Wydarzenia


Ekipa forum
[sen] the forbidden fruit
AutorWiadomość
[sen] the forbidden fruit [odnośnik]21.11.23 20:35

bodies moving, lovingly entwined
unconsciously seeking the divine


Krzywe nogi ciężkiego, dębowego biurka, na nim kaskady brązowo-złotych intarsji, dogasająca z wolna świeca, jeden leciwy, choć wciąż względnie świeży, egzotyczny hibiskus; szeroka okiennica, z niej pełnia widoku na obrzydliwie piękny i poukładany Londyn. Zasłony ciasno spięte w symetrycznej manierze, na drewnianym, skrzypiącym przepychem parkiecie zaś, daleki skromności dywanik, pleciony błyszczącymi nićmi głębokiego granatu i kontrastującego z nim bursztynu. Na miękkim, ruchomym fotelu on — swoiste uosobienie mądrości i dojrzałości, jakieś nienormalne zamknięcie wszelkich ideałów w posturze pojedynczej jednostki. Nie byle jednostki, określano go wszakże człowiekiem niezrównanie wielkim: o ambicjach sięgających wyżej niż tutejsze strzeliste sklepienie; o sprycie wprawnego myśliwego, który miast gonić w afekcie nonsensu za zwierzyną, cierpliwością łowił ją wprost do własnej nory; o wiedzy i kompetencjach przewyższających najsławniejsze nazwiska z frontów propagandowych gazet. Teraz to o nim pisano kontrowersyjne nagłówki, teraz to o nim mówiono w ramach publicznej dysputy; dziennikarskie zera, jak te skurwiałe sępy, ostrzyły zęby na każdy potencjalny kąsek, wijąc się wzajemnie w fałszu mitów, wymyślanych bez końca na potrzeby burzliwych szeptanin. A stał się obecnie kawałkiem mięsa bardzo pożądanym, podmiotem z osobliwym zaangażowaniem badanym, jak ta mikroskopijna komórka pod światłem wnikliwego naukowca. Najmłodszy minister magii, grzmiały nagłówki codziennej prasy jeszcze przed kilkoma miesiącami, gdy postanowiono uhonorować go wyczekiwanym od lat zaszczytem; kim jest Bartemius Crouch?, dopytywały retorycznie miałkie pisemka, gdy tylko udało im się dorwać do jego żony, bez polotu opowiadającej raptem o własnych kreacjach z ostatnich dni letniego festiwalu. Teraz podziwiali już kraniec zimy, tamci jednak ustawicznie próbowali wydrążyć w ziemi niepokojąco rozlazły dół kryzysu; napotykali wciąż jednak wieczną zmarzlinę, nie dosięgnąwszy choćby krańcem palca klucza otwierającego bramy dzierżonych w sercu sekretów. Zdawało się, że i on, ten najlepszy przyjaciel, współmiernie i lojalnie nagrodzony przezeń zawodowym awansem, nie znał drogi do rzeczonej komnaty tajemnic. Ale za drzwiami rządowego gabinetu na wierzch rozłaziły się całe hordy tego utajnionego robactwa, całe chmary drobnych gadzin, kusząco wijących się wokół mebelków, wabiąco mruczących prawdy o ichniejszym jestestwie. Tamten ukochał sobie władzę i politykę, jego kompan zaś — stale czyhające ponad głowami jarzmo grzechu.
Wyzbądź się wstydu. Spróbuj.
Pozwoliłem sobie, zwyczajowo, przejrzeć korespondencję — oznajmił sucho, gasząc papierosa w szklanej, wykwintnej popielnicy; skinieniem głowy wskazał na stojący w rogu stoliczek, na blacie którego piętrzyły się różnej wielkości stosy. Zręcznym ruchem palców rozluźnił zgoła ucisk oplatającego kark, pozbawionego wzorów krawatu. — Te z lewej strony to zaproszenia na wywiady i konferencje. Te z prawej natomiast... — przerwał na moment, racząc się ostatkami gorzkiej kawy; na twarzy, zupełnie przez czas niezmienionej, wciąż młodej i pozbawionej skaz starości, wykwitł drwiący uśmiech nieskrywanego rozbawienia. — to miłosne wyznania, propozycje romansów, czasem banalna pochwała wyglądu. Kobiety szaleją na punkcie twojego nosa — dokończył, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Jego oblicze też zachowało wygląd zaledwie dwudziestolatka, choć jeszcze przed paroma chwilami skarżyło się na otrzymane ze szkoły upomnienie. Córka, dziewczę niesforne i zaborcze, o duszy mimowolnie poszukującej odpowiedzi na pytania z natury frapujące, podważyła zasadność tez przedstawianych przez nauczyciela. — Spalić? Czy życzysz sobie przeczytać je osobiście, panie ministrze? — podpytał po krótkiej chwili milczenia, usiadłszy wreszcie na krześle w dziwacznym poczuciu bezsilności. — Znowu się pokłóciliśmy — wyznał wreszcie z przekąsem, nie oczekując chyba odeń wcale pocieszenia czy rady, co najwyżej kieliszka czegoś mocniejszego, albo zwyczajnej gadki o prostym życiu, z dala od intratnych układów i przytłaczających obowiązków. Chorobliwa zazdrość, niczym uosobiona, zmaterializowana krzywda, wkradała się w ryzy tego małżeństwa, mącąc niechlubnie przy samych jego fundamentach. Nie wystarczyło kochać na zabój, nie wystarczyło obiecać jej słowem konwencjonalnej przysięgi; być może coś jeszcze innego stało na przeszkodzie do sielankowego szczęścia.
Nawet o tym nie myśl.
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 14 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: [sen] the forbidden fruit [odnośnik]02.01.24 21:39
Czujesz to?

Wypełnia całe płuca, ich powierzchnię aż wydają się walczyć z ogrodzeniem klatki piersiowej. Smakujesz to na języku, mieszanka słonego i żelaznego posmaku, krwi i łez tych, co upadli. Trzeba było przegryźć tętnicę, jednym sprawnym ruchem pozbawić ich istności. Zamordować, zakatować, zlikwidować – najodpowiedniejsze ze słów, oddawało całą racjonalność postępowania. Wszystko oczywiście merytorycznie, siłą argumentu i pięknem słowa. Zazwyczaj. Możesz nawet to usłyszeć, ten czarujący dźwięk szeptu, pogłoski rozchodzącej się po całej sali. Krzyk, radość, której nic nie może powstrzymać, nawet pobierane lekcje godności i sztywności. Tak smakuje triumf.
Rozsiadł się wygodnie na krześle, między palcami leniwie przekładał papierosa.
Za nim powieszony wielki portret dziadka, przewodnika jego drogi, zbyt natrętnego doradcę. Przecież wiedział co robić, nie był już dzieckiem. Czuł na sobie oskarżający wzrok, wyrzut obrazu, któremu zabrał możliwość głosu. Nie zwracał na niego uwagi, nie przeszkodzi mu.
Przyłożył papierosa do ust, kolejny raz żelazo zatriumfowało na języku. Tak smakuje zwycięstwo, a wraz z nim cena, jaką trzeba zapłacić. Kotara białego, niewinnego dymu wymsknęła się, by stworzyć mgłę oddzielającego go od świata. Tutaj chroniony murami ministerstwa, pozbawiony możliwości odczuwania tej miłości kraju do niego i jego do kraju, szorstkie była to uczucie. Ileż wyrzeczeń kosztował go, by oddać się temu urojeniu. Mało kto gotów był na tej rodzaj poświęcenia, zaprzedania prywatności, duszy i życia, oddanie się w całości posadzie. Gdy jednak ktoś pozna smak zwycięstwa, nigdy nie chcę się z nim pożegnać. Uzależnia bardziej niż wszelkie opiaty, eliksiry i najlepsze dziwki Wenus. Gdy jesteś na szczycie możesz kreować swoją wizję, kupować swoich ludzi, budować pomnik, na który zasługujesz.
Przekierował wzrok na środek pokoju. Nie był pewien, kiedy Igor zjawił się w gabinecie, czyżby go zaprosił? Nieważne, nieistotne. Obdarował go szerokim uśmiechem, przyjaciela, powiernika, gołąbeczka. Starszy Podsekretarz Ministra Magii, kiedyś uznawał, że nie dawał się na tę funkcję, lecz niejednokrotnie zaskoczył go sprytnym i zdradliwym charakterem. Nie nadawał się, lecz i tak dostał, możliwe, że nawet nie chciał. Nadal wyglądał równie młodo, gdy dopiero zaczynał swoją nepotyczne dysputy. Zawsze miał do nich ciągoty, kiedyś pracował w rodzinnym biznesie.
Wywiady i konferencje zostawić, wiesz, że uwielbiam dzielić się swoim doświadczeniem i propagować zaciśnięcie współpracy – przypomniał, dla samej rozkoszy słowa. Wielu chciało go słuchać, spragnieni byli jego wiedzy i chcieli zdobywać jak on. Ten głód, rozsadzający od środka, zmuszał do szukania wszelkiej drogi. Igor pozbawiony był pełni tej czczości, dlatego trzymał go blisko. Kiedyś nawet wspominał o ofercie z Durmstrangu, dyrektorstwie, jakże upadlające i małostkowe. Bartemius odrzucił taką możliwość i zrobił to dla nich obojga. Igor więcej nie pytał, nie wiadomo czy ze zrozumienia sytuacji czy niechęci usłyszenia odmowy. – Przeczytaj mi jedne z miłosnych wyznań, niedługo zbliża się rocznica ślubu. Może mnie zainspiruje.
Absurd. To jego sekretarka zajmie się prezentem, słowami otuchy i przyrzeczeniem przetrwania. Im rzadziej widział swoją żonę tym lepiej, akurat im dystans idealnie naprawiał relacje. Nie można się nienawidzić, jak się nie widuje. Igor jeszcze tego nie zrozumiał, zawsze chciał być blisko swojej małżonki, jak upodlony pies biegający za jej łaską. Tatiana, Imogen, Varya? Jak się nazywa? Nieważne. – Ona zdradziła czy ty?
Grali w tę grę od kilkunastu lat, zawsze równie oszołamiająco dla postronnych widzów. Zawsze miał miejsce w pierwszym rzędzie, w końcu obydwu znał dogłębnie, w każdy możliwy sposób. Rozpiął kilka guzików na szczycie koszuli, w pełni relaksu czekając na powtarzający się repertuar.
Bartemius Crouch
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
As humanity gazed upon stars and proclaimed if heavens would not come to us, we would reach heavens ourselves.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11933-bartemius-crouch https://www.morsmordre.net/t11959-apate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12145-skrytka-bankowa-2587
Re: [sen] the forbidden fruit [odnośnik]20.09.24 22:33
no dream is ever just a dream

Echo niosło się dźwiękiem rozbijającego się o ściany szeptu — szeptu sukcesu i porażki, plotki i prawdy, każdej niosącej w sobie atom jednostajnej formuły. Bartemius Crouch, kończył się lub zaczynał każdy wers tej popieprzonej gry, w której elity szeroko zamykały oczy, a pospólstwo błędnie zaśmiewało się przeraźliwym rechotem satysfakcji, głupawo wierząc w naiwne dzieło własnych przekonań o tym, że nareszcie pojęli rzeczywistość niedostępną na wyciągnięcie ręki; że wreszcie dostrzegli wiązania kostiumów tutejszych aktorów-polityków, aktorów-celebrytów, aktorów-bogaczy, przechadzających się po niestabilnej scenie czarodziejskiego, angielskiego zakątka.
A oni przecież nie widzieli choćby skrawka tego podłego teatru.
Nie mogli widzieć. Gdyby tak było, stos miłosnej korespondencji sprawnie przeistoczyłby się w niewygodne, anonimowe zapytania. O zasadność ustanowionego przed miesiącem podatku od każdego nieczystego z krwi dziecka; o sprawiedliwość najnowszego projektu zmian w systemie sądownictwa; o źródło dowolności władzy w manewrowaniu kompetencjami dogorywającego wiceministra, bladego cienia kadencji poprzednika. Listę dałoby się rozmnażać o kolejne, retoryczne kwestie, ale przeciętny obywatel, ze swoją błogosławioną niewiedzą, nie potrafiłby spisać nawet połowy tych zarzutów. Sama wysokość płacy Igora, byle asystenta z pokoiku sąsiadującego z wystawnym gabinetem, wymownie zatrważała dźwięcznością ostatecznej kwoty. Nic dziwnego, że w jej obliczu porzucił myślenie o profesorskiej posadzie, zupełnie zbywając ofertę, która jeszcze niegdyś stanowiłaby dlań świadectwo społecznego statusu; teraz był już tylko tylko podrzędnym obrysem własnego przyjaciela, niechcianym w świetle krzewionej ideologii imigrantem, będącym na każde zawołanie nowego przywódcy — albo nawet aspirującego dyktatora, bo narcyzm i ksenofobia wylewały się strumieniami z przemówienia jednego i drugiego, a zaraz po nim — bez zaskoczenia, facet miał niewiarygodną charyzmę — wiwat, oklaski, świecące przejęciem twarze narodu.
Ta jego, bułgarska i obca, niczym się od nich nie różniła — bo cesarza należało bezgranicznie miłować, tak po prostu, w zgodzie z resztą ludu, w zgodzie z oczekiwaniami. Przyzwyczajenie sprawiło, że naprawdę chyba począł rozpoznawać w nim swój osobisty autorytet. Pozwoliłby mu się pewnie publicznie zbesztać, w obliczu wściekłości nadstawił obydwa policzki w gotowości na przyjęcie ciosu, by wreszcie przystać nawet na seksualną zachciankę żony, marzącej bezgłośnie o jednej bodaj nocy z samym ministrem magii.
Rzecz jasna. Przy obecnej koniunkturze — ostatnie słowo wycedził, zarazem wyraziście przerwał, jakby dla podkreślenia ironicznej absurdalności tej podjętej nowomowy — proponowałbym ekskluzywny wywiad z sesją zdjęciową dla Walczącego Maga. — dokończył pewnie, choć w tym krótkim zdaniu skrywało się przecież tak wiele niewiadomych niuansów: niebezpośrednie, acz głośne przyznanie się do przewidywań ekonomicznego kryzysu, do korupcji, do chęci krzewienia propagandy i bezmyślnego szachowania nienadszarpniętym jeszcze wizerunkiem młodego polityka. Wystarczyłaby jedna pluskwa, by ujarzmić wszystkie ambicje, obnażyć niedoskonałości, podkreślić błąd zastanego wyboru. Na szczęście w gronie zasłużonych bywalców tego pokoju nie było żadnych potencjalnych zdrajców.
Ale i tak stąpasz po cienkim lodzie, Karkaroff.
Może poezja? — rzucił, nie oczekując odpowiedzi; wyciągnął pierwszy list z rzędu i z zamyśleniem odczytał wers po wersie, bez patetyzmu, choć z nieoczekiwanym dostojeństwem: — Szczęśliwy, kto w twych oczu przegląda się niebie, szczęśliwy dwakroć, kto wzdycha do ciebie — tu zatrzymał się na moment, krótkim zerknięciem omiótł Bartemiusa, by suchym w brzmieniu tonem doczytać treść do końca. — Lecz najszczęśliwszym tego ja ocenię, co swoim twoje obudził westchnienie. — I tak bezwiednie porzucił pergamin na biurku samego już adresata, unikając oceniającego wzroku towarzysza, unikając natarczywych myśli, unikając niezręczności danego tu przedstawienia.
Ona — przyznał wstydliwie, ale bez egzaltacji, dziwacznie beznamiętnie, jak gdyby rozprawiali o jutrzejszej pogodzie albo fasonie krawata iksińskiego pracownika ministerstwa. — Zawsze się zastanawiałem, jak bardzo musisz być wyrachowany, by nie kochać własnej żony, ale wczoraj, wczoraj zrozumiałem, że ty i ja, jesteśmy tacy sami. Ja swojej też nigdy nie kochałem — uznał bez ogródek, wieńcząc ten ponury temat, wraz z nim zupełnie już rozsznurowując uwiąz czarnej ozdoby oblepiającej kark.
A co u ciebie?
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 14 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
[sen] the forbidden fruit
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach