Wydarzenia


Ekipa forum
Niewielki salonik
AutorWiadomość
Niewielki salonik [odnośnik]28.02.21 20:20

Niewielki salonik

Nazywanie tego salonem to spore nadużycie, lecz właściwie nie ma innego słowa. Po przekroczeniu progu chatki wchodzi się właśnie tutaj - niewielkiego pokoju, gdzie znajduje się kominek, miękka kanapa i za nią regał na książki. Na wprost stoi drabina prowadząca na poddasze. Obok niej dwie pary drzwi - jedne prowadzą do maleńkiej łazienki, drugie zaś do pokoju, w którym mieści się zaledwie łóżko i kufer Cedrica.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Niewielki salonik Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Niewielki salonik [odnośnik]28.02.21 20:42
7 października

Od samego rana lał deszcz. Zaczęło padać, gdy wybudziłem się rano z koszmarnego snu, w którym widziałem Allyę, Annie i Lydię - wszystkie trzy miały do mnie żal, że nie zdołałem ich ochronić, choć przecież obiecałem, że będą ze mną bezpieczne. Żona krzyczała, że przysięgałem kochać tylko ją aż do końca, a Lydia stała z boku, patrząc na mnie z obrzydzeniem i trzymała w dłoni pukiel włosów Pomony. Choć spałem zaledwie kilka godzin, to nie chciałem już zasnąć - przeleżałem na swoim posłaniu aż do świtu, dopóki nie nadeszła pora, by wstać i przygotować się do wyjścia. Musiałem odprowadzić jedynie Debbie do chatki matki i siostry, aby nie była sama w czasie, kiedy ja miałem ruszyć do Irlandii, by zarobić kilka galeonów.
Z ulgą wróciłem do Oazy, czułem się dziwnie zmęczony i śpiący, a deszcz, który wciąż lał się z nieba jak z cebra, bynajmniej nie dodawał mi energii. Zamiast do siebie, najpierw zaszedłem do Liz, by odebrać Deborah. W chatce mojej siostry i matki nie odnalazłem jednak dziewczynki, którą przygarnąłem kilka miesięcy wcześniej. Nie było nawet Lizzie. Może akurat opuściła Oazę, może była gdzieś w pobliżu. Matka nie potrafiła powiedzieć, a zmógł ją sen, obudziła ją dopiero moja wizyta. Debbie musiała wyjść w czasie, gdy spała. Pani Dearborn zaniepokoiła się mocno, zaczęła mnie przepraszać, lecz zapewniłem ją, że to niepotrzebne i nie na miejscu. To ja wciąż zrzucałem na barki siostry i matki opiekę nad dziewczynką, choć to ja zobowiązałem się nią zająć. Nasza mama nie była w stanie zaopiekować się już samą sobą, a co dopiero żywą kilkulatką. Ucałowałem ją w czoło i obiecałem, że dam jej znać, gdy znajdę Debbie.
Niepokoiłem się co znów wymyśliło to dziecko, lecz jeszcze nie czułem niepokoju. Nie sądziłem, że w Oazie ktoś mógł być na tyle głupi i nierozważny, aby pozwolić dziecku bez opiekuna przejść przez portal i opuścić Wyspę, choć niektórzy członkowie Zakonu Feniksa wciąż mnie zaskakiwali i udowadniali, że jednak można - skoro potrafili wysłać gazetę z informacjami o punktach pomocy w ręce Blacków, otwarcie popierających Lorda Voldemorta i Ministerstwo Magii... Miałem szczerą nadzieję, że Deborah nie natrafiła jednak na Cattermole'a.
Zaledwie kilka minut drogi dzieliło chatę Lizzie od tej, którą zajmowałem ja i moja znajda. W oknach nie paliło się jednak światło, a z komina nie uchodził dym. Właściwie nie powinien, bo Debbie nie mogła sama rozpalać w kominku, lecz czy siedziałaby po ciemku? Poczułem dreszcz niepokoju, ale istniały jeszcze inne opcje. Deszczowa aura wykluczała siedzenie na zewnątrz, mogła jednak zajść do Williama, by odwiedzić Amelię. Albo kogokolwiek innego.
- Debbie? Jesteś tu? - zawołałem, naciskając klamkę i otwierając drzwi, wcześniej jednak wytarłem buty o wycieraczkę, by nie nabłocić mocno w saloniku - nie lubiłem brudu i bałaganu.

| k100 na poazkabanowe konsewkencje


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Niewielki salonik Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Niewielki salonik [odnośnik]28.02.21 20:42
The member 'Cedric Dearborn' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 20
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Niewielki salonik Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Niewielki salonik [odnośnik]01.03.21 22:03
Padało. Tutaj ciągle padało. W Londynie jej to tak nie przeszkadzało bardzo jak tutaj.
- Ech... - westchnęła cierpiętniczo, teatralnie wręcz. Leżała na podłodze na wzór i podobieństwo zniechęconej rozgwiazdy. W powietrzu czuć było drewno i wilgoć. Bo wszystko tutaj było drewniane i właśnie - wilgotne. Coraz bardziej wraz z nasilającą się zimą. Ciekawe czy tu w ogóle będzie śnieg. Czy święty Mikołaj tutaj docierał. Właśnie. Splotła na brzuchu ręce niczym młoda i roztropna biznesmenka. Prawdopodobnie rozczuliłaby tym gestem niejednego goblina. Zmrużyła powieki wlepiając spojrzenie z dziwną intensywnością w sufit. Zupełnie jakby miała przed sobą wyimaginowany regał z potencjalnymi nagrodami za bycie grzeczną dziewczynką i te tylko czekały aż się na coś zdecyduje. I tak sobie o tym dumała poruszając stópkami w rytm wymyślanej melodii aż zaczęło jej się zwyczajnie to nudzić. Nie było już Lizzie którą mogłaby męczyć mniej lub bardziej głupimi pytaniami. A ta starsza pani babcia to w ogóle ciągle właściwie leżała. Chciała do domu.
Jak chciała tak więc zresztą zrobiła, korzystając z sytuacji, że nie było w jej otoczeniu żadnego dorosłego mogącego powiedzieć nie. Mimo wszystko odnosiła wrażenie, że robi coś złego więc trochę się kryła za ścianami innych domów, przekraczała cudze podwórka i nawet przeszła przez czyjś płotek. Ostatecznie udało jej się dostać do domu.
- Halo wróciłaaaaaam.... - zaczęła dość rezolutnie, lecz nikt nie odpowiedział jej na ciszę wokół... prócz kocicy, która wskoczywszy na stół w kuchni usiadła wdzięcznie na krawędzi. Dziewczynka stawający na palcach pogłaskała ją żaląc jej się na nudę, a potem już była w połowie, kiedy Landrynka zaczęła dziwnie charczeć...
- Drynka...?

Kiedy usłyszała, że wrócił do domu, natychmiast zeskoczyła z łóżka. Mógł usłyszeć nagłe łupnięcie na poddaszu dzielące się na kilka kolejnych żwawych kroków. Będąc w połowie drabinki zeskoczyła nieporadnie na podłogę - Ced, Ced, Ced... - biegła jakby ją sam diabeł gonił, a gdy dobiegła uczepiła się jego nogawki podnosząc spanikowane, załzawione oczy na aurora - Landrynka umiera. Zrób coś, zrób coś, zrób... - łkała błagalnie szarpiąc go za nogawkę jakby był jedyną deską dzięki której była wstanie unosić się jeszcze na powierzchni
Deborah Spencer
Deborah Spencer
Zawód : n/d
Wiek : 8
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t8764-budowa#260570 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t8786-deborah-spencer#261303
Re: Niewielki salonik [odnośnik]14.03.21 19:20
Przekroczywszy próg chatki od razu machnąłem krótko różdżką, rozpalając wszystkie świece, by najbliższe pomieszczenia wypełniło ciepłe światło. Obrzuciłem spojrzeniem niewielki salonik i otwartą na niego kuchnię, poza miękką kanapą, regałem z książkami za nią i maleńkim biurkiem nie dostrzegłem nic. Ani śladu Debbie, ani nawet jej kota, który miał zwyczaj rozkładać się na sofie jak król i ani myślał ustąpić mi miejsca. Poczułem lekkie ukłucie niepokoju, wnet jednak usłyszałem łupnięcie na poddaszu - a więc była w domu. Ulga rozlała się po moim ciele, choć podejrzewałem, że właśnie tu ją znajdę.
- Zejdź na dół, Debbie - zawołałem, a wtedy otworzyła się klapa w suficie, dziewczynka zaczęła schodzić bardzo szybko po drabinie, jakby coś ją goniło.
Zsunąłem z ramion płaszcz i zawiesiłem go na wieszaku, zdążyłem też zzuć buty, zanim obróciłem się ku ośmiolatce.
- Nie powinnaś była wychodzić bez słowa. Moja matka się o ciebie martwi. Takie nagłe zniknięcie ją zaniepokoiło. Następnym razem... zostaw jej chociaż krótką notatkę, dobrze? Proszę - powiedziałem, starając się jednak, by mój głos nie zabrzmiał zbyt ostro, to nie miała być przecież reprymenda. Nie zamierzałem Deborah za to ganić, poniekąd rozumiałem, że zwyczajnie się tam nudziła. Przy starszej, obcej kobiecie, która większość dni spędzała w swoim łóżku. Bez przyjaciółki, bez koleżanek, bez zabawek. Miałem jednak na uwadze, że zarówno moja matka, jak i siostra zaczęły dbać i troszczyć się o dziewczynkę, którą niejako właściwie... zaadoptowałem. Zależało im na niej. Debbie musiała zrozumieć, ze to równa się temu, że będą umierać z niepokoju, gdy nagle zniknie bez słowa - i ja także.
Zdziwiłem się, gdy dopadła do mnie nagle, jakby coś się stało, a kiedy spojrzałem na jej zapłakaną buzię natychmiast poczułem niepokój. To jeszcze się jej nie zdarzyło. Nie lgnęła do mnie, nie przytulała się. Nagle zaś dopadła do mojej nogi, łapiąc za nogawkę kurczowo, zlękniona i przestraszona. Moją głowę natychmiast nawiedziły mroczne, ponure wizje, kiedy okazało się, że chodzi...
... no tak, chodziło o kota. Tego mogłem się spodziewać.
- Co? Rano nic jej nie dolegało. Pokaż ją. Gdzie jest? - spytałem poważnie.
Nawet jeśli nie lubiłem tego sierściucha i wygrażałem, że się go pozbędę, to nie mówiłem tego poważnie. Nie życzyłem mu śmierci, widziałem jak na tym kocie Debbie zależy. Był właściwie jedynym, co jej zostało po poprzednim życiu. - Puść mnie, pójdę po nią, zabierzemy ją do uzdrowiciela, jeśli będzie trzeba - zwróciłem się do Debbie łagodnie, odsuwając od siebie jej rączki, po czym żwawym krokiem ruszyłem w kierunku drabiny. Mnie zajęło to znacznie mniej czasu, by się po niej wspiąć i wsadzić głowę w dziurę w suficie.
Rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu i od razu zobaczyłem to wielkie kocisko, które kuliło się koło łóżka i naprawdę... Wyglądało jakby coś się działo. Coś nim targało, jakby zaraz miał się zrzygać, wydawał przedziwne odgłosy, próbując zwymiotować, ale nie mógł. Oczy mu prawie wylazły z orbit z wysiłku. Pomyślałem, że może coś zeżarł, coś trującego albo ostrego, nie znałem się na tym. - Cholera - mruknąłem, stawiając stopy na kolejnym stopniu, kiedy Landrynka wreszcie wyrzuciła z siebie to co miała - wielki kłębek wilgotnej sierści w dziwnym śluzie. Zaraz po tym drugi. A kiedy już to zrobiła oblizała pyszczek z wyraźną ulgą i spojrzała na mnie jak gdyby nigdy nic. No co? mówiło jej spojrzenie. Brakowało jeszcze tego, żeby wywróciła tymi ślepiami.
Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Naprawdę Debbie nie widziała dotąd jak jej kot próbuje pozbyć się kłaczków?
Zszedłem po drabinie, wyraźnie rozbawiony, a stanąwszy na parterze obróciłem się ku zapłakanej dziewczynce.
- Nic jej nie będzie. To tylko kłaczek - wyjaśniłem, gładząc Debbie po kasztanowych włosach.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Niewielki salonik Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Niewielki salonik [odnośnik]17.03.21 0:10
Jakby to było teraz istotne, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Wypuszczane przez Cedrika słowa wpadały jednym i wypadały drugim uchem. W tych jej zresztą szumiało z emocji, przejęcia. Nie myślała o tym, że się wymknęła choć w chwili podjęcia się tej rezolutnej decyzji przemknęło jej przez myśl, że jej opiekun nie będzie zadowolony. Potem o tym jednak posłucha. teraz nie było czasu do stracenia. Z kucharzycą działo się coś dziwnego, czego Debbie wcześniej nie doświadczyła.
- Na górze. Położyłam ją do łóżka - wyjęczała bezradnie bo tylko tyle mogła dla niej zrobić. Z błyszczącymi oczami wlepiała oczekujące spojrzenie w aurora. Oswobodziła go z uścisku małych dłoni umożliwiając mu wspięcie się. Sama naciągnęła rękaw i wtarła w niego wilgoć z pod noska, drugą ręką przetarła koło oczu łezkę. Zastygła w napięciu i przerażeniu, kiedy usłyszała ponownie dźwięki kociego krztuszenia. Po plecach przeszedł jej dreszcz. Wydęła w histerii usta. zakryła niedbale uszy dłońmi. Nie chciała i chciała słyszeć co się dzieje - Nie, nie, nie... - mruczała prosząco pod nosem. Kiwała przy tym przecząco głową. nie zgadzała się na to. Na to by Landrynka umarła. Cedric przeklął dolewając oliwy do ognia. Znów się jej oczy błyszczały od łez. Zaalarmowana podeszła samej do drabinki wspinając się na szczebel tak by móc sięgnąć nogawki opiekuna - Co cholera, co cholera... - lamentowała tarmosząc ją. Domagała się odpowiedzi choć po dźwiękach kugucharzycy domyślała się co widział. Ona też to już dziś widziała. Nie wiedziała, ze to naturalne. Jej mama często szczotkowała Drynkę, a tata dbał by jej futerko było lśniące, pazurki przycięte, a brzuszek odciążony. Kiedy ich zabrakło, Debbie nie wiedziała do końca jak powinna należycie zajmować się pupilem. W jej oczach cała sytuacja prezentowała się tragicznie źle. Ręce opadły jej bezradnie wzdłuż ciała. Widząc, jak Cedric się cofa spłoszona tym co może zobaczyć na jego twarzy cofnęła się ostatecznie czując zmieszanie, kiedy mimika twarzy aurora przedstawiała rozbawienie. W łagodnym geście, którym ją obdarzał było coś obmywającego, uspokajającego. Pozwoliła temu się poddać. Na chwilę - Co cię bawi, jaki kłaczek...?! - strąciła jego rękę będąc co najmniej oburzoną. Dobrze wiedziała, że nie lubił jej kota. Bawiło go to? - Ona wypluwa...siebie. Dusi się. Już raz to zrobiła w kuchni - wskazała palcem na leżącą na podłodze miskę wywróconą do góry dnem, tak, że zakrywała coś co leżało na podłodze. Cedric mógł się domyślić się co pod nią się znajdowało - ...a ciebie to bawi. Mądry ty jesteś?
Deborah Spencer
Deborah Spencer
Zawód : n/d
Wiek : 8
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : n/d
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t8764-budowa#260570 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t8786-deborah-spencer#261303
Re: Niewielki salonik [odnośnik]21.03.21 14:49
Usłyszawszy cholera wypowiedziane cienkim, dziecięcym głosikiem Debbie opuściłem na nią wzrok i ostro powiedziałem:
- Hej! Nie wolno ci tak mówić. Nie powtarzaj po mnie.
Sam nie powinienem był przy niej przeklinać i uczyć ją złych nawyków, zwłaszcza, że była dziewczynką. Nie wypadało, aby dziewczyna, czy kobieta używała takich słów. Nieważne ile miała lat. Sam przeklinałem raczej rzadko, niekiedy było to jednak silniejsze ode mnie, a dotychczas nie musiałem się krygować. Mieszkałem sam, w pracy zaś dominowała głównie płeć męska. Czarownica wśród aurorów była raczej rzadkością, niektóre jednak udowadniały, że są we właściwym miejscu. Śmierć Edith Bones była niepowetowaną stratą. Na razie jednak nie myślałem o tak dalekiej przyszłości Deborah. Nie zastanawiałem się nad tym kim zostanie, kiedy dorośnie. Jutro było zbyt niepewne. Skupiałem się na tym, abyśmy przeżyli najbliższy tydzień, miesiąc i rok. Za dużą naiwnością, w tej chwili, byłoby myślenie chociażby o chwili wysłania Debbie do Hogwartu. Jeśli Lord Voldemort nie zostanie pokonany, to nie wchodziłoby w rachubę. Szanse zaś na pozbycie się tego czarnoksiężnika nieustannie malały...
Dobrze, że los oszczędził mi chociaż apokalipsy w naszej małej chatce. Gdyby tylko temu futrzakowi naprawdę coś się stało, jeśli - nie daj Merlinie - by zdechł, to Debbie urządziłaby tu małe piekło z rozpaczy.
Myślałem, że moje słowa ją uspokoją, przegnają strach, czuły gest gładzenia włosów sprawi, że poczuje się bezpieczniej - ona jednak zdawała się w ogóle mi nie wierzyć. Co więcej spojrzała na mnie jak na idiotę i zwróciła się jak do kretyna. Moje rozbawienie ustąpiło miejsce ciężkiemu westchnięciu.
- Ten kot ma chyba więcej niż rok. Nie widziałaś nigdy jak wykasłuje kłaczki? - spytałem, a moje spojrzenie podążyło za palcem dziewczynki, w stronę miski odwróconej do góry dnem. Podszedłem tam i złapałem za glinianą miskę, odsłaniając kolejny kłak z sierści i śliny. Obrzydliwe. - Wiesz przecież, że koty się myją wylizując, tak? Przy okazji połykają własną sierść i potem muszą ją wypluć, żeby nie zalegała im w żołądku - wyjaśniłem jej, odkładając miskę, za to wyciągając różdżkę. Zaklęciem uniosłem ten kłaczek - nie miałem zamiaru go dotykać - i przelewitowałem do kosza na śmieci. - Nawet ja to wiem, a nigdy nie miałem kota - wyrzekłem niewinnym tonem, po czym oparłem się o kuchenny blat. - Możesz ją zawołać. Nic jej nie jest. Przekonaj się - zachęciłam dziewczynkę.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Niewielki salonik Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Niewielki salonik
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach