Wydarzenia


Ekipa forum
H. Wright
AutorWiadomość
H. Wright [odnośnik]21.06.18 16:01
Hannah Wright
heart made of glass, mind made of stone

Żywotność
Wartość żywotności postaci: 205
żywotnośćzabronionekarawartość
81-90%brak-5166 - 184
71-80%brak-10145 - 165
61-70%brak-15125 - 144
51-60%potężne ciosy w walce wręcz-20104 - 124
41-50%silne ciosy w walce wręcz-3084 - 103
31-40%kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz-4063 - 83
21-30%uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90-5043 - 62
≤ 20%teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz-60≤ 42
10 PŻPostać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury).-701 - 10
0Utrata przytomności

Ekwipunek


Kategoria 1

Nazwa
(pole opcjonalne - możesz je usunąć)


Kategoria 2

Nazwa 1
(pole opcjonalne - możesz je usunać)

Nazwa 2
(pole opcjonalne - możesz je usunąć)


Inne


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy


Ostatnio zmieniony przez Hannah Moore dnia 13.12.23 19:37, w całości zmieniany 13 razy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]08.09.18 10:39
MyślodsiewnieWspomnienia

Keaton | lipiec 1952 | A hand to hold in quiet times

Oczami wyobraźni - ją. Bardziej ją i jego niż jego i ją. Czasem również ich. To chyba ta konfiguracja wciąż, niezmiennie, zaskakiwała go za każdym razem, gdy scalał ten obraz w swojej głowie.
Czekał, pogrążając się w dychotomii napierających emocji. Spokój dryfował z nurtem kołaczącej o brzeg wody; zastygł jak ciało szamoczącego się w kropli bursztynu motyla - przerodził się w niepokój. Nigdy wcześniej nie czuł tego rodzaju niepewności, która, znów - paradoksalnie, wynikała przecież z pewności jego uczuć.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Hannah Wright dnia 02.12.19 13:25, w całości zmieniany 3 razy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]19.03.19 10:31
RozgrywkaMaj i czerwiec

Józio | 3 maja | Sklep miotlarski

— Joe — szepnęła w jego ramię, wciskając się w nie mocno; ściskała go za kark z całych sił, jakby się bała, że nagle zniknie, rozpłynie się w powietrzu, lub okaże zupełnie nieprawdziwy, po raz kolejny udowadniając jej, że to, co oczywiste od trzech dni nie istniało. Mógł się okazać przywidzeniem, iluzją, a może halucynacją wywołaną oparami, których nie czuła. — To nie sen, prawda? To wszystko?
Sophia | 13 maja | Bodmin Moor

Uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Na moment przymknęła oczy, a w jej uszach rozbrzmiały fanfary i hałas skandujących fanów na trybunach. Poczuła na twarzy chłód, świst powietrza, splecione w krótki warkocz włosy wypadały ze splotu pod wpływem nagłych zmian kierunku lotu. Lubiła to sobie wyobrażać; często odpływała myślami do miejsc, które budziły w niej ciepłe uczucia, poprawiały jej nastrój i napawały serce gorącem. I tak teraz, nawet nie wiedząc, kiedy puściła bransoletkę, chwyciła przed sobą powietrze i zaczęła przechylać się z boku na bok. Twarz jej stężała, brwi ściągnęły się ku sobie, usta spięły, wyrażając niecodzienne skupienie. Leciała na miotle, jej drużyna miała wygrać, gdy…
Zdała sobie sprawę, że nie jest sama;
Ben | 14 maja | Oranżeria

Jego ramiona wydawały się zwiotczałe, opadnięte wzdłuż dobrze zbudowanego, silnego ciała, nawet z przodu dało się zauważyć, że był pochylony do przodu, jakby dna barkach spoczywał mu balast, którego dłużej nie był w stanie udźwignąć. Zatrzymał się przed nią tak, jakby do tej pory była całkiem niewidzialna i niespodziewanie wyrosła spod ziemi, tarasując mu drogę. Wstrzymała gwałtownie powietrze, odruchowo wyciągając ręce przed siebie, choć przecież dla jego ciała stanowiła zgąbczoną i łatwą do pokonania przeszkodę.
Frederick | 14 maja | Dom Freda

Chciała w tym wszystkim brzmieć rozsądnie, bo zawsze była tą silniej stąpającą po ziemi. Chciała dokonać tego wieczoru mądrych wyborów i podjąć odpowiednie decyzje, takie, które utwierdzą go w przekonaniu, że czynił słusznie, wprowadzając ją w tajemnice Zakonu Feniksa. Drgnęła, Douglas Jones w szeregach wrogiej organizacji burzył wszystko, co do tej pory skrupulatnie w trakcie tej rozmowy składała. Klocki, z których powstawała wysoka wieża zachwiały się na samym szczycie. Poczuła ukłucie zawodu, w oczach zatańczyły iskry paniki. To nazwisko nie było jej obce, jak i postać przystojnego, psidwaczo uzdolnionego zawodnika. Przymknęła oczy, a czoło przetarła palcami na moment obniżając głowę.
Jackie, Just | 16 maja | Dach

jutro, cokolwiek przyniesie, jakiekolwiek nadejdzie i cokolwiek z nimi uczyni. Popatrzyła na Jackie, miała wrażenie, że nawet jej wyraz twarzy jakby złagodniał. Była małą kluską, tylko zgrywała twardzielkę, zupełnie jak ona sama. Miękka i pluszowa w środku. Jej gruba skóra zatrzymywała wiele złego, dusiła też w środku emocje, których Hannah nie potrafiła powstrzymać. Podziwiała je obie, każdą na swój sposób i były jej bardzo bliskie. Wizja tego, do czego się zobowiązały i tego, co mogło nadejść w każdej chwili przyprawiała ją o ścisk żołądka. Ale każda zrobiła to, dlatego, że chciała, dlatego, że było słuszne i dobre. Jakkolwiek straszne i trudne. Mogły temu podołać. Każda z nich i wszystkie razem.
Wszyscy | 10 czerwca | Dolina Glendalough

rzybyła z uśmiechem i garścią dobrego nastawienia. Ściskała rękę Tonks tak mocno, że przez chwilę miała wrażenie, że zupełnie skostniała od zimna i póki nie nadejdzie odwilż będą na siebie skazane. Przywitało je wiele znajomych twarzy, choć intuicyjnie wśród nich szukała tylko tej jednej. Teren bitwy prezentował się imponująco, ale ilość nagromadzonych duchów budziła w niej współczucie. Zbłądzone dusze, które nigdy nie zaznały spokoju, bo sprawy ziemskie trzymały je przykute łańcuchem wieczności.
Frederick | 19 czerwca | Cmentarz/Mung/Redakcja

Widok, jaki się przed nimi rozciągał wydawał się być jednym z tych koszmarów, z których człowiek chciał się obudzić jak najszybciej. To było dla niej nowe, ale od pierwszomajowego wybuchu nieustannie zmagała się z czymś, co do tej pory nawet jej się nie śniło i zamierzała stawić temu czoła. I przetrwać, a co najważniejsze wygrać. Nabrała powietrza w płuca, nie spoglądając już na Fredericka. Przecięte wielkimi skrzydłami powietrze doleciało do nich — mogłaby przysiąc, że tak się stało, że czuła jego podmuch. Uniosła wzrok wysoko, zaklęcie Foxa pomknęło w niebo, ale nie trafiło w przerażający cień. Idąc w ślad przyjaciela uniosła odruchowo różdżkę.

https://www.morsmordre.net/t357p30-izba-przyjec#131849
https://www.morsmordre.net/t23p15-redakcja-proroka-codziennego#132172


[bylobrzydkobedzieladnie]


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy


Ostatnio zmieniony przez Hannah Wright dnia 02.12.19 13:11, w całości zmieniany 2 razy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]28.03.19 8:02
Lipiec i sierpień
4 sierpnia | Frederick | Wybrzeże
W całym tym jej festiwalowym obrazku, na którym dominowały barwy czerwieni i zieleni, wyrazy miłości i szczęścia jeden element wyraźnie odstawał. Frederick nie pasował do tej wizji, jaką wykreowała w głowie zanim udała się na wybrzeże, do tego miejsca, obrazu pełnego romantycznych uniesień, psuł jego harmonię i zaburzał stworzoną sztucznie równowagę. Była głupia i wyjątkowo naiwna, choć przed sobą i innymi, szczególnie braćmi, próbowała udowodnić, że jest inaczej. Nie chciała by postrzegali ją, jaką tą małą, tą nieszczęśliwie zakochaną, tą, której los wiecznie rzuca kłody pod nogi, której trzeba pomóc, którą trzeba pchnąć w odpowiednie ramiona, bo sama nie dawała sobie z tym wszystkim rady.

5 sierpnia | Przyjaciele Freda i Bena | Ogród za domem
Ujęła jego dłoń i obróciła się w piruecie, który pewnie dla mistrza tańca pozostawiałby wiele do życzenia. Ale jej to nie przeszkadzało, czuła się swobodnie. Tu przy nim, wśród najbliższych. Spódnica zatrzepotała, kiedy powróciła przodem do brata. Przetarła mu przelotnie dłonią brodę, na której zostały resztki zielonego alkoholu i uśmiechnęła się lekko, patrząc w jego duże, piwne oczy.

7 sierpnia | Masakratorzy | Na pełnym morzu
Spojrzała na dwóch przegadujących się o kolorach mężczyzn i przewróciła teatralnie oczami, gorzej niż czarownice w butiku, dyskutujące o odcieniu kupowanej spódnicy. Przywdzieje kolor wybrany przez brata, kapitana drużyny (z którego już teraz była szalenie dumna), zaś na jej plecach błysnął szczęśliwy numer siedem. To z siódemką grała w szkolnej drużynie i to z nią dziś doprowadzi drużynę do zwycięstwa.

15 sierpnia | Josephine | Sklep jubilerski
Nie wiedziała, ile będzie w stanie w ten sposób brylować. Przez chwilę nerwy zaczynały brać górę, aż w końcu zdała sobie sprawę, że to nic takiego. Nie musiałą kłamać, ani oszukiwać, a jedynie wykorzystać swoje umiejętności, z których korzystała na co dzień. Handel z hurtownikami, importującymi drewno nie było proste — zmieniali swoje ceny, casem próbowali ją oszukać. Sklep trzymał się, bo potrafiła ogarnąć go twardą ręką, wziąć się w garść i zająć wszystkimi sprawami twardo. Teraz też musiała taka być — nieugięta, zdyscyplinowana i twarda. Przede wszystkim twarda.

28 sierpnia | Zakon vs Rycerze | Sowia poczta
Wiedziała, że będzie przy nim bezpieczna, że nic jej z nim nie grozi, a jednak stres dawał się we znaki. Na szczęście optymizm jej nie opuszczał. Z nieco nerwowym uśmiechem spoglądała w lustro, tuż przed wyjściem, kiedy przyglądała się sobie. Założyła długą, granatową spódnicę, ciemną i dopasowaną koszulę zapiętą pod samą szyję. Nogi odziała w wysokie, cienkie, skórzane buty, które miały ochronić jej stopy i kostki przed nieprzewidzianymi konsekwencjami, włosy spięła w wysoki kucyk, który miał nie przeszkadzać jej w działaniu i przysłaniać pola widzenia — długie włosy bywały uciążliwe.

29 sierpnia | Alexander | Mung
Nie była świadoma, że trafiła do szpitala Św. Munga cała we krwi, w niczym nie przypominając siebie. Poszarpane i brudne ubranie prześwitywało tysiącem małych dziur, wygryzionych przez pająki, które ich zaatakowały. Koński ogoń zwinięty wstążką już dawno się rozsypał, kawałek materiału utknął gdzieś zaplątany we włosach, których część przylepiła się do twarzy, zmieszała z krwią, która wciąż sączyła się z pustego oczodołu.



[bylobrzydkobedzieladnie]


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy


Ostatnio zmieniony przez Hannah Wright dnia 02.12.19 13:10, w całości zmieniany 1 raz
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]18.07.19 13:18
Wrzesień i październik
1 września | Just | Sypialnia
Drgnęła, gwałtownie podrywając się do góry, wyciągając spod poduszki różdżkę. Mierząc nią prosto między oczy. Oddychała ciężko, gwałtownie, jakby ktoś położył odważnik na jej piersi, jakby zmusił ją do dalekiego biegu. A przecież wciąż była tu, we własnym łóżku, w domu, w którym była bezpieczna.
Ale to była Just.
Opuściła różdżkę na pościel i rzuciła jej się na szyję, zaciskając na niej ramiona, jak stalowe obręcze. Mogła ją skrzywdzić, mogła odruchowo wycelować w nią zaklęciem. Zanurzyła twarz w jej szyi i włosach, przyciskając mocno do siebie, w pięściach zamykając jej ubranie.

X września | Anthony | Sklep z miotłami
Anthony miał rację, Anglia od dawna nie była bezpiecznym miejscem. Wokół szalały anomalie, wszędzie panował jeszcze chaos po zbrodniach Grindelwalda, który jakby zapadł się pod ziemię, a mimo to przestępstwa nie ustępowały. Ale już wiedzieli dlaczego. Chorzy ludzie o chorych, sadystycznych poglądach opanowywali ulice, siali zamęt, gnębili słabszych, czyhali na ludzkie życie — w imię czego, po co? Sama padła ofiarą ataku, który ją sprowadził na ziemię. Upadła na kolana i nie mogła się podnieść przez kilka pierwszych dni, ale zaczynała rozumieć swój błąd. Inaczej to sobie wyobrażała, nie była gotowa na coś podobnego, pomimo całej świadomości otaczającej ją wojny.

7 września | Lucinda | Holandia
Trwoga— to było właśnie to, co odczuwała po ostatnich wydarzeniach. Trwoga o istnieje wszystkiego wokół, o odpowiedni czas dla rzeczy, o równowagę sił, harmonię, o życie najbliższych i wszystkich tych, którzy byli całkiem sami. Sowia poczta nauczyła ją pokory. Sądziła, że dołączenie do Zakonu Feniksa zmieni jej rycerski potencjał w bohatera, która w końcu będzie posiadał narzędzia do tego, by zawalczyć o innych, by skonkretyzować cel swoich działań i skoncentrować swoje chęci na czymś, co według najmądrzejszych należało wpierw zrobić zamiast oddawać się w bezmyślny chaos, jak to czyniła do tej pory.




[bylobrzydkobedzieladnie]


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]02.12.19 13:26
Listopad i grudzień
2 listopada | Alex | Sala w Mungu
Udała się do Munga, nie decydując się na uprzedzenie Alexandra o swojej wizycie. Podejrzewała, że się wścieknie, a w efekcie i tak każe się odwiedzić w szpitalu. Skróciła więc proces komunikacyjny do minumum, uznając, że na szpitalnym korytarzu nie podniesie na nią głosu, a ona nie będzie musiała wysłuchiwać o tym, jak lekkomyślna i niepoważna była, zaniedbując swój stan.

XX grudnia | Ben i Percival | Sennen
Nie zamierzała zwalać na niego tej odpowiedzialności, była gotowa przełknąć gorycz jego słów dumnie, jak na Wrighta przystało. Zadarła wyżej brodę i puściła jego dłonie, odsuwając się od niego mechanicznie, odgradzając od niego szklaną powłoką. Nie spuszczała jednak z niego wzroku, kiedy mówił. Złożyła obie dłonie na kolanach, siadając na piętach jak małe dziecko, ale zaciśnięte zęby, napięta twarz i roziskrzone, choć szklące spojrzenie przeczyło całej jej bezradności, którą właśnie czuła. Lodowaty ton, którym wypraszał ją z własnego domu przeszył ją na wskroś

27 grudnia | Spotkanie Zakonu | Salon i Zakazany las
Obserwowała jak znikali w przejściu, jak przetaczali się przez portal, który miał ich prowadzić w nieznane, jak znikali jeden za drugim. Po Benjaminie nie było ani śladu, ale zaraz za nim zniknęli również Frederick, Brendan, Jackie i Justine. Przełknęła ślinę na myśl o tym, z czym przyjdzie im się tam zmierzyć. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, co mogło ich tam zaskoczyć, co spotka dzieci, które będą musieli poświęcić. Chciała coś powiedzieć, do Charlie, do Rosalyn, ale nie potrafiła. Twarda gula ścisnęła jej gardło, zablokowała krtań, nie powalając wyrzucić z siebie ani dźwięku, ani słowa. Martwiła się — o nich wszystkich. Martwiła się w jakim stanie wrócą, próbując nie dopuszczać do siebie myśli, że mogą nie wrócić wcale. Oczy zeszkliły się szybko, choć zacisnęła zęby, a usta zmieniły się w poziomą linię. Serce biło jej w piersi jak oszalałe, zaczęła drżeć.



Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]03.12.19 10:50
Styczeń, luty i marzec

31 grudnia | Joseph| Sklep
Poczuła ukłucie irytacji. Za sprawę honoru przyjęła otwarcie mu oczu i wpojenie do głowy najważniejszych treści. Musiał rozejrzeć się dookoła, dostrzec coś więcej, nim będzie za późno.  Na chwilę odłożyła wszystko, zaciskając palce na kubku. Upiła łyk, jeden, drugi, a nim się zorientowała dopiła wszystko, co było w środku — może z powodu pragnienia, które nagle dało o sobie znać, a może przez rozmowę, którą zapoczątkował jej starszy brat. Oddała mu kubek i posłała przeciągłe spojrzenie, zerkając na jego własny. W pewien sposób wyzywający, nieco kpiący. Coś słabo mu szło to picie. A sądziła, że mocna głowa i niewylewanie za kołnierz było przypadłością rodzinną.

31 grudnia | Wszyscy | Dolina Godryka
Poszukiwanie skarbów brzmiało jak dobra zabawa, w której zamierzała wziąć udział. Oczywiście nie samotnie, nie pozwoliła ani na chwilę oddalić się Rineheart. Potrzebowała jej przy sobie, upewniając się, że póki wino nie zniknie całkowicie z jej organizmu ktoś musi ją pilnować, by nie sięgnęła po niewątpliwie zabójczy kieliszek szampana.
1.
2.
3.
4.
5.


31 grudnia | Justine | Studnia
Zerknęła również na Rineheart, ale nie mogła nic zrobić. Jak za pstryknięciem palców, po prostu zniknęła. Szturchnięta przez Just, spojrzała na nią, ale żart — choć możliwie trafny, wcale ją nie rozbawił. Obie wiedziały, że opcja złego samopoczucia nie wchodziła w grę. Chodziło o coś więcej i było to coś, co mocno zalegało jej na wątrobie. W każdym innym wypadku wyrzuciłaby to z siebie — w nerwach, złości, krzyku, żartach, jakkolwiek. A jednak nie chciała o tym rozmawiać, woląc zaszyć się w domu, choć nie doczekała nawet północy.
1.
2.
3.


31 grudnia | Michael | Ulice
Kiedy potwierdził jej przypuszczenia na chwilę spuściła wzrok, przeciągając go wzdłuż jego szyi na ramię, na którym ponownie ułożyła własną dłoń, czując, że przyciąga ją bliżej siebie, mocniej przytrzymując w talii. Wciąż nie była pewna, czy to pod wpływem wypitego alkoholu, jego obecności; bliskości raczej, czy z jakiegoś nieznanego powodu było jej wciąż gorąco, na tyle, że brak płaszcza zupełnie jej nie przeszkadzał. Czuła się tak, jakby jej skóra była gorąca i potrzebowała natychmiastowego ochłodzenia, ale nie ruszyła się z miejsca, znów wstępując w odpowiedni rytm melodii.

1.
2.
3.
4.
5.

5 stycznia | Zakon Feniksa | Stara chata
Spojrzała na nich po kolei, Alexandra, Samuela, Justine, Benjamina, zastanawiając się, co by o tym wszystkim pomyśleli Brendan i Fred. Z pewnością wiedzieli najlepiej, co było dobre dla zakonu i musiała im zaufać. Czy jej się to podobało czy nie. Splotła ręce na piersi, postanawiając nie zabierać już głosu więcej, zrozumiała, że próba dalszego rozwijania, czy dopasowywania pomysłów była bezcelowa, zakomunikowano im co mają robić. I zrobić to zamierzała, jak najlepiej potrafiła. Była gotowa zgodzić się ze wszystkim, co gwardia im przekaże; wierzyła, że mieli na przyszłość już jakiś plan.
1.
2.
3.
4.
5.

5 stycznia | Ben | Stara chata
Ale kiedy powiedział jej o tym wszystkim, wyznał całą prawdę o sobie i Percivalu to wszystko stało się znacznie trudniejsze. Popatrzenie na niego, jak na sojusznika, jak na kogoś, na kogo mogła liczyć wydawało jej się kompletną abstrakcją. Może jej intuicja nie była jednak taka zła, może to po prostu przeczuwała od samego początku. Coś wisiało na rzeczy, a ona jakimś dziwnym trafem odczytała to pomiędzy wersami? Jamie nie był niczemu winny, padł jego ofiarą.

6 stycznia | Michael | Sklep
Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami kiedy się nachylał. Jego usta były miękkie, ciepłe, przyjemne. Poczuła zapach ciasta, ale też jego wody kolońskiej, choć oddech jej się spłycił na moment, a klatka piersiowa opadła powoli, jakby na moment zapomniała o własnym oddechu. Przymknęła oczy, na chwilę, chwileczkę, ale wtedy też omsknęła jej się dłoń, trzymająca kubek z herbatą. Czując rozchodzące się ciepło na nogach poderwała głowę gwałtownie, w dziwnym chaosie myśli.

8 grudnia | Percival | Głębia lasu
Miała w głowie huragan myśli, z którym nie potrafiła oddzielić tych istotnych od nieważnych z punktu widzenia dzisiejszego spotkania. Nie przestawała bawić się palcami nawet z dłońmi skrytymi w kieszeniach płaszcza, skubiąc nerwowo skórki, wbijając paznokcie w palce i wnętrze dłoni. Nie zdołała okiełznać burzy, która rozszalała się na dobre. Nie odrywając spojrzenia od Blake'a, przestawała z nogi na nogę, a jej klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie we wdechach i wydechach, które pod ciężarem szalika sprawiały jej upiorny problem, jakby spleciony był z ołowiu, a nie miękkiej wełny. Wmawiała sobie, że powinien kierować nią chłodny profesjonalizm, a nie rozgorączkowanie.

20 stycznia | Alexander | Ruiny w Oazie
Magia oazy nie przestawała jej zachwycać. Lubiła tu przebywać; nie raz czując się tak, jakby zaszywała się w nierzeczywistej krainie, gdzie nikt nie może jej ani znaleźć ani skrzywdzić. Ale widok ludzi, którzy tu przybywali nie napawał ani radością ani optymizmem. Pokazywał jedynie jak wielka jest skala cierpienia, represji i strachu w Wielkiej Brytanii, udowadniał, jak bardzo jako Zakon Feniksa są potrzebni. Nim czarodzieje poczują się tu swobodnie i dobrze, jak w domu minie wiele dni, może miesięcy, a może nawet i lat. Uciekając musieli porzucić dorobek życia, miejsce, które znali i do niedawna uznawali za bezpieczne. Musieli osiedlić się w nieznanym miejscu, wśród nieznanych ludzi, jak uchodźcy, uciekinierzy, chociaż nigdy nie powinni uciekać.

16 lutego | Charlene | Salon
Nie raz, kiedy zamykała we własnym łóżku oczy wyobrażała to sobie — siebie w sklepie pełnym ludzi, graczy quidditcha nie tylko na miotłach zakupionych w u niej na Pokątnej, ale może zachwalających jej własny, autorski projekt. Przygryzła lekko wargę od wewnątrz. Nie chciała zapeszać, nie chciała też zbyt daleko wybiegać w przyszłość. Rozczarowanie było bolesne, trudno było się po nim otrząsnąć. Musiała do tego dążyć. Prócz ciężkiej pracy potrzebowała do tego jedynie odrobiny szczęścia, uśmiechu losu, który sprawiłby, że wszystkie zagmatwane sprawy miałyby szansę się naprostować, kwestie finansowe w końcu uregulować.

8 marca | Jamie | Korzeniowy wąwóz
Jamie przedstawiła najgorszy z możliwych scenariuszy, odruchowo przełknęła wtedy ślinę, nie spoglądając na dziewczynę. Nie chciała w jej oczach odnaleźć tego, co usłyszała już w głosie — wahania, niepewności, braku nadziei. Musiały być dobrej myśli i wierzyć w to, że Brownowie mają się dobrze. Może nawet udało im się utrzeć nosa ludziom, którzy ich ścigali, może ich nie doceniły? Westchnęła głośno, zaczesując włosy za uszy, próbując wyobrazić sobie podobną sytuację. Gdzieś podświadomie przeczuwała, że ta wizja ma w sobie coś z ułudy.

10 marca | Philippa i Keat | Parszywy Pasażer
Wskazała ruchem brody na szklankę, którą po raz kolejny uzupełniała. Intuicja, beznadziejna, jak zwykle, nie ostrzegła jej, że powinna się w porę ewakuować.
Znajomy głos dotarł do niej, jak wiązka elektryczna mknąca od lędźwi aż po kark, która wyprostowała ją jak strunę mimochodem. Obróciła głowę w bok niemalże automatycznie, usta rozchyliła zaś w szykowanej już odpowiedzi, ale słowa ugrzęzły gdzieś w gardle, kiedy zdała sobie sprawę, że powitanie jej nie dotyczyło. Przyglądała mu się przez chwilę, reagując jakby z lekkim opóźnieniem.

XX marca | Keaton | Oaza
W wilgotnym piasku odnalazła jego dłoń, musnęła ją opuszkami palców. Może przypadkiem, a może całkiem celowo, kiedy poczuła, że jest obok. Złapała ją po chwili, tę samą, która niegdyś w zupełnie inną, mniej rozgwieżdżoną noc chwyciła ją podobnie. I pewnie, dając wyraz wszystkiemu, co wtedy trwało, nawet jeśli ulotne, nawet jeśli nie było niczym innym jak karykaturą uczucia, którego sami nie potrafili nazwać.

27 marca | Zakon vs Rycerze | Crimson Street
Na ulicach robiło się coraz niebezpieczniej, a macki zwolenników Voldemorta i ministerstwa zdawały się sięgać coraz głębiej i dalej, zmierzając ku wcześniej zbuntowanym i otwarcie sprzeciwiającym się władzy — dziś ukrywającym się zwolennikom Harolda Longbottoma. Nie wiedziała zbyt dobrze, kim był mężczyzna, do którego się udawali, ale była pewna, że każdy potrzebujący powinien odpowiednią pomoc utrzymać. Od tego byli, temu służyli.




Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]18.07.20 0:34
kwiecień, maj, czerwiec
5 kwietnia | Zakon Feniksa | Stara chata
Kiedy głos zabrał w końcu Alexander, spojrzała na niego niepewna, czy aby dobrze usłyszała, choć przecież siedziała na tyle blisko, że nie powinna mieć z tym problemu. Miała nie podejmować tego tematu; zacisnąć zęby i robić to, co do niej należało, to, czego gwardziści oczekiwali w tym momencie, ale z każdą chwilą nie potrafiła coraz bardziej. A wraz z wrodzonym brakiem umiejętności trzymania języka za zębami, pojawiało się rozgoryczenie i żal, któremu sama nie dowierzała.
7 kwietnia | Zakon Feniksa | Jama
Myślała o tym od dawna jednak zawsze były sprawy istotniejsze niż to, plany o zgłębieniu tej sztuki odkładała więc w nieskończoność, wierząc, że kiedyś stanie się odpowiedniejsze niż teraz. A jednak wizja krwawej wojny urzeczywistniała się z każdym dniem, stając coraz bardziej bezlitosną masakrą, w której otwarty opór wiązał się z rychłą śmiercią. Nagle owo kiedyś stało się obowiązkiem teraz. Mogło pomóc w budowaniu barier ochronnych w miejscach, które były znaczące, a także uratować życie, kiedy wszystko inne zawodziło.

10 kwietnia | Billy | Plaża odpocznienia
Znacznie prościej byłoby go ukarać za to, że zniknął. Wyrzucić z siebie wszystko to, co czuła i co myślała, ale mogła przewidzieć, że wyciągając cały ten arsenał żalu, gniewu i frustracji nie zatrzymałby jej; nie zostawiłaby na nim suchej nitki, nie szczędząc prawdziwych — gorzkich i bolesnych słów. Zniszczyłaby wszystko. Tak bardzo nie chciała palić tego mostu, równać wszystkiego z ziemią. Te kilka dni zwłoki były tym czego potrzebowała, by rozładować złość w kuchni, zmoczyć wystarczającą ilością łez poduszkę w sypialni, by przyjść tu dziś nieco spokojniejsza — może starała się za bardzo; naturalne odruchy zostały spętane grubymi łańcuchami.

11 kwietnia | Michael | Pracownia
Jego ciepła dłoń zgarnęła jej, zamykając ją w twardym uścisku. Nie wyrwała jej, zawieszając spojrzenie na jego błyszczących, pełnych szczerej troski oczach. Miał piękne oczy. Milczała, wysłuchawszy jego słów, czując jak wdzierają się w nią boleśnie, jak budzą w niej opiekuńczy odruch, poczucie winy i chęć ofiarowania mu wszystkiego, co tylko mogła. Wypuściła z ust powietrza, jej pierś, podobnie jak ramiona opadły niżej, jakby zamierzała się poddać i przestać z tym walczyć. Z nim, choć tą walkę tworzyła wyłącznie sama w swojej głowie.

12 kwietnia | Susie | Boczna ulica
Londyn zdawał się opustoszeć. Odkąd zabrakło w nim mugoli, a czarodzieje wątpliwego dla władzy statusu krwi uciekli przed prześladowaniami, wokół zrobiło się strasznie cicho. Mugolskie pojazdy przestały kopcić i buczeć, ludzie przestali tłumnie gromadzić się na ulicach i w sklepach, parkach i na chodnikach. Pozostali ci, którzy czuli się wygodnie w nowej rzeczywistości i ci, którzy nie mieli dokąd uciec, lub nie mogli porzucić swoich rodzin, miejsc pracy, z dnia na dzień przekreślając życiowy dorobek.

13 kwietnia | Just | Grota
Pokiwała jednak głową twierdząco. Nie musiały o tym więcej rozmawiać. Nie dzisiaj. To był ważny dzień i miał być radosny, a do tej pory jedna z nich płakała, a drugiej na płacz się zbierało. Nie tak powinno to wyglądać. Złapała ją za dłoń i uśmiechnęła się promiennie, choć w kącikach oczu zgromadziły się łzy.

14 kwietnia| Roselyn | Loch Muick?
Kiedy tylko ujrzała Roselyn, uśmiechnęła się szeroko, a wyraźna ulga wymalowała jej się na twarzy od razu. Uściskała ją mocno, gładząc ją po plecach, a kiedy tylko się odsunęła zmierzyła ją wzrokiem, starając się sprawdzic — nim zapytała i nim być może otrzyma standardową odpowiedź, jak się miała. Nie pamiętała, kiedy widziały się po raz ostatni, ale nie dziwił ją wcale wyjazd. Wpływ anomalii na dzieci był ogromny, a ona miała Melanie, o którą musiała się zatroszczyć.

20 kwietnia | Cedric | Głębia lasu
Odwróciła też wzrok, uświadamiając sobie, że przyglądała mu się niezbyt dyskretnie, może nawet nachalnie, szybko dając mu do zrozumienia, że mu nie ufa. Nie było jednak powodu, dla którego jej obawy miały się ziścić. Czy to nie było absurdalne? Ludzie ministra, Rycerze Walpurgii tutaj? W tartaku? Raczej nie dorabialiby tu sobie na boku, wątpliwe też, by zaczaili się tu na nią zamiast po prostu odwiedzić sklep. Kątem oka zerknęła w kierunku, który wskazał, od tak, podczas poprawiania włosów, które naturalnie przeczesała palcami, ale nie dojrzała nic i nikogo. Jego uniesione dłonie były już ostatecznym gestem, potwierdzającym, że jej mało konspiracyjne śledztwo zostało odkryte.

9 maja | Abthony | Oaza
Skamander był najlepszym wyborem, o, zgrozo, choć nigdy nie przypuszczała, że pomyśli o nim w tej kategorii kiedykolwiek. Posłała do niego Dallasa bez wahania, od razu — choć nie było mowy o tym, by miała się rozmyślić. W swoim liście nie prosiła o spotkanie, nie zdradziła też zbyt wiele, liczyła jednak, że konkretna wiadomość spotka się z równie konkretną odpowiedzią. Kiedy sowa wróciła bez koperty, narzuciła na siebie sweter, założyła wysokie, wiązane buty, a różdżkę wetknęła za skórzany pasek i opuściła mieszkanie przy Baker Street z miotłą w ręce, nie zastanawiając się już, czy ten widok będzie kogokolwiek dziwił — wiedziała, że nie; mugole zostali wygnani.

10 maja | Wrighty | Pokój herbaciany
Na moment zapomniała o Percivalu. Nigdy wcześniej nikogo nie przedstawiała swoim rodzicom; policzki jej zapłonęły, odwracając się do byłego arystokraty, a kolana jej zmiękły. Na całe szczęście Ben załatwił sprawę za nią, szybko więc się odwróciła przechodząc z tym do porządku.

10 maja | Just| Kuchnia
Wiedziała, że prędzej czy później palnie coś, czego będzie żałować. Wcale nie chciała z nią rozmawiać i wbrew temu, na co namawiała ją Tonks, kłócić się. Jakby aktualnie mało miały problemów, powodów do smutku, gniewu. Złość mogły spożytkować w inny sposób, zamiast drąc ze sobą koty; po tylu latach przyjaźni, jeszcze z błahego powodu. Nie była pewna, czy wciąż wierzy w oczyszczającą aurę kłótni.

10 maja | Vincent | Pokój dzienny
Męska sylwetka zamajaczyła jej i pewnie nie zwróciłaby na nią uwagi, myląc ją z przypadkowym gościem wesela, gdyby nie nagły zwrot do jednego z pokoi, podczas którego doskonale dostrzegła profil — jak się miało okazać, zwykłego uciekiniera. Bez zastanowienia ruszyła za nim, podciągając materiał długiej sukienki. Mijając kelnera, oferującego alkohole wzięła dwie szklanki wypełnione ognistą i wkroczyła do pomieszczenia, orientując się, że cała masa starszych dam zogniskowała na niej spojrzenie. Od razu spojrzała więc na Vincenta, uśmiechając się szeroko, nieco teatralnie, odgrywanie ról nie szło jej najlepiej.


10 maja | Cedric | Sala zabaw
Balonik przywiązany do jej nadgarstka lśnił w końcu bielą, po tym jak prezentował całą feerię barw, od czerwieni po niebieskości. Przecięła parkiet, w poszukiwaniu Percivala, ale nigdzie nie mogła go dostrzec. Może to i lepiej, nie czuła się w potrzebie towarzyszenia mu przez cały wieczór, a pewnie on sam z przyjemnością spędzał go w towarzystwie kogoś innego, kogoś wyjątkowego. Kiedy wkroczyła na korytarz usłyszała głos wołający ją po nazwisku i nie skojarzyła go w pierwszej chwili z żadną osobą, choć wiedziała, że go zna. Zatrzymała się w miejscu i odwróciła przez ramię, szybko i z łatwością dostrzegając twarz aurora poznanego w tartaku. Zdziwienie wymalowało się na jej twarzy wraz z uśmiechem.

10 maja | Wszyscy | Mokradło
Nie mogła odmówić takiemu zakończeniu wieczora, jej rodzina w podobnych zabawach kończyła wszystkie domowe spędy. Dziwiła się, że zbliżając się wraz z Tonks do stołu nigdzie nie dostrzegła swoich braci. Szybko odsunęła od siebie myśl, że od pewnego czasu nie widziała nigdzie ani Benjamina ani Percivala. Było już późno, ale nie na tyle, by obaj wrócili do domu. I to bez słowa. Rozglądała się tylko chwilę, Joe musiał zaszyć się gdzieś ze słodką Susie. To dziwiło ją mniej.

18 maja | Charlie | Salon
Zdążyła zjeść śniadanie, wypić pierwszą kawę, kiedy obcy ptak przefrunął nad jej głową zrzucając prosto na pusty talerz jakiś pomięty plakat. Znajome rysy mignęły jej przed oczami, to samo spojrzenie, które widziała we własnym lustrze spoglądało na nią z papieru, który okazał się listem gończym. W pierwszej chwili uśmiechnęła się szeroko — uznana została za niebezpieczną.

19 maja | Philippa i Kieran | Zaułek
Jej słowa nie pomagały, wręcz przeciwnie. Ciężar zwiększał się z każdą wypowiedzianą sylabą, czynił bagaż trudniejszym do dźwigania. Ale przecież nie szukała odkupienia. Nie musiała jej też zrozumieć. Może właśnie na to zasłużyła — by szala w końcu osiągnęła równowagę; musiała przejąć część tego, by jemu mogło być lżej. O ile to w ogóle było możliwe. Teraz, po takim czasie, latach w niepewności, samotnie spędzonych z dręczącymi pytaniami i wątpliwościami — co zrobił źle. Nic nie zrobił. Otóż to. I nie zasłużył na to wszystko, ale nie miała w sobie słów, którymi mogłaby się wykpić, zasłonić.

19 maja | Aniołki Harolda | Weża Big Bena
Dopiero teraz, kiedy mężczyzna wraz z wnuczkiem oddalił się, a płomienie szatańskiej pożogi za nią zdawały się powoli gasnąć, zrobiło jej się zimno. Przeraźliwie zimno. Przemoczona obejrzała się za siebie, na zawieszoną w powietrzu krzywo wieżę Big Bena i zadrżała, przez dłuższą chwilę nie odejmując od niej wzroku. Dym unosił się wysoko, fioletowa chmura gasiła płomienie. Wyglądało na to, że naprawdę się udało. Wspólnymi siłami opanowali rozprzestrzeniający się żywioł, który mógł zniszczyć połowę stolicy w kilka chwil. W jej gardle urosła gula, która uniemożliwiła odpowiedzenie Lucindzie czymkolwiek. Nagle pomyślała o tym, że to, co próbowały zrobić nie było tego wszystkiego warte. I choć to nie z ich różdżek wystrzeliły iskry czarnomagicznego zaklęcia, gdyby nie one — nigdy by do tego nie doszło.

20 maja | Billy | Dolina Glendalough
Śpiew Billego sprawił, że czas, jaki upłynął skurczył się. Godziny zmieniły się w minuty, a ona zapomniała o zmęczeniu i nieprzespanej nocy, wrażeniach z dnia poprzedniego. Olbrzymy zgodziły się przyłączyć do nich. Zgodziły się przybyć do Londynu, by spróbować go odbić lub strzec przed mordercami i zwolennikami Lorda Voldemorta. Nie mieli wyjścia — musieli to zrobić. Wzmocnić się, zadbać o sojuszników, potężnych i wytrwałych. Dziś może to nie była ich wojna, ale jeśli Rycerze Walpurgii przejmą całą Anglię, to się zmieni. Wszystkie istoty staną się ich więźniami. Nie będzie mowy o wolności, odrębności, życiu w spokoju. Musieli zadbać o to teraz, połączyć siły. Billy miał rację, mówiąc gurgowi — razem byli silniejsi. A przecież to siła imponowała olbrzymom najbardziej.

23 czerwca | Steffen | Most Miłości
Spojrzała jeszcze na Steffena krótko i szybko, nie było czasu do stracenia. Kiedy tylko padły kolejne inkantację, musieli zareagować, przeciwnicy nacierali na nich i nic nie wskazywało na to, że zamierzali dać im jakiekolwiek szanse. Trzymając miotłę w lewej dłoni błyskawicznie i bez trudu na nią wsiadła, od razu odpychając się nogami, by wybić w górę.



Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]28.11.20 0:39
Lipiec, sierpień, wrzesień
4 lipca | Billy | Lusterko dwukierunkowe
Nigdy w życiu nie miała w dłoniach lusterka. To znaczy, miała, ale nie takie, magiczne, wywołujące drugą osobę. Gdy tylko się przebudziła sięgnęła po to, które leżało przy łóżku, bo sen, który nawiedził ją tej nocy musiał zostać zaraz opowiedziany. Nie mogła zwlekać, każda minuta zwłoki powodowała, że pamiętała z niego mniej istotnych szczegółów. Szczupłe palce chwyciły za jego delikatną ramkę, przyciągnęła je ku sobie, gotowa wypowiedzieć imię przyjaciela, ale gdy ujrzała swoje odbicie westchnęła, a dłoń z prezentem opadła na poduszkę. Spojrzała w sufit.

7 lipca | Billy, Just, Cedric | Sklep z miotłami
Kontynuacja  — To już?— spytała niepewna, patrząc wciąż przed siebie, na kamienicę, na sklep, który — dla niej, wciąż, niezmiennie był widoczny. Ale przecież była strażnikiem tajemnicy. Wiedziała, kto musiał znać położenie tego sklepu — jej bracia. To był tak samo ich biznes, jak jej, ona po prostu się tym zajęła. Byli przecież Wrightami, to był sklep ich dziadka. Ale byli też ludzie, których chciała związać z tą tajemnicą. Którzy zasługiwali na to, by zostać strażnikami.

10 lipca | Cedric | Salon wróżbity
Kontynuacja Otworzyła usta, kiedy Cedric skończył nakładać zabezpieczenia, ale nie powiedziała nic, przenosząc jedynie zagubione spojrzenie na wieszcza. Nie, to nie był dobry moment. Spyta o to kiedy indziej. Pokiwał głową tylko, jakby wiedział, o co chciała go spytać, ale z pewnością było to jednie przytaknięcie na słowa wypowiedziane przez aurora chwilę wcześniej. Wsunęła dłonie do kieszeni, a wraz z nimi zniknęła też jej różdżka z widoku. Wzrok wbiła w podłogę, zastanawiając się nad tym, czy zabezpieczyli to miejsce odpowiednio, czy ten czarodziej i ludzie, którzy szukali tu pomocy, byli bezpieczni.

12 lipca | Dziewczyny | Taras Tonksów
Nie czuła jeszcze tego klimatu — ostatecznego. Szumiało jej w głowie, rozweseliła się, automatycznie przestając myśleć o ludziach, których zamordowała i zwłokach, które likwidował — jak się okazało — chłopak jej przyjaciółki, który nie był jej chłopakiem, ale ona chciała by nim był, tylko, że on nie mógł. To był ten stan błogości, który pchał w ramiona innych, rozniecał ochotę na przytulanie, czułości, tak jak na głupoty, których z pewnością nie popełniłaby nie tknąwszy alkoholu. Ognista była zdradziecka, szczególnie ta, którą wygrały na weselu Macmillanów. Dlatego spojrzała podejrzliwie na Lydię.

20 lipca | Wrighty | Dębina
Mama wciąż żyła w błogiej nieświadomości i nie miała serca, by mówić jej prawdę. Otwarła usta, ale zaraz potem je zamknęła, wokół tyle się działo, że nie miała szans się przebić ze swoją nowiną. Ważny dzień dla niej? SPojrzała na mamę niepewnie, a zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Och, nie, pomyślała i spojrzała na Bena. Mogła się spodziewać, że wszystko właśnie w tę stronę się potoczy. Kot rozciągnął się na jej i Percivala kolanach, co uświadomiło jej, że siedzą zdecydowanie zbyt blisko siebie. Wiedziała jednak, że gdy tylko się ruszy podrapie, ją lub jego. Ignorując się przykaz mamy, by tego nie robić przy stole, zaczęła go głaskać czule po brzuchu, który w jej stronę wystawił. Mama wpadła w panikę, więc sięgnęła po kolejny kieliszek pigwówki, który przechyliła znów, od razu wypijając całą zawartość. I nagle zachciało jej się płakać. Kiedy Joe zmienił sposób rozmawiania z Benem pobladła na twarzy, przenosząc wzrok z jednego na drugiego. Wiedziała już, że to nie skończy się dobrze. I choć pożar został ugaszony wodą, która rozlała się po jadalni, poczuła jak atmosfera wciąż tężeje. Nie była pewna, czy mogła być jeszcze bardziej napięta.

27 lipca | Kieran, Steffen | Dom Petriego
Kontynuacja Dom Petriego znajdował się w drugim sercu Londynu. Mogli podejrzewać, że nie będą sami. Albo natkną się na partol egzekucyjny, albo popleczników Sami Wiedzieli Kogo. Pomimo tych wszystkich zdarzeń i nieprzyjemnych sytuacji, pomimo bolesnych wspomnień i tlącej się w sercach niektórych tęsknoty, byli przygotowani na to — na starcie, spotkanie, z którego wyjdą zwycięsko lub jako przegrani. Liczyła, że to pierwsze — ostatnio szczególnie mocno skupiała się na transmutacji, obserwowała w walce Steffena i jego przeciwniczkę, wertowała księgi w poszukiwaniu zaklęć, których nie znała i ich skutków, wierząc, że przyda się i okaże pomocna, przydatna. Chciała pomóc.

3 sierpnia | Wianki | Niebezpieczne wybrzeże

1, 2, 3, 4, 5 Widziała na własne oczy, jak przybywali tu ludzie cudem uniknąwszy śmierci, jak sprowadzani byli ci, który otarli się o nią tracąc swoich bliskich. Pogrążeni w smutku, w żałobie, walcząc z rozgrywającymi się indywidualnie tragediami próbowali stanąć na nogi. Teraz, tutaj, dzisiaj, stworzyli sobie namiastkę dawnego szczęścia, tradycji. Ludzie potrzebowali miłości, w tych ponurych czasach jeszcze bardziej. Potrzebowali bliskich, na których mogli liczyć, kogoś, kogo mogli chwycić za rękę, przytulić nocą. Nic więc dziwnego, że właśnie ten rytuał dziewczęta postanowiły powtórzyć, nawet jeśli to miejsce było nieodpowiednie, a pora mało sprzyjająca tańcom i romantyczności.

sierpień | Anthony | Ogrody Macmillanów
Mama mawiała, że nie wypadało przychodzić w gości z pustymi rękami, dlatego — choć skromnie — zabrała ze sobą koszyczek świeżo przygotowanych przetworów z pierwszych malin. Na miejscu dowiedziała się, że spotka go w ogrodzie. Podziękowała grzecznie skrzatu, ręcząc, że  n a p r a w d ę  nie musiał się fatygować, bo sama potrafiła tam trafić. To przecież właśnie w cudownych ogrodach Macmillanów podczas majowego popołudnia Anthony i Ria przysięgali sobie miłość i wierność po wsze czasy, a goście bawili do białego rana.

sierpień | Philippa, Ignotus | Kryjówka pisarzy
Zawsze miał głupie pomysły. To zdanie, jeszcze nim zostało wypowiedziane głośno, szumiało jej w głowie od tygodni. Był też odważny, ale i młody, butny. Sądził, że jest w stanie wszystko zrobić sam, wepchnąć się w największą kabałę wybrnąć z niej jakoś. No właśnie, jakoś to wszystko będzie, poukłada się. Jakoś zrosną się połamane kości, jakoś się wykaraska. Potrafiła go sobie wyobrazić takiego, wzruszającego ramionami, z pewnym, zabójczym wręcz spojrzeniem i zacięciem na twarzy.

17 sierpnia | Justine | Sowi bór
Pytała — nie raz, ale nie dostała żadnej odpowiedzi. Skąd miała wiedzieć, jak się ubrać? Nie miała największego wyboru, ale wciąż nie wiedziała, czy wystarczą jej lekkie trzewiki, czy powinna założyć skórkowe buty za kostkę na niskim obcasie. Czy spódnica mogła być luźniejsza i dłuższa, czy wygodniej będzie jej w krótszej. Czy powinna wziąć sweter, gdyby było jej zimno, czy raczej się nie przyda? Czy wziąć jakieś eliksiry, miotłę, cokolwiek. Wszystko było bardzo tajemnicze, a Tonks nie puszczała pary z ust. W jej żołądku zaczął tworzyć się balon, który ktoś pompował od środka.

18 sierpnia | Philippa, Keaton | Zapomniana piwnica
Patrzyła na niego tylko chwilę, w kilku oddechach, jednym spojrzeniu i całkowitej ciszy zamykając wszystkie emocje, jakie na nią nagle spłynęły; bez trudu tworząc historię jego nieobecności w głowie snując zdarzenia dzień po dniu. Ledwie mrugnęła, niepozornie przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą; ramiona opadły jej niżej — po bojowej, pełnej zdecydowania postawie, po groźbie wiszącej w tonie jej głosu nie było ani śladu.

21 sierpnia | Michael | Somerset, dom
Zerwała się z łóżka szybko, jakby chciała nadrobić zwłokę przeznaczoną na kilkukrotne czytanie listu; o mało nie potknęła się o własne nogi, a koszula nocna zaplątała jej się między udami, jeszcze nim otworzyła drzwi z impetem i wypadła na korytarz. Pobiegła do sypialni Tonks, wparowując do środka, mając nadzieję, że zastanie ją tam rozespaną i niewiedzącą skąd całe to zamieszanie i to bezczelne wtargnięcie w środku nocy. Ale jej łóżko było puste, a pokój nie nosił śladu jej obecności odkąd tylko dziś wyszła z domu. Łzy pojawiły się w jej oczach, broda zadrżała.

21 sierpnia | Billy | Plaża odpocznienia
Wiedziała, że on też to potrafił. Słyszała to w jego prośbie, widziała w jego oczach, a w końcu poczuła w palącym pocałunku dłoni. Może ręce miała wciąż zbyt zimne, a jego usta były zbyt rozgrzane — pewnie to ta zmiana temperatur sprawiła, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, a wzdłuż całego kręgosłupa przemknął dreszcz. Nie dosuszyła bluzki, wiatr musiał zawiać od tyłu. Uśmiechała się wciąż, tak samo lekko, ale tak samo ciepło. Nie wiedziała, jak go zapewnić, że pomimo tego, co nadejdzie i tych wszystkich zmian, których się bała tego jednego mógł być pewien. Jej. Tego, że zrobi wszystko, by czuł się przy niej zawsze tak, jakby był w domu.

30 sierpnia | Jayden | Błędny rycerz
Odnalazłszy jego spojrzenie, tak pewne i silne, potwierdzające słowa i nadające im większego znaczenia — uśmiechnęła się. Była więc nadzieja, że to przetrwają. Kiedy wychodził ze spotkania odebrała to jak kapitulację, rezygnację z walki o dobro innych. I myślała tak do tej pory, uważając za słabość. Ale też mierzył się z demonami, walczył w zupełnie inny sposób. troszczył się i dbał o dzieci, o ich bezpieczeństwo. W jego oczach ujrzała pewność, że nie przestanie. To było godne podziwu.

27.08 | Billy | Szmaragdowy staw
Nie sądziła, że pójdzie jej tak dobrze. Pomimo początkowych watpliwości, pomimo strachu, irracjonalnej obawy, że utonie. Pomimo lęku przed ośmieszeniem i nieudolnych prób uczynienia koślawych prób zgrabniejszymi. Utrzymała się na wodzie, postępując zgodnie z jego radami, czując jak woda z każdym ruchem jej ciała ściąga ją w dół, a potem wypycha znów ku górze. Jak jej ciało staje się bardziej wyporne podczas każdego wdechu i jak traci tę niezwykłą właściwość przy wydechu. Wiedziała, że jest tuż obok, że płynie, asekuruję ją i złapie, jeśli tylko zanurzy się rozkojarzona lub podda nagłemu atakowi paniki.

14 września | Michael | Zagroda dla zwierząt
Odwlekała moment, w którym powinna podejść do niego. Wciąż palił ją wstyd — z powodu ucieczki, porzucenia, zostawienia go w samego w domu w chwili, w której z pewnością była potrzebna. I odwlekała moment napisania do niego listu, czy odwiedzenia Somerset, to zaś jedynie zwiększało nieprzyjemne wyrzuty wobec samej siebie. Nie mogła go dłużej unikać z tego powodu; bo przecież nie ze strachu, którego już nie czuła do Bestii, a którego nie żywiła względem niego samego nigdy.

20 września | Zakon Feniksa | Tower of London
Kontynuacja 1
Kontynuacja 2 Coś paliło ją od środka. Boleśnie, nieprzyjemnie. Sprawiało, że zasychało jej w ustach, drżała, rzucając zaklęcie. To była nienawiść. Głodne, przeraźliwe pragnienie zemsty. Łzy napłynęły jej do oczu znów; wściekłości i frustracji, zacisnęła zęby mocno, gdy dwie kule ognia pomknęły w stronę przeciwników — nie była jeszcze w stanie ocenić, czy si nie uwolnią, nie ockną, nie pokonają ich, nie umkną przed którymś lecącym w nich zaklęciem. Wybuch jednej z nich, sprawił, że cofnęła się o krok, niepewnie przez moment, jęknęła cicho, patrząc przez ramię nieznajomego



Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy


Ostatnio zmieniony przez Hannah Wright dnia 18.08.21 12:12, w całości zmieniany 1 raz
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]18.08.21 12:01
Justine | 3.10 | Kuchnia

Stała tak przez chwilę, nie potrafiąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Kruszyna, chudzina. Niczym dziecko. Ledwie ją poznała, ale przecież nie mógł tu być nikt inny. I kiedy się odwróciła poczuła, że wszystko w niej puszcza. Łzy spłynęły po policzkach same, niewiadomo kiedy. Zostawiła koszyk po drodze i podeszła do niej, by objąć ją mocno, zakleszczyć na niej palce, na jej drobnych ramionach, kościstych plecach. Chciała jej powiedzieć wszystko, ale nie była w stanie wydusić nawet słowa. Po prostu zaczęła płakać głośno, głaskała ją po włosach czule.
Cedric | 4.10 | Chatka Cedrica

Kiedy stanęła przed chatką Cedrica zastanawiała się, jak on to znosi, jak sobie radzi z tym wszystkim. Okna jaśniały blaskiem świec ze środka. Kiedy wyjrzał przez nie, zobaczyła w ramie jego cień, ale nie spojrzała w tę stronę, walcząc przez chwilę z dziwnym niepokojem, który wstrząsnął nią w jednej chwili.
Keat | 5.10 | Wsypa sztormów

Przez chwilę naiwnie wypatrywała krzywego profilu, szukając w tym znanym widoku otuchy. Ale szum fal nasilał się też w jej głowie i myślach, aż trzewia zaczęły się kurczyć, a mięśnie napinać bezwiednie. Ostrza leciały przed siebie i część z nich znikała w morskiej toni, gdzie — nie widziała. Część z trzaskiem uderzało w kamienie krusząc skały bez litości. Kiedy się odwrócił, zawiesiła na nim spojrzenie, szukając w jego wyrazie twarzy oparcie, czegoś stałego — pewności, że nie jest niemile widziana.
Michael | 7.10 | Highlands

Po tym wszystkim, co ostatnio przeszedł powinien mieć odrobinę szczęścia; los mu sprzyjał jeśli czuł się tak dobrze, a to tylko mogło ją cieszyć. Od razu chciała mu odpowiedzieć, ale kiedy ją skomplementował otworzyła nieco szerzej oczy, a potem spuściła wzrok w koszyk, nieco zakłopotana. Pamiętała, co powiedział jej w Oazie, nie była przez to pewna jak powinna odebrać jego słowa. Niewinnie?
Anthony | 17.10 | Elkstone

Kontynuacja
Zacisnęła zęby, dumnie zadzierając wyżej brodę, w głowie starając się zagłuszyć jego rzężący głos przyjemną melodią, jakąś piosenką, czymkolwiek. Ruszyła przed siebie, nie czekając na niego, wiedząc jednak doskonale, że ruszył zaraz za nią. Szum skrzydeł pięknego stworzenia docierał do niej bez problemu, a po chwili skrzydlaty rumak zrównał się z nią, nie spojrzała jednak w stronę Skamandera, starając się rozeznać w otoczeniu.
Billy | 20.10 | Irlandia

Zawsze miała dla niego czas. Zawsze miała chęć spędzić z nim każdą chwilę. Te lasy znała dość dobrze, choć za dziecka nie wypuszczała się w nie tak głęboko, a nawet jeśli wędrowała z braćmi, inne rzeczy przykuwały jej uwagę, niekoniecznie drzewa. Wszystko tu było tak pięknie, że z trudem rozumiała, jak mogła nazwać Londyn swoim domem.
Mama | 21.10 | Pokój dzienny

Bała się jej krzyku, złości, prób odwodzenia jej przed tym wszystkim, ale nie mogła przestać. Ben także nie. Zaczęła płakać znów, ale tym razem były to łzy wzruszenia. Dopiero teraz było jej lżej. Dopiero teraz poczuła, że całe to zatrute powietrze z niej uchodzi, powoli znika, ustępując uldze.
Siąknęła nosem, przetarła go wierzchem dłoni, a potem nadgarstkiem, by smarki nie spłynęły jej z nosa. Nie miała przy sobie chusteczki, nie chciała po nią wstawać.
Billy | 24.10 | Dom Josepha

Ciepłe palce oplotły ciasno jej; zadrżała na całym ciele. Nie chciała odrywać od niego spojrzenia, ale nadciągająca Kometa, gęgającą głośno zwróciła jej uwagę. Zerknęła za siebie, ale tylko na chwilę. Szybko się odwróciła, ze strachem, a serce podskoczyło jej do gardła. A potem zerknęła w kierunku salonu. Miała wrażenie, że nie byli sami. Miała wrażenie, że wydarzy się coś złego; coś nadciągało.
Reggie | 31.10 | Altana

Przed nią rozpościerała się altana, ale zerknęła na nią tylko przelotnie, zatrzymując spojrzenie na mężczyźnie, który wyłonił się z gęstwiny obok. I choć zamierzała podnieść się z ziemi, otoczona wirującym, błyszczącym puchem, nie poruszyła się z miejsca, patrząc prosto na niego. Serce zabiło jej szybciej, oddech stracił gdzieś po drodze. Rozchyliła usta na chwilę, chcąc coś powiedzieć. Przywitać się, ale nie znalazła odpowiednich do tej sytuacji słów. Cześć, witaj, dzień dobry, wydały jej się tak trywialne. Z jej gardła wydostało się tylko westchnięcie na jego widok, a policzki pokryły się rumieńcami, gdy zdała sobie sprawę, że nie może oderwać od niego oczu.
Marcella | 9.11 | Kuchnia

Rozglądała się po kuchni nieco gorączkowo. Wplotła dłoń we włosy, w myślach odtwarzała kolejno plan działania i wszystkie produkty, dzieląc je od razu do wszystkich potraw tak, by w żadnej coś nie znalazło się całkowitym przypadkiem. Kiedy więc Marcy poprosiła ją, by się zatrzymała, spojrzała na nią przez chwilę nieprzytomnie, jakby chciała spytać, o co jej właściwie chodzi, ale w końcu zdała sobie sprawę, że nakręcona prędzej coś popsuje niż ogarnie właściwie i na czas. Wypuściła powietrze z płuc powoli, pozwalając by ten dziwny ciężar zszedł z jej ramion i obniżył ją o centymetr lub dwa.
Billy | 9.11 | Dom Dumbledore'a

Nie wyjaśniwszy mu właściwie nic, westchnęła z rezygnacją, ale jak zwykle szybko zreflektował się, zupełnie tak, jakby czytał jej w myślach. Opuściła obie ręce, kiedy odebrał od niej chusteczkę i posłusznie, za jego radą, spojrzała na niego, ignorując sprostowanie — niebo nie było piękniejsze od niego, obłoki bardziej interesujące, a pojedyncze ptaki zajmujące. Zadarła wyżej brodę, rozchyliła wargi, umożliwiają mu proste i bezproblemowe starcia karminu z ust.
Lucinda | 11.11 | Główna ulica

Czas miał leczyć rany; sprawiać, że z jego biegiem poczuje się lepiej. I choć blizna przestawała jej doskwierać, swędzieć, a niepokój powoli odchodził, gdy zerkała w gładką taflę lustra, czasem wciąż miewała koszmary. Zrywały ją w nocy, kiedy zlana potem próbowała zakotwiczyć się w aktualnej rzeczywistości; w rodzinnym domu, dalekiej Szkocji. W tych snach widywała zarówno więźniów, strażników, wrogo nastawione olbrzymy, jak i złowrogo kraczące kruki i głowy przyjaciół nabite na pale. Te wyrastały z mlecznej mgły na opustoszałym placu Tower of London. Nie miała apetytu.
Roselyn | 15.11 | Wykę Regis

Wzięła do ręki włóczkę i usiadła wygodnie, a później zaplątała ją w druty i zabrała się za plecenie supełków. To było znacznie przyjemniejsze niż zszywanie wykrojonych fragmentów ubrań. Igła była cienka, miała już zaczerwienione i spuchnięte palce od przepychania jej przez materiał, a naparstek cały czas spadał  jej na kolana. W drutach powtarzalność ruchu pozwalała się uspokoić, mogła się zastanowić nad wszystkim.
Zakon Feniksa | 15.11 | Ratusz

2, 3, 4, 5
Słuchała wszystkich po kolei, spuszczając wzrok, kiedy głos zabierał Fred, wyjaśniając swoją nieobecność. Zmarszczyła brwi, bawiąc się pierścieniem, nie spoglądając w jego kierunku. Przekonanie ludzi, by stanęli po stronie Zakonu wcale nie miało być prostym zadaniem. Voldemort rządził strachem, potrafił wykorzystywać ludzkie słabości, a jego rządy — przez Malfoya udowadniały, że doskonale wiedział, co robić, by podporządkować sobie społeczeństwo. Tam w Londynie wciąż przecież mieszkali ci, którzy zdecydowali się zostać z obawy; którzy nie pomagali potrzebującym i zakonnikom ze strachu, a nie nienawiści zagnieżdżonej w sercach.
Alexander |  |

Billy | 21.10 | Głębia lasu

Ruszyła od razu, po kilku krokach oglądając się za siebie, by poczekać na przyjaciela i pozwolić, by zrównał się z nią krokiem. Stanęła przed jednym z wodór i sprawdziła wszystkie pasy trzymające drewno. Pozwoliła sobie na chwilę przyjemności. Dłoń przywarła do bali, a lekko zgięte palce przemknęły wzdłuż drewna, opuszkami badając jego fakturę. Zaciągnęła się jego zapachem — ten aromat kojarzył jej się ze sklepem, z domem. Uśmiech zagościł tuż pod nosem, ale powstrzymała go, tuż przed zerknięciem na niego. — Gotowy?
Moore i spółka | 23.12 | Kuchnia

Ukradkiem spoglądała na Williama krzątającego się w nowej rzeczywistości, z uśmiechem odprowadzała wzrokiem cudownego Cilliana i bez pardonu prosiła o pomoc z gorącymi naczyniami odpowiedzialnego Volansa. Aidanowi przekazała w zaufaniu cukierkowy bimber, który miał pozostać ich słodką tajemnicą aż do właściwej chwili tego wieczoru, a Amelkę mianowała szefową kuchni, licząc na to, że razem uda im się stworzyć coś niebanalnego. Obecność Charlie przyjęła z radością, nie widziały się przecież od tak dawna.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]27.02.23 18:05
Styczeń

17.01.58 | Billy | Przedpokój
Nie spodziewała się jednak tego, co nastąpiło tuż po tym. Wszystko eksplodowało, uderzyło w nią z impetem, trzęsąc ziemią, całym światem. Czas zwolnił już wtedy, gdy się pochylił; jego wargi były miękkie jak atłas, ciepłe jak pościel w letni poranek. Delikatne, przyjemne; prąd przeszył jej ciało, dreszcz przebiegł po plecach, a nogi ugięły się na ułamek sekundy w niekontrolowanym bezwładzie. Odzyskała rezon, kontrolę nad sobą od razu, przesuwając dłonie na jego kark, instynktownie, intuicyjnie nie pozwalając mu się od siebie odsunąć jeszcze zanim pomyślał o tym, co tak naprawdę się wydarzyło. Odwzajemniła pocałunek, nieco nieporadnie, choć pewnie i zdecydowanie, jedna dłonią ujmując jego wyraźnie zarysowaną twarz, drugą wplatając w jego włosy; lekko musnęła jego usta własnymi.



Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]27.02.23 18:19
Kwiecień, maj, czerwiec

20.04.58 | Billy | Plaża odpocznienia
Nie potrafiła dłużej milczeć, a jednocześnie nie było słów, w jakie mogłaby to odpowiednio ubrać. Ogień zaskrzypiał, ale nie zwróciła na to uwagi, zamiast tego, spoglądając w górę, na chmury z rękami złożonymi płasko i przyciśniętymi do ust. Opadły luźno i ciężko, kiedy odwracała się bardziej w jego stronę, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. Splotła ręce przed sobą, ale zaraz poruszała dłońmi, bawiąc się zaplecionymi palcami — przeciągając najpierw jedną dłoń, a później drugą, ostatecznie rozplątując je i skubiąc paznokcie. Nie bała się. A jednak nie była w stanie wydusić słowa.

01.05.58 | Billy | Łódka
— Tak — szepnęła, by potem powtórzyć to jeszcze ze cztery, może osiem razy, na wypadek, gdyby nie dosłyszał, nie dotarło do niego przez łzy sięgające też w końcu ust. Te odnalazły drogę do jego, przywierając w pocałunku na dłuższą chwilę. Niekończącą się, ale nie dłużącą. Wplotła jedną z dłoni w jego włosy, by zaraz obie przesunąć na kark, oderwać wargi i spojrzeć na niego. Nie wiedziała, co powiedzieć. Mimo tego wszystkiego, tych wszystkich słów, które wypowiedział, na które miała gotowe odpowiedzi, nie była w stanie sklecić zdania — mimo wszystko, zaskoczona w całym tym oczekiwaniu, zła na siebie za pierwsze słowa, onieśmielona tym, co zorganizował, zaplanował.

04.05.58 | Justine | Borrowash
Nie odpowiedziała jej już nic, bo na chwilę ją zamurowało; nie zaprotestowała i nie zatrzymała jej, bo jej gratulacje i słowa sięgające Williama choć pewnie miały brzmieć jak słowa wsparcia, wybrzmiały jak obelga i pogarda dla jej wyborów i próby ułożenia sobie życia. Zadarła brodę wyżej, w obronnej pozie, gotowa bronić tego, na czym jej zależało i co kochała, niezależnie od tego, jak bardzo dotkliwe i bolesne były słowa przyjaciółki. Obserwowała jak wychodzi, pozostawiając za sobą tylko poruszone powietrze i kubek nietkniętej herbaty. I ta pustka przed nią, po drugiej stronie blatu doprowadziła ją do rzewnego płaczu, a ziołowy napar nie mógł uratować sytuacji.

01.06.58 | Justine, Billy | Dom
Zatrzymała się wpół kroku, nie mogąc zrobić kolejnego. Nie z obawy, czy ze strachu, a z niemożliwej do powstrzymania chęci posłuchania więcej. Tonks nie chciała jej powiedzieć nic. Czy istniała szansa, że powie cokolwiek Billemu? Czy powiedziała już? Przełknęła ślinę, robiąc kilka kroków bliżej drzwi, ale podłoga pod nią zaskrzypiała odrobinę. Poprawiła lekko kosz, który jej ciążył na biodrze, nie otwierając jednak drzwi, przed którymi stanęła.

03.06.58 | Michael | Wyjście na taras
Trzy uderzenia zadudniły jej w głowie, odbijając się echem po jej czaszce. Martwiła się o niego, wracała do niego myślami raz po raz, choć te myśli budziły w niej wątpliwości, czy w ogóle w tej sytuacji powinny istnieć. A jednak zwyczajnie i szczerze chciała wiedzieć, co u niego słychać — jak się miał; jak żył. Egoistycznie, by uspokoić własne sumienie, zapytać, czy mogła mu w czymś pomóc. Nie była pewna, czy to było dobre, odpowiednie. Czy on tego chciał, bo nie zapytała go o to. Podjęła decyzję sama, stając przed drzwiami w lnianej, jasnej koszuli, luźnej i luźno wciśniętej w długą, rozkloszowaną spódnicę.

17.06.58 | Castor | Locke Park
Ujrzała go w progu budynku, który wskazał jej jeden z mieszkańców. W jednej dłoni ciągnąć przy sobie miotłę, w drugiej koszyk z poczęstunkiem ruszyła mu naprzeciw. Uśmiechnęła się do niego promiennie, nie mogąc nie ocenić go na pierwszy rzut oka. Łatwo mówiło się, że nie wypadało czynić takich starań, ale każdy przecież oceniał drugiego człowieka przy pierwszym spotkaniu, analizując postawę, wygląd, sposób wysławiania się. To było zupełnie naturalne — takie jak w tej chwili. Trudno jej było oszacować jego wiek. Wiedziała, że nie był jej równolatkiem, pamiętała go ze szkoły, pamiętała go w towarzystwie Keatona, a jednak wzrostem i rysami twarzy wydawał się dojrzalszy i poważniejszy. Zdawało jej się, że myślała o jego postaci jak o chłopcu ze szkoły, uświadamiając sobie przecież nagle, że minęło mnóstwo czasu. Dorośli, starzeli się. Zmieniali.



Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: H. Wright [odnośnik]13.12.23 20:11
Lipiec i sierpień

3 lipca popołudnie | Manannan | Środek oceanu
Głos marynarzy dotarł do jej uszu; nerwowo pokręciła głową, wstając na kolana, a potem na równe nogi. Blask gwiazdy rozlał się po pokładzie, uniosła wysoko głowę i spróbowała dostrzec przedziwne zjawisko; była pewna, że to nie mogło być słońce, a jednak nie zdążyła mu się przyjrzeć. Cofnęła się w kierunku burty, zaciskając mocno palce na widelcu.

10 lipca poranek | William | Kuchnia
Odłożyła list na nocną szafkę, ale różę, niczym symbol wiecznej miłoście wzięła ze sobą. Patrzyła na nią podczas porannej toalety, układając włosy w misternie spleciony warkocz, nakładając jasną, letnią sukienkę, myjąc zęby. Zeszła z nią po schodach, nucąc pod nosem piosenkę, prosto do kuchni, w której go zastała. Bez słowa, tanecznym krokiem zbliżyła się do niego, by od tyłu zawisnąć na jego ramionach.

14 lipca popołudnie | Charlie | Pomost
W lipcu należało je zerwać, by przygotować na jesień w słoikach lub szklanych butelkach i to też czyniła spędzając popołudnie na spacerze. Słomkowy kapelusz chronił twarz przed bezlitosnym słońcem, ale nieco odsłonięte ramiona zdobiła świeża opalenizna, postępująca czerwień mocno odznaczająca się przy białej, koronkowej bluzce i beżowej spódnicy uwypuklającej zaokrąglony, ciążowy brzuch. W dłoni trzymała wiklinowy kosz pełen skarbów zebranych z lasu, które chciała odnieść do domu. Nie zdołała zerwać jagód, po brzegi wypełniony był kwiatami. Już z daleka dostrzegła kuzynkę na pomoście. Uśmiechnęła się szeroko, przerzucając długi, ciemny warkocz na plecy i miast ruszyć do domu, zeszła w stronę jeziora, pomostu.

25 lipca wieczór | Michael | Londyn
Na horyzoncie zamajaczyła jakaś sylwetka. Cofnęła się pod ścianę, spoglądając na niedziałający zegarek, na wszelki wypadek informując przypadkowego przechodnia, że na kogoś czeka. I rzeczywiście, minął ją w końcu starszy mężczyzna, który nie zwrócił na niej najmniejszej uwagi. Samotne wyczekiwanie pod jedną z kamienic o zmroku było kiepskim pomysłem, ale strach jej nie paraliżował, była raczej zniecierpliwiona oczekiwaniem.

28 lipca popołudnie | Rodzina | Dom
Powinna poprosić Billego o pomoc, ale nie chciała. W mig rozłożyłby za nią talerze, ale każda taka myśl sprawiała, że widziała w sobie lenia i nieporadną kobietę; nie na taką wychowała ją matka. Po kilku głębokich wdechach podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę jadalni, słysząc pukanie do drzwi. Stanęła w przejściu, spoglądając w stronę korytarza — nie spodziewali się gości, czyżby pasterz przybył z wizytą? Nie była jeszcze gotowa, ani właściwie ubrana, ale co jeśli coś się stało? Nie odnosząc stosiku talerzy ruszyła w stronę drzwi, oparła zastawę o pierś i brzuch, obejmując je jedną ręką, nieco chwiejnie — drugą otwarta drzwi.

1 sierpnia wieczór | Billy | Plaża
Cichy szum morza kojarzył jej się z niekończącymi się zawodami, żalem, smutkiem, niespełnionymi namiętnościami. Dziś patrzyła na jego bezkres nie czując już tego, co dawniej. Po raz pierwszy wchodziła na piasek inna, nowa. W obecności mężczyzny, którego prawdopodobnie całe swoje życie skrycie kochała, trzymając go za rękę, czując pod palcami echo bicia jego serca. Rytuał, który miał się odbyć tutaj, tuż po rozpoczęciu festiwalu będzie nowym rozdziałem w jej życiu. Z jednej strony chciała otworzyć i napisać go z dumą i radością, ale z drugiej tęsknie spoglądała za tym, co niedokończone i niewiadome. Zerknęła na Williama — męża, przyjaciela, kochanka. Mimowolnie uśmiechnęła się do niego, kiedy jego przyjemny głos wypełnił jej uszy.

2 sierpnia popołudnie | Billy, Michael, Adda | Brzeg
Słyszała w głowie głos własnej matki — to nie była okazja na takie ładne ubranka — a jednak nie mogła jej odmówić. Tak niewiele było okazji do świętowania. Tak niewiele chwil beztroski i wyjścia do ludzi. Całkowicie poddała się wizji celebracji, oddając siebie w świat wykreowany przez Amelię. Co tylko zechcesz, maleńka. Szła, trzymając ją za rękę, myśląc o tym jak wiele zmieniło się przez ostatni rok. Rok temu, w Oazie zbierała kwiatki z tatą, a potem on ratował wszystkich przed morskim wężem. A potem tańczył z siostrą ich przyjaciół. Nigdy w życiu nie dbał o jej wianek. Nigdy nie patrzyła na nią w ten sposób. Czy dziś miało się udać, czy to co ich łączyło już przekreślało tam sny, tamte marzenia? Rozejrzała się wkoło, nie widząc go nigdzie. W końcu jej wzrok spoczął na kępie fioletowych kwiatków.

3 sierpnia wieczór | Theo | Polana w głębi lasu
Kątem oka widziała, jak ludzie nieopodal wrzucali suszki w ogień, ale nigdzie nie mogła dojrzeć kosza lub misy, w której mogły się znajdować. Nie miała na to czasu — tańcząc się i śmiejąc, zapominając o tym, co pchało ją w stronę namiotu spodomantki, oddając żywiołom powoli budzących się w jej ciele. Po kilku tańcach, zmianach melodii znała już imiona wszystkich wokół, którzy jej towarzyszyli, ale Williama wciąż nie było w pobliżu. Była spragniona, nieco zmęczona, a serce chciało podskoczyć jej do gardła z powodu szybkiego tempa podrygów. Obiecawszy wrócić za moment obróciła się, niespodziewanie przewracając koszyk z tajemniczymi ziołami, których szukała jeszcze chwilę wcześniej.

4 sierpnia wieczór | Ben | Ścieżka w lesie
Znów go zobaczyła, jak we krwi przemykał między ludźmi, a do oczu napłynęły jej łzy. Jak dosadniej miała sobie w końcu wyjaśnić jego zniknięcie. Obraz pokiereszowanego brata był ostatnim, dostatecznym dowodem. Musiała pozwolić mu odejść. Nie była taka. Siąknąwszy nosem, z zaczerwienionymi już oczami ruszyła za nim. Jeśli miała zrozumieć, że nie żył, musiała skonfrontować się sama ze sobą. Dopiero wtedy pozwoli mu odejść. Potrzebowała się tylko pożegnać.

13 sierpnia wieczór | Michael, Adda | Łąka
Choć z żalem kończyła Festiwal Lata w tym roku, chciała już wrócić do domu. Myśl, że od jutra wszystko się zmieni — nie wróci do normy, wojna nigdy nie była normą — napawała ją lekkim niepokojem. Kiedy rano się zbudzą Billy znów weźmie śniadanie do swojej torby i ruszy do Plymouth razem z Liddy. Mierząc się z trudnościami, wrócą wieczorem szczęśliwi, że drogi nie przeciął im żaden z Rycerzy Walpurgii. Nie bali się. Ani William ani jego młodsza siostra i nigdy nie przyznaliby głośno, że takie myśli czasem ich nękają. Nękały? Ją nieustannie. W domu zawsze było tyle pracy, że mogła o tym nie myśleć, ale kiedy szykowała kolację nie mogła nie zastanawiać się — co by było gdyby; gdyby któreś z nich nie wróciło, jak Billy wtedy. Przygnębienie łapało ją dziś od rana, najwyższa pora pożegnać się z beztroską, chwilą przyjemnego, błogiego szczęścia. Nie była dzieckiem, wiedziała, że to wróci, znów nastąpi, a jednak nim festiwal się rozpoczął była pewna, że przyjdzie jej to znieść lepiej.



Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
H. Wright 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
H. Wright
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach