Wydarzenia


Ekipa forum
pokój na piętrze
AutorWiadomość
pokój na piętrze [odnośnik]08.09.15 23:46

Puste pomieszczenie

Deimos pozbył się wszystkiego co rozprasza myśli. Kiedy chce być sam siada tu i pije.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: pokój na piętrze [odnośnik]16.09.15 0:44
Zmiana otoczenia stanowi ogromną korzyść. Rozległy bezkres nizinnych terenów pozwala pogrążyć się w upragnionej zadumie. Surowy, szorstki, polodowcowy krajobraz wyzwala trzeźwość myślenia. Zimne źródła krętych rzek, przyzywają dozę przemijania. Orzeźwiające, górskie powietrze. Odległe, rosłe szczyty gór. Gęsta, mleczna mgła – ogrom czynników, pozwalających oderwać się od pędzącej rzeczywistości.

Podróże stanowiły swego rodzaju odskocznię. Były idealną ucieczką od przytłaczających, kłębiących problemów. Niedokończonych spraw, niedomówień, porachunków międzyludzkich. Stanowiły usprawiedliwienie. Podczas odwiedzin niepoznanych, inspirujących krain, odczuwalna staje się zupełnie inna aura. Stajesz się beztroskim lekkoduchem. Obezwładnia cię ogromna ciekawość, chęć poznawania. Otwierasz się na innych. Poznajesz nowych, niesamowitych ludzi. Stykasz się z obcymi kulturami. Niepojętymi obyczajami, tradycjami, specyficznymi zachowaniami. Próbujesz orientalnych potraw. Łamiesz język na skomplikowanej plątaninie obcych sylab. Dajesz wciągnąć w kolorowy świat. Pragniesz czerpać jak najwięcej inspiracji. Wynaleźć najefektywniejszą metodę zapisania świata przedstawionego. Bycia jego częścią. Przyjemności to część wypraw pełnych uniesień. Praca stanowiła drugi, istotny filar. Pomagała w rozwoju osobistym. Kształciła nowe umiejętności. Szlifowała te opanowane do perfekcji. Okazywała się skarbnicą nowych doświadczeń. Czujesz się potrzebny. Starasz się. Masz świadomość odpowiedzialności, która spoczywa na twoich barkach. Wystawiasz kreatywność, wyobraźnię na próbę. Szukasz złotego środka dla owocnej transakcji. Wyczerpany, pozbawiony wszelkich sił święcisz triumf, stając się prawdziwym herosem. Najgorsze są powroty. Bezwzględne, okrutne, otrzeźwiające.

Nie zdążyła odpocząć po wyczerpującym powrocie. Nierozpakowany kufer zalegał pod pomalowaną na szaro ścianą. Pojedyncze rzeczy, utworzyły na podłodze prawdziwy tor przeszkód. Brudne naczynia. Porozstawiane po kątach, niedokończone szklanki z wodą.  Rozrzucona pościel, informująca o niedawnej pobudce właścicielki niewielkiej posiadłości. Tańczące w powietrzu, kurtyny kurzu. Półmrok, utworzony przez szczelnie zasunięte, grube kotary. Efekt pozostawienia dobytku bez troskliwej opieki. Nagły wyjazd za granicę wymagał natychmiastowej decyzji. Burke potrzebował pomocnicy. Po raz kolejny zapuszczał się w odległą otchłań Europy wschodniej, aby praktykować trudne, wymagające poświęceń interesy. Była niezbędną częścią efektywnej eskapady. Cieszyła się na wieść kolejnego zetknięcia się z rodzimym terenem. Najczęściej planowane na czas bliżej nieokreślony. Wszystko zależało od pomyślności negocjacji. Charakteru, osobowości, empatii współtowarzysza. W wyżej wymienionych przypadkach zapalczywa podróżniczka znikała bez słowa. Informowanie najbliższych stanowiło zbędną formalność. Dlatego też, podczas powrotów spotykała się z tak skrajnymi reakcjami. Przeczuwała, że w tym przypadku następstwo będzie równie gwałtowne. Przyjemnie było poczuć cienkie promienie zachodzącego słońca na lekko brązowej skórze. Powietrze ciężkie, duszące. Zanosiło się na jedną z gwałtownych, letnich burz. Brakowało rześkich podmuchów wiatru. Ciemne włosy kleiły się do skroni. Żałowała, że nie upięła ich w kolejną, nowatorską i ekstrawagancką fryzurę. Miała na sobie delikatną, zwiewną bluzkę z krótkim rękawem w duże, kolorowe kwiaty. Na nogach wąskie cygaretki w jasnym odcieniu beżu. Duże usta pociągnięte jaskrawą barwą, okalały podłużnego, szarego dusiciela, z którego z ogromną lubością wysączała uspokajające, rozpływające po całym ciele opary. W torbie przewieszonej przez ramię, spoczywała butelka wykwintnego, regionalnego wina. Była w dziwnie nostalgicznym, spokojnym nastroju. Powolny, mało energiczny krok, zbliżający się do tak dobrze znanej posiadłości. Miała nadzieję, że chwilowe odurzenie wkrótce odejdzie.


Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.
Milburga Dolohov
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t883-milburga-dolohov https://www.morsmordre.net/t1133-edgar#7523 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-13-13 https://www.morsmordre.net/t1132-milburga-dolohov#7519
Re: pokój na piętrze [odnośnik]18.09.15 16:45
Właśnie żegnałem się z przyszłym teściem, kiedy na horyzoncie pojawiła się ona. Poznałem po specyficznym kroku. Bardzo żwawy, z pewnością wygrałaby zawody w całym moim hrabstwie. Wspominając o niniejszym, to zacząłem zastanawiać się jak do niego trafiła. I kiedy. Nie raczyła odezwać się ni słowem, że wraca, nie wspominając już o tym, że nie powiedziała, że wyjeżdża. Nie wyrzucam jej tego, że mi nie powiedziała, że znika. Właściwie, wyszło nawet lepiej. Nie musiałem przekazywać jej informacji o tym, że zostałem uwikłany w małżeństwo. Że będzie zorganizowane w niebywale szybkim tempie, że nawet nie do końca umiem wskazać, która z blond głów należy do Malfojki, która mi obiecano. Stanowiło to niezaprzeczalnie o pozytywnych stronach naszej rozłąki. A jednak na początku znacznie mnie to oburzyło. Milburdze zdarzały się już wcześniej takie wypady poza Wyspy, ale nie trwało to nigdy tak długo, żebym odczuł jej nieobecność. Wracała w dobrym humorze, a to także i na mnie dobrze oddziaływało. Teraz nie było możliwości, żebym mógł się uśmiechać na jej widok. Powodów było aż nazbyt. Pierwszy to właśnie mój zbliżający się wielkimi krokami ślub. Surrealistyczne wydarzenie, szczególnie surrealistyczne, kiedy przyszło mi myśleć o nim w towarzystwie Milburgi. Patrzyłem jak zbliża się nieśpieszcznie. Mój przyszły teść zdążył odjechać sprzed wejścia, nawet jej nie zauważywszy. Ja czekałem przy oknie. Zbliżała się zwierzyna do groty lwa - na kilometr czułem, że ma dobry humor. Jakby była z siebie niesamowicie dumna. Tylko właściwie co napawało ją tym uczuciem? To, że jeszcze nie ciskałem w nią zaklęciami, które zabroniłyby jej wstępu na posiadłość? Wyjeżdża i wraca bez słowa, ale nie zadręczam się tym ani trochę, bo znamy się już długo. Zdążyła mnie wychować. Wychodzę do drzwi, i znów uderza parność typowa dla momentu przed burzą. Niczym w utworze z epoki romantyzmu, pogoda tak adekwatnie odnosiła się do stanu mej duszy. Czułem, że to spotkanie nie skończy sie na stole.
- Milburgo, nie spodziewałem się - witam ją chłodno, co może jej zastąpić upragnione rześkie powiewy wiatru. Moje słowa zaraz zaczną piździć lodem. Przesuwam spojrzeniem po jej sylwetce, zaznaczając sobie w głowie, żeby zwrócić uwagę na zdecydowanie feministyczne podejście do garderoby. Niby coś oczywistego, a jednak jeżeli o mnie chodzi, Megara niech sobie nawet nie marzy, że będze chodzić w czymś innym niż sukienkach. - Trudno było cię poznać ze względu na kolor twarzy. To musiał byś wyjątkowo słoneczny wyjazd - wykrzywiają się moje usta w niezadowolonym uśmiechu, akurat słoneczne przypotniki nigdy nie były moją działką. Nie będę trzymał jej w progu - zamiast powitać ją jakąkolwiek czułością, cofam się i pozwalam wkroczyć do dworku w którym niekiedy spędzaliśmy pół miesiąca.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: pokój na piętrze [odnośnik]20.09.15 0:40
Rozległe tereny posiadłości rodu Carrow robiły ogromne wrażenie. Pokaźny skrawek ziemi dominował wśród angielskiej arystokracji. Przestrzeń stworzona do hodowli niesamowitych stworzeń. Beztroskie, majestatyczne. Doglądane ze szczególną troską. Wyselekcjonowane, przygotowywane do pełnienia wysokich funkcji. Zachwycały szlachetnym, silnym wyglądem. Smukłą sylwetką, charakterystycznym ubarwieniem oraz rozłożystymi skrzydłami. Deportowała się nieopodal dworku, wzburzając tumany jasnego kurzu, spowodowane długotrwałą, letnią suszą. Kręta, piaskowa dróżka prowadziła do eleganckiego serca trawiastego terenu. Wokół, pełno drewnianych ogrodzeń, za którymi znajdowały się dostojne rumaki. Nie omieszkała przesunąć się kilka kroków do przodu. Skupić wzrok na uspokajającym obrazie. W tym momencie zapragnęła dotknąć jednego z nich. Zanurzyć dłonie w bujnej grzywie. Poczuć twardy korpus. Doznać natchnienia, nabrać odwagi.
Nie miała podejścia do zwierząt. Emanowała energią, która odpychała. Była za mało delikatna, wyrozumiała, a przede wszystkim cierpliwa. Brakowało jej doświadczenia w troskliwej opiece nad wymagającymi stworzeniami. Ojciec kategorycznie zabraniał trzymania jakiegokolwiek z nich. Zakłócały energię, psuły wystrój. Wymagały stałej uwagi. Irytowały. Lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami, również nie należały do mocnych stron brunetki. Miała dość niemiłe wspomnienia podczas spotkań z nowymi stworami. Strach, niepewność, wyzwalały w nich niekontrolowane odruchy. Od zawsze unikała kontaktu z wszelkimi istotami. Carrow jako jedyny podjął się próby wypędzenia niezdrowego lęku. Asekurując dziewczynę, działając uspokajająco na swoich skrzydlatych pobratymców, pozwolił, aby z zamkniętymi oczami oraz zaciśniętą szczęka dotknęła wilgotnego pyska. Przyjemne ciepło musnęło bladą dłoń. Zmusiła się do delikatnego uśmiechu, poczuła się pewniej. Było to jedno z wielu błogich wspomnień, związanych z tym malowniczym miejscem.

Uwielbiała odcinać się od świata. Zostawiać za sobą niepoukładane sprawy. Uciekać od odpowiedzialności. Prób właściwego ułożenia życia. Podróże wyzwalały w niej chęć poznawania. Osobistego rozwoju. Poszerzania horyzontów. Szukała w nich inspiracji, przenosząc je na egzotyczne, niespotykane stroje, czy dziwne dźwięki komponowanej muzyki. Spotkania z ludźmi. Świeże spojrzenie, na niektóre sprawy, z których dowiedziała się wielu istotnych rzeczy na swój temat. Była niedojrzała. Nie miała konkretnego celu, za którym mogłaby podążać. Rozchwiana, rozpamiętująca przeszłość. Nie potrafiąca wziąć spraw w swoje ręce. Zawalczyć o siebie. Czekała na zbawienny cud. Ciężkie kroki, stawiane w akompaniamencie urwanych oddechów, wskazujących na niebywałe zmęczenie. Duszne powietrze powodowało lekkie zawroty głowy. Nagrzane, rumiane policzki, wskazywały na nietutejsze pochodzenie. Zbliża się do rozłożystej, ozdobnej, dobrze znanej bramy. Dostrzega zarys męskiej sylwetki o nienagannej prezencji. Zastanawia się z jakim nastawieniem, Panicz Carrow przyjmie ją w swych nieskromnych progach. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Próbowała prześwietlić jego myśli. Był zły, rozczarowany? Obojętny na obecny stan rzeczy. Żywił urazę spowodowaną urwanym kontaktem? Nie miał ochoty przyjmować niespodziewanej wizyty? Może zjawiła się w niestosownym momencie. Przegapiła istotne zmiany w jego egzystencji, którymi nie miał zamiaru się z nią podzielić? Opuszczony, postanowił działać, nie zważając na niespodziewane przeciwności? Chwilowy uśmiech znika z twarzy. Odczuwa lekki niepokój. Niewygodne uczucie wykręcających się wnętrzności. Nie pozwala uwidocznić się żadnym słabościom. Zatrzymuje się. Dumnie podnosi głowę, aby rzucić, krótko i bez zbędnego entuzjazmu: - Niespodzianka. - marszczy brwi w wyraźnym niezadowoleniu. Nie takiego przywitania się spodziewa. Rusza do przodu, aby w progu skonfrontować spojrzenie z niebieskimi oczyma mężczyzny. - Jeden z lepszych, na jakie zdążyłam się udać Panie Carrow. - akcentuje ostatnie sylaby, nadając im mocny, złośliwy wydźwięk. Wymija go z gracją, czując jak wzrok przesuwa się po sylwetce. Po wnętrzu porusza się z niesamowitym rozeznaniem. Pozdrawia skinieniem głowy krzątającą się służbę. Zmierza do znanego pomieszczenia – mekki. Utrzymanego w wykwintnym, bogatym stylu. Tym razem w kolorach szarości oraz perłowej bieli. Rozsiada się w miękkim, głębokim fotelu na przeciw ogromnego lustra. Spogląda w swoje odbicie czekając na dalszy rozwój sytuacji. Wyciąga z torebki magicznego papierosa, którego pośpiesznie zapala. Zakłada nogę na nogę . Wydobywa dym powolnie, mozolnie, wręcz teatralnie. Obawy nie zniknęły.


Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.
Milburga Dolohov
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t883-milburga-dolohov https://www.morsmordre.net/t1133-edgar#7523 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-13-13 https://www.morsmordre.net/t1132-milburga-dolohov#7519
Re: pokój na piętrze [odnośnik]20.09.15 23:00
Wspinamy się po stopniach. Ona przodem, ja lekko z tyłu. Tak radzi etykieta w której zostałem wychowany. Gdyby coś się stało i doznała nagłego omdlenia z powodu duchoty, która dziś nam zapewniła pogoda - mógłbym ją złapać, nim sturlałaby się na sam dół kiereszując sobie doszczętnie kręgosłup. Pytanie tylko, czy wyciągnąłbym dłoń, by zapobiec wypadkowi. Z jednej strony odpowiedź na ten problem brzmi: nie. Dlaczego miałbym ją ratować, jej zniknięcie ułatwiło by mi wiele rzeczy. Dajmy na ten przykład: tłumaczenie, dlaczego nasza blisko 20 letnia znajomość, musi się skończyć. Albo zmienić. Nie wypadało ciągnąć czegoś, co zagrażało instytucji małżeństwa, które na mocy układu Malfoy-Carrow, miało nastąpić za dwa miesiące. Nie należę do szczególnie liberalnych szlachciców, na pewno zaś wiedziałem co należy do moich obowiązków. Jednym z nich było to, że miałem skupić się na swojej żonie, a inne kobiety miały być odtąd nietykalne. Cóż za absurd! Każdy porządny szlachcic wiedział jak to działa w praktyce, wiedziałem również ja. Znałem sposoby na to, by nie wszczynać sensacji, wiedziałem czym można tuszować sprawy. Nie podejrzewałem zresztą, byśmy mogli z Megarą stworzyć cokolwiek bardziej poruszającego niż wywiązywanie się z umowy małżeńskiej. Z drugiej strony, mógłbym uratować Milburgę. Nie wyobrażałem sobie zresztą, jak będzie wyglądało życie bez świadomości, że gdzieś tam jest. Mogła wyjeżdżać i znikać, ale czy nie miałem zawsze podświadomej informacji zakodowanej gdzieś w głowie, że ona wróci? Zresztą, gdybym pozwolił jej się sturlać ze schodów, nie było to aż takie oczywiste że umrze. Co jeżeli połamałaby się jedynie, co jeżeli musiałbym znosić jej gadanie i patrzeć na niezdolne do niczego ciało? Chyba nie byłem gotowy na tego rodzaju upokorzenia.
- Powinniśmy porozmawiać, Milburgo - oświadczam, stając w drzwiach mego ulubionego pokoju. Puste i suche ściany, dwa fotele ustawione naprzeciwko siebie. Miękki materiał w którym zapadła się Dolohov, twarda posadzka po której stąpam, by znaleźć się naprzeciwko niej. Nie zasiadam w fotelu, staję przy kominku krojonym z marmurów karraryjskich. Opieram się o niego, spoglądam w twarz mej Ślizgonki ostatni raz. Zrobiłem się melodramatyczny od tego narzeczeństwa, czy tylko mi się wydaje? - Bardzo źle, że nie było cię tu w ostatnim miesiącu, bo zostały podjęte pewne decyzje - zawieszam jeszcze na chwilę głos. Rozkaże mi milczeć, a ja z nieukrywaną przyjemnością wycedzę co też następuje. I będę się cieszył każdą zmarszczką niezadowolenia, która namaluje sie na twarzy jej, kiedy tylko usłyszy nowinę. Jestem okrutnie oficjalny, nie przezywam jej czule, nie chcę od niej słodkości, patrzę i nie widzę. - Co powiesz na ślub za dwa miesiące?
To moje powitanie, nawet nie spytałem czy ma ochotę się czegoś napić. Jeżeli zabrzmiałem dwuznacznie, zaraz mi się dostanie.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: pokój na piętrze [odnośnik]21.09.15 23:31
Skomplikowany charakter wspólnej relacji, ciągnął się od zamierzchłych czasów szkolnych.
Jesienne popołudnie. Ostatnie, ciepłe promienie słoneczne rozświetlające rozległą przestrzeń zamkowych błoni. Drzewa gubiące kolorowe liście, układające miękki dywan pod stopami tysiąca uczniaków. Ubrani w ciężkie, trzymające ciepło barchany. Kolorowe dodatki,wskazujące konkretną drużynę. Niebo bez skazy. Idealne warunki do rozegrania kolejnej, sportowej rywalizacji. Na boisku dwie, opozycyjne drużyny. Reprezentacja przemądrzałych, zbyt pewnych siebie Krukonów. W szykownych czarno-niebieskich strojach. Tegoroczna potęga. Zawzięci, utalentowani, zaskakujący szybkością oraz brutalnością gry Ślizgoni w czarno-zielonych barwach. Przygotowani do stoczenia ostatecznego boju. Morderczej walki o zwycięstwo. Latanie na miotle nie było jej mocną stroną. Czuła się bezpieczniej spoczywając na drewnianej ławce trybun. Porywisty wiatr rozwiewał hebanowe kosmyki. Bawił się końcówkami nieszczelnie zawiązanego szalika oraz skrawkami niezapiętej peleryny. Zamknięte oczy, błogi wyraz twarzy. Bezgraniczne zamiłowanie do obecnej pory roku. Nie należała do zapalczywych kibiców ów sportu. Nie wyobrażała sobie być na miejscu, któregoś z zawodników. Wolała zapełniać notatkami bordowy pamiętnik. Przez cały czas czuła na sobie czyjeś badawcze spojrzenie. Lekko podnosząc głowę, zobaczyła sylwetkę chłopca. Ubrany w drogą szatę oraz nowiutką pelerynę. Mina wyrażała niezadowolenie, znudzenie. Ewidentnie przyszedł tu z przymusu. Niedbale zawiązany szalik z motywem węża oraz dziwna czapka dopełniająca efekt. Brunetka nie mogła powstrzymać śmiechu, ani złośliwego komentarza. Prowokacja okazała się na tyle silna, aby podjąć wyzwanie. Ich przeraźliwa kłótnia zagłuszała gromkie krzyki reszty zgromadzonych. Zostali wyproszeni. Kontynuowali obraźliwy żargon poza wydarzeniem, aby pod koniec przypieczętować, napadem na biednego i niewinnego Puchona. Od tego zaczęła się cała ciężka, mozolna przeprawa. Byli na siebie skazani. Nigdy nie żałowała, czyżby to tego momentu?

Dym rozchodził się po każdym, najmniejszym skrawku ciała, dając błogie ukojenie. Niezidentyfikowana mieszanka o zbawiennych skutkach. Szarawy obłok przykrył smukłą sylwetkę,   mężczyzny, który wszedł do pokoju. Głuchy dźwięk, odbijających się od posadzki kroków drażnił wyostrzone zmysły. Atmosfera ciężka, napięta. Nie czuła się swobodnie. Ulubione miejsce w ogromnym pałacu wydawało się obce, lodowate. Wszystkie, błogie wspomnienia związane z czworokątną przestrzenią, stały się nicością. Śledziła jego kroki z miną prawdziwego łowcy. Lekko przymrużone oczy, zaciśnięta szczęka, wychylona sylwetka, gotowa do skoku. Łokieć opierała na kolanie, głowa wysunięta do przodu. Na pierwsze słowa skierowane w jej stronę, unosi brwi z lekkim niedowierzaniem. Dlaczego jest tak oficjalny? Pozbawiony wszelkiej empatii? Co takiego stało się podczas nieobecności? Podróże były częścią pracy. Była wielozadaniowa. Miejscami brakowało jej czasu na ogarnięcie podstawowych, ludzkich spraw. Widziała w jego oczach wyrzut. - Doprawdy? - rzuca krótkim i szybkim stwierdzeniem. Gasi niewielki niedopałek o oparcie fotela, pozostawiając maleńki otwór w tapicerce. Próbuje odgadnąć myśli, zamiary opartego o kominek bruneta. Jego formalny, nietypowy głos wzbudza kolejną falę niepokoju. Tysiące myśli uderza do głowy. - Nie było możliwości, aby poinformować mnie o nich listownie? - zaczyna, kolejny raz ściągając brwi w widocznym niezadowoleniu. Z płuc wydobywa się ciężkie westchnięcie, które po kolejnych słowach Panicza zmienia się w drażliwy, duszący kaszel. - Jaki ślub do cholery? - słowa, przecinane próbą doprowadzenia się do porządku. Nie dba o maniery. Przy nim nie musi się hamować. Bierze głęboki oddech, piorunuje wzrokiem, aby dodać z wyrzutem i gwałtownością: - Robisz sobie ze mnie żarty? Wytłumaczysz mi o co chodzi, zamiast zgrywać wielkiego Pana? - czuła, że za chwilę pożałuje swych słów. Klatka piersiowa unosi się coraz szybciej. Serce przyspiesza. Zawzięta mina. Palce błądzą w czeluściach torebki. Przez tak niespodziewane i skrajne emocje, wpadnie w nieodwracalny nałóg papierosowy.


Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.
Milburga Dolohov
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t883-milburga-dolohov https://www.morsmordre.net/t1133-edgar#7523 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-13-13 https://www.morsmordre.net/t1132-milburga-dolohov#7519
Re: pokój na piętrze [odnośnik]22.09.15 17:24
Nigdy nie przepadałem za sportami grupowymi. Brzydzą mnie. Współpraca, ideały które nie mają żadnego przełożenia w rzeczywistości. Jawnie gardziłem tymi, którzy w grupie widzą siłę, bo często stawiali na jednostki nieodpowiednie. Za przykład brałem Tristana Rosier. Lubił sobie pograć, co? I grał ze szlamiastymi, jakby wcale mu to nie wadziło. A przecież nie dość, że Rosier to Rosier, to jeszcze ze szlamami? Nie widziałem naszej wspólnej rycerskiej kariery w jasnych barwach. Wyjątkiem od reguły była oczywiście Cynthia, której zamiłowanie do quiddicha mogłem tolerować. Nie lubiłem patrzeć jak lata, bo już sama rozgrywka przyprawiała mnie o zawroty głowy, natomiast mogłem tolerować rozmowę z nią, mimo jej dziwnych zainteresowań.
Pamiętam, że każdy kolejny mecz wyglądał identycznie. Upierałem się, że zostanę w Pokoju Wspólnym, ale zaraz wparowywał ktoś i zadawał niewygodne pytania. Wciskałem się w kurtkę i zawiązywałem ze złością szalik na szyji. Niedbale wciągałem na głowę czapkę i szedłem całą drogę tupiąc przeraźliwie. Zachowywałem sie tak jako jedenastolatek i jako piętnastolatek, generalnie nie było różnicy. W związku z tym moim nietypowym zachowaniem, wiele razy byłem obrzucany zdziwionym spojrzeniem, czasami zdarzały się komentarze, zwykle jednak ze strony mieszkańców innych domów. Kiedy pewnego razu jakaś ślizgońska małolata się tak do mnie odezwała, naburmuszyłem się i odpowiedziałem jej w momencie, kiedy już myślała, że wygrała. Sprzeczaliśmy się długo, kolejne kilkanaście lat. Ale przy tym z jaką namiętnością! A prawie zawsze udawało nam się dołożyć któremuś z pucowatych chłopców z innych domów, niezwykle nas to bawiło.
Dziś nie było widoków na utuczoną ofiarę, chyba że tą ofiarą miałem być ja.
Kiwam głową, tak. Będziemy rozmawiać o rzeczach, które zamiast napisać w liście, wolałem trzymać dla siebie. Wie o nich oczywiście także cała okolica, oraz osoby zamieszane, pół arystokracji już kroi suknie na wesele. Jest to zabawne, że tak łatwo przyjąłem do wiadomości, że Milburga może nie wiedzieć długo i to będzie dla niej błogosławieństwo.
Wzdrygam się spoglądając jak drogi materiał spala się pod jej gestem. Ten fotel stoi tu odkąd pamiętam, zawsze o niego dbałem. A jej wystarczyła chwila, żeby go poruszyć.
- Była taka możliwość - odpowiadam, wciąż będąc niezadowolonym z tego, co poczęła z moim ulubionym meblem. Atak kaszlu, o co właściwie chodzi? Czy tak poruszyła ją ta wieść? Boi się zobowiązań? Ciemne oczy spoglądają w twarz znaną i obecną w snach.
- Mój ślub, Milburgo. Z powodów typowych, szlacheckich. I tak dość długo udawało mi się go odkładać w czasie. Ojciec zadecydował, że skoro Fobos nie będzie miał już więcej dzieci, to teraz przyszła kolej na mnie - oto wytłumaczenie, jakbym się musiał Tobie z każdego małego powodu tłumaczyć. Ty nie rozumiesz, nie jesteś szlachcianką, nikt ci nie objaśniał tego, więc ja będę. Powoli i spokojnie, tak jak kiedyś podchodziłaś po raz pierwszy do koni.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: pokój na piętrze [odnośnik]23.09.15 17:47
Nie miała pojęcia, jak silna więź połączy ją z nowo poznanym chłopcem. Doszczętnie unikała wszelkich zażyłości międzyludzkich. Trzymała się z daleka od głębokich, zobowiązujących i destruktywnych relacji. Była przecież wyjątkowo nieufna. Obserwowała delikwenta przez długi okres czasu, aby uzyskać niemalże stuprocentową pewność o jego dobrych intencjach. Nie szukała na siłę. Nie próbowała się przypodobać. Broniła własnej, oryginalnej tożsamości. Leżąc spokojnie na miękkim kocu, w pustym dormitorium niejednokrotnie przywoływała sytuację z meczu. Przeciwnik okazał się przedstawicielem jednego z najszlachetniejszych, angielskich rodów.  Posiadał nieograniczoną gamę cech, których od małego próbował nauczyć srogi rodziciel. Była zaintrygowana. W pewnym stopniu różnił się od pozostałych. Starszy, dojrzalszy, bardziej doświadczony. Nie traktował z góry, nie oceniał. Przyjął wyzwanie jak równy z równym, pozwalając wciągnąć się w szaloną intrygę. Prowokowanie sprawiało nieopisaną przyjemność. Niewielu rozumiało prawdziwy cel. Dzięki temu, dochodziło do ciekawych konfrontacji. Wymiany zdań, poruszania zakazanych, fascynujących tematów. Przekraczania granic, odnalezienia wspólnego języka. Byli nieposkromionymi indywidualistami, wpadającymi w skrajności. Kilka, kolejnych, przypadkowych spotkań, kończących się namiętną, długotrwałą kłótnią, złośliwymi zaczepkami, docinkami, czymś w rodzaju walki, zaczęły ogromnie uzależniać. Próbowała wszelkich sposobów, aby znaleźć się w jego obecności. Zwrócić na siebie przeszywające spojrzenie, szalonych, niebieskich oczu. Wywołać złośliwy, cwany uśmieszek. Udawać niedostępną, nieporuszoną, obojętną. Był, gdy zdenerwowana, zdegustowana, rozwścieczona wyrażała opinię na temat mugolskich poczynań. Podsycał atmosferę, gdy powoli przekonywała się do szlacheckiego półświatka. Zapewne dzięki niemu stała się jego częścią, poznając przy okazji wyśmienite osobistości. Słuchał entuzjastycznych fascynacji muzyką, prób wokalnych. Narzekań, skarg. Targających smutków, okrutnych obelg rzucanych w stronę dokuczliwych wrogów. Złośliwości, gdy po raz kolejny, jedyna dostawała szlaban za ich wspólne wybryki. Fascynowało ich to co zakazane. Zagłębili się w ideologię pewnego, utalentowanego ucznia. Gdy po raz pierwszy, połączyła ich pierwsza, niewinna, cielesna zażyłość, nie miała żadnych wątpliwości do kogo należy naprawdę.

Pozwoliła, aby myśli, nurtujące podświadomość przez chwilę zawładnęły ulokowanym w miękkim fotelu ciałem. Nagle, pojawiło się tysiące wątpliwości. Kalkulowała w głowie, wszystko co zaszło do tej pory. Był nienaturalny, dziwnie zmieniony. Odnosił się z przeszywającym na wskroś chłodem. Wyzbył się wszelkich środków empatii. Nie obdarzył jej żadną, wyczekiwaną, upragnioną czułością. Zabrakło rozchodzącego się echem śmiechu, propozycji dobrego trunku. Od tego zaczynali każde spotkanie. Powinna zaniepokoić się długim brakiem kontaktu, podczas odległego wyjazdu. Trakowała ów sytuacje z normalnością i spokojem. Nie pierwszy już raz, bez słowa znikała na długi okres czasu, aby po powrocie oddać się pełnym uniesień przywitaniom. Badawczy, srogi wzrok świdrujących oczu, cały czas wkłuwa się w sylwetkę mężczyzny. Na jego słowa, prycha, kiwając głową z niedowierzaniem. - Nie rozumiem... - przerwała. - Czyżby pióro ciążyło w twej dłoni? Sowa, straciła orientację w terenie? Inny, nieznany powód, który okazał się przeszkodą? - głoski drżały od lekkiego zdenerwowania, niecierpliwości. Głos uniesiony. Wyrzucony niedopałek. Powolne, unoszenie ciała do pionu. Złożenie rąk na piersiach, zaciśnięte usta. Kilka kroków do przodu. Znalezienie się na przeciwko. Mimo podwyższenia, była od niego niższa. Zdecydowanie drobniejsza. Nie brakowało jej hardy ducha, woli walki, determinacji. Dlaczego pomieszczenie rozniosło się echem uporczywego, dokuczliwego kaszlu? Przez chwilę przemknęła przez jej głowę upragniona, wymarzona wizja. Carrow łamiący wszelkie konwenanse. Sprzeciwiający się tradycjom, zachowaniom typowym dla szlacheckich rodów. Nie rozumiała większości z nich. Zdawała sobie sprawę, że wszystko wiążę się z dbaniem o interesy. Kierowany wnętrzem, odczuciami, przywiązaniem, wspomnieniami dokona właściwego wyboru. Zaproponuje wspólne spędzenie reszty życia. Dlatego zrobiła się niespokojna, wyczekująca. Miała przeogromną nadzieję, którą efektywnie ukrywała. Kolejna wypowiedź, przytłoczyła czymś niezwykle ciężkim. Ciało zalała fala gorąca. Przełyka ślinę. Na twarzy pojawia się dezorientacja, niedowierzanie. Wszystkie, pozytywne myśli znikają w ułamku sekundy. Patrzy na niego z niedowierzaniem, nadzieją, w której po chwili usłyszy zawadiacki śmiech. Czyżby, tak łatwo dała się wkręcić? - Jak to? - szepcze. - Jaki ślub? - powtarza. - Z kim? - w tym momencie, robi śmiały, pewny krok do przodu. Spogląda w stronę okna, aby nabrać powietrza. Widać, że nie wie co ze sobą zrobić. - Co, była lepsza, mądrzejsza, atrakcyjniejsza? - wyrzuca. - Jest lepszą reprezentantką, nie przynosi wstydu? - podchodzi dalej. - Ma wpływową rodzinę znaną w całym świecie magii? - tutaj podśmiewa się dość histerycznie. - Ach, pewnie jej rodzina jest również bajecznie bogata, a interesy z nimi to sama przyjemność? - zatrzymuje się dwa korki przed figurą arystokraty, kończąc swój desperacki monolog, krótkim - Gratuluje!


Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.
Milburga Dolohov
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t883-milburga-dolohov https://www.morsmordre.net/t1133-edgar#7523 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-13-13 https://www.morsmordre.net/t1132-milburga-dolohov#7519
Re: pokój na piętrze [odnośnik]23.09.15 21:36
Każde nasze wspólne wspomnienie wyryte było w mej głowie. Dobrze pamiętałem jak rozwijała się nasza wspólna droga. Na samym początku kłóciliśmy się tylko. To, że niekiedy wychodziło nam to tylko na dobre, a aktywności przeróżne były tylko spowodowane naszą wzajemną fascynacją - to pomijam, bo najważniejsze były nasze hogwarckie podchody. Traciliśmy na nie tak wiele czasu, niekiedy nie starczało mi doby, by skończyć pracę domową. Na całe szczęście pewna Kurkonka zawsze była obok. Ona pisała mi pracę, ja brałem ją na spotkania do Klubu Ślimaka. Milburga i tak nie chciała chodzić ze mną w niektóre miejsca. Pamiętam jak pierwszy raz zaprosiłem ją na bal, oburzyła się, że chcę z niej zrobić swoją partnerkę, bo najładniejsza dziewczyna w klasie mnie odrzuciła. Bzdury, mi się nigdy nie podobała tamta. Może i aparycją zachęcała, jednak wszystko to nie miało znaczenia przy pierwszej wymianie zdań. Była pusta, a ja nudziłem się przy każdej okazji kiedy łączyli nas w pary podczas zielarstwa. Milburga poszła ze mną na bal tylko dwa czy trzy razy, bo przy reszcie akurat byliśmy w separacji. Zdenerwowaliśmy się na siebie, bo jedno powiedziało o dwa zdania za dużo o drugim. Ona zarzucała mi okrutną sztywność i podporządkowanie rodzinie, ja śmiałem się, że jej rodzina nie ma nawet szlacheckiego tytułu. A mimo tych sprzeczek zawsze udawało nam się skończyć razem. Nawet po odejściu z Hogwartu, kiedy młodsza ode mnie Ślizgonka, czasami wykradała się do Hogsmedae by się tam ze mną spotkać. Kiedy i ona skończyła szkołę zapraszałem ją do siebie do Marseet. Otrzymałem go w wieku dwudziestu lat, akurat na jej koniec szkoły, ochrzciliśmy go i czasami z dumą spogladam na niektóre miejsca, bo kojarzą mi się właśnie z tamtymi czasami. Długo przed tym, jak wyjechała na trzy lata. Też wcześniej się nieźle pokłóciliśmy i byłem pewien, że to z mojej winy.
Czekałem na moment, by odwdzięczyć jej się za trzy lata czekania. Chwila ta nadeszła, kpiący uśmieszek już maluje się na mej twarzy. Nadzieja w oczach bawi mnie najmocniej, wzdycham, by wziąć oddech którym przypieczętuję swą okrutność. Wtem ona zmienia front, domyśla się. Nie powiedziałem nic, zmarszczyłem lekko czoło, by po chwili znów patrzeć jak wcześniej. Już bez podniecenia wywołanego możliwością wypowiedzenia najdotkliwszej prawdy. Moje usta nie poruszyły się, nie mogłem się na niej odegrać. Tak jakby jej cierpienie mogło zapłacić za mój los.
- Zrozum - chciałem dodać coś czułego na koniec, ale brzmiałoby to conajmniej gburowato. Nie mówię, wystarczył mi widok który się namalował na jej twarzy. Takiego widoku nic nie zastapi, był bezcenny. Wymijam ją i staję za plecami, wpatrzony w duże okno, które otwiera się na podwórze. - To kiedyś musiało nastąpić, lepiej teraz niż później, kiedy byśmy się do siebie za mocno przyzwyczaili - pociesza mnie ta myśl, bo chociaż pojawiła się od czasu mych zaręczyn już około pięciu razy, dopiero teraz wypowiedziałem ją na głos. Czyli stała się prawdą, albo po prostu stała się bardziej prawdopodobna. Jakkolwiek oszukiwałem się okrutnie, bo w naszym przypadku przyzwyczajenie się do siebie zaszło już bardzo dawno temu, uważałem, że tak należy zakończyć tę znajomość. Dramatycznie, raz na zawsze. Znałem Milburgę, nie pogodziłaby się z rolą kochanki. Odwracam się do jej pleców, co znaczyło tyle, że miałem dla niej wielki margines czułości, którym nie mógłbym objąć nikogo innego. - Teraz rozumiesz, nie chciałem pisać tego w liście. Zresztą, liczyłem, że nie będzie cię dłużej i ominie cię ta uroczystość. Jednak w takim wypadku, myślę, że powinnaś pojawić się na moim ślubie. Będziemy razem z panną Malfoy pobierać się wczesną jesienią przecież dobrze wiesz, kochana Milburgo, jak kocham wczesną jesień. I pędzenie na rumaku po złotych polach.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: pokój na piętrze [odnośnik]25.09.15 22:48
Nigdy, nie przeszło jej przez myśl zakończenie nietypowej znajomości. Wolała dalej, zagłębiać się w destruktywną otchłań.  Nie sądziła, że stać ją na silne przywiązanie. Pozwoli zawładnąć, nieznanym dotąd uczuciom.  Obezwładnić umysł niespójnymi, rozpraszającymi myślami, burzącymi budowaną od lat harmonię. Złamać postanowienia, otworzyć się na nowo. Obdarzyła go bezgranicznym zaufaniem.  Nie znalazła uzasadnienia lekkomyślnego zachowania. Przyciągania, odpychania.  Wyładowywania emocji, wielogodzinnego godzenia. Wpadania w skrajności. Wyglądali razem  nietypowo. Nie pasowali do siebie wizualnie. On dostojny, wyrafinowany, dumnie stąpający po ziemi. Wyróżniający się elegancją, nienagannym, schludnym doborem stroju; wpasowanym w najnowsze, magiczne trendy. Ona, szokująca, prowokująca. Zakładająca na siebie niespotykaną mieszaninę barw oraz wzorów. Podkreślająca swój wygląd w każdy możliwy sposób, pokazując swego rodzaju bunt, przeciwstawienie ograniczającej rzeczywistości. Przeciwieństwa się przyciągają. Konfrontowali energiczny, wybuchowy, porywczy i krzykliwy charakter, z dystansem, błogim, często denerwującym spokojem, opanowaniem i dojrzałością. Wielu, patrzyło na nich z miną wyrażającą niedowierzanie.  Obraz wiecznych kłótni, ostrych wymian zdań, cichych dni, nie gwarantowało renomy idealnej pary.  Nie okazywali sobie nadmiernej czułości publicznie.  Nie byli jak inne, szkolne pary chowające się po zamkowych zakamarkach. Tworzyli coś odmiennego, niespotykanego. Ich więź była wyczuwalna. Gdy przechadzali się korytarzami szkoły,  wzbudzali zmienne emocje. Odrazę, pogardę, podziw, uwielbienie, strach, a nawet przerażenie. Czy zazdrościła? Ależ oczywiście, nigdy nie przyznając się do tego przed Carrowem, który zapewne odczuwałby ogromną satysfakcję.  Wiele sytuacji zachowywała dla siebie.  Mógł zastanawiać się dlaczego niektóre panny, od pewnego czasu unikały jego obecności. Wcześniej, rozchichotane, rozszczebiotane dziewoje z ochotą, zajmowały cenny czas chłopaka.  Wymuskane, wychuchane, w dość nietypowy sposób znajdowały się w jego okolicy.  Brunetka, patrzyła na to wszystko z dystansem, niepokojem, wzburzającą krew agresją. Wiedziała, że jej luby, uwielbia oddawać się takowym prowokacjom. Wiedział, że działają na nią jak prawdziwy katalizator. Nie dawała po sobie poznać wewnętrznego zdenerwowania. Wolała zacisnąć szczękę, ewentualnie zignorować delikwenta, wytłumaczeniem o nagłym zmęczeniu, aby następnego dnia przystąpić do działania. Jakież było jego zdziwienie, gdy dowiadywał się o kolejnym szlabanie buntowniczej i hardej istoty.  Za żadne skarby świata, nie przyznawała się do powodu wymierzonej kary.  Impulsu, w którym przyczyniła się do przestawienia kości nosowej, przeciwniczce podchodzącej za blisko, osoby, którą darzyła największym uczuciem. Rzucenia kilku, okrutnych gróźb. Rąk, umazanych krwią rywalki. Obezwładniającej satysfakcji, dumy, wiedzy o posiadaniu przewagi.  

Coś się w niej poruszyło, nieznana dotąd siła obezwładniła od środka. Czuła się jak intruz. Obcy, na którego przybycie nikt nie wyczekuje z wymalowanym na twarzy utęsknieniem. Zrobiło się chłodno. Gęsia skórka pojawiła się na odsłoniętych przedramionach. Klatka piersiowa ciążyła. Każdy, następny oddech wydawał się sprawiać przeszywający, klujący ból. Niepokój nie znikał. Brakowało skrzących iskier w metalicznych oczach. Błogiego uśmiechu, długo wyczekiwanej swobody. Tak dobrze znane zakamarki, stały się nietutejsze. Już niedługo ktoś zupełnie inny będzie wypełniał ich przestrzeń swoją osobą. Odwróciła wzrok, wpatrując się w krajobraz za oknem.  Na niebo wpłynęła ogromna, grafitowa chmura. Zrywał się porywisty wiatr. Świat stawał się niespokojny. Pierwsza błyskawica, rozświetliła skłębione niebo, aby po chwili wszystko zadrżało od dalekiego uderzenia. Dziwny zbieg okoliczności, nieprawdaż? Gdy do niej przemawia z wyraźnym, cynicznym uśmieszkiem kiwa głową, szepcząc pod nosem krótkie, kpiące półsłówka: - Tak, tak.  Oczywiście. - dodając głośniej: - Bez wątpienia. Zawsze doceniałam twoją... - zatrzymuje się na chwilę marszcząc brwi, śledząc jego ruchy, gdy wymija beznamiętnie. - Ogromną i bezgraniczną troskę! Jestem ci niezłomnie wdzięczna Deimosie. - po raz pierwszy dzisiejszego dnia wypowiedziała dźwięczne głoski imienia mężczyzny. Zapewne nie w taki sposób, chciałby, aby tak bliska mu osoba, wypowiadała jego przynależność. Kolejny grzmot przerwał napiętą atmosferę. Czuła się bezbronna, nieporadna. Była na przegranej pozycji, wszystko było postanowione. Z łatwością przyszło mu zakończenie, długoletniej, zażyłej, niepowtarzalnej znajomości. Nie miał wyrzutów? Niczego w tej chwili nie odczuwał? Jego lodowate serce, tak szybko pogodziło się z obecną sytuacją? Tak łatwo przyporządkowywał się wyższości? - Chyba, nic tu po mnie. - powiedziała półszeptem, smutkiem, wyczekując na jego reakcję. Inną, bardziej ludzką. Wymija go, z głową zwróconą w ciemny kąt pokoju. Dźwięk obcasów wdziera się w umysł. Pozostawia za sobą chmarę, zmieszanego zapachu ciężkich perfum i dymu papierosowego. Prycha, z widocznym rozbawieniem mówiąc: - Może jeszcze zaśpiewać? -  pospiesznie, drżącymi rękoma, wkłada pozostawione na fotelu rzeczy. Nie może trafić w zapięcie torebki. Wzdryga się na kolejny, coraz bliższy odgłos gwałtownej, letniej burzy. Z trudem powstrzymuje wybuch rozżalenia, histerii, rozpaczy? Unosi głowę, spogląda ostatni raz, specyficznie, dramatycznie: - Masz rację. Mogłam w ogóle nie wracać. Rozpłynąć się w powietrzu. Zniknąć. - niedbale poprawia włosy, zakłada torebkę na ramię. - Nie wiem czy będę w stanie... - przerywa. - Patrzeć na wasze bezgraniczne szczęście. Skoro tak szybko poukładałeś sobie życie, cóż mi do tego? Do czego jestem ci jeszcze potrzebna? - pytanie retoryczne,  rusza w stronę drzwi, głos drżał coraz mocniej. Zatrzymuje się jeszcze na chwilę: - Powodzenia na nowej, LEPSZEJ drodze życia. - wychodzi z pomieszczenia niespiesznie. Ma nadzieje, że ten zatrzyma ją, nakaże wrócić. Obróci wszystko w żart, będzie jak dawniej. Cudownie, błogo. Zaczyna padać deszcz, cóż za cudowna wiadomość! Łzy, zmieszają się z zimnymi kroplami. Ognista, zawsze lepiej smakowała w ponure dni.


Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.
Milburga Dolohov
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t883-milburga-dolohov https://www.morsmordre.net/t1133-edgar#7523 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-13-13 https://www.morsmordre.net/t1132-milburga-dolohov#7519
Re: pokój na piętrze [odnośnik]27.09.15 0:07
Już od pierwszego momentu, kiedy ją dziś zobaczyłem, czułem jak coś wstępuje po karku i zaczyna wydawać mi polecenia. Moje obowiązki miały być takie istotne, miałem się im podporządkować i zapomnieć na dobre o tym, co dyktuje mi serce. Czy cokolwiek, co odpowiada za te porywy spontaniczności w moim pożyciu. Dlatego mówiłem, co powinienem, natomiast ona... nie rozumiała. Wolałem nie patrzeć, kiedy pośpiesznie chowała swe przedmioty do torebki, liczyłem nawet na to, że doceni moje starania. Gdybym chciał upokorzyć ją jeszcze mocniej, napawałbym się tym widokiem. Sęk w tym, że już chyba nie byłem do tego zdolny. Chciałem, żeby wyszła. Musiałem zapalić, upić się i zapomnieć. Każde ze słów, które dziś ją ugodziło, było wyćwiczone. Nie umiałem jednak przewidzieć tego, w jaki sposób będzie odbywało się to w prawdziwych warunkach, a nie w mojej łazience, kiedy patrzyłem w lustro i starałem się wypowiadać słowa powoli i bez emocji.
- Jeżeli przygotujesz coś odpowiedniego - przystałem na propozycję umilenia wieczoru, niby wiedziałem, że to było pytanie retoryczne, a jednak bałem się, że jeżeli zbyt dlugo będę milczeć, to uzna, że jednak wygrała, że nic się nie zmieni. Najchętniej chyba bym chciał tak postąpić, ale moim zadaniem było spłodzenie kolejnego spadkobiercy. Milburga nie nadawała się do tego z jednego powodu: była zbyt biedna. Czy jej ojciec dałby radę zaoferować mi to, co oferował stary Malfoy? Moje własne pieniądze wystarczyłyby nam, jestem tego świadom. Mogłem jej kupić każdą suknię, ale czy rzeczywiście chociaż raz którąś by ubrała? A co z towarzyskimi wieczorami, miałem chodzić tam z kimś, kto nosi spodnie? Nie sądzę, by Milburdze chociaż odrobinę odpowiadałaby taka sytuacja - w związku z tym, nie wiedziałem gdzie leży nasz problem? Ona nie chciałaby być na miejscu Megary, a ja nie miałem wpływu na to, że urodziłem się taki, a nie inny.
Zaskoczyły mnie jej słowa. Nawet nie wiem jak można z góry zakładać, że będę prawdziwie szczęśliwy. Zna mą narzeczoną? Wie o niej coś, czego ja jeszcze nie wiem? A może myśli, że chciałem tego mocno, oszalałem z miłości i stąd tak prędka decyzja o ślubie. Na pewno gdyby nie fakt, że Megara żyje na świecie tyle lat co ja znam Milburgę, to mógłbym się zakochać szalenie. Ale to jeszcze dziecko, widziałem jej twarz młodą. Nie znam jej ani trochę, jak w tej sytuacji zareagować na życzenia na nową drogę życia? Milczę.
Wtem wyszła z pokoju, a mi się wydało, że odeszła z mego życia. Wyszła, a ja wsadziłem papierosa w usta. Dłonie mi drżały, gdy wyjmowałem zapalniczkę, by podpalić końcówkę. Wdycham raz, drugi, nic nie pomaga, dłonie drżą mi mocniej. Nie mogłem zaprzeczyć ani jednej informacji, która padła w tym pokoju. Rzeczywiście się żeniłem, rzeczywiście musieliśmy przestać się widywać. A jednak kiedy wyszła, zrozumiałem, że mój los jest od dawna nią pokreślony i nieważne jak mocno bym się wzbraniał, nie uda mi się jej zapomnieć. Dlatego patrzę w drzwi i zaraz podchodze do okna. Przez zaparowane okna widzę, jak szamocze się sama ze sobą i wychodzi na deszcz. W samą porę burza ustąpiła i zastąpił ją sam deszcz. Słowa Milburgii odbijają się głucho po mojej głowie Powodzenia na nowej, lepszej drodze życia... Mogłam rozpłynąć się w powietrzu, zniknąć...Jestem ci wdzięczna, Deimosie... Ciskam połową papierosa w ziemię i z rozpędu kopię z całej siły kopię w fotel w którym siedziała, aż odleciał na drugi koniec pokoju i rozwalił się o ścianę. Memu wybuchowi agresji towarzyszył dźwięk straszliwy, którego nie miał prawa słyszeć nikt z żyjących. Gdyby zdarzyło mi się kiedyś wyjechać na Wschód i powtórzyć owy dźwięk, najpewniej płakaliby z dumy, że udało mi się osiągnąć ten stan, gdy ciało i dusza wracają do pierwocin. Podobno możliwe to jest przy wielkim skupieniu bądź w wielkich emocjach. Gdy więc z mojego życia odeszła Miblurga Dolohov, ja miałem dać się ponieść tym emocjom. Pierwszy krzyk brzmi czysto, mój zaś brzmiał jak ból. Fotel na którym siedziała chwilę temu, teraz leżał w kawałkach. I tak zniszczyła mu miękkie części, cóż więc po tych twardych. Jeżeli nie on, to kto pozostanie świadkiem tego, co się tu stało? Skrzaty? Ściany? Ależ oni nie mają prawa mówić. Jeden ze skrzatów za chwilę pojawi się w progu. Powiem mu "posprzątaj to kundlu" i wyjdę do biblioteki, bo tam pije mi się najwygodniej.

[koniec]
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
pokój na piętrze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach