Wydarzenia


Ekipa forum
Stoliki
AutorWiadomość
Stoliki [odnośnik]19.02.16 0:06

Stoliki

★★★
Znajdujące się w ogromnym i wysokim, jasnym pomieszczeniu, którego ściany są w dużej mierze przeszklone, stoliki umieszczone w pewnym oddaleniu od wejścia na salę wydają się wyjątkowo małe. Tak naprawdę jednak większość z nich bez problemu umożliwi wspólny posiłek nawet czterem gościom. Przy stolikach szybko i dykretnie uwijają się kelnerzy, dla bardziej niecierpliwych przygotowane są zaś stoły bufetowe pełne słodkich i wytrawnych przekąsek.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stoliki [odnośnik]20.03.16 22:37
| początek grudnia

Benjamin z niedowierzaniem przemierzał zatłoczoną Pokątną, zaskoczony nie tyle całkiem pokaźnym tłumkiem, krążącym w te i wewte między kolejnymi wystawami, co dziwactwem meteorologicznym, bowiem z ciężkich, szarych chmur, wydających się zahaczać o wystające kominy kamienic, zaczął sypać śnieg. Najprawdziwszy śnieg, zimny, nieskazitelnie i wręcz nienaturalnie biały, a w dodatku pokaźnych rozmiarów. Śnieżynki wydawały się napompowane zaklęciem powiększającym; wirowały w powietrzu sporadycznie, wręcz od niechcenia pojawiając się w polu widzenia na kilka sekund, by później w mgnieniu oka opaść na brudny bruk i stopnieć, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Ta widowiskowa - choć kameralna w natężeniu - zapowiedź zimy zazwyczaj powodowała u Benjamina uczucie dziwnej nostalgii. Nie, żeby nie znosił lodowatego grudniowego powietrza: nie należał do osób mających ulubione pory roku; każdą przyjmował z takim samym chłopięcym zdziwieniem, pełnym poszanowania dla szaleństw natury i jej nieustępliwej regularności.
Tym razem nie był jednak zaskoczony. Już przed kilkoma dniami zorientował się przecież, że robi się coraz chłodniej, co oznaczało zbliżające się urodziny Percivala. Ta myśl z kolei prowadziła do kwestii prezentu: kwestii rozwiązanej przed kilkoma dniami, kiedy to korzystając z porad Tristana (a raczej kierując się swoim serduchem, bijącym pod pokaźnymi mięśniami klaty piersiowej) wybrał dla swego współlokatora pitbulla mroku, dobermana testosteronu i rottweilera polowań na smoki...czyli ledwie wyrośniętego szczeniaka wyżła niemieckiego, przypominającego raczej słodką kulkę niż seryjnego mordercę bądź pomocnika w pracy. Cóż. Odebrał psa dopiero dzisiaj, po czym - uprzednio chowając go pod skórzaną kurtką - od razu z hodowli ruszył na umówione spotkanie z Teddy.
Do cukierni wkraczał minimalnie spóźniony, z zagubionymi płatkami uporczywego śniegu, zaplątanymi gdzieś w krzaczastą brodę i rozczochrane, wilgotne włosy. Najchętniej poprawiłby swą prezencję przed spotkaniem ze swą pierwszą dziewczyną, lecz obydwie ręce miał dziwnie zaplątane przy kapocie skórzanej kurtki. Podejrzewał, że do cukierni nie można wprowadzać zwierząt, dlatego też trzymał ciepłe ciałko szczeniaka pod materiałem, co nadawało mu wygląd jakiegoś podejrzanego przemytnika. Na szczęście zauważył Teddsy bardzo szybko i wewnętrznie pochwalił wybrane miejsce - na samym końcu sali, dyskretnie oddzielone od reszty pomieszczenia wybujałym kwieciskiem w różowej doniczce.
- Piękna jak zwykle. Zachwycająca. Ale trochę zmizerniałaś, wolałem cię z większymi... - zaczął w ramach przywitania, gdy już zasiadł przy stoliczku na przeciwko Purcell, obdarzając ją zawadiackim uśmiechem numer trzynaście (gdzieś pomiędzy numerem dwanaście - heeej, mała, chciałbym rzucić na twą szatkę zaklęcie niewidzialności - a numerem czternaście - serwus, bracie, jak tam życie, chodź wyłoić razem butlę ognistej i śpiewać mugolskie szanty). - ...polisiami - dokończył, nie mogąc się powstrzymać, by nie sięgnąć przez stolik i nie poczochrać jej jasnych włosów. Ten moment nieuwagi wykorzystał mały wyżeł, wychylając swoją szczenięcą mordkę znad zamka benjaminowej kurtki, próbując także wydrapać się ze swojej szalenie dyskretnej kryjówki.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stoliki Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stoliki [odnośnik]21.03.16 13:03
Zastanawiam się dlaczego ludzie nie noszą napisów na koszulkach.
No proszę pomyśleć - jaka to byłaby d o s k o n a ł a sprawa. Napis na koszulce! Albo swetrze, jak kto woli. Czy nawet sukience, a niech będzie. Jakżeby to ułatwiło komunikację pomiędzy ludźmi! Przecież tyle takim napisem można przekazać. Od razu zmienia się podejście na początku rozmowy, wiadomo czy ktoś ma zły dzień bo wstał z łóżka lewą nogą pod którą nie było kapciuszków, czy wręcz przeciwnie, wygrał właśnie w magicznej loterii dwieście galeonów i planuje teraz szaloną wyprawę do Timbuktu. Chciałabym kiedyś odwiedzić Timbuktu. Nie żebym specjalnie wiedziała gdzie jest, podoba mi się nazwa.
Moja koszulka mówiłaby „przepraszam za rzeczy, które powiedziałam będąc głodną”. I byłaby to najszczersza prawda. Kiedy burczy mi w brzuchu, a pod ręką brak jedzenia, tracę kontrolę nad swoim językiem. Tłumaczę sobie, że to kwestia medyczna. Mój mózg w panice stara się przeżyć pomimo braku energii, więc przestaje panować nad narządem mowy, a ten skwapliwie wykorzystuje sytuację. To byłoby bardzo uczciwe wobec innych ludzi, tak myślę, poinformowanie ich, że czasami po prostu lepiej mnie nie słuchać.
A gdyby jeszcze te napisy na koszulkach okazały się moim sposobem na zbicie milionów galeonów… Nie musiałabym już chodzić do pracy i mogłabym zajmować się tylko tym, co lubię.
Nienawidzę swojej nowej pracy. Jak większości poprzednich. Tej jednak ze szczególnością.
Nigdy nie planowałam kariery urzędnika.
Sekretarki z resztą też nie. Gdyby się nad tym zastanowić planowanie jakiejkolwiek kariery leży wbrew mojej naturze. Byłoby inaczej gdybym mogła zająć się tylko i wyłącznie roślinkami - ale nie mam na nazwisko Sprout i jakoś nie po drodze mi z ich tradycyjnym podejście do tematu. W kwestii zielarstwa jestem jak ten słynny mugolski malarz DaVinci. Wyprzedzam swoją erę.
Chociaż nie jestem przekonana, że mugole w jakiś inny sposób używają tego określenia. Nigdy nie miałam głowy do ich aforyzmów. Do magicznych, na dobrą sprawę, też nie.
Przyjmijmy, że po prostu aforyzmy nie są moją mocną stroną.
W idealnym świecie mogłabym się zajmować tylko i wyłącznie roślinami, za to by mi płacono, każdy byłby szczęśliwy. Świat jednak nie jest idealny, więc codziennie rano muszę wstać (tak wcześnie, że zimą jest jeszcze ciemno!) i dowlec się do Ministerstwa. Gdzie trzeba być ubranym elegancko, nosić buty na obcasie (gdybym nie była już wystarczająco wysoka, to naprawdę niezręczne, patrzeć na własnego szefa z wysokości) i jakby tego było mało, przykryć to wszystko od czasu do czasu magiczną szatą. Każda przerwa w pracy jest wskazana.
Dzisiaj, bo przecież mamy równo południe, urwałam się pod pretekstem zakupu przyborów biurowych. Przygotowywałam się do tego już od jakiegoś czasu, chowając każdy ołówek i każde samopiszące pióro jakie wpadło mi w ręce do kieszeni. A potem, by tego nie wyrzucać bo szkoda i jednak głupio, zostawiałam w innym departamencie, nosząc tam papierki. Patrząc na to z boku można co najwyżej zarzucić mi roztrzepanie! Tego poranka, wiedząc, że umówiłam się z Beniem, wyniosłam ostatni ołówek, dzięki czemu strapiony szef poprosił mnie o wybranie się na Pokątną. Minę miał przepraszającą i powiedział, że mogę przy okazji zjeść tam obiad, bo i tak blisko przerwy na posiłek.
To naprawdę dobry człowiek, znamy się z Kotła, gdyby nie on już dawno rzuciłabym tę robotę. Teraz muszę poczekać dopóki nie znajdę nikogo lepszego na swoje miejsce, nie chcę go zostawić na lodzie.
Kiedy przychodzi Wright jestem w trakcie pierwszego pączka - obawa, że powiem coś niemiłego/głupiego maleje - z włosów pościągałam głupie wsuwki pilnujące eleganckiego upięcia i, no najważniejsze, niewygodne buty zostawiłam daleko za sobą, w Ministerstwie. Może te górskie i znoszone niezbyt pasują do reszty, ale co z tego. Są wygodne!
- Dlaczego chowasz się za kurtką jak… - i tutaj miało paść coś w stylu starego ekshibicjonisty, tak się miło witamy, ale właśnie w tym momencie wyłania się znad zamka szczenięcia mordka. Moja mordka rozświetla się jak choinka na święta, a oczy robią się duże jak w ilustracjach bajek dla dzieci - Piesek! - piszczę ściszonym głosem, robiąc przy tym kilka min i gestów, które można uznać za słodkie. Albo wskazujące na opóźnienie w rozwoju - Co to za najsłodsze na świecie stworzenie? - pytam, wyciągając ręce w jego kierunku. I wyjątkowo nie mam na myśli Bena.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki [odnośnik]22.03.16 8:55
Obserwowanie zajadającej się pączkami Teddy od zarania dziejów miało dla Benjamina znaczenie terapeutyczne. Tym pięknym sposobem radził sobie bowiem ze stresem, gdyż nic tak nie obniżało ciśnienia jego napompowanej testosteronem krwi jak kojący widok ruszających się polisiów i całuśnych usteczek oblepionych warstwą lukru. O dziwo, nie było w tym ani za grosz erotycznego podglądactwa czy też wstępu do innych tuczących fetyszy: zajadająca się Purcell miała w sobie po prostu urok małej wiewiórki bądź chomika, z namaszczeniem wpychającego do mordki ulubione smakołyki. Być może było to odrobinę uwłaczające, lecz Wright nigdy nie uznawał porównania do zwierzęcia za coś niegodnego, ba, wręcz przeciwnie, w większości przypadków stawiał świat fauny pod światem ludzi, co i tak unosiło Teds w niebiosa, przeznaczone dla najważniejszych osób jego pokręconego życia. Była jego pierwszą dziewczyną...i ostatnią dziewczyną tak bezproblemową, ciepłą, zuchwałą w swojej bezkompromisowości, która owszem, posiadała kilka denerwujących kobiecych cech, ale nie przesłaniały one imponującego całokształtu.
Nie zmieniła się zbyt wiele od szkoły - no, może oprócz dziwnej ołówkowej spódnicy i (jak na standardy starego kawalera) nieco zbyt wykrochmalonej bluzki, dość dobrze pasującej do traperów, będących uwieńczeniem długich nóg. Tak, lubił jej nogi. Bardzo. Przypomnienie sobie tego reliktu związkowej przeszłości poprawiło humor Jaimie'go jeszcze bardziej, dlatego też nie zagrzmiał karcąco widząc, że zamówiła porcję pączków bez niego. Na razie i tak nie miałby możliwości sięgnięcia po przysmak: szczeniak zajmował jego dłonie na dobre, zwłaszcza, gdy wychynął zza klapy kurtki z tym swoim wyjątkowym spojrzeniem. Podobnym właściwie do wzroku samej Teddy, jednocześnie nieco nierozgarniętym jak i przeszywająco bystrym.
- Najsłodsze? - powtórzył słowa zachwyconej blondynki z jakimś westchnieniem niepokoju. - To ma być groźne stworzenie. Pomocne w męskich wyprawach. Zagryzające z wprawą bażanty i alarmujące o zbliżających się szabrownikach - wytłumaczył cierpliwie, jakby pomimo upływu dwóch lat we włościach cywilizacji, ciągle żył na jakimś bałkańskim pustkowiu, polując na smoki, paląc ogniska i myjąc się w strumieniu (gdzie przy okazji łowił łososie na kolacje). - Powiedz, że chociaż trochę wzbudza w tobie respekt, szacunek i chęć wzięcia nóg za pas - zasugerował zupełnie poważnie, wyciągając w końcu całą pokaźną posturę pieska zza pazuchy, rad, że od kontuaru cukierni oddziela ich dziwna palma, zapewniająca odpowiednią intymność spotkania. Wyżeł wierzgnął łapkami i mlasnął językiem, co Ben przyjął z jeszcze szerszym uśmiechem, przekazując pieska Teddy ponad stołem, talerzykiem z pączkami i dziwną serwetką w groszki. - To prezent dla przyjaciela. Dla Percivala - poinformował, wspominając nagle urocze, podwójne randki, które spędzali w Miodowym Królestwie we czworo; jedna szlachecka parka i jedna parka zdecydowanie weselsza; Teds w jego sportowej koszulce, zapach imbiru, pianka kremowego piwa, osiadająca na jej pełnych, nieco spierzchniętych od wiatru usteczkach. I jego spojrzenie, sugerujące więcej, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać; spojrzenie skierowane na Percivala. Ben westchnął z jakąś rozdzierającą nostalgią, po czym dokonał niezbędnego zabiegu higienicznego (otrzepanie rąk o kurtkę) i porwał z talerza największego pączka. - Tęskniłaś za mną? - bardziej stwierdził niż zapytał, łypiąc na blondynkę czekoladowo-brązowymi oczami, roziskrzonymi jakąś niespotykaną łagodnością, bardziej pasującą do nastoletniego Benjamina niż do Benjamina dorosłego, rozbijającego się raz po raz o kamienny mur dojrzałości.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stoliki Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stoliki [odnośnik]23.03.16 16:12
Kiedy o tym pomyślę - pierwsze miłości są zawsze najfajniejsze.
Nie dość, że wchodzi się w nie bez żadnego zbędnego bagażu emocjonalnego - to jeszcze są tak niewinne i urocze, bez żadnych dramatycznych przejść, kłótni czy zwykłego docierania się. Bo nie trzeba się w żaden sposób docierać, pokrewieństwo dusz nie jest ważne przy wspólnym piciu kremowego piwa i trzymaniu się za ręce. Mając czternaście lat nie myśli się o praniu skarpetek, a nawet jeśli przejdzie przez głowę romantyczne „już zawsze będziemy razem i wypiorę mu te skarpetki!” to nie ma się pojęcia jak wielkim problemem mogą się okazać.
Ja naprawdę nie wiem dlaczego one wiecznie znikają!
I myślę, jestem pewna, że fajną sobie wybrałam tę pierwszą miłość - wystarczy spojrzeć. Minęło tyle lat a my dalej się przyjaźnimy! Wydaje mi się, że nasze relacje niezbyt się zmieniły od czasów szkolnych. Może poza tym trzymaniem za rękę… Bo w tej pierwszej miłości mało… miłości. Owszem, widok Benia podczas meczy zawsze sprawiał, że serce biło mi szybciej a żołądek podchodził aż do zdartego przez kibicowanie gardła, w brzuchu często miałam miłe bąbelki dzięki dużej ilości kremowego, ale przecież nastoletnie zauroczenie niewiele ma wspólnego z miłością. A jeszcze mniej z poważnym związkiem.
Chociaż hej! Byliśmy ze sobą całe dwa lata! To naprawdę dużo jak na takie dzieciaki!
- Najsłodsze - potwierdzam, skupiając swoją całą uwagę na psie. Mój głos przybrał chyba zbyt dziecięcy ton, ale to nie moja wina, że zwierzęta tak na mnie działają. Zawsze chciałam mieć psa czy kota! Kiedy byłam dzieckiem za każdym razem kiedy prosiłam o zwierzaczka dostawałam w zamian młodsze rodzeństwo. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że może lepiej już nie prosić, bo chyba nie do końca rozumieją o co mi chodzi - albo uważają, że zwierze podobne jest do małego dziecka. Też rozumie do dwustu słów, ślini się i łapie piłkę na zawołanie. Ale zaczęło się robić trochę ciasno. Albo, jak wolę mówić, przytulnie! Mając tyle młodszego rodzeństwa i dwójkę rodziców zawsze się jest do kogoś przytulić - Tak, na pewno będziesz wzbudzał respekt. I szacunek. Taki słodki. Taki uroczy. Będziesz zagryzał bażanty - chociaż tutaj robię trochę zniesmaczoną minę i kręcę głową, to żart piesku, nie będziesz musiał zabijać innych zwierząt - Będziesz królem wszystkich piesków - wiem to. Znam się na zwierzętach!
Czasami zastanawiam się czy teraz jakiegoś nie przygarnąć - ale nie wiem czy to dobry pomysł przy tym… wszystkim co dzieje się w Dziurawym Kotle.
- Percival! - rozświetlam się jak żarówka na samo wspomnienie. Chociaż nigdy nie zostaliśmy przyjaciółki to zawsze miło wspominam nasze poczwórne randeczki. To były naprawdę dobre czasy. Nasza czwórka w Hogsmeade - Ma się dobrze?
Mam naprawdę same dobre wspomnienia z czasów młodości. I cieszę się, że większość z nich zawdzięczam Benowi. Definitywnie nie chciałabym mieć innego, pierwszego chłopaka.
Dlatego na pytanie czy tęskniłam, uśmiecham się szeroko i kiwam głową, wgryzając się w pączka. Są taaaaakie dobre!! - Co u smoków? - pytam z pełnymi ustami, zasłaniając je kurtuazyjnie dłonią - Dalej wolisz chować się na końcu świata? - drążę po przełknięciu. Bo naprawdę się martwiłam kiedy tak nagle schował się gdzieś niewiadomo gdzie.
Ludzie to mają tendencje do znikania większe od tych skarpetowych.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki [odnośnik]24.03.16 11:07
Im dłużej Benjamin przypatrywał się zachwyconej pieskiem Purcell, tym jaśniej przypominał sobie wszystkie myśli, składające się przed laty na decyzję o posłaniu jej sugestywnego mrugnięcia po kolejnym zwycięskim meczu z Krukonami. I tym mocniej gratulował sobie wybrania właśnie Teddy, uroczej Puchonki o mieniących się zagadkowo włosach (zapewne przebarwionych od dziwnego światła w szklarni) i wiecznie uśmiechniętych oczach (pierwsza metafora, jaką Ben kiedykolwiek wypowiedział). Pachniała ziemią i ziołami, co w tamtym okresie nieodłącznie kojarzyło mu się ze skrzydłem szpitalnym, a to z kolei: z bolesnymi nocami ze Szkiele-Wzro, lecz na szczęście szybko odczarował aromat swej dziewczyny dymem z mugolskich papierosów. Popalali je razem, spacerowali razem, często też odbierał ją po jej zajęciach na błoniach, dżentelmeńsko odprowadzając ją aż do przykuchennego wejścia do dormitorium Hufflepuffu i zanim dziewczę zdążyło się spostrzec, figurowali już oficjalnie w hogwarckim panteonie par. Wright nigdy nie czuł się z tym źle i nigdy też nie postrzegał swego wspaniałego związku w kategorii oszustwa. Owszem, jego serce było zajęte przez jedną czwartą ich miodowokrólewskich randeczek (i nie była to nadęta szlachcianka Black), ale ten problematyczny fakt w żaden sposób nie wpływał na to, co czuł do Teddy. A czuł może czułości (!), sympatii, wesołości, radości i nawet pewnej odpowiedzialności za to szalone stworzenie, które bezproblemowo towarzyszyło mu po meczach, na nudnych balach i w listownych opowiastkach. Co więcej, rozstali się bez rwania włosów z głów na stopie przyjacielskiej, dzięki temu mógł teraz spędzać pierwszy śnieżny dzień właśnie z nią, przemawiającą do krwiożerczej bestii w sposób niepedagogicznie słodki.
Nie skomentował tego jednak w żaden sposób, mało elegancko pochłaniając pączka właściwie na raz. Lukier pozostał na ustach i skrawku brody nad prawym kącikiem warg, otarł go więc wierzchem dłoni, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok rozjaśnionej wspomnieniem Percivala buzi Tedds. Jedyna osoba, która cieszyła się na tę przyjaźń gryfońsko-ślizgońską. - Ma się bardzo dobrze. Jest zaręczony z Cassio - odparł tonem dumnego przyjaciela, już nieco zdrowiej podchodząc do tej szlacheckiej rozgrywki. - Świetnie, prawda? Ale szkoda, że my nie staniemy na ślubnym kobiercu, Teddy. Mielibyśmy podwójny ślub, jak za starych, dobrych czasów - kontynuował naprawdę rozbawiony, sięgając po kolejną porcję pączka, sprytnie wykorzystując okazję: ręce blondynki dalej zajęte były wiercącym się pieskiem. - Smoki mają się dobrze. Są wspaniałe. Chociaż uwięzione. Trochę tęsknię za tym końcem świata, tam mogłem je obserwować na wolności - odparł po chwili zadumy z typową smokologiczną nostalgią, wzdychając nawet trochę ciężko. Jeszcze nie czuł tego prymitywnego i regularnego zewu, nakazującego mu porzucić miasto i znów zniknąć w puszczach i na bezdrożach: być może dlatego, że w końcu miał kogoś, kto przytrzymywał go w miejscu. W tym dobrym tego słowa znaczeniu. - Teraz chowam się albo w Peak District albo na Nokturnie. Albo w twojej knajpie - dodał, mrugając do niej znacząco, bo niezmiennie uznawał Teds za właścicielkę ulubionego pubu każdego czarodzieja.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stoliki Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stoliki [odnośnik]24.03.16 18:33
Ja się tam wcale nie dziwię, że Benio zwrócił uwagę właśnie na mnie.
Kiedyś jakaś zazdrosna gryfonka próbowała potargać mnie za włosy - naprawdę nie rozumiem dlaczego, należy mierzyć siły na zamiary, a ja naprawdę jestem za wysoka na to by ktokolwiek targał mnie za włosy - pytając dlaczego ja, a nie ona. Szalona dziewczyna - i wcale nie dlatego, że chciała karmić wszystkich dookoła babeczkami nasączonymi amortencją. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że jestem super. Ben po prostu jako pierwszy puścił mi oczko.
Wie co dobre!
Jak te pączki. Te pączki są naprawdę doskonałe.
I naprawdę godne podziwu, że rozstaliśmy się tak bezboleśnie! Żadnego rwania włosów z głowy. Nigdy później mnie się to nie zdarzyło.
W pierwszym przypadku były krzyki i trzaskanie drzwiami, w drugim było cicho, co prawda, z tym się akurat udało, ale dostałam bęcki w ciemnej uliczce. Znacznie bardziej podobało mi się trzaskanie drzwiami, muszę przyznać.
No - przynajmniej oduczyło mnie to pakowania się w miejsca do których nie należę.
I wcale nie martwi mnie to jakoś specjalnie. Ludzie zazwyczaj myślą, że takie wspinanie się po drabinie społecznej jest czymś niesamowicie świetnym. Historia Kopciuszka - no fajnie. Tylko nikt nigdy się nie zastanawia co stało się z dziewczyną, kiedy już nałożyli jej na stopę ten zagubiony but, a przy okazji zaobrączkowali. Nikt nie myśli, że przykładowo rodzina księcia miała ją za durną zachciankę, na początku, a potem stwierdziła, że trzeba się jej pozbyć by książe mógł zacząć płodzić etniczne czyste dzieci. Znaczy, rodowo czyste. Czy jakoś tam czyste.
Nic fajnego.
- Jest? Gratulacje! - aż chce się zaklaskać. To takie miłe kiedy szkolne miłości przemieniają się w coś poważniejszego. Szczególnie wśród tak wysokich sfer, trzeba przyznać, te zazwyczaj kojarzą mi się z ustawianymi małżeństwami i ciągłymi oszustwami. Od czasu do czasu chorymi psychicznie braćmi. Dobrze dla Percivala, że nie ma żadnego psychicznego brata gotowego pobić jego dziewczynę tylko i wyłącznie dlatego, że nie podoba mu się jej kolor włosów.
No bo nie czystość krwi, Cassio z tego co pamiętam też jest wybitnie arystokratyczna - Pewnie musi być szczęśliwy. W sensie, nikt mu nie kazał, sam ją wybrał… - po czym walę się w głowę profesjonalnym twarzoplaskiem - Na Merlina, oni się umawiali bo im kazali? - pytam z przerażeniem. Jestem taka naiwna! Wydawali się tacy zakochani, ale kto ich tam wie!
Mój światopogląd trochę ległby w gruzach, muszę to przyznać!
- Chyba źle byśmy się bawili na weselu z wyższymi sferami - zauważam, sięgając po kolejnego pączka. Możemy zrobić konkurs kto zje więcej. Jestem nawet gotowa dać fory na początku, tak ze względu na długą rozłąkę - Poza tym jestem prawie pewna, że Frank by się na mnie obraził, nawet jeśli powiedziałabym, że to tylko ze wzgląd na dawne czasy - to chyba dość niezręczne kiedy twoja dziewczyna bierze ślub z innym.
A przynajmniej tak mi się wydaje.
- Peak District to wciąż koniec świata - informuję, chociaż wiem, że prawda czasem może być trudna. Ale nie możemy się jej bać. Każdy musi stawić jej czoła, prędzej czy później - Pub jest Franka - prostuje też, już automatyczne. Nie wiem skąd przekonanie, że siedzi pod moim pantoflem a ja jestem jakimś niepisanym właścicielem. Ja tylko nalewam piwo! - Zawsze możesz je uwolnić - smoki w sensie. To dopiero byłby skandal.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki [odnośnik]26.03.16 16:17
Jeszcze dwa miesiące temu Benjamin nie podzielałby zachwytu nad narzeczeńskim stanem Percivala, pochmurniejąc i mrucząc coś pod nosem o sprzedajnych szlachcicach, lecz przecież dojrzał, rozumiejąc, że kryzysowa narzeczona jest najlepszym, co może spotkać...mężczyznę przyjaźniącego się z innym mężczyzną. Nestor nie zawracał Nottowi (na razie) głowy, co pozwalało im na względną wolność, co prawda brutalnie ograniczaną społeczną moralnością, ale przynajmniej pozwalającą im na wykonanie kilku kroków w bezpiecznych ramach mieszkania.
Uśmiechnął się więc potakująco, obserwując reakcję Teddy z pewnym rodzajem wzruszenia. Niekoniecznie związanego tylko z miłosnym tematem: naprawdę lubił ją oglądać radosną, pełną tego szaleńczego uroku nieopierzonego kurczątka lub nieujeżdżonego źrebięcia...lub osoby będącej niezbyt na bieżąco z smutnymi aspektami świata, gdzie najbardziej uciemiężoną grupą są paradoksalnie arystokraci. - Nie, nie, byli ze sobą z...miłości. Która przetrwała przez lata - wytłumaczył cierpliwie, choć z wyczuwalną chyba ironią, postanawiając ochronić Purcell przed bolesną prawdą. Bo cóż miał jej powiedzieć? Że widowiskowe chodzenie Percivala i Cassio było podyktowane szczeniackim zakładem i względami bezpieczeństwa? I że sam Ben nie zakręcił się wokół Teddy z potrzeby spragnionego serca (i jeszcze mocniej spragnionego, nastoletniego ciała), a z podobnych, sensownych pobudek? Cóż, to nie tylko zniszczyłoby optymizm Teds ale i bez wątpienia ich przyjacielską relację.
Zawiesił się chwilę na tych niewesołych rozkminach, powracając jednak do żywych, gdy psina zaczęła dziwnie piszczeć i skakać ku buzi blondynki. Ben westchnął rozdzierająco - cóż za niesforny urwipołeć - i znów sięgnął po psa, tym razem kładąc go sobie na kolanach i gładząc go po mordce uspokajająco. - Myślę, że Frank nie miałby nic przeciwko. W końcu i tak zabieram cię na randki do cukierni - odparł powoli, mrugając do niej z dawną niemalże filuterną zawadiackością, przechodzącą płynnie w kolejne męskie westchnięcia. - Daj spokój, zakochałabyś się w Peak District. Wolność. Swoboda. Co prawda nie tak, jak na Bałkanach czy też w Ameryce Południowej, ale...nie narzekam. Do tego często zaglądają do nas panienki Greengrass...śliczne istoty - zacmokał z wyraźnym zadowoleniem, które miałoby charakter szowinisytyczno-rubaszny, gdyby nie mógł wytłumaczyć swej reakcji oblizywaniem ust z pączkowego lukru. Zawahał się, czy nie poczęstować się ponownie, ale musiał przytulać pieska do swojej szerokiej klaty - tylko tu zwierzak uspokajał się zupełnie, mrużąc ślepia. Chyba tęsknił za rodzeństwem i mamą. - Franka, czyli twój. Tylko proszę cię, nie daj wkręcić się w dziecko. Jesteś za młoda na to, by utknąć w kuchni z pieluchami i eliksirami na czkawkę- dodał po chwili z powagą, mierząc ją bratersko-troskliwym spojrzeniem.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stoliki Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stoliki [odnośnik]30.03.16 1:48
Co jak co, ale mam trochę doświadczenia z uciemiężonymi arystokratami. Nawet więcej niż typowa półkrwista panna, w końcu przyszło mi mieszkać z jednym przez całe dwa lata i piękny był to przykład szlachetnego uciemiężenia i bezwłasnowolności. Nawet decyzji o tym żeby mnie rzucić nie mógł podjąć sam tylko dał to zrobić swojemu bratu - a ten kilku francuskim zbirom, bo przecież nie wypadało mu ubrudzić sobie rączek. Od tamtej pory nie mam najlepszego zdania o wysoko urodzonych, dopatrując się w nich jedynie fałszu i tchórzostwa. Albo przynajmniej w wysoko urodzonych mężczyznach, bo przykładowo takiej Inarze nie można zarzucić żadnej z tych cech. Tyle dobrego wynikło z mojej wędrówki do Francji, spotkanie z panną Carrow.
Nie zmienia to faktu, że Percivala (i Cassio, ale ją pamiętam mniej, nie odzywała się na tyle dużo) wspominam naprawdę ciepło. Zawsze cieszyłam się, że Ben ma tak bliskiego przyjaciela - sama nie wyobrażam sobie życia bez Maisie, a przecież wiem, że dużo jest na świecie samotników nie posiadających bratniej duszy. A tak wiedziałam, że nawet jeśli ja nie będę w stanie pomóc (nie oszukujmy się, związek nastolatków nie cechuje się jakąś oszałamiającą szczerością i tymi wszystkimi na dobre i na złe), to zawsze będzie mógł liczyć na Notta.
Cieszę się, że mimo upływu lat się to nie zmieniło. I są w życiu Bena osoby niezawodne - a wśród nich ja - Czyli, że zerwali, a potem i tak ich wyswatano? - pytam, przechylając z lekka głowę, jak ten mały piesek siedzący pomiędzy nami na stole. Ciężko być głuchym na tak wyraźną ironię - a i to całkiem spora losu ironia, jakby nie było innych panien na wydaniu, musiało paść na szkolną dziewczynę. Czasami tak się zastanawiam czy jak szlachcic znajduje sobie jakąś szkolną miłostkę to od razu musi ją zgłaszać nestorowi by ten zaaprobował wybór?
To dopiero byłoby zabawne.
- Myślę, że oszczędza sporo galeonów na każdej z moich ciastkowych randeczek - parskam przy tym śmiechem, jak i wtedy, kiedy chodziliśmy na pierwsze, wspólne spotkania. Nigdy nie miałam w sobie tej… ogłady ani wyczucia, nie siedziałam sztywno zastanawiając się nad każdym słowem, sztucznie chichocząc do serwetki gdy sobie żartowałeś. I wiem, że źle czułbyś się z taką dziewczyną, dobraliśmy się charakterami - Nie jestem pewna, dobrze się czuje w zwartej tkance miejskiej, nie dla mnie otwarte przestrzenie - chociaż Frank by się ucieszył, miałby gdzie biegać w czasie pełni - No i jeszcze bym zzieleniała na widok panienek Greengrass - dodaję. Co prawda, gdybym się dobrze przyjrzała to chwilę potem mogłabym mieć takie same włosy i cycki, ale potem musiałabym się cały czas koncentrować na wyglądzie, a niestety nie mam aż tak podzielnej uwagi by jednocześnie prowadzić życie towarzyskie i udawać ślicznotkę - Nie zanosi się - na dziecko w sensie. Myślę, że Carter zbyt bardzo, przynajmniej na razie, obawia się, że mógłby przekazać swoją drobną przypadłość kolejnemu pokoleniu by zgodzić się na bobasa. O pulchnych nóżkach, jego oczach i moich, naturalnie kręconych włoskach - Co nie zmienia faktu, że chciałabym taką małą kopię Franka, nawet jeśli od czasu do czasu musiałabym wyprać pieluchy - eliksiry to nie moja działka - Podrósłby i razem kopalibyśmy grządki, a wieczorem piekli ciastka żeby mieć co podgryzać podczas bajek na dobranoc… - tyle młodszego rodzeństwa, instynkt macierzyński mam wyrobiony od pierwszej klasy Hogwartu.
Może bycie mamą to moja wymarzona ścieżka kariery?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Stoliki [odnośnik]10.04.16 10:43
Rozmowa o Percivalu w większości przypadków powodowała w umyśle Benjamina niebezpieczne spięcie, zamieniające go albo w milczący głaz, rzucający błyskawicami ze swoich gniewnych oczu (o ile głazy posiadają oczy) albo w bełkoczącego bez sensu półgłówka, odpowiadającego nędznymi ogólnikami. Coś o pogodzie, coś o whisky, nawet coś o polityce, o której nie miał nieśmiałkowego pojęcia - wszystko, byleby opuścić wzburzone morza nottowskiej egzystencji, będące śmiertelną pułapką dla niedoświadczonego żeglarza. Z Teddy było jednak zupełnie inaczej. Może dlatego, że znała Percy'ego jako arystokratycznego chłystka, wyjątkowo interesującego jak na drętwe Ślizgoniątko, a może dlatego, że Ben czuł się przy niej bardzo swobodnie. Kojarzyła mu się z najprzyjemniejszym etapem szkoły, gdy pozostawił szczenięce lata za sobą i był już dorosły, chodząc po korytarzach Hogwartu jakby te należały do niego. Miał wtedy wszystko, co młody chłopak mógł sobie wyobrazić w swych niekoniecznie grzecznych snach. Śliczną dziewczynę u swego boku, do tego dziewczynę wesołą, wygadaną i bystrą, pozwalającą mu całować się pod jemiołą i potem wyciągać nargle z dekoltu przyzwoitej sukienki. Niezbywalną pozycję króla Quidditcha, święcącego triumfy po każdym meczu. Gromadę niezawodnych przyjaciół, wspierających go po rzadkich (lub częstszych) porażkach paczką czekoladowych żab i kremowym piwem. Mugolskie papierosy, schowane pod drugim dnem kufra. Wielkie plany pasjonujących przygód, czekających tylko aż opuści mury szkoły. A co najważniejsze miał kogoś, kogo prawdziwie, mocno i po raz pierwszy kochał.
Całe to wspomnieniowe szczęście nie rozmywało się w upływającym czasie, wręcz przeciwnie, umacniając się z każdym miesiącem oddzielającym go od rozświetlonej Wielkiej Sali, gdzie przysiadał się do Purcell, całując ją w jasne włosy...i jednocześnie wzrokiem szukając Percivala, nonszalancko opartego o ścianę tuż za stołem Ślizgonów. Wtedy nie miał wyrzutów sumienia i nie miał ich także teraz, gdy znów był poniekąd szczęśliwy. Nawet jeśli cały świat był przeciwko niemu, nawet jeśli sprawy zakonowe zaczynały się robić niebezpieczne i nawet jeśli do obklejonych lukrem palców przyklejała mu się sierść psa, w końcu spokojnie rozpoczynającego drzemkę w jego ramionach.
- Zerwali i ich wyswatano. Dokładnie. Ale cóż, tak to jest w tej całej socjecie - odparł tonem znawcy, nie wdając się w narzeczeńskie szczegóły. Wolał słuchać o Teddy. Zawsze lubił brzmienie jej głosu, jej słowa, jej historyjki, jej śmiech i jej bogatą mimikę. Wyróżniała się na tle sztywnych panienek lub zbyt wojowniczych buntowniczek. Była...idealna. Ciepła, czuła, zabawna a do tego po prostu ładna. Może nie posagowo zachwycająca a jej piersi mogły być odrobinę większe - cóż, Wright był tylko facetem - ale i tak wydawała się mocnym numerem dwa na liście piękności według Benjamina W. Miejsce pierwsze okupywała Harriett, lecz do tego nie przyznałby się nawet na torturach. - Ciasteczkowe randeczki to przyjemność, milady. A panienki Greengrass...cóż, nie umywasz się do nich. Są może i zachwycająco nieziemsko piękne, ale...nie mają tego czegoś, co ty masz w nadmiarze - odparł absolutnie szczerze, nie dbając o to, czy brzmi to poprawnie czy nie. Zero skrępowania. I, niestety, zero pączków, bo musiał przytrzymywać posapującego przez sen psiaka przy swojej klacie, dbając o to, by nie spadł na podłogę. Robił to prawie opiekuńczo, nawet przy słowach Teds o miniaturze Franka zaśmiał się mniej trzęsąco, by nie obudzić zwierzaka. - Właściwie, to całkiem miła wizja. Te ciastka i grządki. Oczywiście zgłaszam swoją kandydaturę na ojca chrzestnego małego purcellątka. Carterątka? Och, masz zdecydowanie lepiej brzmiące nazwisko - wygłosił z powagą, próbując wyobrazić sobie szaloną Teddy z małym zawiniątkiem w ramionach...co przyszło mu z łatwością i wywołało na jego twarzy jeszcze szerszy uśmiech.

zt


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stoliki Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stoliki [odnośnik]06.05.16 0:59
/z domku

Gotowy? No ba, przecież gdyby ciocia podała komendę, to bym wystartował ze swej miotełki i poleciał, a przynajmniej bym spróbował polecieć ... nawet do księżyca. By zobaczyć jego strukturę, to co powoduje że świeci nocą.... Jego moc napędzającą jego całą żywotność. Poznać jego tajemnice odnośnie życia i wiecznego kręcenia się i bawienia w chowanego ze słońcem - bo tak przecież robi właśnie, prawda? Gdy słońce znika, księżyc się zjawia, a gdy jest za długo, to pojawia się słońce i budzi wszystkich do nowego, wspaniałego lub nie, dnia. Niczym budzić krzyczący "pobudka głumochłonie!".
- Mamie można kupić takie wielgachne ciasto z polewą czekoladową... z takimi koralikowymi ozdóbkami, czy jakie tam dają do ciast... i skórką jakiegoś owoca o pomarańczowym - tak? - kolorze. - zacząłem mówić wchodząc do cukierni jak i mocno trzymając się rączki cioci. Nie, nie chciałem się zgubić, bo kto wtedy mnie odprowadzi do domu? Nie wiem jaki adres mam podać, a wątpię, aby ktoś z obecnych ludzi wiedział, gdzie mieszkam ja lub mama lub ktoś mi znajomy, kto ewentualnie znałby adres mamy. Zaraz stanąłem przy szybie ciągnąć przy tym niechcący rękę cioci, by wraz ze mną stanęła i obejrzała ze mną ciasta. Może znajdzie się taki, który opisałem? Albo ciocia Kat znajdzie jakiś ładniejszy, jak i lepszy w smaku? Bo definitywnie póki co nie będę tykać się gotowania. Od tego będę mieć przecież kiedyś żonę, czyż nie? Może jej kuchnia nie wybuchnie.



being human is complicated, time to be a dragon


Charles Lovegood
Charles Lovegood
Zawód : buntownik z powołania
Wiek : 5
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Chcę jeść!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1833-charles-seth-naifeh#23978 https://www.morsmordre.net/t2031-smocza-skrzynka#30186 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Stoliki [odnośnik]07.05.16 18:35
Katya uczyła się przebywania z dziećmi niemal cały czas. Zdawały się być zbyt małe, kruche i nieskażone złem, a ona? Jako auror widziała już wiele okrucieństwa i nie chciałaby żeby którekolwiek z pociech jej bliskich spotkało cokolwiek złego. Może dlatego cieszyła się niemal na każde spotkanie z Charlesem, który swoim uśmiechem i pogodą ducha sprawiał, że uśmiechała się szczerze? Nie szukała zbędnych odpowiedzi, bo jedynie powodziła wzrokiem za nazbyt ruchliwym chłopcem, który był wszędzie i nigdzie zarazem.
-Kupimy wszystko, co będziesz chciał - powiedziała z rozbawieniem, bo sama uwielbiała niegdyś pałaszować w kuchni i zajadać się słodyczami, ale przecież wtedy ona i Druella były jeszcze małe, prawda? Katya poczuła silnie pociągnięcie za dłoń i zaraz potem stanęła przy szybie, by otaksować wzrokiem smakołyki i ciasta, a w głowie zrodził jej się pomysł, który opierał się o zebranie wszystkich łakoci z okresu, gdy to ona była brzdącem, a także dwóch ciast, które z pewnością byłyby odpowiednie dla Charlesa i jego mamy. -Wchodzimy? - zapytała bez ogródek i puściła chłopca przodem, by rozglądnął się po sklepie, czy sam może czegoś nie chce wybrać. Wierzyła w dobry gust czterolatka. -Możesz wybrać sobie co tylko zechcesz.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Stoliki [odnośnik]08.05.16 12:26
Wszystko? Nawet jeśli powiem, aby kupiła ciasteczko w formie smoka - też kupi? Nie ukrywam - ucieszyłem się na tę wiadomość i radośnie potuptałem swoimi małymi, lecz głośnymi stópkami. Śmiało wszedłem do środka, gdy ciocia mi na to pozwoliła i już zaraz znalazłem się przy ladzie z dużymi ciastami. Torty chyba się nazywały, chyba. To teraz przyszedł czas na zakupy? Mam mówić, co chcę? A co, jeśli chcę wszystko? Stać będzie ciocię na to? Wskazałem palcem, który dotknął zimnego szkła na ciasto, które było białe, a na górze zdawało mi się widnieć jakiś ciemny okrąg. Biały niczym białe włosy mamy, ciemne okręgi niczym kolor moich oczu.
- Ten dla mamy ciociu.- powiedziałem z uśmiechem na ustach i zaraz spojrzałem na sprzedawcę, a potem na ciocię. Zgodzi się ze mną, czy wybierze coś bardziej wspaniałego? Bo jednak nie jestem w stanie ujrzeć wszystkich ciast, które były wyżej ułożone, a mój wzrok sięga do zaledwie kilku wypieków. Musiałbym wejść na krzesło, by móc je ujrzeć i ocenić. Co prawda - oceniam wszystko po wyglądzie, bo nie wiem, co tam jest w środku. Jakoś nie lgnę do czytania małych literek, które pewnie przyprawiłyby mnie o ból głowy. Łatwiej mi było wskazać ciasto, które z wyglądu mi się podoba.



being human is complicated, time to be a dragon


Charles Lovegood
Charles Lovegood
Zawód : buntownik z powołania
Wiek : 5
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Chcę jeść!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1833-charles-seth-naifeh#23978 https://www.morsmordre.net/t2031-smocza-skrzynka#30186 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Stoliki [odnośnik]10.05.16 20:13
Kupi wszystko, bo przecież tak powiedziała, prawda? Przez moment myślała nawet, że Charles powinien poznać Ramseya, który przecież także miał pojęcie o smokach, a skoro wierzyła iż malec pojawi się z Harriett na jej ślubie, to dlaczego nie? Owszem, teraz wszystko się skomplikowało, a Mulcibera jak nie było, tak nie było, a Ollivander straciła nadzieję, że żałował tego, czego się dopuścił. Patrzyła więc z prawdziwą radością na małego chłopca, który zdawał się być nieziemsko podekscytowany i dzięki temu złapała na moment dystans, który był jej potrzebny, by nie zwariować. Uśmiechnęła się pod nosem i pogłaskała go po włoskach, które niesfornie opadły mu na czoło.
-Dobrze, na pewno będzie jej smakował - powiedziała z rozbawieniem i puściła mu oczko. Kiedy dostrzegła jak zadziera główke i próbuje dostrzec smakołyki z najwyższych pułek, od razu wzięła malca na ręce, by miał lepszy pogląd na to, co go otaczało. Nie był ciężki, wręcz w sam raz, choć Katya zdawała się być niezwykle słaba po ostatniej wizycie w szpitalu. Nabrała powietrza w płuca, aż w końcu podeszła do innej, wystawowej szyby i wskazała palcem na truskawkowy sorbet. -Co sądzisz o tym? - wskazała palcem i miała nadzieję, że może i to przypadnie mu do gustu. Ona sama nie lubiła słodyczy i stroniła od nich, choć czasem takie małe grzeszki potrafiły sprawić niemało frajdy. -Albo wiesz co? Weźmiemy obydwa, co ty na to?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Stoliki [odnośnik]11.05.16 17:52
Uśmiechnąłem się szerzej, gdy ciocia zaakceptowała mój wybór. A więc mama będzie miała okazję zasmakować nieba, jak to dawniej mawiała. Jakoś od kilku tygodni nie ma ochoty na jakieś słodkości i wydaje mi się, że nadszedł temu kres. Nawet jeśli nie dla siebie, to będę dla mamy coś dobrego kupować, gdy będę z kimś wychodzić. Może nawet poproszę Bena, by coś kupił mamie, szczególnie że zbliżają się teraz święta. Może Ben będzie przychylny mojemu pomysłowi i wspomoże mnie jakoś. Bo jednak chcę, by mama była szczęśliwa i wesoła przede wszystkim. Jak dawniej, uśmiechnięta, śpiewała swoje francuskie piosenki podczas szycia, nawet zakochałaby się z kimś. Może to ją uszczęśliwi najbardziej? Tylko w kim mama mogłaby się zakochać... trudne pytanie. Chciałbym by to był Ben, lecz wiem że jakoś wolą się kłócić niż rozmawiać, więc to powinien być ktoś inny. Może któraś z ciotek mi pomoże...
Mój uśmiech się rozszerzył, gdy ciocia pomogła mi z problemami wysokościowymi i zaraz widziałem wszystko z góry - jak powinno być od samego początku. Spojrzałem na czerwony półmisek, który nie wiedziałem, co to u licha jest.
-A co to jest za papka?- zapytałem odwracając głowę w stronę cioci. No ale jeśli ciocia wie, że to jest dobre, to nie będę się sprzeczać. Ba, nawet poproszę o posmakowanie tego.
- Ale chcę tego posmakować.- powiedziałem. Może i byłem uparty, ale chciałem wiedzieć, czy ta papka nie jest jakąś papką dla niemowlaków. W końcu w domu mama nie jada żadnych papek, tylko jakieś kształtne rzeczy.



being human is complicated, time to be a dragon


Charles Lovegood
Charles Lovegood
Zawód : buntownik z powołania
Wiek : 5
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Chcę jeść!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1833-charles-seth-naifeh#23978 https://www.morsmordre.net/t2031-smocza-skrzynka#30186 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204

Strona 1 z 12 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Next

Stoliki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach