Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]30.11.15 18:33
(tu coś kiedyś będzie)
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]30.11.15 18:44
Czerwona klarowna ciecz wypełniła kieliszek aż po brzeg. Ernst nawet nie wiedział dlaczego wyciągnął to piękne naczynie, napić mógł się przecież bezpośrednio z ciężkiej butelki barwy chryzolitu. Nie miał zamiaru rozkoszować się smakiem wina a jedynie zasnuć alkoholową mgłą nachalną przeszłość. Do tego nie trzeba było kryształów, nie trzeba było odkorkowywać zawczasu trunku, aby odetchnął po latach rześkim powietrzem i nabrał wykwintnej barwy, nie trzeba było sączonych powoli łyczków, aby się nią zachwycać. Liczył się jedynie fakt, że było pod ręką i zawierało upragnione procenty.
Mógł wyczarować coś mocniejszego, lecz nie miał najmniejszej ochoty. Po co. Wino jest najlepsze. Nie piwo, nie wódka, ani tym bardziej whisky. Tylko boski trunek z winnic słonecznej Italii. Pachnący winogronową słodyczą i przenoszący do lepszego świata, gdzie ludzie są szczęśliwsi, niebo błękitniejsze a trawa zieleńsza. Tyle że to nie miało obecnie żadnego znaczenia.
Liczył się tylko alkohol.
W kilka sekund szkarłat zniknął z przejrzystego szklanego naczynia drażniąc język, podniebienie, przełyk swoim słodko-kwaśnym delikatnie palącym dotykiem. Za mało. Za słabe. Trzeba będzie jeszcze jednej butelki. Daniel nie zasługiwał na nawet jedną kroplę najszlachetniejszego z trunków ale tylko on stał teraz w barku. I można się było nim upić.
Tego potrzebował. Sytuacja go przerosła, nie był w stanie unieść ciężaru który spadł na jego barki poprzez przypadkowe spotkanie z bratem. Nie był przygotowany, wszechświat zaskoczył go swoim groteskowym poczuciem humoru powalając na ziemię poprzez niemożliwe wręcz do przewidzenia zajście. A Ernst nie potrafił się podnieść.
On jak zawsze wszystko psuje.
Nie mógł sobie wybaczyć, że emocje tak nim owładnęły. Zrozumienie stanu, który wówczas go ogarniał przekraczało możliwości umysłu mężczyzny, wymykały się racjonalnym wytłumaczeniom i pozostawały niewyjaśnione, nieujęte w ramy logiki. W jednej chwili przegrał potyczkę, gdy tylko przeszłość zaczęła powracać on utracił kontrolę. Nie mógł uwierzyć, że jest tak słaby. Że słowa niegodnego nawet splunięcia człowieka strąciły niebiosa na ziemię, że nie potrafił unieść tego sklepienia, że cały kosmos przeszłości spadł z wyżyn i przygwoździł na nowo do dawnego krzyża poznaczoną stygmatami duszę. Wstydził się przed samym sobą tego, w jaki sposób spotkanie zakończyło się – czy to rzeczywiście był on? Ten Ernst Krueger, silny i niezłomny?
Rzeczywistość runęła. Wewnętrzny spokój został zaprzepaszczony i nie wracał, jego nieobecność wystawiała zdrowe zmysły na próbę. Mężczyzna czuł, że niczego już nie kontroluje, a przerażenie temu towarzyszące szalało w rozdartej duszy jak rozjuszona bestia w klatce. Szok nie mijał, trwał bez końca i drażnił swoją obecnością jakby ktoś niespodziewanie oblał go żrącym kwasem wypalającym żywe tkanki. To nie była rana zadana ostrzem, kłuta i głęboka, lecz rozległe poparzenie trawiące bezustannie ciało i odkrywające nagie wnętrzności gdy chemikalia powoli wnikają w głębsze partie mięśni.
Kryształowe szkło rozprysło się w diamentowe odłamki, gdy męska dłoń zbyt mocno ścisnęła naczynie. Krew zmieszana z ostatnim łykiem wina pozostałym w kieliszku kapała na białe obicie sofy i drogocenny dywan tworząc szalone impresjonistyczne obrazy opowiedziane w tylko jednej barwie. Odłamek przeźroczystego tworzywa wbił się w wnętrze dłoni przecinając głęboko skórę. Szkarłat płynął wzdłuż wyraźnie zaznaczonych linii życia i losu na podobieństwo dwóch strumyków łączących się w jedną rzekę spadającą wodospadem czerwonych, podobnych do świeżych nasion granatu kropelek ku spijającej zachłannie je tkaninie.
Scheiße…
Z obojętną miną wyciągnął szklaną drzazgę i odłożył zakrwawioną obok siebie na jasny materiał pozwalając zranieniom ronić czerwone łzy bez przeszkód. Powinien ruszyć się, wstać z sofy i zabandażować rękę – nie miał sił. Nie miał już na nic sił, nawet na sięgnięcie po różdżkę, nie teraz, gdy układany ostrożnie przez ostatnie lata domek z kart postanowił runąć poprzez podmuch wiatru niosący nienawistne słowa młodszego brata. Mógł tylko przyłożyć do ust pustą do połowy butelkę i postarać się całkowicie ją opróżnić. To będzie łatwe zadanie.
Donośne pukanie przerwała zakłóconą dotychczas jedynie chwilowym śpiewnym dźwiękiem pękającego szkła ciszę w mieszkaniu. Rozległo się ponownie, po kilku chwilach, gdy zdezorientowany mężczyzna wpatrywał się w stronę wejścia do własnego domu. Kto mógłby do niego przychodzić? I skąd miał ten adres?!
Trzeci głuchy łoskot dłoni uderzającej o drewno zagrzmiał w mieszkaniu drażniąc swoją zagadkowością umysł Ernsta. O co chodzi? Nie miał ochoty otwierać, lecz nie mógł również oprzeć się pokusie rozwikłania tej tajemnicy. Wstał więc zataczając się przy tym lekko i cały czas nie wypuszczając z lewej ręki butelki otworzył niechętnie drzwi. Nie lubił nieproszonych gości, szczególnie gdy ci nie mieli prawa wiedzieć gdzie mieszka.
- Czego? – zamiast powitania grubiańskie słowo. Zamiast obcego dziwnie znajoma twarz. Skąd jednak mógł ją pamiętać?
Przeszłość ponownie zapragnęła się z nim spotkać, lecz tym razem pod postacią osoby, której tożsamość zaginęła w odmętach wspomnień. A może tak mu się tylko wydawało i nigdy wcześniej jej nie poznał?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]30.11.15 22:13
Skubiesz i boisz. Stajesz na roku Pokątnej i spoglądasz w górę, ale światło się świeci. Wiesz, że m u s i s z tam iść, przecież ile można? Dwa razy już podchodziłaś tu w przeciągu miesiąca. Pierwszy raz zaraz po Festwalu. Drugi raz po otrzymaniu pracy od pani Avery. Dziś zaś jesteś po spotkaniu z Danielem. Cały dzień po spotkaniu z nim. I czujesz, że to własnie dzisiaj powinnaś pukać do jego drzwi.
I robisz to, chociaż zdenerwowana jesteś okropnie. Drzwi się otwierają i staje w nich on. Twój wzrok prześlizguje się po jego sylwetce, robisz to odruchowo, zaraz skupiając sie na oczach, które skubią cię mocniej niż myśli, które wygenerowałaś w głowie.
- Nie pamiętasz mnie? - więc zrobiłaś źle tu przychodząc. Siedzieć należało w domu, czekać na nieuniknione, a nie przewracać wskazówki swych myśli i iść aż pod same drzwi mężczyzny, który cie n i e p a m i ę t a. Stoisz na progu i patrzysz mu w oczy, a w twoim spojrzeniu czai się prośba, smutek i żal. Żal za te wszystkie dni, których już nie znacie, smutek po szkodzie, bo szkodę mu wyrządzisz, prośba by odsunął się i dał ci wejść. - Czymże jest pamięć - wzdychając od progu, zbliżasz się lekko, by odczytując mowę ciała, musiał się cofnąć i dać ci wejść aż za drzwi. I cuchnie od niego, w ten niewyobrażalnie pociągający sposób, którego nie mogłabyś przypisać do normalnych Twych upodobań. Która z koleżanek przyzna się, że nie przeszkadza jej, kiedy od mężczyzny śmierdzi wódką, która nawet po serialu o Seksie w Wielkim Mieście, da swojej fantazji upust. Fakt, ty nie masz koleżanek. - Wobec Twego stanu - dodajesz i badawczo dłoń układasz na jego dłoni, trzymającej butelkę. Bo jeżeli zadrży chociażby odrobinę, będziesz miała dobry pogląd na sytuację w której się znalazłaś. Czy nie mogłaś tego przewidzieć? Jego stanu, w którym otworzy ci drzwi? A może tak koncetrowałaś się na potrzebie odnalezienia starego Ernsta, że nie przejmowałaś się tymi drobnostkami, jak jego prawdopodobna nietrzeźwość.
Czy jesteś kimś więcej niż tylko jasnowidzką. Bo możliwe, że widzisz o wiele więcej, na przykład jego aurę. I już wiesz, że dziś nie możesz zdradzić mu prawdziwego powodu swego przyjścia. Oddalasz więc te myśli i postanawiasz, że najpierw mu się przedstawisz, bądź przypomnisz. Jeżeli wszystko pójdzie po Twej myśli, jutro rano będzie miał niewyobrażalnie dużego kaca i tylko trochę będzie cię nie znosił. Jeżeli jednak stanie się jak w twojej wizji, będziesz modlić sie, by wypuścił cie z domu całą.
- Przyszłam, żebyś już nie cierpiał - przyszłaś zabrać mu wyrzuty sumienia, wzbudzić zamiast nich ciepłą rezygnację, a może agresję w twoim kierunku skierowaną. Czy wiesz, że jeżeli wyda się, że mogłaś zapobiec jego niepowodzeniu życiowemu, staniesz się n a p r a w d ę za niego odpowiedzialna? Co wtedy mu będziesz odpowiadała? Żeby nie jadł steków w grudniu, bo może się zatruć? Sama dobrze wiesz, że nie należy zmieniać pewnych rzeczy, a pewne rzeczy powinny się zdarzyć. - Mogę wejść? Ci w głowę, w serce i do łóżka?


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Salon [odnośnik]05.12.15 1:09
Przytępiony ognistą rdzą dziwnego, na wpół nietrzeźwego stanu umysł z ociąganiem starał się połączyć wszystkie skrawki rozerwanego alkoholowym upojeniem obrazu, lecz linie ich krawędzi były zniekształcone, elementy puzzli nie chciały do siebie pasować pomimo że wydawały się być całością. Fragmenty mające być jednym mieszały się i gubiły uniemożliwiając dokończenie układanki. Wzór pozostawał za zasłoną utkaną z winnych oparów, tak więc Ernst składał swe wspomnienia na ślepo, bez żadnego wsparcia od strony pamięci i rozumu uśpionych za widmowym baldachimem. Ciii, nie budź nas! Dopiero co kazałeś nam odpoczywać! Rozleniwione myśli odmawiały współpracy drocząc się z nim, co chwile podsuwając jakiś trop, lecz odbierając go i siejąc niepewność w następnym momencie. Rekonstruował obraz obłąkanego kubisty polegając jedynie na zasnutych bielmem pijanej ślepoty oczach i niejasnych strzępkach informacji w odległym obecnie od duszy umyśle. Pamiętał ten styl, charakter dzieł – kilka charakterystycznych cech będących jednak niewystarczającą podstawą do odtworzenia rysunku. Nie wiedział gdzie wcześniej mógł poznać tą wyrazistość, jaki tytuł nosiło malowidło, kto był autorem! Bez tego wciąż niepozszywane kawałki płótna były tylko materiałem bez imienia, stertą brudnych szmat.
Igła, nić i wzór kryły się w imieniu kobiety. Jej głos przebijał się jak przez zatykającą uszy watę sfilcowanej ciszy, odnajdując bliźniaczy odpowiednik głęboko w odciętej kurtyną pamięci. Wszechogarniający niewypowiedziany smutek oczu porcelanowej lalki, kruchej zabawki, zamieniający ją w groteskową figurkę. Dziecięca czy niewyobrażalnie dorosła? Martwe oczy Atropos zdające się widzieć całą historię umieszczone na twarzy najmłodszej Kloto, dopiero co snującej wokół wrzeciona los. Użycz mi swej nici, Prządko! Pozwól zszyć nią rozpruty gobelin pamięci, odzyskać utraconą arabeskę twego miana!
Skrywający się w źrenicach hipnotyzujący rozkaz pochwycił w swe więzi odurzonego mężczyznę niewypowiedzianą siłą zmuszając go do wycofania się w głąb mieszkania, przepuszczenia znajomej nieznajomej przez próg. Drobna kobieca ręka wsunęła się w jego silną dłoń obejmującą prawie pustą butelkę. Jedynie na samym dnie resztki trunku falowały sennie kołysane przez każdy, nawet najmniejszy ruch ciała. Męskie palce drgnęły i wypuściły z uścisku szkło pozwalając aby pod swoją pieczę przejęła je czarnowłosa kobieta. Mimowolnie, pod naciskiem spojrzenia, cichego dyktatora który gasi mroźne gwiazdy błękitu swoją wolą.
- Kim… Kim ty jesteś? – Niewyraźne słowa, niemalże bełkot przedarły się przez gardło Ernsta drapiąc je haczykowatymi pazurkami podczas swojej wspinaczki ku powierzchni. Niby wypowiadane do ducha, do fatamorgany były mgliste jak istota do której zostały skierowane. – Skąd cię znam?
Kłócił się z rzeczywistością o jej realność, gubił się otumaniony wśród jej niewyraźnych ułud skrywających prawdę. Ich zrozumienie miast przybliżać się odpływało w cuchnących spirytusem oparach, dryfowało wśród słodkich gron ociekających słodyczą i znikało, tonąc wśród dwóch czerwieni wina i krwi. Oszołomienie wypełniało Ernsta nie potrafiącego odnaleźć początku i końca myśli, wyrwane z konteksty fragmenty szalały w bezładzie mieszane w kotle jego świadomości przez zagadkowe słowa kobiety. Nie rozumiał, choć starał się z całej swojej mocy. Znowu był bezsilny.
- Nie da się. Już to sprawdziłem. – Cierpienie wydawało się być wpisane w jego egzystencję, w całą historię, ciało, duszę. Było częścią mężczyzny prześladującą w każdej sekundzie, czasami niezauważalną, lecz obecną bezustannie. – Jak TY miałabyś tego dokonać? – Próbowałem uporać się z tym. Nic nie może mi pomóc. Nic!
Prawa dłoń ściśnięta nagle w pięść zapłonęła żywym, jednocześnie odciętym od świadomości bólem gdy skaleczenie dokonane przez zdradzieckie naczynie zostało naruszone nieostrożnym ruchem. Sadystyczny bodziec rozjaśnił delikatnym promieniem trzeźwości sytuację podstawiając bliżej jej niedorzeczność.
- Jak chcesz to wchodź. Mi to obojętne. – Nie mógł jej przegonić. Surrealistyczne wrażenie podpowiadało ciężkiej głowie, że nie warto nawet próbować. Czy to w ogóle miało jakiekolwiek znaczenie kto przebywał w jego domu? Miał być sam, ale równie dobrze może mu potowarzyszyć niespodziewany gość. Czemu nie? - Możesz dokończyć wino. Ja i tak miałem brać następne.
Był zmęczony. Zmęczony i zniechęcony wszystkim wokół, irracjonalnym tańcem losu wyczerpującego siły życiowe, nanoszącego na duszę nowe skaleczenia i obicia. Choroba sprowadzana przez piekielne tango przeznaczenia męczyła niepewnością kolejnego poranka nie pozwalając na ani chwilę wytchnienia.
Czy rzeczywiście ta kobieta może być lekarstwem?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]06.12.15 17:18
Lekki uśmiech nie rozjaśni Twej twarzy. Jeszcze długo zastanawiać będziesz się nad niepowodzeniem swojej pracy, która może poruszyła go cztery lata temu. Miałaś wrażenie, że osiągasz coś wielkiego: że Twoja pierwsza kłótnia artystyczna, będzie ważna nie tylko dla ciebie. Zaś okazuje się, że może i istotna w przeszłości, okazała się z biegiem czasu niewarta zapamiętania chociażby rysów indywidualnych. Jak kształt oczu. Ty jego oczu nie pamiętałaś, za to bardzo dobrze wyrył ci się obraz jego brwi krzaczastych, które ściągnięte ku sobie w przypadku niezadowolenia, mają pomiędzy głęboką kreskę. Prócz brwi kształt szczęki i nietypową budowę klatki piersiowej. W odróżnieniu do większości korpusów, ten był rosły, a nie jedynie wysoki ponad chmury. A mimo to, Ernst wydawał się być nieosiągalny dla spojrzenia Twego. Wasze oczy dzieli blisko czterdzieści centrymetrów. Żeby wyjąć z dłoni jego, butelkę po winie, ty musiałaś rękę unieść, on opuścić.
- Kiedyś malowałam cię w Dusseldorfie - znajdujesz się w przedpokoju i nagle ogarnia cie zdumienie. Nic nie jest tu na swoim miejscu, nic nie pasuje ci do przepowiedni w której widziałaś obraz adresu pod który masz przyjść. A dotychczas wszystko się zgadzało: zgadzał się jego stan, zgadzał się jego wzrok i nawet słowa niektóre pamiętasz z wizji. Kiedy jednak w przedpokoju nie odnajdujesz tego samego porządku, który był w pamięci, nagle spoglądasz na niego zadzierając głowę, aż boli. Jesteś za wcześnie, czy zbyt późno? Czy on, to na pewno Ernst? Nie pomyliłaś się, to on. Ma krzaczaste brwi i swój typowy krok, którym prowadzi cię do pomieszczenia w którym ma ochotę zasiąść. W ślad za nim ty. Rozglądając się badawczo po ścianach, starasz się znaleźć pięć podobieństw. Żałosne słowa pijanego Ernsta, poruszają twoim spokojem. Odczuwasz nieodpartą potrzebę przeprowadzenia z nim rozmowy, wejścia w głowę jego, odebrania mu wszystkich powodów dla których ma prawo mówić, że już nigdy, przenigdy nie musi się uśmiechać.
Doganiasz go i dłoń jego broczącą krwią w swoje blade ujmujesz.
- Na początek pozwól, że uporam się się z tym - masz szczęście, bo posiadając zminiaturyzowany wzrost, masz okazję, by zobaczyć rzeczy, które zwykle umykają, które traktuje się jak podpodłogowe. Jednym kciukiem jeszcze przejechałaś po nadgarstka boku, by moment później wyjść i wrócić z miską wody i bandażami. Mogłaś je zwołać magicznie, czemu więc tego nie zrobiłaś?Obmywasz w spokoju jedną dłoń, nabierasz odwagi i wyciągasz pęsetą kawałek szkła drący skórę na kawalątki. Kiedy w misce z wodą pomarańczową, zaczęły pływać kawałki odłamków, ty przygotowujesz opatrunek, który ochroni przed większymi szkodami. - Tylko ty możesz sobie pomóc, ja gram rolę narzędzia. Zrobię co mi powiesz, jeżeli każesz sobie pomóc, nie będe miała wyjścia. Ale.. - przykładając opatrunek do rany, unosisz spojrzenie na jego zmęczoną alkoholem twarz. - wystarczy, że wypowiesz swoje marzenie, a ja je spełnie - Twój cichy głos, blednieje w tle zaokiennych kłótni ulicznych. Już przerywasz kontakt wzrokowy, już zawijasz opatrunek ściśle i prawidłowo.
Zostałaś sama na siedzeniu, kiedy rozpoczęła się pielgrzymka po wino. Śledząc spojrzeniem mężczyznę, znów poruszasz kwestie nieprzyjemną.
- Nie sadziłam, że spotkam cię aż w Londynie


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Salon [odnośnik]10.12.15 20:42
Lina opuszczona z krat znajdujących się wysoko ponad głową więźnia wiodła ku odległemu wyjściu z lochów niepamięci, ku promieniom wolności będącej oświeceniem. Prowizoryczna sznurkowa drabina ze strzępów płóciennych wspomnień prowadziła na powierzchnię przeszłości. Zmęczony, wyczerpany przez zdradziecki cyrograf z demonem ukrytym w czerwonym jak krew trunku wspinał się po zesłanym przez kilka słów wrażeniu jasności. Powoli i ociężale pokonywał ten ostatni etap podróży, już sięgał ręką poza krawędź przepaści, dotykał cudem odzyskaną wolność umysłu, gdzie również czekało na niego rozdarte malowidło przeszłości, tym razem jednak prawdziwe, namacalne, dosłowne.
Istniejące jedynie przez jedną noc cztery lata temu, nim gniew rozniósł je na kawałki o poranku. Irracjonalna furia, która wówczas ogarniała mężczyznę odbijała się obecnie głuchym echem w jego myślach nie znajdując przyczyny ani powodu, dla którego miałaby ustać. Tak samo jak wtedy po prostu istniała pokręcona i bezzasadna, choć teraz cichsza, stłumiona przez puchową łagodność alkoholu. Unoszone na podmuchach wściekłości białe pióra omroczenia wirowały jak tysiące nasion dmuchawców porwanych przez wiatr mający na celu rozrzucenie ich na wszystkie strony świata. Otulające przed chwilą anielskim kokonem zostały wyrwane przez większą od nich siłę przebudzenia rozpraszając wrażenie bezpieczeństwa dawane przez ciężkie od wina skrzydła. Zmuszone kobiecymi słowami do swobodnego lotu raniły wirując straszliwie w powietrzu niby stalowe ostrza tnące okrutną emocją. Nie znikały całkowicie, lecz powoli opadały ku ziemi uwalniając Ernsta od pijanego uścisku absolutnego zapomnienia, miękkiego jak królewskie łoże uginające się pod zmysłowym ciężarem dwóch wijących się w uściskach istot, splatających się w artystycznym akcie wśród przepełnionej wonią farb ciemności.
- Mathilda… - Zapisane kroplami spadającej z niebios smoły zlepiającej lotne opary tworzącej na posadzce umysły brudne, lśniące oleiście czarne litery. Gęstość substancji przyduszała fruwające dokoła pierze, zmuszała je do szybszego upadku, plamiąc nieświadome, czyste dzieci spirytusowych myśli grzechem poznania. Wypalone piekielnym ogniem sylaby zalewie raz usłyszane pozostawiły po sobie głęboki ślad, skryty wśród piór uschłych skrzydeł, teraz widniejący na powierzchni bezmiaru utraconej bieli trzeciej części zastępów jako mrocznie połyskujące znaki. – To jest twoje imię, prawda?
Chwiejąc się mężczyzna ruszył w kierunku salonu pragnąc spocząć na niegdyś nieskazitelnie czystej sofie, usiąść i trwać w umykającym umysłowi stanie między całkowitym pijaństwem a absolutną świadomością. Subtelne muśnięcie maleńkiej dłoni, bladej i słabej, spowodował wstrzymanie wędrówki, jakby obejmując zranioną prawicę zaciskał wokół Ernsta sidła. Przygważdżał w miejscu na powrót znajomym głosem i dotykiem poznanym w przeszłości, ledwie części tego co od niej wówczas uzyskał. Tylko przytaknął na jej swego rodzaju rozkaz – dopiero teraz czuł intensywny ból i pieczenie rany, wgryzające się w ciało odłamki szkła. Siadając podążał wzrokiem za tajemniczą osobą starając się uporządkować skrawki wspomnień będących w głównej mierze emocjami, jakby zdarzenia nie przedstawiały żadnego znaczenia.
Opatrując uszkodzoną dłoń Mathilda mówiła. Zagadkowo, zbyt niejasno dla przytępionego przez chwilę słabości umysłu, który domagał się pełni światła by rozumieć. Pod pewnym względem dostępne i docierające swoim przekazem kryły coś więcej, jakiś cień chowający się w blasku. Jej dotyk plątał myśli, gdy z precyzją usuwała kawałeczki kryształu z czerwonej bruzdy ciągnącej się po twardej skórze. Gdy oplątywała silną męską rękę cieniutkim bandażem, całkowicie bez magii, polegając jedynie na manualnych zdolnościach Ernst łapał jej wzrok, skrywający w sobie tak wiele, jednocześnie tchnący pustką. Próba rozwikłania kryjącej się tam niewiadomej nie ma szansy się powieść, kobieta kończąc zawiązywać prostu supeł opuściła wzrok, zgasiła latarnię, dzięki której Krueger miał nadzieję odnaleźć sens.
Powstając z kanapy bez słowa mężczyzna ruszył ku znajdującej się w przeciwnym kącie pokoju przeszklonej szafce. Widoczne za szybą butelki i karafki wzywały go, prosiły by dotknął ich, przylgnął do nich ustami, wykorzystał je do ostatniej kropli żywej czerwieni. Dziwne słowa gościa tłumiły te uległe błagania winnej trucizny, oferowały możliwości, których alkohol nie mógł podarować. Jednocześnie Ernst nie potrafił im zaufać, kryły w sobie coś nienaturalnego, cała zaistniały ciąg zdarzeń wydawał się być wyciągniętą z powieści sceną, fałszywą, niewytłumaczalnie podejrzaną.
- Na razie napij się ze mną.– Na razie. -Tylko tyle.
Jeszcze…
Druga tego wieczoru półprzeźroczysta zielonkawa butelka znalazła się na niskim stoliku obok wielkiego siedziska, nowe kieliszki, tym razem para, napełniły się winem. Zataczając się Ernst spoczął obok swojego gościa, niezamierzenie blisko, lecz jak najbardziej korzystnie. Mógł lepiej jej się przyglądnąć, wodzić po bladym ciele lepkim wzrokiem odnawiając w pamięci zapamiętane dotykiem charakterystyczne krzywizny. I twarz, zapomnianą aż do tej pory.
- Też zastanawiam się, co tu właściwie robię. Miałem się rozwijać. – Zaśmiał się gorzko, chichocząc z niewiadomego powodu, jakby niedokończona jeszcze wypowiedź była najzabawniejszą rzeczą na świecie. – A tonę i duszę się. Całe życie unikałem tego kraju, wiesz? Nawet kiedy wszystko już było za mną omijałem tę przeklętą wyspę z wszelką cenę. Podświadomie. Ale w pewnym momencie powiedziałem sobie że to idiotyczne bać się jakiegoś miejsca na świecie z powodu przeczuć. Jednak powinienem był ich słuchać…
Śmiech skończył się, przeszedł w męczenny szept zagubionego. Wykończony rechotem opadł zmęczony na białe oparcie wpatrując się w niewidzialny punkt na ścianie. Po chwili jednak oprzytomniał z tego zawieszenia i zwrócił lodowo niebieskie oczy ku czarnowłosej kobiecie.
- A ty? Skąd się tu wzięłaś?– Nie wiedział sam o co dokładnie się pyta. Co Mathilda robi w Anglii czy może o to dlaczego znalazła się w jego mieszkaniu?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]13.12.15 23:38
Kiedy on otrzeźwiał by sobie ciebie przypomnieć, ty znów się rozkojarzyłaś dywagując na marginesie, czy bardzo ucierpisz, kiedy postanowi, że ukara cię za rzeczy złe, które mu uczyniłaś. Przeszłość bije cie po twarzy, niedługo poczujesz rękę z teraźniejszości. Pamięć lubi płatać figle, gdybyście żyli z pamięci, nie byłoby większych problemów. Ale wy, ty w szczególności, on ponieważ wciągniesz go w to, wy będziecie sobie wytykać palcami, może nawet zasmucisz go. Czy wiesz na co się pchasz, ja też nie wiem. Po co przywoływać to co minęło. Masz wyrzuty sumienia? Och, dajże spokój. - Masz dobrą pamięć - jesteś pod wrażeniem, czego dajesz świadectwo spojrzeniem szczerym. - Albo nigdy później nikt ci nie namalował tak brzydkiego portretu - żartem, kończycie przyjemność rąk swoich nawzajem trzymania. Już opatrzona dłoń przestaje być pretekstem dotyku. Ofeuje ci wino, dlatego z ochotą sięgasz po kieliszek. Czy skończy się na tym jednym marzeniu? Czy nie wykorzysta okazji do ostatecznego rozwiązania swoich problemów? Przecież możesz mu to zapewnić, gdyby miał ochotę mogłabyś nawet wrócić mu .
- Zawsze żyłam przekonaniem, że mężczyźni mieszkający w Niemczech, wolą od wina piwo - dla rozluźnienia atmosfery, gdzieś w ślad za jego krokami. Mówisz, a po chwili badasz przestrzeń, która pozostala ci. Jest tak obca, jest tak drastycznie żywa, dotyka cię, aż czujesz się mała, tak mała. A gdzie byłaś wczoraj i czy to będzie miało dzisiaj znaczenie?
Stąpawszy po rozżażonych wspominieniami  myślach, nie zwracasz większej uwagi na zmniejszony dystans, który spowodował przysiadając się znów. Już nieistotne są centymetry, one nigdy nie mają większego znaczenia. Bariery najtrwardsze są przecież gdzieś indziej. Te nieprzekraczalne rysują się w umysłach, a ty wręcz do perfekcji opanowałaś budowanie coraz wyższych murów. Masz do tego narzędzia i jednym z nich jest umiejętność oddzielenia umysłu od ciała. Możesz teraz oparta o ramię jego, zaglądać ciekawsko co też powie ci jego twarz - a jednocześnie byc mile stąd, gdzieś w gorącym Maroko. Kto by poznał cię bliżej, zrozumiałby, że od pięciu lat tam trzymasz swoje serce i niczym słoń nie zapomnisz. Możesz jednak tak jak słoń, wybaczać zawsze. Że oni nim nie są, że każdy inny będzie się starał i jak mocno zapomnisz.

- Co cię dręczy? - wysłuchawszy wszystkich jego słów, masz nieodpartą chęć zagłębienia się w temat. Czy nie chciał przyjeżdżać do Anglii przez brata? Czy to właśnie jest powód? Co sprawiło, że zmienił nagle zdanie? A moze nie była to sprawa impulsu, może przemyślał dokładnie swoje irracjonalne uprzedzenie. Więc przyjechał tutaj. Dłonie przychylające wino do ust, marzą by dotknąć spiętych ramion gospodarza. Nie robisz tego tylko dlatego, żeby nie spłoszyć przemyśleń z których mogłabyś dowiedzieć się o wnętrzu Ernsta.

- Zza Oceanu - znów w dobrym humorze, znów żartując. Zostawiłaś tam wszystko, przyjechałaś do brata. Wyczuwałaś przecież, że coś z nim nie tak i miałaś rację. Wpadł w niebezpieczne sidła miłości. Niepewnie odwracasz wzrok, kiedy o swoim bracie myślisz. Pociesza cię fakt, że siedzący nieopodal Ernst, jest równie sceptycznie co ty nastawiony do spraw sercowych, dlatego znów zawieszony masz na nim wzrok. - Mówiłam ci już, przyszłam, by ulżyć twemu cierpieniu- twój głos się zmienia, dochodzi jakby z daleka. A ty sama przyłapujesz się na tym, że w którymś momencie zaczęłaś mówić cicho, praktycznie szeptać. Niechaj to będzie przynęta dla jego ciała, by się do twojego przybliżać chciało. I wystarcza lekki uśmiech, dłoń złożona na na swoim kolanie, palcem zachaczająca o obce.
- Wciąż robisz piękne klejnoty? - kiedy wchodzisz na prywatne tematy, nieco zbita z pantałyku dowiadujesz się, jak wiele o nim jeszcze wciąż wiesz. O złocie, które kształtował z wybitną umiejętnością. O zapachu z pracowni. O widoku jaki robiła piękna kolia dla zamożnej damy na Twojej chudej szyji. Do dziś pamiętasz ten blask i pewnie gdybyś mogła wydać wszystkie pozostawione w Stanach pieniądze, poszłyby na diamenty. Zadane pytanie ma sprawdzić, czy rozwinął się, czy może tylko jak sam twierdzi spada w dół.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Salon [odnośnik]16.12.15 22:47
Brak światła utrudniał widzenie, lecz już przywykłe do mroku oczy powoli rozpoczynały rozróżniać kontury, zarysy rozstawionych wokół przedmiotów stawały się wyraźne poprzez swoje odmienne rodzaje czerni, rozszerzona do granic możliwości źrenica wyłapywała wszystkie te drobne różnice które umysł następnie składał w całość. A teraz niesiona przez banshee świeca widmowego głosu swym niewyraźnym płomieniem roziskrzyła mrok pozwalając odczytać pochodzące z zamierzchłych czasów zakurzone inskrypcje, tajemne runy wieków, które minęły i odnaleźć inne podobne im relikwie. Jedynie wspólnie pozwolą na rozwikłanie zagadki, której pierwsza część była już zdemaskowana. Duch przybyły w gościnę przytrzymuje nikłe światełko swojego imienia nad głową poszukującego Ernsta spychając pozostałe zmartwienia w nieprzebyty cień.
- Nie poznałem cię na początku. –Zabawna uwaga rozproszyła nieco ciężkie od rtęciowych mgieł powietrze stwarzając miejsce na oddech, na zaczerpnięcie świeżego haustu do zduszonych naciskiem płuc. Niemal równie metalicznego, lecz nieporównywalnie mniej toksycznego, pozbawionego płynnej srebrzystej trucizny powoli zabijającej ciężarem krążącym w żyłach. – Zmieniłaś się.
Wystarczył impuls. Drobne wyładowanie na powierzchni stalowych płyt umysłu wywołane krótką informacją o zdarzeniu z przeszłości wywołało lawinę słów, emocji, uczuć, kompletnych wspomnień o kobiecie unoszących się wśród przestrzeni niepamięci póki nie zostały przywołane przez ich stworzycielkę. Dopiero wtedy, słysząc jej głos, ukazały swój porzucony lśniący kwiat wykonany z nieśmiertelnego złota przykryty kurzem przemijających lat. Pokryte warstwą pyłu blaszane płatki rośliny będącej pamięcią rozchylały się ukazując skrywane wewnątrz kielicha lustrzane wnętrze, słoneczny metal wypolerowany niby zwierciadło, w którym odgrywały się wciąż żywe wspomnienia. Otwarte jednym muśnięciem wiatru informacji kwiaty skrywające w sobie pamięć o tej istocie rozwijały pąki, okazywały całą swoją wspaniałość pysznych złocistych kolorów przybyłemu po nie mężczyźnie.
- Nie martw się, jestem jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę. – Podane w zdradliwym szkle wino uspokajało czerwienią, tak samo jak subtelnie wpleciony zdania humor, rozsupłujący żelazny węzeł niewolniczych kajdan przykuwających Ernsta do drzewa rozpaczy pozwalając uciec daleko w niezbadany ogród spokoju i radości, zobaczyć choć część jego dziwów. Srebrne gałęzie o kryształowych liściach i diamentowych owocach, krusząca się pod stopami szmaragdowa trawa, odlane z drogocennych stopów róże i lilie radości, która przeminęła lecz wciąż szczęśliwej mimo iż będącej wyłącznie nikłą częścią życia. On jednak tkwi w miejscu wciąż nie mogący się ruszyć, zbyt długo tkwiący przy zgniłych korzeniach, niemal z nimi zrośnięty, niemal tak samo zepsuty. Nawet przecięcie nożem uśmiechu powrozu zniechęcenia nie zdołało całkowicie uwolnić od ponurego bezruchu.
Którego to węzeł ponownie zacisnął się z całą siłą, gdy tylko Ernst rozpoczął swoją krótką opowieść, nieudolną miniaturę wycinaną w miękkiej miedzi rylcem zagubienia. Tabliczka z imieniem właściciela, gdzie i do kogo zwrócić zbiegłego niewolnika wczepiona w skórę drucianymi szwami na przypomnienie o przynależności do innej niż zamieszkała w kryształowym ogrodzie historii. Do szarej i zgniłej, gdzie stalowe kikuty ściętych krzewów toczy rdza. Zgrzytający śmiech to odgłos tego więzienia, smętnej kraty z żelaznych gałęzi opadającej w dół, zamykającej żelaznego człowieka w jego żelaznej celi. I tylko płomieniście lśniące znamię nabywcy błyszczy srebrnej szarości jak skorodowany skrawek metalowego ciała przypominając, że istnieją miejsca dokąd można uciec.
- Tutaj wszystko wraca. –Nie wiedział dlaczego nagle postanowił spowiadać się czarnowłosej damie, która tak nagle na powrót pojawiła się w jego życiu. Była kimś niemal całkowicie obcym, znanym jedynie przez pewną chwilę wyrwaną z kontekstu istnienia, tak nieważną, jedną z wielu jej bliźniaczych, lecz jakże odrębną. Nie znał Mathildy, mimo to mówił. Lub robił to za niego alkohol. –To miejsce męczy mnie, wysysa wszystkie siły poprzez zaledwie jedną osobę. Dlaczego jestem taki słaby?
Był teraz bez osłony, całkowicie otwierał się przez jeszcze niedawno obcym gościem wyłuskiwany ze zbroi codzienności przez szumiące w głowie wino i niezwykłą kobietę, ledwie wspomnienie diamentowej przeszłości, kolorowe załamanie światła na fasadach brylantu. Pochylając się do przodu i odstawiając kieliszek na stół mężczyzna wpatruje się w puste szkło splatając razem dłonie, jak do modlitwy o ukojenie chaosu wewnątrz samego siebie. Czuł na sobie wzrok Mathildy oraz ciepło jej przysuwającego się coraz bliżej ciała. Muskający umysł głos cichy niby szmer zsuwającej się z ramion jedwabnej tafli srebra obiecywał, kusił nieopowiedzianym wybawieniem.
- Więc zrób to.- Delikatnie unosząc obandażowaną dłonią twarz kobiety Ernst wpatrywał się w jej oczy, mroczne kawałki spadających gwiazd płonących odległym ciemnym światłem, barwną łuną zielonkawego blasku. Sam je zamrażał kosmicznym zimnem swego pijanego wzroku, zniecierpliwionego i zachęconego tym żarem, tym słowem. Żądał wypełnienia złożonej przysięgi, palącej jak dotyk skóry Mathildy, elektryzującej wszystkie członki ciała, zastępującej całe wypite wino w jego umyśle.
-Tak, to właśnie przez nie znalazłem się w Londynie. – Lekko uniesiona przez Ernsta broda siedzącej obok niespodziewanej towarzyszki wciąż tkwiła w miękkim uchwycie jego szorstkich palców. Głos mężczyzny przycichł, tak samo jak poprzednia wypowiedź jego gościa dzwoniąca cały czas w głowie szeptem. Bezbrzeżna rezygnacja wypełniała przytłumione słowa. – Ale jak widzisz, mimo całego swojego piękna nie potrafią przynieść mi szczęścia.
Dawały bogactwo. Przepych i wspaniałość, poczucie władzy, absolutne piękno wydarte z trzewi Ziemi. Wszystko, co niezwykłe i pożądane. Ale nigdy radość, o nie. One się nią żywiły, pochłaniały łapczywie. To dlatego tak lśniły.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]03.01.16 0:39
Lubisz jak ci się wydaje, że masz kontrolę. Że możesz używać swych kobiecych wdzięków, a on będzie marionetką w Twych dłoniach. Masz wtedy to przeczucie, uczucie, masz wtedy nadzieję, że przynajmniej raz w życiu coś pójdzie po Twojej myśli.
Masz oto mężczyznę. Niewstanie. Smutnego i podatnego na Twe słowa. Możesz z nim zrobić co tylko ci się zamarzy. Wyobraź sobie więc, co chcesz najbardziej. Otwórz swą głowę, pozbądź się uprzedzeń, nie myśl o przeszłości. Czego chcesz ty. Jego zapomnienia. Dlaczego tego chcesz, czym zasłużył sobie na to błogosławieństwo. Ach, więc rozchodzi się o dług, który chcesz spłacić. Tak? Czy sądzisz, że jeden wieczór odmieni Twój los i karma wróci dobra? Nie bądź naiwna, musisz mieć świadomość tego, że nie skonczy się na godzinie, wieczorze, dwóch dniach.
- Po czym więc poznałeś? - nie chcesz już wiedzieć, co się w tobie zmieniło? Chcesz znać tylko to, co sprawiło, że mimo ogromnej przemiany, wciąż jesteś rozpoznawalna. Nawet dla pana, który zniszczył Twoje prace. Penwie chciał usnąć cię z pamięci. Cóż jednak przyszłoby mu po tym i tak dziś wtargnęłabyś do jego pokoju, domu, mieszkania. I tak siedziałabyś obok. Masz kontrolę, nie zapominaj, użyj jej rozważnie, ale tak byście już nie cierpieli. Bo on nie jest sam. Ma ciebie do pary.
- Mówisz więc, że jesteś wyjątkowy - coś na kształt mruknięcia wydobywa się z Twego wnętrza, dogoniony pan Ernst. To już nie humor oderwie go od drzew metalowych, bo chociaż do szlachetnych jest przywiązany, niech dziś się podda Twym przeciętnym, brudnym od krwi dłoniom. One najpierw obejmują kieliszek. W trzech palcach. Jeden, dwa, trzy. Tyle minut brakuje do końca jego historii, do początku Twego leczenia.
Czujesz jak wymya ci się coś. Ernsta uwaga odpływa, on sam odpływa, rozpływa się. Musisz ratować go nim zanurzy się w bezkresnym oceanie rozpaczy i wspomnień. - Bo to dla ciebie takie wazne - i znów cicho, znów jakby ktoś w sąsiednim pokoju podsłuchiwał, kiedy dajesz mu tajemnicze rady. To nie rady, to Twoje szczere słowa. Dłoni wolnej palce odnalazły policzek jego. Jest szorstki od zarostu, jest napięty i jak nowy. - Powinieneś zmierzyć się z demonami wyniszczającymi Twe wnętrze - rada, najgorsza, którą mogłaś mu teraz dać. Przychylasz sie. - Ale zanim to zrobisz, nabierz sił.
Wstajesz z siedzenia i wsuwasz się na jego kolana, tak poprostu. Czy znajdzie się jeszcze w was siła, by sprostać wszelkim wyobrażeniom, przecież tak dawno się nie widzieliście. Ten urywek filmu, który wyrzucony został na margines, dziś ma wrócić, dziś macie znów mamić się wrażeniem, że wszystko będzie tak piękne. Dłonie na ramionach jego obu. Twój wzrok zgubiony, gdzie tam myślenie, nie ma myślenia. - Możemy zacząć od przyjemności, która ukoi twe nerwy, twój ból zewnętrzny
Zaczyna się ta długa wędrówka, kiedy on powie ci wszystko co mu na sercu leży. Słuchaj, sluchaj. Jeszcze nie wie, jak go zalatwisz i że znienawidzi cię kiedy wyjawisz mu, dlaczego właściwie przyszłaś pomóc. Niech będzie najpierw to twarz. Jego i Twoja, blisko, tak blisko. I ta zabandażowana dłoń ułożona wygodnie, prawie opiekuńczo. Teraz ty masz być obiekunką, więc niech znajdzie schronienie w Twych ramionach. Na dziś, na jutro i na wieczność.
Jeżeli więc chcesz dalej humorem walczyć z jego uporem, szeptane słowa o walorach jego kunsztu, mówisz, mówisz dalej, bo sama chociaż części z tych walorów chciałabyś doświadczyć.
- Bezpośrednio Tobie nie, ale przynoszą szczęście innym ludziom. Kobietom. Niektóre dzieki Tobie wybaczą swym ukochanym największe kłamstwa, niektóre sprawią, że raz na jakiś czas wyjęte ze szkatuł, upiększą czyjeś oblicze. Czy nie uszczęśliwia cię to, że ktoś inny będzie zadowolony? To jest przyjemne, Ernst, ludzie często mylą przyjemności ze szczęściem, ty chyba wiesz co to szczęście, skoro tęsknisz do niego tak gorąco - i to ostatnie słowo, już szeptane jest, czy słyszy cokolwiek? On jest pijany, więc nie wiem czy to dobrze, że bawić się z nim zachciałaś. Co jeżeli zaraz zaśnie, co jeżeli odpłynie nim chociażby jeden słodycz z ust jego wyciągniesz? Szybko, szybko. Ale pośpiech nie jest wskazany. I dlatego tak wolno przesuwasz swą głowę. Byłaś już tak blisko ust, teraz znów schodzisz w dół i dół.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Salon [odnośnik]12.01.16 17:56
I've got no strings
To hold me down
To make me fret, or make me frown
I had strings
But now I'm free
There are no strings on me


Wszystkie sznurki zostały przecięte, wszystkie dłonie mogące sprawować w jakikolwiek sposób kontrolę nad wiszącą na nich marionetką musiały szybko wypuścić złociste krzyżaki do których szare linki życia zostały przyspawane, niezliczone ręce uciekały przed wahadłem huśtającym się tam i z powrotem, coraz niżej i niżej, tocząc coraz to większe łuki ostrzem mającym uczynić z kukiełki wolną istotę. Bawiący się pierzchali w przestrachu, jedni z własnej woli gdy tylko ujrzeli hipnotyzująco bujającą się stal, inni zmuszeni utratą palców zostali wygnani przez opadający metal do ucieczki, kuląc do siebie krwawe kikuty. Ołowiane więzy opadły, a marionetka nie należała już do nikogo prócz samej siebie. Pląsała po jasnej scenie przed widmową publicznością, loża duchów przyklaskiwała tańcom samodzielnej lalki, niesamowitej, wspaniałej, nieustającej w przedstawieniu. Lecz nagle znieruchomiała. Zatrzymała się w biegu, powstrzymała rozpędzone myśli. Przypomniała coś sobie. Zobaczyła to w oczach jednego z duchów, w oczach ducha bez palców, jednego z najdrobniejszych dawnych animatorów posiadającego spojrzenie samego lalkarza. Marionetka przypomniała sobie. Wróżka nie żyła. Od dawna. Drewniany chłopiec znieruchomiał, wirujące jeszcze przed momentem wokół niego luźne sznurki opadły na ziemię w ślad za wciąż połączonym z nimi przedmiotem. Wróżka nie żyła. Po co więc tak bardzo pragnął tego wszystkiego? Czy to nie jej magia czyniła z przedmiotu prawdziwego chłopca? Czy to nie przez tę śmierć na powrót stał się martwy? Wróżka przecież nie żyła, nie było więc już dla kogo istnieć. Nikogo.
Wahadło nie zatrzymywało się kreśląc srebrny uśmiech wśród półmroku teatralnej sali. To nic. Kukiełka nie może umrzeć, tak więc leży spetryfikowana bez strachu pod opuszczaną z sufitu machiną. I marzy o tym, że ostrze jednak przecina ostatni pozostały sznur.
Nitki rozrzucone po całej scenie wisiały z jej krańców znajdując się nagle w zasięgu publiczności w chwili słabości marionetki, zastygłej bez ostrzeżenia w bezruchu. I oto jeden został pochwycony, niematerialna postać powstała ze swojego miejsca, podeszła ku podwyższeniu i złapała cieniutką linkę w delikatne dłonie, przyciągając ku sobie rzeźbionego w sośnie chłopca. Kobieta przybyła z Krainy Wspomnień stawała się coraz wyraźniejsza, kolory budujące ją powracały odnawiając jej formę, stawała się na powrót sobą. Nawijając na rękę sznurek sprawiała, że lalka przybliżała się do niej, zdezorientowana, nie potrafiąca wykonać żadnego ruchu. A może nie ruszała się, ponieważ też chciała być bliżej? Dowiedzieć się , co sprowadza tę kobietę, czego chce, zapomniana niemal, tak nagle uratowana od unicestwienia niespodziewanym nawiedzeniem?
-  Po głosie. Po twojej wskazówce. Jedyny portret jaki pamiętam to ten wykonany przez ciebie. – Zdrewniały przez alkohol język bełkotliwie wymieniał wszystko co sprawiło że umysł był w stanie wpaść na trop Mathildy, odszukać jedną nić powiązań, odciętą lecz teraz ponownie nawijaną na palce ucieleśnionego widma z przeszłości. – Po spojrzeniu.
Po dotyku. Wszystko to składało się na jej wspomnienie, początkowo niewyraźne, teraz całkowicie żywe choć tak odległe, niezwykłe, och, jakże niezwykłe! Niewytłumaczalne, mające zginąć, właściwie bez przyczyny, tak po prostu, z zasady. Słodko-kwaśny jego smak wymazany po wieki, jego bogactwo zaprzepaszczone przez czystkę. Jakimś cudem udało mu się przetrwać, a teraz szeptem niesłyszalnym rozkazało wpuścić Mathildę do środka mieszkania, przerwać tę samotność, upragnioną i przeklętą, właśnie jej obecnością.
- Z pewnością. – Te słowa nie były zbyt ważnie. Nie były niesione przez głos, to one służyły właśnie za pośrednika w odbiorze samej barwy, wędrującej teraz kręgosłupem jako przedziwny rezonans przenikający kości. Jej palce kolejno obejmujące naczynie powtarzają ten wewnętrzny rytm, podwojony następnie w postaci tego drżenia, powtórzony echem pięciokroć, setki razy, tysiące, ku nieskończoności.
Aż ustępuje. Fale rozchodzą się i nie chcą wywołać echa raz jeszcze, wieczność znajduje kraniec w pytaniu – otchłani pożerającym ją bezzwłocznie, w nieznośnym i zakazanym, mimo to podjętym nieświadomie, ślepo, nie potrafiąc ujrzeć zamglonymi oczyma ścieżki którą wytyczało. Wstępując na nią okazywała się być cieniem, oplatającym nogi, korpus, szyję, tłamsząc je w zgubie mroźnej słabości. Ale był ten ciepły głos rozgrzewający lodowaty uścisk, dotyk dłoni pełnej światła rozpraszającej iskrą jasności ten nieprzenikniony mrok. Ponieważ miała rację. We wszystkim. Co za upokorzenie. Okrutne poniżenie przed Mathildą, wyjawienie tego, co należało ukrywać przed światem. Pragnął jeszcze więcej tego wstydu.
- Masz pomysł jak? –  Nie wymagał odpowiedzi. Nie potrzebował jej, wszystko było jasne pomimo niedomówień. To jedynie ciche, niskie brzmienie ciągnące melodię niesioną wcześniej ze słowami kobiety, rodzące się głęboko w krtani, dalej niźli sam głos wypełniające powietrze, gdy tylko ta krucha istota zasiada na jego kolanach, gdy skraca dystans, gwałtownie szarpie w rytmie przyśpieszonego bicia serca za nić a mężczyzna nie może nic zrobić. Albo chce nic zrobić, wleczony po deskach teatralnych jak przedmiot którym przecież jest, ku zagadce tego wieczoru, ku rozkoszy, lecz czymże zasłużonej, czymże okupionej? Ona nic nie mówi, to niespodzianka.
- Dlaczego tu przyszłaś? Dlaczego chcesz mi pomóc? – Skąd te pytania, ciche, jakby przepraszające samym swoim brzmieniem za zakłócenie rozmowy? A tak, są ważnie, rozsądek stara się odnaleźć się w szaleństwie, które pogłębia się i coraz bardziej mąci umysł. Chce złapać w tych ostatnich tego wieczoru chwilach przebłysku trzeźwości odrobinę prawdy.
Kobieta była tak blisko. Opierając swoje dłonie na barkach mężczyzny, uciskając niewielkim ciężarem jego uda zbliżała się, powoli, nieśpiesznie. Jak wahadło.
- Byłem szczęśliwy. Kiedyś, przez chwilę, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Odebrano mi to. Bezpowrotnie. - Najchętniej zapomniałby o tym, przegrał w kości w grze o duszę te dławiące czarcią ręką jego życie wspomnienia czegoś nieziemskiego, doskonałego, co niegdyś do niego należało, utraconego po kres czasu. Bo Wróżka nie żyje. Ale wtedy odeszłaby całkowicie. Dlatego musi pamiętać.– Znasz to uczucie?
Głowa wciska się w oparcie, ciężka od wina i myśli. Lub może pustki, właśnie przez nie tworzonej, gęstej, niezmierzonej, pozbawionej sensu bo pozbawionej szczęścia. Ale istnieje pewna obietnica, usta, które ją wypowiedziały opadają jeszcze niżej, usypiająco powoli, jak rzucona w powietrze jedwabna nić. Kuszą ukojeniem, rozchylone nieco, uśmiech wśród półmroku, szaleńczo nieśpiesznie przybliżając się ku jego twarzy. Zbyt nieśpiesznie.
Nie mógł czekać. Nie miał sił na cierpliwość, jeden ruch zniwelował całkowicie odległość łącząc wargi Ernsta z czerwonym półksiężycem ust nad nim w subtelnym pocałunku, ledwie smakującym smutkiem i zmęczeniem muśnięciu. Nie miał sił, alkohol powoli usypiał go tuląc umysł w swych podstępnych mgłach, lecz mimo to przytrzymywał Mathildę, zanurzał dłoń w jej pachnących perfumami włosach, obejmował w talii obandażowaną ręką ignorując dokuczliwy szklany ból, sennie lecz stanowczo przykuwając zachłannie do siebie kobietę. Przykuwając łapczywie chwilowe zapomnienie, nietrwałe, zaledwie dym zakrywający widok pożogi. Bo Wróżka nie żyła i należało o tym pamiętać, lecz tylko przez większość czasu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]22.01.16 12:48
-Nic nie pozostaje dla ciebie tajemnica. Może powinnam się była bardziej kryć?-to zabawa w kotka i myszkę, gdzie ty jestes kotkiem i bawisz się nim, bawisz. Narazie on ci pozwala, ale czy nie boisz się tego momentu, kiedy okaże się, ze to ty jestes myszka, która irytuje drapeznika, natomiast musi liczyć się z konsekwencjami tej zabawy. Czy ty się bawisz? Nie bawisz się w sensie nieprzemyslanosci, bo dobrze wiesz jak to sie skończy. Czasami wydajesz z siebie pomruk zadowolenia, który skazuje was na odrzucenie koncepcji zabawy. Innym razem jednak smiejesz się cicho, chichoczesz, wtedy jesteś zadowolona jak to dziecko, które cieszy się z rzeczy beztroskich. Tak reagujesz na jego pytanie, bo chociaż zabrzmiało poważnie, twój śmiech ledwie slyszalny, delikatny, wydaje się ujmowac powagi.
A jednak ona jest obecna. Mówi o szczęściu, twój smutny uśmiech może zawiadomić go, ze tak, znasz to uczucie. A jednak zadaje pytanie i musisz się spowiadac. Musisz? Och nie nic nie musisz. Ty chcesz. Wyznać mu prawdę, uświadomić to ze nie jest jedynym poszkodowanym.
- Znam. Kilka miesięcy w życiu i mi było dane zaznać tego błogosławieństwa. I tęsknię do niego tak samo mocno jak ty- obserwujesz jego twarz, odsunieta aż na oparcie. Jest smutkiem przepełniona, jest tak piekna. -Ernst, to już nie wróci, trzeba mieć nadzieję w przyszłości-to twe ostatnie słowa nim jego dłonie przyciągają Cię bliżej, wiec jednak ma siłę? Radość rozpiera Cię całą, czujesz się jakbyś otrzymała największą z wartości - a przecież on nigdy nie wróci. Będziecie odnajdywac się w innych ludziach, w ich ramionach, w ich pocwlunkach. Ty go szukasz. W Ernscie znajdujesz coś, lecz czy jest to tym czego szukalas, czy to co innego, wiec zrozumienie, współczucie. To Cię tak nakręca i sprawia ze czujesz się radosna. Te krótkie chwile, te szarpane uczuciem chwilowym ruchy. Twój uśmiech niknie w jego ust zapalczywości. W którymś z tych czasów zatrzymujesz cały bieg wydarzeń. On prawie zasypia.
-Apropo tego portretu, - tu twój głos staje się miękki - pomyślałam, że może tym razem udałoby mi się stworzyć coś lepszego- wolno wytaczają się słowa, wolno pojawiają pomiędzy wami. - Może pozwolilbyś mi? - twoja dłoń na jego policzku, a kciuk zaznacza linię na dolnej wardze. Spojrzenie oczu twoich utkwione na niej, na chwilę unosi się do zamkniętych kłódką alkoholu powiek Ernsta. Wydaje się tak bezbronny, chociaż swoim ciałem czujesz ze ma silne mięśnie, którymi bez trudu zdołałby złamać ci kark. A jednak drzemie, jednak niczym niedźwiedź, chowa swoją niebezpieczną naturę pod płaszczem snu. Już widzisz jego obraz. Namalowalabyś go właśnie takiego. Śpiącego, kiedy nic bo nie niepokoi. No może prócz koszmarów, ale i tych, tych możesz się pozbyć. Unosisz się i z czułością niespotykaną kladziesz swoje usta na jego czole zmęczonym. Przytulasz głowę w ramionach i nie dajesz mu spac. Podtrzymujesz jego stan połświadomości. Jeszcze minutę dwie, osiem, aż wstajesz i ciagniesz go do siebie, w górę i do pokoju w którym znikniecie. Do samego rana. I nieważne, czy spedziliście wieczor w swoich objeciach, czy odwrocil sie do sciany, czy lakal ci w ramie, czy to ty plakalas. A moze polozylas go spac i wrocilas na kanape.
Rano już Cię nie zastał, ale przewidując każdy z jego smutków, zostawiłaś na szafce mu eliksirdzieki któremu nie będzie miał kaca. I może chciałaś pomóc, ale zrobiłaś coś niewybaczalnego. Pod flakonikiem z likierem leżało zdjęcie zrobione podczas jednego z wywiadów, a na nim - jego brat, Daniel.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach