Wydarzenia


Ekipa forum
Komnaty Nephthys
AutorWiadomość
Komnaty Nephthys [odnośnik]04.03.18 11:20

Komnaty Nephthys

Nephthys bardzo ceni sobie prywatność. Jej komnaty nie są utrzymane w określonej kolorystyce, wręcz przeciwnie, bardzo typowo dla arabskiej architektury mienią się wieloma barwami. Do sypialni przylega łazienka oraz niewielki pokój dzienny, gdzie Neph przyjmuje gości, a także pracownia alchemiczna, którą ma na wyłączność. Do sypialni wstęp ma tylko sama właścicielka, poza absurdalnych rozmiarów łożem, ogromną szafą oraz sekretarzykiem, nie znajduję się tu wiele; w pokoju dziennym, gdzie przyjmuje także zainteresowanych eliksirami znajomych, znajduje się komplet wypoczynkowy. Ewentualni goście mogą odpocząć i napić się herbaty. W samej pracowni również niezbyt chętnie wita obcych. Nie jest zbyt duża, wypełniona półkami i roślinami, niemal wiecznie zasnuta parą z kociołka.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Nephthys Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]28.03.18 18:55
    | 13 czerwca 1956


Neph zdążyła już zapomnieć o wydarzeniach z Pokątnej, choć być może zapomnieć to trochę zbyt duże słowo. Po prostu przestała się zamartwiać konsekwencjami swojej drobnej pomyłki, wynikającej z niewiedzy. Wiedziała, że to żadne usprawiedliwienie, wszak nieznajomość prawa nie pozwala na to, by go nie przestrzegać. Szybko okazało się jednak, że kuzyn postanowił dochować tajemnicy i nie zdradzać ojcu, co zaszło. Na ile było to celowe, a ile było wynikiem zaniedbania, wolała nie wnikać. Pozostało mieć nadzieję, że sytuacja już się nie powtórzy i nie narazi się nestrowi. Tego z pewnością wolałaby za wszelką cenę uniknąć. Oznaczałoby to bowiem zwrócenie uwagi na jej osobę i być może zastanowienie się, dlaczego jeszcze jej nikomu nie przeznaczono. A może przeznaczono? A jeszcze o tym nie wiedziała? Wolała o tym nie myśleć.
Wypoczywając dzisiaj w swoich komnatach, zajmowała się lekturą, doglądając leniwie warzącego się, eksperymentalnego eliksiru. Czy cokolwiek z tego wyjdzie nie sposób ocenić, ale Neph przepadała za wypróbowywaniem różnych innowacji, które przywiozła z Egiptu, a dotąd ich nie znała lub nie miała okazji wypróbować. Rodzinne strony okazały się kopalnią wiedzy, nic to jednak dziwnego. Jej ród przecież z tego słynął, choć Anglicy nie byli gotowi tego docenić. To, co obce, zwykle rodziło bunt. Wystarczyło spojrzeć na podziały w magicznym świecie, które dotyczyły czystości krwi. Uznawała, że to podział choć słuszny, to w swej słuszności śmieszny. Przecież zraniony, zarówno mugol, jak i czarodziej będą krwawić tak samo. Nie miała jednak ochoty na filozoficzne rozważania natury etycznej. Ciesząc się swoim własnym towarzystwem, jak również dźwiękiem bulgoczącego leniwie wywaru, krzątała się po pracowni. Kiedy tu była, mogła bez przeszkód oddać się całkowicie pracy i zapomnieć na chwilę o wszystkich troskach. Warzenie wymagało od niej skupienia, a to ciężko osiągnąć, gdy smutek spowijał jej duszę. Pozwalała sobie na swobodę, nie spodziewając się gości. Nikt się zresztą nie zapowiadał, zatem pozwoliła swoim włosom na pozostanie poza sferą ciasnego upięcia.
Wieczorna pora sprzyjała otwarciu okna. Pogoda dalej szalała niemiłosiernie, choć od pewnego czasu powitała ich znowu chłodem i śniegiem, wywołując tęsknotę za upałem Egiptu. Mimo to para zasnuła niewielkie pomieszczenie, zatem zdecydowała się na otwarcie okiennicy i wpuszczenie do środka świeżego powiewu. Zerknęła przelotnie na gwiazdy. Te, jak zwykle nieporuszone sprawami ich, maleńkich ludzi, trwały w górze dumnie i niezmiennie. Na ogród, który stanowił widok z komnat Nephthys, wolała nie spoglądać. Był w opłakanym stanie po pogodowych zawirowaniach. Zielarze robili co mogli, by doprowadzić go do porządku, ale nawet ich czary słabły przez anomalie, a nie sposób było walczyć z pogodą. Ta kierowała się własnymi pobudkami, nie bacząc na nich.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Nephthys 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]30.03.18 15:50
Pobudki, które skierowały Ramesesa w progi komnat jego kuzynki, były nie do końca znane nawet jemu. Oficjalnie przyszedł poprosić o eliksir, nie tłumaczyło to jednak, dlaczego wybrał sobie na to porę wieczorną, zamiast przyjść rankiem. Brak czasu robił jednak swoje, a na to nie mógł nic poradzić. Chciał też poruszyć temat nieszczęsnej wierzby sprzed kilku dni, a także napomknąć, że wbrew temu co może sądzić, nie zamierza wybrać się z informacją o całym tym zajściu do jej ojca. Rameses darzył Chonsu szacunkiem, bo tego wymagały od niego więzy krwi; cenił jego talent i rzeczowe podejście do życia. Były jednak takie aspekty życiorysu wuja, które zostały owiane tajemnicą. I choć daleki był od osądów, wszak i on w przeszłości został niesłusznie o coś oskarżony, wzbudzało to pewien niesmak. Tym bardziej biorąc pod uwagę specyficzny sposób bycia starszego o te kilka lat Shafiqa i jego podejście do córek. Niezależnie jednak od tego, co sądził na temat ojca Nephthys, zdecydował się nic nie wspominać, jeśli o sytuację z Pokątnej chodzi, bo błąd popełniony przez kuzynkę nie był na tyle niewybaczalny, by konieczna była reprymenda. Tym bardziej, że powinien ją był przeprosić za bycie świadkiem jego rozmowy z Macmillanem, która nie była z pewnością przeznaczona dla uszu kobiety.
Dlaczego zatem czuł się, jakby robił coś złego? Być może z powodu Zorayi, która pilnowała swoich bratanic z zaciekłością sępa krążącego nad swoją ofiarą. Nie perspektywy konfrontacji z nią się obawiał, raczej jej konsekwencji. Korytarze miały uszy, a w ich świecie nie przejmowanie się tym, byłoby wyrazem ignorancji. Pora nie miała tu w zasadzie nic do rzeczy, nie powinien przychodzić osobiście, tylko przysłać służbę. Nie lubił się jednak nikim wysługiwać. Nie chciał też stawiać Nephthys w niezręcznym położeniu, ale nie mógł nic poradzić na to, że odkąd tylko dostrzegł te piekielne, drobne podobieństwa do Safiyi, nie mógł nie zwracać na nią baczniejszej uwagi. Męczyło go to, tym bardziej, że gdy dostrzegał jej sylwetkę przemykającą gdzieś korytarzem, przyłapywał się na tym, że chce odruchowo ją zawołać, choć wiedział przecież, że to tylko złudne wrażenie. Mógł sobie jednak powtarzać do znudzenia, że to nie jego była żona, a i tak tętno przyspieszało, gdy znienacka pojawiła się w zasięgu jego wzroku, kompletnie nieświadoma zamieszania, jakie wywołuje swoją obecnością. Lawiny wspomnień, które wywołuje, jak krzyk niedoświadczonego wspinacza w górach.
Stanąwszy przed wejściem, zawahał się tylko przez chwilę, po czym zapukał do drzwi. Rozejrzawszy się jeszcze ukradkiem na boki, choć emanując jak zwykle pewnością siebie, która wykluczała jakoby nie powinno go tu być, wbił czerń wzroku w drzwi, zastanawiając się, czy w ogóle zastanie ją w jej komnatach. Jednocześnie przez myśl przemknęło mu, jak to właściwie się stało, że go tu jeszcze nigdy nie było.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]03.04.18 0:29
Ciche pukanie zupełnie wybiło ją z rytmu i sprawiło, że zamarła na chwilę w bezruchu, wbijając zaskoczony wzrok w drzwi pracowni. Nie spodziewała się gości o tej porze, choć nie było przecież późno. Mimo to rzadko kto niepokoił ją w godzinach wieczornych. Tłumacząc sobie tę wizytę odwiedzinami służących bądź ciotki, bez zbędnego ociągania podeszła do drzwi, by je otworzyć Widząc jednak kto stoi u progu, nie pozwoliła sobie na najmniejszy przebłysk zdumienia, który mógłby przebiec po jej twarzy w związku z wizytą kuzyna. Panując mistrzowsko nad swoimi emocjami, zamiast opuścić wzrok, skonfrontowała swoje spojrzenie z jego. W końcu to on był pierwszym, który naruszył zasady. Nie powinno go tu być; bez względu na powód wizyty, powinien był to załatwić przez służbę. Tym bardziej zaintrygowało ją, że jednak tutaj był.
Zamiast jednak cokolwiek powiedzieć, odsunęła się i przepuściła w drzwiach mężczyznę, jeśli zdecydował się wejść. Stanie na korytarzu nie sprzyjało ewentualnemu uniknięciu konieczności tłumaczenia się z podobnych odwiedzin. Dopiero gdy znalazł się w środku, zamknęła za sobą ciężkie skrzydło drzwi i odwróciła się ku niemu.
- Wierzę, że powód twojej wizyty musi być nagły, kuzynie, skoro pojawiasz się osobiście - zaczęła, brzmiąc dość oficjalnie. Od czasu jej wpadki w sklepie zielarskim, postanowiła z większą skrupulatnością traktować narzucone jej zasady; nie zamierzała już pozwalać sobie na rozmowy podobne tej, która miała miejsce na dziedzińcu niedługo po jej powrocie do kraju. Czasem wracała do niej myślami, zwłaszcza, gdy jej wzrok padł na kształt ulany z wosku, który wciąż stał na jednym z regałów w jej sypialni. Szukała później w pamięci jakichś strzępków wspomnień związanych z kuzynem, ale nie znalazła ich zbyt wielu. Wszak również z jego bratem, który był jej bliższy wiekiem, nie sposób uświadczyć takich w nadmiarze, co więc zaś dopiero, gdy w grę wchodził Rameses. Kiedy już udawało jej się odnaleźć jakikolwiek urywek wspomnienia z nim związanego, przypominała sobie, jak ją onieśmielał. Po ich majowej rozmowie sądziła, że to kwestia klątwy, którą z niej niegdyś zdejmował, a która napawała ją wciąż poczuciem wstydu. Dopiero zastanowiwszy się nad tym uświadomiła sobie, że to sięgało trochę głębiej, wynikało z przelotnych chwil, kiedy miała okazję go zobaczyć. Starszy, wysoki, o spojrzeniu czarnym jak obsydian, które wbijało się w ciało jak ostrze szabli, którą podobno posługiwał się wyjątkowo wprawnie; szczegóły, które robiły wrażenie na małej dziewczynce. Tym bardziej, że nigdy nie wyglądał adekwatnie do swojego wieku.
- Nie byłam przygotowana na towarzystwo, wybacz mi zatem mój brak przygotowania - dodała po chwili. Ciemne włosy wymsknęły się z upięcia, a szata, którą miała na sobie, pozbawiona była była rękawów. Pewnie właśnie dlatego przeprosiła, by na chwilę zaniknąć za innymi drzwiami, która znajdowały się w pomieszczeniu i po chwili wrócić już z jedwabnym szalem, który spoczął na jej ramionach i rozświetlił niezbyt duże pomieszczenie. Było przytulne; zasnute dymem z kociołka. Przy suficie zawieszone były pęczki ziół, a regały zastawione były szkatułkami i pojemnikami z kolorowej, marokańskiej porcelany, kryły jakieś alchemiczne tajemnice. Oparła się dłońmi o stół i trochę mniej śmiało spojrzała na starszego Shafiqa. Nagle przyszło jej do głowy, że może był właśnie odwiedzić jej ojca i opowiedzieć mu o incydencie z Pokątnej. Czyżby zbyt szybko pochwaliła jego dyskrecję?



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Nephthys 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]03.04.18 14:20
Wiedział oczywiście, że nie powinno go tu być, daleki był jednak od przejmowania się tym. W przeszłości pozwalał sobie już na wiele odstępstw od reguł, jeśli oczywiście były na tyle nieszkodliwe, jak obecna wizyta. Wszak to nie był sabat, nie było to miejsca publiczne; prawdopodobieństwo wystąpienia jakichkolwiek plotek, było minimalne. Zamknięcie ich rodu na świat zewnętrzny sprzyjał temu, choć nie wykluczał plotek w ogóle. Większość tego, co o nich mówiono, było prędzej skutkiem domysłów i fantazji dotyczących tego, co dzieje się za zamkniętymi murami ich siedziby. Mało która osoba spoza rodu miała okazję tu przebywać. Po drodze na nikogo się nie natknął, a intencje, z którymi przyszedł, nie miały w sobie nic, co mogłoby urazić Nephthys. Dlatego też jego sumienie pozostawało czyste, przynajmniej w tym aspekcie.
Gdy drzwi się uchyliły i zobaczył Nephthys, pozwolił sobie na rachityczny uśmiech, nie będąc pewnym, czy kuzynka zdecyduje się go wpuścić do środka. Nie miała takiego obowiązku. Po chwili odsunęła się jednak, a Rameses znalazł się we wnętrzu małego pomieszczenia, w którym królował mocny zapach ziół, przez który przebijało się coś korzennego; wciągnął powietrze głębiej w płuca, bo wyraźnie przepadał za takimi nutami zapachowymi.
Czy bardzo cię rozgniewa, jeśli ci powiem, że niekoniecznie? — Zapytał, przekrzywiając lekko głowę i wbijając czerń spojrzenia prosto w twarz Nephthys. W kącikach jego ust zabłąkał się grymas rozbawienia oficjalnym tonem kuzynki, choć tak naprawdę nie powinno go to bawić. Zachowywała się odpowiedniej, niż on sam, a dzieląca ich różnica wieku była przytłaczająca. Mógłby być jej ojcem.
W trakcie, gdy zniknęła w pomieszczeniu obok, jak zgadywał, w swoich komnatach, skinąwszy głową na jej przeprosiny, powiódł badawczym wzrokiem po pomieszczeniu. Wolnym krokiem, ręce splatając za plecami, przeszedł wokół drewnianego stołu i zerknął do kociołka, w którym leniwie gotował się jakiś eliksir. Przyglądał się wnętrzu, jakby oczekiwał, że podpowie mu coś więcej na temat skrytej panny Shafiq, która, ilekroć próbował poruszyć tematów jej dotyczących, wprawnie odwracała uwagę od swojej osoby. Być może gdyby trafiła na kogoś skupionego na sobie, przeszłoby to niezauważone. Jego jednak zaintrygowało. Kiedy zatem wróciła do pracowni, odwrócił się w jej stronę, jeszcze tylko przez chwilę zerkając przelotnie przez uchylone okiennice, na ogród, będący obecnie tylko w trochę lepszym stanie, niż w maju.
To ja powinienem przeprosić za najście — skontrował. Jego głos, zwykle głęboki i aksamitny, zabrzmiał dziwnie twardo i obco, gdy odbił się od ścian niewielkiego pomieszczenia. Dostrzegł pewne onieśmielenie w oczach kuzynki, ale nie odwrócił spojrzenia, zastanawiając się, skąd ono wynika. Czyżby naprawdę poczuła się urażona jego wizytą? Ulokował się po drugiej stronie stołu, pochylając się nieznacznie i również opierając o drewniany blat. Strzępki pary znad kociołka owionęły go ciężkim, ziołowym zapachem.
Potrzebowałbym eliksiru słodkiego snu — rzekł w końcu. Dopiero po chwili opuścił spojrzenie, na chwilę zatrzymując je na rodowym sygnecie, który zdobił jego palec i nieodłącznie przypominał mu o jego powinnościach względem rodziny. Ostatnie tygodnie przynosiły ze sobą jedynie rosnące zmęczenie. Powinności, zaginięcie Amuna, wszystko to składało się na obecny obraz Ramesesa, który nie przywykł do takiej odpowiedzialności. Nie należał może nigdy do osób całkowicie beztroskich, na pewno jednak brakowało mu cierpliwości, a tą musiał się wykazywać od pewnego czasu niemal codziennie. Ucieczkę chciał odnaleźć nocą, w snach. Cóż to jednak za ucieczka, skoro tam wpadał w szpony demonów przeszłości.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]05.04.18 15:53
Z jakiejś przyczyny zupełnie dziwnym wydała jej się jego obecność tutaj, jakby zupełnie nie pasował jej do otoczenia. Choć starała się zdusić uczucie zaintrygowania powodem jego wizyty w zarodku, nie mogła się na to zdobyć. Starała się przynajmniej, by tego w żaden sposób nie okazywać. Tutaj czuła się znacznie pewniej, niż podczas ich spotkania na dziedzińcu, czy w sklepie zielarskim, jakby fakt, że była u siebie, dodawał jej animuszu. Pilnując, by szal nie odsłonił zbędnego kawałka nagiej skóry, uśmiechnęła się na słowa o rozgniewaniu jej.
- Obawiam się, że potrzeba znacznie więcej by mnie rozgniewać, kuzynie - odparła, widocznie rozbawiona. Mimo to musiała przyznać, że zwrócenie na to uwagi z jego strony było miłe. Przyłapując go na spojrzeniu, którym uraczył całe pomieszczenie, poczuła małe ukłucie dumy; pracownia była jej i tylko jej, podobnie jak każdy znajdujący się tutaj, wyselekcjonowany i zgromadzony przez nią przedmiot. Kilka składników, które można było dostrzec na półce, należało do rzadszych, czy przywiezionych z Egiptu, a te Rameses mógł rozpoznać bez trudu.
- Niepotrzebnie. Gdybym uznała, że to najście, nie otwarłabym drzwi - uniosła jedną brew, a w kącikach jej ust wciąż błąkał się rozbawiony uśmiech. Rzadko miewała tutaj gości; ewentualne zlecenia przekazywała jej służba, bądź wychodziły w trakcie rozmowy z kimś. Nieczęsto zdarzało się wobec tego, by ktoś specjalnie w tym celu się tu pojawił. Mimo początkowej przewagi, którą odczuwała znajdując się na własnym terenie, osłabła nieco pod naporem spojrzenia Ramesesa. Nie była urażona; to jedno mogła stwierdzić na pewno. Zaintrygowana owszem. Niestety jej usposobienie nie pozwoliło jej na okazanie tego w oczywisty sposób, dlatego pozostawała w swojej postawie neutralną. Kiedy zatem powód wizyty został przed nią ujawniony, mogła uznać swoją ciekawość za zaspokojoną, choć nie do końca. Zwykle nie wnikała, w jakim celu ktoś się do niej zwraca, niezależnie od tego, do czego miał służyć eliksir. Jednak w tym wypadku nie mogła temu nie poświęcić choćby pojedynczej, ulotnej myśli. Eliksir słodkiego snu był prostym naparem, w dodatku nie wzbudzającym niczyich podejrzeń. Dlaczego zatem nie przysłał po niego służby?
- To nie problem, ten eliksir jest dość prosty jeśli o proces tworzenia chodzi - odpowiedziała, nie odsuwając się od stołu. - Będzie gotowy za kilkadziesiąt minut. Nie musisz tutaj czekać, mogę przekazać go służbie, by przynieśli ci go, kiedy już go uwarzę - dodała. Nie to, że chciała go wyganiać, lub źle się czuła z tym, że ktoś patrzy jej na ręce. Uznała po prostu, że czas oczekiwania mógłby uznać za nużący, bądź ma ważniejsze sprawy na głowie. W to akurat nie wątpiła. Po rodzinnym sygnecie na palcu sądząc, zgadywała, że od czasu zaginięcia Amuna, to na jego barki spadły obowiązki następcy ojca. - Domyślam się, że twój czas jest bardzo limitowany, postaram się uwinąć w miarę możliwości jak najszybciej - jej wzrok prześlizgnął się z sygnetu, poprzez tors, kończąc na twarzy Ramesesa. Nie mogła nie zastanawiać się nad tym, jak musiały ciążyć mu nowe powinności, skoro zwrócił się do niej po pomoc. Co prawda sporym nadużyciem było twierdzenie, że eliksir zamawia dla siebie; jednak cienie pod oczami były wymowne. A choć nie powinna była oceniać, czy w ogóle brać tego pod rozwagę, myśli te pojawiały się w jej głowie zupełnie spontanicznie.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Nephthys 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]08.04.18 22:43
I on czuł się nieco dziwnie, kiedy w końcu się tu pojawił. Nie nieswojo - niezachwiana niczym pewność siebie towarzyszyła mu nieodmiennie. Pewnie dlatego można było odnieść wrażenie, że czuje się tu jak u siebie. Zatrzymał wzrok na dłużej na suszonych liściach jakiejś rośliny, która wypełniała pojemnik stojący na stole. Sam nigdy nie był zbyt biegły w sztuce alchemii, ale doceniał możliwości, które ze sobą niosła. Była niejednoznaczna; mogła otruć w mgnieniu oka, ale i uzdrowić. Wzmocnić i zniszczyć. Jednak nawet dwojaka natura dziedziny alchemii nie zmieniała faktu, że szanował tych, którzy się nią zajmowali. Spoglądał na Nephthys przychylnym okiem. Tyle wiedzy w tak młodej osobie. Bo ile właściwie Nephthys mogła mieć lat? Z pewnością była nawet jeszcze młodsza niż Zachary.
Na przykład? Wolałbym uniknąć faux-pas na przyszłość — odparował, błyskając zębami w uśmiechu. Prawdę mówiąc w obliczu możliwości dokładniejszego przyjrzenia się kuzynce i przeskanowaniu jej powierzchowności w poszukiwaniu znajomych cech, składniki, choćby nie wiadomo jak rzadkie, traciły na znaczeniu. Nie pozwolił sobie jednak na natarczywe przyglądanie się Nephthys; nie chciał wprawiać jej w większe zakłopotanie, niż mógł uczynić już samym swoim pojawieniem się tutaj. Rozluźnił się jednak widząc, że najwyraźniej nie do końca jej to przeszkadza. Mimowolnie zaczął zwracać uwagę na detale; na to, jak poprawiała szal, by szczelniej się nim owinąć.
Roześmiał się na słowa o nie otwieraniu drzwi i odwrócił w stronę okna. Wyglądając przez nie, coś sobie przypomniał, dostrzegając, że to okno znajduje się po przeciwnej stronie budynku, co jego własne. Jakiś czas temu wydawało mu się, że słyszy stamtąd harfę; zbył wówczas tę myśl, zwalając winę na przemęczenie. Ślęczał wówczas długo nad pergaminami i nie zdziwiłoby go wcale, gdyby mózg podsuwał mu ciche znaki, że czas w końcu wypocząć.
Grasz na harfie? — Zapytał nagle, odwracając się od okna i spoglądając w jej stronę. Poczynił kolejnych kilka kroków i wrócił w pobliże stołu, przyglądając się krzątającej kuzynce. Prawdopodobieństwo, że to akurat ona grała, było bardzo nikłe; uznał jednak, że nie szkodzi mu zapytać. A nuż w końcu dziewczyna zdecyduje się na powiedzenie czegokolwiek o sobie. To aż dziwne, że mieszkając w jednej rezydencji tak długo, wiedział o niej tak niewiele. Tym bardziej, że mieli już ze sobą styczność, nawet jeśli przelotną. Miał jakiś niedosyt po ich rozmowie w maju, a kiedy nadarzyła się okazja na kolejną, nastroje zostały wzburzone przez pojawienie się Macmillana i przedłużające się obowiązki Ramesesa w banku.
Jeśli nie masz nic przeciwko, wolałbym zaczekać, skoro to nie potrwa długo — rzekł, zanim zdążył przemyśleć, że mogłaby to źle odebrać. — Nie lubię załatwiać spraw osobistych przez służbę — sprostował, przez chwilę tylko taksując Nephthys uważnym, czarnym spojrzeniem, które następnie płynnie przeszło na etykiety słojów na półkach. Podszedł do jednego z regałów i przez dłuższą chwilę przyglądał się temu, co na nich napisano.
Masz tu skarabeusze — zauważył, zwracając się w tej chwili chyba bardziej do siebie, aniżeli do kuzynki. — Czy to nie ironiczne, że symbol zwycięstwa życia nad śmiercią, leży martwy w słoju? — Zapytał retorycznie, by w końcu odwrócić się z powrotem w stronę Neph, akurat gdy wspominała coś na temat tego, jak limitowany jest jego czas. Uśmiechnął się rachitycznie i wbił wzrok w podłogę, jakby próbował opanować śmiech.
Limitowany? O ile sama nie musisz poddawać się presji z jakiegoś powodu, nie rób tego ze względu na mnie. Przyjście tutaj  traktuję jako chwilową odskocznię od obowiązków, im dłużej to zatem potrwa, tym dla mnie lepiej. Albo zbyt optymistycznie podszedłem do kwestii tego, ile ty masz czasu. Jeśli czekają na ciebie ważniejsze zlecenia, mogę poczekać. To nic aż tak pilnego — zwrócił się do niej w końcu. Zauważył, że jej spojrzenie spoczęło na sygnecie. Czyżby domyślała się natury jego prośby? Jawiła mu się jako bardzo intuicyjna osoba, więc uznał, że to prawdopodobne. Zaplusowała mu jednak bardzo jedną, prostą rzeczą: nie dopytywała. Mogła to być kwestia samego eliksiru, który zamawiał, a nie należał przecież do substancji niebezpiecznych. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy gdyby przyszedł prosić o uwarzenie czegoś, co nie należy do legalnych substancji, byłoby podobnie. Odrzucił jednak tę myśl bardzo szybko, kwalifikując jako bardzo niebezpieczną i niepotrzebną.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]12.04.18 10:35
Pewność siebie, którą emanował Rameses wydawała jej się zawsze odrobinę deprymująca. Nawet przychodząc tutaj, wydawało się, jakby i to pomieszczenie było jego własnością. Trochę zazdrościła mu tej swobody bycia, chociaż zdawała sobie sprawę, że wynika ona z pewnych różnic w wychowaniu, które były naturalne i z pewnością nie przystoiły by kobiecie. Tak więc choć wpajano jej swego rodzaju dumę, tak miała ona bladnąć w obliczu kontaktów z mężczyznami z rodu Shafiq; tym była wszak winna pokorne posłuszeństwo. Wpierw ojcu, bratu, bądź kuzynowi, a w końcu, co najważniejsze: mężowi. Dlatego na poły dziwiło ją, że Rameses pozwala sobie względem niej na równie frywolne zachowanie, na poły się z tego cieszyła. Sztywne kontakty na dłuższą metę nudziły, a gdy mogła od nich odpocząć u boku Shafiqa, sprawa wydawała się interesującą. Zwykle pozwalała sobie na coś podobnego jedynie w towarzystwie dobrze jej znanych z dzieciństwa, nim etykieta wymusiła na niej pewne zachowania, młodych lordów z angielskich rodów. Pod czujnym okiem ojca czy starszyzny, nie pozwoliłaby sobie błędy. Był to kolejny z powodów, tuż obok chęci wtopienia się w tło, dla którego w trakcie większych przyjęć zwykle unikała przebywania na głównej sali. I choć duma z pochodzenia i ich odmiennych tradycji nieustannie jej towarzyszyła, czasami pragnęła być taka, jak jej angielskie rówieśniczki, zgodnie z powiedzeniem, że zakazany owoc smakuje najlepiej. A nawet jeśli nie smakuje, to z pewnością wydaje się, że tak właśnie jest.
- Jeśli tak się stanie, to gwarantuję, że prędko się o tym dowiesz - odpowiedziała na uśmiech uśmiechem, ale jej myśli popłynęły już wartkim strumieniem w stronę półek. W myślach odliczając składniki na eliksir, o który poprosił, opróżniła machnięciem różdżki kociołek. Cokolwiek miało wyjść z jej eksperymentu, będzie musiało poczekać. Jego kolejne pytanie wybiło ją z rytmu; podniosła na niego wzrok, w którym przez chwilę tylko przemknęło zdumienie tym, jak bardzo wyrwane z kontekstu było.
- Owszem - odparła gładko, choć ciekawość, dlaczego o to zapytał, bynajmniej nie zniknęła. Przerwała na chwilę zdejmowanie pojemników z półek i przekładanie ich na stół, stając w pół drogi z jednym ze słoi w ręku. - Skąd to pytanie? - Dodała po chwili, wracając do przerwanej czynności. Oczywiście, że grała; od kobiet ich z rodu, jak zresztą zapewne z każdego innego, szlachetnego, wymagano takich umiejętności. Gra na harfie szła jej naprawdę całkiem dobrze i zdarzało się, że przygrywała wieczorami. W trakcie jej debiutanckiego sabatu miała zresztą okazję się tą umiejętnością popisać; nie potrafiła jednak przypomnieć sobie, czy Rameses tam wtedy był. Była taka zaaferowana tym, co działo się wokół, jak również wciąż jeszcze wyprowadzona z równowagi dowcipem sióstr, że pamiętała z tamtego wieczoru niestety niewiele ponad swój rozszalały rytm serca.
- Jeśli nie znuży cię przebywanie tutaj... Chyba że obawiasz się, że czegoś ci tam dorzucę, kuzynie, choć pozwól, że zdradzę ci tajemnicę: na truciznę trzeba sobie zasłużyć - w jej oczach zabłysły iskry rozbawienia. Była ciekawa, czy faktycznie ma tyle dystansu, ile mówiono. Sporo ryzykowała taką wypowiedzią; w dalszym ciągu nie wiedziała przecież, czy przypadkiem Rameses nie postanowi porozmawiać z Chonsu i szepnąć mu, że jego córka zachowuje się w sposób nieodpowiedni. Byłoby to jednak sporym nadużyciem, a Neph nie miała poczucia, by robiła coś godzącego w jej dobre maniery.
- A tak, przywiozłam z Egiptu - rzuciła pospiesznie, pomiędzy odmierzaniem jednego a drugiego składnika. Podniosła piwne spojrzenie na mężczyznę, wyraźnie rozkojarzona. Powinna się cieszyć, że nie poprosił o bardziej wymagający wywar, w przeciwnym razie siedziałaby nad nim chyba aż do rana, biorąc pod uwagę, jak bardzo trudno było jej zebrać myśli.
- W alchemii nie ma miejsca na symbole. Poza tym te są zwykle czysto umowne. Nadawanie znaczenia prostym rzeczom jest takie... Ludzkie. Choć nie przeczę, dla nas to stworzenie jest o tyle ważne, że stanowi nasz symbol rodowy - choć wyczuła, że jego pytanie miało być retorycznym, nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła tego tematu. Skarabeusze towarzyszyły jej w takiej, czy innej postaci już od urodzenia. Ich wizerunkiem były ozdabiane przedmioty w rezydencji, biżuteria, a czasem nawet tkaniny. Było to takie odmienne od tego, co zauważyła w Anglii, gdzie rody szlachetne wybierały na swoje herby stworzenia, które ich zdaniem są bardziej majestatyczne. Wierzchowce, lwy, orły czy węże... Niestrudzony skarabeusz tu nie pasował. Podobnie jak oni wszyscy, co zauważyła nie bez irytacji.
- Pomoc rodzinie jest moim priorytetem - odparła jedynie, zgodnie zresztą z prawdą, dosypując do kociołka cynamon. Czyli istotnie nie pomyliła się, zakładając, że dopadło go znużenie. Nie miała jednak odwagi pociągnąć tego tematu, wszak to nie jej sprawa. Przerwała na chwilę mielenie składnika w mieszku, by ponownie spojrzeć na rozmówcę.
- Chciałabym przeprosić za sytuację sprzed kilku dni, na Pokątnej - podjęła. Sprawa ta wciąż ją męczyła i wolałaby ją wyjaśnić. - To było nieporozumienie i byłabym bardzo zobowiązana, choć oczywiście wiem, że proszę o wiele, żeby zostało to między nami - pociągnęła, opuszczając skromnie wzrok. Jej prośba była zuchwała, wiedziała o tym, ale dłuższa niepewność zdecydowanie jej nie służyła.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Nephthys 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]18.04.18 10:50
Rameses miał już tyle lat, że różnice w wychowaniu nie uwypuklały się dla niego aż tak bardzo; przywykł do nich i przypominał sobie bardzo okazyjnie, głównie, gdy miał do czynienia z angielską młodzieżą. Ciężko było stwierdzać wyższość jednego sposobu nad drugim, bo każdy wynikał z innych warunków, które z kolei były często uwarunkowane zupełnie innymi czynnikami. Shafiq był jednak mężczyzną, który na pewne odstępstwa od sztywnych reguł pozwalał sobie chętnie, choć tylko wówczas gdy wiedział, że może to zrobić w sposób bezkarny i tak, by nie godziło to w jego wizerunek. Niejednokrotnie podkreślało również nieprzewidywalność; mógł bowiem sprawiać przez to czasem wrażenie łagodniejszego, niż był w istocie. I tak jak będąc w towarzystwie ojca stojącej obok kuzynki, nigdy nie pozwoliłby sobie na taką poufałość, tak obecnie nie widział powodu, by trzymać ją na dystans — wszak skierował do niej swoje kroki z konkretną prośbą i niegodnym byłoby oczekiwać, że dziewczyna ją spełni, skoro zachowywałby się w stosunku do niej w sposób pozostawiający wiele do życzenia.
Nic nie odpowiedział na zapytanie o naturę tego, które zadał on sam, choć ponownie rzucając okiem za okno komnaty, uśmiechnął się pod nosem. Wyglądało więc na to, że zmysły wcale go nie myliły, a muzyka, którą słyszał, płynęła do niego prosto z tego, bądź sąsiedniego okna. Nie można było jej odmówić talentu, lecz nie powiedział tego na głos, nie chcąc wprawiać jej w zakłopotanie. Wszak śmiało można było założyć, że przygrywała dla własnej przyjemności, a muzyka nie miała opuszczać czterech ścian pomieszczenia i nie była przeznaczona dla cudzych, nieproszonych uszu. Ten brak odpowiedzi być może nieśmiało przypominał o tym, że choć charakter ich spotkania nie jest oficjalny, to jednak wciąż dzieli ich pewien dystans, którego nie da się przeskoczyć. Wynikający nie tylko ze wspomnianego już kilka razy wychowania, a co za tym idzie płci, ale i wieku, oraz powinności względem rodu. Shafiq na dłuższą metę być może popełniał błąd, pozwalając innym myśleć, że nie zachowuje się dokładnie tak, jak na typowego szlachcica przystało, to był pozór, wywołany tylko i wyłącznie jego własnym kaprysem. Sam stawiał sobie warunki i liczył, że inni będą się do nich dostosowywać w jakiś sposób, nigdy na odwrót, być może z małymi wyjątkami. Nigdy nie był wszak bezczelny czy arogancki. Jeśli nawet Rameses istotnie miał przyjemność być na sabacie, który stanowił debiut Nephthys, a pewnie tak właśnie było, musiałby przyznać bez bicia, że tego nie pamiętał. Wszystkie te wydarzenia zlewały mu się w jedno, nie miał czasu ani ochoty, by je roztrząsać. Zwykle bale stanowiły dla niego bardzo pracowite wieczory, niekoniecznie poświęcone na przyjemność i odprężenie, tym bardziej że Anglicy przyjemność i odprężenie odbywali w sposób specyficzny i to zupełnie inny, niż oni sam.
Truciznę? — Powtórzył, mrużąc lekko oczy, choć usta wykrzywił mu niejednoznaczny uśmiech. Ręka, która swobodnie podążała torem drewnianego blatu stołu, zatrzymała się gwałtownie, jakby trudno było ocenić, czy te słowa go rozzłościły, czy rozbawiły. — Będę o tym pamiętał — dodał, akcentując, że jednak zrozumiał tę formę żartu. — Wszystko znowu sprowadza się do kwestii rozzłoszczenia cię — podjął po chwili, jeszcze nawiązując do lakonicznej odpowiedzi, którą posłużyła się dziewczyna. Przez moment przyglądał się w ciszy jej poczynaniom, korzystając z tego, że zajęta swoimi sprawami zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Nietrudno było dostrzec, że alchemia stanowiła najwyraźniej jej pasję, skoro w takim skupieniu oddawała się tej czynności. Nie umknęło mu, jak wielką wiedzą się wykazywała, z różnych dziedzin, co jedynie spotęgowały słowa o priorytecie w pomocy rodzinie. Nie sposób było nie zauważyć, że komukolwiek Chonsu Shafiq nie odda jej ręki, będzie miał z niej sporo pociechy.
Nie musisz mnie za to przepraszać — zakomunikował. — Również żałuję, że okoliczności nie sprzyjały jakiemuś bardziej godnemu rozwiązaniu, ale nie przywykłem przebierać w słowach, jeśli coś mi się nie podoba. A nie będę nawet ukrywał, że obecność lorda Macmillana taką właśnie była — odparł, nie wspominając jednakże, że chodziło o obecność lorda Macmillana w obecności kobiety z rodu Shafiq. Plotki obiegały szlachecką społeczność prędko, a choć Rameses miał je za nic i w zatrważającej ilości przypadków, zwyczajnie puszczał mimo uszu, czasem zdarzało mu się wychwycić te, które dotyczyły zachowania wszystkich tych, którzy są mu nieprzychylni. Z wzajemnością. Stąd też wiedział o dość kochliwym podejściu Macmillana do kobiet i absolutnie nie życzył sobie, żeby chociaż spoglądał swoim stanowczo zbyt miłującym mugoli wzrokiem, na panny takie jak Nephthys. Rameses zdziwił się jednak, że dziewczyna wystosowała podobną prośbę.
Oczywiście, że zostanie między nami. Wbrew temu, co może ci się wydawać, nikt nie byłby zadowolony także z tego, że wdałem się w jakiekolwiek pyskówki. Można zatem uznać, że sytuacja dotyczy naszej dwójki i dla wspólnego dobra, powinniśmy to zachować dla siebie — wyjaśnił po chwili, prześlizgując wzrokiem po gładkich policzkach Nephthys, na które długie i smoliście czarne rzęsy rzuciły długi cień, kiedy opuściła wzrok. Przyłapawszy się na tym spojrzeniu, Shafiq szybko odwrócił swój. — Mam tylko nadzieję, że naprawdę ci się nie naprzykrzał — dodał po chwili, a w jego głosie zabrzmiało dalekie echo nie tyle groźby, co sugestii, że lepiej, aby istotnie tak było. Gdyby bowiem Nephthys swoim małym kłamstwem chciała załagodzić sytuację, przy następnej okazji Rameses mógłby szukać z Macmillanem zwady, bo choć swój honor cenił wysoko, tak honor rodziny jeszcze wyżej i egzekwował skrupulatnie od innych przestrzegania go.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]15.05.18 15:08
Tak naprawdę Nephthys nie bardzo wiedziała, jak ma się wstosunku do stojącego przed nią mężczyzny zachowywać. Czasem po cichu zazdrościła swoim angielskim, szlacheckim znajomym tego, jak mało kłopotliwe wydawały się ich kontakty z kuzynostwem. Więzy rodzinne pozostawały więzami rodzinnymi, a małżeństwa przybierały charakter czysto polityczny. U nich natomiast cały ten proceder stanął na głowie. Tak naprawdę przy puszczała, że wszystko to jest kwestią jedynie jej obserwacji. Była przecież w Egipcie, na własne uszy słyszała, że jej rówieśniczki nie miały podobnego problemu ani tego typu obserwacji. Właściwie było to jedyne doświadczenie, które stamtąd wywiozła, a które jej się nie do końca podobało. Spędziła ze swoimi kuzynkami naprawdę sporo czasu; właściwie niemal cały czas. Wyższa konieczność zastosowania się do pełni reguł, których oni w Anglii nie przestrzegali aż tak surowo wymogła to na niej. Nie cieszyła się tam aż taką swobodą, przez co pomiędzy nią, a jej krewniaczkami, powstała szczelina, która stopniowo poszerzała się w trakcie jej pobytu. Co prawda ich wiedza na tematy alchemiczne czy uzdrowicielskie była nieoceniona, niemniej pogląd na całą resztę jeżył Neph włos na głowie. Wcale nie dlatego, że była mocno postępowa; wciąż bliżej było jej do konserwatywnych poglądów, które jej wpojono i nie sprzeciwiłaby się temu. Niemniej całkowite, ślepe posłuszeństwo, które wykazywały jej kuzynki; brak głębszej refleksji nad tym, co je czeka, nieco Neph szokowały. Co prawda ona też była gotowa na dopełnienie obowiązków, ale w przeciwieństwie do dziewcząt, które poznała, wzbudzało to jej niepokój. Nie wiedziała, skąd się to wzięło, wcale nie czuła się przez to lepsza, przeciwnie: gorsza. No bo skąd w niej miejsce na takie refleksje? Nie miała do nich prawa. Dlatego dziwnie czuła się, gdy podczas przyjęć przy stole toczyły się wesołe dyskusje, głównie na tematy okołomałżeńskie, a Nephthys milczała jak zaklęta, skrywając się zazwyczaj za kielichem, bądź wymigując od odpowiedzi zapewnieniami, że spożywane właśnie owoce nie mają sobie równych.
Przez chwilę sądziła, że popełniła błąd swoją poufałością, ale tak naprawdę nie miała też chwilowo czasu ani chęci, by się tym przejmować. Pracowała i to właśnie pochłaniało jej myśli, choć podniosła na chwilę wzrok z niedowierzaniem na słowa o tym, że będzie o tym pamiętał. Nawet jeśli jednak pożałowała tych słów, bynajmniej o tym nie wspomniała.
- Jak już wspominałam, moja cierpliwość nie zna granic - wzruszyła lekko ramionami, ze spokojem odwzajemniając spojrzenie mężczyzny. Kryło się w nim coś dziwnego, coś niedobrego. Przez chwilę, mimowolnie zaczęła się zastanawiać, ile prawdy tkwiło w plotkach. Była raptem podlotkiem, gdy Safiya Shafiq zginęła. Jej śmierć, choć oficjalnie wyjaśniona, wciąż pozostawała owiana tajemnicą. I choć absolutnie nie była to jej sprawa, nie mogła nie zastanawiać się, czy ziarno prawdy nie tkwiło w opiniach innych. Jako dziecko co prawda nikt jej tym nie niepokoił, ale w okresie dorastania, gdy jej siostry z zapałem zaczęły przedyskutowywać ewentualnych kandydatów na swoich mężów spośród licznego kuzynostwa, takie tematy wypływały. Udawała wtedy, że ich nie słucha, a jednak część tych informacji została w głowie. Po chwili skarciła się jednak za tę myśl; nie była typem kobiety, którą zajmują plotki, dlatego też odepchnęła ją od siebie. Ciężko było jej w tym jednak nie dostrzegać jakiegoś wzorca. Czyż z jej ojcem i matką sytuacja nie była analogiczna?
- Zdążyłam zauważyć - skinęła lekko głową, kończąc już powoli niezbyt wymagający technicznie eliksir. - Nie umniejszam mojemu błędowi w żaden sposób, ale lord Macmillan naprawdę był zwyczajnie uprzejmy, nic ponadto. Nie pozwoliłabym sobie na takie poufałości - wyjaśniła pokrótce. Nephthys pozostawała zwykle dość zdystansowana i pilnie pilnowała przestrzeni wokół siebie jak również tego, by nikt jej nie naruszał. Jednak wizyta w sklepie zielarskim była czymś zupełnie innego kalibru, czymś, czym nawet by się nie przejęła i nie poświęciła temu jednej, zbędnej myśli.
- W porządku - pozwoliła sobie na uśmiech ulgi. - Tak czy inaczej, to była cenna lekcja na przyszłość - dodała jedynie. Patrz, z kim rozmawiasz. Co prawda określenie "pyskówki" zdawało się stanowić eufemizm dla tego, co się tam u licha działo, postanowiła nie kontynuować tematu. Nie tylko czuła, że była świadkiem starych porachunków, ale i jednocześnie czegoś, co w ogóle nie powinno zaprzątać jej myśli. Zaczęła przeklinać swoją potrzebę kontemplacji wszystkiego, co ją otaczało. Gdyby potrafiła przejść przez życie bezmyślnie, z pewnością byłoby jej znacznie łatwiej. - Nie, nic z tych rzeczy - odparła szybko. Nie wiedziała, czy dobrze zinterpretowała intencję, z którą te słowa padły; wydawało jej się po prostu, że kuzyn dość gwałtownie podchodził do kwestii honoru. I choć nie jej to oceniać, pomyślała, że na dłuższą metę to może być nie tylko zgubne, ale i męczące.
- Gotowe - stwierdziła po krótkiej chwili, a machnąwszy różdżką przemieściła eliksir z kociołka do karafki, stawiając pomiędzy sobą, a Ramesesem, na blacie stołu.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Nephthys 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Komnaty Nephthys [odnośnik]17.05.18 11:48
Ramesesowi towarzyszyło z kolei poczucie pewnej bezkarności. Nie zliczyłby, ile razy zdarzało mu się wykorzystywać swoją pozycję, żeby pewne sprawy zwyczajnie obejść. A mimo to nie naraziłby Nephthys na żadne niedogodności czy skrępowanie jego zachowaniem. Może gdyby wiedział, co przyniesie dla nich przyszłość, na pewne sprawy spojrzałby inaczej. Zachowałby się też inaczej, może trochę bardziej jak mu przystało, jako człowiekowi o określonej pozycji, który miał zająć miejsce swojego ojca, kiedy przyjdzie na to w końcu czas. Tylko kogo by tym samym oszukał? Samego siebie? Nephthys? Resztę rodziny? Nie potrafił taki być, a ciężar obowiązków budził niechęć. Dawno temu, tak dawno, że wydawało się to cudzym życiem, nawet trochę Amunowi zazdrościł, że to jego spotkają wszystkie zaszczyty. Potrzebował czasu żeby zrozumieć, że tak już bywa, a starszy brat był lepszym kandydatem na to stanowisko. I być może to sprawiło, że utkwił w swoim krnąbrnym charakterze, nawet nad nim nie panując, bo nie było takiej potrzeby. Zaistniała dopiero teraz. Był wiecznie uparty, wściekły. Na siebie, na ojca, na Amuna, na wszystkich. Może to zmęczenie, może charakter, ale potrzebował odpoczynku. Czyż nie dlatego przyszedł po ten eliksir?
Zupełnie nieświadom jej obaw, dał się nabrać na tą łagodność i dyplomację, wierząc w nie bezgranicznie. Nie mógł wiedzieć też o tym, czy zastanawia się, czy naprawdę zabił. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak łatwo takimi domniemywaniami wbić mu nóż w plecy. Nie odezwała się jednak słowem na ten temat, więc mógł pozostać spokojny.
Każdemu mogło się zdarzyć. Nie zaprzątaj sobie tym już głowy — odparł uspokajająco. Wyprostował się, wbijając wzrok w karafkę, która oddzieliła ich od siebie. Tak naprawdę nie mógł marzyć o niczym innym niż o tym, by teraz uraczyć się tym specyfikiem i w końcu zasnąć, licząc, że nie będą go trawić żadne koszmary, przywleczone prosto z przeszłości.
Mimo jej zapewnień i tak zamierzał mieć na Macmillana oko. Tak naprawdę Shafiq jedynie szukał zaczepki, co gorsza, sam był tego aż nadto świadom. Chciał spokoju, chciał zgubić to towarzyszące mu wiecznie rozdarcie, ale nie potrafił. Chciał odzyskać dawne życie, ale ono od jakichś dziesięciu lat nie chciało do niego wrócić. Mógł zasłaniać się tą sarkastyczno — nonszalancką postawą, topić to w alkoholu i udawać, że wszystko jest w porządku. Mógł. Ale to pewnego dnia obróci się przeciwko niemu i wiedział o tym doskonale. Nie, kiedy oczy jego ojca były w niego tak uważnie wlepione, a on pomimo czterdziestki na karku wciąż nie zrobił tego, czego od niego oczekiwano.
Dziękuję — rzekł, sięgając po naczynie i przysuwając je do siebie, spoglądając na Nephthys. Wydawał się jednak być przez chwilę całkowicie odległy myślami, jakby coś przyszło mu do głowy. A może to tylko zmęczenie? — Spokojnej nocy Nephthys — dodał, już zbierając się do wyjścia. Zamierzał się położyć, byle szybko. Odgonić natłok myśli i dziwnych pomysłów.
    | z/t x2
Gość
Anonymous
Gość
Komnaty Nephthys
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach