Wydarzenia


Ekipa forum
Maisie Moore
AutorWiadomość
Maisie Moore [odnośnik]24.03.24 3:00
...
DZIECIŃSTWO

Urodziłam się w małej wiosce na wybrzeżu Kornwalii


Moi rodzice...
byli prostymi mugolami z kornwalijskiej wsi, prowadzącymi własne malutkie gospodarstwo na użytek naszej rodziny. Nazywali się John i Marybeth Moore (z domu Howell), mieszkałam też z babcią. Przez jakiś czas miałam starszego brata, niestety zaginął kiedy byłam małą dziewczynką i praktycznie go nie pamiętam. Mama umarła półtora roku później, kiedy miałam niecałe 6 lat, i zostałam sama z tatą i z babcią. Kiedy miałam 16 lat umarł i tata, a kiedy miałam 18, w Noc Tysiąca Gwiazd, babcia. Tym sposobem zostałam sierotą, ale na szczęście nadal mam dalszą rodzinę, więc nie jestem na świecie aż tak samotna, bo wiem, że mogę liczyć na innych członków rodziny Moore.

Lubiłam się bawić...
czasem samotnie, a czasem z dziećmi mieszkającymi w wiosce, z kuzynostwem kiedy nas odwiedzali, albo z naszymi zwierzętami. Zawsze bardzo lubiłam zwierzęta, jednym z moich ulubionych towarzyszy zabaw był nasz stary rodzinny kocur, którego już nie ma ale wspominam go z sentymentem. Spędzałam całe dnie na świeżym powietrzu, łażąc po drzewach, biegając po plaży, pluskając się w morzu, zbierając muszelki czy robiąc wiele innych rzeczy typowych dla dzieciaków ze wsi. Moje dzieciństwo było szczęśliwe, ale nie było w nim tylko i wyłącznie zabawy, bo musiałam też na miarę swojego wieku pomagać bliskim w gospodarstwie. Jako że pochodzę z biednej rodziny, nie było mnie stać na drogie zabawki z prawdziwego zdarzenia i musiałam bawić się tym, co było pod ręką.

Wychowałam się wśród...
mugoli, ponieważ urodziłam się jako szlama, więc siłą rzeczy otaczali mnie głównie mugole, choć kiedy już dowiedziałam się o swojej magiczności, ze zdziwieniem przyjęłam, że w innych gałęziach rodziny Moore jest więcej czarodziejów, więc nie byłam jedną jedyną czarownicą o tym nazwisku. Ale moje pierwsze lata życia to było głównie mugolskie towarzystwo, więc w świecie magii wiele rzeczy było dla mnie całkowicie nowych. A jako że wychowałam się na wsi, to brakowało mi także miejskiego obycia, i dla ludzi z miasta albo z bogatszych rodzin pewnie mogłabym uchodzić za nieokrzesaną.

Uchodziłam za...
dziecko raczej grzeczne, mimo przeciwności losu pogodne i potrafiące cieszyć się nawet z drobiazgów. Nie sprawiałam rodzinie większych problemów wychowawczych, choć wiadomo, zdarzało mi się psocić. Lubiłam się bawić, ale potrafiłam też wypełniać swoje obowiązki i starałam się na miarę swojego wieku pomagać najbliższym. Zawsze byłm też raczej prostolinijna jak przystało na dziecię ze wsi.

Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1951 szczególnie pamiętam...
Och, cała wyprawa na Pokątną była szczególna! To była moja pierwsza w życiu wizyta w Londynie, który wydawał mi się znacznie większy niż wioska w której dorastałam, a sama Pokątna... ach, momentami aż żałowałam, że nie mam ośmiu oczu dookoła głowy jak pająk żeby lepiej wszystko widzieć, bo tyle tego było. Ale dobrze pamiętam wybór różdżki, a także wizytę w Magicznej Menażerii, i bardzo żałowałam że nie mogę kupić wszystkich zwierzaków, które tam były.

W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
pierwszy raz zetknęłam się z uprzedzeniami i usłyszałam słowo "szlama". Na początku trochę pechowo wybrałam przydział i trafiłam na niezbyt miłych ludzi, ale później znalazłam lepsze towarzystwo i resztę podróży spędziłam znacznie milej. Doskonale pamiętam też podróż łódkami przez jezioro i moment gdy pierwszy raz ujrzałam Hogwart, co zrobiło na mnie ogromne wrażenie.

Kiedy byłam mała, marzyłam o...
o tym żeby mój zaginiony brat się odnalazł i żeby mama wróciła. Gdy byłam trochę starsza i dowiedziałam się o magii, marzyłam o Hogwarcie, o tym żeby mieć różdżkę i zostać prawdziwą czarownicą, bo myślałam, że magia jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności i rozwiązać wszystkie problemy. Dopiero wiele lat później zrozumiałam, że to wcale tak nie działa i że nawet magia nie jest w stanie uporać się ze wszystkim.


DORASTANIE

Uczęszczałam do Hogwartu, w domu Hufflepuff W latach 1951-1956 (choć gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, powinnam kończyć w 1958)


W szkole byłam uczennicą
starającą się radzić sobie jak najlepiej, ale wiadomo, nie zawsze wychodziło idealnie. Choć jak na mugolaczkę i tak radziłam sobie przyzwoicie, nie byłam najgorsza, ale też nie najlepsza. Były przedmioty z którymi radziłam sobie lepiej, a z innymi gorzej. Ale generalnie starałam się nie odstawać, przykładałam się do nauki, bo bardzo chciałam zostać prawdziwą czarownicą, i te wszystkie nowe rzeczy były dla mnie niesamowicie interesujące.

W szkole najbardziej interesowało mnie
chyba nauka, bo chciałam nauczyć się czarować i jak najlepiej poznać ten nowy dla mnie magiczny świat. Poza lekcjami, interesowały mnie też inne aspekty, jak sam Hogwart i jego niesamowite tajemnice, chętnie poznawałam też rówieśników (przynajmniej tych, którzy nie byli do mnie uprzedzeni przez moje pochodzenie) i dowiadywałam się od nich wielu rzeczy o magicznym świecie. Często męczyłam ich pytaniami o różne rzeczy które były dla nich oczywiste, a dla mnie niekoniecznie, zwłaszcza na początku, bo chciałam wiedzieć jak najwięcej.

Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
transmutacja, ponieważ zmienianie jednych obiektów w inne wyjątkowo przypadło mi do gustu, a także od trzeciego roku opieka nad magicznymi stworzeniami, ponieważ od dziecka uwielbiałam zwierzęta, i było dla mnie niezwykle fascynującym doświadczeniem poznawać magiczne stworzenia i uczyć się tajników opieki nad nimi. Polubiłam także latanie na miotle na pierwszym roku, mimo mugolskiego pochodzenia okazało się, że radzę sobie z tym całkiem nieźle.

Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
eliksiry, ponieważ kompletnie nie miałam do nich talentu i zazwyczaj moje próby warzenia czegoś kończyły się kompletną klapą. Nie polubiłam też historii magii, ponieważ była prowadzona w nudny sposób i mimo całej mojej fascynacji czarodziejskim światem i chęci zgłębienia go, nie potrafiłam się skupić na zajęciach z profesorem Binnsem na tyle, żeby faktycznie coś z nich wynieść.

W szkole trzymałam się z...
uczniami, którym nie przeszkadzało moje mugolskie pochodzenie. Głównie z innymi Puchonami, Gryfonami i czasem Krukonami. Mimo pewnej nieśmiałości, to kiedy dobrze się przy kimś czułam byłam raczej otwarta, miałam pewne grono przyjaciół i znajomych, ale takich naprawdę bliskich raczej nie było wiele. Niemniej jednak wolałam się otaczać ludźmi, którzy nie dawali mi odczuć że jestem gorsza. Na początku nauki nieustannie zasypywałam ich mnóstwem pytań o magiczny świat i zasady działania wielu wcześniej mi nieznanych rzeczy i zjawisk.

W szkole byłam odbierana jako...
zależy kogo by o to spytać. Przez znajomych i przyjaciół mogłam być postrzegana jako osóbka miła, towarzyska, ciekawa świata i potrafiąca się cieszyć z drobiazgów, choć słabo obyta z magicznym światem, choć z biegiem kolejnych lat nauki się to zmieniało i odstawałam coraz mniej. Dla ludzi którzy nie byli blisko, mogłam się jawić jako trochę nieśmiała, prostolinijna, skromna mugolaczka w ubraniach z drugiej ręki. Dla Ślizgonów pewnie byłam nędzną szlamą, biedotą i wieśniarą.

W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
nie lubił ludzi mugolskiego pochodzenia. Bo to był w sumie główny powód niechęci niektórych do mnie, ponieważ byłam osobą która nie szuka zwady, ale niestety, w niektórych przypadkach wystarczyło samo moje pochodzenie, żeby niektórzy młodzi czarodzieje czujący się lepsi z powodu czystej krwi, mną gardzili.

Wykorzystywałam w szkole swoje mocne strony, żeby...
jak najwiecej wynieść ze swojej nauki, dowiedzieć się jak najwięcej o świecie magii i przestać tak odstawać od rówieśników, którzy w magicznym świecie dorastali od urodzenia. Starałam się rozwijać, uczyć nowych rzeczy, a także zawierać znajomości i próbować się jakoś zaczepić w magicznym świecie, by móc się poczuć jego pełnoprawną częścią, a nie tylko obcym elementem, który zdaniem niektórych, w ogóle nie powinien się w Hogwarcie znaleźć.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś odrabiałam szlaban...
kilka razy mogło się zdarzyć, ale niezbyt często, bo raczej starałam się nie podpadać i nie wychylać, zwłaszcza kiedy byłam starsza i sytuacja w szkole stawała się coraz mniej sprzyjająca mugolakom. Poza tym nigdy nie byłam konfliktowa i nie szukałam guza, więc jeśli łapałam szlabany, to zwykle przez przypadek, bo na przykład na pierwszym roku zgubiłam się gdzieś w zamku i nie zdążyłam dotrzeć do dormitorium w wyznaczonych godzinach.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
raczej nie, ponieważ mój tata był mugolem, mama nie dożyła czasów mojej nauki, a babcia była charłaczką, więc nie miał kto wysyłać do mnie wyjca. A nawet gdyby miał kto, to raczej nie było powodów, ponieważ chyba nie dopuściłam się żadnego rażącego przewinienia, które mogłoby spowodować taką reakcję.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
Kilka razy mogło mi się zdarzyć, w końcu kwatery Hufflepuffu mieściły się niedaleko, a w Hogwarcie tak na dobrą sprawę pierwszy raz zetknęłam się z taką obfitością jedzenia, bo w rodzinnym domu nam się nie przelewało i jedliśmy głównie to, co sami sobie wyhodowaliśmy. Poza tym czasem po świętowaniu szkolnych meczów quidditcha zdarzało się, że potrzebowaliśmy dodatkowego jedzenia i wtedy z paroma innymi osobami zachodziliśmy do skrzatów, które życzliwie obdarowywały nas jadłem.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
Pewnie czasem przypadkiem się zdarzyło, głównie z powodu mojego niedoświadczenia i braku obycia z magicznym światem, poza tym byłam bardzo ciekawa różnych rzeczy i wiadomo, że chciało się gdzieś zajrzeć, coś zobaczyć i czegoś nowego dowiedzieć.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
Na pewno kilka razy zdarzało mi się wykradać do Zakazanego Lasu, ponieważ fascynowały mnie magiczne stworzenia, ale nigdy nie były to żadne dalekie wyprawy (zawsze starałam się nie stracić z oczu zamku), miałam w końcu jakiś instynkt samozachowawczy i byłam raczej rozsądną osobą, dlatego nie miałam w zwyczaju głupio nadstawiać karku czy rażąco uchybiać regulaminowi, nie chciałam w końcu wylecieć ze szkoły, a jako szlama czułam, że muszę uważać bardziej niż inni, żeby się nie narażać.

Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
że nad moim łóżkiem z biegiem czasu przybywało coraz więcej rysunków i szkiców magicznych stworzeń, którymi się pasjonowałam. Mogli też pamiętać, że przez pierwsze lata nauki moje ubrania były dość wyświechtane, podobnie jak szaty z drugiej ręki. Poza różdżką nie miałam zbyt wielu nowych rzeczy dopóki sama nie nauczyłam się szyć, kiedy byłam już trochę starsza. Tak poza tym moje łóżko wyglądało raczej standardowo, nie było może bardzo schludnie zaścielone, ale też nie wyglądało jakby przeszedł przez nie huragan.


DOJRZAŁOŚĆ

Niestety, moja przygoda z Hogwartem zakończyła się przedwcześnie i musiałam przerwać naukę już po piątym roku ze względu na swoje bezpieczeństwo. Pozostałam na Półwyspie Kornwalijskim razem z babcią, ponieważ nie miałam już rodziców. Pomagałam jej w gospodarstwie, dalej szlifowałam umiejętności szycia, a kiedy byłam pełnoletnia, mogłam rozpocząć naukę magicznego krawiectwa. Szlifowałam też swoje umiejętności w transmutacji, liznęłam trochę obrony przed czarną magią, wciąż też kochałam zwierzęta. Starałam się jakoś przetrwać i cieszyć się każdą dobrą chwilą, ale kiedy w Noc Tysiąca Gwiazd umarła moja babcia, uratowałam co zdołałam z naszego zrujnowanego domu i zamieszkałam w Plymouth, w Menażerii Woolmanów, gdzie dalej zajmowałam się szyciem.


Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
Aktualnie? Zwykle innych mieszkańców i bywalców Plymouth i Menażerii Woolmanów. Raczej nie opuszczam Półwyspu Kornwalijskiego (chyba że odwiedzam tę część rodziny, która zamieszkuje w Irlandii), ponieważ większość kraju nie jest przyjazna szlamom z niezarejestrowanymi różdżkami, dlatego trzymam się miejsc, w których tacy jak ja mogą przebywać względnie bezpiecznie.

Odpoczywam...
lubię spędzać czas na świeżym powietrzu, na łonie natury. Chętnie przebywam wśród zwierząt, ale nie tylko. Lubię też latać na miotle, bardzo mnie to odpręża. Kiedy pogoda jest brzydka, czasem zaszywam się w pokoju z jakąś książką albo szkicownikiem i rysuję. Często coś szyję.

Obracam się w towarzystwie...
innych czarodziejów żyjących na Półwyspie Kornwalijskim, a więc w znacznej mierze innych wyrzutków, którzy nie są mile widziani w konserwatywnej częsci kraju. Na pewno w moim otoczeniu jest wielu innych mugolaków, mieszańców i innych czarodziejów o tolerancyjnych poglądach. Utrzymuję dobry kontakt z krewnymi, którzy mi pozostali. Unikam konserwatystów i innych jednostek mogących stanowić zagrożenie.

Jeśli chodzi o moje poglądy...
jako mugolaczka jestem osobą tolerancyjną i promugolską, oczywiście. Zawsze na styku dwóch światów, zbyt czarodziejska aby być mugolką, ale zbyt mugolska, aby zostać przez niektórych uznana za pełnoprawną czarownicę. Nie rozumiem ideologii czystości krwi i podziałów, uważam że każdy ma prawo do spokojnego, normalnego życia bez względu na to, w jakiej rodzinie się urodził. Nie należę do organizacji, ale zdaję sobie sprawę, że zawdzięczam względne bezpieczeństwo Zakonowi Feniksa i podziemnemu ministerstwu, światopoglądowo jestem po ich stronie, marzę o bezpiecznym i spokojnym świecie, w którym mugolacy nie będą prześladowani.

Mieszkam...
aktualnie w Menażerii Woolmanów, gdzie wynajęłam pokój po Nocy Tysiąca Gwiazd i śmierci babci. Jestem sierotą, a samotnej młodej dziewczynie nie wypada mieszkać samej, zresztą, nie byłoby mnie przecież stać na własny dom czy mieszkanie. Dlatego zamieszkałam w Menażerii, gdzie przynajmniej nie czuję się tak bardzo samotna i łatwiej mi znieść trudy codzienności. Wcześniej przez całe życie mieszkałam w rodzinnym domu w małej kornwalijskiej wiosce.

Podziwiam...
odważnych czarodziejów z Zakonu Feniksa i podziemnego ministerstwa, którzy pomimo niebezpieczeństw walczą o słuszne ideały i o lepszy świat. Podziwiam swoje kuzynostwo które także się angażuje, sama chyba nie jestem aż tak odważna jak oni.

Budzę niechęć wśród...
konserwatywnych czarodziejów którzy segregują ludzi na podstawie czystości krwi. Jestem w końcu brudną szlamą, według niektórych nie powinnam w ogóle istnieć, a przecież nic nie poradzę na to, kim się urodziłam, nie wybrałam sobie takiego losu.

Sprawiam wrażenie...
normalnej, spokojnej, miłej i prostolinijnej dziewczyny o dobrym sercu, która swoje w życiu przeszła, a mimo to stara się cieszyć z każdej dobrej chwili i chwytać życie póki można. Mimo biedy starającej się wyglądać schludnie i porządnie, a także kochającej wszelkie żywe stworzenia.

Prowadzę się...
obyczajnie, jestem normalną, skromną dziewczyną ze wsi, wpojono mi prawidłową moralność, jestem przyzwoitą osobą która dba o właściwe prowadzenie się. Co z tego, że jestem szlamą i wychowali mnie mugole? To niczego nie zmienia, bo pewne zasady są uniwersalne dla każdego. Jestem uczciwa, prowadzę się skromnie i staram się żyć jak najbardziej normalnie.

Zwiedziłam...
niestety niewiele. Pochodzę z biednej mugolskiej rodziny, nie było mnie stać na żadne dalekie podróże. Moja najdalsza wyprawa to był wyjazd do Hogwartu. Aż do jedenastego roku życia prawie nie opuszczałam Półwyspu Kornwalijskiego, Londyn pierwszy raz ujrzałam kiedy zabrano mnie na Pokątną po wyprawkę do szkoły. Mój świat był dość mały i ograniczony, choć w głębi duszy marzę o tym, by kiedyś móc poznać inne miejsca, może nawet inne kraje.


POGŁOSKI

W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, nie zawsze prawdziwie, nie zawsze tak, jakbym chciała, niekiedy z podziwem, innym razem z powątpiewaniem.


Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
skromna, nieśmiała, prostolinijna, miła, uczciwa, sympatyczna. Ot, normalna dziewczyna, która stara się być życzliwa i cieszyć się życiem mimo przeciwności. Kocha zwierzęta, coraz lepiej szyje, nieźle lata i zawsze ma dobre słowo dla krewnych i przyjaciół.

Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
jeśli chodzi o znajomych moich znajomych, ludzi pozostających po tej samej "stronie barykady", pewnie mogą mieć podobny obraz, że jestem miłą dziewczyną ze wsi, początkującą krawcową i pasjonatką zwierząt, prostolinijną, konkretną i skromną. Dla innych mogę być szlamą. Ale odkąd przerwałam dwa lata temu Hogwart, nie miałam już kontaktu z nikim z konserwatywnej strony barykady, więc dla ludzi, którzy mogli mnie nie lubić za pochodzenie, równie dobrze mogę być martwa. Żyję anonimowo, unikam rozgłosu i nie wychylam się, więc raczej nie mieli gdzie o mnie usłyszeć i wątpię, żebym kogokolwiek obchodziła.

W moim życiu pomawiano mnie o...
to, że jako szlama ukradłam magię, że nie jestem prawdziwą czarownicą i tego typu rzeczy mogły pomawiać mnie osoby o nietolerancyjnych, antymugolskich poglądach. Tak to raczej w gronie przyjaciół i znajomych nie byłam obiektem negatywnych plotek, bo zawsze żyłam na tyle porządnie i uczciwie, i na tyle trzymałam się z boku, że raczej nie byłam w centrum jakichś dziwnych wydarzeń, nie wzbudzałam kontrowersji i nie dawałam powodów, żeby być na językach.


DO WIADOMOŚCI MISTRZA GRY

Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry

Mistrzowi gry chciałabym przekazać, że...


[bylobrzydkobedzieladnie]
Maisie Moore
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12324-maisie-moore https://www.morsmordre.net/t12327-poczta-maisie https://www.morsmordre.net/t12325-maisie-moore https://www.morsmordre.net/f471-devon-plymouth-menazeria-woolmanow-pokoj-maisie https://www.morsmordre.net/t12328-szuflada-maisie https://www.morsmordre.net/t12326-maisie-moore
Maisie Moore
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach