Wydarzenia


Ekipa forum
Restauracja "Blodeuwedd"
AutorWiadomość
Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]22.04.16 14:57
First topic message reminder :

Restauracja "Blodeuwedd"

★★★★
Położona na obrzeżach irlandzkiego miasta Cork, wykwintna restauracja "Blodeuwedd" pozostaje niewidoczna dla oka większości mugoli. Nie widzą oni okwieconej bramy prowadzącej do lokalu ani nie słyszą dźwięków celtyckiej muzyki, jaka wydobywa się z wnętrza. Restauracja ta powstała na cześć Zrodzonej z Kwiatów i każdy jej element przywodzi na myśl powrót do natury, ale jest to powrót pełen klasy - stoliki udekorowane są kaskadami wielobarwnych kwiatów, a ze ścian spływają wodospady zieleniących się liści. Odświętnie ubrani kelnerzy również mają płatki róż wplecione we włosy, a na skroniach milczącej harfistki snującej na swym instrumencie smutną opowieść ułożona jest kwiatowa korona.
Choć w całej restauracji drzemie celtycki duch, jest ona przeznaczona głównie dla przedstawicieli wyższych sfer. Mimo że właściciele nieczystej krwi nie są wypraszani z lokalu, a obsługa dba o to, by byli traktowani na równi z pozostałymi, da się odczuć pewien chłód i dystans błyskający z oczu harfistki, kelnerów czy nawet arystokracji siedzącej przy sąsiednich stolikach. Nie padają tu jednak kąśliwe ani pogardliwe uwagi - w końcu Blodeuwedd ceniła sobie harmonię i, choćby z szacunku dla niej, w restauracji nigdy nie wybuchają tak prozaiczne sprzeczki.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:05, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
restauracja - Restauracja "Blodeuwedd" - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]04.08.17 19:36
Ostatnimi czasy znowu miewała koszmary. Budziła się w środku nocy, nieprzytomna, w urwanym na początku krzykiem, by złapać się na tym, że zakrywa usta w stłumionym łkaniu. Nie rozumiała natury, która nią targała, nie odnajdując źródła, które co jakiś czas zrywały ją w nocy. Kiedyś, po prostu wstawała i po ciemku siadała do rozłożonego szkicownika i niemal po omacku rysowała niespokojne, jeszcze zapamiętane wizje. Nigdy nie odnalazła w nich głębszego sensu, czy przekazu, ale kiedyś usłyszała, że problem zawsze tkwił głębiej. Gdzie trwał tym razem? Nie wiedziała, ale i noc wcześniej dopadł ją niechciany sen, niemal wybudzając śpiącego obok Percivala. Uspokajała się drżąc, chowając pod męskie ramię, które nieprzytomnie (nieświadomie?) zatoczyło nad nią opiekę. Czemu o tym myślała, wędrując niespiesznie uliczką? Czy cień pod oczami mógł rozpoznać adresat listu, który jakiś czas temu otrzymała?
Mogła teleportować się pod samą restaurację, ale pojawiła się uliczkę wcześniej, wybierając spacer, który służyć miał zebraniu myśli. Z ciemnej materii torebki, którą trzymała w dłoniach, wyciągnęła pergamin, który tak ją zaskoczył. Żart, który początkowo zakładała odsunęła, nie mogąc dopatrzyć się śladów fałszu w kreślonych na papierze słowach. A jednak wciąż nie pasowało jej kilka fragmentów. Badania, którym przewodziła rzeczywiście miały znaczenie i była dumna, że udało im sie osiągnąć sukces. Nie przewidywała jednak w tym względzie roszczeń, a tym bardziej profitów, jakie ku niej słano. Świadomość pomyłki wciąż drgała na końcu języka, ale spotkanie z panem Jaydenem miało sprawę wyjaśnić. Inara zajmowała się nauką i nie umniejszała swoim zdolnościom, lecz nie osiągnęła aż tyle, by nazywać ją wybitną. A list tak kreował ją sylwetkę. Prawdopodobnie powinna być dumna, że doceniono jej pracę, ale i tu pojawiał się zgrzyt.
Zatrzymała się przed wejście, poprawiając zagięcia długiej spódnicy, która niknęła w atramentowym granacie. Włosy pozostawiła rozpuszczone, a usta zdobiła nieodłączna czerwień. Czuła się dziwnie, ale nawet, jeśli miała trafić na pomyłkę, przyjemnie będzie oderwać myśli od rzeczy i pytań, który krążyły wokół jej mariażu. Nie było wiele szlachcianek, które trudniły się bądź fascynowały nauką, a ku niej Inara stawiała coraz pewniejsze kroki. Marzyła, że będzie mogła jeszcze kiedyś wybrać się na wyprawę, oglądać czyste niebo, które nie znikało pod oparami snującej się w Londynie mgły.
Była przed czasem, ale zamówiony stolik - rzeczywiście na nią czekał. Obsługa uprzejmie odebrała cienki płaszcz i poprowadziła do zarezerwowanego miejsca. Była sama, ale zapewnienie kelnera świadczyło, że nie miał być to stan zbyt długi.
Dźwięki płynącej melodii i smutnego głosu harfistki przyciągały uwagę, tak jak cały lokal, który zachwycał wystrojem i przeplotem otulających ich barw. Jednak Inara pozwoliła sobie na dyskretną obserwację pojawiających się, nowych gości, szukając kogoś, kto krył sie pod nazwiskiem Vane.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped



Ostatnio zmieniony przez Inara Nott dnia 18.08.17 18:41, w całości zmieniany 1 raz
Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
restauracja - Restauracja "Blodeuwedd" - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]04.08.17 20:47
Powinien poprosić Heweliusza o radę. Gdyby ten oczywiście znajdował się na obrazie, który wisiał pusty na ścianie mieszkania w Hogsmeade... Akurat tego wieczoru stwierdził, że pójdzie wywędrować sobie na partyjkę brydża z Kopernikiem i Galileuszem, którzy mieli swoje podobizny w bibliotece londyńskiej w dziale poświęconym astronomii. Świetnie... Przez wybycie Jana Jayden miał problem z wiedzą czy podjął właściwą decyzję, wybierając akurat ten krawat. Przesławny gdański astronom zawsze starał się pomagać roztrzepanemu profesorowi najlepiej jak mógł. Nie tylko w sprawach jego pracy, ale chociażby tak błahej rzeczy jak ubiór. Przy ważniejszych, bardziej ekscytujących wydarzeniach Vane nie potrafił się zdecydować w czym pomagał mu właśnie Jan Heweliusz. Tego wieczora był jednak skazany na swoje umiejętności, które nie były wcale zgorsze, ale pomoc kogoś drugiego na pewno by go uspokoiła. No, cóż. Musiał sobie radzić w pojedynkę. Dlatego też nieco podenerwowany wbiegał po schodach prowadzących do wejścia restauracji, mijając przy okazji wytwornie prezentujących się gości lokalu. Większość, z łatwością można było ich rozpoznać, należeli do wyższych, szlacheckich sfer nie kryjąc się z gustownymi szatami czy ozdobami w przypadku dam. Może i popodziwiałby tę barwną mieszankę elegancji, dobrego smaki i elokwencji, ale teraz nie miał czasu. Czuł, że już się spóźnił i gdy wejdzie, kobiety zwyczajnie już tam nie będzie, bo zirytowała się chwilą jego nieobecności. Nigdy nie wybaczyłby sobie takiego upokorzenia. Jego wyobraźnia była jednakże tak bujna, że sekunda opóźnienia mogła wywołać katastrofę, wybuch wulkanu lub coś jeszcze gorszego. Przeprosił jeszcze mijaną parę, gdy przebiegł koło nich z uśmiechem i stanął w końcu w holu prowadzącym do głębszej sali Blodeuwedd.
- Płaszcz, sir? - zwrócił się do niego, stojący w wejściu mężczyzna, a Jayden skinął głową, po czym zsunął z ramion wierzchnie odzienie i od razu powędrował dłońmi do włosów. Przejechał nimi po obu stronach głowy, a chwilę później wyprostował marynarkę, ściągając ją lekko w dół. Skontrolował również spinki w mankietach i dopiero wtedy zrobił te kilka kroków, by znaleźć się w głównej sali. I chociaż bywał tam już kilka razy, chociażby na konferencjach to zawsze robiło to na nim wrażenie. Dla niektórych zapewne był to przesadyzm, ale JJ akurat cieszył się ze wszystkiego, a piękno które stanęło mu przed oczami należało do wspaniałości świata, na którym egzystował. Zaraz jednak podszedł do niego innym mężczyzna, ubrany jednak identycznie jak ten przy szatniach, i zaprowadził go do wybranego stolika. Chwilę lawirowali między labiryntem krzeseł i stolików, bo jak zawsze tłum był całkiem spory. W pewnym momencie Jay zauważył przed nimi wyraźnie wypatrującą kogoś młodą kobietę. Wpatrywała się nawet w niego przez chwilę, ale nie wyglądała jak pani Noel, więc astronom nawet nie pomyślał, że to właśnie do niej zmierzał. Jakie było jego zdziwienie, gdy obsługa wskazała mu miejsce naprzeciwko niej i oznajmiła, że wkrótce przyjdzie odebrać zamówienie. Wpatrywał się przez chwilę w młodą twarz z wyraźnym zmieszaniem na twarzy.
- Emm... - zaczął, stając przy krześle, dalej nie wiedzieć co powiedzieć. Że pomyliła pani stolik? Nie, nie. Nie mógł jej tego zrobić. Sama wyraźnie kogoś oczekiwała, ale nie jego. W końcu zrozumiał, że zbyt długo stał tak gapiąc się na nią, więc otrząsnął się i uśmiechnął nieśmiało. - Proszę mi wybaczyć, ale... My się chyba nie znamy, prawda? - powiedział, mrużąc delikatnie oczy. Przecież jej nie wyrzuci. Najwyżej za chwilę powie jej, że czeka na kogoś i chyba zaszła pomyłka przy rezerwacji stolików. - Ale miło mi panią poznać. Jayden Vane - odparł już nieco lżej, przedstawiając się. I dopiero gdy wszystkie formalności się zakończyły, opadł na fotel naprzeciwko, wciąż czując się wyjątkowo niezręcznie.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]18.08.17 19:21
Dziwiła się, że była w restauracji "Blodeuwedd" po raz pierwszy. Chociaż nigdy nie przepadała za krzykliwymi barwami, tłoczonymi na jednym obszarze, w wykonaniu właścicieli, posiadało niewątpliwy urok. Inara chłonęła otulającą ją scenerię, a unoszący się, delikatny zapach kwiatów nie przytłaczał, odprężał. Próbowała nawet doszukać się wonnych eliksirów, które czasem sama przygotowywała, ale nie miała szansy długo skupiać się na własnych myślach.
Odsunęła się lekko w miękkim siedzeniu, gdy w zamyśleniu spoglądała w głąb sali. Nie musiałą trpszczyć się o tłumy i zbytni brak prywatności, ale w wejściu co jakiś czas pojawiała się kolejna sylwetka, której zarys intensywnie kontrastował z całością krajobrazu. Goście jednocześnie mogli liczyć na spokój rozmowy, ale bez kłopotu odnajdowała mniej lub bardziej znajome oblicze. Skupiła się mocniej dopiero, gdy kelner w nienagannym fraku obsługiwał wysokiego, jak na standardy Londynu mężczyznę w zgrabnie, chociaż staromodnie? skrojonym garniturze. To jednak, co najbardziej przykuło uwagę Inary, to spojrzenie. Błękit dwóch źrenic był jasny i czysty. Nie umiała inaczej tego nazwać, ale trudno było doszukać się cienia, który jakoś naturalnie dostrzegała wśród spotykanych Brytyjczyków. Odwróciła wzrok na chwilę, nie chcąc pochłaniać swą uwagę nieznajomego, ale musiałaby się zaśmiać, gdy kelner zaprowadził jegomość wprost do stolika, przy którym siedziała Nott.
Nie mogła się powstrzymać, gdy kąciki warg uniosły się w drgającym lekko uśmiechu. Skrzyżowała spojrzenie z męzczyzną, który zdawał się równie zaskoczony jej obecnością, co sama Inara. Zapewne musieli przedstawiać dosyć niekonwencjonalny obrazek. Ona, z uniesionym ku górze obliczem, by móc bez kłopotu odnaleźć niepewność tańczącą w oczach mężczyzny. I on, milczący, zapewne próbujący złożyć w całość zaistniałą sytuację. I raczej żadne z nich nie rozumiało - Prawdopodobnie, jeszcze nie - odpowiedziała mu krótko, dźwięcznie, odbijając na swoich ustach uśmiech, który w końcu, nieśmiało wkradł się na twarz nieznajomego - Pan Vane - powtórzyła, przechylając głowę na bok. Wcześniejsze troski, które zaprzątały jej umysł - umknęły, pozostawiając jedynie filuterną ciekawość - Czyli autor listów, które otrzymałam się zgadza i jak mniemam, powinien pan wiedzieć kim jestem - uważniej, chociaż bez nachalności zlustrowała mężczyznę, dając mu na około 30 lat. Na pewno był od niej starszy, ale posiadał w swoim zachowaniu jakąś żywotność, młodzieńczość, czy też prawdziwość, zupełnie inną od sztucznej zazwyczaj arystokracji. I ten błysk w oczach, który dostrzegła na samym początku. Ktoś, kogo nie sięgnęły nuty szaleństwa, trzęsącego w posadach zamglony Londyn. A może próbowała znaleźć to, czego sama szukała? Nuty porozumienia, słów, które nie określały jej mianem naiwnej? - Chyba, że zaistniała pomyłka - wyprostowała się, by wolną dłonią wyciągnąć zwinięty list. Przesunęła pergamin bliżej mężczyzny - Chciał pan rozmawiać...o moich ostatnich badaniach? - ruszyła powoli w stronę wyjaśnienia - i o wilkołakach - dodała ciszej, w lekko konspiracyjnym szepcie. Zanim przesunęła palcem po ulokowanym przed nią menu, bez najmniejszego spłoszenia przyglądała się siedzącemu naprzeciw Jaydenowi. Całość spotkania była otulona wystarczającą aurą nieważkości. Zupełnie, jakby trafili na siebie w oderwanym od rzeczywistości miejscu. A przecież, chodziło o naukę. Czyż nie potrafiła tego?



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
restauracja - Restauracja "Blodeuwedd" - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]18.08.17 23:38
Jayden wciąż był dawnym sobą. Tym nieskażonym całym złem, które miało runąć na niego w jednej makabrycznej chwili, ukazując przy okazji prawdziwe oblicze zła, z którym musiał się mierzyć nie tylko jako członek Zakonu Feniksa,a le również i człowiek dobrej wiary. Nikt kto posiadał chociaż odrobinę pozytywnych uczuć nie przeszedłby obojętnie koło zmarłego dziecka, które niedługo miało mu przyjść trzymać w ramionach. Nikt nie powinien przeżyć czegoś podobnego, ale chwilowo jeszcze żył w miłej nieświadomości o horrorach, które odbywały się pod dachem Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Oczywiście że zamartwiał się o swoich uczniów, jednak nie miał bladego pojęcia, że są oni ukrywani tak blisko niego. W pewien sposób brak tej wiedzy był zbawienny, ale równocześnie miał przynieść ogromem wyrzuty sumienia związane ze swoją ślepota i brakiem odpowiedniej reakcji z jego strony. Teraz znajdował się w wytwornej restauracji, idąc za kelnerem odstawionym jak na pokaz mody i ogólnie wszystko tak się tutaj prezentowało. Nawet posiłki były serwowane z niesamowitą wręcz pedantyczną starannością, by można było jeść nie tylko ustami, ale również i wzrokiem. Ba! Nawet węchem i słuchem. Wspaniały akompaniament harfistki jedynie umilał spędzony tu czas i w magiczny sposób zachęcał do pozostania jeszcze kolejnych pięciu minut. I zamówienia deseru. Jay bywał tu z kolegami astronomami, jednak gdy był znacznie młodszy pojawił się wraz z ojcem, gdy matka miała swój fortepianowy występ. Było to wielkie wyróżnienie nawet dla kogoś o takiej sławie jak Josephine Vane. Jej zręczne palce tańczyły po klawisza, zręcznie wystukując przepiękne melodie, które od dziecka zabierały JJa w różne światy. Zupełnie jakby muzyka potrafiła tworzyć opowieści bez słów, porywając wyobraźnię słuchacza w odległe miejsca, gdzie jeszcze nigdy nie dotarł ani dotrzeć nie miał. I chociaż mogło to być w pewien sposób egoistyczne, Jay czuł to jedynie słuchając melodii wydobywających się z fortepianu matki.
Harfistka grała prawie tak samo pięknie, jednak nie porwała astronoma na wyprawę daleko od tego miejsca. Być może było to spowodowane faktem zbliżającego się spotkania i podekscytowania JJa. Gdy w końcu spojrzał nieznajomej kobiecie prosto w oczy, lekko się zawstydził tym jak na niego patrzyła i odchrząknął, uśmiechając się nieporadnie. Nie spodziewał się tego, że ta młoda kobieta będzie... No, właśnie. Adresatką jego listów. Czyżby dziewięćdziesięcioletnia Inara Noel wypiła sok wielosokowy, bojąc się swoich zmarszczek? Albo zażywała jakąś kosmiczną miksturę odmładzającą, która trzymała ją w ryzach wiecznego dwudziestoletniego ciała? Aż głupio byłoby się schylić pod stół i poszukać chowającej się tam chichoczącej staruszki. Wiedział jednak że było, musiało to być niemożliwe. Nieco się uspokoił, gdy podała mu list. W końcu która kobieta mogła nazywać się Inara Noel i miec kontakt z astronomią? Wątpił w to w znacznej mierze, więc postanowił pozbyć się zaskoczenia. A może źle obliczył wiek autorki książki? - O badaniach. Tak - powtórzył za nią głucho jak pięcioletnie dziecko, szukające mamy w za dużym sklepie i bojące się przyznać, że ją zgubiło za regałem z różdżkami. - Jeśli o tym chce pani rozmawiać to jak najbardziej dowiem się wszystkiego - dodał po chwili, czując, jednak że z chęcią dowiedziałby się czegoś więcej. Mógłby słuchać godzinami. Zapomniał na moment o autografie, pytając kobiety naprzeciwko czy była gotowa na zamówienie. Gdy kelner odszedł, Jayden nieco się przesunął krzesłem bliżej do pani Inary i zaczął:
- Wiem, że to zabrzmi absurdalnie, ale podziwiam panią i chciałbym zamieścić kilka odniesień do pani badań w swojej książce. Jeśli to nie będzie nic niestosownego. A o wilkołakach i wpływie astronomicznych konfiguracji jak i faz musi mi pani opowiedzieć wszystko! Bardzo panią proszę!


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]04.09.17 15:20
Nie każdy lubił zmiany. Wśród wielu, to co nowe, jawiło się, jako niepotrzebne. Przyzwyczajenie do bezpiecznych przestrzeni, znajomych, bliskich i stałych. Zamknięcie się na świat tajemnic, oddzielając się grubą warstwą w życiowej stagnacji. Niejednokrotnie, łączył się z tym strach w wielu wypadkach zatrzymując rozwój, który mógłby nastąpić. I zależność działała nie tylko na hermetycznie barykadującą się we własnym świecie arystokrację. Nauka, choć w teorii powinna bez ustanku sięgać po to, co nieznane, odkrywać zagadki ukryte przez rzeczywistość, potrafiła się zamknąć na dialog z tajemnicą. Chwalono odkrycia i wybitne, nowatorskie koncepcje, ale nie w każdym tkwił pierwiastek poszukiwań. Może była to naturalna skaza w ludzkiej naturze, a może brak, którego nawet pośród czarodziejskiego świata nie dostrzegano. Inara miała wielka nadzieję, że sama nigdy nie da się zatrzasnąć w złotych ramach stagnacji, tak życiowych aspektów, jak i sięganej coraz śmielej - naukowej kanwy rzeczywistości. Mogła udawać, że pojawiła się na nieoczekiwanym zaproszeniu wyłącznie dla wyjaśnienia nieścisłości, które odkryła. Prawda jednak wyglądała inaczej, kierowana ciekawością, pojawiłaby się zapewne nawet w przypadku, gdyby historia już na samym początku okazała się pomyłką. Czy była to wewnętrzna, krzycząca w niej przekora, czy naturalne predyspozycje - musiała przyjść.
Inara częściej - jeśli zajmowała się alchemiczną dziedziną, wykonywała zlecone jej zadania i większość rozmów dokonywała się za pośrednictwem klientów, którzy zazwyczaj nie znali się na powierzanych jej kwestiach. Wiedzieli jaki eliksir chcą lub jakiej ekspertyzy potrzebowali, ale przemyślenia o ingrediecyjnych zależnościach musiała zachować dla siebie. A przynajmniej wstrzymać się do czasu, aż nie trafi na odpowiedniego dyskutanta. Wśród znanych jej alchemiczek było kilka, które uznawała za bliskie, ale zdawała sobie sprawę, że pochłonięte własnymi obowiązkami, nie zawsze znajdowały czas na rozmowę. Okazja splotła się sama i to niekonwencjonalnej formie listu.
Mężczyzna, który okazał się adresatem listu w niczym nie przypominał cichych podszeptów, które sugerowały pułapkę. Alchemiczka znała wiele osób, ale tylko kilka rzeczywiście mogłaby wskazać, jako nielubianych. Czy komuś rzeczywiście mogła się narazić? Z drugiej strony, czarodziejski świat autentycznie balansował na granicy coraz większego absurdu i niebezpieczeństwa. Miejsca, które kiedyś, chociaż nieprzychylne i nie nadające się do samotnych wędrówek, dziś stanowiły nieprzekraczalną barierę lęku. Nokturn. A jasne spojrzenie męskich tęczówek przegoniło pełgająca myśl szybciej, niż wiatr porywający jesienny liść. Pozostawała inna forma niedopowiedzenia, której oboje widocznie nie rozumieli, ale żadne nie przyznawało się, że ją dostrzega. A może świadomie omijali?
Twarz Jaydena przypominało całkiem otwartą księgę, z której Inara sczytywała kolejne, płynące jasno emocje. Zakłopotanie, wydawałoby się, tak nienaturalne dla dorosłego mężczyzny, ale przede wszystkim żywa ciekawość poszukiwacza, której nie mogła ominąć - To była propozycja sugerowana treścią listu, nie zadanie do wykonania, panie Vane - sprostowała, lawirując gdzieś na pograniczu rozbawienia. Mężczyzna posiadał w sobie dziecięcą bezpośredniość, nienacechowaną przesadną dumą,a to sprawiało, że czuła się coraz bardziej rozluźniona, powoli chowając gdzieś początkowa niepewność.
- Przyznam, że byłam zaskoczona pana listem - niezręczność tkwiła w powietrzu coraz delikatniej, znacząc słowa  lżejsza nutą - Pisze pan książkę, o nią chciałabym zapytać. Czego dotyczy i dlaczego miałyby się znaleźć tam odniesienia do badań? - zmarszczyła brwi i przekręciła głowę - Inaczej... o czym pan pisze, że interesuje się pan wilkołakami? czy traktuje pan to tylko, jako odnośnik na kanwie astronomicznych zależności wpływu na te stworzenia? - wskazała palcem ciąg liter na menu, czując pod palcami wypukła fakturę grawerowanych żywo słów i zanim dokończyła myśl, pojawił się kelner we fraku, podając zamówioną pozycję - Teoretycznie, astronomia miała służyć mi jako niezbędnik w alchemicznej procedurze, ale dopiero połączenie księżycowych faz z etapami powstawania lykantropicznej klątwy pozwoliło na ruszenie badań do przodu. Wyobraża pan sobie, że w czarodziejskim organizmie, właściwie we krwi, zarażonego wilkołactwem znajduje się cząstka, która wchodzi w reakcję wyłącznie w trakcie pełni? Początkowo staraliśmy się wyodrębnić ów pierwiastek, ale wymaga to kolejnych spotkań... - zawiesiła głos, czując że wpadła zbyt szybko w naukowy słowotok - Żałuję, że nie poznałam pana wcześniej, pańska wiedza byłaby bezcenna... - poruszyła dłonią, zatrzymując palce na brzegu filiżanki z parującym naparem mocnej kawy.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
restauracja - Restauracja "Blodeuwedd" - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]07.09.17 13:05
Każdy normalny człowiek zauważyłby, że coś było bardzo nie tak, gdy zamiast staruszki spotkało się młodą kobietę, ale Jayden żył w świecie magii. Czy aby i ona nie mogła zwodzić również zmysłów czarodziejów? Nikt nie znał wszystkich tajników ani arkan, dlaczego więc nie miało go coś zaskoczyć każdego nowego dnia? Prawdę powiedziawszy wiedział ile pani Inara ma lat, a nie jak wygląda. Czyżby wypiła jakiś eliksir wielosokowy przez co zmieniła się nie do poznania w młodą osobę? Nie jemu było to oceniać, ale szansa przypadku była zbyt mała, by się tym przejmować lub brać pod uwagę. Wszakże ile Inar Noel istniało w Wielkiej Brytanii? Imię chyba też było dość niespotykane, dlatego JJ nie zamierzał specjalnie się nad tym głowić. Szczególnie że kobieta naprzeciw niego była adresatką jego listu w taki czy inny sposób. Wciąż rozwiewała jego wątpliwości, chociaż gdy chodziło o astronomię, Vane wiedział, że i czas nie miał znaczenia. W przestrzeni kosmicznej zupełnie inaczej miał się do tego na Ziemi. Z jego obserwacji wynikało, że uniwersalny czas, jeden dla wszystkich - nie istniał. Prawa naturalne w różnych układach poruszających się i nie poruszających się, mogły inaczej funkcjonować. Dlatego na przykład balony z zamontowanym weń zegarkiem wysyłane w przestrzeń i wracające, gdy powietrze uszło już spod materiału pokazywały inną godzinę niż urządzenie pozostawione na Ziemi. A w trakcie wylotu ukazywał dokładnie tę samą godzinę. Dzięki temu można było dostrzec dylatację czasu jak to nazywał. Ten paradoks istniał i nikt nie mógł temu zaprzeczyć, że zakrzywienie czasoprzestrzenne jest niemożliwe. Różnice w pomiarach czasu, które odbywały się w różnych układach były tego niepodważalnym dowodem i potrzebowało szerszego rozprzestrzenienia się tej wiedzy. A mówiąc prościej czas na orbicie płynął wolniej niż na Ziemi. Raczej wątpił by pani Noel wysłała się w kosmos, by zachować młodość, jednak... Tak. Czas był czymś niestałym i na pewno mógłby przysporzyć wiele problemów, jeśli ktoś nieodpowiedni chciałby się nim zająć.
Jego myśli goniły kolejne pomysły przez co nie zauważył, że jego towarzyszka mu się przygląda, gdy jego trybiki przekręcały się pod czupryną brązowych włosów. Nie był żadną pułapką i Merlinie uchowaj, jeśli ktoś by się dopuścił tego w stosunku do kobiety! Jayden pragnął jedynie wiedzy, a ona mogła mu to zapewnić, chociaż na pewno nie tak dokładnej astronomicznie jakiej oczekiwał. Nie miało to znaczenia, bo miłość Vane'ów do nauki nie miała końca, co potwierdzały rodzinne opowieści o poszukiwaczach irlandzkich Czterech Skarbów Tuatha. Może kiedyś przy innych okolicznościach opowiedziałby tę historię, ale teraz wolał się skupić na czymś innym. Wiedza czekała za rogiem, a on nie mógł się doczekać, by po nią sięgnąć, a przy okazji posłuchać kobiety nauki. Czy było coś bardziej wspaniałego od zdobywania doświadczenia od utalentowanych umysłów? Prócz podziwiania kosmosu oczywiście. Na jej słowa uśmiechnął się delikatnie nieco speszony, ale pewne spięcie opuściło jego barki z wyraźnym oddechem.
- Nie jest to dzieło przeznaczone jedynie lykanotropii. Jednak jest to na tyle ciekawy temat, że z chęcią dodam tam parę słów o chorobie dzieci luny. Wszak wpływ nieba ma na nie ogromne znaczenie - odpowiedział, uśmiechając się porozumiewawczo. - Aktualnie zajmuję się przemieszczaniem galaktyk. Między innymi zderzenie Galaktyki Andromedy z Drogą Mleczną. Jest to przewidywane przyszłe zderzenie dwóch największych galaktyk, mające rozpocząć się za około cztery miliardy lat i mające następnie trwać kolejne kilka miliardów lat. Są to przypuszczalne i hipotetyczne obliczenia, jednak z wiedzą, którą zdobyłem jak i dzięki konsultowaniu się z mądrzejszymi od siebie, mogę stwierdzić, że jest to nieuniknione - zakończył w chwili, w której podszedł kelner. Jay praktycznie go nie zauważył, zamawiając jedzenie, po czym znów zamienił się w słuch, wyciągając z Inary każde słowo jak esencję życia. Uniósł brwi w górę, słysząc o niesamowitych odkryciach, które działy się w pokrewnej mu dziedzinie. Nigdy nie interesował się tym tematem tak biegle, ale najwidoczniej od dzisiaj miał do niej wracać zdecydowanie częściej. - Chce pani powiedzieć, że przyciąganie księżyca, gdy znajduje się w pełni jest na tyle silne, by pobudzić przemianę? Czy to znaczy, że jeśli izolowałoby się danych nieszczęśników na czas położenia Księżyca w opozycji do Słońca można by zapobiec atakom? I czy jeśli już by się zlokalizowało, wyodrębniło ów pierwiastek - możliwy byłby lek? Teoretycznie jeśli to zależy od położenia, a nie od samej fazy i magnetyzmu... Dzięki odpowiednim ustawieniom luster można by powstrzymać przemianę, ale to chyba za daleko się zagalopowałem... Słyszałem, że podobno niektórzy mogą się zmieniać bez niej. Czy to prawda? - spytał, również gryząc się w język. Nie chciał za bardzo atakować swojej towarzyszki tym całym gadaniem, ale jednak... Niesamowicie go zaciekawiła. Nieco się zawstydził, słysząc jej komplement. - Myślę, że idealnie sobie pani poradziła bez mojego udziału - odparł, uśmiechając się na moment nerwowo, po czym przenosząc spojrzenie na muzyków.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]12.10.17 20:32
Od zawsze wolała działać. Popychana niewidzialną dla oka siłą, nie znosiła zbyt długiego postoju w miejscu. Ojciec wspominał, że mają w duszy po prostu wiatr. I to on będąc nieustannie w ruchu, napędzał wybranej jednostki, którą aktualnie upatrzył. Inara czasem zastanawiała się, czym właściwie była wspominana dusza, a podczas zajęć w szkole, usłyszała wiele teorii, które utkwiły w pamięci. W nieokreślony sposób zgadzała się, nawet jeśli istnienie magii żywo temu zaprzeczało. W końcu świat był tak pełen tajemnic, że to, co dziś wydawało im się niemożliwe, za jakiś czas mogło stać się rzeczywistością. Nauka potrafiła zadziwiać, tak jak jej nieskończone arkana. Co prawda filozofia nigdy nie stała sie wiodącym elementem zainteresowań alchemiczki, ale co jakiś czas sięgała po zagadki, które uczyły ją krytycznego myślenia. Ta sama naiwność, o którą ją posądzono, stanowiła trzon dociekań i wiary. I prawdy. Widziała coś, co umykało twardym spojrzeniom, nawykłym do gniewu, stępionych chłodem relacji i zapomnieniem. Różnorodność aż kipiała wiedzą, a przecież niewielu chciało sięgać po nieznane. A czasem, sięgano po zbyt wiele, zaglądając w ciemność, która pożerała.
Nie było tak dużo, znanych jej osób, które spoglądały na rzeczywistość czysto. O obiektywizm było trudno, ale czy rzucanie osądami było konieczne? Kategoryzowanie już na wstępie?
To była trudna umiejętność. Ale siedząc naprzeciw nieznajomego-znajomego już profesora, oddychała coraz lżej, a napięcie, które delikatnie targało ramiona, opadało. Pomagało w tym każde słowo wprowadzające w rozmowę luźną atmosferę naukowych znajomych. Zupełnie, jakby fakt ich krótkiej znajomości zupełnie nie istniał.
- To prawda, do tej pory znany był fakt jego wpływu, ale dopiero teraz udało się nam, przynajmniej częściowo go zrozumieć - dopowiedziała ciszej, starając się wyłapać wszystkie, popychane ku niej informacje. Mężczyzna mówił z takim przejęciem i taką łatwością operując pojęciami astronomicznymi, że nawet laik musiałby przyznać, że miało się przyjemność z kimś szalenie obeznanym w temacie - Sięga pan, panie Vane po bardzo abstrakcyjne zagadnienie, a przez to trudniejsze... - zmarszczyła brwi, wyłuskując z własnej, posiadanej wiedzy elementy, o których wspominał jej rozmówce. Co prawda nie sięgała po tak teoretycznie kwestie obliczeń, ale orientowała sie wystarczająco, by wiedzieć, że podejmował się karkołomnego przedsięwzięcia. Chociaż...o jej zadaniu mówiono zawsze coś podobnego. A jednak, udało się. Tym bardziej wierzyła, że mu się uda - Czy obliczenia wskazują, jakie będzie miało to konsekwencje? - przechyliła głowę i przesunęła dłońmi po blacie stolika - To będzie bardzo silnie działało, szczególnie na nasz magiczny świat. Mogą pojawić się anomalie albo pobudzające efektywność magii, albo wręcz odwrotnie - ujęła w palce filiżankę, przyglądając się, dla odmiany, kłębiącej się cieczy w barwi intensywnej czerni. Zupełnie, jakby dostrzegła tam czarną dziurę, pochłaniająca niebieskie planety.
- Tak, dokładnie! - poderwała spojrzenie, odnajdując wzrok JJ - tylko niestety o izolacji, przynajmniej aktualnie, nie może być mowy. Zamknięcia nie gwarantują spokoju zarażonym. To tak...jak z niektórymi ingrediencjami. Są takie, które mogą połączyć się tylko z konkretną substancją. W towarzystwie innych, nie zareagują - kontynuowała, zachęcona rozświetloną w oczach profesora ciekawością - Albo kostka cukru. Dopóki nie ma kontaktu z wodą, nie rozpuści się. A potem już ciężko ją wyodrębnić, chociaż, jest to możliwe - zawiesiła głos, przez moment sięgając po umykający jej wcześniej pomysł - Tak jest z tym lykantropicznym pierwiastkiem. Podczas pełni "rozpuszcza" się w ciele zarażonego czarodzieja - poruszyła palcami, stukając paznokciem o zgrabna filiżankę i dopiero po chwili unosząc naczynie i upijając gorący napar. Zrobiło jej sie odrobinę mdło, ale dziękowała w duchu, że nie zdążyła wrzucić do środka oferowanej słodyczy. Ostatnimi czasy, miewała dziwne, irracjonalne wrażenia co do niektórych napojów. I potraw. I zapachów - To też prawda, ale wpływ mają wtedy same emocje. To trochę jak doprowadzanie eliksiru do wrzenia. Niezależnie od tego, czy znajduje się we właściwej pozycji czasu konstelacyjnego, po prostu wybuchnie - do tej pory, rozmowa o badaniach sprowadzała się jedynie do relacji z przebiegu działań. Nie miała okazji, nie licząc tych kilku uczestników, z którymi mogła rozwinąć temat o zagadnienia bardziej szczegółowe, nasuwające się już podczas pracy z eliksirem - Wywar, który udało się uzyskać podczas badań, chociaż nie eliminuje pierwiastka, pozwala na zachowanie jasnego, człowieczego umysłu. Do tej pory, każdy przemieniony nie działał...według własnej woli, a kierowało nim przekleństwo. To najbardziej dzikie, instynktowne. Krwiożercze - ściszyła raz jeszcze głos, czując, jak głos za daleko galopował w rozważaniach - Gdyby udało się rzeczywiście podjąć izolację z pomocą luster, jako skupiska....może zechciałby pan podjąć się badań, gdybym chciała prowadzić kontynuację? Rozumiem, że tematyka nie dotyka stricte zainteresowań, którymi się pan zajmuje, ale chciałabym usłyszeć świeże pomysły osoby, która spojrzy na całość w sposób bardziej obiektywny. A wiedza tak daleko sięgająca poza schematyczną, oferowaną dla ogółu, mogłaby ułatwić rozwiązanie wielu kłopotów, z którymi się do tej pory spotkałam - podążyła wzrokiem za mężczyzną, zatrzymując się na moment na twarzach muzyków. Cicha melodia tętniła spokojem, ułatwiając skupienie na nie tak ważkich tematach - I mam nieodparte wrażenie, że mogłabym się od pana jeszcze wiele nauczyć, sięgając poza granice mojej specjalizacji - dodała, wracając do obserwacji towarzysza. Bez nachalnej manii, z ciekawością doszukując się skrywanych przez mężczyznę tajemnic.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
restauracja - Restauracja "Blodeuwedd" - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]18.10.17 9:24
Nie potrafił zbyt długo siedzieć w jednym miejscu. Nie, gdy dookoła było tyle rzeczy do podziwiania, do poznawania, do notowania. Nie, gdy nauka wzywała i jakby wołała o uwagę, którą Jayden oczywiście zawsze przenosił na każdy obiekt służący mu w astronomii lub mogący mieć takie zastosowanie. Dlatego ciężko było mu utrzymać jeden tor myśli rozmowy, która nie dotyczyła dziedziny, dla której poświęcił życie. Jego rozmówca musiał być dla niego niezwykle ważny i bliski, by stało się inaczej. Być może właśnie ta niechciana i samoistna anihilacja dialogu sprawiała, że niektórzy nie mogli pojąć charakteru profesora. Przychodzili do niego z pewną kwestią odstającą od wszystkiego, czym się zajmował i dziwili się, że ten później ich nie słuchał. Osoby związane z nim w jakikolwiek sposób miały już swoje sposoby, by ściągać Vane'a na ziemię i trzymać go przy temacie, który poruszali. Jednak nietrudno było dojrzeć, że natura astronoma należała do wolnych i pozbawionych jakichkolwiek granic czy reguł świata. Zupełnie jakby unosił się ponad wszystkim, by czasem wylądować i podzielić się swoimi przeżyciami z innymi ludźmi. Naukowcy mieli co do takich zachować o wiele większą łatwość niż reszta, bo wiedza wciąż się rozszerzała z nowymi odkryciami i trzeba było mieć otwarty umysł, by tego dokonać i zdać sobie sprawę, że tak naprawdę jeszcze nic nie wiedzieli. Siedząc obok nowej towarzyszki, Jay czuł, że ona również fascynowała się zdobywaną wiedzą i potrafiła spojrzeć na nią w sposób perspektywiczny. Być może właśnie dlatego istota ich znajomości zeszła na dalszy plan, a on mógł podzielić się przypuszczeniami, powymieniać konkluzjami z kimś równie do tego chętnym. A tacy ludzie byli wielkim skarbem dla społeczeństwa.
- To wspaniale! - odpowiedział, słysząc o tym, że kolejny krok w stronę zrozumienia nieba, jego nieba, został postawiony. Być może początkowo nieśmiały, ale na pewno miał być początkiem czegoś znacznie większego i mającego duże znaczenie. Nie tylko dla dotkniętych wilkołaczym przekleństwem, ale również astronomów - czołowych badaczy sklepienia nad ich głowami. Gdy usłyszał o abstrakcyjnym przedsięwzięciu, którego się podjął, uśmiechnął się jedynie pod nosem i zerknął na swoją towarzyszkę. - Tylko z pozoru jest to paradoksalne. To właśnie wiedza w połączeniu z wyobraźnią jest podstawą kreatywności, do której, aby się rozwijała, musimy dodać wolność. Klimat wolności rozwija wiedzę i wzbogaca wyobraźnię. Istota wiedzy staje się więc istotą kreatywną, otwierając nową erę w światowym rynku. Kreatywność, wyobraźnia i innowacje to nowe komponenty współczesnej roli rozwoju społeczeństwa - odpowiedział, wierząc we wszystko co mówił. Bez szerszej perspektywy, bez wyobraźni nie doszedłby, nie podjąłby się nawet tego, jak już wspominała, karkołomnego zadania. Od razu skazałby je na porażkę - Posiłkując się tym, co wiemy jesteśmy w stanie mniej więcej przewidzieć tego konsekwencje. Nawet kiedy dojdzie do zetknięcia się tych dwu galaktyk, ewentualne kolizje oraz zbliżenia gwiazd będą bardzo mało prawdopodobne, dlatego zderzenie galaktyk zapewne będzie miało mały wpływ na trajektorie ciał w Układzie Słonecznym w tym i Ziemię. Jego efekty będą natomiast widoczne w większej skali – zaburzeniu ulegną tory ruchu gwiazd w ich ruchu orbitalnym wokół centrów obu galaktyk. Przewiduje się, że galaktyki niezwiązane grawitacyjnie z Grupą Lokalną, czyli grupą kilkudziesięciu galaktyk, do której należy również nasza Galaktyka, przenikną przez kosmologiczny horyzont zdarzeń i pozostałość po zderzeniu Galaktyki Andromedy z Drogą Mleczną stanie się jedyną dużą galaktyką w obserwowalnym Wszechświecie. A co do wpływu na magię... Nie jestem jej teoretykiem, więc ciężko mi cokolwiek o niej powiedzieć - zakończył nieco dłuższy wywód, którym uraczył siedzącą obok Inarę. Nawet nie zauważył kiedy odpowiedź na pytanie zmieniła się w mini wykład, który mógł ją nieco znudzić, ale nie zaobserwował podobnych zmian na jej twarzy, a przynajmniej nie potrafił ich dostrzec, jeśli się takowe pojawiły. JD w międzyczasie zapomniał o jedzeniu czy herbacie. Były niczym jeśli można było wdać się w żywą i ciekawą dyskusję z inteligentną kobietą, która nie patrzyła na niego z niezrozumieniem. Dlatego też ucieszył się, gdy sama się nieco ożywiła podchwytując jego przypuszczenia, dotyczące układu Księżyca. Słuchał uważnie jej słów, gdy tłumaczyła mu trudność lub właściwie na ten moment brak możliwości na izolację. Mówiła składnie i przystępnie dla niego, chociaż z tematem wilkołaków i ogólnie tą dziedziną nie spotykał się zbyt często, skupiając się na własnych badaniach jak i uczeniu studentów Hogwartu. Spodobało mu się lekkie wytłumaczenie na przykładzie kostki cukru i wody. Rozumiał co miała na myśli i gdy tak go uświadamiała, zdał sobie sprawę, że omijał bardzo interesujące zagadnienie, przechodząc obok niego. Czyżby teraz dostał szansę na naprawę swoich uchybień?
- Czy chce pani powiedzieć, że znalazła lek pomagający zmienionym na pozostanie przy zdrowych zmysłach? To przełomowe! - odparł nieco głośniej niż zamierzał, ale zaraz znowu się nachylił w stronę swojej rozmówczyni, nie kryjąc podziwu. - Przecież to może ułatwić im życie. I zniwelować ataki... - mówił już ciszej, chociaż nie potrafił usiedzieć w miejscu, gdy dowiedział się czegoś tak genialnego. Kolejny dowód na to, że siedział koło kogoś niezwykłego. Inara odezwała się ponownie, zahaczając o tematykę badań i tym samym zupełnie wytrącając Jaydena ze stanu dziecięcej ekscytacji. Nieco się wyprostował i patrzył na nią z niedowierzaniem. Zaskoczyła go tym pytaniem. Lub po prostu onieśmieliła. Musiała to zauważyć, a przez chwilę między nimi panowała cisza, w której Vane otwierał i zamykał usta na zmianę, nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego wyartykułowanego dźwięku. W końcu jednak uśmiechnął się, spuszczając wzrok i zabrał głos. - To by było naprawdę wspaniałe doświadczenie móc uczestniczyć w takich badaniach. A nauka... Myślę, że oboje byśmy się od siebie czegoś nauczyli - odpowiedział, zerkając na kobietę i posyłając jej ciepłe spojrzenie. Możliwość bycia częścią grupy badawczej nawet tak nie całkowicie związanej z jego specjalizacją w astronomii, oznaczała wstąpienie w nowy, nieznany mu świat nauki. A tego Jay podjąłby się bez wahania.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]02.12.17 20:58
Przejrzysty tok myślenia, którym był udziałem aktualnej rozmowy - rozwijał się z każdym padającym słowem. To co odległe, niebanalne, utkwione w metajęzykowej materii dociekań, stawało właśnie żywe, istniejące. Niecodziennie Inara miała szansę na prowadzenie podobnej dysputy. Dostępne zazwyczaj w towarzystwie podobnych jej alchemików, w innych dziedzinach, nieznacznie się wymijając. Rozmawiali o rzeczach ważnych, ale na rożnych poziomach abstrakcji, a dziś miała wrażenie, że schody wiedzy wiodły równo, do góry, odsłaniając szczeble, których nie znała, a jednak intuicyjnie pojmowała. Jak melodia, której z pozoru nigdy nie słyszała, a wygrywane tony trącały strunami wiedzy utajnionej.
Swoisty oddech w morzu arystokratycznych powinności, które ostatnimi czasy bez ustanku zajmowały jej uwagę. Nie planowała wyrywać się na siłę, buntować. Dostrzegała w tym swoiste piękno, ale nie potrafiła tkwić zamknięta w złotej klatce. Potrzebowała oddechu, odmiany, który uwalniał splatane wokół niej więzy. Przynajmniej te widziane z zewnątrz. W domu była sobą, ale nadal - nie miała wielu okazji do naukowych spotkań, gdy z początkiem kwietnia zakończyła jedne z największych, w jakich brała udział.
Uwaga Inary nie należała do niespójnych. Z typową dla kobiet gracją rozdzielała ją na części, nie tracąc przy tym wątku. I dlatego nie miała kłopotu, gdy podczas warzenia eliksiru, ktoś przybywał z rozmową. Co prawda, jak każdy alchemik wolała pracować bez pary wędrujących za nią spojrzeń, w całości skupiając się na ingrediencyjnych proporcjach i recepturze. Nie zmieniało to faktu, że wydzielenie proporcji uwagi dla gościa nie było trudne. Zazwyczaj. Możliwe, że "dziwaczność" polegała przede wszystkim na fascynacji dziedziną, która dla laickiego oka nie miała znaczenia. Co właściwie dla zwykłego czarodzieja miała zaoferować astronomia? Inna, ponad nocne oglądanie gwiazd i szeptanie poetycznych szeptów ukochanym? I własnie chodziło o to, że wiele. Tylko mało kto potrafił zrozumieć potęgę tak zdobytej wiedzy.
- Nie, nie, nie paradoks - pokręciła energicznie głową, rozsypując na ramiona czarne pasma rozpuszczonych włosów. Bez namysłu poprawiła dłonią łaskoczący ja w policzek pukiel i założyła za ucho - Operuje pan po prostu bardzo trudną sztuką. Nie każdy potrafi działać, opierając się obliczeniach, koncepcjach i przewidywaniach. Materiał, o którym pan mówi nie jest materialne dostępny. Jest obserwowalny, pozwala na opis, jest w pewien sposób mierzalny, ale opiera się na meta-zasadach - odetchnęła, w zamyśleniu przekręcając w palcach filiżankę z naparem. Umoczyła wargi, słuchając i obserwując swego rozmówcę. Mówił z zapałem i pewnością, która w niepojęty sposób przeczyła wizji osoby, którą spotkała na początku. Nieśmiałość, napięcie czy niepewność ulotniły się, pozostawiając mężczyznę fascynującego, skupionego o otwartego - W pozostałych kwestiach nie wysnuję żadnego sprzeciwu. Tym bardziej że kreatywność, wyobraźnia jest domeną artystów a ta, własnie w abstrakcyjny sposób odbija się w nauce - wydęła lekko usta z drgającym, rozbawieniem -
Właściwie, artyści, to bardzo niekonwencjonalny typ naukowca - urwała jednak dygresję, wsłuchując się w padające słowa z coraz większym skupieniem. Jakby jej umysł wznosił się, osiągając rzadko spotykaną perspektywę...absolutu? - A jeśli wykluczymy magię? - przygryzła usta, szukając w myśli właściwej puenty - Czy na człowieka będzie mogło to wpłynąć? Już teraz wiemy, że choćby podczas pełni każdy jest bardziej pobudzony i łatwiej przychodzą pewne czynności. Właściwie, zastanawiam się, czy coś tak odległego wejdzie w większą reakcję z tym co dzieje się tu na ziemi. Taki efekt motyla - zmarszczyła ciemne brwi przez moment zastanawiając się, czy wystarczająco jasno skraplała w słowie swoje myśli. Temat odbiegał stricte od jej zainteresowań, ale fakt istnienia był fascynacją samą w sobie. Nie spotykała się do tej pory z tak wyczerpującą prezentacją tematu galaktyk, samej oscylując bardziej na konstelacyjnych kwestiach ułożenia i ich rzeczywistego wpływu choćby (a może szczególnie) w alchemii.
- Tak, chociaż istnieją zupełnie inne kwestie, które nieco ów odkrycie przyćmiło - dłonie raz jeszcze zatańczyły wokół filiżanki, ale ciemna ciecz pozostawała wciąż w połowie pełna - Aktualnie dostępny jest w Ministerstwie i w kręgach naukowych, dlatego każdy zarejestrowany będzie mógł skorzystać, ale ostatnio zastanawiam się nad jego powszechnym udostępnieniu - ściszyła nieco głos, chociaż pojmowała, że potencjalni słuchacze już dawno przestali interesować sie treścią zawiłej rozmowy - Mój ojciec jest uzdrowicielem i często wspominał o ofiarach wilkołackich pogryzień. I oboje zakładamy, że nie każdy dotknięty klątwą zgłasza się do rejestru...ale trochę przeraża mnie myśl, że mogą pojawić się tacy, którzy świadomie wykorzystają klątwę - pokręciła głową - Nieważne, proszę mi wybaczyć dygresję. Decyzję muszę podjąć później i wszystko dokładnie przemyśleć - odchyliła się w krześle, ostatecznie skupiając się na filiżance, powoli dopijając zawartość - proponuję więc układ - uśmiechnęła się lekko, znacząc uśmiech czerwienią warg - Przy najbliższych badaniach, zaproponuję panu współpracę i ...liczę na wzajemność - odstawiła puste już naczynie, a palce splotła przed sobą, układając je na stoliku. W charakterystycznym dla siebie geście, przechylił głowę na bok, czekając na decyzję. Nie mogła jednak przepuścić okazji na podobną znajomość i relację.  Pan Jayden Vane byłby niezastąpiony i przewidywała, że z jego pomocą, półroczne badania nad lykanotropią zakończyłyby się o wiele wcześniej.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
restauracja - Restauracja "Blodeuwedd" - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]09.12.17 22:15
Jay siedział i z opartą głową na prawej dłoni, słuchał wypowiedzi młodej kobiety, która niemalże go zahipnotyzowała szybkim wyciąganiem wniosków i łatwością w kalkulacjach czy poddawaniu teorii nowej, nieznanej dotąd płaszczyzny. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy wiedział, że ma do czynienia z kimś nie tylko błyskotliwym, ale również rządnym przygód. Czy nie mając wyobraźni można by mówić o tych zjawiskach, które pochłaniały ich właśnie teraz? Które wcale nie były abstrakcyjne, ale wcześniej niewypowiedziane na głos lub powiedziane w niewłaściwym towarzystwie mogły zostać uznane za czcze pragnienia, nie mające odbicia w rzeczywistości. Ale oni pokonywali zgrabnie te ograniczenia, nie pozwalając, by coś takiego jak wstyd czy strach przed ośmieszeniem ograniczał ich tok rozumowania. Byli jak rakieta, która przyspieszała gwałtownie przez osiągnięciem wymarzonego celu. I Jayden nie czuł, że postępuje źle. Wręcz przeciwnie, bo w Szkole Magii i Czarodziejstwa miał obok kolegów po fachu, jednak każdy był tak zaabsorbowany swoją dziedziną, że mało kiedy mógł spojrzeć w tak perspektywiczny sposób. Astrolog patrzył na niebo w zupełnie innych kategoriach niż astronom, chociaż często mylono ze sobą te dwie dziedziny, co naprawdę nie podobało się Jaydenowi z tego względu, że nie doświadczył nigdy czegoś podobnego do przewidzenia przyszłości. Wolał skupić się na tym, co było tu i teraz, a sprawy dociekań zostawić daleko, daleko. Nikt nie powinien był znać przyszłych zdarzeń i gdyby wierzył w przepowiednie, nie chciałby słyszeć żadnej ze swoim udziałem. Numerologia miała wspólny czynnik z astronomią, jednak była ona tak rozległą nauką, że ciężko było powołać się na dysputy, które zainteresowałyby i wdrożyły obie osoby. Jayowi brakowało właśnie tych otwartych umysłów, z którymi można było się ponieść. Nie zastanawiać. Po prostu działać i robić. Właśnie dlatego tęsknił za Cyrusem, który wciąż był na wyjeździe. Przyjaciel niewątpliwie poszerzał swoją wiedzę alchemiczną, ale równocześnie odebrał im długie dyskusje na tematy połączenia tych dwóch dziedzin w celu stworzenia czegoś niebywałego. Nie podejrzewał, że wkrótce taką szansę dostaną. Być może dlatego też z uwagi na profesję przyjaciela dogadywał się tak dobrze z młodą kobietą siedzącą tuż obok. Gdy go pochwaliła, zmieszał się i wycofał w pewnym sensie, czując jak ten nieśmiały uśmiech występował na jego twarzy i nie mógł go powstrzymać. Nie tylko reagował tak na niektóre postaci, ale ciężko było mu uwierzyć w słowa innych - szczególnie, gdy mówiły o nim coś tak miłego i dobrego.
- Od tego są efemerydy - zaczął, ponownie czując jak znika to wyciszenie i niepewność, która tak go onieśmielała w towarzystwie oczytanej, a przy okazji również chwalącej go wybitnej jednostki. - Są to dane, najczęściej wypisane w przeróżnych tabelach, dotyczące przebiegu przyszłego zjawiska astronomicznego. Mogą opisywać pozorne położenie Słońca, Księżyca i planet na niebie w określonym czasie i w określonym miejscu na Ziemi. To tak jakby mówić o przypuszczeniach i jednocześnie mieć je za fakty. To właśnie to o czym pani mówiła. A efemerydy zawierają dane o ważnych zjawiskach astronomicznych, takich jak zaćmienie Słońca i Księżyca, retrogradacji, czyli ruchu przeciwnym do innych ciał niebieskich, czasie gwiazdowym i pozycje węzłów księżyca, położenie i układ gwiazd lub innych ciał niebieskich w wybranym dniu. Równocześnie możemy je więc usystematyzować pod przypuszczenia jak i fakty. Meta-zasady. Dokładnie. Równocześnie bierzemy coś za pewnik, oscylując przy niepewności i własnym zaufaniu. Kosmos rządzi się własnymi prawami - zakończył, rozkładając ręce i wiedząc, że kobieta zdawała sobie z tego sprawę. Zaraz jednak wsłuchał się w słowa padające z ust pani Inary. Jej percepcja wciąż do zaskakiwała, a podążanie dalej niż standardowe granice niezwykle imponowały. Gdy zadała mu pytanie o skutki z pominięciem magii na człowieka, zamyślił się. Nie trwało to jednak szczególnie długo, choć można było wywnioskować z jego wyrazu twarzy, że przetwarza uważnie te informacje. - W wyniku złączenia galaktyk gwiazdy zostaną wyrzucone na różne orbity wokół nowego galaktycznego jądra. Szacuje się, że po tym wydarzeniu Układ Słoneczny znajdzie się dalej od centrum galaktyki, niż jest w chwili obecnej. Możemy być zatem spokojni, gdyż skutkiem zderzenia nie będzie apokalipsa, lecz drobna zmiana adresu. Jednak zmieniając trajektorię planet będzie to miało zmianę na grawitację, a ona... Cóż. Od niej zależy wszystko. Czy będziemy wyżsi, czy żyli dłużej. Ba! Może nawet będziemy skakać na wiele mil i to bez żadnego wysiłku! Niewątpliwie będzie to miało wpływ na nasze życie, droga pani. Jak silne - możemy się jedynie domyślać i spekulować - odpowiedział zgodnie z prawdą. Jak bardzo miała się zmienić ta orbita? Gdyby to wiedzieli, mogliby już teraz zacząć liczyć, jednak nikt nie był tego pewien. Jego również ten temat fascynował i rozumiał zaciekawienie sąsiadki, która żywo brała udział w jego wywodzie. Zaraz jednak wstrzymał oddech, gdy mówiła o swoim odkryciu. Tak. Niewątpliwie było to wspaniałomyślne i aż się dziwił, że wcale o tym nie słyszał. Interesował się wszak nauką w sensie rozległym jak i intensywnym. Lek na wilkołaczy obłęd powinien być hitem. Kamieniem milowym w swojej dziedzinie! Nie trzeba byłoby już się obawiać każdej z pełni, po której wszak zostawały ofiary - nie tylko śmiertelne, ale również pogryzienia. A o ilu jeszcze się nie wiedziało? Zatrważające. Gdy usłyszał o celowym wręcz wykorzystywaniu tego przekleństwa, wzdrygnął się. Momentalnie popędził myślami w stronę Lunary i jej... Podopiecznych. Nie musieliby się ukrywać przed społeczeństwem, nie byliby wykluczeni. Byliby bezpieczni. Proponuję więc układ. Jay momentalnie wrócił na ziemię i spojrzał wprost na Inarę. Z każdym jej słowem uśmiech profesora rósł, aż w końcu niemal podskoczył na fotelu. - Ależ... - zaczął, łapiąc się za głowę. - Ależ to by było wspaniałe! - zawołał, ale zaraz został przywołany do porządku przez gości restauracji, który syczeli na niego, by się uciszył. Vane zrobił to, jednak zupełnie nie zwracał uwagi na otaczających ich ludzi. - Koniecznie. To by było niezwykle pouczające doświadczenie. Pani Inaro. Koniecznie - ściszył głos i nie kontrolując swoich odruchów, uścisnął delikatną dłoń sąsiadki. - Ale my tu gadu gadu, a wkrótce będzie wspaniała godzina na obserwację Syriusza. Nawet nie wie pani jednak jak się cieszę, że się spotkaliśmy. Proszę się nie krępować i pisać, bo czasem zapominam, ale o tym nie zapomnę. Proszę i do widzenia, pani Inaro - rzucił niezwykle podniecony, po czym wstał, wciąż trzymając jej dłoń i puścił dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że się odwracał. Zaśmiał się krótko i przepraszająco, by w dziecięcej ekscytacji niemalże wyfrunąć z restauracji.

|zt x2? :pwease:


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]12.07.20 23:02
20. maj

Ponure to czasy nastały dla wszelakiej maści artystów i świata sztuki. Oczywiście nie tylko dla nich, dla wszystkich właściwie, wojenna zawierucha nie oszczędzała wszak nikogo, lecz Harry Smith czuł się mocno zagrożony i pokrzywdzony. Podwójnie! Nie dość, że jako syn czarodzieja mugolskiej krwi mógł w każdej chwili zostać uznany za nie dość czystego, by móc poruszać się po Londynie, ba! by móc w ogóle posługiwać się różdżką, to jeszcze jako artysta został pozbawiony wielu źródeł zarobku... W stolicy Wielkiej Brytanii, choć nie chciał się z niej wynosić, to w chwili obecnej nie miał zbyt wielu możliwości, by występować i zarabiać. Miasto niemal zupełnie opustoszało niespełna dwa księżyce wcześniej. Od zawsze zdecydowaną większość londyńczyków stanowili niemagiczni i Harry'emu to wcale nie przeszkadzało, nie był wszak do nich negatywnie nastawiony, z domu wyniósł tolerancję do wszystkich krwi i statusów - a może raczej zwyczajną obojętność? - choć gdyby zapytano go teraz, co sądzi, to zapewne odparłby, że popiera Ministerstwo Magii, by nie narobić sobie kłopotów. Raz już, w skutek tragicznej pomyłki, na początku kwietnia, kiedy próbował zarejestrować różdżkę, został aresztowany jako zwolennik rebelii Harolda Longbottoma i spędził w celi Tower niemal dobę. Jedno z najgorszych doświadczeń w jego życiu. Gdyby nie pomoc pana Lockharta, znanego i cenionego w świecie muzyki nauczyciela emisji głosu, mógłby już stamtąd nie wyjść. Smith miał szczęście, że Lockhart zachował to dla siebie, zaś wieść o tym aresztowaniu się nie rozniosła i nie zaszkodziła jego reputacji. Może i nie był jeszcze szczególnie popularny, zwłaszcza teraz, kiedy czarodziejskiemu społeczeństwu nie w głowie były muzyczne gwiazdy i czytanie Czarownicy, ale wciąż... Po tym tragicznym doświadczeniu Smith wolał trzymać gębę na kłódkę i zachować własne poglądy wyłącznie dla siebie, innym mówić zaś to co chcieli usłyszeć - dla własnego dobra. Ono wszak było dla niego wartością nadrzędną.
Drżał przed tym, co przyniesie jutro. Lękał się o to, że straci życie, padając przypadkową ofiarą wojny, że inni dowiedzą się o pochodzeniu jego ojca, tego, że zgromadzenia publiczne zostaną całkiem zakazane, a on straci możliwość występowania na scenie. Tak gorąco pragnął, by to wszystko w końcu się skończyło, uspokoiło, wróciło do normy i znów było po staremu. Chciał móc po Londynie poruszać się bez obawy, cieszyć się dniem i tworzyć. Grać na gitarze to, na co miał ochotę, śpiewać o tym, co akurat podsunie mu natchnienie... Pragnął artystycznej wolności, a zaczynał się obawiać, że i ona jest zagrożona.
W Londynie próżno było szukać teraz pracy, lecz poza nim sytuacja nie była jeszcze aż tak tragiczna. Pomimo wszystko życie wciąż się toczyło, czas pędził do przodu, ludzie musieli egzystować w tym trudnym świecie. Niektórzy, Ci wyżej urodzeni, mieli zdecydowanie mniej powodów do zmartwień i mogli spędzać czas po staremu, ciesząc się wydawaniem pieniędzy i obcowaniem ze sztuką. Irlandzka restauracja "Blodeuwedd" funkcjonowała wciąż w najlepsze i bardzo często organizowała wieczory z muzyką na żywo. Jednym z muzykantów zaproszonych do współpracy był właśnie Smith, który kilka miesięcy wcześniej brał udział w ich przesłuchaniach. Lokal ten należał do bardziej prestiżowych, więc to on musiał się postarać, by wystąpić na ich scenie, bo chętnych wszak nie brakowało. Sprawdził się, zachwycił gości barwą i siłą swojego głosu, dobrze dobranym repertuarem i od tamtej pory występował na ich scenie regularnie.
Dwudziestego maja pojawił się w restauracji "Blodeuwedd" odpowiednio wcześniej, na kilka godzin przed planowanym występem, by z kilkorgiem znanych i ulubionych muzyków przećwiczyć występ. Zawsze długo się przygotowywał, to był klucz do tego, by odnieść sukces. Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Każdy jego występ musiał być dopracowany. Mieli do tego odpowiednią przestrzeń, gdyż część ze sceną za dnia była za pomocą czarów ukryta przed gośćmi restauracji i wyciszona zaklęciem Muffliato, by odgłosy prób nie przeszkadzały im w miłym spędzaniu czasu w lokalu.
Charles grał na flecie poprzecznym, Elizabeth zaś na harfie. Do miejsca takiego jak to nie pasowała gitara, nie pasował rock'n'roll, współczesne melodie w ogóle, dlatego sięgali po klasykę. Charles i Beth doskonale odnajdywali się w celtyckich brzmieniach i nie tylko, także staroangielskich i irlandzkich, to głównie dzięki nim Smith odnalazł odpowiedni repertuar, który zachwycił gości. Całe popołudnie ćwiczyli zatem ballady i klasyczne pieśni. Powolne, leniwe, nie wszystkie melancholijne, lecz niezbyt żywiołowe. Ich występ nie miał zaprosić gości do tańca, to nie wieczór balowy, lecz uprzyjemnić kolację, zaprosić do wysłuchania z kieliszkiem wina, czy szklaneczką whisky w przypadku mężczyzn.
Ćwiczyli tak długo, aż Smithowi zaschło w gardle i zarządził koniec próby, bo zbliżała się godzina dziewiętnasta, kiedy to scena miała zostać odczarowana i zaprezentowana gościom - a nie mógł przecież stanąć na niej w tym, co miał na sobie podczas próby. Szacie czarodzieja składającej się z brązowych spodni i lekkiej, białej koszuli; potrzebował się przebrać w coś zdecydowanie bardziej eleganckiego, dlatego wraz z Charlesem przeszli do komnaty przeznaczonej dla artystów takich wieczorów - garderoby, gdzie wcześniej pozostawili swoje bardziej odświętne szaty. Właściwie w ich przypadku przygotowanie się nie trwało zbyt długo. Charles wciągnął na siebie czarną, elegancką szatę, zaś Harry postawił na większą ekstrawagancję - założył garnitur ze szmaragdowego, nieco błyszczącego materiału, który (wedle słów Beth) podkreślał kolor jego oczu. Włosów nawet nie próbował ułożyć, bo nigdy nie poddawały się grzebieniowi, zawsze pozostawały w artystycznym nieładzie, stanowiąc część jego uroku osobistego. To właśnie Elisabeth potrzebowała znacznie więcej czasu, by zrobić makijaż i odpowiednia fryzurę, lecz nigdy się nie spóźniała - tego wieczoru także nie zawiodła.
Punktualnie o godzinie dziewiętnastej zapowiedział ich szef sali restuaracji "Blodeuwedd", po czym machnął różdżką, by ściągnąć czar - oczom Smitha ukazała się sala pełna gości, których oczy powędrowały właśnie ku nim. Uwielbiał to, niezaprzeczalnie, uśmiechnął się zatem szeroko i szczerze, zachwycony tym, że chociaż w odległej Irlandii mógł zaznać odrobiny normalności. Na chwilę zapomnieć o Londynie, który spływał teraz krwią niemagicznych i pełen był strachu.
Harry przywitawszy się krótko z gośćmi od razu dał znak Charlesowi i Beth, by zaczęli grać, a on sam przysiadł na wysokim stołku i przyłożył różdżkę do krtani, by wzmocnić swój głos zaklęciem Sonorus, lecz niezbyt mocno. Jego śpiew, ich muzyka, nie mogła być tak głośna, by restauracja drżała w posadach. Miała jedynie lekko rozbrzmiewać ponad gośćmi, miękko wypełniać ten uroczy wieczór. Pierwszą z pieśni, którą wybrał na wieczór dwudziestego maja, była ballada o czarodzieju zakochanym w leśnej, irlandzkiej driadzie, jaka mieszkała w magicznym dębie u brzegu jednego z jezior. Driada nie odwzajemniała jego uczuć, lecz lubiła go zwodzić i rzucała mu wyzwania, obiecując, że jeśli je wypełni, to odda mu swoje serce. Najlepiej czuł się w podobnej tematyce - romantycznej. Wkładał wtedy w swój śpiew własne serce.
Po minach gości wysnuł wniosek, że im się podobało. Zdecydowanie więcej było tych, którzy z uwagą im się przypatrywali, wsłuchani w celtyckie melodie wygrywane na flecie i harfie przez Charlesa i Beth oraz śpiew Smitha. Jedynie nieliczni powrócili do rozmowy ponad kieliszkami wina i talerzami z wykwintnymi daniami. Nie szkodzi, ich Smith zdawał się nie zauważać, skupiony na słuchaczach - choć często spoglądał gdzieś w górę, ponad ich głowami, jakby śpiewał dla kogoś jeszcze.
Nie zorientował się nawet, kiedy ten wieczór minął. Pragnął, by trwał o wiele dłużej. Tak dobrze czuł się na tej scenie, przy tych gościach, przy Charlesie i Beth. Może to nie do końca był repertuar, w którym odnajdywał się doskonale, lecz lubił go i mógłby śpiewać tak o wiele dłużej. Żałował, że przyszło mu z tej sceny zejść, kiedy restauracja opustoszała i nadeszła godzina, by ją zamknąć. Westchnąwszy ciężko, kiedy zgasły świece na sali, ruszył jeszcze do gabinetu czarodzieja, z którym mieli rozliczyć się za ten występ - miał przekazać mu zapłatę, którą Smith podzieli się z muzykami.

| zt



Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie

Harry Smith
Harry Smith
Zawód : śpiewak, muzyk
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Ja bym kota nie wziął
na weekend.
A ty mi chciałaś
serce oddać,
na wieczność
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7987-harry-smith https://www.morsmordre.net/t8560-markiza-anhelique#249750 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f189-hereford-square-7-15 https://www.morsmordre.net/t8559-skrytka-bankowa-nr-1938#249749 https://www.morsmordre.net/t8558-harry-smith#249747
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]29.05.21 8:19
atticus & jayden10 grudnia
Stypy w ostatnim okresie nie były niczym niesamowicie rzadkim. Potęgująca wojna musiała odbić się na ofiarach, a co za tym idzie również na życiu codziennym innych osób powiązanych z poszkodowanymi. Piętrzące się nawet na ulicach przypadki niesprawiedliwości, okrucieństwa oraz głodu nie były w stanie schować się przed postronnym wzrokiem. Cała Wielka Brytania odczuła na sobie skutki konfliktu oraz braku żywności. Matki nie miały jak wykarmić swoich dzieci, ojcowie nie mogli zapewnić swoim rodzinom wyżywienia - panowała klęska, której nikt nie zamierzał pomóc. Jedynie zwolennicy samozwańczego Lorda, przywódcy Rycerzy Walpurgii i pracownicy Ministerstwa Magii byli zadbanymi ludźmi - karmiono ich racjami, które mogłyby przydać się innym. Rodziny arystokratyczne twierdzące, iż wspierały promugolską sprawę siedziały i robiły jedno wielkie nic, dbając jedynie o własne bezpieczeństwo. A Zakon Feniksa wciąż rozsiewał w podziemiu swoją propagandę, nie licząc się ze złem, które równocześnie pobudzał. Oskarżenia o kolaborację z przeciwnikami rządu padały tak często, jak aresztowania. Nikogo nie interesowało bycie niewinnym. Nikogo nie interesowała prawda. A kim byli bez prawdy jak nie garścią popiołu rzuconą na wiatr - bez celu, bez korzeni, bez wartości.
Przypadek Conora nie był odosobnionym - był jednym z licznych, piętrzących się poza granicami jego drewnianej trumny, którą umieszczono na rodzinnym cmentarzu. Był jednym z wielu ciał, które tam złożono. Jayden nie pamiętał dalekiego współpracownika ojca - być może spotkali się raz czy dwa podczas uroczystości organizowanych przez rodziców astronoma, ale różnica wieku oraz zainteresowań była aż nadto odległa, by byli w stanie być przesadnie zżyci. Sięgający praktycznie sześćdziesiątki mężczyzna był szanowanym w Dolinie Godryka uzdrowicielem, gdy trafił w złe miejsce i zły czas. Panoszące się bandy szmalcowników wzięły go za jednego ze wspomagających mugoli czarodziejów - czy prawdziwie, czy też nie, nie miało to większego znaczenia. Obrażenia, które poniósł od napastników, nie były zbyt poważne, o ile dostałby pomoc w odpowiednim czasie. Niestety ta przyszła za późno, gdy nie było już kogo ani czego ratować. Głupia śmierć, usłyszał od jednego z krewnych mężczyzny, gdy stali na cmentarzu. A czy jakakolwiek ze śmierci była sensowna? Czy wykopywanie dołu, by następnie umieścić tam ciało bliskiej osoby, miało w ogóle cel? Czy ktokolwiek ze stojących wokół mogiły grzebał kiedykolwiek własnoręcznie krewnego? Czy w deszczu walczył z własnym zmęczeniem, drżącymi mięśniami i lejącymi się po oczach kroplami? Ciążącymi od wody ubraniami, ziemią, która pod wpływem wilgoci zmieniała się w błoto? Czy wkładali pozbawione życia i duszy ciało? Lekkie, wychudzone tak bardzo, że nie dało się go rozpoznać? Czy robili to, będąc w pełni świadomi tego, co w przyszłości będą musieli powiedzieć swoim dzieciom o ich matce? O jej śmierci? O tym, że jej duch nigdy nie miał zaznać spokoju?
Tym razem rodzina nie zgromadziła się w domu zmarłego jak nakazywała tradycja - zdecydowano się na urządzenie stypy w jednej z irlandzkich restauracji tak dobrze znanej Jaydenowi. Mieszkanie zmarłego ograbiono i dość znacznie zniszczono, a nikt nie czuł się na tyle bezpiecznie, by zaprosić grono czarodziejów i czarownic do własnych czterech kątów w Anglii, nie bojąc się kontroli. Dlatego też zdecydowano się na neutralną jeszcze Irlandię, co prawdę powiedziawszy młodemu Vane'owi bardzo pasowało. Droga z Killarney nie była uciążliwa, dlatego mógł też w każdym momencie wrócić, nie martwiąc się o przesadną odległość dzielącą go od własnej posiadłości. Godziny leciały wśród cichych, smutnych wymian zdań odzianych w czerń żałobników i w jakiś sposób ten stan Jaydenowi w ogóle nie przeszkadzał. Szczególnie iż od jakiegoś już czasu siedział przy jednym ze stolików w rogu sali, wpatrując się w oddalone sylwetki czarodziejów rozmawiających przy bufecie. Pozwalał na to, by brak myśli przelewał się przez jego umysł, przynosząc przyjemną, irracjonalną w danym momencie ulgę. Jego mama wzięła chłopców i poszła ku kobiecemu zgromadzeniu, ojciec natomiast dyskutował o czymś w męskim gronie. Astronom zdecydował się nie angażować - już wystarczająco długo był na świeczniku tego dnia, gdy każdy chciał porozmawiać o Hogwarcie, ocenach swoich dzieci, nauce. Niektórzy dopytywali nawet o młodą Pomonę Vane widniejącą na plakatach. Koniec końców zajęli się czymś innym, dając mężczyźnie spokój - mógł więc siedzieć bezczynnie, jeżdżąc delikatnie opuszką palca po brzegu własnego kieliszka i cieszyć się własną, tak bardzo wyczekiwaną od dawna pustką.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]30.06.21 20:50
Wcześniej sądził, że to Londyn otoczony został najbardziej ponurą atmosferą, jaką ostatnimi czasy można było wyczuć niemalże wszędzie - po przybyciu na dzisiejszy pogrzeb szybko zmienił zdanie.
Śmierć zawsze była nieodłącznym towarzyszem życia; gdy był młodszy, jeszcze jako mały chłopiec, wyobrażał sobie, iż każdy ze spotkanych ludzi posiada nad głową zegar. Stary i ogromny, jak ten, który wisiał w sypialni dziadka - z tą różnicą, że wskazówki tego wyimaginowanego poruszały się zwodniczo wolno. Odmierzał pozostały czas na ziemskim padole, i gdy miały spotkać się na dwunastce, miał to być ostateczny koniec. Dziecięca wyobraźnia często płatała figle, a wyobrażenie umierania przybierało różne formy; rzeczywistość szybko zweryfikowała jednak dziecinne mrzonki i sprawiła, że łatwo zapomniał o dawnym wyobrażeniu.
Wojna nie oszczędzała nikogo; nawet tych, którzy być może nie zawinili w niczym.
Albo zwłaszcza takich.
Plotki o okolicznościach śmierci Conora dotarły do zatłoczonego Londynu i często odwiedzanego sklepu Blythe'a. Podskórnie czuł, że niekoniecznie były prawdziwe; kojarzył starego czarodzieja jeszcze za czasów życia ojca. Mglisty obłok wspomnień przywoływał sylwetkę mężczyzny i kojarzył ją przede wszystkim ze spokojem i czymś w rodzaju neutralności; nie pamiętał jedynie, które z rodziców częściej prowadziło wywody na temat znajomego. W teorii nie musiał tutaj dzisiaj być, bo jego obecność na zatłoczonym cmentarzu była zbędna; w teorii to jego starszy brat winien był oddać należny hołd dla zmarłego i jego najbliższych. Ponura świadomość obowiązku wydarła z gardła ciche westchnienie, które umknęło w niebyt w szumie deszczu. Atticus obserwował z kamienną twarzą, jak trumna powoli zostaje opuszczona do dołu - a czarodziej, który zginął głupią śmiercią, odchodzi w lodowaty niebyt.
Wieść, iż stypa nie odbędzie się w domostwie nie była zaskoczeniem; do Blythe'a dotarł już plotki o tym, że dom nieboszczyka został niemalże doszczętnie zrabowany i zniszczony. Nawet najbliższa rodzina nie wykazała chęci, by w tych niebezpiecznych czasach spraszać tyle osób do własnych czterech ścian, i Atticud nie mógł ich winić za ostrożność. Oczywiście wszystko należało jedynie do decyzji; wystarczyło opowiedzieć się po odpowiedniej stronie, by nie obawiać się niczego.
Wnętrze Blodeuwedd szybko zapełniało się ludźmi; pierwsze, nieśmiałe pomruki rozmów wypełniły salę i nieco rozluźniały napiętą atmosferę. Jubiler postanowił nie wdawać się w ckliwe wspomnienia o człowieku, którego kojarzył jedynie przelotnie; liczył jednak na to, że być może ktoś wypapla coś interesującego po kilku głębszych. Jeśli Conor faktycznie pomagał mugolom, czy miał towarzyszy? Należał do Zakonu? Te pytania nigdy nie miały wybrzmieć na głos, lecz tkwiły uparcie na obrzeżach myśli; być może to z ich powodu postanowił zachować czujność.
Przy kontuarze przywitał się cicho z zebranymi i zawinął oferowaną jakże hojną szlaneczkę whisky; trunek pachniał i smakował podrzędnie, ale w czasach panującej wokół wojny i braku pewnych dóbr nie miał zamiaru narzekać. Rozmowy wokół toczyły się na neutralnym, nużącym gruncie - w momencie, gdy podjął decyzję o dopiciu alkoholu i ulotnieniu się ze stypy, przy jednym z bocznych stolików dostrzegł znajomą twarz. Potrzebował chwilę, by przypisać imię i nazwisko do lica czarodzieja; wówczas przypomniał sobie długie godziny spędzone w domu rodziny Vane i naukę gry na fortepianie udzielaną przez cierpliwą panią domu - a także niezliczony czas spędzony w Hogwarcie. Nieco z ociąganiem ruszył w kierunku samotnika, zatrzymując się przy wolnym krześle naprzeciw Jaydena.
- Można się dosiąść? - neutralne pytanie zostało poparte wyciągnięciem dłoni w ramach powitania. - Uwierz lub nie, ale to ostatnie miejsce, w którym spodziewałbym się ciebie spotkać. Znałeś go?
Być może neutralność faktycznie była dobrym pomysłem w towarzystwie dawnego znajomego; być może zwykła rozmowa wkrótce mogła przeistoczyć się w żywą dyskusję. Nie zwlekając dłużej, Atticus opadł na wolne krzesło, cierpliwie oczekując na odpowiedź.


Maybe
I am more of her, but when I pray with fear, then only the thought, — that you are somewhere gives me relief.
Atticus Blythe
Atticus Blythe
Zawód : jubiler, twórca talizmanów
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
The desire of gold is not for gold. It is for the means of freedom and benefit.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9791-atticus-blythe#296938 https://www.morsmordre.net/t9850-jutrzenka#298336 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9909-atticus-blythe
Re: Restauracja "Blodeuwedd" [odnośnik]01.07.21 16:58
Ciężko było mu już wykrzesać z siebie jakieś większe emocje. Co miał powiedzieć? Co miał więcej jeszcze zrobić? Widząc zapłakanych członków rodziny zmarłego, nie czuł nic. Nic nowego. Widział już to wszystko, doświadczał tego. Musiał z tym żyć każdego dnia, zdając sobie sprawę, że podobny los spotykał każdego dnia dziesiątki innych osób. Dziesiątki jeśli nie setki, bo przecież nie tylko on nosił w sobie żałobę - jego niczego nieświadomi jeszcze synowie także zaczynali własne życie z piętnem osierocenia. Porzucenia i głupoty związanej z utraconym istnieniem. Bo Pomona nie musiała ginąć, ale jego niedopatrzenie, jego niekompetencja, jego uśnięcie w radości sprowadziły koniec na ich nowo powstałą rodzinę. To nie miało sensu - nic z tego nie miało, a jednak się wydarzyło. Logika rozpadała się wraz z rozsądkiem. Człowieczeństwo przestawało mieć znaczenie, podobnie zresztą jak analiza oraz logika. Niektórzy świętowali zwycięstwo chorych ambicji, niektórzy rzucali garść ziemi na trumnę. Chyba przestało go to dziwić w pewnym momencie - brak ludzkiego wyczucia. Szokowały go wyznania Roselyn, Billyego, milczenie Pomony. Przyzwyczaił się do tego wszystkiego w takim stopniu, że przy słowach Maeve nie był nawet wściekły. Czuł po prostu zawód. Stał się milczącą wersją samego siebie - stojącą w opozycji do otwartości oraz gadatliwości z przeszłości. Tak odmienną i nieoczekiwaną w oczach innych, a przecież właściwą dla samego siebie. Dla kogoś, kto niósł ciężar całego świata na własnych barkach. Kogoś, kto był w żałobie. Cały ten czas.
Nie spodziewał się towarzystwa. Niespecjalnie też tego towarzystwa wyszukiwał, preferując pozostać w cieniu i nie musząc z nikim wchodzić w interakcje, jednak zanim pojawiający się przy jego stoliku mężczyzna zdołał powiedzieć coś więcej, sam Vane również rozpoznał w głosie kogoś, kogo nie spodziewał się tam spotkać. Sylwetka była bliższa niż większość tych przewijających się wśród gości, ale dlaczego natrafili na siebie dopiero teraz - nie potrafił powiedzieć. - Proszę - powiedział krótko, wskazując dłonią wolne krzesło, przy którym i tak stał już czarodziej. Krótkie uściśnięcie dłoni miało otworzyć wspólnie rozpoczęty właśnie rytuał. Czy pamiętliwy - tego mieli się dowiedzieć dopiero po jego zakończeniu. Na ten moment Jayden przypatrywał się jedynie Atticusowi, jakby próbował dostrzec jakiekolwiek zmiany, które mogły zajść od ich ostatniego spotkania. Nie było to tak dawno temu - pierścionki zostały wykonane w grudniu tamtego roku, a jednak zmieniło się dosłownie wszystko. Jayden zdążył być ojcem, mężem i wdowcem, a aktualnie zmagał się nie tylko z żałobą, lecz samotnym rodzicielstwem. Zmuszonym zresztą myśleć o potencjalnym nowym ożenku nawet wbrew sobie. Sama koncepcja podobnego zabiegu przyprawiała go o skręt żołądka, jednak znał swoje obowiązki i miejsce. Musiał również zadbać o przyszłość swoich synów, którzy potrzebowali nie tylko jego obecności, ale również matczynego pierwiastka. Nieważne, jakie emocje się wiązały z podobną decyzją - musiał to zrobić, chociaż krew wciąż przelewała się przez serce należące tylko do jednej kobiety. I żadnej innej ani wcześniej, ani później.
Znałeś go?
- Nie. Ale mój ojciec tak. - Nie spytał, jak sprawa wyglądała z Atticusem. Mężczyzna nie wydawał się przesadnie smutny, dlatego Vane powątpiewał w fakt, iż należeli do bliskiej rodziny. Blythe jednak zawsze miał w sobie coś, co zgrabnie pozwalało mu ukrywać się z oczywistościami. Było w tym wiele wysublimowanej elegancji, jaka przyciągała kobiety, a w mężczyznach wzbudzała niepewność. Jayden jednak nie miał nigdy z tym problemu. Musiał mimo wszystko brać poprawkę na fakt, iż jeszcze półtora temu nie był tym samym człowiekiem, którym był aktualnie - poznawał więc wszystkich i wszystko na nowo. Włączając w to również samego Atticusa. Obecność czarodzieja przesunęła myśli profesora na inne, całkiem niedawno odświeżone tory. W jego umyśle całkiem logiczne. - Twoja siostra też tu jest? - Nie widział Belviny ani na cmentarzu, ani w restauracji. I szczerze - po tym, co ostatnio się wydarzyło, chyba nie miał ochoty znów się z nią spotykać.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Restauracja "Blodeuwedd"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach