Wydarzenia


Ekipa forum
Justine Tonks
AutorWiadomość
Justine Tonks [odnośnik]28.12.16 17:03
First topic message reminder :

| kwiecień - data dowolna

Był ciepły, kwietniowy wieczór - za oknem rozkwitały pąki na drzewach, a niebo dopiero zaczynało ciemnieć. W salonie w kwaterze na nieodłącznym fotelu spoczywała Bathilda Bagshot; gdy Justine przekroczyła próg pomieszczenia, kobieta zajęta była robótkami ręcznymi. W półmroku panującym w pokoju błyskały metalowe druty, którymi Bathilda poruszała nie za pomocą magii, lecz własnymi dłońmi.
- Kochana, witaj - rzuciła ciepło, powoli unosząc troskliwe spojrzenie i lokując je na uzdrowicielce. Dziergany szal opadł jej na kolana. - Usiądź, proszę, musimy porozmawiać.
Zza fotelu wyłonił się jasny kot, którego Bathilda pieszczotliwie pogłaskała, oczekując, aż Justine zajmie swoje miejsce. Uśmiech Bathildy nieco zgasł, stał się słabszy, smutniejszy, choć wciąż życzliwy, aż wreszcie przekształcił się w subtelne westchnięcie.
- Miła Justine, mogłabym mówić długo, snuć niekończące się historie i każde ze słów owijać w bawełnę, lecz... lecz zamiast tego pozwolę sobie na szczerość, którą dyktuje mi tylko i wyłącznie troska. Już pierwszy raz, gdy ujrzałam cię w kwaterze w trakcie marcowego spotkania, dostrzegłam w twoich oczach coś... co napawało mnie lękiem, przypominało błysk, który dojrzałam już wcześniej. Długo nie wiedziałam, z czym to powiązać, ale martwiłam się, tak bardzo się martwiłam. Jednak w końcu uświadomiłam sobie, co było przyczyną wszystkich moich odczuć. Nie bój się, muszę teraz uczynić coś, co ostatecznie potwierdzi moje obawy. - Powiedziawszy to, Bathilda uniosła swoją różdżkę i machnęła nią lekko, nie wypowiadając żadnej inkantacji. Powietrze wokół nich zadrżało, nabrało barwy mleka, a oczy starszej czarownicy już do cna wypełniły się żalem i smutkiem. - Czy wiesz, droga Justine, że zostałaś przeklęta? Może przed laty, może przed paroma dniami, nie potrafię tego określić. Liczy się jednak to, że... że dopóki piętnuje cię czarna magia, nie mogę pozwolić sobie na dopuszczenie cię do Próby. Przykro mi, moja miła.
Kot cicho miauknął, ocierając się o łydki Bathildy, ale zaraz pomknął w stronę cienia.
- Pozbądź się tego ciężaru, rozmów się z medykiem, z łamaczem klątw, niech pomogą ci rozprawić się z własnymi demonami - kontynuowała Bathilda, nawet na chwilę nie wyzbywając się troskliwego tonu. - Nałożona na ciebie klątwa czyni cię nieprzewidywalną, a także gubi twoją duszę w mroku, sama nie potrafię określić, jakie skutki przyniosłaby Próba przeprowadzana w tym stanie. A gdy uda już ci się powrócić do zdrowia... zadbaj o praktykę, kochana. Jesteś uzdrowicielką, nie zaznałaś w życiu smaku batalii, nie trenowałaś potyczek w chwilach stresu, strachu i kryzysu, a życie Gwardzisty opiera się na walce. By być gotową na poświęcenie, musisz nauczyć się bronić, aby nie polec, aby nie zaprzepaścić szans, aby bez celu nie oddać swojego życia. Musisz nauczyć się atakować, by dotrzeć do celu, by ocalić tych, którzy potrzebują ratunku, by stać się oparciem dla swoich współtowarzyszów. Potrzebujesz czasu, Justine, potrzebujesz ćwiczeń, potrzebujesz przygotować się, zanim ostatecznie podejmiesz tę decyzję. Pośpiech nie jest twoim przyjacielem.
Choć dotychczas Bathilda zaprzestała robienia na drutach, znów uchwyciła jasną wełnę w dłoń i oddała się pracy, choć kątem oka wciąż obserwowała rozmówczynię.
- Zanim przygotujesz się do Próby, twoje zdolności uzdrowicielskie z pewnością przydadzą się całemu Zakonowi - czarownica na odchodne wysłała jej najcieplejszy z uśmiechów, zanim znów poświęciła się swojemu zajęciu.

| Justine - aby móc przystąpić do Próby Zakonnika, musisz uleczyć się z nałożonej na ciebie klątwy. Oprócz tego potrzebujesz praktyki: weź udział w zagrażającym życiu wydarzeniu Zakonu Feniksa oraz rozegraj trzy pełne wątki uwzględniające naukę walki z bardziej wykwalifikowanymi Zakonnikami.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Justine Tonks - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Justine Tonks [odnośnik]12.08.18 15:28
Znajome ciepło i bezpieczeństwo otoczyło ją wraz z jego ramionami. W nich zawsze zdawało jej się być na miejscu. Tylko one potrafiły ją prawdziwie uspokoić. Może nie, nie tylko one, jednak one jako jedyne posiadł zdolność odsunięcia wszystkich trosk na te krótkie momenty w których otaczały ją niczym mur. Nie tylko fizyczna bariera, która chroniła ją przed światem. Widziała jego spojrzenie, pełne troski i smutku i czego w rodzaju bólu, a może bezsilności, że nie był w stanie jej pomóc. Ochronić.
Wypowiedziane imię, pełne, świadczyło jasno o powadze, którą zdradzała jego twarz. Szok, niepokój, tak wiele potrafiła z niego wyczytać. Umiała to dokładnie, rozpracowała każdy mięsień i rozumiała język, którym przemawiała do niego jego twarz. Zatrzymała słowa i zamrugała zdziwiona. Jednak usłuchała cicho, nie próbując przebić się słowami dalej.
- Cratio Vulnera Maxima - szepnęła raz jeszcze, wskazując różdżką na swój brzuch. Zerknęła na chłopca, który wspinał się na kolana Skamandera. Gdy się odezwał zadając pierwsze pytanie rozszerzyła w dziwieniu oczy.
Więc nie pomyliła się, nie wmówiła sobie czegoś, tylko dlatego, że chciała Obok niej, na kolanach mężczyzny którego kochała siedział jej syn. Tak realnie prawdziwy. Był tak pięknie uroczy.W najpiękniejszych snach, czy marzeniach nie wiedziała, że ich dziecko, ich syn, będzie mogło tak chwytać za serce, zarówno urokiem jak i zachowaniem. Zmarszczyła leciutko brwi, czując nachodzące do oczu łzy. Margie. Córka. Mieli jeszcze córkę. Czy tak mogło wyglądać jej szczęście? Była matką, była żoną, była w domu. Odprowadziła go spojrzeniem, gdy biegł do jednych z drzwi prowadzących do innego pokoju. Nie odrywała wzroku od tamtego miejsca, póki ciepły dotyk dłoni Skamandera nie owinął się wokół jej twarzy. Zamiast jednak spojrzeć na niego zerknęła na jedno z okien, które zadrżało pod wpływem uderzającej w dom wichury. Wzrok jednak zaraz odnalazł jego spojrzenie, gdy znów zwracał się do niej z powagą. Przymknęła powieki, układając twarz w jego dłoniach. Potrzebował jej, on samotny biały rycerz. Jak udało jej się go otworzyć, jak udało jej się stworzyć dom, urodzić dzieci, mieć rodzinę, być kochaną? Nadal nie wiedziała, a jednak czuła to wszystko wyraźnie tutaj. Każde kolejne słowo, jednak wbijało się bolesnym cierniem w jej serce. Chciała tego wszystkiego. Tak cholernie tego chciała. Uniosła powieki, by przekonać się, czy wszystko nie jest jedynie snem, marzeniem, które nie miało jak się ziścić. Zerknęła w stronę drzwi gdy jego słowa przebijały się przez ciszę. Czy na zewnątrz rzeczywiście nie czekało jej nic, poza śmiercią? Czy chciała umrzeć? Nie, wiedziała, że nie. Zwłaszcza nie teraz, gdy zobaczyła swoje dzieci, gdy miała obok siebie jego. Ale, choć serce boleśnie ściskało się, nie wiedziała jak mogłaby zostać. Tutaj, w ciepłym bezpiecznym domu, który szybciej zacząłby przypominać jej klatkę. Klatkę pełną kochających ją ludzi. Zamknięta ponownie. Jak mogłaby tu zostać, wiedząc, że na zewnątrz giną inni ludzie. Co noc śniłaby koszmarne sny w których zabijała wszystkich nieznajomych, którym odmówiła pomóc. Łzy zebrały się w jej oczach, gdy mała dziewczynka - Margie - o niebieskich włosach stanęła obok niej, wyciągając w jej kierunku rączki. Brwi, nadal zmarszczone zadrgały lekko. Broda zadrżała, gdy zsuwała się z kanapy na podłogę, by przed nią uklęknąć. Uniosła obie dłonie i założyła jej za uszy piękne, przyjemne włoski. Próbowała hamować łzy, które powoli zaczynały burzyć niewidzialną tamę stworzoną na jej oczach.
- Odważny to nie ten, który się nie boi, ale ten który wie jak wykorzystać strach jako siłę. - powiedziała do niej łamiącym się głosem. Ostatnia rada matki dla córki, bo gdzieś w głębi duszy czuła, że jeśli wyjdzie na zewnątrz już nigdy tu nie wróci. - Kocham cię. - dodała jeszcze, przyciągając dziewczynkę do siebie, otulając ją ramionami, wdychając zapach jej włosków, tak znajomy. Złożyła pocałunek na jej główce, by wypuścić ją z ramion i skierować się w stronę chłopca obok. Wyciągnęła dłonie i złapała go za rączki. - Musisz pilnować siostry, dobrze? Będziesz tak wspaniałym mężczyzną jak twój tata i wujek Freddie. - powiedziała nie potrafiąc całkowicie panować nad drgającymi zgłoskami. Jego również przyciągnęła, by złożyć na małej główce pocałunek. Potem się podniosła, czując ból, który przynosiły rany. Ruszyła do niego, jej rycerza, jej miłości. Dłoń uniosła się, by objąć czule twarz, krótki zarost zdawał się szorstki w dotyku, ale lubiła go od zawsze. Samotna łza wyruszyła w drogę  po policzku. - Tak bardzo cię kocham, Sammy. - szepnęła cicho, ledwie przedzierając się przez szalejącą na zewnątrz wichurę. Nigdy nie sądziła, że jeden człowiek jest zdolny aż do tylu emocji, a jednak ich nieskończona ilość atakowała ją w tej chwili. Czy jej serce było w stanie to wytrzymać? - Tak mocno, że to aż boli. - mówiła dalej, wcisnęła różdżkę w tylną kieszeń i uniosła drugą dłoń, by ująć jego twarz z prawej strony. Pochyliła się, by musnąć wargami jego usta. Przypomnieć sobie smak, słodki jak jabłka. - Ale nie mogę tutaj zostać, zgodziłam się na coś innego, gdy przyjęłam pióro, choć nie od początku byłam tego świadoma. - nie umiała już hamować łez, który wydzierały się z oczu, mimo usilnych prób powstrzymania ich. - Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. - dodała jeszcze odejmując prawą dłoń i sięgając ponownie po różdżkę. - Spróbuję wrócić. - obiecała mu jeszcze, choć wiedziała - prawdopodobnie oboje wiedzieli - że nie będzie powrotu. Że gdy wyjdzie za drzwi, nie odnajdzie już drogi powrotnej do tego domu. Do tego szczęścia. Do tego marzenia, które miała na wyciągnięcie ręki. Ale nie mogła tutaj zostać, choć serce rwało ją boleśnie próbując przekonać, że jest inaczej. Nie mogła, bo przyjmując pióro, a potem godząc się na próbę zgodziła się odłożyć swoje życie, swoje pragnienia na dalszy plan - jeśli nie wyrzec się ich całkowicie. I świadomość tego co mogłaby mieć wbijała się tysiącem malutkich igieł w jej ciało, a jednak postanowienia pozostały niezmienne, choć trudniejsze do utrzymania, przez słodko wabiące ją realne marzenia. Odjęła drugą z dłoni i odwróciła się, za cel obierając sobie jasne drzwi, którymi tutaj weszła. Łzy nadal skapywały z jej twarzy, lecz teraz jakby wolniej, po podjęciu decyzji. Uniosła lewą rękę i otarła mokre policzki. Musiała iść, chociaż spróbować pomóc, dać z siebie jak najwięcej.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Justine Tonks - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Justine Tonks [odnośnik]12.08.18 15:28
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 29
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Justine Tonks - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Justine Tonks [odnośnik]13.08.18 11:04
Gdy Justine przechodziła przez drzwi swojego domu, żegnał ją żałosny, stłumiony szloch dzieci i bolesne, niewzruszone milczenie Samuela. Nie próbowali jej zatrzymać, nie wpływali na zmianę decyzji, stali razem, dzieci wtulone w nogi mężczyzny, na środku salonu, urządzonego tak, jak zrobiłaby to sama Tonks. Samotni, pozostawieni, porzuceni - symbol życia, które nigdy nie miało się ziścić, nieosiągalnych marzeń, zaprzepaszczonej szansy na to, co potocznie zwano szczęściem. Niebieskie drzwi zamknęły się za czarownicą z cichym trzaskiem, prawie niesłyszalnym w natychmiastowym huku atakującej domek nawałnicy. Chwila odpoczynku, rozgrzania i spokoju uczyniła starcie z nieustępliwym żywiołem jeszcze trudniejszym, przepaść odczuć pomiędzy wypełnionym zapachem jabłek, wrzosu i dziecięcych włosków utrudniała ruszenie dalej. Justine szła z trudem, lodowaty deszcz zacinał niemalże pionowo, niewiele widziała - czuła jednak, że należało iść przed siebie, dalej, przez bagna. Raz po raz zapadała się w grząskim gruncie, a trująca woda przeciekała przez zniszczone buty, raniąc jej stopy. Była przemoczona i zmęczona, doskonale pamiętała niedawne ciepło, to, co straciła i co poświęciła dla Zakonu.
Po dłuższej chwili trudnej wędrówki wyczuła, że nie jest na wąskiej, bagiennej ścieżce sama, że ktoś jej towarzyszy. Przyśpieszyła kroku i wykonała niefortunny ruch - chwiała się na krawędzi bagiennej grodzi, spoglądając w nęcące ją świetliki, i gdyby nie mocny chwyt za ramię, runęłaby do zatrutej wody.
- Musisz być ostrożniejsza, to dopiero początek, Tonks - szorstki, ostry głos zabrzmiał tuż obok suchy, tak, jakby ulewa w ogóle go nie dotykała. - To dopiero początek - powtórzył, wpatrując się prosto w twarz czarownicy. Wiedziała, o czym mówił; o cierpieniach i poświęceniu, którego dokonała, o najcięższych decyzjach. Przejście Próby nie było zwieńczeniem trudnej drogi, było jej rozpoczęciem, przedsmakiem tego, co mogła przynieść walka z przeważającym złem. Deszcz przybrał na sile, przypominając szum morskich fal, wśród których dźwięczały także głosy Leanne, Brendana, Margaux, Samuela - i dzieci.
- Musisz oddać to, co najcenniejsze. Oddać Zakonowi siebie. Całą - kontynuował Garrett Weasley, cofając się o krok. Znikąd pojawiła się srebrzysta misa, przypominająca myślodsiewnię. Lewitowała nad kępami bagiennej trawy, lśniąc dziwnym niepokojącym blaskiem. - Napełnij ją swoją odwagą, poświęceniem, krwią. Życiem, które oddasz w obronie słabszych i potrzebujących - polecił; nie uśmiechał się, nie zachęcał, to była jej decyzja, kolejną, trudna i przerażająca. W dłoni rudowłosego błysnął sztylet, obkręcił go między palcami i podał go Tonks, bogato zdobioną rękojeścią do przodu. - To za mało - dodał po sekundzie, jakby odczytywał ewentualne myśli Justine; czarnomagiczne, głębokie rany, z których ciągle sączyła się krew, osłabiając ją, nie wystarczyłyby do napełnienia naczynia. - To twoje pożegnanie, Tonks. Z tym, co znałaś i kochałaś. Oddanie swej magii wspólnej sile - Płaciła najwyższą cenę za ochronę świata, za wskrzeszenie w sobie siły i magii Zakonu Feniksa. Czas ostatecznej Próby nadszedł, po tej decyzji nie było już odwrotu.

| Na odpis masz 48h.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Justine Tonks - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Justine Tonks [odnośnik]13.08.18 19:07
Nie odwracała się, choć do jej uszy docierał szloch dzieci - jej własnych, najpiękniejszych, tak mocno kochanych. Czuła tą miłość, którą je darzyła w sercu, choć nie sądziła, że kiedykolwiek będzie potrafiła, że kiedykolwiek to poczuje. Nie odwracała się, gdy żegnała ją też cisza. Możliwe, że Matthew miał rację, wtedy na balkonie, gdy mówił jej, że jej słowa brzmią jak lament samobójcy. Możliwe, że resztki egoizmu rozpaczliwie próbowały znaleźć osobę, która rzuciłaby w jej kierunku linę, pociągnęła za sobą, odwiodła od podjętych decyzji których... przecież była pewna. Może rzeczywiście, nie potrzebowała klątwy, by zostać samobójcą. Czy nie zabijała właśnie w jakiś pokrętny sposób siebie? Może nie dokładnie, nie całkowicie, ale cząstki duszy, może zwyczajnie własnego szczęścia. Może bardziej niż inni potrzebowała ratunku, jednak nikt nie postanowił postarać się bardziej.
Czy wątpliwości miały kiedykolwiek dać za wygraną, czy też miała z nimi borykać się do końca własnego życia? Rozmyślają, żałując, czując ból kołaczący się w sercu, w końcu ponownie przekonując siebie?
Pokręciła lekko głową. Nie. Podejmowała ciężką decyzję nie dlatego, że była słaba, a właśnie dlatego że los obdarzył ją siłą zdolną nieść brzmię ciężkie i niewygodne. Nie wybierała własnego szczęścia, bo jak można było być szczęśliwym, gdy cały świat płakał? Ale tak, dokonywała zmyślnej formy morderstwa własnych pragnień na rzecz pragnień innych. Każdemu należała się radość, jednak nie każdy potrafił walczyć, stanąć do boju. Dlatego wszechświat obdarzył jedynie kilka jednostek wagą jaką zwalał na nich świat, kazał jednak sobie zapłacić. Zapłacić wszystkim, co było drogie tym, który decydowali się obrać tą drogę. I teraz Tonks wiedziała już jak wielką. Część jej nie chciała odchodzić - zostawiać domu, jej domu, prawdziwego, takiego jakim go sobie wyobrażała. Ale druga niezmiennie obstawała przy swoim, a to jej zawierzała już od jakiegoś czasu i to jej wybrała, by słuchać.
Nie płakała już, choć nie wiedziała, czy odpowiedzialnym za to była moc podjętej decyzji, czy wykorzystanie pokładu łez. Ta chwila odpoczynku wyrwała ją całkowicie z rzeczywistości, oddaliła od nieustannego biegu i trudu. Możliwe też, że dlatego wyjście poza drzwi ciepłego domu było tak nieprzyjemne, ciężkie do zniesienia. Przez kilka długich sekund stała na ganku, nie pewna, czy będzie w stanie ruszyć dalej i przedrzeć się przez szalejący żywioł. Zmusiła się jednak do podjęcia dalszej wędrówki, stawiając krok za krokiem, zapadając się w grząski grunt. Czuła wodę wdzierającą się do jej butów, czy raczej do tego, co z nich pozostało. Szła przed siebie, czując wszystko jak i dziwaczne, przeraźliwe nic, coś na rodzaj pustki, obrzydliwie wielkiej.
Zostawiła już wszystko. Nie miała nic więcej. Czy dokonała ostatecznego poświęcenia?
Nie miała pojęcia jak długo szła. Czas zdawał się jedną ze stałych, które od jakiegoś czasu nie miały znaczenia. Jego ścieżki plątały się i krzyżowały, zostawiając ją jedynie z niejasnym mętlikiem w głowie. Przestała już podejmowania usilnego rozplątania ścieżek czasowych - nie miało to sensu. Żałowała też, że zrzuciła z ramion płaszcz, został na podłodze jej domu. Był cały przemoczony i brudny, ale łudziła się, że dałaby jej odrobinę więcej ochrony, niż cienka, biała koszula wetknięta w stronę, poprzecinana i porozdzierana w tak wielu miejscach, że trudno było skupić na jednym spojrzenie.
W pewnym momencie zaczęło jej towarzyszyć dziwne uczucie, a może przeczucie bardziej. Nie była sama. Nie posiadała na to dowodów, ale jej intuicja podpowiadała jej, ze właśnie tak jest. Dłoń Tonks zacisnęła się mocniej na różdżce, a ona sama zmusiła mięśnie do jeszcze większego wysiłku przyśpieszając. Noga zapadła się w bagno, a ona sama nagle zorientowała się, że lawiruje nad zatrutą wodą. Mocny chwyt za ramię pociągnął ją do tyłu, ratując przed wpadnięciem do wody. Głos który zwrócił się w jej kierunku znaczył się znajomą nutą, odwróciła głowę rozwierając oczy w zdumieniu. Wiedziała dokładnie o czym mówił, a przynajmniej zdawała sobie sprawę, że podjęcie kilku trudnych decyzji, to dopiero początek równie ciężkiej drogi. Odwróciła się w jego stronę, nadal zszokowana, pamiętała dokładnie jego nazwisko na liście zaginionych po pożarze w Ministerstwie. Deszcz który nasilił się przynosił do niej dźwięk, jakby głosy wszystkich, których zostawiła za sobą.
- Garrett ty... - szepnęła cicho, znów marszcząc brwi, wyglądał tak jak zawsze rude, niesforne kosmyki, twarz usiana piegami, oczy które zdawały się posiadać w sobie pokłady ciepła, jednak lustrowały wszystko w spokojnej, zimnej ocenie. -...żyjesz. - zakończyła niepewnie, nie wiedząc już co było prawdą. Rozejrzała się wokół siebie, jednak jego kolejne słowa na powrót przyciągnęły jej spojrzenie. Brwi zmarszczyły się jeszcze mocniej. Miała oddać to, co najcenniejsze, miała oddać siebie całą. Ale czy nie oddała już wszystkiego co kiedykolwiek posiadała ona, lub jej poszarpane serce? Co jeszcze mogła oddać? Nie rozumiała. Spoglądała na srebrzystą misę, która lewitowała w jej stronę przynosząc ze sobą blask, jednak ten zdawał się nieść w sobie niepokój.
Krwią. Jedno słowo dźwięczało w jej uszach, obijając się o ściany głowy. Zerknęła w kierunku misy, a potem na sztylet, który wyciągał w jej stronę. Sięgnęła po niego drżąca ręką i uniosła wzrok na jego twarz. Misa zdawała jej się przeraźliwie duża, w porównaniu do jej - przeraźliwie małych - rozmiarów. Zerknęła w dół na swoje rany, gdy jego słowa zdawały się przestrzec ją, że one nie są dostateczne. Nie pomyślała o nich, do momentu, gdy na nie nie wskazał. Uniosła sztylet, gdy przechyliła go lekko, dostrzegła w klindze kawałek własnego odbicia. Więc jednak posiadała coś jeszcze, coś, co mogła ofiarować. Wydawało jej się, że zrezygnowała już ze wszystkiego, co miała, zapominając że posiada jeszcze życie. Czy umrze, nim jej krew wypełni misę, czy też przeżyje, tą ostatnią ofiarę? Nie wiedziała. Była jednak gotowa oddać wszystko co posiadała dla dobra sprawy i świata. Oczy zaszyły jej ciężkimi, piekącymi łzami. Więc jednak, mimo wszystko, na samym końcu miała pozbawić się krwi sama. A raczej oddać własną moc, związać ją z moc Zakonu licząc, że przetrwa próbę. Uniosła lekko wargi do głupiej myśli, która przebiegła jej przez głowę. Zbliżyła się do misy, jeszcze raz spoglądając na przyjaciela. Dłoń jej drżała. Teraz dopiero całkowicie rozumiała poświęcenie tutaj, gdzie przyszło jej oddać wszystko. Pociągnęła lewą dłonią za resztki rękawa niegdyś białej koszuli, zrywając ją i odsłaniając ramię, potem przełożyła sztylet do lewej dłoni, a prawą pociągnęła za lewy ręką. Finalnie sztylet znów znajdował się w jej prawej ręce. Czy będzie bolało? Zastanawiała się którą z tętnic powinna rozciąć jako pierwszą. Obejrzała uważnie swoje ręce, to prawe nosiło na sobie rany po czarnomagicznym zaklęciu. Więc ponownie przełożyła sztylet wiedząc, że upływ krwi z każdą chwilą będzie ją osłabiał, powinna więc wykorzystać najpierw słabszą dłoń. Uniosła sztylet i przycisnęła go do skóry na samej górze ramienia, ostrze rozcięło skórę, pociągnęła go w dół, jednocześnie obracając prawą dłoń i zaciskając zęby wraz z wagami, by nie uciekł przez nie zduszony okrzyk. Oczy zaszły łzami. Cięcie pociągnęło się w dół, po skosie, kończąc, przy zagięciu łokcia. Drugie podłużne zrobiła niżej, przeciągając raną zrobioną przez zaklęcie. Nachyliła się na misą, przekładając sztylet do drugiej dłoni, możliwie jak najszybciej. Krew zaczęła spływać po jej ręce, ciepła, czerwona. Nie wahała się, przecież podjęła decyzję. Zacisnęła lewą dłoń w pieść przez chwilę lustrując ją uważnie, a gdy dostrzegła fioletowawą żyłkę pod skórą w rozwinęła palce i w okolicy nadgarstka wbiła ostrze i pociągnęła mocno ku górze. Krótki krzyk wydobył się z jej ust a osłabiona już, prawa dłoń wypuściła sztylet.
Nie miała już więcej nic.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Justine Tonks - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Justine Tonks [odnośnik]14.08.18 20:34
Twarz Garretta pozostawała nieporuszona: nie zareagował w żaden sposób na spostrzeżenie Justine, nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Burza przybierała na sile, gdzieś nieopodal uderzyła błyskawica a głuchy huk wprawił w drżenie chłodne, ciężkie od deszczu powietrze. Piorun trafił w jedno z drzew rosnących na krawędzi bagien, drewno, pomimo wilgoci, zajęło się ogniem, rozżarzyło popiołem, a czerwonawa łuna rozjaśniła nieco gęsty mrok.
Gwardzista nieustępliwie wpatrywał się w Justine, obserwował jej ruchy, a gdy odebrała nóż, śledził kierunek cięć. Bez słowa, bez zagrzewania do walki - siłę do ostatecznego poświęcenia musiała znaleźć w sobie, w doświadczeniach, które przeżyła i w nadziei, jaką nosiła w sercu. Nadziei na to, że nie zawiedzie; nadziei zamieniającej się w pewność. Krew popłynęła najpierw leniwym, potem wartkim strumieniem, sznyty stawały się głębsze. Jęk bólu Tonks rozdarł powietrze wraz z następną błyskawicą, zalewającą złotem północną stronę bagien - kolejne drzewo stanęło w ogniu, płomienie sięgały coraz wyżej, tryskały setką iskier, zdających się zatrzymywać na firmamencie tuż obok przesłoniętych burzowymi chmurami gwiazd. Justine mogła śledzić ich lot, ale wzrok zawodził, traciła krew i zarazem przytomność, a ciepła ciecz skapywała do srebrzystej misy, kropla po kropli. Tonks opadła na kolana, dalej zapełniając naczynie, przestawała widzieć, ale im potężniejsza stawała się ciemność, tym wyraźniej słyszała narastający śpiew. Śpiew Feniksa, przenikliwy, smutny i dodający siły zarazem; majestatyczny w każdym dźwięku.
- Kiedy przyjdzie czas, powstanę, by rozgonić mroki i choćby cień pochłonął wszystko, co znam, a nadzieja zgasła, stać będę nieulękły. Ja, światło w ciemności, iskra pośród bezkresnej nocy, przez śmierć dokonam poświęcenia - usłyszała nagle głos Garretta: pomiędzy śpiewem a ciszą, pomiędzy zapachem palącego się drewna a wilgocią bagien - także i Tonks drżała pomiędzy życiem a śmiercią, oddając ostatnie krople krwi i ciepłe oddechy w imię Zakonu. Słowa przysięgi, jaką - czuła to całą sobą - mogła wypowiedzieć, by dokonać ostatecznego złączenia swej magii z Zakonem Feniksa. - Świat zapłonie, więc spłonę razem z nim, by życie mogło odrodzić się z popiołów. Oddam wszystko, co mi drogie, wyrzeknę się sławy, bogactwa i marzeń - Następne zdania rozbrzmiewały już wyłącznie w jej ciele, w sercu, w głowie, wzmacniane tylko coraz głośniejszym zaśpiewem Feniksa. - Przeszłość mnie nie uwiąże, teraźniejszość mną nie zachwieje, a przyszłość mnie nie skusi. Przysięgam na moją przelaną krew, że dopóki pozostanie we mnie choćby jej ostatnia kropla, będę walczyć i pozostanę wierna ideom Gwardii - Oddała przecież swe szczęśliwe dzieciństwo, miłość najbliższych i radosną przyszłość u boku ukochanego mężczyzny, złożyła to na ołtarzu ofiarnym, a teraz pieczętowała to poświęcenie własną krwią i życiem, ulatującym z jej ciała coraz szybciej. Wyczuwała, że to ostatni moment przytomności, jedyna szansa, by powtórzyć te słowa, składając krwawą pieczęć na podjętych uprzednio decyzjach. Żar, wilgoć, ciemność; piekący ból ran, nieznośnie głośny chlupot kropel uderzających w gęstą tafę własnej posoki - Justine musiała wykazać się wielką siłą, by zapanować nad umierającym ciałem i silnymi, makabrycznymi bodźcami, płynącymi ze wszystkich stron.


| Na odpis masz 48h.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Justine Tonks - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Justine Tonks [odnośnik]15.08.18 3:09
Nie odpowiedział jej, ale sama nie była pewna, czy chce usłyszeć odpowiedź. Z jednej strony liczyła na ciche potwierdzenie - jednak, czy ono nie przyniosłoby kolejnych pytań, kolejnych niewiadomych. Nie wiedziała nawet, czy było tu i teraz, ale nie pytała już o to ufała. Ciało mimowolnie drgnęło gdy piorun trafił jedno z drzew zajmując je ogniem. Myśli pomknęły w kierunku skoku z klifu. Pogoda zdawała się jednaka z tamtą. Zerknęła w tamtą stronę jedynie na sekundę.
Zwróciła jednak spojrzenie na powrót ku Garrettowi, który nie ściągał z niej spojrzenie. Obserwował każdy jej ruch, od momentu, gdy odebrała od niego sztylet, a jednak jego obecność nie zdawała się ciężka, czy męcząca. Był raczej jakby obecny, ale bez konkretnego wpływu na to, co działo się wokół. To pogoda mocniej zdawała o sobie znać. On bardziej przypominał jej szept.
Nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Do wbicia ostrza we własną skórę. Przecież trzymała się życia tak mocno, walczyła o nie od zawsze. Ale nie tylko o swoje własne, a o każdego innego. Może dlatego, decyzja nie przyszła aż tak ciężko. Może to, że w tej wędrówce, którą podjęła zdążyła oddać już wszystko, poświęcić, sprawiało, że i to poświęcenie miało sens. Po to robiła wszystko, każdy jeden krok, który podjęła wcześniej miał doprowadzić ją właśnie do tego momentu. Choć nie była tego świadoma wcześniej, teraz już wiedziała. Była pewna.
To dziwne - pomyślała gdy ostrze za pierwszym razem wbijało się w jej skórę - nigdy nie sądziłam, że przetnie ją tak łatwo. Ale wszak, nie rozchodził się o to, że ostrze chodziło w skórę jak w masło. Ból rozszedł się po całym ciele. Łapała spazmatyczne oddechy z każdą chwilą, kolejnym momencie w którym dokonywała kolejnego cięcia. Chyba krzyczała, ale dźwięki niknęły w wietrze i grzmotach, a może zwyczajne ona nie była w stanie ich już słyszeć ogarnięta bólem i słabnącym od utraty krwi ciałem. Ale to nie miało znaczenia też - to, że krzyczy - prawdopodobnie jej wargi jeszcze nie raz wypuszczą na świat okrzyk cierpienia. Prawdopodobnie od teraz, właśnie to miało stać się jej stałą. Nie żałowała tego. Nawet jeśli nie miała dotrwać jutra. Cieszyła się, że nadal, mimo wszystko, przez co przeszła, pokonała swoje zwątpienia zyskując pewność, co do podjętych decyzji. Ufała Zakonowi, chyba już tego dnia, gdy otrzymała od brata pióro chwyciła za długi sznurek prowadzący ją do konkretnego miejsca - tego w którym właśnie była. Wiedziała, całą sobą, całym sercem, choć umysł jeszcze nie był gotowy, że zrobi wszystko, jeśli będzie trzeba. Wyrzekając się wszystkiego, co było dla niej drogie. Iskry zaczynały zlewać jej się z nocnym niebem. Jednak nie starała się skupiać na nich zbyt długo spojrzenia, które i tak traciło na ostrości. Czuła mdły zapach własnej krwi, która wyciekała z przeciętych tętnic wprost do lewitującej misy. Upływ krwi szybko ściął jej kolana. Uderzyła nimi głucho o mokre podłoże. Otoczenie zamazywało się z każdą chwilą coraz mocniej, jednak im bardziej opadała z sił tym mocniej to słyszała. Z początku cichy, ledwie rozpoznawalny przy pierwszych dźwiękach. Dopiero później zrozumiała, że ciemność, głośne gromy, jasny ogień puszczający iskry, przez to wszystko przebijał się przenikliwy i smutny, ale jednocześnie dodający siły śpiew feniksa. Głos Garretta przyciągnął znów jej spojrzenie, jednak nie potrafiła go na nim zogniskować. Powieki stawały się coraz cięższe, jednak z każdym docierającym do niej słowem rozumiała, co wypowiada.
Przysięga.
- Kiedy przyjdzie czas, powstanę, by rozgonić mroki i choćby cień pochłonął wszystko, co znam, a nadzieja zgasła, stać będę nieulękły. Ja, światło w ciemności, iskra pośród bezkresnej nocy, przez... - nie zawahała się, jednak przymknęła powieki, biorąc kolejny spazmatyczny wdech - ...śmierć dokonam poświęcenia. - jej głos był cichy, coraz słabszy. Wypowiedziała słowa przysięgi, jednocześnie wieszcząc prawdę. Czuła ulatujące z niej życie. - Świat zapłonie, więc spłonę razem z nim, by życie mogło odrodzić się z popiołów. - gardło ścisnęła się, gdy wymawiała kolejne zgłoski. Łzy - których myślała, że nie posiada już więcej - pociekły po twarzy, gdy umysł w ostatnich chwilach podsunął pod jej zamknięte powieki obraz jej pięknych dzieci. Dzieci, których się wyrzekła. Własnego szczęścia, właśnie po to, by wypowiadane przez nią słowa, swoistego rodzaju obietnica, pozwoliły odrodzić się nowym ludziom, tym, którzy mogli zmienić przyszły świat. -  Oddam wszystko, co mi drogie, wyrzeknę się sławy, bogactwa i marzeń - mówiła dalej, a raczej szeptała, nie będąc pewną, czy słowa w ogóle przebijają się przez szalejącą pogodę. Serce zatłukło się okrutnie w jej wnętrzu. Nigdy nie pragnęła sławy. Nie potrzebowała też bogactwa. Marzyła tylko o jedynym, świadomie się tego teraz wyrzekając. Chyba płakała - znów. Ale pozwalała sobie na to cierpienie mieszające się z ciałem, łapczywie walczącym o jeszcze kilka chwil życia, więcej nie mogła go pokazać.  -  powtarzała kolejne słowa, nie docierające do niej już jako głos przyjaciela, brzmiały w jej głowie i sercu, lecz po raz pierwszy w życiu wiedziała prawdziwie, że nie oszalała. Wszystko otulał śpiew feniksa. - Przeszłość mnie nie uwiąże, teraźniejszość mną nie zachwieje, a przyszłość mnie nie skusi. - mamrotała cicho, ściśniętym przez szloch i ból gardłem. Słowa były cichsze - o ile w ogóle było to możliwe. I każde z nich przynosiło jej coraz więcej trudu. Ale miała czas, by też nad każdym się zastanowić. Chyba było w tym coś jednocześnie smutnego i pięknego, że do wszystkich trzech czasów, mogła przypisać jedną jednostkę. Może gdyby ją dostrzegł wcześniej, może nie posiadłaby siły, która pozwoliła jej podjąć tak wielkie poświęcenie. - Przysięgam na moją przelaną krew, że dopóki pozostanie we mnie choćby jej ostatnia kropla, będę walczyć i pozostanę wierna ideom Gwardii. - wypowiedziała ostatnie słowa, wraz z kolejną dawką krwi, sączącą się z głębokich rozcięć na jej dłoniach. Wypowiedziała ostatnie słowa, będąc świadomą, że nie jest w stanie powiedzieć nic więcej. Wypowiedziała ostatnie słowa i wtedy odpuściła. Oddała się ciemności, która dobijała się do jej ścian już od jakiegoś czasu.
Nie miała już sił. Nie miała już niczego.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Justine Tonks - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Justine Tonks [odnośnik]15.08.18 14:28
Justine, wykrwawiając się, na zawsze złączyła swój los i magiczną moc z Zakonem Feniksa. Wydając ostatnie tchnienie, złożyła przysięgę Gwardzisty. Ogarnęła ją ciemność, miękka i łagodna, ból stłumił się, zniknęła misa pełna krwi, ucichł śpiew Feniksa i odgłosy burzy. Nicość przejęła kontrolę nad dogorywającym ciałem kobiety - i po kilkunastu sekundach Justine Tonks po raz ostatni, ochryple, zaczerpnęła przesyconego zapachem krwi powietrza, żegnając się z życiem, które znała do tej pory.

Tonks ocknęła się wczesnym rankiem na werandzie okalającej starą chatę. W pierwszej chwili nie rozumiała, gdzie się znalazła, w drugiej - o tym, że żyje, powiadomiła ją potężna fala bólu. Głębokie rany cięte piekły, obolałe mięśnie kurczyły się nieprzyjemnie. Zaschnięta krew pokrywała jej ubranie, była niezwykle słaba, z trudem otworzyła powieki, natrafiając spojrzeniem na pomarszczoną twarz profesor Bagshot. Staruszka spoglądała na nią z dumą, delikatnie pogładziła ją też po policzku, ocierając go z czerwonych kropel.
- Byłaś bardzo dzielna, Justine - powiedziała Bathilda, uśmiechając się ciepło i smutno zarazem do leżącej na drewnianej podłodze czarownicy. Leniwie wschodzące słońce zabarwiało niebo na pomarańczowo, wokół śpiewały budzące się ptaki. - Udało mi się zasklepić twoje rany, ale część z nich zostanie z tobą na zawsze w postaci blizn - poinformowała, przesuwając spojrzenie na zakrwawioną szatę Tonks: leżała w kałuży własnej krwi, brzuch i bark promieniowały mocnym bólem, lecz to cięcia na rękach najbardziej rzucały się w oczy. - To, co przeżyłaś, zachowaj dla siebie, moja droga - poleciła łagodnie, tajemnica Próby była zbyt ważna i wielka, by o niej opowiadać, nawet najbliższym, a ciężar podjętych decyzji czarownica musiała nieść samotnie. - Zadbaj też o siebie, powinnaś odpocząć i nabrać sił przed tym, co czeka na nas w ciemności - dodała z powagą profesor Bagshot, splatając sękate dłonie na podołku granatowej szaty. Uśmiechnęła się do Tonks po raz ostatni i powoli opuściła ganek odbudowywanej starej chaty. Czarownica została sama, ze swymi ranami i wspomnieniami, z wypełniającą ją mocą Zakonu, a wokół niej świat budził się do życia po długiej nocy.
Tak jak i sama Justine.


| Gratuluję, udało ci się ukończyć Próbę Zakonu Feniksa i zostać Gwardzistką. Możesz, ale nie musisz napisać końcowego posta.

Obrażenia:

- potłuczenia w wyniku upadku z sierocińca, kilka dużych siniaków na plecach i udach, przez najbliższe dni Justine będzie bardzo obolała,
- głębokie, trudne do zagojenia rany cięte po czarnomagicznym zaklęciu (Sectusempra): jedna wiodąca od prawego obojczyka, przez bark, aż do ramienia (zagoi się dopiero po tygodniu, na jej miejscu pozostanie trwale sina blizna), druga przebiega od żeber po lewej stronie brzucha, po skosie, aż do prawej kości biodrowej (głębsza, bardziej bolesna, w trudniejszym miejscu; zagoi się po dwóch tygodniach, wyraźna blizna pozostanie już na zawsze),
- psychiczne po torturach klątwą Cruciatus: do końca fabularnego września Tonks będą towarzyszyć koszmary oraz ból w piersi; do połowy września zaś będzie odczuwała napady fantomowego bólu w płucach, związanego z klątwą Aquassus,
- sznyty po głębokim rozcięciu obydwu przedramion: nierówne, poszarpane, na prawej ręce brzydsza niż na lewej - rany będą goić się przez miesiąc, bardzo powoli i boleśnie, należy o nie specjalnie dbać, a blizny po nich pozostaną już na zawsze,
- na najbliższe dwa tygodnie powróci także paniczny lęk przed wodą.

Blizny zostaną dopisane do karty postaci w cechach szczególnych. Otrzymujesz 100 PD, 3 punkty biegłości Zakonu oraz 2 punkty OPCM.
Proszę także o kontakt na PW w celu ustalenia zmienionego opisu Patronusa.

Dziękuję za grę i szybkie odpisy. Powodzenia w szczęśliwym życiu Gwardzisty!
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Justine Tonks - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Justine Tonks [odnośnik]15.08.18 17:43
Nie wahała się już w ostatnich sekundach, wszystko co przeszła testowało jej wiarę i jej zdecydowanie. I gdy już zrezygnowała świadomie ze wszystkiego, co było jej drogie zyskała jedynie niezmąconą pewność, że robiła dobrze. Że jeśli jej życie jest tym, co jest potrzebne, co może pomóc, to odda je z pokorą, licząc, że nikt więcej nie będzie musiał cierpieć.
Wraz z tą myślą oddała się ciemności, żegnając się ze światem.
Nie żałowała.

Żyła. Uświadomiła sobie, gdy bodźce znów zaczęły do niej docierać od razu atakując przenikającym przez całe ciało bólem, nieznośnym, rwącym, trudnym do wytrzymania. Z sapnięciem wciągnęła powietrze, które zalało jej wnętrze mroźnym powietrzem, rozpalając krtań parzącym odczuciem. Zaschło jej w gardle, chrapliwy dźwięk bólu wydarł się przez wargi. Gdy uchyliła powieki  błękitne spojrzenie natrafiło na staruszkę, której dłoń pogładziła ją po policzku ścierając z niego czerwone krople. Spojrzała nad jej ramieniem w niebo, na którym powoli noc oddawała władanie nadchodzącym po niej dniu. Wróciła jednak spojrzeniem, gdy ta się odezwała. Coś ścisnęło się w jej gardle. Nie ruszała się, ani nie mówiła, bała się tego, że głos ją zawiedzie. Skinęła lekko głową, na kolejne przekazywane jej informacje. Miała nosić blizny - dowód i przypomnienie, o tym czego doświadczyła i co przysięgała. Broda zadrgała lekko na kolejne polecenie.
- Oczywiście. - obiecała schrypniętym głosem, brakowało w niej melodii, emocji też, jakby je wszystkie odsunęła chwilowo na bok, nadal będąc w szoku powodowanym bólem i całym zdarzeniem, które było jej udziałem. Nie odpowiedziała na uśmiech kobiety, odprowadziła ją wzrokiem, gdy schodziła z ganku pozostawiając ją samą. I gdy jedynym co słyszała był jaj charczący oddech, czuła, jak jej tama puszcza. Jak z oczu ciekną łzy, które początkowo próbowała rozgonić, wpatrując się w drewniany sufit werandy. Szybko zrozumiała jednak, że to próżne starania. Cichy płacz, szybo przerodził się w szloch, pełen bólu. Spazmatycznie łapała powietrze, próbując zetrzeć krople z twarzy na miejsce których zaraz pojawiały się kolejne, słone, piekące. Opłakiwała samą siebie, wszystko to, co oddała, co poświęciła. Płakała za swoimi dziećmi, płakała za rodziną i mężczyzną którego kochała. Płakała za przyjaciółmi. Płakała za wszystkim wiedząc, że gdy stąd wyjdzie - może jeszcze nie dzisiaj, ale już później - nie będzie mogła sobie na to pozwolić. Nie wiedziała jak długo oddawała się spazmatycznym drganiom udręczonego ciała, po którym nastała przeraźliwa pustka.
Ostateczne poświęcenie.
Wiedziała, że podjęła odpowiednią decyzję. Była pewna, że wybrała dobrze. Chyba właśnie dlatego to tak bolało - nie tylko w sferze cielesnej, ale i emocjonalnej - tej drugiej najmocniej. Wszystkie wielkie decyzje były trudne i obleczone w ciężar mocno osiadający na sercu.
W końcu była gotowa się podnieść, musiała, nie mogła tutaj zostać. Potrzebowała uleczenia ran i czasu na uleczenie własnej duszy. Każdy ruch bolał, ale ten ból i tak nie dorównywał temu, który czuła we własnym sercu. Zgarnęła eliksir, który postawiła na ziemi, a potem spojrzeniem odnalazła swoją miotłem, do której z trudem dowlokła okaleczone ciało.
Dokąd miała iść?
Zastanawiała się cicho, startując ku górze. Zawisła na niej, Trzymając się tylko lewą dłonią, prawa była rozcięta. Vance. Poszeptały jej cicho myśli i skierowała się z tamtej strony chcąc za jednym razem odnaleźć pomoc, jak i sprawdzić czy jej decyzje na próbie, miały realny wpływ na cały świat, czy tylko na nią.

| zt



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Justine Tonks - Page 6 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Justine Tonks
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach