Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Virginii
AutorWiadomość
Sypialnia Virginii [odnośnik]23.03.20 21:00
First topic message reminder :

Sypialnia Virginii

To przestronny pokój, choć przez ilość i różnorodność wzorów na ścianach, dywanie i suficie wydaje się mniejszy optycznie. W pierwszej chwili zwraca na siebie uwagę wielkie, drewniane łóżko z błękitną kotarą, ale największym atutem sypialni, zdaniem samej Virginii, są duże okna wychodzące na pobliskie moczary. Przy jednym z tych okien, niemal zawsze otwartym, w rogu ustawione jest stare biurko, a obok żerdź dla Samsona Puchalskiego - jej puszczyka uralskiego. Sowa ta nie lubi obcych i ma tendencję do agresywnego przepędzania z sypialni Gin intruzów.
Malunki na ścianach przedstawiające roślinność i ptactwo są zaczarowane i czasami zdarza im się poruszać. Bardzo rzadko można też dostrzec znikacza wśród zielonych gałązek.
Znajduje się tam również przejście do sąsiedniego pomieszczenia, które niegdyś mogło być dużą garderobą bądź salonikiem, obecnie jednak stanowi prywatne studio Virginii. Jest niemal puste by żadne zbędne sprzęty nie przeszkadzały w tańcu lub ćwiczeniach. Jedną ścianę w całości zasłaniają lustra, na przeciwko zaś znajdują się okna.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sypialnia Virginii - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sypialnia Virginii [odnośnik]11.01.21 22:11
Virginię te lekcje kaligrafii kosztowały więcej wysiłku niż gdyby została zmuszona do prób baletowych od świtu do nocy. Podczas tańca przynajmniej nie musiałaby siedzieć w jednym miejscu starając się powoli i precyzyjnie poprowadzić pióro i wykreślić nim kolejną idealną i zdobioną literę. To była prawdziwa mordęga. I choć zarówno Gwendolyn jak i matka Virginii widziały efekty tej pracy, tak Gin nadal uważała to za bezcelowe. Co gorsza, zaczęła też dostrzegać różnice między swoim pismem, a tym, które miała odzwierciedlić i za każdym niemal razem, kiedy litera nie wyglądała tak jak miała wyglądać, denerwowała się, rzucała piórem lub gwałtownie wstawała od biurka sycząc jak wściekła kotka. Sądziła, że matka zadowoli się jedną lekcją kaligrafii, a tu... wyglądało na to, że dopóki panna Grey będzie mieszkała w dworku lub pani matka nie zostanie zadowolona pismem córki (czyli nigdy), lekcje będą się odbywały systematycznie.
Z ulgą przyjęła wcześniejszy koniec dzisiejszej lekcji i, nie bacząc na kulturę i dobre wychowanie, położyła się na swoim łóżku z baldachimem (a właściwie rzuciła się na nie plecami), by zaraz unieść ręce przed siebie powoli poruszając zdrętwiałymi od pisania nadgarstkami. Kiedy zaś zaczęła wyłamywać sobie palce, akurat skrzat domowy podawał Gwen filiżankę herbaty. Prawie rozlał napar na głośny i niespodziewany trzask kości w stawach. Prawie. Spojrzał spłoszony w stronę Virginii, a chwilę później deportował się z pomieszczenia. Gin zaś poderwała się nagle i podbiegła do okna. Był piękny, letni dzień i nie marzyła o niczym innym, tylko o wskoczeniu na grzbiet swojej ulubionej, gniadej klaczy i pomknięcia przez nagrzane słońcem wrzosowiska...
Westchnęła cicho. Wychodzenie z pokoju przed zwyczajowym końcem lekcji kaligrafii mogłoby się nie skończyć dobrze ani dla niej, ani dla Gwen, dlatego zamiast tego usiadła na parapecie okna obejmując rękami podkulone nogi. Bose stopy lady Macmillan wysunęły się spod długiej, bladozielonej sukni, kiedy niespotykanie milcząca i zamyślona wpatrywała się w okoliczne moczary.
- Ciekawe czy udałoby mi się opanować animagię - odezwała się w końcu cicho. - Nigdy nie byłam dobra z transmutacji, ale gdybym dzięki temu mogła zamienić się w ptaka czy inne zwierzę i móc tak po prostu... - wychyliła się przez otwarte okno, choć może zbyt gwałtownie. Ciepłe powietrze przyjemnie połaskotało ją w twarz, ale Gin szybko powróciła do poprzedniej pozycji. Gwen chyba nawet jej nie słyszała pogrążona w swoich rozmyślaniach, ale to nic.  
Macmillanówna zaś już zeskoczyła z parapetu, zrobiła piruet, ot tak, dla własnej przyjemności i ruszyła do stolika po herbatę. Zwolniła zaś kroku, kiedy Gwen zaczęła mówić.
- Och, interesuje cię magia lecznicza? - Gin podchwyciła temat niemal natychmiast. - Och, to cudownie! To wspaniała sztuka! Tylu fascynujących rzeczy się dowiedziałam z ksiąg anatomicznych Archibalda...! - momentalnie uśmiech rozświetlił jej twarz, a oczy zalśniły jej z podekscytowania. - Wiedziałaś, że wbrew pozorom łatwo jest pomylić klątwę Ondyny z traumą krwi? Podczas dużego stresu mogą dawać podobne objawy, ale przy jednej i drugiej chorobie podaje się zupełnie inne eliksiry i źle zdiagnozowane mogą doprowadzić do śmierci - nawijała jak najęta. - Która dziedzina z uzdrowicielstwa cię najbardziej interesuje? Zakażenia magiczne? A może choroby odzwierzęce? Cudownie będzie móc się powymieniać spostrzeżeniami na temat leczenia! W Puddlemere nie ma nikogo z kim mogłabym na ten temat porozmawiać...! - westchnęła jednocześnie z żalem i ulgą, po czym podskoczyła w miejscu, jakby tchnięta jakąś myślą i podbiegła do kufra stojącego pod ścianą. Grzebała w nim chwilę nim wreszcie wyprostowała się ze sporym tomiszczem w rękach.
- Wciąż mam jedną księgę anatomiczną Archibalda, miałam ją oddać, ale jakoś tak zeszło... - pogładziła ją po zniszczonym czasem grzbiecie - to akurat o mięśniach, ale może cię zainteresuje...? - podeszła do Gwen i położyła wolumin na stoliku. - Ale jeśli interesuje cię coś innego to z wielką chęcią wybiorę się do Weymouth w twoim imieniu, w końcu będę miała wystarczająco dobry pretekst. O! Możemy wybrać się też razem! Napisać list do Archibalda? To nestor rodu Prewett, ale też mój kuzyn i znakomity uzdrowiciel, jak go poproszę na pewno zgodzi się podzielić z tobą swoją wiedzą. Och, ty byś pewnie nie miała żadnych przeszkód, żeby pójść na kurs uzdrowicielski! Ależ ci zazdroszczę! - Gin znów westchnęła, po czym wreszcie zamilkła i opadła na wolny fotel. Musiało jej zaschnąć w ustach, bo w tym samym niemal momencie chwyciła za swoją filiżankę herbaty.



chase the wind
Virginia Macmillan
Virginia Macmillan
Zawód : nieoficjalna sanitariuszka Macmillanów
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I will ride,
I will fly,
Chase the wind
And touch the sky
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8237-virginia-avis-macmillan https://www.morsmordre.net/t8276-sam-puch https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t8300-virginia-macmillan#240131
Re: Sypialnia Virginii [odnośnik]12.01.21 11:30
Uciec, schować się i nigdy nie wrócić. Wieść życie zwierzęcia, które nie musiało martwić się o walczących w wojnie przyjaciół. Które nie miało poczucia, że wciąć robi za mało i które jest szczęśliwe jakie jest. Żyje chwilą, nie musząc przejmować się tym, co dzieje się wokół… Animagia była trudna, ale obiecywała wyzwolenie. Chociaż chwilowe. Ale na to nie mogła sobie pozwolić, prawda? Jeśli zniknie nie uratuje tych, którym mogłaby pomóc. Dlatego, chociaż miała taką możliwość kilkukrotnie, nie miała zamiaru opuszczać Anglii. Życie innych było cenniejsze od jej własnej wygody. Poza tym nie mogła przecież opuścić bliskich, nawet jeśli nie łączyła jej z nimi krew.
Zawsze możesz próbować – powiedziała jednak, nie mając serca, aby męczyć lady Macmillan takimi nieszczególnie radosnymi myślami. – Mój znajomy zna się na transmutacji. Chcesz? Mogę go spytać. Mógłby ci pomóc – zaproponowała spokojnym tonem, przyglądając się siedzącej na oknie Gin. Wyglądała jak niewinne, słodkie stworzenie, które faktycznie zaraz okaże się jaskółką i wyleci przez okno prosto w przestworza.
Wtedy jednak dziewczyna wychyliła się gwałtownie przez okno. Serce Gwen stanęło na kilka chwil. Wstała z miejsca, już mając krzyczeć UWAŻAJ!, ale lady Macmillan wróciła na poprzednią pozycję. Panna Grey odetchnęła z ulgą.
Gin! Nie rób tak więcej – powiedziała z wyrzutem, marszcząc brwi i znów opadając na kanapę.
Chwilę później sama zaczęła jednak temat… który w przeciwieństwie do kaligrafii zdawał się niezwykle fascynować Virginię. Gwen zależało tylko na jednym zaklęciu. Nie miała marzeń o byciu uzdrowicielem. Wiedziała, że po prostu za mało wie i że to zajęłoby jej za dużo czasu, a nie miała ku temu potężnej pasji. Gin jednak, jak miała w zwyczaju, zareagowała tak, jakby prośba panny Grey oznaczała przyznanie się do tajemnej, życiowej pasji. W pierwszej chwili malarka otwarła szeroko oczy, nie wiedząc, jak zareagować na taki słowotok dziewczyny. Opanowała się jednak możliwie szybko. Prędko chciała jej przerwać, wejść w słowo i ostudzić zapędy, ale rudowłosa po prostu jej na to nie pozwoliła. Na Merlina, ile w tej dziewczynie było pasji!
Gin, Gin, spokojnie! – powiedziała ze śmiechem, wstając i gestami uspokajając podekscytowaną arystokratkę. – Chętnie przejrzę te książki, które masz, ale nie wiem, czy będę miała czas na ich dogłębną analizę. No… sama wiesz, ile czasu mi to wszystko – praca z nią, opieka nad Heathem, zlecenia, Oaza: wyliczała w myślach – zajmuje. Na razie to, co masz mi wystarczy, dziękuję – powiedziała, z resztą zupełnie szczerze. Cieszyła się, że Gin chciała jej pomóc, tyle że nie miała pojęcia, co może począć z taką ilością oferowanej wiedzy. – Ale… czy mogłabyś mi na razie po prostu wyjaśnić, jak działa Paxo? Mi… chyba by się przydało, ale wolę nie próbować go używać, bo boję się, że zrobię komuś krzywdę. Czy… muszę przy nim wiedzieć coś więcej o człowieku, na którego chciałabym je rzucić? Jak to działa? – pytała, starając się mówić powoli i spokojnie, licząc, że dzięki temu Gin sama się odrobinkę uspokoi.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Sypialnia Virginii
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach