Wydarzenia


Ekipa forum
Sala główna
AutorWiadomość
Sala główna [odnośnik]02.04.15 22:35
First topic message reminder :

Sala główna

★★
Wnętrze "Białej Wiwerny" nie odbiega od wyglądu przeciętnej, niezbyt szanowanej knajpy. Sala główna, która znajduje się na parterze kamienicy, na pierwszy rzut oka wydaje się niezbyt pokaźna, lecz to tylko złudzenie - po przekroczeniu progu widać jedynie jej niewielką część, tę, w której znajdują się dobrze zaopatrzony bar oraz schody prowadzące na piętro. Odnogi izby prowadzą do kilku odrębnych skupisk stolików, gdzie można w spokoju przeprowadzać niezbyt legalne interesy czy rozmawiać w kameralnej, prywatnej atmosferze. Cały lokal oświetlany jest światłem licznych magicznych świec, zaś podniszczone blaty są regularnie czyszczone przez kilka zatrudnionych tam dziewczyn, toteż "Biała Wywerna" nie odstrasza potencjalnych klientów swym stanem, a przynajmniej nie wszystkich.

Możliwość gry w kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala główna [odnośnik]12.11.15 13:30
Nicholas nie wyglądał w tym dniu na zbyt zdrowego. Szarawo-blada skóra kontrastowała z czernią ubrania oraz ciemnymi, jak zwykle idealnie ułożonymi włosami. Nic nie było powododem, żeby przestać dbać o prezencję. Tym bardziej, że nie tylko był Nottem, co samo przez się mówi, że musi brylować w towarzystwie, ale także miał matkę pochodzącą z rodu Parkinsonów. Rodziny się nie wybiera – ma obowiązek bycia wygadanym, dobrze ubranym arystokratą jak zmęczony by nie był. Pracoholizm jak zwykle dawał się we znaki szczególnie w gorących okresach. Właściwie w jego Departamencie takie okresy trwały 365 dni w roku. Jednak nie tyle nie narzekał, co po prostu łatwiej było go spotkać za biurkiem w późnych godzinach wieczornych niźli ze szklaneczką ulubionej whisky przy kominku w Nottingham. Nick nie tyle, co się nie skarżył, co cieszył się z nadmiaru roboty. Może awans w najbliższej przyszłości? Teraz jednak zostawił w pracy niedopitą kawę i teleportował się w pobliże Białej Wiwerny. Musiał pojawić się na spotkaniu Rycerzy Walpurgii w jakim stanie by nie był. I to nie tylko dlatego że Tom Riddle był osobą, której się nie odmawia, ale także dlatego że od kiedy dostał list z tajemniczym podpisem „sam wiesz od kogo” czuł w głębi serca jakąś ekscytację. Myślał, że nie doczeka się kolejnego spotkania. Tom w ostatnich miesiącach milczał. Nott miał już wrażenie, że mylił się, co do tego że czekają go w najbliższej przyszłości rzeczy po prostu wielkie. Tom był dla niego mistrzem. Łączył w sobie ponadprzeciętną charyzmę z wybitnym talentem. Bez wątpienia miał potencjał na najpotężniejszego czarnoksiężnika tego wieku. A może i wszechczasów… W dodatku przemawiał w ich imieniu. Był jednym z nielicznych, którzy rozumieli potrzeby niezbrukanych mugolską krwią arystokratów. Nott chciał być częścią tego dzieła. Już w Hogwarcie wiedział, że jest wstanie wiele zrobić dla Toma. Sam nie zdawał sobie sprawy czemu, ale było w nim coś, czemu nie można było się oprzeć. Nick chciał być dla niego kimś godnym zaufania, ważnym i starał się o to, by zostać zauważonym przez swego mistrza także po skończeniu szkoły. Na pewno teraz nie zniknął bez powodu, na pewno bez powodu ich nie zebrał. Byli mu potrzebni. Cała arystokracja powinna stanąć po stronie Rycerzy Walpurgii. Takie było zdanie Notta i chyba nie tylko jego. Wchodząc do Białej Wiwerny obrzucił pogardliwym spojrzeniem mężczyznę, który stał przy drzwiach. Naprawdę musiał pytać go o nazwisko? Nott musiał się powstrzymać, żeby nie wyciągnąć różdżki by w odpowiedni sposób podziękować owemu panu za przytrzymanie go przy drzwiach. Wszedł go głównej sali z równie chłodną, niewyrażającą emocji miną. Rozejrzał się ukradkiem po sali jakby sprawdzając, kto przybył tu przed nim. Zatrzymał swój wzrok na Isoldzie. Posłał jej pełne troski, pytające spojrzenie. Nie wiedział, co dziewczyna tu robiła i jak najbardziej mu się to nie podobało. Kobieta powinna być w domu, zajmować się dziećmi i wydawać pieniądze męża na te wszystkie niepotrzebne rzeczy, których wielkiej wartości nigdy, żaden mężczyzna nie zrozumie. Może właśnie dlatego Nick nie planował się żenić? Spojrzał z dezaprobatą na Carrowa, który bez wątpienia przyprowadził tu pannę Bulstrode. Podszedł do kuzynki i przywitał ją delikatnym pocałunkiem w policzek.
- To nie jest miejsce dla damy… – szepnął ledwie słyszalnie, do jej ucha. Chciał subtelnie zasugerować, że nie powinna się w to wszystko mieszać. Ale nie planował robić też sceny. Następnie spojrzał na Wiliama Baudelaire'a. Mężczyzna nie pochodził z arystokratycznego rodu ale zasłużył sobie na szacunek Notta, dlatego też postanowił krótko go przywitać nie wyciągając pierwszemu ręki. Nie wypadało, bo przecież Nott był sporo młodszy. Po krótkiej wymianie uprzejmości ruszył nareszcie w kierunku Caesara.
- Dawno się nie widzieliśmy – rzucił w ramach powitania następnie spojrzał krótko, acz wymownie w kierunku Isolde. Miał nadzieję na jakieś porozumiewawcze spojrzenie, które powie, że nie tylko on ma coś przeciwko temu by dziewczyna się narażała. To zdecydowanie nie było miejsce dla niej.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Sala główna [odnośnik]12.11.15 17:15
Nigdy do końca nie wiadomo, kiedy odbędzie się spotkanie. Riddle doskonale wie jak długo czekać, aby utrzymać nasze zainteresowanie, ale także wywołać dreszczyk zniecierpliwienia. Ja jednak nigdy nie przebierałem nogami nie mogąc się doczekać spotkania. Chodziłem na te spotkania głównie po to, aby popatrzeć prosto w oczy wszystkim nabzdyczonym szlachcicom, którzy w tej właśnie chwili stawali się mi równi. Przecież o to chodziło, prawda? O zjednoczenie się pod wspólnym sztandarem dla jednego, wyższego i wspaniałego celu. Szczerze? Nawet to nie za bardzo mnie pociągało. Może i jestem człowiekiem czynu, nie lubię siedzieć w miejscu, ale praca z tymi napuszonymi pawiami potrafi przyprawić o porządny ból głowy. Wolę już pracować z aurorami, bo są o wiele mniej problematyczni.
Stawiam się jednak wyjątkowo jak na mnie punktualnie przed uroczym lokalem o nazwie Biała Wywerna. Byłem tu już wcześniej kilkakrotnie, ale nie przypasowało mi to miejsce. Ciężka atmosfera nadmiernej grozy tworzona przez stałych bywalców jakoś nie robiła na mnie wrażenia. Zdecydowanie bardziej wolę miejsca, w których można się anonimowo urżnąć i bać się, że w stanie nieprzytomności ktoś skroi ci portfel, a nie różdżkę czy nerkę. Aczkolwiek muszę przyznać, że na spotkanie takie jak to miejsce zostało dobrane perfekcyjnie. Dlatego też szanuję Toma. To człowiek o niesamowitym umyśle, który fascynuje mnie od dnia, gdy poznałem go naprawdę. Jestem pełen podziwu dla jego niezwykłych, magicznych umiejętności, ale też tych zupełnie ludzkich, przyziemnych. Umiejętność zapanowania nad tak liczną chordą różnorodnych osobowości stanowi niemiłe wyzwania, a po nim nie widać chociażby cienia niepewności czy zagubienia. Z takimi zdolnościami przywódczymi trzeba się naprawdę urodzić. Gdybym ja miał komuś przewodzić to znienawidziliby mnie po dwóch pierwszych minutach od momentu, w którym przedstawiłbym się moim pełnym imieniem i nazwiskiem.
Moje wyjątkowe przybycie na miejsce o czasie widocznie nie będzie uznane za coś niezwykłego, bo w środku znajduje się już kilka osób. W sumie całkiem pokaźny tłumek. Na pierwszy gabinet osobliwości natknąłem się już przy drzwiach. Carrow. Mój ulubiony paw w stadzie. Ignoruję go całkowicie i liczę, że w ten sposób on także zignoruje mnie, a w ten sposób unikniemy bójki godnej wiejskiego wesela. Tej młodej damy, która wydaje się, że przyszła z nim w żaden sposób nie mogę skojarzyć z poprzednich spotkań. Widocznie Deimos świetnie bawi się robiąc za chłopca na posyłki, a niech mu to wyjdzie na zdrowie. Notta kojarzę tylko dlatego, że jest ślizgonem z mojego rocznika, a siwiejący staruszek nie wydaje mi się wart mojej uwagi. Idę więc dalej rozglądając się po mniej czy bardziej znajomych twarzach, ciekaw, kogo licho przygnało tym razem. Kiwam głową w kierunku Lestrange’a, a resztę jego towarzystwa obdarowuję jedynie spojrzeniem, bo nie są mi to osoby znane. Natomiast na szarym końcu zauważam postać, którą powinienem dostrzec już na samym początku. Mój błąd, biję się boleśnie w pierś. Milburga wygląda zniewalająco jak zwykle i dlatego to ona jest celem mojej podróży przez Wywernę.
- Jak dla mnie nadal nieźle się trzymasz – rzucam, zajmując wolne obok niej miejsce. Dopiero teraz zauważam Grahama, którego przyćmiła uroda naszej wspólnej koleżanki. Widocznie to on jest tym, który zaczyna gorzej wyglądać, bo przecież mnie starość jeszcze nie zaczęła straszyć. Widocznie alkohol ma zdolności konserwujące. – Mulciber – mówię tytułem powitania, a żeby nie uznał, że przypadkiem zignorowałem jego obecność. Przecież jakżebym śmiał.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Sala główna [odnośnik]12.11.15 22:27
Rozkazy. Życzenia. Polecenia. Komendy.
Zwykł je wydawać, ale nigdy ich nie słuchał. Odkąd wyrósł z dziecięctwa on panował, sprawując dozór nad ludźmi zbyt zamroczonymi spokojem, pozornym bezpieczeństwem oraz zaufaniem, aby dostrzec, że są jedynie marnymi kukiełkami. Które według własnego kaprysu mógł wyrzucić, splątać ze sobą ich sznurki (losy?), połamać nogi lub posłać na śmietnik, gdy nie nadawały się już absolutnie do niczego. Dla Avery’ego było to zupełnie naturalne: tak został przewidziany świat. Silniejsi dominowali nad słabszymi, wygrywając każdą pomniejszą potyczkę, jak i bitwy najważniejsze w znaczeniu strategicznym. Na nic zdałby się powrót w blasku majestatu, kolejne sto dni chwały - w celu ponownego zebrania cięgów i wylądowania w śmietniku? Pełnego resztek, ludzkich odpadków, miernot spoza nawiasu społecznego oraz podłych zdrajców, którzy wyrzekli się swego dziedzictwa, wybierając wolność. Największą słabość człowieka – przejawiającą się w czym? W wykluczeniu całkowitym. Oni nie pasowali do mugolskich pomiotów (czemu nie potrafili tego zrozumieć?) a w środowisku szlacheckim, nie mieli już czego szukać. Gdy zawodziły wszelkie pokojowe sposoby zażegnania rodzącego się powoli konfliktu (iskra tliła się silnym blaskiem i trzeba było zdusić ją w zarodku), należało podjąć kroki znacznie bardziej zdecydowane. Nawet radykalne – Samael mimo znacznej powściągliwości był szczerym entuzjastą skrajnej opcji politycznej (nieformalnej), spychającej mugoli, szlamy oraz inną patologię prosto pod buty prawdziwych czarodziejów. Tam, gdzie było ich miejsce.
Mógłby zostać politykiem: błyszczał charyzmą (jeśli tylko wypowiadał więcej niż jedno zdanie) oraz miał niepodważalny dar przekonywania i zjednywania sobie ludzi. Wystarczyło spojrzeć na Colina, którego z łatwością owinął sobie wokół palca. Miał go na każde (dosłownie?) skinienie, aczkolwiek bluźnierstwem byłoby rzec, iż nie darzył go sympatią. Nie zasłoniłby go co prawda własną piersią, aczkolwiek łaskawie pozwoliłby mu zginąć za siebie. Naturalnie, pomściwszy jego śmierć, tak jak Achilles odpłacił za zgładzenie Patroklesa. Męska solidarność oraz lojalność zbudowała trwałe podwaliny ich (a)moralnej relacji. Względnie związku, w którym Samael zdecydowanie grał pierwsze skrzypce, wskazując Colinowi rozmaite rozwiązania i próbując zmusić go do myślenia i wybierania tych najodpowiedniejszych. Fawley okazał się ze wszech miar pojętny oraz otwarty na nauki – wreszcie przyjął swoje szlacheckie nazwisko wraz z powinnościami, stając się wartościowym członkiem arystokratycznej socjety. Teraz jednak wprowadzał go w grono elity najściślejszej (pomijając Lestrange’a, którego zapijaczoną, parszywą gębę ostentacyjnie ignorował), zgromadzonej co prawda w lokalu szemranym, gdzie w okolicznościach innych od spotkania Rycerzy, nigdy nie postawiłby swej stopy. Konspiracja wymagała wszakże drobnych poświęceń, więc Avery znosił owe niedogodności cierpliwie. Nie wykazując absolutnie żadnego obrzydzenia niezbyt czystą przestrzenią, unoszącym się w powietrzu smrodem spoconych ciał (nie wywietrzały jeszcze po poprzednich klientach) oraz przykrym odorze strawionego alkoholu. Zdegustowanie budziło w nim raczej towarzystwo zgoła niespodziewane (cóż robiła tu Isolde?) oraz o wątpliwej wartości (stetryczały Baudelaire). Niemniej jednak zachował się kulturalnie, podręcznikowo: skłaniając lekko głowę i kierując w stronę zgromadzonych chłodne słowa powitania. Nie musiał przedstawiać Colina – znali go tu zapewne wszyscy, a Avery oficjalnej prezentacji postanowił dokonać wyłącznie przed Tomem.
- To nie są nobile, o których wspominałem – rzekł cicho, aby tylko Fawley zdołał go usłyszeć. Niedorozwinięty Lestrange, cuchnący końmi Carrow, Nott, którego pominął ze względu na jego (niestety) widoczną zażyłość z Caesarem, kobiety oraz Mulciber oraz Russel (znośny, mimo oczywistego braku czystej, błękitnej krwi). Marszcząc brwi zerknął na tarczę kieszonkowego zegarka. Było już dość późno, lecz Tom Riddle był jedyną osobą, która mogła mu kazać na siebie czekać.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Sala główna [odnośnik]13.11.15 0:27
Dym papierosowy wydostający się powoli z jej lekko rozchylonych ust uczynił go w jednej chwili biernym palaczem. Ta postać rzeczy wytrąciła go na ułamek sekundy z równowagi, sprawiając, że sens wypowiedzianych przez Dolohov słów dotarł do niego po chwili. Przyjrzał się uważnie jej twarzy. Miał do tego dogodną pozycję, zwłaszcza, że na moment ich spojrzenia spotkały się w bardzo bliskiej odległości. Królową lodu?, co za infantylne i równie idiotyczne sformuowanie. Twarz rozjaśniła mu się w pogardliwym uśmiechu, gdy sięgnęła po jego trunek. Nie żałował jej ognistej. – Uważaj na swój królewski tytuł, obyś nie została przedwcześnie zdetronizowana przez młodszą aspirantkę tego miana. Nie jesteście wyjątkowymi, pięknymi, niepowtarzalnymi śnieżynkami. Siedząc tutaj, stajecie się gnijącą materią organiczną. Rozśpiewanym, roztańczonym gnojem świata. Częścią tej samej pryzmy kompostu. – Słowa wypływały z jego podświadomości, wcale nie starał się ich powstrzymać. Na twarzy nadal gościł mu uśmiech, sprawiający wrażenie, że prowadzą iście przyjacielską rozmowę. Musiałby być idiotą, by nie zauważyć spojrzenia Dolohov wlepianego w trącącego końskim łajnem Carrowa. Nie mógł pojąć co też takiego dostrzegała w kimś, kto wszystko co posiadał zawdzięczał tylko swemu urodzeniu, a nie swojej własnej pracy.  W tle wciąż rozbrzmiewały krótkie i zachowawcze wymiany zdań, jak gdyby oczekiwanie na Riddle’a onieśmieliło grupę dorosłych ludzi, uniemożliwiając im swobodną komunikację. Albo było w tym coś innego. Tłumione uczucia, złości, rozczarowania i straty, wszystko, co starali się stłumić w zarodku, doprowadzając do tego, że sytuacja przy stole stawała się coraz to bardziej irracjonalna i napięta. Kiedy wreszcie Milburga oderwała wargi od jego alkoholu, upił spory łyk ognistej, czując w gardle przyjemne, gorąco. Musiał jak najszybciej wyrwać się z tego dziwnego transu. Powietrze naelektryzowane jak przed nadciągającą burzą. Nie zwrócił uwagi, że do stołu dosiadło się kolejnych trzech rycerzy, dopóty, dopóki jeden z nich nie przerwał krótkiej chwili ciszy, siadając po drugiej stronie Dolohov. Nie musiał podnosić wzroku, by odgadnąć kto dosiadł się do ich części stołu. – Russell – Odparł, dając tym samym dając do zrozumienia, że zdaje sobie sprawę z jego obecności, jednak jego wzrok pozostawał nieruchomy, kiedy ponownie unosząc szklankę do ust, kiedy jego wzrok odruchowo padł na kolejnego szlachcica, aspirującego do miana Rycerza Walpurgii. Cóż za urodzaj, szkoda tylko, że nowicjusze przejawiali w jego oczach tendencję spadkową. Kimże on jednak był, by kwestionować zdanie Avery’ego. No na pewno nie Riddlem. Swoją drogą począł się zastanawiać, gdzie też on się podziewał. Zazwyczaj nie dawał członkom swojej armii aż tyle czasu na dotarcie na miejsce. Czyżby wakacyjne przyjęcia odprawiane u Prewettów skruszyły jego skamieniałe serce, by pozwolić swym poplecznikom na więcej swobody? Przesunął spojrzeniem po wnętrzu Wywerny. Zauważył, że twarze niektórych zgromadzonych przybrały wyraz niechęci i obrzydzenia, kiedy mieli zasiąść do stołu. On czuł się tutaj jak w domu. Po odbytych tu całonocnych zmianach przed wieloma laty, był pewien, że znał tu każdy kąt.
Graham Mulciber
Graham Mulciber
Zawód : auror
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Because some roads you shouldn't go down. Because maps used to say, "There be dragons here." Now they don't. But that don't mean the dragons aren't there.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Sala główna - Page 4 X82C3Yn
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1418-graham-mulciber https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Sala główna [odnośnik]13.11.15 1:27
Spotkanie Rycerzy. Mamiony tym hasłem od dawien dawna czekał na odpowiedni znak. Kiedy, gdzie, jak, po co i dlaczego. To tylko jedne z nielicznych pytań, które Julius zadawał sobie podczas zwykłej, zdawałoby się, egzystencji. A mimo to nie szukał szczególnego kontaktu z tym ugrupowaniem, nie będąc do końca pewnym, czy te świetne idee aby na pewno przetrwają. Nastawiony był do wszystkiego bardzo sceptycznie, woląc przeżyć miłą niespodziankę niż gorzki zawód. Z natury ostrożny, chociaż nie do końca tak, jak powinien, starał się przeżyć kolejny dzień. Gdzieś w środku hołubiąc konkretnym celom konkretnych ludzi, wywyższając się z nimi na każdym kroku, ale wierząc, że tak naprawdę działa w pojedynkę. Toma nie było w Wielkiej Brytanii od dłuższego czasu, kto wie, co się mogło z nim stać przez ten czas? Śmierć jest nieodzownym elementem życia (ha) i dotyczy ona każdego bez wyjątku. Kamień filozoficzny? Najpewniej zwykłe mrzonki, którymi karmili się frustraci bojący się umrzeć. Mniej lub bardziej godnie. Głupio było przyznać, ale i on bał się tej ostateczności, która go pochłonie bez reszty. Nie na tyle jednak, aby wierzyć w bajki wyssane z palca i w to, że Riddle jest prawdziwym, niezniszczalnym mesjaszem. Jego zdaniem był jedynie środkiem do celu. Czyżby przez Notta przemawiała zazdrość? Ależ oczywiście, w końcu ten bądź co bądź młodszy chłopak zagarniał cały splendor dla siebie, a on, Julius, był przekonany, że wcale nie byłby gorszy od niego.
No cóż, nie zdawał sobie sprawy z wielu istotnych rzeczy.
Nie miał pojęcia, jak to się stało, że na spotkanie w ostatecznym rozrachunku przyszedł z Caesarem, Evelyn i kobietą, której nie znał. Być może mignęła mu kiedyś na szkolnym korytarzu, nie sądzę jednak, aby jedno drugiego choć minimalnie kojarzyło.
- Julius Nott - przedstawił się Milburdze, jak nakazywała etykieta. Był przy tym jednak mocno zdystansowany, wręcz chłodny. Wyprany z jakichkolwiek emocji, pragnący jedynie rychłego końca jego wrogów. Nie powiedział nic więcej, nie będąc wcale skorym do rozmów. Wszedł wraz z pozostałymi do Białej Wywerny, omiatając wszystkich uważnym wzrokiem. W ramach przywitania ze znajomymi i nieznajomymi skinął jedynie oszczędnie głową, nie będąc w ogóle wzorem cnót wszelakich już od dobrych dwóch lat. Obecność Isoldy na miejscu generalnie nie zadziwiła go tak jak resztę sali, nawet wydobył z siebie coś na kształt uśmiechu posłanego specjalnie dla niej. Tak mocno się starał!
Siadł tam, gdzie siąść powinienem, czyli obok Lestrange'a, Milburgi i Grahama. Jednym uchem wpuszczał, drugim wypuszczał to, co mówili. Na ostatnie słowa Mulcibera pokiwał z lekkim uznaniem głową, by zaraz skierować wzrok na Russella i Nicka. Nie powiedział jednak nic. Zastanawiał się tylko, czy przyjdzie mu z nimi pić ognistą i dyskutować o czystości krwi zamiast zacząć działać.


♣️ The devil's in his hole

Julius Nott
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1529-julius-nott http://morsmordre.forumpolish.com/t1537-adalbert#14515 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f176-nottingham-maun-ave-13 http://morsmordre.forumpolish.com/t1538-julius-nott#14522
Re: Sala główna [odnośnik]13.11.15 2:01
Sala, powoli zapełniała się zaangażowanymi poplecznikami. Ważne osobistości zajmowały wolną przestrzeń, ograniczając dostęp świeżego powietrza. Atmosfera uległa zmianie. Stała się napięta. Brakowało swobody. Zgromadzeni, posegregowani na mniejsze, kilkuosobowe grupki, wymieniające poglądy. Wyciszone półszepty, poruszające wszelkie, nurtujące tematy. Riddle się spóźniał. Specjalnie? Zamierzone zagranie, próba? Zastanawiała się nad jego prezencją. Programem dzisiejszego spotkania. Planami na najbliższą przyszłość, w którą zaangażuje się z największą przyjemnością. Hamowała niekontrolowane odruchy. Wszystko, odbijało się w metalicznych, szklących, zainspirowanych oczach. Popadała w obsesję, a może czystą paranoję? Dym papierosowy z lekką domieszką ziół, rozluźniał spięte mięśnie. Wypełniał pojedyncze komórki ciała. Roznosił, trujące opary po niewielkiej sali. Otulał szarością, zbliżoną twarz, towarzysza, powodując chwilowe otępienie. Kobieta, wypuszczała go teatralnie, czyniąc niewinny rytuał. Jak zawsze czepiał się szczegółów. Wyczulony na każde sformułowanie, wyszukiwał dogodnej pozycji na przyjacielską, lecz kąśliwą ripostę. Obdarzyła go równie pogardliwym spojrzeniem. W tym samym czasie, gasiła maleńki niedopałek. Szeptała blisko jego ust: - Nie martw się mój drogi. - specjalnie, bawiła się w zmianę intonacji. Podkreśliła ostatnie słowa. - Nie obawiam się żadnej konkurencji. - przerwała na chwilę. - Skup się, zamiast wygłaszać swe bezsensowne monologi. - przewróciła teatralnie oczami. Odstawiła szklaneczkę, czując rozgrzewające gardło, przenikliwe ciepło. Przechwyciła jedno, krótkie, rozpoznawcze spojrzenie dzisiejszej ofiary. Postanowił ugrać sprawę od zupełnie innej strony? A więc ignorancja, brak interakcji. Nieistnienie. Wykrzywia usta do kłębiących się w głowie myśli. Świetnie sobie radzisz, Carrow. Postanowiła zaprzestać wewnętrznej walki, skupić się na chwili obecnej. Kolejne osoby, przekraczały drewniany próg.

Odpowiadała skinieniem głowy, przelotnym spojrzeniem. Dostrzega w oddali, zmierzająca ku nim postać. Nie widziała go tyle czasu. Nie zmienił się ani odrobinę. Jego oblicze w pewnym stopniu, nie pasowało do mistycznej energii, wytwarzanej przez otulone ciepłym światłem miejsce. W tej jednej chwili, miała ochotę, przywitać go długo wyczekiwanym, przyjacielskim gestem. Może na osobności. Zajmuje miejsce z drugiej strony, zaciskając ciasne ryzy, wokół ciała kobiety. Przenosi rozmarzony wzrok na nieoceniony profil, darzący niemym uwielbieniem. - Jak zwykle nieoceniony. - aby po chwili dodać, ledwo słyszalnym szeptem. - Dobrze, że jesteś. - kontrowersyjność mężczyzny w szeregach Rycerzy, wzbudzała podejrzenia. Niektórym z nich, nie pasował. Starała się, nie wtrąć w sprawy, na które nie miała żadnego wpływu. Była to indywidualna decyzja. Westchnęła ciężko, lekko zniecierpliwiona. Stukała obcasami w posadzkę w wyrazie zdenerwowania. Świetnie manipulował. Pozwała czekać na siebie w nieskończoność. Znów przesunęła wzrokiem po całej sali.Zatrzymała się na Juliusie, siedzącym nieopodal, zdziwiona brakiem jakiejkolwiek interakcji z jego strony. Pragnęła zapalić. Zdecydowanie za dużo!


Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.
Milburga Dolohov
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t883-milburga-dolohov https://www.morsmordre.net/t1133-edgar#7523 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-13-13 https://www.morsmordre.net/t1132-milburga-dolohov#7519
Re: Sala główna [odnośnik]13.11.15 14:14
Pierwsze drżenie niecierpliwości, które ogarnęło go podczas przechodzenia przez próg... pubu? Restauracji? Podrzędnej meliny, której nazwę powinien zapamiętać, by pojawić się tu w kryzysowej godzinie, zapijając problemy w alkoholu? Nieistotne - drżenie minęło, pozostawiając jedynie posmak oczekiwania, przemieniając się w rozkoszną obietnicę spełnienia marzeń, które od wielu miesięcy rozbrzmiewały w jego głowie. Odkąd Samael nieopacznie (celowo?) wspomniał o grupie ludzi z podobnymi jemu poglądami; dla których panosząca się wszędzie zaraza była czymś równie obmierzłym, co należało wyplenić i zniszczyć; którzy w obecnych rządach widzieli ogromną nieudolność. Czekał z wytęsknieniem, aż okaże się godzien wstąpienia w ich szeregi - a może po prostu ich poznania i otrzymania cudownego daru przynależności do jakiejś idei. Stawiał w ponurym wnętrzu swoje kroki z doskonałe wyważoną śmiałością - jeszcze nie arogancką, ale i nie wycofaną, jakby świetnie się czuł w tym towarzystwie, chociaż tak naprawdę nikogo prócz Samaela w nim nie znał. A może?
Jego spojrzenie powędrowało przez twarze Nottów (nigdy nie pomyliłby tych oblicz nieskażonych najmniejszą myślą - chyba że akurat myśleli o rodowych powiązaniach), twarz Carrowa (będzie z nim musiał porozmawiać o zaginionym koniu. Albo lepiej nie), na moment (zbyt krótki, by urazić tym Samaela) zatrzymało na Lestrange'u... i wbiło się w Baudelaire'a, którego widok zaskoczył go najbardziej ze wszystkich. Nie planował z nim więcej żadnych spotkań, to jedyne i przypadkowe na ulicy zdecydowanie mu wystarczyło, tym bardziej więc się skrzywił, nie dając jednak po sobie poznać, że go zauważył. Usiadł po drugiej stronie Samaela, odgradzając się od ciekawskich spojrzeń i samemu nie wyrażając większego zainteresowania zgromadzonymi. Chciał ich poznać, owszem, chciał stać się ich częścią - ale nie mógł przecież zadawać się z byle kim, bazując jedynie na ich nazwiskach i pochodzeniu. Zanim wyciągnie ku komuś rękę albo samemu przyjmie wyciągniętą dłoń, chciałby mieć pewność, że jest warta uściśnięcia. Uśmiechnął się krzywo, śledząc wzrokiem tarczę zegarka, który wyciągnął Avery. Najwyraźniej nawet miał w sobie na tyle ludzkich uczuć, by wyrazić swoje zniecierpliwienie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy mimowolnie zerknął na zebrane towarzystwo i dostrzegł w nim kobiecą czuprynę. Ach, więc jednak to nie ekskluzywny klub dżentelmenów i niewiasty również mają tu wstęp. Zastanawiające... i niezmiernie ciekawe będzie móc je bliżej poznać - może mimo obsesyjnej niechęci Samaela do kobiet, nie będzie go tu trzymał na swojej smyczy poprawności i uda mu się porozmawiać choć z jedną z nich?
- Z pewnością, w innym wypadku nie omieszkałbyś ich skomentować - stwierdził ponuro, wciąż nie mogąc się oprzeć pokusie, by na każdym kroku okazywać, jak bardzo jest na niego obrażony. Może zachowywał się nieco dziecinnie, prezentując wręcz rozkapryszoną postawę, ale nie miało to dla niego większego znaczenia; nie teraz, gdy otaczała go przeróżna mieszanka osobowości, czekająca na kogoś kto - wedle opinii Colina i niechętnych słów Samaela - stał odrobinę wyżej w hierarchii tych wszystkich osobowości, roztaczając wokół siebie niesamowity autorytet. Jak bowiem w innym przypadku mógł zgromadzić tu tych wszystkich ludzi, z których większość zapewne szczerze się nienawidziła?
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Sala główna [odnośnik]13.11.15 14:29
Obrzydzenie. To właśnie czuję, gdy z gracją schodzę po obskurnych schodach, by zająć należne mi miejsce w Białej Wywernie. Nie zwykłam bywać w takich miejscach, nie zwykłam nawet zbliżać się do nich, przyciągały bowiem zbyt wiele wspomnień, od których chciałam się odciąć. Nie jestem już małą Leną, przyzwyczajoną do widoku pajęczyn na ścianach, to właśnie jej krew, nawet jeśli złudna, po raz pierwszy zbrukała moje dłonie. Dla Toma jestem jednak w stanie zrobić wyjątek, w słusznej sprawie zacisnąć różane wargi i pod osłoną nocy pojawić się w tej podrzędnej dzielnicy Londynu. Otulona mrokiem, niezauważona przemykam ciemnymi ulicami Nokturnu, dokładając wszelkich starań, by żadne niepowołane oko nie dostrzegło mnie tutaj. Nie potrzeba mi w końcu kolejnego skandalu Schody trzeszczą nieznacznie pod naporem moich stóp, długa czarna peleryna zbiera z nich kurz. Obrzydzenie, nad nim również mogę zapanować.
Nie zwykłam skrywać swej urody, do mistrzostwa opanowałam sztukę maksymalnego jej podkreślenia. Jestem dumna z jasnych pukli, rumianych policzków, karminowych warg i stalowoszarych oczu, które zmieszane z przekazanymi mi przez matkę genami wili, zdolne są podporządkować sobie każde męskie serce. Wiem jednak kiedy nie powinnam z nimi obnosić, kiedy należy ukryć je pod kapturem. Nie, nie muszę swoim wyglądem podkreślać własnej pozycji, moja siła bije z wnętrza i tu nie muszę się jej wstydzić.
Chyba dlatego tak łatwo było skusić mnie do wstąpienia w szeregi Rycerzy. Obiecać   potęgę i wagę słowa, splamić mlecznobiałe dłonie czarną magią, która z łatwością plamiła również duszę. To nasz magiczny narkotyk, który uzależnia od pierwszego kontaktu, wkrada się prosto w żyły i domaga się coraz więcej. Nie zapominając o tym, by dać coś w zamian. Magia zawsze ma swoją cenę, nieprawdaż? Ludzie obawiają się jej zapłacić, boją się postawić pierwszy krok w nieznane, zdając sobie sprawę, że nie ma już odwrotu. I w swojej głupocie nie rozumieją, że już nigdy go nie zapragną.
Zbliżam się do zgromadzonych, zajmuję swoje miejsce i dopiero wtedy z głowy zsuwam kaptur, pozwalając by jasne loki opadły na ramiona.
- Dobry wieczór - oznajmiam przewrotnie, witając wszystkich zebranych. - Tuszę, że jeszcze nie przybył? - nie muszę tłumaczyć, kogo mam na myśli. Wszyscy przecież, niczym wierne owieczki, czekamy na Toma Riddle'a.
Tak pewni siebie, przekonani o własnej wyższości, zgromadzeni tu na życzenie jednego człowieka. Za to właśnie zawsze go podziwiałam - za charyzmę, za zdolność przekonania innych do własnych poglądów. Jedynych słusznych, może nieco radykalnych, ale w ciemno rzec mogę, iż każdy zebrany w Białej Wywernie przytaknie, że należy położyć koniec temu plugastwu, które pleni się w społeczeństwie czarodziejów.
Helena McKinnon
Helena McKinnon
Zawód : Obrońca harpii i felietonistka
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
But you'll come back each time you leave
'Cause, darling, I'm a nightmare dressed like a daydream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1186-helena-mckinnon http://morsmordre.forumpolish.com/t1210-kleopatra#8947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f146-west-country-dolina-godryka-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1211-helena-mckinnon#8951
Re: Sala główna [odnośnik]13.11.15 15:35
Lawina uczuć wirowała wśród zebranych. Alfred wchodząc do pomieszczenia, od razu zaczął się karmić tymi emocjami. Wstręt, nienawiść, obrzydzenie, zaciekawienie, duma. On nie wiedział, co czuł. Karmił swoją potrzebę władzy spotkaniami Rycerzy. To był jak obowiązek, kolejny stopień na drabinie potęgi i samospełnienia. Wzrokiem przejeżdżał po wszystkich zebranych, co rusz zatrzymując się na jakieś twarzy. Powinni traktować się jak starzy znajomi, rzucać się na siebie i witać ciepłym uściskiem. Tu ludzie walczyli o tytuł tego, który bardziej się skrzywi na widok nowych osób, kto jest bliżej Tom’a Riddle’a, a przede wszystkim prześcigali się na szlachetne pochodzenie. Alfred poczuł ścisk w żołądku na samą myśl o tej wspaniałej atmosferze. Parkinson inaczej definiował to stowarzyszenie. Każdy ze szlachetnego rodu, kto tworzył z nimi organizacje, powinien polegać na sobie. To znaczyło, że liczyła się wspólna idea, a cel nie był jednostkowy. Nie rozumiał tych dziwnych, oceniających spojrzeń, bo w tym o to pomieszczeniu wszyscy byli równi, a to najbardziej bolało Parkinsona. Na szczęście nie było tu miejsca dla żadnej szlamy. Wszedł zaraz po Helenie, omijając ją łukiem.
- Okaże się, czy będzie taki dobry – odparł sarkastycznie. Aura półwili aż zaczęła dusić go swoimi mackami. Jak najszybciej chciał się znaleźć jak najdalej od niej. Piękna kobieta zawsze źle działała na mężczyznę, zwłaszcza tego szlachetnie urodzonego. Podobno ignorowanie jest najskuteczniejszym rodzajem podrywu, ale nie dziś. Spotkanie Rycerzy nie było dobrym miejscem na sianie dramatów o ewentualnym ożenku; zwłaszcza z półwilą. Zieleń sygnetu aż parzyła jego palec. Wyprostuj plecy, Parkinson. Dziwnie się czuł w swojej naturalnej postaci. Chętnie by teraz zapalił, zajmując czymś konkretnym dłonie. Zajął jedne z miejsc, czekając na najważniejszego gościa.




If I risk it all,
could You break my fall?

Alfred Parkinson
Alfred Parkinson
Zawód : Wiedźma Straż
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Cynik i król bez miłości - to tylko tytuły.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1679-alfie-parkinson#17486 http://morsmordre.forumpolish.com/t1693-magenta#17983 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f103-gloucestershire-cotswolds-hills-12 http://morsmordre.forumpolish.com/t1695-alfred-parkinson#17987
Re: Sala główna [odnośnik]13.11.15 23:31
Nie w smak było mi to wieczorne spotkanie, wymagające ode mnie wytrzymania całego dnia w stanie względnej trzeźwości. Ostatnie dni przynosiły ze sobą niekończące się fale goryczy i rozczarowań, mój romans z whisky trwał w najlepsze, a chęć uspołeczniania się oscylowała stale w okolicy zera. Nie czułem obrzydzenia, gdy pojawiłem się w Białej Wywernie. Jak mógłbym pracować w swoim zawodzie, jeśli atmosfera spod ciemnej gwiazdy, rupieciarski styl i mocno podrzędna jakość wszystkiego w otoczeniu miałaby mnie przyprawiać o wnętrzności radośnie tańczące kankana i szpetnie wykrzywioną w grymasie niezadowolenia twarz? Zbyt często bywam na Nokturnie, bym się wzruszył w ten czy inny sposób, gdy przestąpiłem próg lokalu i skierowałem swe kroki do sali, gdzie miało się odbyć spotkanie, z uprzejmym "dobry wieczór" na ustach.
Czy moja twarz dalej była niewzruszona, gdy moje spojrzenie padło prosto na Isoldę? Jej widok po tak długim czasie był jak impuls energiczny, a sam fakt, że znajdowała się tutaj, najwyraźniej gotowa do zrekrutowania, był równie zaskakujący, co niepokojący. Czy wiedziała, jak niebezpieczna jest zabawa, do której ochoczo chce dołączyć? Przechodząc koło grupki, wśród której znajdowała się filigranowa panna Bulstrode, skłoniłem się lekko, bez śladu błazenady czy sztuczności, wypowiadając jej imię z namaszczeniem godnym tych wszystkich dobrych wspomnień, które dzieliliśmy, po czym udałem się na przeciwny koniec sali, również omijając Helenę szerokim łukiem, by zatrzymać się koło Parkinsona i spojrzeć na niego badawczo. Jego zachowanie, nerwowy krok i słowa nie były normalne, ale nie miałem siły rozpoczynać partyzanki i próbować wypytać go o przyczyny. Nie miałem siły mówić właściwie nic, wyciągnąłem więc z kieszeni szaty paczkę papierosów, a gdy odpaliłem różdżką jednego z nich, wyciągnąłem paczkę w stronę Alfreda. Ileż to już papierosów wypaliliśmy razem, stary druhu?


stars, hide your fires:
  let not light see my black and deep desires.
 
Perseus Avery
Perseus Avery
Zawód : wiedźmia straż
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
vicious
vengeful
victorious
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nothing good ever stays with me
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1103-perseus-julius-avery https://www.morsmordre.net/t1235-persowa-poczta#9205 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2783-skrytka-bankowa-nr-318#44957 https://www.morsmordre.net/t1181-perseus-avery#8549
Re: Sala główna [odnośnik]14.11.15 2:51
Za każdym razem przerażał go od nowa. Czy czuł jego strach? na pewno, Tristan czasem odnosił wrażenie, że on wiedział wszystko - dosłownie wszystko. Znał każdą ich słabość, potrafił rozpoznać każdą chwilę zawahania. Mógł obrócić przeciwko nim całe ich życie; czy cena, jaką ponosili za trwanie u jego boku, była tego warta? Kłębiły się w nim wątpliwości, okrutnie bolesne wątpliwości, które podważały sens każdego działania Tristana. Ale obrał tę ścieżkę, już dłuższy czas temu... i było zbyt późno, by się wycofać. Byli wolni - naturalnie, że byli - ale tylko teoretycznie. Wolał nie zastanawiać się nad tym, jak skończyłaby osoba, która w tym momencie jednak obróci się do Toma plecami. Potrafił się mścić - i potrafił być w swojej zemście okrutny jak nikt.
Minąwszy próg Białej Wywerny powitał towarzystwo, obrzucając wnętrze przybytku krótkim spojrzeniem - Carrow, naturalnie, stary Budelaire, Lestrange, a przy nim- Isolde? Tristan nie potrafił rozpoznać, czy przyszła tutaj z Deimosem, czy z Caesarem. Wpierw spojrzał na nią, z czymś, co można by nazwać zawodem - była drobna, chora i delikatna. Jedyne, co mogło ją tutaj przyprowadzić, to głupota w najczystszej postaci, kobieca zachcianka, namowa idioty - Carrowa albo Lestrange'a. Nie tak widział ich pierwsze spotkanie, jeśli w ogóle je widział, nie tak widział jej śmierć. Przeniósł spojrzenie na Caesara, wciąż nie mówiąc nic; mało ci było zamordować Marianne? Poślesz na drugą stronę również Isoldę? Jesteś padalcem, Lestrange. Tchórzliwym padalcem. Bądź mężczyzną, choć raz w życiu, i ją stąd wyprowadź. Wiódł spojrzeniem dalej, kuzyn Samel i... Fawley? przed momentem mieli okazję wymienić kilka słów, nie spodziewał się go zobaczyć tutaj - ale czy mógł oceniać kogoś, kogo właściwie nie znał? Avery, z nim również miał do pogadania, najpiękniejsza, Helena i najmroźniejsza, Milburga. Crispin - jego chyba znał najmniej - Nicholas wraz z Juliusem. I Graham. Uścisnął dłoń temu ostatniemu, być może nieco mocniej, niż powinien - przyjaciel musiał rozpoznać jego niespokojny nastrój - pozostając zabsorbowanym sylwetką filigranowej panny Bulstrode, niedoszłej pani Rosier. Zbyt kruchej, zbyt delikatnej i zbyt chorowitej, by brać w tym udział - od urazów skrywanych gdzieś w duchu, od zawodu wynikającego z ponurego zakończenia, jakim były zaręczyny jej brata z jego siostrą, silniejsza była wciąż pielęgnowana troska.
- Isolde - szepnął ledwie dosłyszalnie, wciąż z niedowierzaniem. Ale mimo przemożnej chęci, mimo podszeptów serca, nie zrobił nic więcej. Czy pożałuje? Z pewnością, nie próbując przeszkodzić- tylko pomagał. Co cię sparaliżowało Tristanie, jej widok - widok małej dziewczynki - kolejna bolesna mara przeszłości? Nigdy nie byłeś odważny. Wiedział, jak mocno kochała wiedzę, ale istniała wiedza, której lepiej było nie posiadać. Wiedza straszliwa i zakazana, wiedza, od zdobycia której wiodła droga wprost ku zagładzie - zwycięstwo mogło smakować jedynie goryczą. Zatapiali się w mocach, której potęgi nie rozumieli; Tristan chciał zemsty, chciał powrotu Marianne, i gotów był oddać za to życie. Czy Isolde zdawała sobie sprawę z tego, w jak wielkie bagno próbuje się wplątać? Po jednej stronie miała Carrowa, po drugiej Caesara. Jego usta drgnęły w czymś pomiędzy drwiną a zawodem, otoczona przez wilki, ba, najwyraźniej dobrze się wśród nich czująca - symboliczny pokaz tego, jak mocno nic ich już nie łączyło?
Nie usiadł, stał, zamówiwszy szklankę Ognistej.
Nie był pewien, co łączyło go z tymi ludźmi - czy mógł im ufać, czy byli jedynie wężami skradającymi się za jego plecami. Jedno było pewne - skoro ufał im Tom, każde z nich musiało być czegoś warte.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 4 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala główna [odnośnik]14.11.15 13:45
Nie wiem, Deimosie, jakie dawne sprawy łączą cię z obecnymi tutaj kobietami - bądź jedną w szczególności. Nie przyszłam tutaj dla ploteczek i brylowania pośród socjety, mnóstwo tego na salonach, wartość zero. Marnowanie czasu na rozprawianie o dawnych romansach dobre jest tylko przy herbatkach, tam i tak nie ma co liczyć na ciekawsze dyskusje. 
Przyszłam tutaj, Deimosie, Caesarze, Nicholasie, Juliuszu, Persie, Tristanie, przyszłam tutaj w jednym celu i nie wstydzę się go wyjawić przed żadnym z zebranych. Przyszłam tutaj znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. Pojąć istotę magii. Co się za nią kryje? Czy to jedynie jakaś mistyczna siła, jak sądzą co poniektórzy, czysto metafizyczna, całkowicie niepojmowalna, nie do poskromienia? Czy może - może uda się znaleźć jej przyczynę. I tym samym przejąć nad nią kontrolę. Może za umiejetność magii odpowiada mutacja genów? Może czarodzieje są kolejnym szczeblem ewolucji człowieka? Kolejnym gatunkiem - choć podobnym do mugoli, w rzeczywistości znacznie potężniejszym. W czystokrwistych, starych rodach jak nasze magia jest najsilniejsza - nawet jeśli, poprzez brak genetycznej różnorodności, trapią nas liczne choroby. Może - może dzięki odkryciu pochodzenia magii, zrozumieniu jej potęgi, uda nam się zaradzić i temu. Będziemy wiedzieć kogo możemy do siebie dopuścić by, nie tracąc na naszych umiejętnościach, zwiekszyć pulę genetyczną. A może - może dzięki zrozumieniu magii uda nam się opanować nawet geny i nasze ciała już nigdy nie będą cierpieć z powodu chorób.
Moja piękna teoria, wypracowana wspólnie z Havishamem, napotyka na wiele problemów. Bo co z mugolakami? Skąd w nich talent magiczny? Czy jeśli odpowiedzialny za nasze umiejętności jest własnie jakiś gen to czy może występować on akcydentalnie, wręcz przypadkowo? Czy może - choć w to najciężej mi uwierzyć - ma go każdy człowiek, nie u każdego jest jednak aktywny? Jeśli tak, co go aktywuje? Tyle pytań, rozsadzają mi głowę i zajmują czas gdy nocami nie śpię, tyle pytań, chcę wreszcie znaleźć na nie odpowiedź. A do tego potrzebuje materiałów. Do badań. Króliki doświadczalne w niczym nie pomogą, ni myszy laboratoryjne. Nie założę radośnie, że mają takie same umiejętności jak szczury, które wrzucane są do wody by sprawdzić czy chorują na depresję i jak reagują na kolejne bodźce mające z melancholii wyleczyć. Owszem, mogę zacząć od magicznych zwierząt. Wziąć konia i jednorożca, psa i psidwaka, porównać ich genotyp i ustalić pokrewieństwo, ustawić kolejne szczeble ewolucji. Ale jak ma się to do samej magii, to tej niezwykłej mocy którą dysponujemy? Jak zbliża do jej zrozumienia, ujarzmienia?
No właśnie. 
Dlatego nie ugnę się - wierzę w swoje badania. Wierzę, że pytania które zadaje muszą uzyskać odpowiedź - Miło cię widzieć, Nicholasie - odpowiadam na twoje słowa, drogi kuzynie. Wiem, że wielu tu obecnych popiera, co jako jedyny odważyłeś się powiedzieć wprost, to nie jest miejsce dla damy. To nie jest miejsce dla niskiej, chorowitej Isoldy o karmimowych usteczkach. Ale ja nie mam zamiaru się poddawać. Dlatego witam się z Tobą, Perseuszu, chociaż zniszczyłeś każde z dobrych, łączących nas wspomnień. To nie jest teraz ważne, nie będę tego rozpamiętywać, przeszłość musi pozostać na swoim miejscu. Dlatego uśmiecham się do Ciebie, Tristanie, ciepło, ze szczerą radością malującą się na twarzy. Moja obecność tutaj nie jest próbą udowodnienia, że nic już nas nie łączy, że nic nie pozostało z naszego przywiązania. Wręcz przeciwnie. Jesteśmy po tej samej stronie. Dlatego z oddycham z ulgą na widok Ciebie, Juliuszu, jedynego, stojącego po mojej stronie, na Ciebie mogę liczyć zawsze - Pan Carrow był na tyle miły i zgodził się bym została jego towarzyszką - potwierdzam. Byłeś na tyle uprzejmy by otworzyć przede mną drzwi do świata nowych możliwości, nie zapomnę tego. I dzisiejszego wieczoru mogę być ci latarnią, przewodnikiem, pomocnikiem, damą idealną. Towarzyszką doskonałą. 
Nie zmarnuję takiej szansy. 
Nawet dla Ciebie, Caesarze.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 4 Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Sala główna [odnośnik]14.11.15 19:40

Gromadząc się w lokalu, znajdującym się przy ulicy o dość wątpliwej reputacji, który zazwyczaj gościł w swych progach szemrane typy, Avery dostrzegał jakieś chore (paradoksalne?) podobieństwo ze spotkaniami klubu Inklingów. Cóż, również mogli podyskutować o literaturze (Rosier oraz Fawley w tym względzie by go nie zawiedli), czytać na głos próbki swych liryków, komentować nowe utwory, jakim umożliwiono wydanie pierwszych (pseudo)artystycznych czy naukowych rozpraw. Posiadali jednak znacznie wyższy cel od bandy niedorobionych literatów, rozprawiając o kwestiach natury politycznej, osiągających przecież skalę globalną. Inaczej od mędrkujących polityków, wygłaszających puste obietnice i przywołujących nieistniejące autorytety. Rycerze Walpurgii mieli cel; stanowili cel sam w sobie. Idea – więcej, gdyż nie był to wyłącznie przebłysk, chwilowy kaprys prowodyra, pragnącego chwały i przeprowadzenia reformy wyłącznie dla samego procesu. Posiadali pomysł: zwiastującą powrót pięknych chwil oraz wieczystej dominacji arystokratycznej części społeczeństwa, restaurację systemu oligarchicznego. Którego hegemonem miał zostać Riddle, odstający od nich ową czystością krwi, lecz prezentujący postawę godną nadczłowieka. Wykazywał nadzwyczajną szlachetność: w gestach, słowach, manierach oraz czynach. Niejednokrotnie udowadniając swój potencjał szydercom, podważającym jego przywódcze predyspozycje. Avery to akceptował, preferując nawet chowanie się w wąskim cieniu rzucanym przez Toma. Nie był marionetką a doradcą, myślicielem dzielącym się własnymi refleksjami nad nieustannie żywą teorią społecznego rozkładu. Widoczną nawet w tym doborowym towarzystwie, gdzie znalazły się przecież przedstawicielki słabszej płci. Skrzywił się ostentacyjnie, aczkolwiek w żaden sposób nie skomentował tego faktu. Dopóki ładnie wyglądały i nie wypowiadały się bez pozwolenia, mógł tolerować ich obecność. Z czasem może nawet okażą się przydatne, jeśli ktoś spośród męskiego grona (obstawiał Lestrange’a) nie będzie już potrafił trzymać na wodzy swej chuci. Istotniejsze wszak stało się dla Samaela frapujące zachowanie Colina. Zasługujące na naganę, upomnienie, czy nawet ostrą reprymendę – udzieloną przy wszystkich obecnych? Od czasów niewinnego żartu (chciał sprawić mu przyjemność), Fawley przypominał rozkapryszone dziewczę, prezentującą fochy, fumy i dąsy, kreując się na najnieszczęśliwszą istotę na świecie. Czuł się pokrzywdzony? Winien być wdzięczny. Za niebotycznie drogi podarek, a także za decyzję Avery’ego, która miała przypieczętować usamodzielnienie się Colina. Czyżby się pośpieszył?
- Chcę znać twoją opinię – rzekł krótko (prywaty poczekają). Zauważył jego wzrok, kiedy dostrzegł Baudelaire’a (czym mu się naraził prócz profanacją miana poety wyklętego?) i był ciekaw, czy i tym razem uzyska odpowiedź prawdziwą. Płynącą z jego ust – w przeciwnym razie Avery dowiedziałby się interesujących go informacji wprost ze źródła.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Sala główna [odnośnik]14.11.15 22:18
Nie przyszedł pierwszy, nie przyszedł też drugi - może dlatego, że prawdopodobnie do Białej Wywerny miał najbliżej. Wiedział, że zdąży, przyjdzie na ostatnią chwilę, ale zdąży, wślizgnie się do wnętrza knajpy jeszcze przed Tomem, kiedy wszyscy zajęci już będą kurtuazyjnymi, często idiotycznie naiwnymi rozmowami. Lecz może rozmowy te wpisane były w ich krew, podobno błękitną, może wynikały z wychowania na rozpuszczone, nieprzystosowane do prawdziwego życia żmije... Może. Ilu z przybyłych tutaj wiedziało, z jakimi siłami igrali? Ilu zdawało sobie sprawę z tego, do czego tak naprawdę dążą? A ilu lgnęło do Toma z nudy, z ciekawości, z obowiązku wobec tradycji ich pradawnych rodów?
Zauważył wśród obecnych Milburgię, której skinął krótko głową - jeszcze będą mieli okazję, żeby porozmawiać, lecz teraz, zaraz, pewnie zjawi się wśród nich Riddle. Ruszył ku kontuarowi, wiodąc wzrokiem dalej, dostrzegając Carrowa, Notta, Parkinsona, Averych, a w końcu i tego przeklętego Rosiera - cóż, najwidoczniej jakoś doszedł do siebie, wierny wyznawca idei, tylko się cieszyć. Nie bał się, że ubrudzi sobie odświętne szaty, zapuszczając się do takiej nory jak Wywerna? Dobre sobie.
Zamówił szklaneczkę czegoś mocniejszego, mierząc Tristana drapieżnym wzrokiem; to ani nie był początek, ani koniec ich konfliktu, lecz teraz musieli o nim zapomnieć, dla większego dobra. Przysiadł gdzieś z boku, nie mając ochoty podchodzić do żadnej z powstałych w sali grupek. Tu tancerka burleski, a tu... Jakaś nowa twarz, drobna, porcelanowa, nieprzystająca do tego miejsca. Kolejna wychuchana poszukiwaczka mocnych wrażeń? Pokręcił krótko głową, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi, w to, co się tu dzieje. Jak mogli pomyśleć, że jakaś wychowana pod kloszem arystokratka podoła temu, z czym przyjdzie się im zmierzyć? Sprzeda ich przy pierwszej możliwej okazji... Jeśli, oczywiście, w ogóle pozwolą jej tu zostać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala główna [odnośnik]15.11.15 1:07
Wchodzę chyba jako ostatni, niemalże spóźniony. Spotkania w zamkniętych pomieszczeniach od jakiegoś czasu niespecjalnie mnie pociągają. Podzielanie poglądów Riddle'a to jedno, ale bawienie się w kółka gospodyń domowych to trochę inna sprawa. Niemniej rozumiem potrzebę organizowania podobnych schadzek, co dalej nie oznacza, że sprawiają mi przyjemność. Za ciasno, zbyt wielu ludzi. Czułem się w obowiązku pojawić, bo to było drugie spotkanie, w którym miałem uczestniczyć. Po pojawieniu się odniosłem jednak wrażenie, że niezależnie od tego, kto ile razy już bywał na podobnych imprezach, zawsze czuł, że być tutaj powinien. Nic dziwnego, Tom mówił niezwykle, był wyjątkowo charyzmatyczny, przyciągał te wszystkie dzieciaki swoją osobowością i poglądami. Mnie ujął tylko jednym, swoją niechęcią do mugoli. Gdyby świat z jego wizji istniał dwadzieścia siedem lat temu, nigdy nie zmarnowałabym połowy życia za kratkami.
Rozglądam się po sali. Tyle obcych twarzy, tyle się zmieniło. Kiedyś potrafiłbym rozpoznać przynajmniej połowę elit czarodziejskiego Londynu, teraz potrafiłem coś więcej powiedzieć o mężczyźnie, który należał do półświatka Nokturnu. Caerwyn Borgin już był na miejscu, zapuszczał swoje pajęcze nóżki nawet do Białej Wywerny. Niespecjalnie miałem ochotę podchodzić akurat do niego, ale wszędzie indziej zmuszony byłbym rozpoczynać konwersację z obcymi ludźmi, nie miałem na to ani siły, ani ochoty, ani nawet powodu, by próbować. Ze szklanką ognistej zamówioną przy barze podszedłem do ubocza, które zajmował jako jedynego pozostałego ubocza w sali. Kiwnąłem mu w milczeniu głową upijając łyk. Jeśli będzie chciał prowadzić kurtuazyjną pogawędkę nie będę mu bronił, ale szczerze wątpiłem, by człowiek z Nokturnu bawił się w tego typu konwenanse, jeśli nie będzie miał na to ochoty. Usiadłem więc obserwując nieznajome twarze i lekko pożałowałem, że nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Przynajmniej dowiedziałbym się kto jest kim. Z poprzedniego spotkania udało mi się przypomnieć nazwiska pojedynczych członków Rycerzy. Upiłem kolejny łyk. Prędzej czy później pewnie poznam resztę. Nie przyszedłem tu po znajomych, przyszedłem tu po lepszy świat.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512

Strona 4 z 32 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 18 ... 32  Next

Sala główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach