Wydarzenia


Ekipa forum
Komnaty Ulyssesa
AutorWiadomość
Komnaty Ulyssesa [odnośnik]05.02.18 16:58
First topic message reminder :

Komnaty Ulyssesa

Sypialnia, łazienka oraz niewielki gabinet, pełniący również funkcję prywatnego salonu służą Ulyssesowi za nowe lokum. Rzeczy, przeniesione zawczasu z dawnego domu, sprawiają, że nie czuje się tak obcy w zamku. Mając wybór, zdecydował się na raczej opustoszałą część posiadłości rodowej. Pomieszczenia intensywnie pachną lasem, dając złudzenie bliskości tychże. Na ścianach zawisło parę zdjęć w ciemnych ramkach, dopasowanych do ciężkich mebli.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Ulyssesa - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Komnaty Ulyssesa [odnośnik]24.07.19 23:56
W pewnym sensie rzeczywiście był masochistą, choć w tę stronę ciągnęły go własne rozmyślania - bardziej niż niepotrzebne wypalanie papierosów. Nadmierne, zbędne, zbyt rozwlekłe i przede wszystkim bezwzględnie trzymane w zaciszu umysłu - to myśli na temat siebie były problemem i podczas gdy innych potrafił przejrzeć często z dziecinną łatwością, zaglądanie wgłąb siebie wciąż sprawiało mu niesamowite problemy, dlatego maskował to najlepiej jak potrafił. Ulysses uwielbiał twierdzić, że wszystko pozostaje pod jego ścisłą kontrolą, lecz niektóre sprawy zgrabnie się jej wymykały, siejąc niemałe spustoszenie, maskowane lepiej, lub gorzej, zależnie od czasu, sytuacji i towarzystwa. W tym wypadku, gdy koszmar gwałtownie wyrwał go ze snu, a zmęczenie i ból dawały się solidnie we znaki, był jak odsłonięta karta, jak nigdy dotąd - nie przy Julii. Mogła obserwować go i czytać do woli - jeśli tylko tego chciała i jeśli tylko potrafiła. Zbyt pochłonięty nawracającymi obrazami i przerażającymi dźwiękami, nie trzymał zwyczajnej gardy - spojrzenie miał mętne, nawet w połowie nie tak czujne, jak zazwyczaj, docierając gdzieś na skraj zmęczenia i rezygnacji, także odbijających się w tęczówkach. Nie potrafił skupić się na kobiecie - przy każdej próbie jej krzyk roznosił się echem, do którego dołączała cała reszta. Nie odpowiedział Julii od razu, starając się przenieść uwagę na zapisane leki, w nadziei, że te okażą się skuteczniejszym rozpraszaczem.
Wypił zawartość podsuniętego naczynia, wystarczającą na jeden łyk, którym udało mu się nie zakrztusić - dopiero wtedy zauważył, jak bardzo potrzebuje zwykłej wody. - Mogę to doprawić wodą? - zapytał, wciąż chrypliwie, próbując nie ruszać się więcej - a przynajmniej nie poszkodowanym barkiem. Obawiał się, że rozcieńczanie eliksiru może osłabić jego działanie. Mimo spięcia mięśni, naturalnej reakcji na ból, nie wyrywał się podczas rozprowadzania maści. Po chwili faktycznie odczuwał jej działanie - niezbyt mocno, nie niwelowała bólu, lecz stopniowo czyniła go znośnym.
- To nie było Stonehenge, ale coś jak zbiorowa egzekucja - stwierdził po dłuższej chwili milczenia. Finał obrad był przyczyną sennych mar, ale nie czuł się tak, jak gdyby trafił w to samo miejsce, by obserwować rzeź - mogła odbyć się gdziekolwiek. - Realistyczna do bólu - trochę się wahał, czy chce zadawać pytanie z cyklu "widziałaś kiedyś czaszkę roztrzaskiwaną na żywca?" - otumanienie nieco mu przeszło. Wystarczająco, by się nad tym dylematem zastanawiał.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Ulyssesa - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Komnaty Ulyssesa [odnośnik]28.01.21 23:44
sierpień-wrzesień 1957
Ostatnie miesiące minęły Ollivanderowi... intensywnie. Emocje wreszcie znalazły sobie ujście, dręcząc arystokratę atakiem choroby, po którym dochodził do siebie dosyć długo, lecz mimo tego - mężczyzna nie pozwolił Ondynie uwięzić się całkowicie. Oczywiście dbał o odpoczynek, starał się postępować zgodnie z zaleceniami uzdrowiciela, nie przeforsowywał się; ba, na początku prawie wcale nie wstawał z łózka, ale z biegiem czasu wokół niego zaczęły piętrzyć się coraz wyższe stosy ksiąg, pism, notatek. Ojciec trwał dzielnie u jego boku i należała mu się za to ogromna wdzięczność, z początku to lord Marcus przejął inicjatywę, występując w imieniu Ulyssesa, będąc jego prawą ręką, doradcą, a nawet skrybą. Było w tym coś dobrego, ich kontakty uległy minimalnemu ociepleniu, jakby troska ojca wzięła górę nad wszystkim, co wcześniej zdążyło ich poróżnić. Prawdę mówiąc, różdżkarz swoje nestorskie obowiązki z chęcią oddałby właśnie rodzicielowi, pragnął wrócić do swoich głównych zajęć, do misternych rzeźbień w drewnie, subtelnej magii rdzeni, do naukowych badań wszelkiej maści. Czuł, że ostatnimi czasy ma na barkach wiele, może zbyt wiele - działalność w Zakonie była wymagająca, podobnie jak jego profesja i zlecenia, napływające także zza granic kraju, przecież rozwijał się też intensywnie, nie marnując żadnego dnia. Kiedy do tego wszystkiego dołożono mu odpowiedzialną rolę głowy rodziny, poczuł się, jakby tracił grunt pod stopami. Dosłownie, wieść o śmierci lorda Weylona sprawiła, że poczuł się, jak podczas debaty w Stonehenge. Nie mógł jednak odmówić, zwłaszcza że była to wola zmarłego. Nie wypadało narzekać, więc milczał, głównie w ciszy zapoznając się z szeregiem nowych obowiązków i rzędami spraw do dopilnowania - do czasu, kiedy musiał przerwać wszystko i zdrowieć.
Czas ten nie trwał oczywiście wiecznie, w połowie sierpnia, gdy oddychał już swobodniej, zabrał się więc za spisanie długiej listy, mającej ułatwić mu późniejsze działania - zarówno te bardziej listowne, jak i wymagające osobistej ingerencji. Najbardziej priorytetową kwestią były zabezpieczenia zamku, część z nich wygasła wraz ze śmiercią nestora, trzeba było zająć się obłożeniem posiadłości nowymi, najlepiej jak najszybciej. Zastanawiał się przez jakiś czas, kogo mógłby zatrudnić - najbardziej oczywiste kandydatury należały do Zakonu Feniksa. Niezbyt chętnie spisywał list do Anthony'ego Skamandera, z którym miał spotkać się we wrześniu, by rozpocząć współpracę. Zanim jednak zabezpieczenia, należało zadbać o odpowiednie przeszkolenie ludzi, sprawdzenie, czy jest ich wystarczająco wiele, jakie panują nastroje wśród służby - to było istotne i Ollivander był tego świadomy, nawet bez wskazówek od zmarłego nestora. Należało zerknąć w księgi, zorientować się w finansach - koniecznie potrzebował ekonomicznego przeszkolenia, co podkreślił na swojej liście, próbując nie myśleć o tym, kiedy znajdzie czas na dodatkowe pochłanianie wiedzy. Wstępnie pomógł mu ojciec, lecz i on nie był mistrzem w sprawie finansów, znał jedynie podstawy - mimo tego rozszyfrowali razem parę zeszłych miesięcy i spróbowali wynotować z tego wnioski, nauki na przyszłość. Zapiski lorda Weylona nieraz okazywały się bezcenne, jego doświadczenie naprawdę było na miarę złota. Przygotowanie szczegółowej listy zajęło Ulyssesowi parę dni, ciągle bowiem musiał dopisywać rzeczy, na które wcześniej nie wpadł, albo które zagubiły się wśród innych, równie ważnych. Wiedział, że sam nie podoła i potrzebuje do tego wszystkiego sztabu pomocników, korzystał z ich pomocy chętnie, w końcu pracowali na swoich stanowiskach od lat.
Na czas powrotu do zdrowia zdecydował się nie przeprowadzać żadnych spotkań, a jeśli jakieś było konieczne - wysyłał ojca jako przedstawiciela, nie chcąc pokazywać się nikomu w tak lichej formie, z potworną chrypą. Nie potrafił też odejść od swoich przyzwyczajeń, jeśli zbyt długo nie sięgał do różdżkarstwa, czuł się niespokojnie - dlatego też pod koniec sierpnia zażyczył sobie... wprowadzenia połowy warsztatu do sypialni. Przyjął wyłącznie jedno zlecenie i zajmował się nim powoli, ale dzięki znajomej pracy, nad którą odczuwał całkowitą kontrolę, czuł się zdecydowanie lepiej. W rękach miał różdżkę podniszczoną, starą pamiątkę rodzinną Greengrassów (co dodatkowo motywowało go do pracy...), która potrzebowała stosownej renowacji. Nie była przez nikogo używana, lecz posiadacze traktowali ją z należytym szacunkiem, dlatego wymogiem restauracji była całkowita sprawność dzieła. Ulysses oglądał je uważnie, niespiesznie, pozwalając palcom badać każdy milimetr różdżki, doszukując się w niej pierwotnego kształtu i docelowej kondycji. Z łatwością rozpoznał niewielki znak, wyryty z dyskrecją - wiedział gdzie go szukać, Ollivanderowie zawsze zostawiali po sobie ślad. Różdżka pochodziła z osiemnastego wieku, ślad jej właściciela nadal był wyraźny, mocno wyczuwalny i naprawdę fascynujący. Sosnowe drewno pachniało intensywnie mimo wyraźnych uszczerbków - jego woń świadczyła o tym, że czarodziej zdołał mocno rozwinąć swoje umiejętności, była to wyjątkowa cecha sosny. Dzieło idealnie odwzorowywało ród, charakterystyka drewna wskazywała na siłę charakteru, rdzeń na jego ognisty temperament. Włos curupiry zadrżał wewnątrz, gdy tylko poczuł kontakt z nieznanym czarodziejem, ale zryw ten zwiastował same dobre wieści - reagował, a więc zachował się dobrze, może nawet był nienaruszony. Musiał to sprawdzić, dlatego prowokował różdżkę, badając jej reakcje na magię, raz intensywnie, raz delikatnie. Uszczerbek był niewielki, co przyjął z ulgą - mógł rdzeń wzmacniać i naprawiać, ale jego bazowa forma była najbardziej istotna w całym procesie, a przy tak kruchych egzemplarzach - im więcej zabiegów, tym mniej pewnie można było się w nich poruszać.
Ollivander postanowił przede wszystkim wzmocnić i zakonserwować drewno, z którego zszedł prawie cały lakier - głównie to było powodem nieeleganckiego wyglądu różdżki oraz drobnych rys i przetarć. Szlifował dzieło z delikatnością, nie spiesząc się, niezwykle uważając, by nie ścierać niepotrzebnie wiele. Misterne rzeźbienia wymagały precyzji, ale praca sama w sobie nie była nadto obciążająca - powoli odnawiał widniejącego na szczycie smoka, owiniętego zgrabnie wokół rękojeści. Tracił poczucie czasu, jak zwykle przy swojej pracy - efekty za to były bardzo dobrze widoczne. Różdżka została odłożona na solidny stojak, z którego nie mogła spaść, a Ulysses zajął się wyszukiwaniem specjalnego roztworu, który miał wzmocnić rdzeń. Mógł wprowadzić eliksir nieinwazyjnie, za pomocą specjalnej, cieniutkiej igły, do czego musiał użyć jednego ze swoich ulubionych monokli, znacznie przybliżających. Upewniwszy się, że rdzeń wypił całość, mógł odczekać parę godzin.
W praktyce zabrał się do pracy kolejnego dnia. Następnym krokiem było wzmocnienie drewna, utwardzenie go, do czego też zamierzał użyć specjalnego eliksiru - żadnego z nich nie warzył sam, nie będąc biegłym w alchemii. Mógłby tylko zaszkodzić. Mieli do tego wykwalifikowanych pracowników, autorskie receptury, nad którymi Ollivanderowie pracowali nieraz latami. Różdżki nie były tylko rdzeniem i drewnem, cały szereg zasad i czynności był potrzebny do stworzenia pojedynczego dzieła, zaś owe zasady różniły się w zależności od komponentów. W każdym razie - mężczyzna odnalazł odpowiednią miksturę, przypominającą lakier. Chwycił odpowiedni pędzel, różdżkę umieścił na podstawce i sprawnie położył pierwszą warstwę - zapach sosny rozniósł się po całym pomieszczeniu jeszcze intensywniej, mile drażniąc zmysły. Eliksir wchłaniał się powoli, Ulysses zaś nakładał kolejne warstwy, ustając dopiero wtedy, gdy mikstura zostawała na powierzchni, co było znakiem, że drewno wchłonęło tyle, ile było w stanie. Idealnie. Resztki starł delikatnie, nie pozostawiając na powierzchni ani kawałka. Na wszelki wypadek odłożył różdżkę do wyschnięcia na kolejne dwa dni, dopiero wtedy zabierając się za przywracanie bazowego jej koloru oraz lakierowanie. Ta część poszła już sprawnie i niedługo później mógł wysłać posłańca do Greengrassów - nie zaryzykowałby przekazywania dzieła przy pomocy sowy, było to zbyt ryzykowne i nigdy nie uciekał się do podobnych praktyk. Brakowało mu tego - spokojnej pracy nad artefaktem, niezaburzanej niczym innym, poza cichymi dźwiękami muzyki i własnymi myślami, które przy różdżkarstwie płynęły jakoś spokojniej, harmoniczniej. Niestety, po zakończonej misji i odesłaniu rodowej pamiątki, czekał go powrót do papierkowej roboty, listów, planów... Wszystkiego, co odbierało mu siły i chęci. Czasem jednak nie miało się wyjścia, dlatego zagryzł zęby i pozwolił sobie na przejrzenie najnowszej korespondencji. List od Ministra Magii zamajaczył na wierzchu i zwiastował jeszcze więcej kłopotów.

| zt


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Ulyssesa - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Komnaty Ulyssesa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach