Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]18.02.20 20:21

Kuchnia

Maleńka kuchenka znajduje się od frontu domu. Z okna widać ścieżkę wiodącą ku domkowi, a także grządki z kwiatami rosnącymi przed nim. W samej kuchni znajdują się wiekowe meble, podobnie jak w saloniku i sypialni będące tu już w momencie wprowadzenia się Charlie. Po poprzednim właścicielu pozostały też nie pierwszej nowości garnki i naczynia. Oprócz mebli jest tu też malutki stół i parę skrzypiących ze starości krzeseł. Pod jedną ze ścian są wciśnięte miski z kocim jedzeniem oraz wodą dla kotów, a znajdującą się przy podłodze klapkę na bocznej ścianie przerobiła tak, by koty mogły wychodzić za potrzebą. Na oknie, podobnie jak w saloniku, stoją doniczki z ziołami, w tym kocimiętką.

[bylobrzydkobedzieladnie]




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?


Ostatnio zmieniony przez Charlene Leighton dnia 23.04.20 12:08, w całości zmieniany 1 raz
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Kuchnia [odnośnik]15.03.20 18:37
25 kwietnia 1957
Moja wróżba warta jest dzisiaj słoiczka konfitury z czerwonej porzeczki. Nawet nie sykla, zarobku z tego tyle, co nic, ale zabieram ten cenny łup ze sobą, teleportując się w okolice domku Charlene. Zapowiedziałam się ostatnio, wracam więc do starych nawyków, czyli pojawiania się na progu bez uprzedzenia co do daty i godziny. Kuszę los, kiedyś skończy się pułapką, żyjemy w niespokojnych czasach, ale pukam do drzwi i czekam. Dziś mam szczęście.
- Pełen sukces - to tak w ramach powitania, kiedy Charlene wpuszcza mnie do środka i konfitura, istotny składnik zarysu planu na ciastka, trafia w jej ręce - eliksir okazał się niezawodny.
Powierzyłam tej buteleczce swoją wolność i bezpieczeństwo, może życie, ale na pewno nie odmaluję tego w ten sposób. Uśmiecham się szeroko, dobrze widzieć Charlene żywą, i jakąś taką... bardziej zdecydowaną? Pozbieraną? Brak mi na to właściwego określenia, ale wygląda zauważalnie lepiej, niż ostatnio. Jest kilka rzeczy, o które chciałabym ją spytać, spojrzeniem badam, czy nie dopatrzę się dodatkowych śladów wątpliwości i zastanawiam się, czy wiedziałaby, gdyby coś stało się z jej kuzynem. Dalej nie jestem pewna, ile mogę powiedzieć. Ile powinnam, a ile zachować dla siebie, z obrazem starej wizji utrwalonym pod powiekami zbyt wyraźnie, żeby to zostawić, jednocześnie nie chcąc przy tym pogorszyć jej samopoczucia. Ostatecznie trochę już o mnie wie. Może nawet więcej, niż trochę.
- Mam nadzieję, że znajdzie się u ciebie trochę mąki, masła i cukru. I może jakieś migdały. Albo orzechy, też będą dobre. Obiecałam przepis, którego nie da się zepsuć - podążam za alchemiczką do kuchni - zaczniemy więc od ciastek z konfiturą.
Jeszcze ma szansę oprotestować pomysł. Zamiast wnosić jej pod dach ponure opowieści z Londynu, pomijam temat milczeniem, pozostawiając decyzję, czy w ogóle poruszyć to w rozmowie, po stronie panny Leighton. Oferuję namiastkę normalności, beztroski - to dużo mniej, niż jestem jej winna, a zaciągnęłam przecież kolejny dług, i to taki, którego mogę już nie zdążyć spłacić. Chwilowo o tym nie myślę. Wszystkie niewygodne myśli spycham na dalszy plan, wychodzi mi to co raz lepiej. Mam pewność, że nie uniknę potknięć, ale te drobne, codzienne, od których nie zależy niczyje życie, przy odrobinie szczęścia nie okażą się niewybaczalne. Mam gorsze. Sekret, jeszcze jeden. Mój, nie mój? Zaśmiałabym się, nerwowo, bez wesołości, ale chyba tego też nie powinnam.
Panoszę się po jej kuchni  zbyt swobodnie, żeby to było w dobrym tonie - myślowo zdążyłam już Charlie zaadoptować, włączyć do rodziny jako kogoś pomiędzy starszą siostrą a kuzynką - i przegrzebuję szafki w poszukiwaniu najpotrzebniejszych utensyliów i produktów. A później myję ręce, bo bez tego właściwie nie ma co brać się do ciasta.
- Nie wiem, czy zdarza ci się zaglądać do Czarownicy, ale strony z przepisami nie są złe. Część zaklęć użytkowych nawet działa - a inne powodują małe katastrofy, wiem, sprawdzałam - i gdybyś chciała zmienić zwykły cukier w cukier-puder, to jest to coś, co ławo obejść. Choć akurat w tym przypadku można użyć i tego, i tego, różnić będzie się tylko konsystencja ciastek. W ogóle, to dopóki proporcja pomiędzy mąką, cukrem, masłem i orzechami lub migdałami, mielonymi, jest względnie równa, całość się udaje. Rozrobić masło, wymieszać to wszystko w jednolitą masę, później się odstawia do schłodzenia - czarodzieje nie stosują lodówek, ale różdżka jako zastępnik będzie więcej niż wystarczająca, od czego jest magia - i lepi takie drobne kulki, wielkościowo coś jak orzech włoski.
Podstawowe pytanie brzmi, czy ja się w ogóle powinnam brać za udzielanie instrukcji w kwestii gotowania i pieczenia. Coś tam potrafię, i to najczęściej w niekonwencjonalnych warunkach, ale od początku widać, że wnoszę w kuchenną przestrzeń więcej nieporządku, niż alchemicznej precyzji. Ciekawe, czy Charlene dobierała kiedyś składniki niezawodną metodą na oko.



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Kuchnia VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Kuchnia [odnośnik]15.03.20 22:10
Akurat była w domu, pochylając się nad podręcznikiem zielarstwa i przyswajając kolejne informacje o magicznej florze i jej zastosowaniach w alchemii. Usłyszawszy pukanie aż podskoczyła, a książka prawie pofrunęła w górę, ale przytrzymała ją w ostatniej chwili i zaraz odłożyła na bok, na stolik obok kanapy. Kto mógł ją odwiedzać? Aktualnie ledwie kilka osób znało jej obecny adres. Dbała o to, by nie poznał go nikt niezaufany, i poza kilkoma Zakonnikami znali go jeszcze tylko jej rodzice i Jennifer. Mung i ministerstwo mogli dysponować co najwyżej tym starym, londyńskim, ale i tak czuła pewien niepokój.
Ruszyła w stronę drzwi, starając się uspokoić nerwy. Potencjalny wróg nie pukałby, prawda? Ale okazało się, że to właśnie Jenny stała na jej progu. Charlie na jej widok uśmiechnęła się, jednocześnie zastanawiając się, czy Jenny powiodła się wyprawa do paszczy smoka, czyli ministerstwa. Zerknęła na nią szybko, ale dziewczyna nie wyglądała na posiniaczoną ani w inny sposób sponiewieraną.
Po jej słowach odetchnęła z ulgą.
- I jak było? Jak to wyglądało? Jak to dobrze, że się udało. Co im powiedziałaś, że cię puścili? – zaczęła ją zasypywać pytaniami. Bo w ostatnich dniach dość często się martwiła. Jenny nie kontaktowała się z nią, więc mogła wyobrażać sobie wszystko, łącznie z tym, że została schwytana i osadzona w Tower... Lub gorzej. Ale wyglądała na całą i zdrową, a nie wiadomo, czy byłoby tak, gdyby nie eliksir. Nie wiedziała, jak przebiegała rejestracja i liczyła, że Jenny co nieco opowie.
- Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa. Naprawdę mi ulżyło, bo trochę się martwiłam, czy... – urwała, wahając się. – Wchodź, zaraz sprawdzę, co tam mam. – Przeszły do kuchni, a Charlie na szczęście miała w szafkach podstawowe produkty, bo choć kucharką nadal była mizerną, to coś jeść musiała i regularnie robiła zakupy w pobliskim miasteczku, odkąd najgorsza faza depresji, w której głównie leżała gdzieś lub kręciła się z kąta w kąt, zdawała się przemijać.
To wydawało się tak bardzo normalne, ta pogawędka o ciastkach i poszukiwanie niezbędnych produktów. Tak mogłyby spędzać czas nawet w normalnych czasach. Te normalne nie były, ale czy to znaczyło, że nie mogły przynajmniej spróbować udawać, że poza tymi ścianami wcale nie toczy się wojna?
I Charlie przyłapywała się na tym, że Jenny przez tych kilka miesięcy znajomości, zawieranej powoli i ostrożnie, stała się dla niej ważna i że naprawdę obchodził ją jej los, i gdyby coś jej się stało w tym ministerstwie, zadręczałaby się tym i robiłaby sobie wyrzuty, że jej nie powstrzymała. Jenny była kimś w rodzaju przyszywanej młodszej kuzynki, o której istnieniu dowiedziała się dopiero w dorosłości i wobec której czuła pewne odruchy opiekuńcze pomimo świadomości, że Jen, nawet jeśli miewa ciągotki do ryzykownych działań, jest bardziej zaradna życiowo od niej. Ale nadal zachowywała pewną ostrożność, nie chcąc skruszyć tego, co się między nimi tworzyło, dlatego trzymała swoje odruchy na wodzy, pozostawiając Jennifer przestrzeń, by czuła się w ich relacji swobodnie i by nie postanowiła nagle jej urwać. Czuła się spokojniejsza, widując ją przynajmniej raz na jakiś czas i wiedząc, że ostatnio ofiarowała jej mały zapasik przydatnych mikstur.
- W lepszych czasach zdarzało mi się zajrzeć do Czarownicy, ale przyznaję, że ostatnio nie za często. Nie miałam do tego głowy. – Czarownica w większości była kiepskim piśmidłem, o wiele mniej interesującym niż na przykład Horyzonty Zaklęć, ale jej mama czasem ją czytała i czerpała stamtąd przepisy. Przynajmniej zanim popadła w głęboką depresję, poważniejszą niż u Charlie.
Nieco zaskoczyła ją tym pomysłem z pieczeniem, ale zgodziła się, uznając, że to dobry pomysł, że dobrze było spędzić czas w jakiś zwyczajny sposób, tak, jak bardzo dawno go nie spędzała. Ostatnio warzyły eliksiry i to Charlie uczyła Jenny, teraz miało być odwrotnie. Dobrze, nigdy nie jest za późno, żeby się czegoś nauczyć. Ale podczas szukania w szafkach mąki znowu powróciły rozmyślania odnośnie tego, czy powinna powiedzieć Jen o Zakonie. Może rozmowa potoczy się tak, że ten temat jakoś sam naturalnie wypłynie?
Na stole pojawiła się puszka z mąką, jednolicie brązowy, papierowy woreczek z cukrem, kostka masła, duża miska i nawet trochę orzechów się znalazło. Miała nadzieję, że wszystkiego jest w ilości wystarczającej. Kiedy była dzieckiem, czasem asystowała mamie w pieczeniu, szkoda, że samodzielnie nie umiała powtórzyć podobnie znakomitego smaku ciastek. Na pewno nie po takim czasie, jaki minął od momentu tamtych dni.
- Gdzie nauczyłaś się piec? – zapytała z ciekawością, myjąc ręce przed przystąpieniem do pracy. Z tego co pamiętała, Jenny straciła matkę już dłuższy czas temu, a od miesięcy się tułała samotnie po kraju, ale może gdzieś po drodze istniała jakaś życzliwa dusza, która nauczyła ją podstaw pieczenia? – Powiedz mi, co powinnam zrobić, ile czego wsypać do miski. Nie pamiętam już jak to robiła mama. – W końcu kilka lat mieszkała oddzielnie, a wcześniej siedem lat uczyła się w szkole. Gdy odwiedzała rodziców już jako dorosła czarownica, zawsze czekały na nią już gotowe wypieki.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Kuchnia [odnośnik]18.03.20 19:36
Zdawanie relacji zaczynam, kiedy tylko zamykają się za mną drzwi.
- Myślałam, że kolejki się przerzedzą, ale ludzie nadal ustawiają się w nich tłumnie. Początkowe zamieszanie administracyjne już co prawda opadło, ale większej różnicy nie ma. Trafiłam na mocno znudzonego urzędnika, który słuchając młodej dziewczyny, która będzie dopiero składać na przystąpienie do ministerialnego kursu alchemicznego, bo wyniki owutemów ma takie, że nie ma żadnych widoków na dostanie się do Munga czuł się już chyba potwornie zmęczony - snuję opowiastkę, która nawet teraz brzmi wyjątkowo nudno, ale taka miała być. Do bólu przeciętna, nieistotna, historia czyjegoś życia, która zaciera się na tle wszystkich innych i końcowo nie zapada w pamięć, obchodzi postronnego człowieka tyle, co nic.
- Podałam się za czarownicę półkrwi, przodków odmalowałam w ten sam sposób. Mniej czy bardziej minęłam się z prawdą we wszystkim poza imieniem, więc mogę potwierdzić wybitną skuteczność tej partii eliksiru - i może nie wdawajmy się w szczegóły, zawsze uważałam Ministerstwo Magii za ponure miejsce, ale obecnie przechodzi samo siebie. W przeciwieństwie do ojca dożyłam czasów, kiedy Biuro Aurorów, nierozerwalnie, jak wydawać by się mogło, związane z Departamentem Przestrzegania Prawa, spod prawa wyjęto. Dziwne czasy, paskudne i na razie zupełnie zbieżne z towarzyszącym mi w czasie sylwestra przekonaniem, że będzie tylko gorzej. Wykrakałam, tyle dobrego, że przynajmniej nie na głos. Choć nie, na głos też się już zdarzyło, jednak. Przynajmniej raz.
- Życie pięknych, bogatych i rozpoznawalnych - wzdycham, kładąc nacisk na ostatnie słowo, jeszcze zanim tak do samego końca to sobie przemyślę. Miałam - mocne postanowienie zaczyna się już chwiać - nie zakłócać atmosfery beztroski, ale przyznanie się do czytania Czarownicy raczej tego nie robi, nie jakoś szczególnie. Czarownica, Prorok Codzienny, Walczący Mag, Horyzonty Zaklęć i mugolskie gazety. Może nie zawsze zupełnie świeże, w dzień wydania, ale czytam. Albo przynajmniej przeglądam. Nie wynika to z chęci trzymania ręki na pulsie, świadomości politycznej, ale przyzwyczajenia do szukania wzrokiem potwierdzenia wizji. Kiedyś, tych parę lat temu, widziałam w tym dowód, że nie zwariowałam. Odpowiedź na część wątpliwości.
- Przyśnił mi się lord nestor Rosier - stwierdzam nagle, nie precyzując, kiedy dokładnie, ani dlaczego akurat teraz poruszam ten temat. Badawczo zerkam na Charlie, zastanawiając się, czy coś mówi jej to nazwisko. Więcej, niż ot, jeszcze jeden znany i wpływowy szlachcic uśmiechający się czasem na stronach plotkarskiego pisma, w co najmniej kilku artykułach wspominającego o doniosłych wydarzeniach z jego życia. Ślub, narodziny pierwszego potomka. Nie zdecydowałam jeszcze, czy wywoływanie tego widma w kuchni to dobry plan, ale gotowa jestem zmienić temat i zostawić to w spokoju, jeśli zechce. Mgnienie oka i myślami jestem już przy cieście, w beztroskim geście sięgając po różdżkę, żeby wprowadzić drobne modyfikacje w stan produktów. Orzechy włoskie z trzaskiem wyskakują ze skorupek, zawisają nad miską i opadają do niej już w drobinkach, usypując kupkę wiórków. Lubię czary użytkowe, są pod tym względem drugie w kolejności zaraz po transmutacji.
- Jak mówiłam, mniej więcej równa proporcja - zakładam różdżkę za ucho, przechylam miskę, żeby przesunąć orzechy na jedną stronę, odstawiam ją i wsypuję podobną, choć objętościowo mniejszą ilość cukru, by chwilę później ponownie sięgnąć po brezylkowe drewno i przekształcić go w cukier-puder.
- Czyli właściwie pierwszy wyjątek od transmutacyjnego prawa Gampa w pełnej krasie, zmieniać można do woli, wyczarować z niczego już nie koniecznie - co najwyżej podebrać skądś, ciekawiło mnie kiedyś, jak działają piersiówki bez dna, połączone z piwniczką pełną alkoholu. Albo barkiem, czyli zapasami dużo mniejszymi, niż te zwykle należące do arystokratów. Wesoło szczerzę się do Charlie, choć dla niej to pewnie dawno posiadana wiedza, która mogła spowszednieć. Mnie jeszcze bawi.
- Rozetrzesz masło? - wsypanie mąki również pozostawiam w jej rękach.
Odpowiedź, że tu i tam, którą już mam na końcu języka, zachowuję dla siebie, na rzecz chwili namysłu wywołanego wspomnieniem przez Charlie o pani Leighton.
- Tak właściwie to z książek - odpowiadam zamiast tego - nad historycznymi przeważnie przysypiam, z dawnych dziejów ciekawiły mnie przepisy, niewiele więcej. Trochę od gosposi dziadka, ale jej to głównie kradłam już gotowe, z resztą najczęściej w zbójeckiej komitywie z jej synem, był w podobnym wieku. Kiedyś zniknęłam szarlotkę.
Kuchnia do dzisiaj kojarzy mi się jak najbardziej pozytywnie, jako najlepsze miejsce w całym domu. Szczególnie, że przez jakiś czas zabraniano mi do niej wchodzić. Posmak przygody przetrwał próbę czasu, choć akurat tego na głos nie powiem, brzmi dziecinnie, w moim wieku lepiej zachować tyle powagi, ile się da. W pamięci mam przestrogę Philippy, napomnienie, że powinnam mieć dom... i dla własnej kuchni nawet mogłabym to chyba rozważyć. Ale dalej brnąć myślami w tym kierunku nie zamierzam.



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Kuchnia VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Kuchnia [odnośnik]18.03.20 23:31
Charlie od razu spojrzała na Jenny z ulgą, ale i wyczekiwaniem, pragnąc usłyszeć coś więcej o jej przeżyciach z rejestracji. Nie przerywała jej, gdy opowiadała o tym, jak stanęła przed urzędnikiem i z pomocą eliksiru opowiedziała zmyśloną historyjkę mającą zapewnić jej bezpieczne przejście przez cały proces rejestrowania różdżki. Charlie w swoich obawach z ostatnich dni spodziewała się czegoś bardziej drastycznego, łącznie z podawaniem veritaserum lub stosowaniem legilimencji (bo aktualnie ministerstwo z przestrzeganiem prawa nie miało wiele wspólnego), ale na szczęście wyglądało na to, że Jenny ominęły tego typu przeżycia.
- Więc teraz, gdy twoja różdżka jest zarejestrowana, a ty jesteś oficjalnie półkrwi... Możesz bywać w Londynie, nie obawiając się złapania? – dopytała. Nie była pewna, jak to działa, bo trzymała się z dala od miasta. Ale dobrze było wiedzieć, że Jenny się udało i wyszła stamtąd wolna i w jednym kawałku. To było najważniejsze. Bo gdyby stało się inaczej, to siebie obwiniłaby o to, że nie próbowała jej skuteczniej zniechęcić do tego pomysłu. – Zatem pozostaje się cieszyć, że eliksir rzeczywiście się przydał. – Dając go Jen, czuła się tamtego dnia odrobinę spokojniejsza. Silne wężowe usta, które uwarzyła, zwiększały umiejętność snucia przekonujących kłamstw, choć też nie dawały stuprocentowej gwarancji sukcesu. Gdyby Jenny trafiła na kogoś mniej znudzonego, a bardziej dociekliwego... No ale dobrze, że nic złego się nie stało, nie było więc co zastanawiać się nad alternatywą.
- Ja nawet z nim nie daję sobie szansy powodzenia, więc... pozostaję przy swoim postanowieniu ominięcia tej procedury. Skoro i tak odeszłam z Munga, nie potrzebuję rejestrować różdżki. – Skłonności do ryzyka i pakowania się w miejsca niebezpieczne nie były wpisane w jej asekurancką, zachowawczą naturę. Bez odwiedzania innych lubianych miejsc też mogła się obejść, zresztą i tak już nie przypominały pewnie tych, które znała. Wolała zachować w sercu obraz ulubionych zakątków Londynu z czasów, kiedy działały jak należy. W Kornwalii było jej dobrze, a Alexander ofiarował jej nową pracę, była też Oaza, więc powoli odzyskiwała jakiś cel w życiu.
Znajdowały się w kuchni, gdzie temat płynnie zboczył na kwestię ciastek... ale i „Czarownicy”.
- Racja. A życie wyższych sfer ani innych sław nigdy mnie szczególnie nie interesowało – przyznała. Nie śledziła nowinek z tego świata, choć od kilku miesięcy interesowało ją pewne jedno nazwisko. I jeśli już brała do ręki „Czarownicę”, to jej oczy odruchowo szukały nazwiska Macmillan połączonego z imieniem Anthony. Swego czasu sporo o nim pisano, nie zawsze w pozytywny sposób. Choć podczas wydania z Festiwalu Lata wspomniano bardzo przelotnie i o niej, co ją zaskakiwało. To był taki moment, kiedy dzięki udziałowi w różnych konkursach mogli zabłysnąć i zwykli czarodzieje, co było rzadkością, bo „Czarownica” wolała pisać o znanych i/lub bogatych, ewentualnie o quidditchu, modzie i przepisach kulinarnych lub innych poradach domowych. Choć niestety tamtego dnia nie zabłysnęła w tym, na którym jej zależało; w konkursie alchemicznym poszło jej fatalnie. Ale gdyby miała tam warzyć jakąś miksturę leczniczą, na pewno byłoby lepiej. Eliksiry miłosne i tym podobne rzeczy nigdy nie leżały w obrębie jej zainteresowań. Ale kto by pomyślał, że jeszcze kilka miesięcy temu, nawet mimo anomalii, wszyscy potrafili bawić się obok siebie tak po prostu, ponad podziałami? Teraz wydawało się to niemal nierealne.
Jej uwagę przykuła też nagła i zaskakująca wzmianka Jenny o nestorze Rosierów, której na pewno by się w jej ustach nie spodziewała, nie kojarząc obrazu młodej wróżbitki z tym złym, okrutnym czarodziejem, o którym słyszała na spotkaniach Zakonu. Dawno temu, przed dowiedzeniem się o organizacji i włączeniem w jej struktury, uznałaby za zupełnie nieistotną wzmiankę o jakimś Rosierze, ale jako członkini Zakonu Feniksa nie mogła nie wiedzieć o tym, jak zły i bezwzględny on był. Na samą wzmiankę o nim poczuła lodowaty dreszcz w okolicach kręgosłupa, zupełnie jakby złowrogi czarodziej miał nagle wyskoczyć z szafki, z której wyciągała akurat produkty niezbędne do upieczenia ciastek.
- Przyśnił? W sensie... widziałaś go w swojej wizji? Co takiego robił? – zapytała. Skoro Jenny twierdziła, że widzi głównie złe rzeczy, to może widziała jakieś okrucieństwa dokonane przez Rosiera? Może to było coś, o czym powinna się dowiedzieć i w razie czego przekazać dalej? – Ciekawe, dlaczego akurat on pojawił się w twoim śnie. Podejrzewam, że widziałaś kiedyś jakieś jego zdjęcia w „Czarownicy”? – zastanowiła się. Wątpiła bowiem, by Jenny znała kogoś takiego jak Rosier i lepiej, żeby nie poznawała. Był to czarodziej bardzo niebezpieczny, który krzywdził już wielu Zakonników.
- Chyba powinnam się podszkolić w czarach używanych do gotowania. Mama zawsze była w nich dobra, ale byłam zbyt mało uważna, gdy szeptała formułki i większości nie pamiętam – przyznała, patrząc jak Jenny wprawnie radzi sobie z orzechami. – Ale tak, dokładnie tak to działa. Nie można wyczarować jedzenia z niczego... Ale kiedy się już je ma, można coś z nim zrobić, jeśli, oczywiście, uważało się, gdy ktoś próbował nas nauczyć jak się gotuje coś, co ma smakować dobrze, a nie tylko znośnie.
Jako że interesowała się transmutacją musiała znać prawa Gampa. I była w transmutacji rzeczywiście coraz lepsza, ale umiejętności kulinarne to inna para kaloszy, tu musiała się podszkolić, skoro już wiadomym było, że nie może polegać ani na mamie, ani na Verze w tym aspekcie.
Kiwnęła głową, ale nieszczególnie wiedziała, jak należy poprawnie rozcierać masło, bo ostatni raz widziała taki proces dobrych kilka lat temu. Wsypała jednak mąkę, starając się nie przedobrzyć, i chwyciła za drewnianą łyżkę. Mogłaby użyć magii, ale po miesiącach anomalii nadal nie wyzbyła się nawyku robienia większości czynności ręcznie, bez różdżki. Tym bardziej, że wiele tych kulinarnych zaklęć było jej nieznanych lub znanych bardzo słabo. Musiała to zmienić. Kiedyś. Zależy, jak długo dane jej będzie pożyć.
- Czasem żałuję, że o ile słuchałam bardzo uważnie wszystkiego, co mama opowiadała mi o eliksirach, to podczas gotowania moje myśli gdzieś uciekały. Choć teoretycznie mogłoby się wydawać, że alchemik powinien być świetnym kucharzem, prawda? – uśmiechnęła się blado. – W końcu i tu i tu dodaje się i miesza składniki w odpowiednich ilościach. A jednak mamie udało się zaszczepić we mnie głęboką pasję tylko do jednej z tych rzeczy, drugiej latami nie doceniałam, i teraz, gdy muszę radzić sobie sama, dostrzegam, że niesłusznie.
W tym momencie życia nie wiedziała już, dlaczego tak było, że nigdy nie nauczyła się gotować, ale gdy była dzieckiem, a potem nastolatką, gotowanie rzeczywiście wydawało się znacznie mniej interesujące niż warzenie magicznych wywarów. A gdy dorosła i wyjechała do Londynu, nie miała czasu na uważne nauki, bo uczyła się już tylu innych rzeczy niezbędnych do kursu, a także równolegle ćwiczyła animagię. Gdyby nie Vera, wizyty u mamy (gdy ta już pokonała najgorszy etap depresji po Helen) i pomoc uczynnej sąsiadki, która często gotowała czegoś za dużo i chętnie dzieliła się z siostrami Leighton, to pewnie podczas szkolenia na alchemika padłaby z głodu.
Podpytując co jakiś czas o wskazówki, utarła masło, dodała mąki i próbowała rozmieszać składniki, jednocześnie intensywnie rozmyślając. Czy powinna powiedzieć Jenny o Zakonie? Jak zacząć? I w którym momencie? Czy teraz był to dobry moment, czy powinna wspomnieć o tym później, gdy już zabiorą się za jedzenie upieczonych ciastek? Jenny była młoda, a Charlie się o nią martwiła, ale powinna mieć szansę możliwości zrobienia czegokolwiek dla wolności swojej i innych. A bezpieczniej mimo wszystko było stawiać się obecnemu systemowi w grupie niż w pojedynkę. Choć zastanawiała się nad tą kwestią od ich ostatniego spotkania, kiedy doszło do kolejnego, nagle poczuła pustkę w głowie i znów dopadła ją niepewność, wątpliwości. W końcu jeszcze nigdy nikogo nie wprowadzała. Za nikogo nie ponosiła odpowiedzialności. Nawet Verze nie powiedziała, bo nie mogła i to ktoś inny wtajemniczył ją siostrę, choć powinna to być ona. Myślała kiedyś o wprowadzeniu Gwen, ale kiedy się wahała, ubiegł ją ktoś inny. Może za bardzo trzęsła się i zamartwiała nad każdym ze swoich znajomych? Ufała Jenny i jej poglądom, temu, że jako mugolaczka i była Gryfonka miała powody, by nie lubić obecnej władzy i chętnie opowiedziałaby się po przeciwnej do niej stronie. A Zakon potrzebował teraz wielu sojuszników swojej sprawy, bo ich szeregi były przerażająco małe. Im więcej ich będzie, tym większą będą mieć szansę. Każda dzielna, prawa dusza była na wagę złota.
- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? Tą o wizjach, w piwniczce alchemicznej? – zapytała nagle, zatrzymując łyżkę i odwracając wzrok od miski, w której tkwiła rozmieszana masa na ciasteczka. Postanowiła nawiązać do ich poprzedniego spotkania, do rozmowy o wizjach, w których Jenny wyznała, że widzi różne wydarzenia, ale niekoniecznie wychodzi jej wtrącanie się w nie. Znowu się zawahała, ale postanowiła pójść za ciosem i kontynuować, zanim się rozmyśli. – Co, gdybym tak ci powiedziała, że... nie musisz tylko patrzeć, jak twoje wizje się ziszczają? – spojrzała na nią, ciekawa odpowiedzi. Nie powiedziała jeszcze nic takiego, pewnie gdyby Jenny zareagowała niezgodnie z oczekiwaniami, próbowałaby jakoś opuścić ten niepewny grunt, pospiesznie zmienić temat i zapomnieć, że takie słowa w ogóle opuściły jej usta.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Kuchnia [odnośnik]21.03.20 23:05
- Raczej wylegitymować się przy zatrzymaniu przez patrol lub przechodząc przez oficjalne przejścia. Nie liczyłabym, że przymkną oko na znalezienie się w obecności kogoś, kto im podpadł, i tak dalej. Dementorom też prawdopodobnie będzie wszystko jedno, wątpię, żeby oglądali się na rejestr - kpina jest prostsza, od powagi, od rozsądku, zabarwia ton wypowiedzi na odrobinę żywszy kolor, choć na myśl o dementorach na ulicach i przelanej w Londynie krwi właściwszą reakcją byłaby histeria. Przerażenie, smutek, złość, cokolwiek. Przeczuwam, że wszystkie te emocje kiedyś mnie jeszcze dopadną... ale najpierw muszą złapać, na razie łudzę się, że zostały w tyle, bardzo daleko.
- Nawet w Proroku - czyli zmiana o sto osiemdziesiąt stopni, od klakierowania Ministerstwu po silny opozycyjny głos - piszą, że przy najmniejszych nawet wątpliwościach lepiej się tam nie wybierać. To rozsądne.
Wzruszam ramionami, bo wyobrażenie sobie Charlene dobrowolnie postępującej wbrew regułom, robiącej coś, co nie daje gwarancji sukcesu, przy konsekwencjach mocno przeważających nad potencjalnym zyskiem, w dodatku opartym na wątłych przesłankach jest może nie niemożliwe (nawet Krukoni, wierzę, postępują czasem wbrew logice), ale trudne. Trochę mi dziwnie z tym słuchaniem zapewnień, że odkąd nie wróciła do szpitala, nie ma tam czego szukać. Zastanawiam się, czy się tym gryzie, ale nie łapię za słówka i nie ciągnę za język, przynajmniej początkowo. Kiwam głową, że tak, spodziewam się, że dla zapatrzonej w swoją pracę alchemiczki życie śmietanki towarzyskiej na pewno nie przedstawia się zbyt interesująco, ale po chwili aż szerzej otwieram oczy.
- Wyglądasz, jakbyś miała nie mieć żadnych wątpliwości jeśli powiem, że to czarnoksiężnik - trwoga nie jest mi obca, potrafię ją rozpoznać, kiedy widzę. Głównie dlatego, że panna Leighton nie próbuje jej ukrywać. Zawieszam na chwilę głos, przechylam głowę, na kilka sekund, patrzę i zastanawiam się, czy Charlene kiedyś go już spotkała. Z drugiej strony, nie wyglądał na kogoś, spotkanie z kim się przeżywa, więc podejrzewam, że nie. Na pewno jej tego nie życzę - i to taki diabelnie silny - sądząc z lekkości, z jaką sięgał po avadę. Nie udała się, ale to o niczym nie przesądza, udały się inne, zapewne również czarnomagiczne zaklęcia. Reszta wizji, a także późniejszy przebłysk, świadczą za tym podejrzeniem. Milczę przez dłuższy czas, przerywając to tylko w celu udzielenia paru wskazówek odnośnie mieszania składników ciasta, z czym Charlene radzi sobie przyzwoicie, bez uchybień, które mogłabym wychwycić, patrząc jej na ręce. Zbieram myśli. Opieram się plecami o jedną z szafek, nie ingerując na razie w cały proces. Odpowiadam półsłówkami, obserwuję, tylko słucham. Zadzieram głowę, nagle uciekając spojrzeniem od czerwonej barwy zamkniętej w szkle słoiczka konfitury, ale otoczenie się murem nieprzemyślanych słów nie wchodzi w grę.
- Pewnie, że pamiętam - potwierdzenie, wypowiedziane gdzieś w sufit, bo na pewno nie do alchemiczki, świadczy, że tym razem dla odmiany coś gryzie mnie.
- Powiedziałabym, że zamieniam się w słuch i chcę wiedzieć - i właśnie to robię, wychwytując wyraźną zmianę tonu na poważniejszy, wyczekujący. Odeszłyśmy od beztroski paru ostatnich minut, wyglądałoby.
- Ale zanim to zrobisz i zaczniesz żałować - zatajenie takiej wiedzy to nie jest byle co, prawdopodobnie wystawiam właśnie znajomość z panną Leighton na próbę, której może nie przetrzymać - pozwól, że coś powiem pierwsza.
O wizjach właśnie, tym jej nie zaskoczę. Próbuję złapać spojrzenie zielonych, kocich oczu alchemiczki, zaciskam usta, ale mija trochę czasu, odmierzanego uderzeniami serca obijającego się o wnętrze klatki piersiowej, jakby chciało uciec i zupełnie daję sobie spokój z próbą ubrania tego w słowa ładniej lub lepiej. Próżny trud.
- Widziałam twojego kuzyna. W tej wizji, walczącego z Rosierem, w noc z dwudziestego siódmego na dwudziestego ósmego marca.
Mamy drugą połowę kwietnia, bliżej maja.



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Kuchnia VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Kuchnia [odnośnik]22.03.20 13:01
- Pewnie masz rację – przytaknęła, czując gdzieś w środku nieprzyjemny chłód. Coś ścisnęło ją też w gardle. – W mieście są dementorzy? – zapytała; podejrzewała, że ogrom nieszczęść, jakie miały tam miejsce, przyciągał te istoty. I pewnie rzeczywiście było im obojętne, kogo atakują, byle tylko się pożywić. – Skłonności do ryzyka nigdy nie były wpisane w moją naturę. Tiara Przydziału w moim przypadku nawet przez sekundę nie rozważała Gryffindoru – próbowała nadać głosowi wesołego zabarwienia, ale niezbyt jej to wyszło, nadal mocno przejmowała się tym, co się wydarzyło i martwiła się o wszystkich bliskich i znajomych. Także o Jenny, która zamierzała bywać w Londynie, w końcu po coś podjęła ryzyko rejestracji. Odważne z jej strony, Charlie miała zbyt wiele do stracenia, by się decydować, a w jej przypadku próba oszukania ministerstwa nie wchodziła w grę, bo nawet z eliksirem miała małe szanse skutecznego przekonania ich, że jest kimś innym.
Gryzła się tym, że wraz z ucieczką z Londynu musiała także zrezygnować z pracy, którą szczerze kochała, która była jej życiowym powołaniem. Ale czy nadal by nim była teraz, kiedy Mung był zamknięty na faktycznych potrzebujących i zapewne obsługiwał tylko wybranych? Żałowała też tego, że brakowało jej odwagi i umiejętności, by pomóc potrzebującym bardziej niż tylko warzeniem im eliksirów w Oazie. Czasem czuła, że to jest za mało, że inni robili więcej podczas gdy ona bała się nawet zbliżyć do Londynu, nie mówiąc o celowym wpakowaniu się w sytuację niebezpieczną. To wszystko wciąż było zbyt świeże, utrata Very, ucieczka z Londynu i tak dalej. A ona nadal nie umiała się oswoić z wojenną rzeczywistością i nie odnajdywała się w niej, to wszystko było zbyt groźne, zbyt poważne jak dla osoby, która poświęciła dotychczasowe życie na doskonalenie się w warzeniu mikstur, i ogólnie spędziła je w sielance, bez poważniejszych zawirowań. Nigdy nie uczyła się walki, nie miała okazji się zahartować ani fizycznie, ani psychicznie. Bo nie musiała.
Potem temat, co zaskakujące i niespodziewane, zszedł na Rosiera. Dziwnie było o nim rozmawiać nad miską ze składnikami na ciasteczka.
- Nie mam wątpliwości – powiedziała cicho, czując wypełniający ją lęk przed możliwościami tego czarodzieja, który na dodatek najwyraźniej zagościł w wizji Jenny, co nie mogło oznaczać niczego dobrego. Spojrzała na młodszą koleżankę z niepokojem, zastanawiając się, co takiego widziała. Sama słyszała już sporo o Rosierze podczas każdego ze spotkań Zakonu, na którym była, i nigdy nie były to dobre rzeczy.
Na moment przerwała mieszanie składników, ale po chwili do tego wróciła, starając się starannie wymieszać masę w misce zgodnie z instrukcjami. Nie było to specjalnie trudne, jeśli wyobrazić sobie, że mieszała eliksir. Zdecydowała się też poruszyć temat Zakonu, czy raczej, uczynić subtelny, zawoalowany wstęp do niego, ale Jenny weszła jej jeszcze w słowo, postanawiając opowiedzieć o swojej wizji. Charlie umilkła więc, spoglądając na nią wyczekująco znad miski.
- Co tam się wydarzyło? – zapytała, choć zdawało jej się, że podejrzewała, jaka jest odpowiedź. Tamtej nocy miała miejsce misja Zakonu, Ben też brał udział w jednym z zadań. Może to, co wydarzyło się tamtej nocy tłumaczyło jego całkowity brak zainteresowania jej problemami, a nawet śmiercią Very? Miał w końcu własne plus aktywnie walczył i zbawiał świat jako Gwardzista, i młodsze kuzynki dawno zeszły na bardzo daleki plan, przez co ich znajomość podupadła i właściwie nie istniała na gruncie poza spotkaniami Zakonu. Musiała się z tym pogodzić. – Domyślam się, że widziałaś coś bardzo złego. Ale nie jest to bez związku z tym, co chciałam ci powiedzieć – zaczęła, jednocześnie podsuwając miskę z już rozmieszaną masą z powrotem w stronę Jen. – Wiem, że był tam z konkretnego powodu – ciągnęła dalej, spoglądając na twarz młodej dziewczyny. Wiedziała, że Jennifer poznała Bena, widziała że byli razem w parze podczas szukania skarbów w sylwestra. Może dlatego jej się przyśnił i mogła go rozpoznać? – Bo widzisz, istnieją ludzie, którzy nie chcą biernie godzić się z tym, co się dzieje, z niesprawiedliwością wobec mugolaków i mugoli, z krzywdą niewinnych ludzi. Być może kojarzysz już skądś nazwę Zakon Feniksa? – zapytała ostrożnie. Wiedziała że wchodzi na niepewny grunt, niebezpieczny, a nawet nie potrafiłaby wymazać jej później pamięci, bo nie umiała rzucić Obliviate. Pozostawało jej mieć nadzieję, że idea Zakonu trafi do Jennifer i że dziewczyna zechce wesprzeć ich jako sojuszniczka. Była przecież odważna, i choć Zakon w tych czasach stanowił ogromne ryzyko, to Jennifer i tak była w niebezpieczeństwie nawet bez niego. Ale teraz była zupełnie sama przeciw całemu światu, a w Zakonie już nie byłaby sama. Właśnie dlatego Charlie nie odeszła z organizacji, bo z dwojga złego, lepiej i bezpieczniej było zostać przy przyjaciołach i móc im pomagać zakulisowo jako alchemik, niż pozostać zupełnie samej i bez możliwości zrobienia czegokolwiek dla potrzebujących.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Kuchnia [odnośnik]24.03.20 1:15
Myślami znowu jestem w jaskini, obraz której podsunęło mi trzecie oko.
- Potrafi wydawać polecenia ożywionym zwłokom - nie mam pojęcia, czy to znaczy, że samodzielnie powołał je do funkcjonowania, ale pewnie tak, dlaczego miałyby go słuchać, gdyby było inaczej? - i zmusić człowieka, czyli w tym przypadku te późniejsze ożywione zwłoki, żeby zabił się w irracjonalny, bardzo dramatyczny sposób.
Odklejam plecy od szafki, podchodzę bliżej, zaglądam do miski i pobieżnie oceniam stan powstającego ciasta. Przejmuję na chwilę ugniatanie materiału na przyszłe ciasteczka, i choć temat jest wybitnie niekuchenny, w zamyśleniu przez dłuższą chwilę nie biorę tego pod uwagę. Skupiam się na wspomnieniu przebłysku, w którym patrzyłam przez oczy towarzyszącej Rosierowi kobiety, słyszałam i widziałam to samo, co ona.
- Timothy, weź tatę i chodź z nami - przywołuję zasłyszane w wizji słowa, cicho, bardziej do siebie, niż do Charlie, próbując niczego w nich nie przekręcić - ale najpierw oddaj mi jego różdżkę, jeśli wciąż ją przy sobie ma.
Kręcę głową i sięgam po różdżkę, żeby zaklęciem schłodzić ciasto, którego konsystencja wydaje mi się odpowiednia.
- Poczucie humoru ma merlińsko złośliwe.
Stwierdzeniu towarzyszy dalsza krzątanina. Rozpalam w kaflowym piecu, również i w tym zadaniu pomagając sobie magią. Czasami jeszcze nachodzi mnie myśl, że to cudownie, że anomalie dobiegły końca. Przyćmiewa inne, odrobinę zaciera kontury obrazów utrwalonych pod powiekami. Charlene wydaje się dużo wiedzieć o powodach, dla których Benjamin Wright mógłby mierzyć się z takim człowiekiem, co stanowi jednak niemałe zaskoczenie. Tak samo, jak jej dalsze słowa. Nie przerywam jej, czekam aż skończy mówić, przystaję w miejscu.
- Czy w tym, że mi o tym mówisz, też kryje się jakiś konkretny powód?
Machinalnie powielam wyrażenie, którego panna Leighton użyła zaledwie chwilę temu, w próbie pociągnięcia jej za język. Bo jednak mam nadzieję, że powie mi na ten temat coś więcej.
- Wiem, że obecna władza bardzo ich nie lubi - co samo w sobie ma dla mnie znaczenie o tyle, że przekłada się na odrobinę cieplejszych uczuć. Ile ty wiesz, Charlene, chciałabym ją zapytać, ale słowa nagle nie chcą przejść przez gardło, zduszone przez zszargane nerwy, rozdrapywane przez ciekawość, której nie pozwalam jeszcze dojść do głosu. Nie jest to coś, o co bym ją podejrzewała. Na tyle dobrze jej nie znam. W jakim stopniu w ogóle ją znam, też jest kwestią dyskusyjną, ale nie wierzę, żeby wspomniała o tym tak bez powodu, hipotetycznie. Nie ona. Za bardzo krąży, mówi oględnie, wygląda na to, że nadal się waha, choć w tym akurat momencie zaskakująco niewiele potrafię z niej wyczytać. Frustrujące. Zamiera mi na języku kolejna nieprzemyślana wypowiedź.
- Jeżeli jesteś w stanie mnie z nimi skontaktować - czy to zbyt daleko idący wniosek? Nadinterpretacja? Zawieszam na niej wzrok - proszę o to.



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Kuchnia VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Kuchnia [odnośnik]24.03.20 20:20
Charlie wzdrygnęła się. Temat brzmiał tym obrzydliwiej, biorąc pod uwagę, że znajdowały się w kuchni i robiły masę na ciasteczka. Coś ścisnęło ją w żołądku i w gardle. Ożywione zwłoki, okropność. Nawet ona wiedziała, czym były inferiusy i że potrafili je stworzyć tylko bardzo potężni czarnoksiężnicy.
- To zły czarodziej, bardzo niebezpieczny – powiedziała cicho. Słowa Jenny tylko potwierdzały to, co już wiedziała. Tristan Rosier w opowieściach innych jawił jej się jako ktoś niemal równie groźny i bezwzględny co sam Voldemort, którego imię szeptano z coraz większym przestrachem.
Czarna magia i jej możliwości były przerażające. Charlie miała nadzieję, że nigdy nie zetknie się z nimi bliżej. Wciąż czuła nieprzyjemny chłód, kiedy przekazywała miskę z ciastem Jenny i patrzyła, jak dziewczyna kontynuuje wyrabianie ciasta, a potem je chłodzi.
- Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy krzywdzą innych. I to często tak po prostu, dla zabawy... – pokręciła głową ze smutkiem. Dlaczego niektórzy byli tak okrutni? Dlaczego ludzie nie mogli tak po prostu żyć obok siebie w pokoju, tylko zawsze znaleźli się tacy, którzy odnajdywali przyjemność w cierpieniu innych oraz sianiu chaosu? Oni pewnie widzieli w tym jakiś chory cel, ale dla Charlie żaden cel nie mógł być warty tego, by zabijać niewinnych i to w taki sposób.
- Współczuję ci, że musiałaś być świadkiem czegoś tak okropnego – powiedziała cicho. Jak obrazowo Jennifer widziała tę scenę? I czy często śniła o właśnie takich okropnościach? Cóż, chyba mogła ją podziwiać za to, że jeszcze nie zwariowała, bo gdyby Charlie miała oglądać tak parszywe wizje, to chyba dawno zostałaby stałym bywalcem oddziału zamkniętego.
Ale potem zaczęła mówić o Zakonie, czy raczej, kluczyć, powoli zbliżając się do sedna tematu, jakby dając sobie dodatkowy czas do namysłu nad tym, jak powinna to przedstawić. Ale Jenny była bystra, od razu domyśliła się, że Charlie nie mówiła jej tego wszystkiego bez powodu.
- Tak – przyznała więc. Przygryzła usta, znów wyraźnie się wahając. Jej zielone oczy spoczęły na twarzy młodej dziewczyny, która wydawała się zaciekawiona tematem, wręcz pragnąca dowiedzieć się więcej o Zakonie. Może rzeczywiście panna Leach tylko czekała na to, by otrzymać taką szansę, możliwość zrobienia czegoś więcej i to nie samotnie przeciw całemu światu? – Jestem w stanie uczynić cię jedną z nich. Sojuszniczką. Oczywiście jeśli tego chcesz – powiedziała po chwili. – Twój dar byłby niezwykle cenny. Twoje wizje wykorzystane przez odpowiednich ludzi mogłyby pozwolić ocalić niewinne życia. Nie musiałabyś już tylko oglądać takich scen jak ta, o której mi opowiedziałaś – ciągnęła dalej, wciąż nie przestając się w nią wpatrywać. – Poza tym uznałam, że nie w porządku byłoby cię pozbawić możliwości zrobienia czegoś więcej niż samotne mierzenie się z realiami wojny. Martwię się o ciebie, to oczywiste, ale nie chcę dłużej ukrywać przed tobą pewnych faktów, kiedy to, co się dzieje, dotyczy cię w tak dużym stopniu. – Musiała ukrywać swoją przynależność przed światem, mówić o Zakonie mogła jedynie wtedy, kiedy uznała kogoś za na tyle godnego zaufania, by go wtajemniczyć. Tak też zrobiła w tym przypadku, zdecydowała się zaufać Jenny. Musiała zdusić swoje ciągotki opiekuńcze i zaakceptować fakt, że wciągnie Jenny w całą tę sprawę. Jej dar jasnowidzenia był cenny, choć dla Charlie nie bez znaczenia pozostawało samo bezpieczeństwo Jennifer. Nie widziała w niej przecież tylko daru, ale przede wszystkim osobę z krwi i kości, swoją w pewnym sensie uczennicę, za którą czuła się w tym momencie trochę odpowiedzialna. Nawet jeśli dla niektórych pewnie najważniejsze byłyby jej wizje, dla Charlie ważniejsze było to, żeby Jenny nie poniosła negatywnych konsekwencji dołączenia do Zakonu. Nie chciała, by stało jej się coś złego. – Jest więcej ludzi, którzy nie chcą biernie przyglądać się temu, co się dzieje, i działają już od dłuższego czasu. Każda dzielna dusza jest teraz naprawdę cenna, a wiem, że ty jesteś dzielna, że mogłabyś stać się częścią czegoś większego i pomóc nieść światło w ciemności. Ale decyzja o tym, czy chcesz zostać sojusznikiem, należy tylko do ciebie. Jeśli chcesz dołączyć, jeśli wyrazisz zgodę, przedstawię ci najważniejsze informacje, ale jako sojusznik będziesz musiała dopiero zapracować na zaufanie pozostałych.
Po całej procedurze wcielenia będzie musiała opowiedzieć o Jenny komuś z gwardzistów, to oni zdecydują o tym, do jakich sekretów dziewczyna zostanie dopuszczona, oni wyznaczą dla niej pierwsze zadania. Ale najpierw musiała powiedzieć jasno i wyraźnie, że właśnie tego chce.
- To wiąże się z ryzykiem. Ale myślę, że w tych czasach każdy, kto nie popiera obecnej władzy, i tak jest zagrożony. – O tym też musiała ją uprzedzić. Dać szansę wycofania się, choć podejrzewała, że Jenny nie przestraszyłaby się myśli o ryzyku i niebezpieczeństwie. Była Gryfonką. Potrafiła znieść wiele, czego dowodem było jej tułacze życie i to, że jeszcze nie oszalała od oglądania wizji pełnych nieszczęść. To Charlie była tą, która nie lubiła ryzykować i wolała trzymać się z tyłu, pomagać bez wystawiania się na pierwszą linię.
Po chwili umilkła, czekając na pierwszą falę pytań. I miała nadzieję, że nie popełniła błędu.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Kuchnia [odnośnik]25.03.20 23:57
Współczuć należało wszystkim innym, ale na pewno nie mnie. Dobrym ludziom, też bliżej niesprecyzowanym, albo tym, których spotykały faktyczne nieszczęścia. Sny to tylko sny, niewiele mi zabrakło, żeby odburknąć, że co jak co, ale współczucie w moim kierunku jest po prostu źle ulokowane. Merlinie, dobry człowiek dawno coś by z tym zrobił, coś potrafił zmienić, a ja? Tylko patrzyłam. Przez kilkanaście lat.
- Charlie - ciepły, uspokajający uśmiech, łagodny ton głosu, powaga zamiast kpiny, choć zwykle właśnie w kpinę uciekam od bardziej wymagających emocjonalnie momentów w życiu - głowa do góry, bo na razie wyglądasz, jakbyś osobiście posyłała mnie na śmierć.
A nie ma w tym za knut prawdy.
- Chcę tego. Szansy, żeby pomóc - nie uciekam spojrzeniem przed kontaktem wzrokowym. W głosie Charlene nadal słyszę wątpliwości, sama ich nie mam - i szansy na przekonanie ich do siebie również. Zaufania nie oczekuję i nie spodziewam się go, to by było z ich strony nierozważne, ale dołożę starań, żeby na tym nie stracili. Mówisz o odpowiednich ludziach - i tak, wydaje mi się, że Zakon może być odpowiedni. Być może z zupełnie innych powodów niż te, o których pomyślałaby panna Leighton. Opada mnie podejrzany, irracjonalny spokój, zdecydowanie nie czuję się w tej chwili jak ktoś, kto podpisuje własny akt zgonu, ona więc tym bardziej nie powinna mieć takiego wrażenia - więc pomyśl tylko, jak to może wyglądać w rękach tych nieodpowiednich. Ja o tym myślę. Czasami. W zasadzie w tym samym stopniu co o niewykorzystanych informacjach. Zmarnowanych szansach. Tej nie mam zamiaru pogrzebać.
Po przebudzeniu, kiedy już jawa oddzieli się od snów, myśli zostają.
- Ty mi uwierzyłaś. Z jednej strony mnie to cieszy, z drugiej wzbudza obawy, ale, nie obraź się, prawdopodobieństwo, że zrobisz coś głupiego i nierozważnie narazisz się na niebezpieczeństwo działając w oparciu o coś, co powiem, jest niewielkie. Załóżmy, że trafię na kogoś, kto okaże się mniej zachowawczy. Poproszę go o pomoc i opowiem o wizji. Biorąc pod uwagę, z czym wiąże się większość z nich, to jeśli nie uzna mnie za wariatkę i posłucha, jest to potencjalne narażenie na śmierć przypadkowej, niewinnej osoby. Krew na rękach. A to tylko jedna z kilku możliwości. Nie robiąc nic, jedynie patrząc, tak samo.
Wyliczam, nawet jeśli od podobnych uzewnętrznień cierpnie mi skóra. Zastanawiam się przez moment, rozchylam usta, jakbym coś jeszcze chciała powiedzieć, ale rozmyślam się niemal w tej samej chwili i przez kilkanaście długich sekund milczę. Dobór właściwych słów nigdy nie był moją mocną stroną, nie jest nią i teraz, zostaje trzymanie się faktów - a fakty są takie, że Charlene ma o mnie nieco lepsze zdanie, niż jestem tego warta.
- Dla mnie Zakon, o którym mówisz, to nadzieja. Cień szansy, że jeśli spróbuję działać w oparciu o wizje, wciągnąć w to innych, nie będzie to równoznaczne z wykorzystywaniem nieświadomych ryzyka.
Że nie wpakuję ich w nic gorszego, niż sami wpakowali się wcześniej. Brzmi okropnie, ale i tak przedstawiam jej to w mocno okrojonej, ułagodzonej wersji. Wiedza o przyszłych wydarzeniach jest czymś, co da się, przynajmniej w teorii, obrócić w broń i jasnowidz bardziej zdecydowany ode mnie zdołałby pewnie zrobić to już dawno.
- Powiedz mi, ile możesz powiedzieć.



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Kuchnia VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Kuchnia [odnośnik]26.03.20 20:28
Charlie przez całą swoją naukę też tylko patrzyła, ale nie reagowała aktywnie na przejawy dyskryminacji w Hogwarcie, choć naturalnie wiedziała, że to jest złe i że nie można obrażać nikogo tylko z powodu urodzenia. Wychowano ją w duchu tolerancji i akceptacji dla różnorodności, ale należała do tych cichych, nie rzucających się w oczy uczniów, którzy myśleli swoje bez obnoszenia się z tym. Nie mogła wtedy wiedzieć, że to od takich rzeczy do jakich dochodziło już w Hogwarcie, od wyzwisk i piętnowania określonej grupy ludzi przy towarzyszącej temu obojętności pozostałych, zaczyna się to, co obecnie wyewoluowało w realną eksterminację mugolaków i mugoli. Może byłoby inaczej, gdyby nie bierność i obojętność znacznej części społeczeństwa, do której zaliczała się i ona sama? Gdyby nie tylko jednostki potrafiły się postawić? Ale zawsze brakowało jej siły charakteru niezbędnej do otwartego stawiania się silniejszym, co nie znaczyło, że nie pomagała takim ludziom później, gdy niebezpieczeństwo znikało z horyzontu. Potem żałowała tego, że nie potrafiła być bardziej jak jej krewni z Wrightów, ale taki już miała charakter, że była zachowawcza i ostrożna, i nie lubiła pakować się w kłopoty. Także w dorosłości pomagała zakulisowo. Warzyła eliksiry, dzieliła się wiedzą, pomagała w Oazie i oferowała wsparcie emocjonalne. Ale nie zamierzała biec na oślep ku barykadom ani wystawiać się na ogień walki.
Bała się jednak, że Jennifer mogłaby to zrobić. Była impulsywną Gryfonką, w dodatku młodą, a młodych często cechowały skłonności do porywczości, do podejścia „najpierw zrobię, potem pomyślę”. Charlie co prawda nie była wiele starsza, ale ominął ją ten etap burzliwości, zawsze zdawała się dojrzalsza i bardziej poukładana od rówieśników. Jenny z jednej strony była nad wiek dojrzała, z drugiej zdawała się mieć pewne skłonności do ryzyka.
Jennifer najwyraźniej zauważyła, z jakim dylematem mierzyła się Charlie. Bo w istocie czuła się, jakby właśnie przyczyniała się do podpisania wyroku na tę dziewczynę. Ale czy i tak władza nie wydałaby go, gdyby tylko wiedziała, że Jen jest mugolaczką? Nie musiała być w Zakonie, by zginąć w tej wojnie. Wiele ofiar wcale w nim nie było. Ale z Zakonem mimo wszystko miała większe szanse, także na to, by jej dar mógł coś zmienić. Sama Jenny nie mogła wiele zrobić z wizjami, bo była tylko pojedynczą jednostką, nikomu nieznaną wróżbitką, ale ich znajomość pomogłaby tym, którzy mają możliwości, by zareagować. W grupie siła, dlatego skupiali się w jedną całość i nie mierzyli się ze złem świata w pojedynkę.
- Dlatego postanowiłam dać ci tę szansę. Uznałam, że powinnaś wiedzieć i móc zdecydować, w jaki sposób pomóc. W końcu to, co się dzieje, dotyczy cię w tak dużym stopniu. Pomyślałam, że... że skoro i tak już mierzysz się z całym światem, to nie musisz robić tego w pojedynkę. – Mugolacy, chcąc nie chcąc, byli uwikłani w wojnę bardzo silnie. To oni i ich rodziny cierpieli najmocniej i na pewno niejeden z nich pragnął zawalczyć o swoje prawo do życia i wolności. – Wiem, że wizje w rękach złych ludzi mogłyby wyrządzić wiele krzywdy – powiedziała po chwili wahania. Zdawała sobie sprawę, że ich przeciwnicy też mogli mieć jasnowidza, tak jak bez wątpienia mieli też swoich uzdrowicieli i alchemików. – A w dobrych rękach mogą ratować niewinnych. Naprawdę mogłabyś pomóc. Cieszę się... że chcesz – uśmiechnęła się lekko. Z jednej strony cieszyła się z tak entuzjastycznej reakcji Jen, z drugiej się martwiła. – Już podczas naszego poprzedniego spotkania zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak ci powiedzieć. Ale postanowiłam zaczekać, aż się pomyślnie zarejestrujesz. Nie chciałam zrzucać na twoje barki sekretu, który pociągnąłby cię na dno, gdyby tak poddano cię działaniu veritaserum lub legilimencji – wyznała, zdając sobie sprawę, że Jenny była bezpieczniejsza, idąc do ministerstwa bez żadnych niebezpiecznych sekretów, w końcu żadna z nich wtedy nie wiedziała, co może ją tam spotkać. Ale teraz moment był bardziej odpowiedni. – Myślę że ludzie z Zakonu Feniksa będą wiedzieć, na co się piszą, jeśli zdecydują się skorzystać z twoich wizji. To czarodzieje, którzy naprawdę mogą coś zrobić, dokonywali już wielkich rzeczy. Koniec anomalii to właśnie ich zasługa, to oni pokonali matkę wszystkich anomalii. – Przemilczała fakt, że również Zakon stał za ich wywołaniem, choć pewnie kiedyś Jenny dowie się i tego. – Niektórzy z nas to aurorzy, jednak Zakon to nie tylko ludzie, którzy walczą. Inne osoby także są jego częścią. Naukowcy, uzdrowiciele i alchemicy, jak ja. A także każda dobra dusza, która pragnie zrobić cokolwiek, by świat nie pogrążył się w mroku.
Liczył się każdy dobry czarodziej, nieważne, jakiej był krwi i co potrafił. Nawet Charlie znalazła tam swoje miejsce, i mimo wątpliwości, które niedawno miała, kiedy przeżywała załamanie po śmierci siostry, nie odeszła z organizacji. Jasno i wyraźnie określiła, że nie stanie na pierwszej linii, ale pomagała w tym, co potrafiła najlepiej. A w eliksirach była naprawdę dobra. W nich leżała jej siła i przydatność. Poza tym, choć nie należała do najodważniejszych i nie potrafiła walczyć, rozumiała różnicę między dobrem a złem, i chciała pomagać tej dobrej stronie. Zbyt długo w swoim życiu była bierna.
- Pewnie cię zaskoczę, jak powiem, że należę do nich od roku. Wiele się przez ten czas zmieniło, ale, jak pewnie łatwo możesz się domyślić, warzę tam eliksiry. Każdy robi to, w czym jest dobry – ciągnęła dalej, na moment zapominając nawet o masie na ciastka, tak bardzo pochłonął ją temat Zakonu. – Ale niektórzy z nas zapłacili za swoją chęć uczynienia świata lepszym najwyższą cenę. Ale jeśli wiedząc to nadal jesteś chętna dołączyć, to powiem o tobie odpowiednim osobom i oni nawiążą z tobą kontakt. Na szczycie hierarchii Zakonu stoi Gwardia, i to oni zdecydują o tym, w co cię wtajemniczyć, mogą też przydzielać ci jakieś zadania, w których będziesz mogła udowodnić swoje zaangażowanie. Będę musiała powiedzieć im o twoim darze jasnowidzenia, nie masz nic przeciwko?
Charlie była zwykłym, szeregowym Zakonnikiem, więc to nie do niej należała decyzja co do tego, kiedy Jenny zostanie wpuszczona do Oazy, albo kiedy pozna tożsamości innych członków organizacji. Musiała powiedzieć o niej komuś z Gwardii, nie mogła też przemilczeć jej zdolności, które z chwilą dołączenia do Zakonu przestaną być sekretem Jenny.
- Musisz też wiedzieć, że ludzie, z którymi walczy Zakon są niebezpieczni. Noszą nazwę Rycerzy Walpurgii, należy do nich między innymi czarnoksiężnik, którego zobaczyłaś w wizji. Ale nie jest jedynym, takich jak on jest więcej i wielu z nich ma czystą krew, a aktualna władza jest po ich stronie. To oni stali za pożarem Ministerstwa Magii i przepędzeniem z Londynu wszystkich, których uznali za niegodnych. – Skrzywiła się, jakby przełknęła sok z wyjątkowo kwaśnej cytryny. Ale Jennifer musiała się dowiedzieć także tego. Poruszyła się niespokojnie i rozejrzała się do kuchni, przypominając sobie o ciastkach. – Myślisz, że można już lepić ciastka i wstawić je do pieczenia? – spytała nagle, nerwowym ruchem pocierając policzek.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Kuchnia [odnośnik]29.03.20 19:44
Zaskoczenie trwa sekundę, może dwie. Nawet, jeśli się tego po Charlie nie spodziewałam, wzmiankę o rocznej działalności w szeregach Zakonu Feniksa przyjmuję bez mrugnięcia okiem - zaskoczenie jest z gatunku tych pozytywnych, bo po pierwsze wątpliwe, bym bez niej nawiązała jakikolwiek kontakt z organizacją, po drugie przychodzi mi na myśl, że kiedy już coś pójdzie nie tak, alchemiczka nie zostanie pozostawiona sama sobie. Kiedy, nie jeśli, odpuszczam sobie zwalczanie skłonności do czarnowidztwa, towarzyszące mi w sylwestrową noc przekonanie, że ten rok będzie gorszy od poprzedniego przynajmniej częściowo się jak dotąd sprawdza. Świadomość, że mogłabym sobie powiedzieć "a nie mówiłam?" bawi jakoś mniej niż zwykle, ale cierpliwość do dylematów moralnych mam żadną. Kiwnięciem głowy kwituję temat wizji, nie wierzę, by dzielone z przedstawicielami Zakonu miały przynieść wyłącznie dobro, ratować życie, nie przyczyniając się przy tym do żadnej śmierci. Mamy wojnę, przychodzi mi na myśl, że sama szansa zachowania wpływu na kierunek wyrządzanych przez nie szkód to już dużo. A decyzja o kierunku przecież zapadła, z tej też nie zamierzam się wycofać.
- Skoro już ci o tym powiedziałam, decyzja o dalszym rozporządzaniu informacją leży w twoich rękach, liczę się z tym - uśmiecham się koślawo, ale szczerze, w pamięci mając, jakie obawy ta perspektywa wzbudziłaby we mnie jeszcze rok temu. To dużo czasu na zmiany. Przekazywanie potencjalnym sojusznikom tylko najpotrzebniejszych informacji ma sens, ani mi w głowie się z tym kłócić, zachowawczość w kwestii podejmowania tego tematu przed wyjściem do ministerstwa tym bardziej wydaje mi się logiczna. Im mniej wiesz, tym mniej osób ciągniesz za sobą w dół, jeśli coś się nie uda, a ja zdążyłam już przywyknąć do myśli, że jeśli coś spapram, zaszkodzę tylko sobie. Jest w tym coś z wolności, wygodnie mi myśleć w ten sposób, ale w tym świetle zupełnie mnie nie dziwi, że Charlene nie zbliża się do Londynu.
- Tak, ciastka się same nie dokończą - powaga beztrosko, płynnie przechodzi w rozbawienie, bo faktycznie, o obecności ciasta na wypieki zdążyłam już zapomnieć, natłok myśli związanych z Zakonem Feniksa bardzo skutecznie wywiał mi to z głowy. Bezczelne panoszenie się po kuchni trwa dalej, ale niczego, nawet blachy do ciasta, która trafi do pieca, nie muszę szukać długo, Charlene jest ode mnie znacznie bardziej uporządkowana, a panujący w pomieszczeniu ład tylko to potwierdza. Wykładam blachę natłuszczonym pergaminem i kładę na blacie, następnie, z różdżką za uchem, walczę przez chwilę ze słoiczkiem konfitury. Koniec końców podważam wieczko końcówką łyżki, choć na pewno zaklęciem byłoby szybciej.
- Z mniej ponurych tematów - zaczynam, choć gwarancji, że Charlene uzna to za mniej ponure, nie mam właściwie żadnej, może być zupełnie na odwrót - to pierwszy raz widziałam, żeby ktoś bronił się przed atakiem patronusem.
Sięgam po ciasto, odrywam kawałek, lepię z niego kulkę z wgłębieniem pośrodku i układam na pergaminie. Łyżką nabieram odrobinę porzeczkowej konfitury i umieszczam w zagłębieniu. To tyle, poglądowe ciastko właściwie gotowe do zapieczenia, przepis, jeśli ich nie spalić, jest praktycznie nie do zepsucia. Nie nalegam na podchwycenie tematu.



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Kuchnia VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Kuchnia [odnośnik]29.03.20 23:53
Rok temu Zakon wydawał się Charlie czymś innym niż teraz. Wtedy sytuacja nie była tak poważna, a wizje roztaczane przed nią przez osobę, która ją wcielała, padły na podatny grunt. Oczywiście, że chciała pomagać, nieść dobro i dzielić się z innymi tym, co sama potrafiła. Chciała się czuć potrzebna i tamta osoba pokazała jej, że może. Dopiero później Charlie została odarta ze swoich idealistycznych złudzeń i uświadomiła sobie, że bycie w Zakonie wiąże się z zagrożeniem, nawet jeśli nigdy nie wystawiała się na pierwszą linię walki i nie planowała tego robić.
Ale co będzie z Jenny? Ona sama rok temu też była pełna idealizmu, zapału i chęci. Dopiero potem zaczęła pojmować pewne sprawy, a także uświadamiać sobie własne braki w pewnych aspektach. Na początku się nad tym nie zastanawiała, ale kiedy przyszło co do czego to całkowicie opuściła ją odwaga do działań wykraczających poza warzenie eliksirów, pomaganie w Oazie czy dzielenie się wiedzą. To nie Hogwart ani nie klub pojedynków, podczas wojny zagrożenie było realne, dlatego nawet nie próbowała udawać, że może unieść różdżkę i bronić słabszych, skoro najprawdopodobniej sama się do nich zaliczała. Ogień walki nie był dla niej, ale czy okaże się miejscem dobrym dla Jennifer? Czy może gwardziści znajdą dla niej inne zastosowanie? Czy jej młodzieńczy idealizm, który teraz prezentowała, nie zostanie nadszarpnięty, gdy i ona przekona się, że zbawianie świata to nie zabawa, że wojna to prawdziwe bagno i nie wystarczą same dobre chęci, by coś się zmieniło?
Charlie naprawdę chciała dla niej dobrze i najchętniej trzymałaby ją od wojny z daleka, chętnie trzymałaby od niej z dala również siebie, ale Zakon potrzebował jej zdolności, i mógł potrzebować też zdolności Jenny. Trzeba było myśleć też o jakimś wyższym dobru, o tym, że każda z nich mogła przyłożyć swoją cegiełkę do prób sprawienia, by coś się wreszcie zmieniło.
- W porządku – odezwała się. – Od teraz będziemy w tym razem, będziesz jedną z nas. Z czasem na pewno poznasz innych. I jeśli będziesz czegoś potrzebowała lub miała jakieś wątpliwości, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Od teraz będzie musiała być w pewien sposób odpowiedzialna za Jenny w Zakonie. Miała nadzieję, że jej nie zawiedzie.
- Wybacz, że póki co jestem dość tajemnicza, ale tego wszystkiego jest zbyt dużo, by opowiedzieć o tym podczas jednego spotkania, więc mogę jedynie obiecać, że w swoim czasie dowiesz się więcej. – Charlie musiała ostrożnie dawkować informacje. Na dokładne szczegóły przyjdzie czas, Jenny musiała zapracować na zaufanie Zakonu; w obecnych czasach zaufanie było sprawą kluczową i należało traktować je ostrożnie, i nawet tak naiwna osóbka jak panna Leighton musiała mieć to na uwadze. Na szczęście teraz miała pracować dla jednego z gwardzistów, więc powiadomienie gwardii o nowej sojuszniczce nie będzie stanowiło problemu. Może ktoś z nich będzie chciał poznać ją i jej możliwości osobiście. Charlie zdawała sobie sprawę, że mimo swojego młodego wieku Jennifer mogła okazać się cennym atutem i może sama też będzie mogła coś wynieść z dołączenia do Zakonu, na przykład nauczyć się nowych rzeczy oraz pomagać w Oazie, gdy zostanie już do niej zaprowadzona, co zapewne nastąpi wkrótce. Może nawet to Charlie ją tam zabierze?
Wróciły też do dalszej pracy nad ciastkami. Mogły je uformować i ułożyć na blasze. Charlie rzeczywiście była osobą dość uporządkowaną, więc znalezienie niezbędnych rzeczy nie stanowiło problemu. Tym bardziej że do tej pory nie wykorzystywała jeszcze pełnych możliwości kuchni i w zasadzie to niewiele w niej robiła, więc nie zdążyła nabałaganić. Także zaczęła lepić ciasteczka i drugą łyżeczką nabrała konfitury, umieszczając ją w zagłębieniu, a ciasteczko położyła na blasze obok tego, które zrobiła panna Leach. Jednocześnie Jen podjęła temat patronusów, co pewnie też widziała w swojej wizji.
- To taka... specjalna zdolność. Ale nie każdy to potrafi, ja nie umiem – przyznała. Dla niej największym sukcesem było to, że w ogóle nauczyła się wyczarowywać cielesnego patronusa. Przez lata wychodził jej jedynie strzęp mgły. W tych czasach, skoro po kraju panoszyli się dementorzy, umiejętność jego wyczarowania mogła ocalić jej skórę. Ale prawdę mówiąc, nie miała pojęcia, jak dokładnie działał patronus gwardzistów i co musieli zrobić, by nauczyć się nadawać mu takie właściwości. – Wydaje mi się, że to wymaga większych umiejętności. Ja niespecjalnie lubię się z pojedynkowymi dziedzinami magii, choć mogę się pochwalić, że w grudniu zobaczyłam, jak wygląda mój cielesny patronus.
Ale czy teraz, po śmierci Very i po innych nieszczęściach, byłaby w stanie przywołać utkanego ze światła kota? Tego nie była pewna.
Po ulepieniu ciasteczek blacha z nimi mogła wylądować w piecu.
- Jak długo powinny w nim być? – zapytała. Mama dawniej robiła ciastka, ale Charlie nigdy nie pamiętała, ile minut powinny siedzieć w cieple i czasem zdarzyło jej się zamyślić, zagapić i wyciągała je trochę za późno. Lub dużo za późno. Ale od tamtych momentów minęły całe lata i teraz, jako dorosła czarownica, może miała szansę w końcu opanować podstawy gotowania i pieczenia. Nie była już nastolatką, którą karmiła matka, sama musiała zadbać o swoje wyżywienie, o to by nie chodzić głodną ani się nie otruć swoim jedzeniem.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Kuchnia [odnośnik]02.04.20 22:05
Gwarancje nie istnieją. Trzymać się zamierzam tego przekonania pazurami, bo to mniej rozczarowań. Nic nie jest pewne, nic nie jest dane raz i na zawsze, wszystko można stracić - więc najbezpieczniej byłoby nie dbać o nic i nikogo, nie przywiązywać się, nie myśleć o czymkolwiek, co wykracza poza koniec własnego nosa. Powoli godzę się z tym, że jednak tak nie potrafię, nie do końca, choć nadal nie przekłada się na gotowość do szukania stabilizacji. Dbam, przez większość czasu, by nie przynosić innym kłopotów na próg, choć kilka rzeczy muszę sobie jeszcze poukładać - zastanawiam się na przykład, tak w tej chwili, czy rejestracja różdżek nie ma jakiś jeszcze nieprzewidzianych konsekwencji, ale uznaję, że to właściwie mało prawdopodobne. Za dużo ludzi ją podejmuje, by miało sens śledzić wszystkich. Temat do gdybania nad ciastkami idealny jak nic, ale też wcześniej nie przyszło mi do głowy, czy ktoś mógłby mnie namierzać, kiedy tak sobie beztrosko siedzę u Charlene w kuchni. Aż mi się zimno robi na taką myśl, spóźnioną i pojawiającą się poniewczasie, ale wygodniej przyjąć mi na wiarę, że za dużo by z tym było zachodu. Zbyt szybko jedno wydarzenie następowało po drugim, by dało się coś takiego ogarnąć na większą skalę, uspokajam wątpliwości. Chyba nawet nie przebijają się na zewnątrz, ale w tej kwestii nie mam żadnych przeczuć, ani jednego przebłysku intuicji, podszeptu trzeciego oka. Polegam na nich aż za bardzo, a przecież jestem omylna, jak każdy. Ale czasem jednak zapominam. Zgubna zarozumiałość?
- No to nadarza mi się jedyna w swoim rodzaju okazja podpytania prawdziwej animag, jak to jest z patronusem i przybieraną formą, bo wersje książkowe przeczą jedna drugiej, że i tak, i tak. Różna, taka sama? - ciekawa jestem, minie sporo czasu, zanim zdołam sprawdzić to na własnej skórze. Zaklęcie zdecydowanie z gatunku takich, które mocno wykraczają poza zakres moich zdolności, potrafię powołać do istnienia aż wątły, srebrzysty strzęp mgły. Wątpię, żeby to to miało szansę spowolnić dementora o sekundę, ale może nie zdarzy mi się sprawdzać, jakieś nadzieje trzeba w tym życiu mieć. Z animagią, cóż. Z animagią idzie mi na razie tak, że lepiej tego nie komentować, nie czynię żadnych postępów.
- Jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. Więcej nie, ale do tego czasu na pewno nie powinny się spalić - stwierdzam z radosnym uśmiechem eksperta w tej dziedzinie. To nic, że metoda prób i błędów nie wzbudza zaufania, te konkretne ciastka mam już przećwiczone, wielokrotnie. Spokojnie czuję się w kuchni. Beztrosko. Jakich tematów i myśli bym tu nie przywlokła, atmosfera pomieszczenia, poparta dodatkowo odrobiną dobrych wspomnień, zachowuje się przynajmniej w części. Albo po prostu to sobie wmawiam. Ważne, że skutecznie.



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Kuchnia VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Kuchnia [odnośnik]03.04.20 14:41
Charlie pragnęła stabilizacji. Bez niej nie czuła się zbyt pewnie. Czasem wciąż czuła, że stała na skraju przepaści, nawet jeśli znad tej prawdziwej ściągnął ją Percival. Grunt usuwał jej się spod nóg, a ona desperacko próbowała znaleźć taki jego fragment, który nie zapadłby się pod jej ciężarem i umożliwił jej stanięcie na obu nogach. Nie była nauczona do funkcjonowania w rzeczywistości bez stabilizacji, bez rutyny wyznaczającej rytm codzienności. Było jej z tym źle, z tym że musiała porzucić dotychczasowe życie, a obecne nadal było nieoswojone i pełne niewiadomych. Próbowała w nim funkcjonować, ale wiele by dała za rzeczywistość wolną od strachu, za codzienność, w której jej największym problemem byłaby praca. W takiej zwyczajnej codzienności, pozbawionej wojny i towarzyszących jej lęków, miałaby zapewne więcej czasu i chęci, by po godzinach poświęcanych pracy w Mungu (którego z pewnością by nie porzuciła, gdyby nie była do tego zmuszona) rozważyć jakąś pracę badawczą, ale obecny zamęt życiowy i brak poczucia ustabilizowania skutecznie ją do tego zniechęcał. Poza tym zwyczajnie nie miała czasu, skoro miała pomagać w Oazie i jednocześnie pracować dla lecznicy Alexandra, do czego dochodziło warzenie eliksirów do Zakonu. I jeszcze douczanie się w wolnych chwilach anatomii i zielarstwa, które studiowała z podręczników, by rozwinąć posiadaną wiedzę jeszcze bardziej.
Pragnęła zatem szybkiego końca wojny, z jak najmniejszą liczbą ofiar i strat po drodze. Chciała także ją przeżyć i doczekać czasów pokoju, ale były to prawdopodobnie marzenia nadmiernie wyidealizowane i nie przystające do rzeczywistości.
Nie ulegało wątpliwości, że Charlie nie nadawała się do brania udziału w wojnie. Jej główną szansą przetrwania była animagia i ucieczka. Najwyraźniej te niezliczone godziny, które spędziła na nauce tej umiejętności, mogły okazać się teraz na wagę złota.
Opowiedziała jednak Jenny tyle, ile wydawało jej się, że mogła. Nikogo nie wprowadzała wcześniej, więc tak naprawdę nie była pewna, jak to powinno wyglądać i czy dobrze to przeprowadziła. W każdym razie liczyła na to, że Jenny odnajdzie w organizacji swoje miejsce i pewnego dnia stanie się jej częścią.
Pozostawało jej tylko spróbować się uśmiechnąć znad lepionych właśnie ciasteczek. I mieć nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży i żadna z nich w najbliższym czasie nie wybierze się na tamten świat.
- W moim przypadku forma jest taka sama, mój patronus jest kotem, ale podobno zdarzają się przypadki, kiedy tak nie jest – przyznała. Najczęściej animag przemieniał się w to samo zwierzę, które było jego patronusem, ale nie było to żelazną regułą, tym bardziej że patronusy również mogły zmieniać formę pod wpływem przeżywanych wstrząsów. I zdała sobie sprawę, że jej własny również mógł ulec zmianie lub zwyczajnie się nie pojawić w cielesnej postaci, skoro przeżyła ostatnimi czasy dużo przykrych doświadczeń. Jako animag nadal zmieniała się w kota. – Mimo całej mojej miłości do kotów czasem sobie myślę, że może zwierzę ze skrzydłami byłoby lepszą formą do potencjalnych ucieczek. – Ale była kotem, jej magia zdecydowała za nią. Niemniej jednak brak skrzydeł był jedną, jedyną wadą kota. Ptakom dużo łatwiej było uciekać przed niebezpieczeństwem, bo mogły odlecieć. A Charlie była osobą, która w sytuacji niebezpieczeństwa zdecydowanie wolałaby uciekać niż walczyć, to nie ulegało wątpliwości.
- Więc poczekamy tyle i potem spróbujemy, jak wyszły. – Tak też zrobiły. Po niecałych dwudziestu minutach Charlie wyjęła blachę z ciastkami z pieca; wszystkie były upieczone i ładnie przyrumienione, ale na szczęście nie spalone. Dziś naprawdę tego pilnowała, nie zajmowała się niczym innym, nie wychodziła z kuchni, a siedziała przy niedużym stole z Jen i rozmawiały. Potem mogły zdjąć ciasteczka z blachy i ułożyć je na talerzu, a następnie skosztować ich. – Wiesz, że są całkiem dobre? – to ją zaskoczyło, bo choć uwielbiała wypieki mamy, to do własnych nigdy nie miała zaufania, skoro podczas wakacyjnych prób pieczenia w latach nastoletnich jej ciasteczka dalekie były od ideału.
Nad ciasteczkami mogły zmienić temat na przyjemniejszy, choć prawdopodobnie żadna nie zapomniała o tym, o czym rozmawiały wcześniej. Opuszczając dom Charlie, Jenny wychodziła z niego już jako sojuszniczka Zakonu Feniksa, a Charlie musiała zadbać o to, by informacja o tym dotarła do gwardzistów, co zamierzała przekazać Alexowi w lecznicy osobiście, by nie pisać o tym w listach.

| zt. x 2




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach