Wydarzenia


Ekipa forum
Ipswich Waterfront
AutorWiadomość
Ipswich Waterfront [odnośnik]23.07.21 12:58
First topic message reminder :

Ipswich Waterfront

Doki Ipswich położone są w zakolu rzeki Orwell i są uznawane za jedne z najszybciej rozwijających się w całej Wielkiej Brytanii. Są malownicze i przepełnione lokalnymi restauracjami, w których serwowane są zarówno dania rybne, jak i owoce morza. Deptak obfituje w kawiarnie i drobne sklepy, z których kilka należy do miejscowych czarodziejów. Niegdyś wieczorami port tętnił życiem, a przypływające prywatne żaglówki ściągały rzesze turystów — dziś, z powodu coraz bardziej komplikującej się sytuacji i wojny, której Suffolk się opiera, ulice opustoszały. Nadbrzeże portu otoczone jest linią tramwajową, która cieszy się dużą popularnością.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ipswich Waterfront - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ipswich Waterfront [odnośnik]11.06.23 9:30
Przyzwyczajenie. To właśnie dzięki niemu była wewnętrznie przygotowana na wiele sytuacji z jego udziałem. Zdążyła już przywyknąć do tego typu żartów, słów wypowiadanych bez ogródek, ciągłych dwuznaczności i sarkazmu. Bezpośredniość była jego atutem. W świecie przepełnionym obłudną, ironią i zgnilizną ciężko było o prawdę. Mówił to co myślał, robił to co chciał. Był w tym autentyczny. Z jednej strony była to pożądana cecha. Ludzie gubili się już na początku konwersacji przyzwyczajeni do tego, że nikt nie mówi wprost o tym myśli. Bo nie przystoi, bo ważniejsze jest to jak się ktoś czuje niż to czy zna prawdę. Z drugiej po takim czasie potrafiła dostrzec kiedy faktycznie nie chce o czymś mówić, pragnie skłamać lub coś ukryć. Wystarczyło, że milczał odpowiednio długo. Oczywiście nie była to jakaś odgórnie zapisana zasada, a jedynie jej obserwacja. Na przestrzeni czasu mogło to ulec zmianie. Mógł poznać siebie lepiej, dostrzec rysy w samoświadomości i w odpowiedni sposób je wypracować. Mógł, ale nie była pewna czy to zrobił. Przynajmniej prowadzona przez nich konwersacja nie dawała jej ku temu żadnych przesłanek. – Taki jesteś pewien? – zapytała unosząc brew w pytającym geście. Na jej ustach błąkał się niewinny uśmiech. To fakt, była bardziej otwarta, może nawet bardziej złośliwa. Z większą swobodą przechodziła przez tematy, które kiedyś wzbudzały w niej krępacje. Możliwe, że to przez brak większych ograniczeń, prawdopodobnie on też dołożył do tego swoją cegiełkę. Czuła się z tym lepiej. Twarz wycofanej lady nigdy nie pasował do jej charakteru. – Masz rację – zaczęła z jeszcze większym uśmiechem nie odrywając od niego spojrzenia. – Zazdrość w ogóle nie jest w moim stylu – to nieprawda. Zazdrość była całkowicie w jej stylu, ale nie ta bezmyślna, dzika i prowokująca. Podobnie było z zemstą. Jeżeli miałaby kierować się mściwością i bezmyślnie atakować każdą osobę, która kiedykolwiek wzbudziła w niej złość, zazdrość lub furię, to albo utraciłaby zmysły, albo byłaby już martwa. Znała swoje emocje, potrafiła nad nimi panować i w konkretny sposób wykorzystać. Bynajmniej tak kiedyś było. Wiedziała, że jej słowa go zaintrygują.
Nie było odpowiedniej reakcji na wypowiedziane słowa i wędrówkę jego spojrzenia. Gdyby miała wybrać ścieżkę jaką chce podążać to prawdopodobnie zawierzyłaby tej, która stanowiłaby o rozsądku. Ich relacja kłóciła się jednak z rozumem. Usta mogły zaprzeczać, ale ciało dyktowało coś całkowicie innego. Dlatego nie widziała sensu w podejmowaniu żadnych decyzji. Była zbyt impulsywna, zbyt narwana jeśli chodziło o stojącego przed nią mężczyznę. Spotkanie przy stróżówce czy wymiana listów niczego nie zmieniły. Wtedy była pewna, że widzą się po raz ostatni, a dziś rozmyślała nad tym czy będą mieli szansę spotkać się ponownie. Jaki był właściwie sens podejmowania decyzji z wyprzedzeniem skoro wszystko zależało od „tu i teraz”? Wzruszyła ramionami w odpowiedzi na jego słowa. – W takim razie się przekonamy – dodała równie tajemniczo, równie nie wyjaśniając nic. I dzięki Merlinowi, że nie postanowiła robić mu wywodu dotyczącego jej braku stabilności. Widział wystarczająco dużo by dojść do tych wniosków sam. Inaczej by jej tu nie było, prawda?
Nie wiedziała czy chciałaby cokolwiek wyprzeć z pamięci. Jakiekolwiek spotkanie, jakąkolwiek rozmowę. Nawet ta w Zamglonej Dolinie wiele jej pokazała i pokrętnie dała jej przestrzeń do pogodzenia się z rzeczywistym stanem rzeczy. Ileż to razy widziała jak ludzie w męczarniach starają się zapomnieć o jakichś przeszłych wydarzeniach. Im bardziej się starali tym mocniej zagłębiali się w tych doznaniach. Ona uważała, że wszystkie wspomnienia są ważne. Nawet jeśli w złości czy w smutku zdarzało jej się prawić inaczej. Popełnione błędy, poruszone tematy i wylane łzy. Stracony jest tylko ten, który nie wyciąga z przeszłości wniosków. Cóż… może właśnie za to powinni wznieść toast. Jak widać oboje dla siebie byli już straceni, bo wniosków z przeżytych zdarzeń nie wyciągnęli wcale.
Ona była równie zaskoczona przebiegiem ich rozmowy. Nawet przez myśl jej przeszło, że idealnie potrafią kreować rzeczywistość. Bez większych sprzeczek, bez trudnych tematów, bez wylewania na siebie wiadra pomyj. Później doszła do wniosku, że może właśnie tak powinny wyglądać ich rozmowy. Skoro samo spotkanie przeczyło już idei niechęci to po co mieliby tracić energię na usilne jej wprowadzanie? Byli dorośli choć ciężko było to czasem dostrzec w ich zachowaniu. Wiedzieli doskonale jakie decyzje podejmują i jakie mogą wynikać z tego konsekwencje. Czuła się lepiej, że są ograniczeni czasowo. Nie pozwoliłaby sobie na bezwiedną nadzieje na szczęśliwe zakończenie. Przewróciła oczami słysząc, że randka ma w plan wpisane również śniadanie. – Patrz, że nie zauważyłam – zaśmiała się chcąc jeszcze trochę mu dopiec. – Daj znać kiedy ta randka się zacznie. – dodała przygryzając dolną wargę. Jej wzrok powędrował do trzymanej w dłoni piersiówki. – Dobre wytłumaczenie. Nigdy nie wiesz, kiedy trafi ci się okazja na randkę ze śniadaniem i głupio by było codziennie nosić kwiaty, a bez niej nie wychodzisz z domu. Przemyślane. – pokiwała głową z widoczną dumą. Lepiej by sobie tego nie wymyśliła. Sięgnęła po piersiówkę i upiła z niej łyk. Niech nie przesadza. Powinien zaopatrzyć się w taką bez dna. Wtedy nie musiałby się zamartwiać, że uschnie z pragnienia. Niemal od razu przekazała mu ów randkową przynętę i uśmiechnęła się przepraszająco. Brała co mogła.
Było tak jakby wcale nie mieli do czynienia z zawieszeniem broni, a z normalnym stanem rzeczy. Choć wcześniej psioczyła dosadnie na ten szalony pomysł tak teraz chyba była za niego nawet wdzięczna Potrzebowała takiego wytchnienia, całkowitego zresetowania i beztroski. On jej to zapewnił. Uśmiechem, paplaniem bzdur i zapasem wspomnień. Nie było wojny, krwi i stron. Nawet zapomniała o tym gdzie się znajduje i co względem tego miejsca powinna czuć. Wszystko było takie… zwyczajne.
Znaczący uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy wspomniał o nieśmiertelności. – Chyba nawet wiem kto będzie słodki, a kto gorzki w tym zestawieniu. – odparła puszczając do niego oko i przesuwając spojrzeniem po jego twarzy i ramionach. Człowieka można było dopasować do każdej kategorii. Kwiatów, zwierząt, nawet smaków. W końcu przekonania budowało się na skojarzeniach. Jego nie nazwałaby ani słodkim ani gorzkim, ale na potrzeby kolejnych przekomarzań mogła zrobić wyjątek.
To niesamowite w jakim krzywym zwierciadle się znajdowali. On uważał ją za wroga, a ona jego. On krytykował jej działania, kategoryzował jej występki jako okropne i obrzydliwe, ale ona nie pozostawała mu dłużna. Znajdowali się na skrajach i nie było na to żadnego rozwiązania. Nawet nie próbowała tego racjonalizować. Na nic by się to zdało. Bycie złym, dobrym, szlachetnym czy niegodziwym. Każde z tych określeń charakteru można było definiować na różnorakie sposoby. Często patrząc na nie przez pryzmat indywidualnych doświadczeń. Chciałaby móc nazwać go złym człowiekiem, ale chyba zbyt mało widziała by wprost wyrzucić z siebie takie słowa. Wszak przy niej robił rzeczy niemądre, czasem nawet niemoralne, ale zawsze miał ku temu jakiś powód. Lepszy czy gorszy. Pozbawiony sensu czy całkowicie racjonalny. Trudno było podjąć jednoznaczną decyzje. Zbyt wiele rzeczy miało na to swoje przełożenie.
Mogła się zgodzić ze zdaniem, że wciąż zbyt mało czarodziejów podjęło się walki, obrało stronę. Bycie biernym to przyglądanie się tragedii. Ba! Udzielanie na nią zgody. Potrafiła zrozumieć strach, niepewność co do wyboru konkretnej ścieżki, ale przecież nie zawsze chodziło o starcie na pierwszej linii frontu. Czasem to niewielkie rzeczy, drobne gesty potrafiły przechylić szalę zwycięstwa. Miała nadzieje, że nadejdzie w końcu czas i ludzie obudzą się jak ze snu. Oby tylko nie było za późno.
Na próżno było szukać w niej smutku czy przygnębienia w związku z podjętym tematem. Wręcz przeciwnie. Przerażał ją fakt jak bardzo reagowało jej ciało na tak proste komplementy. Zdarzało jej się słyszeć podobne słowa z jego ust i zawsze miało to na nią jakiś wpływ, ale dziś wszystko bez względu na podtekst wybrzmiewało w niej mocniej. Może było to spowodowane tęsknotą, może jej kobiecość spragniona była podobnych uwag. Nie wiedziała. Biorąc pod uwagę jednak swój stan wolała by go nie pogłębiał. Już i tak wystarczająco ciężko było jej wytrzymać wśród wszelkich spojrzeń i dwuznaczności. Drew podszedł do tematu nad wyraz poważnie, choć na jego ustach błąkał się przepełniony kpiną uśmiech. – Wiemy, że to drugie ci nie wychodzi – odparła z szerokim uśmiechem. – Zauważyłam i to również mi nie pomaga – dodała odwracając spojrzenie od niego i przygryzając dolną wargę w konsternacji. Nie było sensu kłamać. Działała na niego równie mocno jak on działał na nią. Na próżno było szukać rozsądku w ich zachowaniu. Może gdyby odpuścili sobie komentarze i nie badali swoich granic z taką zaciętością to udałoby im się przejść przez to spotkanie z pozornym spokojem. Wciąż miała nadzieje, że uda im się choć w niewielkim stopniu to zatrzymać.
Zaskoczył ją tą nagłą zmianą odległości. Spodziewała się kpiącego komentarza, a może nawet szczerego zaprzeczenia. Uniosła brew w pytającym geście słysząc z jego ust uwagę wypełnioną po brzegi pewnością siebie. Nie skomentowała tych słów od razu czekając na ciąg dalszy. Była pewna, że ten nadejdzie i się nie pomyliła. – Mogłabym powiedzieć to samo, ale chyba nie jestem aż tak pewna siebie – odparła. Nigdy nie oceniała ludzi przez pryzmat innych. Starała się nie porównywać doskonale zdając sobie sprawę z tego, że każda relacja była inna i na swój sposób wyjątkowa. To, że ich więź wykraczała poza wszelkie granice zdrowego rozsądku i była prawdziwą emocjonalną karuzelą, to było jedno. Bałaby się w jakimkolwiek stopniu porównywać ich szaleństwo do aktualnych relacji. – Nie tylko moje wybory doprowadziły nas do tego miejsca – odparła czując jak się od niej odsuwa. – A na moje nie masz już wpływu, tak jak ja nie mam na twoje. Co za różnica z kim ułożę sobie życie? Skoro ty nie możesz mnie mieć, to nikt nie może? Skoro ty nie możesz mnie dotykać, przytulać, kochać, to nikt nie może? – tak, doskonale znała to powiedzenie. W jej słowach nie było złości, urazy, a zwyczajna ciekawość. Była zazdrosna, te wszystkie kobiety w jego życiu powinna zastąpić jedna, ale wiedziała, że nie ma na to żadnego wpływu. Na nic nie miała już wpływu.
Parsknęła głośnym śmiechem na jego kolejne słowa. – Patrzę i patrzę, bo nie wierzę co za bzdury czasem opuszczają twoje usta. Liczę na to, że może ktoś ci podpowiada. – odparła chichocząc z własnego komentarza. Wiedziała, że jak tylko słowa opuszczą jej usta ten zacznie się chełpić ów porównaniem. Pozwoliła mu na to kiwając jedynie powoli głową. – Właśnie dlatego, że uważasz to za irracjonalne nie opowiem ci o sprzecznościach. Urosnąć w piórka w twoim przypadku to nazbyt mało. Odleciałbyś stąd po pierwszym moim słowie. – dodała ze wzruszeniem ramion. Był pewny siebie, ale często były to jedynie pozory. Potrafiła już odróżniać kiedy faktycznie czuje się dumny, a kiedy jest to zwykła arogancja idealnie wpasowująca się w jego kreacje. Pewnie nie chciałby, żeby zdawała sobie z tego sprawę, ale tak było.
Poszukiwania artefaktów na początku stanowiły jedynie dodatek do profesji, ale z czasem przestała wyobrażać sobie życie bez podróży. Istnienie statecznego łamacza klątw nie było dla niej. Męczyłoby ją to, nie czułaby też większej satysfakcji siedząc jedynie za biurkiem w Ministerstwie w oczekiwaniu na okazje, która mogłaby się nigdy nie wydarzyć. Podchodziła do podjętych starań bardzo dokładnie. Lubiła rozplanowywać wszelkie scenariusze co finalnie i tak kończyło się na podejmowaniu irracjonalnego ryzyka. To nawet chyba lubiła najbardziej. Adrenalinę. Fakt, że wtedy skradł jej artefakt był spowodowany tym, że kompletnie pogubiła się w jego zamiarach. Miała wrażenie, że jest krok przed nim, a okazało się, że była dziesiątki kroków za nim. Nie mogła wyrzucić z głowy tej porażki choć miała wrażenie, że stało się to wieki temu. Zagwizdała w odpowiedzi na jego stwierdzenie. – Co do tego nie byłabym taka pewna. Żeby wykończyć cię lampą musiałabym się bardzo wysilić, a przy artefakcie…znacznie mniej. – odparła posyłając mu wypełniony sztuczną złośliwością uśmiech. Dawniej aż tyle pewności w sobie nie miała. Może nadal było jej całkiem niewiele. Fakt był taki, że nie widziała powodu dla bycia skromną. To, że raz posunęła się jej noga wcale nie oznaczało, że jest gorsza. Podobały jej się jednak te słowa, bo lubiła rywalizację. Żałowała, że nie będą mieli okazji nigdy tego sprawdzić. – Jeśli tak bardzo pragniesz mnie znów zobaczyć to wystarczy poprosić. – odpowiedziała na zaczepkę poszerzając swój słodki uśmiech. Faktycznie wyglądali jak idioci.
Wolała obrócić to w żart choć sądziła, że i tak jej prawdziwe uczucia względem ów stwierdzenia wypłyną na powierzchnie. Myślała jeszcze na tyle racjonalnie by podejrzewać jak to wszystko się zakończy. Skłamałaby mówiąc, że nie chce ulec tej pokusie, ale odpuszczenie gardy wiązałoby się z masą konsekwencji, a na te nie była w żadnym stopniu gotowa. Już i tak wystarczająco mocno zbliżyli się do granicy. W odpowiedzi uniosła jedynie kącik ust do góry i odwróciła spojrzenie. Chyba oboje zdawali sobie sprawę z tego jak daleko im było do żartów.
Nie czuła potrzeby rozdrapywania tego tematu po raz kolejny, ale to spotkanie i jego obecność rodziła w niej pytania, których nie umiała lub nawet nie chciała zatrzymać. Zabawne było to, że w jego myślach to ona zrezygnowała z niego. Wcale tego tak nie odbierała. Właściwie myślała o tym jako o dwóch drogach, które nie miały szansy się połączyć. Nie było przejść na skróty, nie było innej trasy. Idąc jego tokiem rozumowania również mogła stwierdzić, że to on zrezygnował z niej obierając swój kierunek. Nie zrobiła tego. Nie wyobrażała sobie życia na kanwie straconych szans i żalu spowodowanego błędnymi decyzjami. Nie chciała go z przymusu. Pewnie niejednokrotnie próbowała go nienawidzić. Nie kłamała przy stróżówce mówiąc, że obliviate ułatwiłoby wiele w jej życiu. O tym z jakim skutkiem jej się to udało nie chciała opowiadać. Wszak inaczej w ogóle jej by tu nie było.
Ścisnęła jego dłoń mocniej, gdy wspomniał, że komplementy dotyczące jej urody były bzdurą. Właściwie przyzwyczaiła się, że ciągle zmieniał zdanie. Był w końcu pełen… - Sprzeczności. Może jednak nie jesteś pełen sprzeczności. Może to jedynie słowotok? – zapytała kpiąco i niby w zamyśleniu. – Myślisz, że się upiłam? To faktycznie wiele wyjaśnia… - dodała z uśmiechem. Cóż nie miała nazbyt dobrej głowy, ale też nie upijała się dwoma łykami alkoholu. Może to byłoby nawet wygodne wytłumaczenie? Możliwość zrzucenia wszystkiego na garb upojenia? Na pewno psychika następnego dnia by jej za to podziękowała. Ciekawe ile rzeczy on zrzucał na działanie alkoholu. – No tak. Wyobraziłeś sobie nie spokój, ale kłótnie. Nie radość, lecz zawód. Nie pocałunek, a odrzucenie. Został tylko pocałunek? – zapytała unosząc brew w pytającym geście. Aż dziw, że tak dokładnie te słowa utknęły jej w pamięci. Nie kłócili się, a uśmiech rzadko schodził z jej twarzy. Na odrzucenie wciąż miał szansę, ale nie była pewna czy sama będzie w stanie to zrobić. Zdecydowanie bardziej wolała zapobiegać.
Zgromiła go wzrokiem, gdy znów wspomniał o Elricu. Wiedziała, że robi to też dlatego, iż lubił ją irytować. Nie widziała sensu poruszania tego tematu. Może czuła wyrzuty sumienia względem niego? Wszak niczego sobie nie obiecywali, nie byli parą, a faktycznie przyjaciółmi, choć zdawała sobie sprawę, że ta kwestia może ulec zmianie jeśli tylko podejmie takową decyzje. Wszystko było w jej rękach. Fakt, mogło to mieć wpływ na natrętne poczucie winy. Domyślała się również, że Drew niby to w żartach i kpinie stara się uzupełnić własną wiedzę. Pewnie sam głowił się nad tym co faktycznie łączy ją z Lovegoodem, a biorąc pod uwagę jego wcześniejsze słowa wiedziała, że nie jest z tego powodu nazbyt zadowolony. – Czasem jesteś naprawdę natrętny. Żałuje, że w ogóle o tym wspomniałam. – nie odpowiedziała jednak na zadane pytanie. Nie czuła w powinności tłumaczyć mu się ze swojego życia uczuciowego. Jego w końcu nie pytała o to kto zamiast niej grzeje mu łoże. - Dlaczego miałby spać na kanapie? Zatrzymaj swoją wyobraźnie. – zapytała zaskoczona dedukcją i parsknęła śmiechem. Rozpędził się i to nie na żarty. Prawdą było, że faktycznie ktoś zajmował jej kanapę i pufki miały jakieś towarzystwo, ale nie był to Elric. O tym nie miała zamiaru jednak wspominać. Pytań nie byłoby końca. – Nie bądź taki samokrytyczny. Czasem da się ciebie lubić. – dodała pół żartem i pół serio.
Wszak jasne było, że nie uda jej się pojąć jego zachowania. Widziała jedynie otoczkę i tylko z niej wyciągała wnioski. Tak naprawdę nie wiedziała co za tym idzie i nigdy nie miała się dowiedzieć. To były kwestie, które dotyczyły tematów jakich nie mogli poruszać jeśli w ogóle chcieli ze sobą rozmawiać. Słysząc jego słowa pokręciła głową. Owszem nie była gotowa by dzielić się z kimś każdym aspektem swojego życia. Jednak nie dlatego, że blokowały ją w tym pozory. Wręcz przeciwnie. Czuła, że jej istnienie jest niepewne. Wychodząc każdego dnia z domu nie mogła być nawet pewna, że do niego wróci. Jak mogłaby świadomie skazać kogoś na troskę i cierpienie? Była to zapewne tylko jedna z wielu kwestii i wypełniających ją wątpliwości. Pozory, które on tworzył lub tworzyło jego otoczenie były czymś czego nie mogła w żadnym stopniu ocenić, dlatego nie odpowiedziała. Nie znała jego myśli, nie tkwiła w jego głowie, mogła jedynie po reakcji domyślić się uczuć, które przeżywał. Nic więcej. Uszanowała jego decyzję o nie kontynuowaniu tematu. W końcu całkowicie nieświadomie dotknęła tej niepożądanej sfery. – Pewnie dlatego, że wtrącam się przez cały czas – odparła unosząc delikatnie kącik ust w uśmiechu chcąc rozładować atmosferę i tym samym zakończyć ów wątek. Czując mocniejszy uścisk dłoni uśmiechnęła się ciut szerzej.
Widząc jego lekceważącą postawę jeszcze mocniej zaczęła chichotać. Wiedziała, że nie ma nad nim żadnej władzy. Nawet o takową jej nie chodziło. To była kolejna gra, zabawa, z której finalnie mogła coś wyciągnąć. Zamyśliła się przez dłuższą chwile, gdy dał jej prawo wyboru. Zrobiła krok w jego stronę chcąc lepiej dostrzec każdą zmianę w wyrazie jego twarzy. – Ustalmy więc zasady – zaczęła całkiem pewna siebie. Prawdopodobnie nie spodziewał się, że w ogóle będzie sobie czegoś życzyć. W końcu zwykle łatwiej było jej wycofywać się z tego typu gierek. Nie tym razem. – Ile mam życzeń? – zapytała ponownie unosząc kącik ust w znaczącym uśmiechu.
Nie było sensu się oszukiwać. Z każdą mijającą minutą, z każdym słowem i gestem zbliżali się do wewnętrznej granicy. Miała w zwyczaju zapierać się rękami i nogami przed tym co chyba i tak było nieuniknione. Najpierw przy stróżówce dając upust swojej złości, następnie na początku ich dzisiejszego spotkania, gdy kontrolowała wszelkie słowa nie pozwalając by emocje wzięły nad nią górę. Później opór był już minimalnie wyczuwalny. Dwuznaczności, komentarze, których nie dało się zbyć machnięciem dłoni. Hamulce puszczały długo przed zetknięciem się warg. Nie widziała stosowności w kolejnych zaprzeczeniach. Potrzebowała jego obecności, pragnęła jego dotyku. Nic więcej w tym momencie się nie liczyło. Nic nie miało większego znaczenia.
Byli niczym burza. Nie zważali na nic i na nikogo. Miała wrażenie, że świat poza nimi zwyczajnie przestał istnieć. Nie skupiała się na szepcie, nie pilnowała oddechu, a kiedy pojedynczy jęk rozbrzmiał echem po pustostanie w ogóle się tym nie przejęła. Odurzył ją sobą, działała jak w amoku. Przyciskała go do siebie z siłą chcąc by mogli znaleźć się jeszcze bliżej, aby stworzyli całość, byli jednością. Zatracała się w pocałunkach, dotyku, wspólnych ruchach ich ciał. Pod palcami wyczuwała szybkie bicie jego serca, słyszała jak urwany oddech opuszcza jego wargi, gdy na sekundę oderwali się od siebie. Kradli czas, którego nie mieli i robili to z intensywnością o jaką ani siebie ani jego nie podejrzewała. W tym momencie nie pragnęła niczego innego jak tego by zegar stanął, zatrzymał się dla nich na tą jedną noc. Miała nadzieje, że to jej wystarczy i zdąży się nim nacieszyć, ale wewnętrznie przeczuwała, że ten stan nie nastąpi. Niedosyt i tęsknota pozostaną.

z.t x2


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Ipswich Waterfront - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Ipswich Waterfront
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach