Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet
AutorWiadomość
Gabinet [odnośnik]23.02.20 23:05
First topic message reminder :

Gabinet

Wnętrze gabinetu jest jasne i zdecydowanie przywodzi na myśl szpital, choć taki odrobinę bardziej przytulny. Na jednej ze ścian znajduje się szeroki, metalowy zlew, a kilka półek zastawionych jest najczęściej używanymi eliksirami i paroma interesującymi mugolskimi przyrządami medycznymi. Gdzie nie gdzie powieszonych jest parę większych rycin anatomicznych. Jako szafki służą tu stare i odrestaurowane meble, a dwie kozetki oddzielone od siebie ciemnozielonym parawanem zdecydowanie wiodą tu swoje drugie, jak nie trzecie życie. Całość jest jednak zadbana, a choć skromna to właściciele dokładają starań, aby wnętrze pomimo dominującej w nim bieli pozostało tak przyjazne, jak tylko mogłoby być.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Gabinet [odnośnik]07.06.23 0:11
Roześmiała się z jego odpowiedzi. Czarny, posępny humor pasował do sytuacji i miejsca, w którym się znaleźli. Do bandaży, które zakrywały rany, do zaklęć i eliksirów znieczulających, do wizji rychłej śmierci, której szczęśliwym trafem udało mu się uniknąć. Nie było w tym nic prawdziwie zabawnego, a jednocześnie trudno było w ocaleniu doszukiwać się tragedii. Mówiło się na to "szczęście w nieszczęściu". Właśnie to miał. Potworne szczęście. Dostał kolejną szansę i nie zamierzała mu pozwolić jej zmarnować. Nie zamierzała pozwolić mu zapomnieć o tym, jaką wartość miała i jak wiele mógł dzięki niej zyskać. Uśmiech zadrżał jej na wargach w mieszaninie strachu i powstrzymywanej salwie płaczu. Widziała w jego oczach, że bardzo starał się trzymać, ale ledwie sekundy dzieliły go do tego, by pęknąć. Sięgnęła dłonią do jego ręki, przykryła ją delikatnie, nie chcąc sprawić mu żadnego bólu. Jestem tu, kochanie, jestem. Pokręciła głową, uciszając go subtelnie.
— Mam — odparła cicho, bezwiednie. Palce musnęły skórę jego twarzy z czułością i troską. Walczyła ze sobą, ale tu i teraz, przy nim miała znacznie więcej siły niż w domu, gdy była sama, czekając na jakiekolwiek informacje lub jego powrót do domu. Patrząc na niego, gdy był w tak opłakanym stanie czuła siłę i motywację do walki, jakby obdarzono ją nią za nich dwoje. Usta wygięły się lekko, a czekoladowe spojrzenie utknęło w jego oku. Milczała, gotowa by go wysłuchać, zamiast zalewać własnymi doświadczeniami i tym, w co wierzyła. Czekała na niego, na to, co chciał jej powiedzieć, czym mógł się z nią podzielić. W końcu poprawiła się na jego leżance, podciągnęła nieco kolana do brzucha, usadawiając się wygodnie. — Możesz mi wszystko opowiedzieć — zapewniła go, wiedząc, że nawet jeśli tego chciał i tego potrzebował miał opory — by jej nie zmartwić, by nie niepokoić. — Wciąż jestem twoja przyjaciółką, Billy. Pamiętaj. — Nie tylko żoną. Nie tylko kobietą, którą chciał chronić, o którą pragnął dbać. Wciąż była tamtą dziewczyną, do której przychodził ponarzeka∂ na sędziów ostatniego meczu, czy pomilczeć po tym jak mama umarła. Wciąż była gotowa być z nim i przy nim i wesprzeć go w tym miejscu, w którym się znalazł.
— Zostanę tu dziś z tobą. Ale nie zdziwiłabym się, gdy po powrocie do domu zastaniemy Tłuczka w łóżku. Potrzeba mu twojej ręki — dodała z lekkim uśmiechem, przyglądając mu się z góry. W bandażach wyglądał paskudnie, ale wiedziała, że był silny i dzielny i każdą kontuzję i każdą walkę przetrwał i przetrwa. To, co martwiło ją najbardziej to jego spojrzenie i to, co w nim widziała. Za znajomymi tęczówkami czaiła się pustka. Głęboka, przepastna i złowieszcza pustka, która przyprawiała ją o ciarki. Zacisnęła palce na jego dłoni delikatnie, opuszkami gładząc jego szorstką skórę. — Cóż za oklepany frazes — mruknęła bez przekonania, obracając lekko głowę. Przygryzła wargę, zerkając na otaczające ich szare, ponure ściany. Brakowało tu światła, które mieli w sypialni. Ciepłych, przyjemnych promieni, które wpadały przez okno prosto na ich łóżko. — Powiedz mi jak się czujesz naprawdę. Wiesz, że nie takie rzeczy chcę usłyszeć. — Nie musiał jej karmić złudzeniami, udawać, że jest w porządku, a przynajmniej lepiej, bo raczyła się zjawić. Wiedziała, że zostanie tu tak długo jak tylko będzie trzeba. Liddy zajmie się Amelką, była w dobrych rękach. — Powiedz mi, co czujesz— po to tu była. Po to, by go wysłuchać, by być przy nim. Zamiast patrzeć mu w oczy, zsunęła ze stóp trzewiki i ułożyła się na skraju leżanki, tuż przy nim. Nie potrzebowała dużo miejsca; biodra wychodziły jej za cienki materac, ale bez trudu utrzymywała równowagę. Przynajmniej na razie. Objęła go delikatnie, a czoło przytknęła do jego skroni. — Mam. Mam i koszulę i spodnie. I piżamę. I szczoteczkę, szczotkę, krem do golenia, twoją wodę kolońską. Kapcie też wzięłam — wymieniała prosto do jego ucha, powoli przesuwając dłoń po cienkiej pościeli tam, gdzie sądziła, że był jego brzuch. Kołdra była cienka, materiał nieprzyjemny, wybielony, ale nie mógł być inny. Biorąc pod uwagę stan pacjentów musiał być ostro traktowany —krew, posoka i wszystkie inne rzeczy musiały być dobrze sprane. W domu czeka na ciebie świeża pościel pachnąca cynamonem, pomyślała. Pokój się wietrzył gotowy na to by go przyjąć. Mogła się zająć nim w domu. Zaopiekować. Nim to się jednak stanie musiała mieć pewność, że nie będzie potrzebna pomoc medyczna. Nie znała się na niej. Może powinna. Czy gdyby trafiła opatrzeć jego rany i zmienić opatrunki mógłby dochodzić do siebie już tam? W Irlandii?
— Nie — wyznała w końcu, po chwili zamyślenia. — Już nie. Wyjaśniłam jej, że jesteś cały i niedługo wrócisz. Powiedziałam, że uzdrowicielka musi tylko się upewnić, że będziesz mógł szybko biegać z nią po łące — zapewniła go, zaczynajac powoli rysować na kołdrze wzorki. Nie chciała by si tym niepokoił, zadręczał, ale nie mogła całkiem okłamać Amelki. Była już dużą i rozumną dziewczynką. — Zrobię — przyrzekła, spoglądając na rysunek jego córeczki. — Ale to będzie wiązać się z dużą ilością testów, a do tego musi szybko wrócić do formy— mruknęła, biorąc głęboki wdech. Poradzimy sobie, pomogę ci, a ty dasz sobie radę. Była tego pewna, ale jednocześnie nie potrafiła przyznać tego głośno. Nie teraz, ni w tej chwili. Uniosła się na przedramieniu, by na niego spojrzeć, kiedy wspomniał o Tedzie.
— Co? Twój brat? — spytała głucho z niedowierzaniem. Patrzyła na Williama z niezrozumieniem po raz pierwszy ogarniającym ją odkąd tu przyszła. — Tak po prostu? Prowadzi gabinet? — Nie dał znaku życia przy tyle lat, nie utrzymywał kontaktu z rodzeństwem, które nie było pewne o jego losie. Martwił się. Wiedziała, że za nim tęsknił. Był starszym bratem, który nigdy nie przestanie oglądać się za siebie, by zyskać pewność, że jego rodzeństwo znajdzie spokój i bezpieczeństwo. A ten tak po prostu żył nieopodal, jak gdyby nigdy nic? — Bywałam w Borrowash.... Nie wiedziałam... — Odwiedziła to miasteczko nawet z Justine. — Zakonowi — powtórzyła, marszcząc brwi. — A wam? Tobie? Powiedział ci coś? Przeprosił? Wyjaśnił dlaczego milczał przez ten czas? — pytała, powoli podnosząc się znów do pozycji siedzącej. Czuła wściekłość, która szczególnie teraz wydawała się gorąca, niszcząca. Billy leżał tu, w lecznicy. Ranny, cierpiący i mówił o bracie z takim... zrozumieniem. Jakby nigdy nic się nie stało. Znalazł się, to wszystko. Dla niej to było za mało. Wiedziała, jak bardzo mu go brakowało. Jak trudno było mu się z tym uporać. — Wie, że tu jesteś?— spytała, ogniskując na nim spojrzenie.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Gabinet - Page 8 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Gabinet
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach