała pojęcia jakie są jej prawdziwe pragnienia, bo te, po które sięgały zdawały się w tym momencie tak nietrafione i bolesne, że wżerały się wyraźnym piętnem w jej duszę. Odetchnęła, spoglądając co prawda w jego oczy, ale jej wzrok był teraz nieobecny. Analityczny, ale jednocześnie tak odległy i nieprzyziemny, że ciężko było powiedzieć, gdzie teraz uciekły jej myśli. Jej wzrok zadrżał, niemalże w tym samym momencie, kiedy on się ruszył, zdając sobie sprawę, że naprawdę ta rozmowa zmierzała do końca. Wyprostowała się, obserwując w milczeniu, jak odwraca się plecami do niej.
Też żałuję — odezwała się dopiero wtedy. — i nie mogę ci się dać poznać tak, jakbyś tego chciał od razu, bo ci nie ufam. Jesteś nieprzystępny, jesteś szlachcicem, jesteś Yaxleyem i jesteś mężczyzną. To z zasady bardzo nieprzeniknione połączenie. Jeśli czujesz się lepiej w obecności osób, które potrafisz łatwiej odczytać, to znaczy, ze wolisz ludzi prostszych…  i głupszych, jeśli dają ci się poznać od razu.
Końcówkę wypowiedzi rzuciła chłodniej i ciszej. Najpewniej i tak mógłby jej teraz zarzucić brak kurtuazyjnej grzeczności i miałby rację. Jednak gdyby w tym momencie Darcy przejmowała się etykietą, wcale nie rzuciłaby tych słów. Coś w tym pożegnaniu sprawiło jednak, że ten zbiór szkolonych w nich zasad uprzejmości na chwilę odrzuciła na bok. Szlacheckość znacznie wszystko utrudniała. Szlacheckość składała się właśnie ze zdystansowania i kreowanej rzeczywistości – fałszu. Jeśli z tym Morgoth się nie zgadzał, to znaczy, że był naiwny, jeśli sądził, że w tym arystokratycznym świecie dużo znajdzie osób szczerych i bezpośrednich, jak on sam. Chociaż nawet w nim wyczuwalny był cień, jaki rzucała na niego jego szlacheckość. W wyrachowaniu, chłodnej analizie, zdystansowaniu, spokoju. Tym, za którym chował to, co naprawdę miał na myśli.
Kłamał.
Tylko ona w przeciwieństwie do niego, potrafiła się do tego przyznać.

| ztx2


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Różany Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach