Wydarzenia


Ekipa forum
Główna czytelnia
AutorWiadomość
Główna czytelnia [odnośnik]06.09.16 12:25

Główna czytelnia

Jest to najczęściej okupowane przez gości pomieszczenie w Bibliotece Londyńskiej. Mimo panującej tu względnej ciszy, pilnowanej przez pracowników instytucji, często usłyszeć można miarowe przewracanie stronic ksiąg, szuranie nóg krzeseł, oraz ciężki odgłos kroczących butów. Nie jest to miejsce tak samo pogrążone w ciszy, jak boczna czytelnia biblioteki. Jednak główna czytelnia znajduje się centralnie we wnętrzu biblioteki, co mimo jej większego zatłoczenia, sprawia, że pomieszczenie te jest wbrew wszystkiemu najatrakcyjniejsze dla znaczącej części użytkowników biblioteki. Warto jednak mieć na uwadze, że znaczna część księgozbiorów - ta napisana przez mugoli - została usunięta; półki powoli uzupełniane są kolejnymi tytułami, które wyszły spod pióra szanowanych magów.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:08, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna czytelnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Główna czytelnia [odnośnik]18.09.16 16:15
|Zaproponuj datę.
Szelesty kartek, dźwięki cichych kroków na wypastowanej na wysoki połysk drewnianej podłodze biblioteki, dźwięk odstawianego kałamarza i skrobanie pióra. Jako meloman, uważał te dźwięki za najpiękniejszą symfonię tworzoną przez człowieka. Można powiedzieć, że niepowtarzalną, ponieważ nikt nie byłby w stanie odtworzyć tych dźwięków w ten sam sposób i w tym samym tempie. Zawsze coś byłoby inaczej, każdego dnia przychodzili inni ludzie, siadali na innych miejscach, nosili inne buty. To była ta sławna cisza biblioteki, która tak naprawdę składała się z mnóstwa dźwięków, które subtelnie łaskotały uszy u wielu osób nawet nie zapisując się w świadomości. Czasami lubił myśleć, że w pewien sposób jest dyrygentem tej orkiestry, choć było to raczej naiwne. Mimo to widział schematy tworzone swoją ręką w tym jak punktualnie otwierał drzwi, zajmował swoje miejsce przy biurku, odstawiał kubek z kawą na podstawkę i pytał kolejnych petentów o nazwiska. Ale dni, kiedy pracował z ludźmi wciąż były nieczęste, przełożeni nie chcieli zbyt łatwo ufać jego samokontroli, jego milcząca postawa raczej nie ułatwiała diagnozy. W te dni, gdy większość czasu spędzał segregując zbiory, porządkując półki lub czyszcząc zakurzone tomy, czuł się widzem. Mógł bezkarnie obserwować zakochaną parę, która pod pretekstem wspólnej nauki kradła czas potrzebny na rozwój młodzieńczej miłości. Widział staruszkę, która, znana już w jego miejscu pracy, słabo widzącymi oczami wodziła po grzbietach ulubionych romansów Jane Austen niemal trąc nosem o tytuły. Być może czuł się w ten sposób mniej samotny, będąc blisko ludzi, ale wystarczająco daleko by nie angażować się w ich sprawy. Wiedział jak jest to niebezpieczne, ale musiał przyznać, że wciąż łamał tą niepisaną zasadę. Głupiec oszukiwał sam siebie, po przecież to on tą zasadę wymyślił.
Tego dnia Potter znów został odesłany do czyszczenia książek, choć wszyscy wiedzieli, że jeśli ktoś o niego poprosi, to oczywiście zostanie wezwany. Czasami zjawiali się miłośnicy historii magii lub języków szukając jego porady, lecz wtedy odchodzili jedynie z tytułami podręczników lub nawet stosikiem książek wręczonym im bez entuzjazmu. Nigdy nie udzielał rad, sam siebie uważając za fanatyka, ale nie specjalistę. To, gdzie wykazywał się uprzejmością i pomocą, dotyczyło doboru odpowiedniej literatury i ewentualnej rozmowy na ten temat. Nie można było jednak liczyć na choćby cień uśmiechu, te były zarezerwowane dla bardzo nielicznego grona. Wiele lat spędzonych na tym samym stanowisku, z małymi przerwami na jego szalone wyprawy, zdobyło mu opinię gbura i wyjątkowo niedelikatnego rozmówcy, gdyż wyrażał swoje zdanie w zależności od humoru. Nie czuł się winny, ponieważ w rzeczywistości był dokładnie taki, a przynajmniej lubił tak sądzić. Najwyraźniej czerpał jakiś mały promyk przyjemności z odpychania ludzi i wytyczania granic grubą kreską.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna czytelnia [odnośnik]18.09.16 18:12
26 lutego
Lubiła spokój tego miejsca. Wszystko miało swój naturalny porządek. Wizyty w bibliotece też. Widziła pewne prawidłowości, jakie zachodziły w zachowaniach ludzi, stosujących się do niepisanych zasad, jakie panowały w tym budynku. On przeznaczony był do kontemplacji, czy naukowych refleksji. Clementine dodatkowo, bardziej wyczulona niż inni, lubiła zapach ksiąg, kurzu, starych kartek. Zgodziłaby się w tej kwestii z Potterem. Szelest przewracanych stronic pieścił jej uszy. Był dla niej tak subtelny i nienachlany, ze nasuwał jej na myśl zawsze przyjemne wspomnienia.
Starała się wszystkich w tej przestrzeni traktować równo, ale nie mogła nic poradzić na to, że kiedy przechodząc koło stanowiska bibliotekarza nie usłyszała nerwowego szurania butem pani Fiennes, ani ciężkiego oddechu pana Randalla, przyśpieszyła kroku spodziewając się jedynej osoby, która mogła zachować taki wyraźnie wyczuwalny spokój. Żadnego zbędnego poruszenia, gwałtownych ruchów, głośnych myśli. Clementine jako osoba, która całe życie uczyła się słuchać ludzi, rozpoznawała w pewnych czynnościach prawidłowości. Dobre, złe nastroje, zamyślenie, niewypowiedzianą irytację. Rozpoznawała różne rodzaje ciszy, bo w każdej z nich człowiek zachowywał się zupełnie inaczej. Przystając przy kontuarze z książkami, z zawodem stwierdziła, ze ta cisza, która aktualnie trwała, była ciszą naturalną i że być może zbyt pochopnie założyła, że spotka swojego ulubionego bibliotekarza. Wewnętrznie posmutniała, chociaż jej twarz smutku wcale nie wyrażała. Oparła dłoń na mahoniowym drewnie, przesuwając palce wzdłuż blatu, bardzo powoli, z wyczuciem, szukając podświadomie w płucach charakterystycznego, znanego jej zapachu, który mogłaby dostosować do mężczyzny, na którego czekała. Zamiast tego usłyszała czyjś głos za plecami. Spięła instynktownie mięśnie, nie zdając sobie sprawy, że skupiona na poszukiwaniu zaginionego mężczyzny, odłączyła się od pozostałych bodźców z otoczenia. Powoli odwróciła się do źródła dźwięku.
Szuka pani kogoś? — spytał ktoś, w kim nie rozpoznawała żadnego z bibliotekarzy czy bibliotekarek.
Le… — zaczęła instynktownie, reflektując się cichą poprawką — Pana Pottera…
Otrzymała informację o jego pobycie, ku swojemu zadowoleniu dowiadując się, że w istocie, znajduje się w Bibliotece, ale zajęty jest teraz innymi obowiązkami. Podziękowała uprzejmie, przez następne pól godziny poszukując go między regałami, aż dotarła do głównej czytelni. Ludzie mieli specyficzny sposób poruszania się. Potter kroczył spokojnie, nieciężko, jakby nie chciał zmącić odgłosów, jakie wokół niego trwały, a których tak uważnie nasłuchiwał. Był tylko jeden taki dźwięk w czytelni i dochodził z górnego piętra. Clementine nie wahała się długo. Ruszyła w tamtą stronę. Docierając do schodów. Cały czas trzymała się blisko ściany, a później regałów książek, podążając za znajomym sobie odgłosem. Mężczyzna pochłonięty był swoją pracą. Przystanęła kilka metrów od niego, wyczuwając już z tej odległości jego obecność. Nie potrafiła dokładnie powiedzieć skąd wiedziała, ze to on, ale cieszyła się, że go znalazła. Zbliżyła się, przesuwając palce po grzbietach książek, aż jej opuszki natknęły się na ciepło jego dłoni.
Lewis — wymówiła jego imię bardo precyzyjnie, cicho, nie chcąc wytrącać go z jego czynności, a mimo to, opuszczając dłoń, zsunęła ją wzdłuż przedramienia do łokcia, utrzymując ja tam dla zorientowania się w ułożeniu jego ciała, zanim lekkim, ulotnym odruchem, objęła go krótko za szyję.
Tak się cieszę. Myślałam, że Cię nie ma — szepnęła zachwycona jego obecnością. Zawsze wiedział, lepiej niż inni, czego to młode dziewczę mogło poszukiwać w tych ogromnych, londyńskich zbiorach, w których bez jego pomocy by zginęła.
Chciałam Ci podziękować.
Opadła z palców, na które się wspięła, żeby go objąć, na pełne stopy. Dłonie przesunęła po jego piersi w dół, kiedy stawała w piętach i zadarła podbródek w górę, przez kierunek jego oddechu zgadując gdzie powinna szukać spojrzenia.
Jesteś niezastąpiony, wiesz?
Jej szczerość wynikała wyłącznie z faktu, że nigdy nie kierowała się niczym, niż tylko swoim sercem, a to biło z wdzięcznością dla niego, bo nie znała bardziej wykwalifikowanego i bardziej pomocnego bibliotekarza od niego.


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Główna czytelnia [odnośnik]18.09.16 20:47
Wędrował cicho wśród półek przesuwając dłonią po brzegach książek, szukał odpowiedniego miejsca, by wpasować tam jeden z tomów leżących na kupce przy ścianie. Wyglądało to jakby po prostu gładził grzbiety, ale zadanie to wymagało nieco więcej uwagi. Najpierw musiał znaleźć dział tematyczny, później odpowiednią literę alfabetu, następnie również alfabetycznie przyporządkować nazwisko. To wszystko robił praktycznie nie wysilając umysłu, musiał za to siły. Półki w bibliotece były tak zapchane, że trzeba było włożyć sporo wysiłku we wciśnięcie gdziekolwiek kolejnego woluminu. Przy każdym oddechu mężczyzny z przeglądanych tomów ulatywały małe chmury kurzu, mimo codziennego odkurzania, nie dało się tego uniknąć, papier i kurz darzyły się wyjątkowo intensywną miłością. Nie, żeby Potter miał coś przeciwko, nie znał lepszego zapachu niż kurz i stronice książki, nie był w tym osamotniony, ale większość nieczytających uważała to za dziwny fetysz przypisywany głównie bibliotekarzom. Może było w tym trochę prawdy, bo trzeba było być nieco skrzywionym by spędzać całe dnie w takim miejscu.
Był tak skupiony, że dotyk delikatnych palców Panny Baudelaire odczuł niemal jak poparzenie. Nie podskoczył jednak, ponieważ usłyszał jej znajomy głos. Był jedną z niewielu osób, które mogły pozwolić sobie na taką bliskość z jego ciałem, na ogół unikał takiego kontaktu jak ognia. Już przy pierwszym spotkaniu jednak Clementine wyjaśniła mu jak działa jej postrzeganie przestrzeni, w ciągu kolejnych spotkań zwyczajnie przyzwyczaiła go do tego. Zawsze więc czekał spokojnie aż ona określi jego położenie, uścisk był dość nowym zwyczajem, który dodała. Mimo różnicy wieku, dogadywali się dobrze, Lewis traktował ją niemal jak siostrę, prawdopodobnie była tego świadoma, choć nigdy nic nie powiedział na ten temat. Nigdy nie odpowiadał też na ten ulotny uścisk w sposób inny niż dostosowanie swojego ułożenia ciała do jej i delikatnego uniesienia prawie nieistniejącego ciężaru jej ciała. Dla postronnego obserwatora mogło się to wydawać wręcz nieuprzejme, jednak dziewczyna wyczuwała te zmiany i wiedziała, że to jego sposób na odpowiedź.
- Zawsze tu jestem, gdybym planował wyjechać zapewne wysłałbym sowę – powiedział z przekąsem, choć Clementine mogła usłyszeć w jego głosie nutę oznaczającą radość, a przynajmniej jej blady odpowiednik. Wyraz twarzy miał ponury jak zawsze, tego jednak na szczęście nie widziała.
- Nie mi powinnaś dziękować, a autorom – zauważył spostrzegawczo, choć uścisnął delikatnie jej dłoń dając znać, że rozumie co miała na myśli – Czego szukamy dzisiaj? Poezja? Może romanse? Przyszło też coś nowego z ornitologii w mugolskim dziale – z barwy jego głosu mogła wyczytać niemal uśmiech, jednak jego twarz nabrała aż smutnego wyrazu gdy patrzył w jej niewidzące oczy. W jakiś sposób przypominała mu Grace, właśnie to sprawiło, że nie odrzucił jej tak jak reszty świata. To śmieszne, bo tak naprawdę nic się nie zgadzało. Oczy nie te, sylwetka nie ta… Może chodziło o tą delikatność i niewinność, może o szczerość. Znali się już jakiś czas, a on wciąż nie potrafił zidentyfikować tej cechy, tak na prawdę nawet się nie starał. Z jednej strony bał się, że coś znajdzie, z drugiej, że gdy utraci to wrażenie, utraci przyjaźń tej dziewczyny, która stała się dla niego cenna. Rozjaśniała ciemne dni jego życia swoją delikatnością i czystością, a on nie miał serca wyprowadzać jej z błędu ciesząc się tą maleńką radością jaką mu dawały ich wspólne rozmowy.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna czytelnia [odnośnik]18.09.16 21:17
Ona nie znała przeszkód takich jak wiek, jak etyka. Dobrze porozumiewała się z tymi, którzy docierali do jej wrażliwości. Z Dunym, który odkrywał jej świat i pokazywał jej go w taki sposób, w jaki nikt inny nie potrafił go przedstawić, który zachwycał ją, pasjonował i angażował jednocześnie swoją zbudowaną, ciepłą ; z Samuelem, który był jej małym światem, przeszłym, obecnym i przyszłym i rozgrzewał jej myśli wspomnieniami o ich przyjaźni i jego ciepłym sercu, o którego istnieniu nie miał pojęcia; z Bertim, prostym, poczciwym człowiekiem, opowiadającym jej pełne dreszczyku emocji historie i pakującym ją w kłopoty; Barrym tak niepewnym swojej dobroci i dobrego wpływu, jaki wywierał na Clementine, że sam ten fakt czynił go jeszcze czystszym, wbrew temu, jaką sam miał o sobie opinię. Jak się okazuje, dogadywała się głównie z mężczyznami, ale z jednym swoim głównym i ukochanym mężczyzną żyła. Jej ojciec, Rodrick, był najbliższą jej na tym świecie osobą, znał ją lepiej niż ona sama moglaby siebie kiedyś poznać, dostrzegał jej slabości, przestrzegał ją przed złem i chronił przed nim. Mając go za wzór bezpieczeństwa i ciepła, jakie jej dawał, dobrze czuła się wśród przedstawicieli tej samej płci, prezentujących podobne wartości. Każdy z jej przyjaciół miał chociaż jedną cechę Rodricka i to czyniło ich tak bardzo jej bliskich. Lewis nie różnił się od nich. Chociaż nie znali się bardzo długo, ich wieź już teraz była tak silna, że Clementine nie wyobrażała sobie pieszych wędrówek po Bibliotece bez jego towarzystwa. Śpiewała z nim i przechadzała się pomiędzy regalami, dzieląc się o sobie wiedzą tak intymną, jaką niewielu mogło o niej wiedzieć. Nie myślała o tym, czy był starszy, choć w istocie, był. Mądrzejszy, bardziej doświadczony, twardo stąpający po ziemi i akceptowalnie cyniczny, co dla równowagi ona balansowała swoją bezgraniczną wiarą w ludzi. Nie słyszała w jego tonie przekąsu, bo nie znała emocji takich jak sarkazm. Jedynie sceptycyzm, to było coś, co mogła doświadczać. Sceptycyzm Lewisa zawsze ją rozczulał i radość w jego tonie, kiedy ją widział, porównywalna do tej, którą sama odczuwała, chociaż nie potrafiła tego dobrze pokazać.
Tylko gdybyś planował wyjechać? — spytała wpatrując się niewidomo w jego tęczówki oczu. Nie wierzyła w to, że pisałby do niej tylko wtedy, gdyby nie fakt, że w istocie, jeszcze nigdy nie uświadczyła od niego sowy — Możesz do mnie pisać… częściej.
W ogóle — nie chciała być bezczelna. Cofnęła się, obdarowując go przyjemnym ciepłem swoich oczu i wielką nadzieją na to, ze zrozumiał, co chciała mu powiedzieć. Był bardzo inteligentnym mężczyzną. Ceniła go za jego wiedzę, domyślność, błyskotliwość i dobrotliwość. Ceniła go też za wiele innych cech. Cofając się, zdawała sobie sprawę, że doceniała go również za próbę zrozumienia jej postrzegania świata, mimo, że kiedy dotykala go lekko, ulotnie, nawet wtedy czuła jego spięte mięśnie i niezgrabność z jaką próbował dostosować się do jej ruchów. Faktem, że dla niej próbował porywał jej serce i sprawiał jej przyjemność, której nie potrafiła wyrazić tak samo otwarcie i beztrosko, jak inne dziewczęta w jej wieku.
Chciałam podziękować Tobie — dodała, bo miala powody żeby dziękować mu za jego pomoc, jak i za wiele innych elementów. Za znajomość, za cierpliwość, za chęci towarzyszenia jej, za czas, który jej poświęcał. Za zrozumienie, za dobrą radę. Tak wiele było tych drobnych rzeczy, za które chciała mu dziękować i mogłaby to robić częściej. Wycofując się, przyłożyła dłoń do grzbietów książek, przesuwając po nich opuszkami palców, sprawdzając w jakim dziale zbłądził Lewis Potter, zanim przerwała jego kontemplacyjno-obserwacyjny nastrój.
Zawiesila dłoń w powietrzu, słysząc propozycje, jakie jej dzisiaj sugerował. Romans, to chyba coś, o czym mogła czytać jedynie w książkach.
Jakie to uczucie być zakochanym, Lewis? — zadała mu trudne pytanie, dawno już z ich rozmów i słów pomiędzy wierszami, wyczytując, że kochał… kiedyś. Każdy mężczyzna, który darzył takim uczuciem kobietę, a który ją stracił, zdawał się emanować tą samą, zasmucającą ją aurą. Lewis też ją w sobie nosił. W sercu, miłość i kobietę. Spojrzała na niego łagodnie przez ramię. Nie chciała go zmuszać do odpowiedzi.
Była ciekawa. W jej niebieskich tęczówkach widać było dużo niepewności, wahań i pewnej stanowczości, z jaką zadawała mu to pytanie, chociaż patrzyła na niego miękko. Surowo traktowała chyba tylko siebie.


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Główna czytelnia [odnośnik]18.09.16 22:25
Ciche westchnięcie wyrwało się z jego ust gdy usłyszał nieśmiałą prośbę dziewczyny. Pokręcił głową i znów odetchnął głęboko zanim zdecydował się odpowiedzieć. Wyszło mu to jednak bardziej niezgrabnie niż się spodziewał.
- Nie… Ja nie jestem dobry w pisaniu listów, ptaszyno – spróbował nadać swojemu głosowi jak najcieplejsze tony, by przypadkiem nie pomyślała, że go uraziła. Nie mogła przecież wiedzieć o listach, które pisał praktycznie co tydzień i które czytał na głos wpatrując się w zimny, milczący nagrobek. Wiedział o nich jedynie ojciec Grace, głównie dlatego, że raz się na Lewisa natknął. Od tego czasu mieli niepisany grafik odwiedzin, którego żaden z nich nie naruszał. Jeśli chcieli się spotkać przy piwie, czy whiskey, czy nawet tylko na rozmowę, nigdy nie robili tego na cmentarzu taktując go jak miejsce święte.
- Nie musisz dziękować za coś, co i dla mnie jest dobre – powiedział w końcu cicho, chciał zatrzeć trochę ślad po swojej niezręcznej odpowiedzi na temat sów, poza tym uznał, że odrobina szczerości będzie najlepszym podziękowaniem jakie mógłby jej dać. Wypuścił jej dłoń gdy postanowiła zawędrować wzdłuż półek i obserwował ten spacer uważnie. Nie tylko cieszył się obecnością Clementine, ale w ten sposób również sprawdzał jej zdrowie fizyczne. Wiedział, że nie ma ona silnego organizmu i pilnował, by dbała o siebie należycie w jedyny znany sobie sposób, obserwując i będąc gotowym by zareagować w razie potrzeby.
Słysząc kolejne pytanie aż wstrzymał oddech na chwilę. Spojrzenie, choć niewidzące, to ciepłe i pokrzepiające, jakie mu rzuciła, odebrał jako wsparcie i zrozumienie, jeśli nie będzie w stanie odpowiedzieć. Zacisnął na chwilę usta i zrobił kilka kroków do tyłu, później znów do przodu. Musiał ułożyć sobie w głowie myśli, które dostały niemal szału, na tak bezpośrednie przypomnienie o Grace, obijając się o siebie i mieszając, utrudniając mu zbudowanie zdania. W końcu opanował się na tyle by wydobyć jakiś dźwięk.
- Porządek świata… – odchrząknął, ponieważ słowa te brzmiały bardziej jak charczenie niż ludzka mowa – To tak, jakbyś nagle wiedziała gdzie jest Twoje centrum. Czyjeś dobro stawiasz ponad swoim, a to, co macie wspólnego staje się najważniejszą… – zamilkł raptownie przypominając sobie czas spędzony w Hogwarckiej bibliotece. Możliwe, że jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej gdyby nie zakochali się w sobie, może byłby teraz kimś tak odmiennym, że nawet pomysł tego kim mógłby zostać nie przyszedł by mu nigdy do głowy. Może ona by żyła, choć przecież nie miał żadnego wpływu na jej chorobę.
Znów odchrząknął i jego ton stał się nieco chłodniejszy niż wcześniej. Oznaczało to, że nie potrafi powiedzieć nic więcej. Chwycił jednak delikatnie dłoń Clementine i zaprowadził ją do działu, który zdecydowanie zawierał więcej informacji na interesujący ją temat niż on byłby zdolny udzielić. Wśród wskazywanych i pokrótce opowiedzianych książek znajdował się ”Romeo i Julia”, „Duma i uprzedzenie”, „Błękitny zamek”, „Wielki Gatsby”, czy nawet drugi tom „Historii Śródziemia”. Z każdym słowem dotyczącym książek głos Pottera łagodniał pozwalając zapomnieć o tym, czego wcześniej nie potrafił wyjaśnić. W pewnym sensie właśnie w ten sposób przekazywał to, czego nie potrafił określić słowami. Każda z tych książek została przez niego przeczytana i każda była warta poznania, odpowiadając na pytania Panny Baudelaire.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna czytelnia [odnośnik]18.09.16 23:27
Wzbudziła w nim mieszane uczucia. Słysząc jego westchnienie, wstrzymała własny oddech, czekając aż zejdą z niego emocje, ale nie zeszły. Czuła ciężkość z jaką chwytał kolejny oddech. Wyprostowała się, zadzierając podbródek. Przymknęła oczy. Nie chciała… naprawdę nie chciała wywoływać w nim takich emocji. Uspokoił ją cieplejszy ton mężczyzny. Nie był zły, prawda? Słuchała go, przyjemnego, wibrującego głosu w powietrzu, wierząc mu. Uwierzyłaby w cokolwiek by nie powiedział, mimo, ze zawahał się na początku. Nie miałby powodów kłamać. Prawda? Ufała, że nie chciał jej oszukiwać. Skinęła głową, wewnętrznie trochę zawiedziona, ale przyjęła to ze zrozumieniem. Przyjemny dreszcz przeszedł ją po plecach, kiedy zwrócił się do niej tak pięknie i naturalnie i nie potrafiła powiedzieć dlaczego, kiedy wypowiadał to jedno słowo, zagrzewał nim jej serce, ale było to przyjemne wrażenie. Ilekroć nazywał ją tak pieszczotliwie, czuła się przy nim dobrze. Wyszukiwała takich momentów jak ten, w którym zwracał się do niej tak rozczulająco, rozmiękczając jej osobowość, chociaż przecież mniej surowego czarodzieja ciężko było spotkać. Jednak nawet ta przyjemność, nie przyćmiewała świadomości, że Clementine nie dane było dzielić się z Lewisem tym wszystkim, o czym chciałaby mu móc opowiedzieć nie tylko w bibliotece, uzmysłowiona wiedzą, że była dla niego tylko pracą. Chciałaby móc go spotkać poza tymi murami, posłuchać, jak opowiada jej o świecie, tak, jak opowiadał o książkach. Żeby oprowadził ją po mieście, zamiast wzdłuż korytarzy biblioteki. O to jednak nie mogła go prosić.
Rozumiem — przytaknęła mu, przyciskając smukłe palce do grzbietu okładki, na której znajdowała się teraz jej dłoń. Przejechała po niej w dół, badając strukturę wypukłych napisów pod swoim dotykiem. Clementine łatwo przywiązywała się do ludzi. Jeszcze o tym nie wiedziała, ale kiedyś będzie z tego powodu dużo cierpieć. Nie wszyscy mieli tak wiele czasu jak ona. Nie każdy chciał i mógł spędzać z nią tyle wolnych chwil, ile ona mogła i pragnęła innym dawać. Opierała swój świat poza domem na poszczególnych jednostkach, ale te jednostki miały swoje życie, swoje zmartwienia, swoje priorytety. Clementine, która ich wszystkich stawiała jako ważniejszych od siebie, doceniała ich czy byli blisko, czy daleko, ale chyba czasami… po prostu miała nadzieję, że kiedyś będą mieli dla niej tego czasu więcej. Nawet w swoim chwilowym przygnębieniu, a może zwłaszcza w nim, słyszała tą samą barwę w jego tonie. Zwróciła twarz w jego stronę, zastanawiając się dlaczego pisanie listów do niej wprawia go w taki żal. Chciała odegnać od niego takie myśli. Pewna, że musi. Przede wszystkim, że to ważne, żeby nie musiał czuć się w ten sposób.
To nic — zapewniła go, albo siebie, że nie było jej przykro i uśmiechnęła się do niego łagodnie, rozumiejąc potrzebę prowadzenia własnego życia i rzeczy ważniejsze, do których nie należało pisanie listów do Clementine i odwiedzanie Clementine w domu. — To chyba lepiej. Będę Cię dalej odwiedzać tutaj, prawda?
Milczał, kiedy ona zadawała istotne pytanie. Czuła jego odrętwienie. Odosobnienie i kiedy się odezwał, wiedziała, że nie powinna była jemu zadawać tego pytania. Znała ten gardłowy ton. Przełknęła ślinę. Przepraszam, Lewis. Bardzo mocno Cię przepraszam. Zbliżyła się do niego, chcąc go zapewnić, że wszystko jest w porządku. Nie wiedziała dlaczego, zgubiła swoją motywację. Rozsądek podpowiedział jej jedynie, że tak nie wypada. Kultura nie pozwoliła jej tego zrobić w ten sposób, ale kiedy schwycił jej dłoń, porywając ją pomiędzy półki, delikatnie otoczyła jego palce swoim dotykiem. Nie mówiła mu, że nie potrzebuje ciepła jego dłoni, żeby wiedzieć, w którym kierunku powinna iść. Nie mówiła nikomu. Każdy zawsze chciał jej pomóc. Nie chciała nikomu tej pomocy odmawiać. I lubiła taki kontakt, lubiła ciepło męskiej dłoni i przyjemne mrowienie w palcach, kiedy czuła przy sobie czyjąś skórę. Lubiła też czuć się tak właśnie, jak teraz, bezpiecznie, w objęciu czyichś palców.
Lewis, jesteś przygnębiony — zauważyła, kiedy przystanęli przy regałach z książkami opowiadającymi o miłości. Straciła nimi zainteresowanie, wpatrując się w twarz mężczyzny. Czuła jego oddech, miarowy, spokojny, ale pod palcami wyczuwała też tętno i spięcie mięśni, kiedy wcześniej przerwał wypowiedź — Czy to przeze mnie?
Miała ogromną nadzieję, że nie. Ujęła jego dłoń, którą przytrzymywał jej rękę, w swoją wolną, otaczając ciepłem swoich palców jego własne.
Mówiłeś o rzeczy najważniejszej — przypomniała mu, otrzeźwiając go w temacie rozmowy, przed którą uciekał. Instynktownie wiedziała, że nie powinien, a mimo to nie miała serca go do tego zmuszać.
Myślisz, że to może być tylko jedna rzecz? Dla mnie to czas spędzony z ojcem, dobre rady Hanoka, ciepło głosu Samuela, świat bajek Duncana, opowieści Bertiego, Twoje książki. Jesteś pewien... że nie ma więcej takich rzeczy dla Ciebie... i nie będzie?
Chciała zrozumieć, dlaczego świat, dla wielu, był tak straszny i smutny, mroczny. Dlaczego wielu brakowało do niego sił i słów, dlaczego tak często ludzie byli zawiedzeni tym światem. Dlaczego sama była mocno zmartwiona tym właśnie smutkiem, który dotykał bliskich jej ludzi.


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Główna czytelnia [odnośnik]19.09.16 10:21
Z ulgą przyjął jej zrozumienie, choć nienawidził jej okłamywać. Nie potrafił też jej odmawiać, nawet jeśli narażał się wtedy na śmieszność. Być może kiedyś będzie potrafił opowiedzieć Pannie Baudelaire swoją historię, prędzej ona ją usłyszy niż ktokolwiek inny. Nie wyglądało na to, by Potter postanowił się ożenić, czy mieć dzieci. W pewnym sensie ta ulotna istotka była jego spadkobierczynią, która być może zdecyduje się kiedyś o nim opowiedzieć. Czasami nawet myślał, że tak jest prościej, nie posiadać w życiu nic oprócz kotów, sowy i mnóstwa książek. I mieć jedną powierniczkę. Byłoby łatwiej gdyby z troski o nią, nie ukrywał przed nią tych złych części opowieści, ale nie potrafił rozbijać baniek, które ją otaczały.
- Zawsze będę tu czekał ptaszyno – zgodził się i przyjrzał dziewczynie z ledwo zauważalnym, łagodnym uśmiechem. Była jak otwarta księga, każda emocja odbijała się w jej twarzy pokazując dokładnie co czuła w danej chwili. Czasami lubił myśleć, że odkrywa się tak dlatego, że mu ufa. Ale nawet jeśli było to prawdą, to Clementine i tak nigdy nie ukrywała swoich emocji.
On z kolei nigdy ich nie odkrywał, a nawet jeśli, to tylko na ułamek sekundy, dokładnie jak chwilę wcześniej. Później znów wracał do swojej skorupy. Nie mógł jednak oszukać tętna, czy mięśni, a właśnie to wyczuwała dziewczyna.
- Nie ptaszyno – powiedział po chwili – To nie Twoja wina, raczej moja – brzmiało to, jakby nie chciał kontynuować tematu, a Clementine załapała to choć kontynuowała wątek, który sprawił mu tyle kłopotu. Tym razem jednak pytała o coś zgoła innego. Nie potrafił ruszyć dalej, już jedenaście lat tkwił w swoim żalu i stało się to dla niego jedynym, co znał. Wiara w kolejną szansę w miłości była jak wiara w życie pozagrobowe. Ani jedno, ani drugie nie mogło zostać wzięte za pewniak, a wielu uważało je za niemal niemożliwe.
Mimo to, wiedział, że ciekawości Panny Baudelaire nie uda się zbyt łatwo zaspokoić. Zastanowił się więc chwilę, podszedł do okna wypuszczając jej rękę i pogładził nią szorstką brodę. Nie chciał reagować zbyt ostro, ale nie mógł też jej tak do końca potraktować łagodnie. W końcu odwrócił się w stronę jej delikatnej sylwetki i nabrał powietrza.
- To, o czym mówisz to drobne elementy twojego życia, które nadają mu barw i bardzo często są paliwem do dalszego działania. Również je mam, choćby spotkania z Tobą. Jeśli chodzi Ci o ponowną miłość… - znów zamilkł na chwilę, ale tym razem było to raczej zrezygnowanie niż niemożność kontynuacji – Wątpię by czekało na mnie coś takiego. Nie można pokochać mając zajęte serce. – ostatnie zdanie niemal wyszeptał, opuszczając lekko głowę.
- W porównaniu z tym wszystkim o czym mi powiedziałaś, pokochanie kogoś jest wiele intensywniejsze. Kiedy te elementy wydają się powietrzem, to miłość jest zapachem perfum unoszącym się w tym powietrzu. Nie do zignorowania. – uznał, że wyczerpał temat, zaczął więc układać książki, które wcześniej naruszył – Wybieramy coś z tego? – spytał w końcu, siląc się na ton, który dla Clementine był wesoły, a dla reszty świata tak samo gburowaty jak każdy inny, który z siebie wydobywał. Choć i wśród zwykłych ludzi zdarzali się wrażliwi słuchacze, którzy rozpoznawali odmienne odcienie czerni w jego ponurym głosie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna czytelnia [odnośnik]01.12.16 22:04
Clementine chciała poznać jego sposób myślenia. To dziewczę zawsze było zafascynowane wnętrzem ludzi. Kiedy inni poznawali wszystkich powoli i mimochodem ulegali wizualnym ocenom, ona cale życie skupiała się na tym, co ludzie chowali w środku. Dopiero teraz zaczęła poznawać, że w większości z nich, w sercu, pojawiał się zawsze ból. Ten ból napędzał każdego do działania. Zastanawiała się, czy ona też chowa w sobie jakieś przykrości. Przez ten krótki moment poczuła się… niedojrzała. I smutna. Smutek ten przejmowała od niego, wsłuchując się w ton jego głosu. Słuchała w jaki sposób opowiadał o miłości i było coś okropnie przygnębiającego w tym, jak ją postrzegał w kontekście własnej osoby. Potrafił pięknie mówić o tym uczuciu, ale wyczuwała nostalgię i przykrość w jego opowieści. Stała przed nim, opierając dłoń, którą uwolnił ze swojego uścisku na swoim udzie. Palce delikatnie ujęły materiał sukni. Wygładziła jej fragment dłonią i ruszyła jeden krok w przód. Zatrzymała się w zawahaniu, słysząc tembr jego tonu bliżej swoich uszu. Żałowała, że wywołała w mężczyźnie taką gamę odczuć. Że zmusiła go do odejścia do okna, skupienia myśli. Tęskniła za ciepłem jego dłoni, za jego standardowym tonem, mniej ponurym, tym, którym zawsze ją witał, pomimo, że ludziom wydawało się, że jest to ton gbura. Clementine nigdy tak nie sądziła. Zawsze uważała go za osobę ciepłą i… prawdziwą. Jego prawdziwość polegała na czystości jego osoby. Przy niektórych czuła dziwne mrowienie – nie potrafiła go nazwać, ale był to niepokój. Tylko Clementine była zbyt ufna i wierna swoim ideałom, żeby poznać po sobie tą emocję. Przy Lewisie była zawsze spokojna. Teraz jednak jej dłoń drżała i głos kiedy się odezwała.
Przepraszam.
Szczere słowa spłynęły z jej ust. Wyczuwała jego niemoc i nieświadomie zmuszała go do rozmowy na ten temat. Dlatego teraz wyciągnęła dłoń przed siebie z wątpliwością sięgając jego ramienia. Nie wiedziała, czy tego chciał, ale próbowała okazać mu wsparcie. Nigdy takowym dla nikogo nie była, wiec nie była pewna, jak to dokładnie działa, ale z niepewnością i kobiecą wrażliwością, odnalazła jego dłoń, obejmując ją swoimi smukłymi palcami. Przejechała drugą dłonią po jego ramieniu i oparła na nim podbródek, w ten sposób obejmując całą jego rękę, otaczając ją swoim ciałem. Nie była może idealnym towarzyszem. Jej ciało emanowało chłodem. Lekko drżało, więc może nie była najlepszą ostoją spokoju, ale była we wszystkim szczera. Otwarcie, chciała jedynie okazać współczucie dla jego przeżyć.
Nie wierzę w to — mruknęła cicho przy jego uchu, zapominając o książkach, dla których tu przyszła i o tym, o co chciała spytać. Przymknęła powieki, zaciskając pewniej jego dłoń — że Twoje serce nigdy już nie zabije dla nikogo głośniej. Miłość przychodzi do ludzi sama. Nie można zdecydować, czy chcemy kogoś kochać, albo tego nie robić. I myślę, że nawet nas samych potrafi zaskoczyć, jak wiele silnych uderzeń serca jest w stanie przetrwać nasze serce. Twoje jeszcze na takie nie jest gotowe, ale kiedy będzie… będziesz wiedział. I to nic złego pozwolić sobie na bycie szczęśliwym.
Przymknęła powieki, czując jak i jej tętno przyśpiesza. Była przejęta podjętym tematem rozmowy. Szukała we wszystkim pozytywów, a emocje negatywne, jakie wyczuwała u innych, powodowały, że przejmowała się ludzkim bólem tak, jakby sama go przeżywała. Ludzie mieli prawo do szczęścia. Chciałaby, żeby wszyscy mogli pozbyć się swoich problemow, żeby nikt nie miał zmartwień. Nie rozumiała dlaczego było ich tak wiele i dlaczego za każdym razem, kiedy ktoś jej znajomy ścierał się z rzeczywistością, czuła tą przejmującą bezsilność, przez łzy, jak teraz spływały jej z oczu. Bo chciałaby ulżyć komuś w jego złych wspomnieniach, zapewnić mu bezpieczną przyszłość. Tyle osób było dla niej tak dobrych, otaczało ją swoją opieka, wsparciem i troską. Chciałaby, żeby i ich ktoś też otoczył swoim ramieniem. Jej bezsilność wynikała z faktu, ze ona nie mogła im pomóc. Potrafiła współczuć i przeżywać z nimi ich troski, ale nie rozwiewać je. Zastanawiała się czym jest ten smutek i czy jej smutek jest mniej szczery, albo może mniej istotny, tylko dlatego, że dzieliła go zawsze z innymi, swoich własnych smutków nigdy nie zaznając?
Nie potrafię Ci pomóc — rzuciła ze smutkiem. Nie potrafiła wybrać nawet tytułu książki bez niego.


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Główna czytelnia [odnośnik]06.01.17 15:34
Coś wisiało w powietrzu. Mercy zdecydowanie nie mogła powiedzieć o tym dniu nic pozytywnego. Zaczęło się od zwykłego dźwięku, który wprawiał ją w irytację jeszcze zanim zdążyła otworzyć oczy. Równomierne trzaski jakimś cudem niosły się echem po całym jej domu. Źródła dźwięku szukała wszędzie, ale nie odnalazła go, myśli chwilowo uspokajając mantrą z serii to nic poważnego. Ostatnio zrobiła się nerwowa, a każdy przejaw odbiegania od norm, obecnych w jej rutynowym życiu, traktowała jak zły omen. Trudno się z resztą dziwić, kiedy czasów nie można było nazwać spokojnymi. Z ulgą opuściła mieszkanie, myśląc o bibliotece i jej cichej, spokojnej aurze, ukochanym zapachu ksiąg i szmerze przewracanych kartek.
Teleportacji, dzięki Merlinowi, nie przypłaciła rozszczepieniem, ale nie mogła skoncentrować się dostatecznie, z tyłu głowy mając wciąż rozpraszający dźwięk. Wylądowała w wielkiej kałuży, brudząc sobie buty, przemakające momentalnie. Chciała pozbyć się problemu, ale machnęła różdżką zbyt zamaszyście, przez co zamiast wysuszyć i oczyścić obuwie, zajęło się ogniem. Do budynku dotarła więc w pantoflach wyglądających jak siedem nieszczęść, wypisujących się również na jej twarzy.
Spokój miał nastąpić po rozpoczęciu pracy, ale dzień nie pozwolił na takie luksusy. Któryś z pracowników, na pewno ta nowa, niewdzięczna Laurel, zostawił po sobie bałagan. Mercy nie zasiadła więc w wygodnym fotelu, wynajdując coraz to nowsze niedopatrzenia. Różdżka pracowała dziś zawzięcie, lewitując sterty ksiąg na swoje miejsca. Kobieta, powodowana swoim niezawodnym zmysłem do wyczuwania najdrobniejszych zmian, zajrzała w jedno z pustych miejsc na regale i wytrzeszczyła zdumiona oczy. Obejrzała znajdujący się tam przedmiot, nie ryzykując dotykania go. Wyglądał, jej zdaniem, bardzo podejrzanie.
Zawróciła więc, nerwowym krokiem przemierzając czytelnię i wypatrując wzrokiem jakiegokolwiek pracownika. Wymowną miną i nieco zabawnymi, nieporadnymi gestami pokazała Lewisowi z odległości, że mają problem, z którym trzeba sobie poradzić bardzo szybko, zmuszając mężczyznę do pozostawienia panienki Baudelaire.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Główna czytelnia 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Główna czytelnia [odnośnik]09.01.17 16:50
Clementine może nie widziała dziewczęcia, które stało za nimi, ale czuła jej wzrok na nich. Było coś bardzo instynktownego w zachowaniu osób niewidzących. Ich reakcje sięgały do intuicji i pewnych zachowań ludzkich, jeszcze z początków rewolucji,które pozwalały na dzialanie większej ilości zmysłów, niż tylko wzroku. Teraz ludzie omamieni patrzeniem zapominali o pierwotnych instynktach. Te panienka Baudelaire miała dość dobrze rozwinięte.
W odruchu cofnęła się, mimo wszystko unosząc podbródek do góry, szukając jego reakcji, słów. Nie chciała mu przeszkadzać, domyślając się, że skoro ktoś tak długo stoi za nimi, a deski pod nim aż skrzypią od gestów, jakie wykonuje, jest to dość istotne, dlatego mimo okoliczności ich rozmowy, szepnęła cicho.
Idź.
Bo wiedziała, że Lewis przede wszystkim znajdował się w pracy. Ona planowała odwiedzić go innym razem. Być może tego dnia Bibliotekę opuści szybciej niż myślała, być może jeszcze pochodzi samotnie pomiędzy półkami, poszukując lektur, które Sissi będzie mogła jej w domu przeczytać. Pobada struktury grzbietów książek, próbując odczytać tytuły. A może wróci od razu do domu. Poczeka na ojca przed biblioteką. Porozmyśla nad kwestiami, do których refleksji zmusiło go spotkanie z Potterem.
Ostatecznie bibliotekę opuściła bez nabytej żadnej lektury. Do domu wróciła za to z dużą ilością pytań, na które będzie poszukiwała odpowiedzi.

| zt


" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired
by how you deal
with your imperfections


Clementine Baudelaire
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2770-constanine-faye-baudelaire-budowa#44793 https://www.morsmordre.net/t2843-hanok#45618 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f268-mole-valley-little-ash-park https://www.morsmordre.net/t2858-skrytka-bankowa-nr-737#45863 https://www.morsmordre.net/t2844-clementine-faye-baudelaire#45621
Re: Główna czytelnia [odnośnik]12.07.17 23:21
03.04

Florence nie sądziła, żeby z psikusa Bertiego wynikło coś dobrego. No, może poza faktem, że przez kilka dni o ich lodziarni było nawet dość głośno na Pokątnej - wśród ludzi rozeszła się wieść, że w ich lodziarni można dostać śpiewające i tańczące lody. Niestety, oni nie wiedzieli jak powtórzyć to zaklęcie, a Florence była chyba nieco zbyt uparta, by prosić Bertiego o pomoc. Koniec końców i tak odbyli rozmowę. Najpierw o tym, że jeśli jeszcze raz Bott dotknie się jej wyrobów i zacznie w nich mieszać, uprzednio włamawszy się do lokalu, następnym razem śpiewać i tańczyć będą jego pośladki. Drugą zaś rozmowę przerwał im Florean, który wyskoczył z pomysłem by jednak wykorzystać owy psikus na korzyść dla lokalu - jednego i drugiego.
Emocjonalne lody, tak? Hm... Florence nie była z początku przekonana do tego pomysłu, jednak kiedy tylko Florean pochwalił się jej swoimi sukcesami (uspokojenie tych marudzących lodów było nie lada wyczynem. Florka pewnie by dostała przy ich psioczeniu szewskiej pasji), zgodziła się mu pomóc. Bertie wydawał się zachwycony tym pomysłem, więc nie pozostało jej w sumie nic innego, tylko się zgodzić.
Nie pomagał im wcale fakt, że kiedy Florence w końcu chciała się dowiedzieć od Bertiego, w jaki sposób ożywił lody, on jedynie wzruszył ramionami, mówiąc "samo tak wyszło". Trochę go chciała wtedy udusić, ale na szczęście się powstrzymała. W tym momencie wiedziała już też, że pomocy trzeba będzie szukać gdzie indziej. Z zaklęciami sobie radziła, jednak domyślała się, że dziedzina magii, która będzie im w tym wypadku potrzebna, zaliczała się raczej do transmutacji, a z tą Florka nie czuła się już tak pewnie. Zdecydowała się więc udać w miejsce, gdzie, jak wiedziała, odnajdzie na pewno pomoc na dręczące ją pytania - jako lekki mól książkowy udała się do Biblioteki Londyńskiej. Nabrała naręcze książek o transmutacji, i po prostu zaczęła je wertować. Tego dnia Florean siedział w pracy, więc mogła poświęcić swoim poszukiwaniom niemal cały dzień. Po piątej przejrzanej książce zaczęła się trochę zniechęcać, ale wspomnienie twarzy Floreana i jego oczów pełnych nadziei i ekscytacji sprawiał, że sięgała po kolejną. Nie chciała by jego odkrycie poszło na marne. Cel był więc prosty - odnaleźć zaklęcie, które ożywi lody. W końcu takie rozweselające już mieli. Ech, wszystko na odwrót, a powinni przecież od podstaw zacząć! Ech ten Florean.
Dwie kolejne książki okazały się zdecydowanie bardziej pomocne. Kobieta zagłębiła się w nie i chłonęła zawartą w nich wiedzę jak gąbka. Znalazłszy ciekawą formułę zaklęcia, wyciągnęła różdżkę i po kryjomu zaczęła ćwiczyć ruch nadgarstka. Podekscytowała się nawet, nie ma co! W którymś momencie nawet zamierzyła się na leżący na stole notes i mruknęła:
- Inanimatus Conjurus - a zeszyt nagle zaczął się jej trzepotać na blacie jak ryba wyciągnięta z wody.
Florence szybko schowała go do torby. Miała co przedyskutować z resztą! Te całe lody emocjonalne to wcale nie był taki głupi pomysł!

zt


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!



Ostatnio zmieniony przez Florence Fortescue dnia 12.07.17 23:22, w całości zmieniany 1 raz
Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Główna czytelnia Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622
Re: Główna czytelnia [odnośnik]12.07.17 23:21
The member 'Florence Fortescue' has done the following action : rzut kością


'k100' : 78
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna czytelnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Główna czytelnia [odnośnik]16.07.17 11:37
19 kwietnia 1956 (?)

Powoli sunęła palcem po grzbietach równo poustawianych książek, szukając tej jednej. Doskonale pamiętała jej prosty tytuł i okładkę. Ostatnimi czasu często po nią sięgała, dając upust swojej fascynacji Francją. Nigdy nie umiała zdefiniować przyczyn tej ogromnej sympatii do miejsca, w którym nigdy nie miała okazji być. A może to właśnie w tym tkwiła magia? W braku możliwości oddychania tamtejszym powietrzem, które w Londynie jawiło się jej jako zupełnie inne? Z niemożności przechadzania się tamtejszymi ulicami, które w jej głowie były tak piękne i zachęcające do spacerów? Jej wizja Francji, a i samego Paryża opierała się w dużej mierze na opowieściach zasłyszanych bądź tego, co przeczytała w książkach. To pozwalało jej na tworzenie swojej własnej wizji magicznego kraju jej marzeń, który w przyszłości obiecała sobie odwiedzić. Nie obawiała się konfrontacji marzeń z rzeczywistością, lecz spowodowane to było chwilowym brakiem możliwości dokonania tego. Wiedziała, iż jej matka nie pozwoli jej pojechać samej, ktoś musiałby jej towarzyszyć i to ktoś godzien zaufania pani Cattermole. Belle nie chciała by tak wyglądała podróż jej marzeń - brak skupienia na obrazach dookoła przez czujny wzrok osoby, której mogła nie znać bądź nie lubić. Wolała więc cierpliwie czekać na odpowiedni moment.
- Ah, tu jesteś - mruknęła cicho, natrafiając na szukany słownik języka francuskiego. Chwyciła opasły tom, kierując się w stronę wybranego przez siebie wcześniej stolika, na którym cierpliwie czekała inna, znacznie mniejsza książka. Znalazła ją niegdyś w starym antykwariacie i zafascynowana postanowiła zakupić, nie myśląc nawet o problemie, który może wyniknąć z nieznajomości języka, w której ją napisano. Westchnęła otwierając ją. Czuła w środku cichą satysfakcję i nadzieję, iż wszystko będzie jej szło o wiele lepiej aniżeli ostatnim razem. Przyciągnęła do siebie kawałek pergaminu. Chwyciła pióro w lewą dłoń i zaczęła czytać. A przynajmniej starała się, bo w rzeczywistości znała jedynie kilka pojedynczych słów, co było efektem poprzednich tłumaczeń. Co chwila musiała sięgać do słownika, w którym wyszukiwała potrzebnych słów. I chociaż nie było to aż tak trudne, to wiele problemów sprawiało jej odgadnięcie ogólnego kontekstu całego tekstu. Nie wystarczyło przecież tylko znać znaczenie słów, ale i ogólnie związaną z tym gramatykę.
Mijały minuty, a jej entuzjazm coraz bardziej opadał, co malowało się na jej twarzy. Żałowała, że nie pokusiła się o naukę języka i jednocześnie obiecała sobie, iż znajdzie sobie odpowiedniego nauczyciela i zacznie zgłębiać jego tajniki.
- Te zdania nie mają żadnego sensu - powiedziała do siebie możliwe, że trochę głośniej aniżeli sobie tego życzyła. Nie przejmowała się tym jednak zajęta szukaniem kolejnych słów.


Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.


Belle Cattermole
Belle Cattermole
Zawód : aktorka życia|wolontariuszka|pisarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
In the end, we’ll all become stories.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4436-belle-cattermole https://www.morsmordre.net/t4476-bilbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-heather-avenue-21 https://www.morsmordre.net/t5044-skrytka-bankowa-nr-1142 https://www.morsmordre.net/t4477-belle-cattermole
Re: Główna czytelnia [odnośnik]04.08.17 22:41
| 18.04 (pasuje <3)

W pospiechu mijała kolejne, wysokie półki, z równo ustawionymi księgami. Sama Inara trzymała przed sobą dwie, oprawione w skórę i wciąż pachnące starym pergaminem. Od jakiegoś czasu zauważyła, że podobna nuta woni przyjemnie wpisywała się w poczet ulubionych. Nie chciała jednak trwać zbyt długo pośród kurzu, a upatrzone pozycje chciała rozłożyć w pokoju, albo na balkonie. Noc zapowiadała się spokojna, a kubek aromatycznej herbaty powinien umilić jej lekturę i spisywane notatki. Zdążyła się pozbyć ostatnich śladów, które atramentową smugą znaczyły brzegi jasnych dłoni dłoni.
Labirynty bibliotecznych ścieżek znała całkiem nieźle. Spędziła tu wiele godzin ślęcząc nad księgami, by ruszyć do przodu badania. czasem wystarczył fragment, by olśnienie zsunęło się na jej umysł. A częściej po prostu wertowała kolejne stronice, nie odnajdując niczego, co odpowiadało jej planom. Zdążyła nawet obdarzyć uśmiechem jednego z obsługujących tu bibliotekarzy, który niemal za każdym razem przyglądał się jej, ale pod jej uśmiechem - umykał gdzieś w skryty, książkowy korytarz. Alechmiczka westchnęła cicho, gdy i tym razem natrafiła jasne źrenice mężczyzny, który drgnął i odwrócił się, zostawiając Inarę przelotnie wpatrzoną w jego plecy. Może kiedyś zdąży zapytać, ale dwa tomiszcza utrudniały zgrabną wędrówkę. W zamyśleniu odwróciła głowę, najpierw poprawiając trzymane pergaminy, potem dostrzegając samotną sylwetkę, tuż przy stoliku obok. Młoda kobieta była odwrócona tyłem, ale czarnowłosa miała za to doskonały widok na wertowane kartki całkiem pokaźnej pozycji. Zmrużył ciemne źrenice, mimowolnie rozpoznając słowa zdecydowanie nie należały do rodzimych. Francuski.
Kąciki ust uniosły się nieznacznie w chwilowym roztargnieniu i tęsknocie, przypominając sobie ukochany Paryż. Wiązało się z nim więcej wspomnień, które trącały serce, zmuszając do mniej spokojnego rytmu. Zbyt wiele, by mogła obojętnie minąć. Rzeczywistość podpowiedziała obserwacji, że nieznajoma nie zaczytywała się w opasłej księdze, a jedynie sprawdzała kolejne słowa. Wiedziona ciekawością podążyła bliżej, dostrzegając na stoliku przed kobietą, dużo mniejszą i zdecydowanie starszą książeczkę o wdzięcznym tytule, który już kiedyś widziała. Czytała? Ten zniknął, gdy smukłe, kobiece dłonie przełożyły nieco pożółkłe stronice. Inara drgnęła wyrwana z nostalgicznej refleksji, gdy w sali rozbrzmiał dźwięczny, chociaż przesycony rezygnacją głos - Wspomnienia zaklęte - odezwała się w znajomym, miękkim tonie francuskiego, odczytując wcześniej dostrzeżony tytuł - W odpowiedniej perspektywie, każde słowa nabierają sensu - dodała pośpiesznie, przechodząc na drugą stronę stolika, by zmierzyć się ze spojrzeniem nieznajomej.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Główna czytelnia 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Główna czytelnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach